W świetle zachodzącego słońca
W świetle zachodzącego słońca
gdzie złoto miesza się z błękitem,
stoją słoneczniki, strażnicy pól,
ich głowy ciężkie od marzeń i bólu.
Ich płatki jak płomienie,
wirują w tańcu z wiatrem,
a ja, malarz bez pędzla,
słowami kreślę ich portret.
Nocą gwiazdy kręcą się w chaosie,
jak na płótnie mistrza,
księżyc płynie w srebrnej rzece,
a ja patrzę z tęsknotą, jak on.
W polach pszenicy, złotej i niespokojnej,
kruki krążą, cienie na niebie,
wiatr niesie szept przemijania,
a ja czuję go na skórze.
W lustrze widzę twarz,
zranioną, lecz pełną ognia,
autoportret duszy,
gdzie światło walczy z mrokiem.
Jego pędzel był jak moja myśl,
niespokojna, wirująca,
w kolorach życia i śmierci –
żółć, błękit, czerwień.
I choć odszedł,
jego dusza żyje w płótnach,
w każdym pociągnięciu, w każdym oddechu,
w wiecznej tęsknocie za światłem.
Maluję słowami,
obrazy noszone w sercu,
w ciszy i bólu znajdując piękno,
które przetrwa.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania