Wiecznie Młodzi - Rozdział 1

Prolog

 

Zamknąć oczy, zrelaksować się, wziąć oddech. Jeden, drugi, trzeci. Żyjesz, oddychasz, jesteś wielki. Nie ma się czego bać. Już widziałeś bezlitosne piekło, jesteś znieczulony.

Przede mną szumiało morze, to, które dawniej było naszym celem. Jego srebrzysta tafla migotała w promieniach zachodzącego słońca, a delikatne fale obmywały sypki piasek. Moje płuca wypełniał charakterystyczny morski zapach, na ustach wręcz czułem sól. Chłodnawy wiatr dmuchnął w moją stronę, rozwiewając moje włosy. Pod bosymi stopami czułem piasek, w oczy kuło mnie słońce. Nigdy nie miałem tak silnego wrażenia, że… żyję.

Nagle ktoś mocno klepnął mnie w plecy i usłyszałem za sobą sześć śmiechów. Odwróciłem się i łzy zaczęły kapać z moich oczu. Byli tam, wszyscy. Jeden stał z rękami nonszalancko wepchniętymi w kieszenie i cwanym uśmieszkiem na ustach, drugi zwyczajowo drapał się niezręcznie w tył głowy i napinał mięśnie brzucha, prezentując nowo nabyty sześciopak, trzeci opierał się ramieniem o czwartego i oboje posyłali mi przyjacielskie spojrzenia, piąty jedynie kiwnął do mnie porozumiewawczo, puszczając przy tym ledwo zauważalne oczko, a szósty był tuż obok mnie, wlepiając mi kumpelską sójkę w bok i wystawiając mi język.

− Stary, co ty, ryczysz? Nie bądź baba, szkoda życia na smęty!

− Szukaliśmy cię wszędzie, bez ciebie imprezy nie ma. Dajesz, kto pierwszy wskoczy do wody!

Moi przyjaciele rzucili się biegiem do przodu, po drodze zrywając z siebie koszule. Śmiejąc się i dokazując niczym małe dzieci a nie zupełnie poważni – kaszl, kaszl – młodzi mężczyźni, wskoczyli po kolei do ciepłego morza, chlapiąc dookoła.

− Idziesz czy nie? – zawołał jeden z nich, wykonując zapraszający gest dłonią. Dyskretnie otarłem łzy i z rozbiegu wskoczyłem do morza pośród kolegów, nadal w ubraniach. Wynurzyłem się spod wody i zrobiłem ustami fontannę jak wieloryb. Kumple zaczęli krzyczeć i chlapać na mnie, jeden wdrapał mi się wprost na plecy i niczym pięciolatek zażądał przejażdżki na barana. Wybuchłem niekontrolowanym śmiechem, bo to był tak niesamowicie piękny moment, nawet jeżeli byłem tylko głupim nastolatkiem, za młodym na takie myśli.

Ale właśnie wtedy naszła mnie ochota być wiecznie młodym.

 

*******

 

− Koniec budy! – zaśpiewał Hiromitsu, niczym petarda wybiegając ze szkoły. Gdy znalazł się na zewnątrz, ściągnął z ramion kraciastą marynarkę i poluzował krawat, wydając przy tym z siebie nieboskie odgłosy. Xiang natychmiast podążył w jego ślady, wskakując niższemu koledze na plecy, wydzierając się razem z nimi.

− Przesadna ta wasza radość – stwierdził Seo Joon, ale sam dyskretnie zdjął krawat i wsunął go do kieszeni, wdzięczny, że nie będzie musiał oglądać tego diabelstwa przez następny miesiąc.

− Wcale nie przesadna! Są wakacje, Seo! Czas, w którym można cieszyć się życiem, być młodym i wolnym!

− I głupim – wtrącił Eiji, śmiejąc się z własnego żartu. Xiang posłał mu minę, jakby właśnie został zmuszony do zjedzenia kilograma cytryn, a następnie zwrócił się do reszty kolegów, przybierając świetlisty uśmiech.

− Chłopaki, ogarniacie ten fart? Miesiąc bez lekcji, testów, prac domowych i tych rasistowskich kretynów… Miesiąc imprez, przygód, piwa i dziewczyn! A skoro już o tym mowa… − Tu nastolatek urwał i spojrzał w stronę szczupłej dziewczyny, która prowadziła ożywioną dyskusję ze swoimi koleżankami. Na chwilę zerknęła w stronę Xianga, ale zaraz potem odwróciła wzrok, jakby go wcale nie było. Chłopak zlekceważył to i puścił jej zalotne oczko. – może uda mi się w te wakacje wyciągnąć tę ślicznotkę na porządną randkę.

− O ile pamiętam, to właśnie Aya jest jedną z tych „rasistowskich kretynek”. – Juan ze śmiechem podszedł do Xianga i poklepał go pocieszająco po plecach. – Większość lasek w naszym otoczeniu taka jest, niestety. Nam, Chińczykom, nie powodzi się u japońskich kobiet. Trzeba to przeboleć, stary.

− Ale jakby nie patrzeć, to ja mam najgorzej. Osiemnaście lat i nigdy nic! – westchnął Han, bawiąc się kolorową plecioną bransoletką, jedną z wielu, które zawsze nosił na nadgarstku. W jednej chwili znalazł się przy nim Xiang, pomachał rękami przed twarzą przyjaciela.

− Przepowiadam tobie, Hanie Atkinsonie, iż w to lato spotkasz miłość swojego życia!

− Chciałoby się.

Siódemka osiemnastolatków wyszła poza bramy szkoły i odetchnęła pełną piersią, czując ekscytujący początek wakacji. Ich rozmowy nie ucichły ani na sekundę, zawsze któryś musiał mówić, śmiać się albo wydzierać na cały regulator. Zamilkli dopiero wtedy, gdy doszli do zacienionej knajpki, gdzie byli stałymi bywalcami. W środku pachniało sake i wiśniowymi papierosami, w progu witał gości wiatrak. Właściciel baru był pogrążony w swojej gazecie, jednak z przyjemnej lektury wyrwał go informujący o klientach dzwonek oraz gromada rozgadanych nastolatków.

− Dziadku! – zawołał Kento, gdyż to on był najlepiej zaznajomiony z właścicielem lokalu. – Siedem razy Kirin!

„Dziadek” uniósł jedną brew i obrzucił wzrokiem grupkę młodzieńców. Pochodzący z różnych krajów, wyglądający inaczej, każdy z innym stylem, innymi marzeniami, a jednak wszyscy podobni – tak samo szczęśliwi, młodzi i cieszący się chwilą. Mężczyźnie przypomniała się jego własna młodość.

− Spożywanie alkoholu do dwudziestego roku życia jest nielegalne, knypku – powiedział sucho sprzedawca, pstrykając Kento w czoło, ale poczłapał w stronę lodówki i wyciągnął z niej piwa. Chłopcy poprzybijali sobie piątki i przysiedli przy niskim stole ustawionym nieopodal lady. Właściciel knajpy przyniósł im zamówione napoje, zostawił lekko zardzewiały otwieracz do butelek i wrócił do swojej gazety.

− Tylko jak capną was psy, to odpowiadacie za siebie – ostrzegł, ale nastolatkowie go zignorowali, jedynie Eiji, najstarszy i najprawdopodobniej najrozsądniejszy z całej paczki, przytaknął uprzejmie.

− Wszystko będzie dobrze, dziadku! Jesteśmy już w szkole policealnej, wiemy, jak się nie upić! – wrzasnął Hiromitsu, siłując się z kapslem korkującym jego piwo. Po chwili walki poddał się i po prostu ściągnął go zębami, wypluwając go na środek stołu i biorąc pierwszy łyk złocistego napoju.

− To za wolność – rzekł Han, unosząc swoją butelkę.

− Za dobrą zabawę! – dodał Seo Joon, poprawiając beret na przefarbowanych na ostry czerwień włosach.

− Za życie pełną parą – dorzucił Eiji, spoglądając na młodszych kolegów z ledwo dostrzegalną troską.

− Za bycie młodym! – krzyknął radośnie Juan, potrząsając głową w euforii, jak to miał w zwyczaju.

− Za przeżycie czegoś niezapomnianego! – Pięść Xianga wystrzeliła do góry, jakby chciał poprzeć swoje słowa.

− Za niemartwienie się jutrem! – zawołał energicznie Hiromitsu, trącając łokciem Kento, który dziś był najcichszy ze wszystkich.

− E… Cóż, niech będzie… Za te wakacje! – skwitował chłopak, stykając szyjkę swojej butelki z pozostałymi. Następnie każdy upił trochę lodowatego, orzeźwiającego piwa i tu nie padły żadne komentarze. Kento był za to trochę wdzięczny. Osobiście, piwo smakowało mu jak brudna woda i to była jedna z niewielu rzeczy, do której niechętnie przyznałby się przed przyjaciółmi, nawet jeżeli byli nierozłączni od początku liceum.

− Tak w ogóle, to mam dobre wieści – zagadnął Eiji, zwracając na siebie uwagę chłopaków. Sześć par oczu wlepiło w niego zaciekawiony wzrok.

− Ja wiem! Znalazłeś magiczne pigułki na wzrost i wyleczysz Hiromitsu z bycia hobbitem! – strzelił Xiang, na co jego przyjaciel gwałtownie wstał. Przeszył młodszego ostrym jak brzytwa wzrokiem, a ten prawie spadł z krzesła. Wszyscy wiedzieli, że ze stu siedemdziesięciu dwóch centymetrów Hiromitsu nabijać się absolutnie nie wolno.

− Chodź na gołe klaty, gimbusie, to zobaczymy, czy nadal będziesz taki cwany – zagroził, po czym na powrót usiadł i zgryzł swój gniew krewetkowym krakersem. Eiji westchnął i potarł wolno skroń, zastanawiając się, czy koledzy wreszcie dadzą mu dojść do słowa.

− Starzy powiedzieli, że mogą mi odpalić przyczepę na lato. Poszperałem w Internecie, przeszukałem dom i mogę powiedzieć, że spokojnie możemy wybrać się do Akity i nikt nam głowy nie urwie.

Wśród młodzieńców rozległy się oklaski i podjarane snucie planów na wycieczkę. Mieszkali w stolicy prefektury Yamaguchi, która, będąc bardzo przyjemna okolicą, jednak ograniczała napalonych nastolatków. Około marca, gdy Eiji jako pierwszy z paczki otrzymał prawo jazdy, zaczęli rozważać podróż nad Morze Japońskie. Bez żadnych rodziców, tylko ich siódemka, zdani jedynie na siebie. Spaliby w starym, rozklekotanym gracie, jakim była przyczepa należąca do rodziny Eijiego, żyliby z oszczędności, bawiliby się świetnie. A teraz to marzenie wydawało się jak najbardziej realne. Jedynie Juan przygryzł nerwowo wargę, a w jego oczach zatańczyły iskry wątpliwości.

− Stary, co jest? – zapytał Han, trącając kolegę łokciem. W odpowiedzi Juan oparł czoło na dłoni i zaczął szarpać kosmyk swoich brązowych włosów.

− U mnie będzie problem z pozwoleniem. Wiem, że u was wszystkich nie będzie problemu, żeby was starzy puścili na taką kilkudniową wycieczkę, ale u mnie zawsze będzie kłopot z takim czymś.

Rozmowy chłopaków natychmiast zanikły i zapadła krępująca cisza. Hiromitsu podrapał się niezręcznie w tył głowy, a cała reszta wlepiła wzrok w swoje piwo. Przez chwilę jedyną słyszalną rzeczą w lokalu był szum wiatraka i oddechy siódemki nastolatków.

− To kicha – odezwał się wreszcie Seo Joon, przerywając upiorne milczenie. Położył dłoń na ramieniu Juana, a Chińczyko-Amerykanin uniósł głową. – Słuchaj, stary, jeżeli w najgorszym przypadku nie będziesz mógł jechać…

− Nie! Nie, coś ty, Seo! Nawet jak brat nic u starych nie zdziała, to i tak pojadę, po moim trupie będę tu kiblował przez całe wakacje. Najwyżej ucieknę przez okno, mam gdzieś ten szmaciany sznur z drugiej klasy gimbazy, coś się wymyśli. – Widząc ulgę na twarzach przyjaciół, Juan uśmiechnął się do nich, klasnął i zatarł dłonie. – Bez obaw, pojedziemy, będzie zajebiście.

Rzeczywiście tak miało być.

 

Jakby ktoś nie ogarniał do końca tych chłopaków i ich krajów pochodzenia, to poniżej macie pomoc w kolejności od najstarszego do najmłodszego):

Eiji Nakanishi - Japończyk

Hiromitsu Tanaka - Japończyk

Seo Joon Song - Koreańczyk

Juan Hua - Chińczyk/Amerykanin (matka Amerykanka, ojciec Chińczyk)

Kento Isobe - Japończyk

Han Atkinson - Amerykanin z japońskim pochodzeniem

Xiang Li - Chińczyk

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Iskierka 28.06.2016
    Hmm... myślisz, że Chińczyków, nawet z amerykańskim pochodzeniem, ktoś nazywa "gimbusami"? :) Ten mankament mi się nie podobał. Jakoś trudno mi było uwierzyć, że akcja rozgrywa się w stolicy... nie pamiętam jakiej, a nie chce mi się szukać.

    Prolog pisany w narracji pamiętnikarskiej, rozdział już w trzecioosobowej? Teraz musisz dorzucić epilog znowu pisany w formie pamiętnika, a przynajmniej tak myślę. Z tym że trochę nietypowe jest to, że wspomina bohater, który później bierze udział w akcji. (chyba) Nie wiem czy wiesz, o co mi chodzi.

    Widziałam jakąś literówkę, ale czytając po raz pierwszy w ogóle nie zwróciłam na nią uwagi, tylko potem czegoś szukałam i ją zauważyłam, a teraz znowu szukać mi się nie chce.

    W jednym miejscu, w tej kawiarni, dialog wydał mi się trochę sztuczny. Chodzi mi o moment, w którym ktoś tam mówi, że może mieć problem z tym, żeby na ten wypad dostać pozwolenie. Ale jeśli to po prostu sposób mówienia tego chłopaka to w porządku. Tylko bądź konsekwentna.

    Coś się stanie, wyczuwam to po przeczytaniu prologu. I właśnie, plus za prolog, bo rzeczywiście w Twoim opowiadaniu prolog on przypomina. Zaciekawiłaś mnie, ale na razie nic więcej. Czegoś mi brakuje i zobaczymy czy odnajdę to coś w kolejnych rozdziałach. Właśnie, mam nadzieję, że nie poprzestaniesz na tym pierwszym. :)

    Zostawiam Ci **** i lecę czytać innych.
  • Majeczuunia 28.06.2016
    Dziękuję za bardzo rozpisany komentarz i cenne opinie. "Gimbus" tak mi się z polskiego wkradło, przepraszam ;-;
    akcja rozgrywa się w stolicy... małej i nieznanej prefektury w Japonii, jest to raczej swojskie miasteczko, niż ogromne miasto.
    Epilog, zgodnie z twoimi przeczuciami, będzie pisany w formie pamiętnikowej, zresztą nie tylko on, ale nic nie zdradzam ;)
    A co do tego chłopaka, to wydaje mi się, że jako postać jest trochę niezręczny i bardzo, bardzo przejmuje się wszystkim, więc może stąd odniosłaś takie wrażenie.
    Mam nadzieję, że będziesz jednak śledziła następne rozdziały, jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :D
  • Iskierka 28.06.2016
    Majeczuuniu, tak, na pewno. :) Teraz tylko musisz uważać, jak będziesz tworzyć tego chłopaka, żeby wiarygodny był
  • NataliaO 28.06.2016
    wiecznie młodzi ciekawy tytuł, opowiadanie fajnie się zapowiada, wszystko współgra dialogi dobrze wkomponują się w opisy; przyjemnie się czytało 5:)
  • Majeczuunia 28.06.2016
    Nat, bardzo mi miło, że zajrzałaś :D
  • KarolaKorman 30.06.2016
    Czyli wybuchowa mieszanka chłopaków :) Dobrze, że zostawiłaś tę ściągę, bo miałam pomieszanie z poplątaniem :D Bardzo fajny, dynamiczny początek. Lecę zobaczyć, co wyszło z wyjazdu, 5 :)
  • Majeczuunia 30.06.2016
    Karola, ale się cieszę, że zajrzałaś! Faktycznie, ci chłopcy zdołaliby podpalić wszystko XD mam nadzieję, że cię nie zawiodę dalszym ciągiem ;)
  • Haruu 30.06.2016
    Jak juz pisałam, zajebiste, zdania nie zmieniam XD 5
  • Majeczuunia 30.06.2016
    fenksz kochana XD
  • Neli 14.03.2018
    Prolog zdecydowanie lepszy niż reszta. Utonęłam w opisach, fajne. Lubię Twoje teksty, ale nie lubię takich klimatów, wiec nie wiem, czy będę dalej czytać. Za ten rozdział +4. Jak mnie tu dawno nie było :O

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania