Wiedźmin: Obława na Wilka cz.1
Część1: Biały Wilk
Słońce chyliło się ku zachodowi. Pogoda była w sam raz na podróż - nie gorąco, ale i nie zimno, nie to, co kilka godzin wcześniej. Lato tego roku było bardzo ciepłe, zdarzało się nawet, że w południe nie szło wytrzymać na otwartej przestrzeni. Geralt przekonał się o tym na własnej skórze. Gdy tylko tego ranka wzeszło słońce, wiedźmin czym prędzej skierował kobyłę, ku majaczącemu w oddali matecznikowi. Gdyby nie korony drzew dające schronienie przed ukropem lejącym się z nieba, Geralt dałby sobie rękę uciąć, że ugotowałby się żywcem.
Choć zjeździł kawał świata, w tej krainie był po raz pierwszy. Na mapach próżno było jej szukać, tym większe więc było jego zdziwienie, gdy zlecono mu eskortę do Hukhe w niejakiej Raa. Cieśla, bo tym właśnie trudnił się nieznajomy, wyglądał na zdesperowanego i gwarantował zaliczkę z góry, toteż Biały Wilk, nie mając nic ciekawszego do roboty, zgodził się. To czy miał ruszyć na północ czy na południe, na wschód czy zachód, nie miało żadnego znaczenia.
Droga przez Raa przebiegła dość spokojnie. Po dotarciu do Hukhe wiedźmin odebrał zapłatę i ruszył w dalszą drogę. Sam nie wiedział, co go podkusiło, by ruszyć wgłąb krainy. Od tamtego czasu minął tydzień, a on natknął się na tylko jedną wioskę. Baba wodna, którą rzekomo widziała połowa osady rybackiej, okazała się zwykłym utopcem, więc zapłata była niższa niż początkowo zakładał. Oreny rozeszły się szybko. Musiał wyposażyć się na dalszą drogę, jako że okolica była wyludniona i nie wiedział, ile minie nim znów będzie miał okazję uzupełnić zapasy. Coś jednak nie dawało Geraltowi spokoju. Raa nie była nękana wojnami, plagami ani potworami, dlaczego więc było tu tak pusto? Dlaczego ludzie wydawali się płochliwi i jakby... zdziczeli?
Gdy wyjechał z lasku, słońce niemal całkowicie zaszło za widnokrąg. Wiedźmin odetchnął - nieopodal, w dole kotlinki, stała wieś. Choć Geralt z natury był samotnikiem, odczuł ulgę na widok dymów kopcących z kominów. W końcu ileż można gadać do konia?
Minął wysokie ogrodzenie, przypominające palisadę. Wjechał w opłotki, ignorując ujadanie psów. A były to dziwne psy. Jak na oko Geralta wyglądały bardziej na mieszankę psów i wilków, z przeważającą częścią tego drugiego. Choć jeszcze do niedawna widział liczne sylwetki, teraz sioło było opustoszałe. Rozglądał się dyskretnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Przywykł do niechęci ze strony ludzi, jednak teraz wyglądało, jakby przez wieś przejeżdżała dżuma, cholera i wszystkie zarazy świata pod jedną postacią.
Do nozdrzy wiedźmina wdarł się nieprzyjemny odór rozkładu. Geralt wstrzymał Płotkę, gdy dotarł do serca wsi. Patrzył w milczeniu na stojący po środku wyciosany w drzewie ołtarz. Choć technicznie był to kawał dobrej roboty, Geraltowi nie podobał się ani trochę.
Na stole ofiarnym , brunatnym od zakrzepłej krwi, porozrzucane było sosnowe igliwie, szyszki, owoce jarzębiny i kości. Ludzkie kości. Kilka świec rzucało upiorne cienie na poliptyk przedstawiający rozmaite sceny, których bohaterami były wilki i ludzie, przez co zdawało się, że płaskorzeźby ruszają się jak żywe. W dyptyku, na samym wierzchu ołtarza, za dwuskrzydłowymi, przeszklonymi drzwiczkami tkwiła ludzka głowa. Musiała mieć więcej niż tydzień, bo sina skóra była w bardziej zaawansowanym etapie rozkładu. Tłuste, grubo brzęczące muchy kotłowały się w komórce, przyciągnięte odorem gnijącego trupa.
– Czego tutaj szukasz, zabójco potworów?
Odwrócił się. Na progu jednego z domostw stała kobieta. Geralt wiedział jednak, że nie była to zwykła chłopka, wyczuł to natychmiast, a drgnięcie medalionu upewniło go w tym przekonaniu. Na oko nie miała więcej niż trzydzieści lat. Rude, bujne włosy, ozdobione kilkoma cienkimi warkoczykami, opadały jej na opalone ramiona, obwieszone bransoletami. Wściekle zielone oczy podkreślone były cieniem, a jej ramiona pokrywały dziwaczne tatuaże.
– Za robotą się rozglądam – odezwał się wreszcie, nie spuszczając wzroku z kobiety.
– Nie ma ci u nas wampirów ni strzyg, wiedźminie. Nic tu po tobie.
– Na cześć jakiego bóstwa wznieśliście ten ołtarz? – spytał z niekrytą ciekawością, wskazując ruchem głowy drewnianą konstrukcję.
Bransolety zagrzechotały, gdy wsparła dłonie o biodra. Dopiero teraz zauważył, że na szyi miała łańcuch z doczepionym doń wilczym kłem.
Rozumiejąc, że nie otrzyma odpowiedzi, zsiadł z konia, upewnił się, że oba miecze leżą w pochwach jak należy, po czym przeniósł żółte, nieludzkie oczy na rudą.
– W żadnej znanej mi religii nie ma mowy o składaniu w ofierze ludzkich głów.
Po twarzy nieznajomej przeszedł nieprzyjemny grymas. Już otworzyła usta, by odparować, gdy drzwi pobliskiej chaty otwarły się z przeciągłym jękiem zawiasów. Starzec, który wykuśtykał na ganek popatrzył na kobietę spod zmarszczonych, krzaczastych brwi, by następnie spoglądnąć ciekawie na intruza.
– Wyście wiedźmin, jak mniemam? – wymamlał dziadyga, wspierając się o kostur. – Nie, nie odpowiadajcie, widzę przecie, choć wzrok już nie ten, a wiedźmina widzę po raz pierwszy. Stary jestem jak ta osada, to i wiem dużo, wiedźminie, oj dużo.
Geralt milczał.
– Rakh'ala daleko jest od wielkiego świata, oj daleko. Pewnie za zarobkiem się rozglądacie, za monstrami wszelakiemi, co by to je można było usiec dla kilku monet. Ale nie, na próżno jechaliście taki szmat drogi, wiedźminie, tu nie ma dla was roboty.
– Na pewno? – Białowłosy skrzyżował ręce na piersi, wyczuwając kłamstwo. Nie wiedzieć dlaczego nie był w stanie zwyczajnie odwrócić się i odejść. Coś nakazywało mu zostać. – Dlaczego więc ludzie boją się wyjść z domów? Po co wam palisada? I dlaczego składacie ofiary z ludzi? Bo przecież nie dla bogów, jeśli którekolwiek z bóstw przyjmuje dary z krwi i kości, morduje się zwierzęta, nie ludzi. Coś wam zagraża, coś co chcecie przebłagać ofiarami z człowieka. Coś co przeraża was na tyle, że nie chcecie ryzykować jego gniewu spowodowanego wynajęciem wiedźmina.
Starzec nie dopowiedział. Ruda też milczała, paląc Geralta wzrokiem pełnym szczerej nienawiści.
– Mogę wam pomóc – powiedział już nieco łagodniej, wyczuwając na sobie liczne spojrzenia wyglądających przez okna wieśniaków. – Mogę pozbyć się tego, co was nęka, mogę przywrócić wam spokój.
– Bujda – szczeknęła rudowłosa, postępując krok w stronę wiedźmina. – Nikt nas nie ocali przed Wilkiem!
– Jestem wiedźminem, rozwiązywanie takich problemów jest moją pracą.
– Przeceniasz s...!
– Wystarczy, Eleno – przerwał jej starzec, schodząc z ganku. Podkuśtykał do białowłosego, a gdy stanął przed nim, chwycił w drżącą dłoń wiedźmiński medalion.
– Znak – szepnął z niedowierzaniem.
– Co? – Geralt zaczął powoli żałować, że wplątał się w tą śmierdzącą sprawę.
– Znak! – krzyknął dziadyga, unosząc wisior tak, by zobaczyła go Elena wraz z chłopami obserwującymi całe zajście z chałup. – To znak!
W jednym momencie, jak gdyby na dany sygnał, drzwi domostw otwarły się, a z wnętrz wychynęli mieszkańcy Rakh'ali. W ich szeroko rozwartych oczach widniała nadzieja.
– Jak cię wołają, wędrowcze? – spytał stary, patrząc z dziwnym napięciem na wiedźmina.
– Jestem Geralt z Rivii, zwany Białym Wilkiem.
pięciem na Geralta.
– Jestem Geralt z Rivii, zwany Białym Wilkiem
Ostatnio naszło mnie na ff o słynnym zabójcy potworów, a że wpadł mi do głowy ciekawy pomysł na to opowiadanie (taa, zobaczymy jak wyjdzie), wprowadziłam plany w życie. Przez dłuższy czas byłam nieobecna, ale że dziś świętuję kolejną zimę na karku, stwierdziłam, że pozwolę sobie na to i dodałam tekst również tu. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie do gustu i nie poszczujecie mnie... wilkiem ;)
Komentarze (20)
Drobiazg: "słońce" z małej litery (nazwa gwiazdy) jakoś mnie bardzo razi.
Ale poza tym - fajnie, wciągające opowiadanko, płynnie się je czyta. Ciekawi, co będzie dalej... :)
Pozdrawiam :)
Nie nie, ostatnia część sagi to Pani jeziora, jest jeszcze "Maladie i inne opowiadania", gdzie mi. jest opowiadanie o ślubie Geralta i Yen (nie moge tego dostać w bibliotece, więc jest jeszcze przede mną) i jako ostatnia wydana książka w kanonie figuruje jeszcze Sezon burz, którego akcja jednak rozgrywa się przed wydarzeniami z sagi :)
Jest git. Jest bardzo, bardzo git.
Nie przebudowane, a z wyrazistym klimatem.
Chwilowo mam dla Ciebie tym ten mały ślad, plus komplet gwiazdek, ale to z pewnością nie ostatnia moja wizyta pod Twoją strzechą.
Pozdro
Dzięki za opinię i liczę (gdzieś tam w niedalekiej przyszłości) na coś cięższego kalibru, jak pod tekstami Kim. Także drzwi do mojej stodoły są dla Ciebie otwarte XD
Pozderki
Miło mi.
Pewna nie jestem, ale intuicja podpowiada mi , że " w głąb" pasuje bardziej.
Bardzo miło mi gościć Cię pod swoim tekstem, nowa towarzyszko broni. Liczę, że surowy klimat tutejszych ostępów Cię nie zmogą ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania