Wielka Czwórka: Początek - Rozdział 2
(...)
Książę aż otworzył usta ze zdziwienia.
- Czwórka? – wydyszał w końcu.
- Niestety… - mruknął Horacy.
Anne kręcąc głową opadła z powrotem na fotel, z którego wstała chwilę wcześniej w przypływie zaskoczenia.
- To nie może być prawda – mruczała. – Nie… to niemożliwe, Horacy.
- Czemu to miałoby być niemożliwe, Anne? – spytał Horacy. – Przecież nie mieliśmy pojęcia jak działa moc.
Anne spojrzała niepewnie na brata, a Gerard ledwie zauważalnie skinął głową jakby pozwalając jej na coś.
- Cóż Horacy nie byliśmy tak do końca z tobą szczerzy.
Horacy rozłożył ręce w pytającym geście.
- Znamy przepowiednie – powiedział szybko Gerard i zamilkł wpatrując się w swoje obuwie niepewny jak zareaguje ich przyjaciel.
Horacego zamurowało. Patrzył to na Gerarda, to na księżniczkę.
- To jakiś żart? – spytał w końcu.
Anne wstała gwałtownie z fotela i zaczęła krążyć po pokoju.
- Zrozum, nie mogliśmy ci powiedzieć. Gdybyś wiedział, że znamy Wielką Przepowiednie nie podjąłbyś się tego zadania!
- Tu akurat masz rację, Anne, nie podjąłbym się.
- Dlatego ci nie powiedzieliśmy! - ciągnęła księżniczka - Po to, abyś się zgodził.
Horacy prychnął.
- Powinienem wiedzieć o wszystkim – powiedział oskarżycielsko.
- No wiem, ale nie mogliśmy inaczej. Posłuchaj, wiesz co by było, gdyby nasz ojciec użył tych mocy. Na razie za bardzo się bał. Przesunął otworzenie mocy na jutrzejszy wieczór. Horacy, nie mogliśmy stać z założonymi rękami i czekać co się wydarzy! To dlatego nic nie powiedzieliśmy o przepowiedni. Żebyśmy zdążyli na czas.
Horacy westchnął ciężko.
- Chyba rozumiem wasze intencje – rzekł powoli. – Jednak chciałbym poznać treść tej wielce tajnej przepowiedni, jeśli łaska.
Gerard sięgnął po jakiś skrawek papieru, lecz Anne była szybsza. Usiadła prosto na brzegu stołu i zaczęła recytować cichym, melodyjnym głosem, a recytowała te słowa:
Czwórka przyjaciół przeżyje, bądź zginie
Świat umrze zdradzony, pochowany w gęstwinie
Czarny całun zakończy czas mroku i strachu,
przyszły nowy władca pole swe zasieje,
gdzie nadzieja i dobroć przyszłość swą dosięgnie.
Wszystko to zależy od czwórki dzieci,
które moce mają jak nikt na świecie.
Mimo, że przypadkiem wybór nadszedł słuszny,
a świat ma nadzieję, że go nie zagłuszy.
Wielka Czwórka powstanie, by nas uratować,
nikt nie będzie cierpieć, wszyscy będą wołać:
„To ogień i woda nas uratowały
wraz z ziemią i powietrzem cuda dokonały
magia i hipnotyzacja dużo też rozstrzygną,
lecz tylko osoba, jedna jedyna losy świata odmieni
i ostatecznie wygra.”
Horacy poruszył się niespokojnie na krześle błądząc wzrokiem po ścianach pokoju Gerarda. Były na nich portrety różnych zasłużonych w historii świata ludzi oraz członków rodziny Armstrongów. Białe ślady widniały w miejscach obrazów Blooma i Olivera. Horacy był pewien, że zdjął je sam Wither i zakazał Gerardowi z powrotem ich wieszać. Właściwie i tak by nie mógł, bo król najprawdopodobniej spalił obrazy następnego dnia. Gerard i Anne tęsknili za bratem. Z Marvolem nie mieli najlepszego kontaktu, a Oliver zawsze był dla nich kimś w rodzaju autorytetu. To, że Oliver odszedł jedynie dodało mu w ich oczach.
- To by wiele wyjaśniało, jednak nie jestem w stanie pojąć, czemu od razu nie powiedzieliście mi o czterech osobach.
- Wtedy byś się nie zgodził – przypomniał Gerard, zdziwiony krótką pamięcią swojego mistrza.
Horacy kiwnął głową w roztargnieniu.
- Tak, tak! – potwierdził szybko mężczyzna po czym zamarł ze zgrozą wymalowaną na twarzy. – Ale… co ja teraz powiem Marii?! – krzyknął z przestrachem.
Anne mimo woli zachichotała. Gerard spojrzał na Horacego z uniesionymi brwiami.
- Doprawdy, Horacy…
- Przecież ja nic jej nie powiedziałem, ona mnie zabije… - szepnął wystraszony.
- Nie przesadzaj – zawołała dziarsko Anne, a Horacy spojrzał na nią ze złością.
- Och, nie myśl, że już ci wybaczyłem, młoda damo! Twoje maniery dalekie są od doskonałości.
Anne znów zachichotała, a Gerard ponownie uniósł brwi. Horacy podniósł ręce w obronnym geście.
- Dobrze, dobrze już jestem spokojny. Jednak zapomniałem o Marii przez całe dwa tygodnie! Powiedziałem, jej wtedy że idę wyczyścić konia – załamał ręce i zamknął na chwilę oczy.
Anne nadal z rozbawioną miną przyglądała się swojemu mistrzowi. Wiedziała oczywiście, że Maria naprawdę będzie zaniepokojona, ale widok Horacego w tym stanie rozśmieszał ją. Zawsze widziała go jako opanowanego nauczyciela. Oczywiście Horacy lubił żartować i przeważnie był w dobrym humorze, ale kiedy zaczynał ich uczyć stawał się nieugięty.
- Koń zapewne błyszczy – skomentował cicho Gerard.
- Już ci lepiej? – spytała księżniczka gładząc Horacego po plecach.
Horacy wziął parę uspakajających wdechów.
- Tak, wszystko w jak największym porządku. A więc… pozostaje kwestia zapoznania Wielkiej Czwórki z naszymi planami.
Gerard zerknął na Anne.
- Cóż zastanawialiśmy się już nad tym – przyznał książę. – I ustaliliśmy, że będzie najlepiej jeśli to ty i Maria ich wyszkolicie.
Horacy spojrzał na księcia ze zdziwieniem.
- Ja z Marią? Ale czemu my?
Anne rozłożyła ręce udając niewiedzę.
- Bo jesteście nauczycielami? – zasugerowała, a Horacy energicznie pokiwał głową.
- Tak, tak racja. To kiedy zaczynam?
- Wyjeżdżasz już dziś – powiedział spokojnie następca tronu.
- Czemu tak wcześnie?
- Och, przypominam ci, że jutro nasz ojciec chce przyjąć moce. Musisz być wtedy daleko stąd – powiedział Gerard blednąc nagle nieco bardziej niż zwykle, o ile było to możliwe. – I my też…
Anne wytrzeszczyła oczy.
- Zupełnie o tym zapomniałam – szepnęła.
- Ale to się szybko da zrobić – zbagatelizował sprawę rozważny jak dotąd Horacy – możecie zniknąć i dziś.
Gerard pokręcił głową w zamyśleniu.
- Zapomniałeś o tych nowych strażnikach, Horacy? Nie wypuszczą nas z zamku.
Horacy syknął cicho.
- No tak…
Cała trójka zaczęła myśleć intensywnie, aż w końcu Anne przerwała ciszę.
- Znikniemy jutro w południe, Gerardzie – powiedziała. – Mamy wtedy jazdę konną więc zanim się zorientują, że nas nie ma będziemy już dostatecznie daleko, by umknąć pościgowi.
- Ojciec nie odwoła wszystkich zajęć na rzecz uroczystości? – spytał Gerard.
Anne wzruszyła ramionami.
- Raczej nie. To tylko godzina jazdy, jeśli go poprosimy, pozwoli nam.
Gerard namyślił się trochę poczym skinął głową.
- Niech więc tak będzie! – powiedział donośnie Horacy i cała trójka podniosła się z krzeseł.
- Nie wolicie iść ze mną? – spytał jeszcze mistrz.
- Musimy zebrać jakieś informacje. Zaszyć się gdzieś w pobliżu i dowiedzieć się jak nasz ojciec zareagował na stracenie mocy i czy podejrzewa ciebie i Marię. Przyjedziemy do was jak najszybciej i mam nadzieję, że do tego czasu wprowadzisz Wielką Czwórkę w tematy, które mają się niedługo stać ich życiem?
Horacy skinął głową, a Anne objęła go ze łzami w oczach.
- Uważaj na siebie, Horacy – szepnęła.
Mężczyzna odsunął się od niej ostrożnie i ścisnął im ręce. Nie lubił okazywać uczuć, peszyło go to.
- Wy też na siebie uważajcie i nie dajcie się złapać.
Horacy otworzył drzwi i niemal wpadł na wielkiego jak góra króla Withera Armstronga.
- Ach, witaj Horacy! – powitał go z uśmiechem.
Horacy udawał jego przyjaciela przez wiele lat, lecz i tak z trudem przyszło mu uśmiechnięcie się do rosłego władcy.
- Witaj, Witherze!
Wither przeszedł obok niego, klepiąc po plecach i usiadł w głębokim fotelu. Wyglądał naprawdę upiornie na tle ciemnych ścian - ma długie do ramion ciemne włosy i przeszywające, niezwykle czarne oczy które odziedziczyła po nim księżniczka. Wither cieszy się niezwykle proporcjonalną twarzą - zakrzywiony, długi nos, duże czerwone usta i okrągłe oczy. Gdy nie był zły miał niezwykle łagodną twarz. Wyglądał wtedy jak każdy ojciec cieszący się, że spędzi czas ze swoimi dziećmi. Jednak kiedy ktoś go zdenerwuje, albo coś pójdzie nie po jego myśli jego twarz zmienia się diametralnie. Oczy się zwężają tak, że niemal ich nie widać. Nos się marszczy, a usta wykrzywiają w okrutnym grymasie złości.
- Czemu tak długo się nie odzywaliście?
- Ach… no wiesz. Maria od dawna przygotowuje się na jutrzejszą biesiadę.
Wither zaśmiał się serdecznie, po czym odwrócił się do Gerarda i Anne.
- Przyszedłem do was, dzieci, by się dowiedzieć, czy jesteście gotowi na jutrzejszą uroczystość.
Anne ledwie przełknęła ślinę.
- Oczywiście, ojcze. Wszystko już jest gotowe.
Wither uśmiechnął się z zadowoleniem. Jego czarne oczy rozbłysły gdy przeniósł wzrok na Gerarda.
- A ty, Gerardzie? Masz już wszystko co trzeba?
Gerard kiwnął głową i zmusił się do promiennego uśmiechu.
- Oczywiście.
Wither zatarł ręce.
- Wyśmienicie, wyśmienicie! Wiecie jak mi zależy na tym dniu, prawda? Wasza matka postarała się by przyszło kilku naszych starych przyjaciół.
Gerard i Anne roześmiali się sztucznie słysząc słowo „kilku”. Wcale nie było im do śmiechu. Jeśli Wither podsłuchał ich rozmowę? Nic jednak na to nie wskazywało. Horacy, któremu zaczęło się robić duszno wykrztusił:
- To może ja już pójdę.
Wither zrobił smutną minę.
- Na pewno nie chcesz zostać? W końcu razem z Marią możecie dzisiaj spać w zamku, co będziecie się tłuc po karczmach.
Horacy pokręcił głową.
- Mamy już pokój – powiedział szybko mężczyzna. – Poza tym Maria pewnie już śpi.
- No dobrze – westchnął zrezygnowany władca. – Więc do jutra, Horacy.
Horacy uśmiechnął się, kiwnął głową do Gerarda i Anne i wyszedł na zewnątrz. Zdołał usłyszeć jeszcze gromki śmiech Withera zanim zamknęły się za nim drzwi. Odetchnął głęboko przez nos i pokręcił głową.
- To nie na moje nerwy – mruknął.
Ruszył na dół po schodach odprowadzany czujnym wzrokiem strażników.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania