Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Zmierzch kliniki aborcyjnej, tutaj nie nastąpi - miłosna historia pięknych ludzi.
Mam na imię Radek. Mam 22 lata. Nie mam dwóch jedynek. I idę właśnie do dentysty.
Ale nie po to, żeby wstawić sobie nowe zęby, tylko zaruchać. Wiedząc, że zarucham, idę wolno przez miasto, buty mam na stopach zawiązane – starannie. Ale powinienem się spieszyć, bo mogę się spóźnić do dentysty, bo do sklepu nie szedłem. Spotkałem moją sąsiadkę, Panią starą Agatę.
- Dzień dobry, Pani Agato. - tak do niej powiedziałem.
- Witaj Radku, idziesz zaruchać? - odpowiedziała Pani Agata. Wiedziała, że idę zaruchać, bo mówiłem jej o tym od przedwczoraj.
- Nie. Do dentysty idę. - odparłem, bo nie chciałem wyjść na niegrzecznego przy sąsiadce. Z sąsiadkami trzeba żyć w zgodzie. A nie musi wiedzieć, co ja robię w ciągu dnia.
- Będziesz jedynki wstawiał? – mówiła do mnie niezrozumiale, bo przestawałem słuchać, tak męczyła mnie, gdy się rozgadywała.
- Nie, ruchał będę. - rzuciłem zagadkowo, niech ma mętlik w głowie.
Pożegnałem starą raszplę, co się czepia wszystkiego i wszędzie węszy. Jak pies. Węszy. Tropiący.
Na przystanek przyszedłem, nie chciałem dojść na przystanek, bo chciałem dojść u stomatologa. Podjechał autobus do zatoczki. Z numerem 315. Wsiadłem drzwiami od strony kierowcy. Przeszedłem na środek autobusu, ale nie było miejsca, bym mógł sobie usiąść. Jakaś młoda dziewczyna miała plecak na siedzeniu, do którego miałem prawo żeby usiąść, bo kupiłem bilet. Powiedziałem do niej:
- Studiuję prawo i mogę tutaj usiąść.
Ona wzięła plecak i położyła na kolanach. Nie moich. Tylko jej, zgięte miała. Widać była nieśmiała, więc ją ośmieliłem.
- Dlaczego zginasz tak nogi w kolanach, gdy siedzisz? - zapytałem, bo jestem bezpośrednim Asem.
- Czego ty chcesz? - zapytała mnie blondynka, z jasnymi włosami.
- Nie odpowiadaj. - dotknąłem, opuszkiem palca wskazującego, jej usta – I tak nie będę cię słuchał, tutaj wysiadam. - i wysiadłem z autobusu, bo wsiadłem do złej linii. Dobrze, że jeszcze nie odjechał, to miałem nie daleko na przystanek. Gdy wysiadłem na przystanku, po wyjściu z autobusu numer 315, wiedziałem że zdążę. Od przystanku do gabinetu miałem jakieś pięćdziesiąt metrów.
Spojrzałem na mój zegarek, i sprawdziłem godzinę. Następnie wyjąłem telefon z kieszeni. Popatrzyłem na ekran i się zapytałem faceta pod apteką.
- Przepraszam, która godzina, telefon mi padł. A spieszę się do dentysty.
- Punkt dwunasta. - odparł mi mężczyzna, który miał zegarek. W tym samym czasie zegar na ratuszu zaczął wybijać dwunastą.
- Przecież wiem która, słyszę zegar na ratuszu. Przepraszam, ale się spieszę. - tępy fiut, pomyślałem o facecie. Trzeba pokazywać leszczom gdzie ich miejsce, czasem. Miałem jeszcze dwie godziny do wizyty. Pomyślałem, że zamiast stać tutaj, z tym facetem i zaglądać mu do reklamówki, to mogę gdzieś pójść, i czymś zająć mój mózg.
Zobaczyłem, że bardzo blisko znajduje się agencja pracy. Która wysyła niektórych ludzi do Holandii, a innych do Nederlandii. Ale zapytać nigdy nie zaszkodzi. To moja dewiza. Wszedłem do środka.
- Macie oferty pracy. - rzuciłem od wejścia, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia.
- A jakiej konkretnie pracy Pan szuka? - zapytała się ładna czarnowłosa, z kręconymi czarnymi włosami do ramion. Piersi nie widziałem, bo za wysoka lada nas oddzielała.
- Ja nie szukam pracy. - odpowiedziałem obrażony. U głupich nie będę się zatrudniał, jak nie potrafią stwierdzenia od pytania odróżnić. Wyszedłem.
Słońce oświetlało wszystko, bo było jasno. Przechodząc przez ulicę, zauważyłem bardzo wysoką i bardzo ładną kobietę. Idącą gdzieś na nogach. Czasu upłynęło niewiele. Stwierdziłem, że się jej zapytam, bo mnie coś do niej przyciągało.
- Przepraszam Panią, czy gra Pani może w koszykówkę? - zapytałem się, lekko zadzierając głowę. Gdyż swój wzrost, miała większy niż mój.
- Ależ skąd. - uśmiechnęła się do mnie, bardzo ładną buzią. - Dlaczego Pan pyta? - dociekała piękna pani. Zawsze się mnie pytają, to moja dewiza.
- Przechodząc przez ulice, zauważyłem, jak Pani wręcz płynie przez to miasto. A Pani piersi wesoło podskakują. Widać, że są zdrowe i zadbane. Więc pomyślałem, czy odbija Pani piłkę swoimi cyckami? - uderzyła mnie mocno w twarz. Chyba coś sobie uszkodziła, bo się rozpłakała, schowała twarz w dłonie i uciekła. Pewnie na OIOM.
Zmęczony całym tym miejskim zgiełkiem udałem się do gabinetu dentystycznego. Gabinet mieścił się w bardzo nowoczesnym podwórku. Gdzie były cukiernie — jedna, i salon dla mężczyzn, którzy nie potrafią się sami ogolić. Najpierw trzeba było przejść, przez bardzo zaniedbaną bramę. W tej bramie leżał przewrócony mężczyzna i bardzo nie mógł się podnieść. Gdyby użył swoich rąk, tak pomyślałem, do podniesienia swojego korpusu, to by wstał. Wolał jednak trzymać się za penisa i podsikiwać pod siebie mocz. Bardzo jęczał. Zanim komuś pomogę, to się rozglądam, żeby wiedzieć, co się stało.
Ten Pan ewidentnie się przewrócił z powodu alkoholu. Bo sikał wcześniej na ścianę. Widać to, po wilgotnej plamie na tynku. I widać parabolę upadku, bo siki na ścianie namalowały łuk – który się kończył upadkiem mężczyzny. Jako że jestem bardzo dociekliwy, i bardzo dobry z indukcji i dedukcji, wywnioskowałem, że ten Pan musiał pocałować penisem chropowaty tynk. Co go bardzo zabolało. I jak się przewracał, to się napletkiem przyssał do tej chropowatej ściany. Gdy się osuwał na ziemię, to mu się penis trochę starł – jak marchewka na tarce. Więc ręki pomocnej nie podałem, ponieważ ja do takich przypadków nie spieszę z pomocą. Wszedłem do gabinetu dentystycznego.
- Dzień dobry. - powiedziałem Pani Lucynie, która pracuje na recepcji.
- Witaj Radku. Proszę, poczekaj w kolejce. Pani doktor za chwilę cię przyjmie.- odpowiedziała, bo mnie zna, i jest miła, bo taką ma pracę.
- Dziękuję, ale wolę poczekać tutaj na korytarzu, nie w kolejce.- odparłem grzecznie. Pani Lucyna się zaśmiała bardzo ładnie. Zawsze się do mnie uśmiecha i chyba wie, że bardzo lubię gdy się śmieje.
Nie wiem ile czekałem, bo nie działa mi żaden zegarek. Po pewnym czasie, z gabinetu wyszedł pacjent i pani doktor zaprosiła mnie do środka.
- Witaj, Radziu. Proszę wejdź do środka — przywitała mnie Pani Doktor.
- Dzień dobry, Pani Doktor. - odpowiedziałem Pani Doktor, wchodząc do jej gabinetu.
- Usiądź wygodnie na fotelu, za chwilę się tobą zajmę. - usadowiłem się wygodnie, w bardzo wygodnym fotelu. Pani Doktor stanęła za mną i poprosiła bym szeroko otwarł usta. Co też uczyniłem.
Pani Doktor założyła mi stalowy, otwarty knebel na usta. - Czekaj spokojnie, za chwilę wrócę – powiedziała do mnie spokojnym tonem. Słyszałem jak otwierają się drzwi od gabinetu i Pani Doktor mówi do Pani Lucyny, że ta może sobie już pójść do domu wcześniej, bo jestem dzisiaj ostatnim pacjentem.
- Serdecznie dziękuję Pani Doktor. – usłyszałem jeszcze Panią Lucynę, zanim Pani Doktor zamknęła drzwi i przekręciła zamek w drzwiach.
- Radku, poczekaj jeszcze chwilę, muszę przygotować się do zabiegu. - usłyszałem.
- Ohej! - odpowiedziałem z rozwieraczem w ustach.
Po kilku chwilach usłyszałem kroki Pani Doktor. Przeszła obok mojej prawej strony i stanęła naprzeciwko mnie, ubrana w obcisły, czarny lateksowy skafander. Z wycięciami, przez które wystawały śliczne piersi Pani Doktor. Na sutkach, klipsami miała przyczepione czerwone miotełki, których nitki bujały się w rytmie kołyszących piersi .
- Wybacz mi, proszę, że wybiłam ci te dwie jedynki ostatnio. Trochę mnie poniosło, ale też się trochę przyłożyłeś, prosiaku. Mogłeś użyć słowa bezpieczeństwa i nie doszło by do tego.
- Hik he he hahho - odparłem Pani Doktor.
- Pewnie że nie. - odparła czule, przejeżdżając dłonią, schowaną w lateksowej rękawiczce po moim policzku. - W przyszłą środę wstawimy ci dwie, nowe, piękne ceramiczne jedynki. Jednak teraz mamy inne obowiązki. - nachyliła się nade mną, prawą ręką oparła się na moim kroczu.
- Przyszedłeś sam? - zapytała.
- Hah. - odpowiedziałem grzecznie.
- Obiecałeś, że kogoś, Misiaczku, przyprowadzisz. I co? - zapytała się czule, dalej gładząc mnie dłonią po policzku.
- Hem, hyhoho he hohahem hehaeho.- odparłem zgodnie z prawdą.
- Nikogo ciekawego, powiadasz. - odpowiedziała Pani Doktor - nie szkodzi, Purchaweczko. - dokończyła Pani Doktor, i dała mi lateksowego prztyczka w nos.
- No, pamiętasz nasze magiczne słowo? - zapytała.
- Hah. Hehhehohija. – wydukałem, łykając przy tym ślinę. Nie chciałem zostać ukarany za bycie brudaskiem.
- Dokładnie. Hercegowina. - odparła Pani Doktor. Zasunęła zamek błyskawiczny, kryjąc tym samym usta w masce kombinezonu, i zaczęła stanowczo zwiększać nacisk na moje jądra.
Komentarze (19)
- Witaj Radku, idziesz zaruchać? - Odpowiedziała" - nie do końca dobrze dopisujesz objaśnienia w narracji, w przypadku gdy dopisek zawiera czasownik odnoszący się do wypowiedzenia danej kwestii, to tworzy z nią zdanie, toteż wypowiedź nie kończy się kropką a dopisek zaczyna się małą literą.
http://www.opowi.pl/co-z-dialogami-zapytal-narrator-a40036/
Ja bym to nieco przekształciła np ,,powinienem się spieszyć bo przecież idę do dentysty a nie do sklepu".
Wiem że to twoje pierwsze miłosne opowiadanie ale jest fajnie się je czyta pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania