Wielkie Latające Ryby, Dach Hotelu I Czasoprzestrzenna Bitwa
"Wielkie Latające Ryby, Dach Hotelu I Czasoprzestrzenna Bitwa"
gatunek: sny/fantastyka/akcja/przygoda
Lata 2008-2010.
Łowca Wulkanowych Rekinów miał dwadzieścia kilka lat. Był znany też jako Zaklinacz Kosmicznych Delfinów. Jednego wesołego, słonecznego, pogodnego dnia poszedł na Tajemniczą Arenę Przebojów Wodno-Powietrzno-Lądowych, umieszczoną na słonecznej plaży, usypanej z drobnego, jasnobeżowego piasku. Chłodna, słonawa woda morska sięgała mu do kolan. Lecz kiedy nadciągała wyjątkowo duża fala, to wtedy na krótką chwilę osiągała poziom pępka. Lecz tym razem na szczęście nie, bo wyraźnie przeczuwał, że na najbliższą godzinę lub dwie zapowiadała się wartka oraz pełna magicznych, tajemniczych niespodzianek akcja, która miała dziać się wokół niego.
Niespodziewanie, wszędzie dookoła mężczyzny rozpoczęła się niespodziewana, wodno-powietrzna, wielogatunkowa bitwa ryb, które potrafiły fruwać, bo były pod wpływem niezwykłych mocy, pochodzących z chmurkowego świata, zawieszonego między powierzchnia fantazyjnego globu a wspaniałego, olśniewającego nieboskłonu. Wśród latających stworzeń wodnych można było napotkać między innymi: tuńczyki, makrele, mureny, płastugi i mieczniki. A to dzięki wysokiemu współczynnikowi niezwykłości świata, w którym rozgrywała się ta historia. W pewnym momencie, do bitwy przyłączyły się mewy, rybitwy, granatowe kraby, pomarańczowe rozgwiazdy oraz jasnozielone małże.
Widząc to, ów swoisty wojownik lądowo-wodno-powietrzny chwycił za ogon jedną z makrel, których niewielka ławica właśnie przelatywała tuż nad jego głową. Marzył o tym, aby złowić większą rybę. Machał więc makrelą w stronę tuńczyków, którym dosyć często zdarzało się przefrunąć blisko niego. Próbował on także w ten sam sposób przyciągnąć uwagę mew, również niekiedy pojawiających się w tych okolicach, lecz także i tu nie doczekał się żadnego skutku. Poczuł się beznadziejnie jak przysłowiowe zero.
— Wygląda na to, że nic z tego nie będzie — stwierdził zrezygnowany Łowca Wulkanowych Rekinów.
I wtedy nagle cała otaczająca go rzeczywistość przeszła zupełne przeobrażenie. Ryba, którą trzymał w swojej dłoni, przemieniła się w pistolet maszynowy, a pozostałe zwierzęta w dziwaczne stwory, też uzbrojone w broń palną, między innymi w rewolwery i karabiny.
Plaża zmieniła się w dach dużego, pięknego, luksusowego hotelu, podczas gdy morze, czy też ocean: w rozległy, tropikalny, pełny trawników, rzeźb oraz fontann ogród, bardzo podobny do parku. Miejsce to wyglądało na idealnie pasujące do prowadzenia bitew czasoprzestrzennych. Mężczyzna spostrzegł, że umiał fruwać. Zaatakowały go hordy różnych agresywnych stworów, a on postanowił się przed nimi obronić. Rozpoczęła się ekscytująca akcja, będąca jednym z najciekawszych motywów tej przygody. Wędrujący wojownik wieloświatowy postanowił zatem unikać ciosów ze strony najeźdźców. Zeskoczył z dachu na trawnik, ale nic mu się nie stało, bo umiał fruwać. Skrywał się za różnymi przedmiotami, takimi jak drzewa, samochody, rzeźby i fontanny.
Nagle niebo stało się pomarańczowe, a słońce przybrało czerwoną barwę. Okoliczne chodniki oraz pobliskie kamienice zostały przyozdobione jasnym odcieniem koloru nugatowego ze złotymi i srebrnymi akcentami. Pośród chmur, które były barwy piaskowej i jasnożółtej, pojawił się jasnoszary spodek latający, który zaczął strzelać do przechodniów fioletową plazmą, która przyklejała ludzi do podłoża.
Łowca Wulkanowych Rekinów postanowił walczyć przeciwko istotom prześladującym rodzaj ludzki. Ocalił wszystkich kilkadziesiąt osób, które właśnie znajdowały się w pobliżu. W pewnym momencie wykonał skok wzwyż, prezentując śpiewającym w chórze, nucącym oraz grającym na różnych instrumentach obłokom swoją tajną broń, czyli złoty miecz ozdobiony kolorowymi diamentami.
Mężczyzna doleciał do pojazdu powietrznego złowrogich istot pozaziemskich i wbił w niego swój oręż, po czym wrócił na ziemię oraz postanowił twardo po niej stąpać. Tymczasem statek kosmiczny zaczął kiwać się w różne losowe strony, jakby stracił równowagę i wkrótce zderzył się ze skalistą powierzchnią nawiedzonej przez siebie planety. Doświadczył twardego, bardzo niewygodnego lądowania. Nie przetrwał tego.
Odniósłszy zwycięstwo, Zaklinacz Kosmicznych Delfinów poszedł na spacer do parku, aby tam odpocząć po udanej bitwie. Natknął się na leżący w poprzek drogi posąg, przedstawiający rekina, a dokładniej żarłacza tępogłowego. Przeskoczył niecodzienną przeszkodę, a wtedy nagle przedostał się przez niewidzialny portal czasoprzestrzenny.
Znalazł się w jakimś zupełnie innym świecie, a tam mieściła się rozległa, obficie kwitnąca łąka, porastająca łagodne wzgórza, między którymi przepływały płytkie, krystalicznie czyste rzeki. Przez zdecydowaną większość roku, rano i wieczorem, niebo stawało się najpierw żółte, potem różowe, a pod koniec swojego podniebnego spektaklu kolorów: pomarańczowe. Na polanie harcowały zabawne istoty człekokształtne, podobne do barwnych szmacianych pajacyków, a nad ich głowami beztrosko unosiły się kolorowe motyle, chrabąszcze i ważki. W powietrzu unosiła się niezwykła, kojąca zmysły muzyka, brzmiąca tak, jak by pochodziła z innego, pozytywniejszego wymiaru, gdzie wszystko jest lepsze każdego dnia. Być może, nazywającego się: "Optymalnolandia".
Koniec.
Komentarze (4)
Jednak zawsze - choć pewne podobieństwa są - coś innego, czy zaskoczysz.
Wyobrażam sobie, że np: jakiś odpowiedni lektor, czyta tekst, współgrający z zobrazowanymi sekwencjami tekstu i muzyką, pasującą:)↔Pozdrawiam(:😉:)
To, co sobie wyobrażasz na temat tekstu, zapewne by było bardzo ciekawą rzeczą, gdyby zostało zrealizowane 🤯 🤩 🥳 🎊
Dziękuję i pozdrawiam 😃
Pozdrawiam :)
Ciekawy motyw z "zamknięciem nas w cyklach". Przeczytanie opowiadania o takiej treści byłoby zapewne przyjemnym i inspirującym doświadczeniem. 🥳 🎊
Dziękuję i pozdrawiam 😃
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania