Poprzednie częściWilk -Rozdział I

Wilk - Rozdział VII

Na Gwiezdnej Polanie zebrała się cała wataha, wszyscy milczeli czekając na słowa alfy.

- Nie ma Agnieszki - szepnął Gabriel, kiedy stanęliśmy za ostatnim z wilków - Adrian jest nieswój, na niego padnie odpowiedzialność.

W każdą pełnię zbieraliśmy się na Gwiezdnej Polanie i rozchodziliśmy się parami, nawet jeśli para nie była złączona odpowiadali za siebie tej nocy. Kolejnego dnia rano zbieraliśmy się z powrotem i "sprawdzaliśmy obecność". W tym wszystkim chodziło o tym by samice nie biegały same, podobno to dla ich bezpieczeństwa, ale naprawdę chodziło o kontrolę, męskie ego.

- Jesteś pewny? - zapytałam. - Może uciekła od Adriana?

- Wątpię, to surowo zabronione - zanegował, patrząc cały czas na alfę - biegali razem. wilk bierze odpowiedzialność za partnerkę, Adrian zawiódł. Powinien umieć upilnować swojej samicy.

Drgnęłam zaskoczona.

- Upilnować? - prychnęłam. - Nie jesteśmy waszymi własnościami.

- Ciii - przyłożył mi palec do ust - próbuję się skoncentrować.

- Przeszkadzam ci?! - oburzyłam się.

- Chwilowo - zaczął węszyć - bądź cicho.

Westchnęłam wściekła i zamilkłam gwałtownie.

Co on sobie wyobrażał?!

Musiałam ojcu powiedzieć o wczorajszych wydarzeniach, będzie wściekły. Zebrałam się na odwagę i pobiegłam do niego.

- Tato... -

- Nie teraz, Weronika - przerwał mi.

- To ważne - uparłam się - chodzi o łowców wilkołaków.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - drgnął zaskoczony.

- Będziesz wściekły - ostrzegłam i opowiedziałam mu o wczorajszych wydarzeniach.

Milczał dłuższą chwilę, wyglądał jakby zawiesiło mu się coś w głowie. Czekałam aż coś powie, tej reakcji nie znałam, nigdy tak długo nie milczał.

- Tato... - spojrzałam mu w oczy zaniepokojona.

- Zwariowałaś - odezwał się w końcu - wiesz na co się naraziłaś? Ta kobieta mogła cię oszukać, to było... nigdy nie zrobiłaś czegoś głupszego. O konsekwencjach porozmawiamy później, a teraz marsz do domu. Rafał cię odprowadzi.

Mężczyzna stawił się jak na wezwanie i ujął mnie pod ramie. Gabriel śledził uważnie każdy mój ruch, miałam ochotę pokazać mu język.

Tymczasem Rafał pociągnął mnie za rękę i najkrótszą drogą poprowadził do domu. Wydawał być się był zupełnie całkiem nieobecny, myślami był zupełnie gdzieś indziej. Zachowywał się jak robot, po chwili przekonałam się, że nie ma sensu nawiązywać z nim rozmowy, odpowiadał mi tylko pomrukami i półsłówkami. Las wokół nas tętnił życiem, wilk po pełni jest zdekoncentrowany, nie umie skupić się na jednym punkcie. Sama cały czas ciekawie się rozglądałam, rozpraszał mnie najmniejszy szelest. Z trudem udało mi się trafić w dziurkę od klucza, przy okazji trzy razy go upuściłam (Rafał ani razu nie schylił się by go podnieść).

- Prześpię się tutaj - oznajmił rozkładając się na kanapie - to była męcząca noc.

Miał robić za mojego strażnika?!

Fantastycznie.

Wzruszyłam ramionami i poszłam na górę, by sprawdzić czy moja siostra jeszcze śpi, obok niej spała jej niania. Nie było w tym nic dziwnego dochodziła piąta rano. Jak najciszej zeszłam na dół i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Wyciągnęłam wszystko co mieliśmy w lodówce, szynkę, mleko, ser, jogurty, musiałam być przygotowana, kiedy obudzi się Rafał zje pół zawartości lodówki. W domu panowała głucha cisza, wszyscy spali, czasami lubiłam ten czas, nikt mnie nie poganiał, nie krzyczał, nie miał o wszystko pretensji. To było piękne, mogłam zając się tym na co miałam ochotę.

- Weronika - Iga usiadła na krześle, przecierając oczy.

- Już nie śpisz? - zapytałam radośnie i odgarnęłam jej jasne włosy z twarzy.

- Nie, nie lubię jak jestem sama z Marysią - pożaliła się. - Gdzie wczoraj byłaś? Zawsze kiedy tata wychodził, ty zostawałaś ze mną. Już mnie nie lubisz?

Serce ścisnęło mi się z żalu.

- Uwielbiam cię, jesteś moją siostrą - usiadłam na krześle obok - ale czasami musisz zostać z Marysią.

- Czemu?

- Po prostu, niedługo ci wyjaśnię.

Jadwiga zamilkła patrząc na kanapkę, którą jej zrobiłam. Ja natomiast patrzyłam na nią zamyślona, jak to będzie za kilka lat, kiedy stanie się wilkiem. Czy będzie się chciała przemieniać? Ja do tej pory w pełni tego nie zaakceptowałam, wiedziałam, że to konieczne, ale nie lubiłam tego robić.

 

W kościele byłam tylko z Jadwigą, zawsze spotykaliśmy się tutaj z babcią a później szliśmy do niej na obiad. Zajęłyśmy nasze stałe miejsce, w trzeciej ławce z lewej strony, a ja co chwila oglądam się by sprawdzić, czy któreś z nich się nie pojawiło. Nie zjawili się do końca Mszy, przez ciągłe odwracanie się naraziłam się księdzu i staruszkom. Trudno, przeżyję to.

Zobaczyłyśmy jego samochód przed kościołem, wyglądał nas i poganiał machnięciami ręki. Bynajmniej nie był w dobrym humorze, miało podpuchnięte oczy, a na sobie tylko czarny podkoszulek.

- Wsiadajcie - mruknął tylko.

- Znaleźliście Agnieszkę? - zapytałam zaniepokojona.

- Nie - zacisnął ręce na kierownicy. - Przepadła, przeszukaliśmy cały las, jak kamień w wodę.

Do tej pory myślałam, że chciała nas nastraszyć, zrobić głupi kawał, ale teraz nie wiedziałam już co myśleć.

Może naprawdę coś jej się stało? To wszystko było co najmniej dziwne.

- Dlatego potrzebujemy ciebie - odezwał się zdenerwowany.

Jego czarne loki przysłoniły twarz.

- Musisz się skontaktować z tą kobietą - polecił szorstko.

- I co potem? - zapytałam zaniepokojona.

- Na tym kończy się twoja rola - oznajmił szorstko.

- Nie zrobisz jej krzywdy? - upewniłam się .

- Chce żeby powiedziała mi prawdę, nie skrzywdzę jej.

Staliśmy w korku, tata wyładowywał swoją frustracje na klaksonie. Oparłam głowę o oparcie i modliłam się by ta podróż jak najszybciej dobiegła końca.

 

 

U babci w mieszkaniu było jeszcze gorzej, Gabriel siedział rozparty w fotelu, Adrian przygarbiony na jednym z krzeseł a Paweł na wiecznie rozłożonej kanapie. W różowym pokoju panowało ponure milczenie.

Tata popchnął mnie bym weszła dalej do pokoju i założył ręce na piersi.

- Dzwoń do niej - polecił.

- I co mam jej powiedzieć?

- Musicie się spotkać, dzisiaj w kawiarence babci.

Wyciągnęłam komórkę z torby i odnalazłam numer Leny.

- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.

- Tu Weronika - przedstawiłam się - mam problemy, musimy porozmawiać.

- Chodzi o łowców wilkołaków? - zapytała podejrzliwie.

- Tak.

Nastąpiła długa przerwa w słuchawce.

- Nie mogę ci pomóc - powiedziała w końcu.

- Proszę - głos mi się załamał - to dla mnie bardzo ważne, tylko ty mi możesz pomóc.

- Za godzinę nad jeziorem - zgodziła się niechętnie - bądź sama.

Ojciec dał mi ruchem ręki znać bym szła za nim. Gdy tylko zapięłam pasy wcisnął gaz do dechy, auto wydało pełen sprzeciwu jęk.

- Kiedy Lena przychodzi ty znikasz - poinstruował mnie.

Chciałam coś powiedzieć, ale powstrzymał mnie .

- Weronika - rzekł z trudem - nie narażaj się bardziej na mój gniew.

Przez resztę drogi żadne z nas się nie odzywało. Tata zatrzymał się parę metrów przed zjazdem na polanę przy jeziorze.

- Stąd idź sama, Lena może już tam być.

Skinęłam głową i wysiadłam.

- Weronika, uważaj na siebie - polecił i odjechał.

Wiedziałam, że cała złość mu przeszła, poczułam się szczęśliwa, teraz żadne niebezpieczeństwo mnie nie przerażało.

Droga wiodła pomiędzy drzewami, przemierzyłam ją ledwie w parę minut i już stałam nad brzegiem jeziora. Widok był tutaj bajeczny, granatowe niebo, ciemno - niebieskie jezioro i las iglasty. Niesamowite.

Jakaś postać zamajaczyła się przede mną. Lena. Podeszłam do niej parę kroków i w tym samym momencie ktoś rzucił się na kobietę. Czyjaś rękę odciągnęła mnie do samochodu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania