Woźny
— Czujesz ten zapach? — Spytał uczeń ucznia.
— Coś jak padlina. Aż się głodny zrobiłem…
— Pewnie woźny się znowu opieprza.
Nagle znikąd pojawił się ów cieć, po czym przyłożył chłopakowi w łeb mokrym, lekko zgniłym mopem.
— Trochę szacunku smarkaczu. — Bąknął pod nosem, drapiąc się po długiej brodzie.
— Prze-przepraszam.
Woźny obrócił się i ruszył korytarzem w stronę kuchni szkolnej.
— Śmierdzisz mokrym psem.
— To i tak lepiej od ciebie. — Odgryzł się, wycierając twarz w rękawy bluzy. — Chodź pod salę, zaraz zadzwoni dzwonek…
Po drodze na lekcję, przystali na chwilę pod kanciapą woźnego.
— Ten smród. — Pociągnął nosem — To z jego pokoju! Jak myślisz, co to może być?
— Pewnie jakieś specyfiki do czyszczenia, czy coś takiego.
— Nie wydaję mi się, ale raczej nie mam ochoty sprawdzać, czuję jeszcze smak mopa…
Ruszyli dalej, po dotarciu na miejsce, razem z klasą weszli na lekcję i usiedli w jednej ławce. Nauczyciel spóźnił się kilka minut.
— Dzień dobry, od razu muszę was poinformować o wiadomości przekazanej przez panią dyrektor. Ze szkolnej kuchni zniknęło wiele produktów. Jeśli ktoś ma jakieś informację dotyczące tego, kto je ukradł, proszę o ich przekazanie.
— Przecież woźny szedł w stronę kuchni. — Wyszeptał. - To na pewno on.
— Nawet gdyby, to nikt ci nie uwierzy. Daj sobie spokój.
— A co, jeśli on tam trzyma martwych uczniów, potem ich przyprawia i zjada? Tej jednej dziewczyny z ławki za nami nie ma już z tydzień. To by tłumaczyło ten zapach.
— Dobrze się czujesz?
— Teraz to już muszę sprawdzić, co tam jest. — Podniósł rękę. — Mógłbym wyjść do toalety?
Po zgodzie nauczyciela, chłopak opuścił klasę i udał się w kierunku kanciapy. Stanął przed drzwiami i spróbował je otworzyć. Te otworzyły się przed nim lekko skrzypiąc. W środku było ciemno. Zapach natężał się i stawał się nie do wytrzymania. Nagle chłopak poczuł za sobą czyjąś obecność.
— Zastanawiałem się, ile zajmie ci dojście, że to ja zabrałem produkty z kuchni.
— Czyli to ty! Wiesz, że zabójstwo uczniów nie ujdzie ci płazem?
— Zabójstwo? — Spytał zaskoczony. — Jakie zabójstwo?
— Tych z twojej kanciapy. To ich ciała się tam rozkładają!
— Ależ nie. Pokażę ci!
Woźny minął chłopaka, wszedł do środka pomieszczenia i zapalił światło. Wewnątrz znajdowały się typowe rzeczy służące sprzątaniu. Miotły, mopy i detergenty. W kącie jednak leżało źródło zapachu. Metalowy garnek przykryty przykrywką.
— Co to jest? — Spytał chłopak.
— Bigos! Gotuję od tygodnia, z przepisu mojej prababki! Trochę śmierdzi, ale to głównie przez pleśń. Jednak smakuje przepysznie. Czasami utyka mi w brodzie, ale się przyzwyczaiłem.
Woźny z małej szafeczki obok gara wyciągnął talerzyk.
— Skosztujesz?
Chłopak stał jak wryty, analizując co się właśnie stało, lecz po chwili stwierdził, że to bez sensu.
— Skosztuję. — Odrzekł.
Komentarze (11)
Niby pierdoła, ale ważna. Mi tez zwrócono uwagę niegdyś, i się stosuję, bo warto.
Krótkie, treściwe. 5.
Jest to wielce fantastyczna zabawa pismienniczo-rozwijajaca i grzechem byloby nue skorztstac z powyzszej propozyszyn.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania