Wrona i wróbelek
Pewnego razu, obok przedszkola, dzieci powiesiły piękne karmniki. Nasypały do nich ziarenek, okruszków chleba i nasion, żeby ptaszki zimą miały co jeść.
Ledwie dzieci odeszły, a do karmników wesoło przyleciały wróble. Małe, ruchliwe, głośne — ćwierkały radośnie, skakały z gałązki na gałązkę, dzieliły się jedzeniem i cieszyły się, że mają taki pyszny obiadek. Najadłszy się do syta, większość wróbli poleciała odpocząć na dużą jodłę rosnącą obok przedszkola. Tylko jeden mały wróbelek został przy karmniku. Wciąż coś tam dziobał — to wybierał ziarenko, to przesuwał nasionko.
I nagle, na sąsiednią gałąź, ciężko usiadła wielka czarna Wrona. Rozprostowała skrzydła, błysnęła czarnym okiem i głośno, groźnie zakrakała:
— Kra! Co ty tu się rozsiadłeś, mały? Przesuń się, bo ja też jestem głodna!
Mały wróbelek drgnął ze strachu, ale grzecznie podniósł głowę i odpowiedział:
— Jedzenia jest tu dużo, szanowna Wrono. Jedzmy razem — dla wszystkich wystarczy!
Ale Wrona tylko gniewnie zakrakała, jeszcze bardziej nastroszyła swoje czarne pióra i zawołała:
— Kraaa! Nie wystarczy! To wszystko dla mnie! Ja pierwsza zobaczyłam — więc wszystko jest moje! I nie czekając na odpowiedź, ciężko wskoczyła do karmnika i zaczęła łapczywie dziobać. Rozrzucała ziarenka, roztrącając je dziobem na wszystkie strony. Tak się krzątała, machała skrzydłami i rozrzucała pokarm, że nawet nie zauważyła, jak przypadkiem popchnęła małego wróbelka. Biedaczek pisnął, zsunął się z brzegu karmnika i o mało co nie spadł na ziemię. Na szczęście miał zwinne skrzydełka — od razu nimi zatrzepotał i pofrunął w górę. Przestraszony, poleciał do swoich krewnych, którzy siedzieli na wielkiej jodle obok, i ukrył się wśród gałęzi. Wrona milcząco dziobała ziarenka, na nikogo nie zwracając uwagi. Gdy któryś z wróbli próbował podlecieć bliżej, szeroko otwierała dziób i głośno, gniewnie krakała:
— Kraaa!
Dziobała i dziobała, łapczywie połykając wszystko po kolei, aż karmnik prawie opustoszał. W końcu Wrona poczuła, że jej brzuch stał się ciężki, a skrzydła — ociężałe. Spróbowała wzlecieć, machnęła skrzydłami... ale nie dała rady wznieść się wysoko.
Tak została na noc — samotna, bez swojej gromady, która już dawno odleciała na spoczynek. Zimny wiatr targał jej czarne pióra, a wokół było cicho i pusto.
Wrona siedziała, pochylając głowę, i myślała, jak bardzo nieprzyjemnie jest być samej.
Nagle z ciemności, prosto spod płotu, wyskoczył kot!
Cicho podszedł, a potem — hop! — i już próbował chwycić Wronę.
Pióra posypały się we wszystkie strony, a Wrona krzyknęła:
— Kra-a-a! Ratunku!
Na szczęście udało jej się wyrwać z ostrych kocich pazurów. Szybko machnęła skrzydłami i wzniosła się na starego klona, który rósł obok ogródka.
Zadyszana i przestraszona, Wrona zaczęła prostować potargane pióra i cicho mamrotała do siebie:
— Ojej, kra-a! I musiałam być taka zachłanna! Mogłam prawie stać się kolacją dla kota… Lepiej dzielić się z innymi, niż potem uciekać przed niebezpieczeństwem!
Od tego czasu Wrona się zmieniła. Rano, gdy wróble znów przyleciały do karmnika, nie przepędzała ich już, tylko cicho siadała obok i dzieliła się ziarnem.
Od tego czasu wróble już nie bały się Wrony, bo wiedziały: chciwość czyni serce ciężkim, a dobroć — lekkim, jak skrzydła.
Komentarze (9)
A wróble wcale nie są towarzyskie, choć żyją stadnie, ciągle leją się między sobą...
Widziałem jak wrona polowała na młodą wiewiórkę, młoda była sprytna, wciąż ustawiała się po przeciwnej stronie pnia drzewa na którym przyczepiona była łapkami. Tym samym uniemożliwiała frontalny atak wrony.
Bardzo wiele wiewiórek ginie zanim osiągnie wiek dojrzały umożliwiający studia na uczelni.
cul8r
To był miesiąc gdzie musiałam zrobić dzieciom dwie wyprawki szkolne, prezent na wesele kuzyna i jeszcze byłam proszona jako chrzestna do bratanka...nie mówiąc już o pieniądzach na życie i o zapłaceniu rachunków .
Dostałam przelew 1000 i się popłakałam tak jak stałam ..nie wiedziałam która dziurę z powyżej wymienionych potrzeb mam załatać pierwszą.
Zapytałam współpracownicy ,,to jest moja wypłata za cały miesiąc"???
W odpowiedzi usłyszałam że jestem pazerna a potem jeszcze zrobiły że mnie złodziejkę zarzucając mi że ukradłam babci - mieszkance biustonosz co oczywiście było podłym kłamstwem bo ja nie kradnę, Dekalog jest dla mnie najważniejszy.
Zapytałam dlaczego akurat mnie posądzają to usłyszałam ,,bo tylko ty masz taki mały biust" na co odrzekłem no,,no dziękuję bardzo nie dość że złodziejka to jeszcze deska ,w takim układzie to ja się zwalniam."" Podopieczni prosili żebym została...ale atmosfera była duszna, intryga za intryga ..czarę goryczy przelała skarga na mnie do dyrekcji o tym że ja niby zawiniłam wielką ,,kupę " w ręcznik oo nocce i że kamery zarejestrowały jak niosłam to do pralni...Powiedziałam że chciałabym zobaczyć to nagranie to usłyszałam że nie ma już tego nagrania ..To mówili samo za siebie ,zwolniłam się choć kochałam te prace bo kocham seniorów ...opieka senioralna to był mój pierwszy staż...zaraz po maturze ,potem kursy ....ale ludzie potrafią wszystko zniszczyć.
Heh jak to brzmi.. zwłaszcza Max power i ,,Power City.":-)))))))))))>
Ciekawe co znaczy Koam albo Admit ?:-)
bo Interisk to raczej zrozumiała nazwa.:-)
Sorki za osobiste wywody.
Tacy są ludzie ...niestety.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania