Pokaż listęUkryj listę

Wszyscy ludzie generała [Star Wars] - część pierwsza

Była drobną blondynką, mającą najwyżej sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, kroczyła jednak z miną sugerującą, że wszyscy w promieniu kilku metrów naruszają jej strefę osobistą i, naprawdę, lepiej aby przestali to robić. Szturmowcy odsuwali się natychmiast - lata ćwiczeń nauczyły każdego, kto przeżył, wyczuwania nastroju ludzi wyżej postawionych. Phasma nie miała tej umiejętności, wyglądały więc razem dość groteskowo - olbrzymia blondynka i mała blondynka, idące ramię w ramię.

Trzy kroki za nimi szła ciemnoskóra kobieta, karmiąca w biegu pulchne, rude niemowlę. Dziecko tłukło piąstką w jej pierś, jakby spodziewało się, że przez to dostanie więcej mleka. Mamka widocznie była przyzwyczajona i do niemowlęcych fochów, i do publicznego karmienia, bo jedynie łagodnym głosem pouczała dziecko, gdy próbowało ją ciągnąć za ciemne, długie loki. Kolejne dziecko, najwyżej sześcioletnie, ciekawsko rozglądało się dookoła wielkimi z podekscytowania, szarymi oczami.

Ktoś na pewno nakazał dziewczynce zachowywać się poważnie, poniósł jednak sromotną porażkę - ledwo wkroczyli na pokład Starkillera, ta zderzyła się centralnie z najbliższym szturmowcem i zaczęła krążyć wokół matki i Phasmy niczym rozekscytowany satelita wokół układu podwójnego.

- Dualla! - zniecierpliwiła się jej matka. - Nie zachowuj się, jakbyś dostała neruwiańskich robaków. Twój ojciec nie będzie zadowolony, jeśli zobaczy, jak obijasz się o ściany…

- Ale ja nie… przepraszam, pani matko - jęknęła dziewczynka. Zwrócenie uwagi poskutkowało - przez następne sto metrów maszerowała spokojnie obok mamki, wysilając krótkie nogi, aby dostosować się do tempa dorosłych, jedynie strzelając oczami na boki, gdy zauważała przechodzących szturmowców i techników. Wytrzymała może trzy minuty.

- Siri, kiedy spotkamy się z panem tatą? - zapytała. Mamka na chwilę przeniosła uwagę z młodszego bachorzęcia (próbującego tym razem wsadzić rękę pod jej stanik).

- Jestem pewna, że gdy tylko generał będzie miał czas…

- Nie będzie miał szybko - odpowiedziała Arana Hux z miną wskazującą na to, że ma szczerą ochotę zabić osobę odpowiedzialną za taki stan rzeczy. Twarz miała bladą, co w połączeniu z bardzo jasnymi brwiami i białym strojem sprawiało, że przypominała bardzo zirytowanego poltergeista.

- Generała Huksa zatrzymały ważne sprawy państwowej wagi - wtrąciła się Phasma. Została oddelegowana do powitania żony generała i zdecydowanie nie przychodziło jej to łatwo. Nie była szkolona do dyplomacji.

- Generała Huksa zatrzymało to, że Lord Ren zniszczył w napadzie szału zbiornik z wodą i zalało część kwater. Kapitanie, wiem, że nie widziałam męża od lat, ale my jednak czasami rozmawiamy. Dualla, nie ciągnij Siri. Siri, zapanuj nad nią, do cholery jasnej… - Arana widywała własne dzieci zazwyczaj dwa razy w tygodniu i nie do końca wiedziała, jak skłonić starszą córkę do współpracy. Korytarz był ciemny - odcięto odwód z powodu zalania, a oświetlenie zastępcze dawało tylko minimalną ilość światła. Wszędzie miotali się ludzie, a oni przybyli zdecydowanie za późno, aby można było przenieść lądowanie do innego doku. Sądząc po zamieszaniu, Kylo Ren postarał się dzisiaj nadzwyczajnie.

- Gdy Bren mówił mi, co się tu wyprawia, nie do końca wierzyłam - zwierzyła się generałowa. - Teraz jednak widzę, że nie tylko nie przesadzał, ale też nie przygotował mnie dostatecznie. Zaprawdę, Dualla zachowuje się lepiej, niż ten cały…

- Naprawdę? - rozpromieniła się Dualla. Podbiegła do przechodzącego akurat szturmowca, aby popukać go w pancerz na udzie.

- Na szczęście jesteś za mała na cotygodniowe niszczenie własnej sypialni. Zupełnie nie wiem co Brendol widzi w tym Renie. - Arana zwróciła się do Phasmy dużo łagodniejszym tonem.

Wyraz twarzy Phasmy ewidentnie ujawniał, że nie była szkolona do dyplomacji - wyrażał głównie zmieszanie. Hux uśmiechnęła się do niej łagodnie. Z uśmiechem na twarzy wyglądała zdecydowanie ładniej.

- Wiem, z kim sypia mój mąż. Sam mi to mówi. W sumie to dość naturalne, ostatni raz widzieliśmy się, gdy spłodziliśmy Karę, a w ten sposób nie dorobi się bękartów… Nie, Dualla, nie powiem ci, co to są bękarty, zapytaj później Siri. No i co jak co, ale ten Ren przynajmniej nie jest Gunganem. Wiesz, starszy brat Brena, Brakin… w każdym razie, teść go wydziedziczył, a ja i tak musiałam tłumaczyć córce, czemu kuzyni mają oczy na szypułkach.

Phasma nagle bardzo zechciała wrócić do swoich szturmowców i uściskać ich. Wszystkich, po kolei.

- W każdym razie, rozumie pani, czemu nie powinnyśmy teraz iść przez to skrzydło…

- O, Lordowi Ren jeszcze nie przeszedł foch po rewelacji, że Brendol ma żonę? Nie szkodzi. Chętnie się z nim spotkam, tylko odstawię córki do kwater.

- To nie jest najlepszy pomysł. - Phasma przełknęła ślinę.

- Oj, to świetny pomysł. Przetrwałam jedenaście lat w Imperialnej Szkole Wojskowej, będąc jedyną kobietą w jednostce. Spotkanie z wkurzonym dzieckiem z mieczem świetlnym przypomni mi słodkie lata szkolne. Na czwartym roku skonstruowałam osłonę antyfotonową, gdy odrzucony amant próbował przypalić mi twarz blasterem… Dualla, nie męcz szturmowca! Siri, skoro generał i tak nas nie zaszczyci, to odprowadź dziewczynki, a ja z panią kapitan spotkam się z Lordem Ren. Może uda mi się przekonać go do zaprzestania niszczenia bazy, którą sama zaprojektowałam.

Phasma spojrzała z powątpiewaniem, Dualla - z zawodem.

- Narysowałam coś dla pana taty - jęknęła.

- Dualla, mówiłam, że…

- Cały dzień rysowałam, jak ta planeta wybucha…

- Dualla, to nie temat do żartów…

- Przecież tam byli sami źli ludzie, prawda?

Narastające dzikie łomotanie uświadomiło ich, że ktoś się zbliża.

- Siri, skręć tutaj z dziewczynkami. Pokaż dowolnemu szturmowcowi przepustkę, mają cię zaprowadzić do dowolnego podoficera, on pokaże wam kwatery. Dziękuję.

Gdy mamka razem z dziećmi zniknęła w odnodze korytarza, Arana Hux poprawiła sukienkę, przypięła osłonę do paska i uniosła ręce. Phasma profilaktycznie założyła hełm.

Łomotanie narastało. Po chwili doszły do niego dzikie wrzaski.

- Witam, Lordzie Ren - powiedziała pani Hux głośno, gdy wyszły zza zakrętu. - Mamy dziś zły humor, prawda?

Arana Hux, oczywiście, widziała już Kylo Rena. W masce. Bez niej Lord Ren przypominał… no, głównie wyrośniętego podrostka, bardziej chłopca niż mężczyznę. Jego twarz miała coś z nieproporcjonalności czasów nastoletnich, policzki miał pokryte ciemnym puchem wyglądającym jak pierwszy zarost.

Poza tym był poczerwieniały ze złości i wywijał mieczem tak, że Arana ledwo widziała ruchy. Po dwóch sekundach jednak coś musiało kliknąć w jego umyśle, bo opuścił - nie wyłączył - broń i zbliżył się do niej.

Sięgała mu do piersi.

Zadarła wysoko głowę. Gdy nie rzucał się z rykiem niczym ranny Wookie, Kylo Ren nie był w sumie taki brzydki.

Szanse na przeżycie, gdy ten duży dzieciak znowu wpadnie w szał: niewielkie. Pierwszą rzeczą, jaką Arana nauczyła się w szkole, było nieangażowanie się w fizyczne burdy - mogła być silna jak na niską, drobną dziewczynę, fizyki jednak nie oszukasz. Gdy masz w planie starcie z dwa razy cięższym przeciwnikiem, najlepiej ustrzelić go ze snajperki z odległości kilometra.

Gdy masz w planie starcie z rycerzem Ren, najlepiej celować z innej planety.

Uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła do niego rękę. Jeśli ją teraz odetnie, prawdopodobnie zdążą dotrzeć do jednostki medycznej...

- Generałowa Arana Hux. Przepraszam za poufałość, lordzie Ren, ale najwyraźniej spędzimy razem trochę czasu.

Przez chwilę nie odpowiadał. Arana, sama wręcz ujemnie wyczulona na Moc, mogła jednak praktycznie zobaczyć ciąg rozważań w jego głowie. Ja wiem, że on wie, pomyślała. Ale czy on wie, że ja wiem?

Powoli, ze sztywną kurtuazją, Ren ujął jej dłoń - niemalże dwa razy mniejszą od jego - i uniósł ją do twarzy. Gdy poczuła jego usta, nawet nie pocałunek, tylko lekkie muśnięcie, zaczęła się zastanawiać, czy jednak nie wolałaby obcinania. Sithowe patogeny, paskudztwo.

- Witam na pokładzie Starkillera, ma’am - odparł Ren, jakby przed chwilą nie wpadł tu z dzikim wrzaskiem. Przeczesał ręką włosy, przyglądając się jej uważnie. - Niestety, generał jest w tej chwili niedostępny. Kapitanie, możecie odejść.

Phasma, do tej pory biernie obserwująca rozwój sytuacji, szybko się ulotniła, a Arana nie winiła jej za to. Chodzenie ciemnym korytarzem z szaleńcem z bronią raczej nie jest czymś, co większość ludzi uznaje za pożądaną rozrywkę.

- Dopiero się dowiedziałem o pani wizycie - przyznał Ren, a jego nadal aktywny miecz świetlny rzucał czerwoną poświatę na ściany. - To nieodpowiedzialne, powinni uprzedzić mnie wcześniej…

Przynajmniej zdążyłeś się zebrać z łóżka mojego męża, pomyślała Arana z przekąsem. Czy ci magicy od Mocy potrafili czytać w myślach? Jeśli nawet tak, zapewne Ren tego nie robił. Poznała to po tym, że jeszcze nie została przecięta na pół.

- To głównie prywatna wizyta - odpowiedziała. - Znaczy, tak, trochę inżynieryjnych spraw, ale w większości prywatna. Nie widziałam męża od lat.

- To musiało być… niekomfortowe - wycedził Ren. Tak, zdecydowanie przydałaby mu się maska. W jego głosie, jego twarzy, czuć było napięcie i niechęć. Może też rozżalenie. Ten człowiek tak bardzo nie panował nad swoimi emocjami, gdyby do tej pory niczego nie podejrzewała, teraz by zaczęła. Po pięciu minutach od spotkania.

Kolejny raz uśmiechnęła się. Łagodnie. Z sympatią. Jestem tylko niską, niegroźną kobietą, o zerowym pojęciu o Mocy i nic się nie domyślam. Uspokój się, mroczny rycerzyku, wyłącz ten miecz. To, co robisz z moim mężem nie ma znaczenia. Brendol Hux pamięta, jakie ma obowiązki wobec rodziny, a wobec ciebie ma jedynie obowiązek niedopuszczenia, abyś sam sobie poodcinał palce tą fikuśną bronią…

Gdy Ren zaprowadził ją przed samo wejście do kwater generała - oczywiście, bezbłędnie wybrał najkrótszą drogę, bez podglądania mapy - ponownie pocałował ją w dłoń, tym razem ściskając mocno, jakby chciał ją zmiażdżyć, zatrzymać ją przed tymi drzwiami.

Weszli - Ren miał klucz dekodujący. Wcale nie podejrzane.

Arana nigdy nie widziała kwater oficerskich, nawet na planach. To nie należało do jej obowiązków. Były jednak, w przeciwieństwie do korytarzy, przestronne i stylowo urządzone. Spodziewała się czerni i bieli, dominowały jednak pastelowe kolory. Na stole stały nawet kwiaty.

Generał musiał zauważyć sygnał wejścia, wyszedł im bowiem na spotkanie, nadal trzymając w jednej ręce tablet, w drugiej rysik. Jeśli nie spodziewał się Rena, idealnie to ukrył. Arana była z niego dumna, zwłaszcza po tym tłumionym popisie zazdrości, jaki otrzymała.

Podeszła do męża, dobrze wiedząc, że sam nie umiałby jej powitać. Nigdy nie wiedział, jak się wobec niej zachować, od czasu, gdy ich rodziny wtłoczyły im do głowy, że ślub i dzieci to ich obowiązek, to małżeństwo było jednym wielkim brakiem protokołów postępowania. Nikt nie nauczył Brendola Huksa jak zachowywać się wobec żony, tak samo, jak nikt nie nauczył Arany Telcontar, o co chodzi w małżeństwie.

Podeszła do męża, wygładziła nieistniejące fałdy na ramieniu munduru. Projektanci dobrze się spisali, wyglądał w nim na szerszego w barach.

Renowi jakimś cudem udało się trzasnąć zamykanymi automatycznie drzwiami. Gdy odwróciła się, okazało się, ze po prostu wypalił w nich dziurę.

- Dzieci są z mamką. Pewnie będziesz chciał je zobaczyć.

- Tak, oczywiście.

- Nie będę przeszkadzać ci w pracy, muszę coś załatwić z głównym technikiem. Rozumiem, że jesteś zajęty…

- To przez Rena - zirytował się Hux. - Chciałem wyjść po ciebie osobiście, ale jak on się dowiedział, dostał takiego ataku szału…

Arana sama nie wiedziała, czy poczuła jakąkolwiek radość na widok męża. Był jej rodziną. Miała obowiązek służyć rodzinie, tak samo jak służyła Najwyższemu Porządkowi. Do tej pory miała rozstępy po urodzeniu dziecka, jego dziecka. Nie czuła jednak potrzeby objęcia go, jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Ciekawiły go szczegóły jego pracy, jego postępy, nawet była z niego dumna, żałowała jednak, że nie przydzielono jej własnych kwater.

Nie lubiła spać z drugą osobą w łóżku.

Gdy Brendol objął ją sztywno, pomyślała, że w sumie nie dziwi się, że znalazł sobie kochanka, który z zazdrości robi dziury w ścianie.

Zawsze jakaś odmiana.

 

*

 

Gdy Hux miał dwadzieścia dwa lata, myślał o żonie w koncepcji dość niesprecyzowanej idei, mającej na celu Najwyższemu Porządkowi przyszłej elity. Z pewnością nie postrzegał małżeństwa jako związku, nie bardziej, niż w przypadku jego relacji z podwładnymi.

Był szczerze urażony, gdy okazało się, że jego przyszła żona ma dokładnie takie samo podejście.

Gdy Arana rozmawiała z niżej postawionymi koleżankami, z jakichś przedziwnych powodów największy problem, jaki miały z zaaranżowanym małżeństwem, opierał się na seksie.

Seks był łatwy, w podstawowy, biologiczny sposób. Brendol był mężczyzną tego samego gatunku co ona, w podobnym wieku, był też jednym z niewielu poznanych przez nią wojskowych, którzy nago wyglądali lepiej niż w mundurze. To wystarczyło, imperatyw rozrodczy zajmował się resztą.

Cała reszta była trudniejsza.

Według wszelkiego doświadczenia w życiu Huksa ludzie dzielili się na trzy kategorie: przełożonych, podwładnych i rywali. Niezależnie od tego, w jaką pozycję wybierzesz, sprawa ociera się dominację jednego nad drugim, o sprawianie wrażenia silniejszego, niż się jest, stałą rywalizację i ciągłą czujność.

Gdy próbował wybadać, jak zakwalifikować swoją żonę, skończyło się to małym piekłem.

Arana kiedyś czytała o Sithach. O ile Moc do niej nie przemawiała - nie tak, jak przemawiały śmiertelne bronie - z historii sithowych stosunków wyciągnęła jeden wniosek: ciągła walka o władzę sprawi tylko, że w końcu się pozabijają. Nie czuła potrzeby dominacji nad mężem, ani też ulegania mu. Z dziwnym pobłażaniem obserwowała, jak Brendol, chory i zmęczony, pakuje w siebie tyle medykamentów, że niedługo zapewne zacząłby świecić, tylko po to, aby przypadkiem nie pokazać przy niej słabości. Jak wstaje dwie godziny przed nią, aby umyć się, ogolić, uczesać i nigdy, przenigdy nie wyglądać na chociaż trochę brudnego czy spoconego.

Życie z tym człowiekiem przypominało Aranie powrót do szkoły, przy czym szkoła przynajmniej nie pakowała jej się do łóżka.

Prawie rok zajęło jej przekazanie mężowi prostego komunikatu: nie mam zamiaru z tobą rywalizować. Nie mam zamiaru ci niczego udowadniać. Jeśli chcesz udawać nadczłowieka, proszę bardzo, ale to nie działa. Szturmowcy mogą cię za takiego brać, Rebelianci nawet powinni, ale mnie do tego nie mieszaj.

Po roku zaszła w ciążę. Był to jej obowiązek, ale nie sprawił żadnej radości. Bolały ją kostki i kręgosłup, musiała też porzucić wyuczony latami tryb porannych ćwiczeń. Jej mąż wyjechał przed porodem i wrócił bogatszy o dwa stopnie, ludobójstwo i z mechaniczną protezą lewej nogi. Dziecko było głównie irytujące i Arana nie umiała się nim zajmować, nie widziała też powodu, aby to robić - z radością oddała pierworodną mamce, wychodząc z założenia, że małe dzieci z natury są głupie i skoro i tak do pewnego wieku dziewczynka nie nauczy się niczego sensownego, nie warto zawracać sobie tym głowy.

Gdy Brendol wrócił, miał jeszcze bardziej lśniące oficerki niż zwykle i bardziej niepokojący błysk w oczach. Arana była pewna, że gdyby przyniosła do sypialni niemowlaka, zawiesiłby się bezradnie, zupełnie niepewny, jak postępować kimś, kto przed nim nie salutuje.

W kontaktach z nią młody generał był kompletnie chaotyczny, jakby już zupełnie brakowało mu pomysłu, jak postępować z żoną i próbował wszystkiego, co mu przyjdzie do głowy. Nawet, gdy leżeli obok siebie w łóżku, był napięty jak struna, która zaraz może pęknąć.

Wtedy już przyzwyczaiła się. Była we własnym domu i spędziła tu więcej czasu niż on. Nie miała zamiaru czuć się skrępowana w swoim łóżku.

Gdy Dualla miała trzy lata i wreszcie zaczynała przejawiać jakiekolwiek objawy przynależności do gatunku rozumnego, jej ojciec przedobrzył z udawaniem, że wszystko jest w porządku w czasie wyjątkowo ciężkiej grypy i padł jak długi przed drzwiami wyjściowymi.

Arana zaciągnęła męża do łóżka, wezwała lekarza z całym personelem dronów medycznych i trzymała go za jego generalski kark, gdy próbował wyrzygać własne jelita.

Nie wierzyła w jakieś ckliwe opowiastki o wartościach rodzinnych, wiedziała jednak, że każda funkcjonująca jednostka potrzebuje zabezpieczenia. Ponieważ, niezależnie od oficjalnej wykładni propagandy, nie da się żyć w sytuacji, gdy każda chwila słabości sprawia, że wszyscy dookoła rzucają się, aby cię dobić. A przynajmniej nie da się żyć długo, bo jak ludzie nie mają oczu na plecach, nie mają też możliwości być silnymi i w pełni sprawnymi cały czas. Być może Snoke ma zamiar radośnie kopnąć ich wszystkich w dupy wraz z pierwszą porażką, ale jej obowiązkiem jest utrzymywać wszystko w kupie, nawet trzęsącego się od gorączki męża i niemowlaka, który próbował zeżreć odebrany jakiemuś rebeliackiemu Jedi miecz.

- Bren, jesteś idiotą - mruknęła, odgarniając mężowi włosy z czoła.

Kilka dni później generała znowu gdzieś wywiało, a gdy wrócił, bez słowa walnął się na łóżko, gniotąc cały mundur i rozwalając fryzurę, przesypiając bite czternaście godzin.

Najwyraźniej wreszcie udało jej się oduczyć go tego, co wtłukł mu do głowy Snoke.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Marika 14.02.2016
    Podoba mi się! Nigdy nie wyobrażałam sobie, że Generał Hux ma jakąś rodzinę, ale chętnie poczytam więcej o Aranie i dzieciach :) Będę śledzić Twoje opowiadanie i zapraszam też do czytania mojego ("Pilotka Ruchu Oporu").
  • zaciekawiony 17.02.2016
    "był też jednym z niewielu poznanych przez nią wojskowych, którzy nago wyglądali lepiej niż w mundurze" - bez wątpienia był to jakiś argument.
  • buchling 22.02.2016
    Świetne! Zgrabne dialogi i ciekawe, ale nie za długie opisy, powiedzmy ilość idealna. Nie jestem fanką Huxa i Kylo Rena jako pary, ale nie mogło mi to ani trochę przeszkadzić przy takiej sympatycznej bohaterce. Nic mnie w niej nie denerwuje, co wcale nie jest znowu takie łatwe w fanfikach, nad którymi zawsze wisi widmo Mary Sue. Arana to solidna, przemyślana, ani trochę papierowa czy płaska, silna sama w sobie. Kobieta, która nie potrzebuje do bycia badassem żadnych bolących uszy wrzasków, czy walenia męskich bohaterów po pysku. Nie wspominając o tym, że w Star Warsach zawsze brakowało mi więcej bohaterek urzekających czymś więcej niż kształtami i słodką buzią. Niejakie nadzieje wiązałam więc z Phasmą, gdy ją zobaczyłam na ekranach w grudniu. Ale wracając do twojej pracy: o dobry polski fanfik do SW naprawdę trudno, więc jestem tym bardziej zachwycona. Pierwsze wrażenie bardzo dobre, a teraz cierpliwie czekam na więcej :)
  • Natalia 28.05.2016
    Czekam na kolejną część!
    Opowiadanie jest świetne, ma zgrabne dialogi i ciekawe postacie.
    Oczywiście najbardziej ciekawi mnie Hux oraz jego śmieszna relacja z żoną :^)
    (Wygląda to ciekawie)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania