Pokaż listęUkryj listę

Wszyscy ludzie generała [Star Wars] - część druga

Myślałam, że to najmniej starwarsowy fanfik do Star Wars, ale potem znalazłam taki w realiach Filmu o pszczołach i zwątpiłam. Poza tym pragnę pochwalić się, że pisałam na egzaminie o Jar Jarze. Powinni za sam ten fakt mnie wyrzucić, ale z jakiegoś powodu zdałam.

 

*

 

Jeśli Arana miała chociaż trochę nadziei, że znajdzie się z mężem na osobności, szybko ją porzuciła. Brendol Hux Młodszy miał specyficzne podejście do prywatności, najwyraźniej obejmujące co najmniej trzy holopady i jeden interkom, przez które ciągle dobijali się podwładni. Sądząc po kolorze i stopniu nasycenia cieni pod oczami, generał nie wysypiał się od wielu dni. Ledwo Ren wyszedł, Arana została zbyta krótkimi przeprosinami.

Te przeprosiny zawsze znaczyły „mam-obowiązki-które-są-ważniejsze-od-ciebie”. Już dawno podejrzewała, że wojskowi biorą śluby tylko po to, żeby gdy padną na zawał z przepracowania, znalazł się ktoś, kto będzie stał nad nimi z miną „a-nie-mówiłam”.

Niemniej jednak nie zamierzała mu przeszkadzać. Sama miała dostatecznie wiele zajęć. Potwierdziła i zaaktualizowała wszystkie prywatne i publiczne klucze dostępu, przejrzała swoje uprawnienia. Gdzieś po drodze przypomniała sobie o posiadaniu dzieci, odpisała więc na wiadomość Siri, według której Duala zabrała kota jakiejś grupie szturmowców i teraz ciąga go po korytarzu. Arana sprawdziła w intranecie, czym jest ten kot i szybko uznała, że wygląda jak doskonały pretekst do niezajmowania się problemami sześciolatki. Kot więc miał zostać. Męża poinformuje o tym później, najwyraźniej zorientowanie się, że kiedyś udało mu się przekazać materiał genetyczny zajmowało mu jeszcze więcej czasu, niż jej.

Jeszcze raz przejrzała wiadomości. Po posegregowaniu ich według algorytmu uwzględniającego priorytet, pozycję nadawcy i prywatne oznaczenia, na pierwszych trzech pozycjach uplasowały się ciekawe informacje. Jako najważniejsza ustawiona była informacja od męża, którą musiał wysłać już, gdy wylądowała – przesyłał holoplan sektorów zamkniętych z powodu nagłego napadu niekompetencji Rena i kilka dodatkowych kluczy deszyfracyjnych. Zsynchronizowała wszystko z prywatnym chipem, przechodząc do noty ministerialnej i oznaczając ją do przeczytania później. Trzecia wiadomość wyglądała najbardziej obiecująco: niejaki pułkownik Mitaka zapraszał ją na sesję podziwiania bazy z orbity.

Podzieliła się z Brendolem tym pomysłem.

- Chyba taki był sens twojej wizyty – zauważył.

Arana skrzywiła się nieznacznie, acz ostentacyjnie. Czerwona szminka na ustach sprawiała, że rozmówcom zwykle dużo trudniej było nie zauważyć, kiedy była niezadowolona. Oglądanie własnych dzieł zwykle wpędzało ją w melancholię. Tak to pięknie wszystko wyglądało na projektach! Tak elegancko działało w szeregach równań i obliczeń, miło błyskało w laboratoriach we wnętrzu N’bahal… A potem dorwała się do jej cudownego dziecka rzesza wojskowych i ekonomistów, pocięła, ponarzekała nad budżetem, chociaż Porządek pakował praktycznie cały w uzbrojenie, pookrajała, poprzycinała i zostawiła bazę Starkiller nie dość, że o połowę mniej wydajną niż na planach, to jeszcze chronioną za pomocą kratki położonej na reaktor. Brendol nazywał to przykrą rzeczywistością. Po tym, jak jego żona zestawiła majątki ministrów, głównych oficerów i potentatów technologicznych, nie mówiąc już o samym fuhrerze Snoke’u, dodał, że to naprawdę przykra rzeczywistość.

Odpisała na wiadomość entuzjastycznie. Przez chwilę generał wyglądał, jakby chciał jej coś powiedzieć, poczekała więc, aż przetrawi wszystkie za i przeciw.

- Mitaka będzie ci nadskakiwał, jakby od tego zależało jego życie. Postaraj się nie gasić jego zapału, był przez trzy lata sierżantem technikiem, nadal to najlepszy oficer techniczny, jakiego mam. Nadal uważasz, że Starkiller to – zmrużył oczy, jakby urażony własnym wspomnieniem – wielka, niebezpieczna kupa śmiecia?

- Im dłużej na niej przebywasz, tym bardziej wydaje mi się niebezpieczna – odpowiedziała niejednoznacznie, stając przed lustrem i poprawiając garsonkę.

- I… prawdopodobnie, gdy wyjdziesz, przyjdzie tu Ren.

- Och, w to nie wątpię. – Arana zbliżyła twarz do lustra, aby upewnić się, czy rzeczywiście lekko rozmazał jej się szary cień nad lewym okiem. – Życzę miłej zabawy.

Brendol wyglądał na zmieszanego.

- Pewnie zastanawiasz się…

- Nie. Jesteś tu sam, w otoczeniu mężczyzn bez nazwisk, bez rodzin i zajmujesz się podbojem Galaktyki. Mój ojciec – przerwała na chwilę, aby poprawić szminkę – miał od tego ordynansa, ale jak widzę, twój nie jest zbytnio urodziwy. Rób z Renem co zechcesz. Na pewno ma jakieś zalety. Ładne oczy, czy coś…

Zostawiła go, gdy zastanawiał się, co powiedzieć.

Już zauważyła, że korytarze tutaj robią wyjątkowo ponure wrażenie. Pomijając kompletny brak oznakowania, większość była czarno-szara, z rozsianymi tu i ówdzie czerwonymi migającymi diodami, nasuwającymi myśl o ciągłym alarmie. Przez chwilę rozważała się, co tu robią w czasie prawdziwego zagrożenia, skoro zawsze coś błyska czerwienią. Postanowiła to sprawdzić później i tylko zapisała notatkę na padzie o treści „zabić odpowiedzialnego za ergonomię tego śmiecia”. Nawyk notowania dzieliła z mężem, chociaż jego zapiski nigdy nie były nawet w połowie tak soczyste, jak jej.

Przeszła niecałe trzysta metrów, będąc w tym czasie zatrzymywaną trzy razy. Bardzo widocznie jej cywilny strój wyróżniał się wśród chmary szturmowców, techników w paskudnych pomarańczowych kamizelkach i nielicznych oficerów. Będzie musiała po powrocie poprosić Brendola, aby rozkazał swoim ludziom nie legitymować jej co dwa kroki, na razie jednak przełknęła niedogodność dość gładko, zwłaszcza, że gdy porucznik Mitaka wyszedł jej na spotkanie, nagle przestała interesować kogokolwiek.

Mitaka wyglądał tak podobnie do sporej części młodych oficerów, jakich spotkała w swoim życiu, że zaczęła podejrzewać, iż jednak zachowały się jakieś klony. Pocałował ją w rękę, w to samo miejsce, co Kylo Ren. Przez chwilę czuła palącą potrzebę, aby go o tym uświadomić, w końcu jednak uśmiechnęła się i przyjęła jakiś komplement na temat „pięknej generałowej”.

- Wybaczy pani, ale to nie jest dobry moment, ani miejsce dla kobiety – nadawał porucznik, kompletnie ignorując fakt, że wśród oficerów też były kobiety i najwyraźniej radziły sobie dobrze. – Jesteśmy nie dość, że w trakcie poważnych działań wojennych, to jeszcze ten kwartał powinien zostać wyremontowany tydzień temu, jednak ktoś znalazł zwłoki technika radarowego w magazynie i…

Arana poczuła niezwykłe zainteresowanie tymi upierdliwymi migającymi diodami. Bardzo ostentacyjne zainteresowanie.

- Och. Nie powinienem o tym mówić przy pani. Na pewno nie obchodzą panią takie techniczne sprawy. Chociaż… - Mitaka wyraźnie przypomniał sobie coś. – Pani zajmowała się projektami, prawda?

- Byłam głównym inżynierem astrofizycznych technologii, które wykorzystuje ta baza – odparła zimno.

- Wygląda pani bardzo młodo… - plątał się porucznik. Co kilka lat w szkole wojskowej robi z ludźmi…

Nagle jego oczy rozszerzyły się w przestrachu. Arana odwróciła się gwałtownie, spodziewając się ataku, wypadku, zwarcia w elektronice, Kylo Rena obwieszonego głowami szturmowców... Korytarzem szła jednak tylko jedna osoba, wysoka, czarna sylwetka.

To nie Ren, pomyślała. Ren, ale nie ten, którego poznałam, poprawiła się niemalże natychmiast.

Trudno było powiedzieć, czy mieli do czynienia z mężczyzną, czy kobietą – pod tyloma warstwami materiału mógł się kryć jakikolwiek humanoid. Rycerz Ren nie miał na sobie żadnego hełmu, ale to nie pomagało – usta i nos i tak były zasłonięte czarną maską, większość głowy kapturem. Skóra rycerza również była czarna, nie ciemnobrązowa, jak u niektórych mieszkańców gorących planet, ale wpadająca w zimną szarość. Jedynie białka wyróżniały się z tego natłoku czerni.

Rycerz zwolnił, gdy koło nich przechodził. Porucznik niemalże zakrztusił się, salutując. Arana powoli skinęła głową, ale nie otrzymała żadnej reakcji. Chwilę później zamaskowany przybysz zniknął w głębi korytarza.

- Querti Ren – wyjaśnił Mitaka. – Aż ciarki przechodzą.

Arany nie przechodziły ciarki, ale przytaknęła.

- Wszyscy tu są? – zapytała. – Znaczy, Rycerze Ren.

- To tajne. – Otrzymała odpowiedź. To wyraźnie sugerował, że Mitaka nie ma zielonego pojęcia. – Ale tu widuje się tylko dwoje. Na razie dwoje.

- Na razie?

Cudownie, więcej uzbrojonych furiatów.

Tym razem jednak odpowiedź Mitaki zdołała ją zaskoczyć.

- No… Rycerze Ren podobno awansują poprzez zabicie towarzysza. Nie chcę prorokować, ale… - Porucznik nachylił się konspiracyjnie. – W zakładach postawiłem na Querti.

Och, pomyślała Arana.

 

*

 

Generał w tym samym czasie układał przemowę. Jego żona zawsze słuchała tego, co wygłaszał do swoich ludzi, jednocześnie prosząc, aby wersję dla niej streścił w dziesięciu słowach. Dzisiejsza brzmiała więc: zmiażdżymy Rebelię, kontynuując ideały Imperium i wprowadzimy ludzką supremację w Galaktyce. W zadziwiający wręcz sposób każda przemowa Huksa miała taki mniej więcej sens, wiedział jednak, że szturmowcy ogólnie je lubili, głównie dlatego, że apel generała oznaczał poranek bez ćwiczeń.

Wiedział też, że jest ulubionym oficerem w tym rejonie. Inni nie zadawali sobie trudu, aby zwracać się do szturmowców z czymś innym niż krótkimi rozkazami, tak samo, jak nie układa się przemów do droidów i nie rozmawia z klimatyzacją w pokoju. Szturmowcy jednak byli ludźmi, co w oczach Huksa stawiało ich wyżej od sporej części Galaktyki. Lubił też utwierdzać ich w tym przekonaniu, puszczając odpowiednie holofilmy traktujące o niższości innych gatunków. O ile się orientował, na razie ulubionym i najchętniej powielanym był ten z wystąpieniami dawnego gungańskiego senatora nazwiskiem Binks.

Czasami także go oglądał, chociaż nigdy nie przyznałby tego żonie.

Wbrew przewidywaniom, Kylo nadal się u niego nie pojawił, nie było też słychać, aby dręczył kogoś innego. To było podejrzane, z drugiej jednak strony, to był mężczyzna mający w zwyczaju przemawiać do zdeformowanego hełmu własnego dziadka, prosząc o wsparcie moralne. Z tego co Hux wiedział, wszyscy Jedi, Sithowie, Renowie, czy jak ich akurat zwano, byli trochę nawiedzeni. Kylo pochodził z rodziny z wielopokoleniową tradycją w byciu mistycznymi wariatami, więc to pewnie się jakoś kumulowało.

Niemniej jednak jego nieobecność była… podejrzana. Kylo… lubił wyrażać uczucia. Zazwyczaj uczuciami obrywały okoliczne ściany i panele, różnymi uczuciami był jednak także obdarzany generał. Niektóre wymagały interwencji medyka, inne, cóż, były… akceptowalne.

Kylo miał w sobie bardzo dużo sprzecznych uczuć.

Hux po zapisaniu przemowy wyszedł tylko na chwilę, odebrać dokumentację, którą ze względu na szkody spowodowane przez wodę trzeba było drukować na papierze. W podłym nastroju, wszedł do przyległego do salonu gabinetu i usiadł przy biurku.

Coś było nie tak.

Zajrzał pod biurko. Potem zajrzał znowu, dla pewności.

- Kylo, co robisz pod moim biurkiem? – zapytał, nawet nie zdziwiony. Nic, co miało cokolwiek wspólnego z tym człowiekiem, już go nie dziwiło. Po prostu wyłączał się psychicznie i płynął z prądem.

Lord Kylo Ren, Mistrz Zakonu Rycerzy Ren, obecnie z jakiegoś powodu wciśnięty w wolną przestrzeń pod blatem, prychnął niczym urażony kot.

- To jest Ciemna Strona, Hux - odpowiedział, rozpinając mu spodnie. Tu się robi takie rzeczy.

Generał westchnął i wcisnął mu stos teczek z dokumentami do rąk.

- Robi się też takie rzeczy. Zwłaszcza, od kiedy zniszczyłeś serwerownię. Wyłaź, jesteś żałosny.

Druga dziura w ścianie nawet pasowała kompozycyjnie do pierwszej.

Hux pomyślał, że w sumie chciałby znać jakieś magiczne sztuczki. Cofnąłby się w czasie i powiedział trzynastoletniemu sobie:

- Kadecie, będziesz wielkim generałem i zniszczysz wiele planet. Nadejdzie jednak chwila, w której niezrównoważony psychicznie potomek Dartha Vadera będzie ci próbował zrobić dobrze pod twoim generalskim biurkiem i wtedy zwątpisz w całe swoje życie...

Po zastanowieniu uznał, że trzynastoletniemu Brenowi Juniorowi sama koncepcja robienia dobrze przez kogokolwiek wystarczyłaby, aby nie słuchał reszty. Jakim kiedyś był idiotą.

Prawie tak wielkim, jak teraz Ren.

W sumie mógł pozwolić mu na wyrażanie uczuć pod biurkiem.

Te uczucia akurat lubił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marika 05.03.2016
    Hihihi, przepraszam, chciałabym napisać coś mądrzejszego, ale nie mogę przestać się śmiać z Kylo pod biurkiem Huxa :D Pisz dalej!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania