Poprzednie częściWszystko się zmienia... cz. 1

Wszystko się zmienia... cz.3

Nauczyciel przejrzał listę uczniów, zlustrował wzrokiem klasę i powiedział:

-Teraz grupa, która ma projekt o historii Oxfordu.- Jak zwykle nie pamiętał imion, nawet się z tego cieszę, gdyż nie wywoływał nas do tablicy, by zapisać jakiekolwiek pierdoły.

-Gotowa?- Szepnął mi do ucha.

-Znając życie zapomnę tekstu lub zacznie mi się plątać język. Oczywiście, że gotowa.- On tylko uśmiechnął się figlarnie, a w oczach tańczyły mu iskierki. Zrozumiałam, że specjalnie dał mi więcej tekstu do omawiania! Dostał kuksańca w żebro, prychnął wielce obrażony, a na koniec się lekko zaśmiał. Nauczyciel chrząknął i dopiero wtedy zauważyliśmy, że wyczekuje na naszą prezentację. Dziewczyny chichotały, patrzyły wzrokiem, który mógłby zabić lub spoglądały na nas z dezaprobatą. Chłopcy bez skrępowania się śmiali. Nauczyciel się zdenerwował, zapomnieliśmy, że jest cholerykiem, ups. Wszyscy zamilkli jak na zawołanie.

Zaczęliśmy omawiać projekt, niejednotnie poprawialiśmy siebie nawzajem. To była najgorsza rzecz jaką mogliśmy zrobić! Nikt nie zauważał tych drobnych błędów, a my je wytykaliśmy sobie.

Gdy skończyliśmy klasa zaczęła klaskać. Spojrzełam na Szymona, a on na mnie, obydwoje się zastanawialiśmy, czy oni się cieszą z tego, że skończyliśmy, czy z tego, że minęła spora część lekcji, więc max. jedna grupa będzie prezentować swoją pracę. Nauczyciel patrzył na nas, a my na niego, mieliśmy nadzieję na 4, tyle by wystarczyło.

-Obydwoje dostajecie po szóstce.- Nasze miny musiały być bezcenne. Spojrzeliśmy na niego, czy przypadkiem nie oszalał. Elliot nigdy, ale to nigdy nie dawał nikomu tak wysokiej oceny!- Jesteście pierwszą parą w tej szkole, która poprawiała się nawzajem, gdy był zauważony jakikolwiek błąd. Inni zawsze mieli nadzieję, że nie będę zwracał uwagi, na ich niedopowiedzenia. A teraz siadajcie, migiem.

Klasa spojrzała na nas z niedowierzaniem, co oznaczało, że będą popełmiać błędy umyślnie, a później je poprawiać. Wykładowca widocznie czytał im w myślach, powiedział im, żeby nawet nie próbowali stosować tego jako taktyki. Miny mieli zawiedzione, ale następna para jednak spróbowała. Nieźle się sparzyli, jedna dziewczyna prawie się popłakała, gdy dostała 3.

Zadzwonił dzwonek! Ja i Szymon się uśmiechnęliśmy, gdyż to był już koniec zajęć. Wszyscy się pakowali, a my już przechodziliśmy przez próg klasy. Na odchodnym rzuciliśmy zwykłę "do widzenia!". W miarę ludzkim tempem opuściliśmy teren szkoły, a następnie sprintem do niewielkiej kawiarenki, by zdążyć na darmowe lody. Mają najlepsze lody w mieście, a ich cena jest po prostu kosmiczna, ale firma miała urodziny, więc ich specjał do 14 był darmowy. W ostatniej chwili zdążyliśmy zamówić, kasjerka nie była zbytnio zadowolona, gdy zauważyła, że naszym łupem pada tylko ten deser.

Skosztowaliśmy sobie nawzajem smaki, delektując się tym niebiem w ustach. Szliśmy ulicą, byłą dość pusta, gdyż było wczesne popołudnie. Gdy skończyliśmy z przyzwyczajenia się spytałam, czy nie jestem przypadkiem brudna. On się nachylił i pocałował mnie w usta, kończąc równie szybko jak zaczął.

-Już nie.- Spojrzałam na niego minimalnie zdziwiona,, jednak muszę przyznać, że podobało mi się. - A ja?

- Nie.- Uśmiechnęłąm się do niego... Przyjaźnie? Łobuzersko? Nie to nie to, to było coś w stylu połączenia triumfu oraz uwodzicielstwa.

-Jesteś tego pewna?

-Ani trochę- Mówiąc to stanęłam na palcach. Spojrzałam mu w oczy i dotknęłam ustami jego ust. Był to taki zwykły całus. Oboje wiedzieliśmy, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń, lub prawie braterska miłość, jednak wciąż nie byliśmy pewni na 100% procent. Gdy wracaliśmy do domu, cały trzymał rękę na mojej talii. To było cudowne uczucie. Znaliśmy się od gimnazjum, znaczy się przedtem też, ale tylko z widzenia oraz z nazwiska. Byłam uśmiechnięta od ucha do ucha, Szymon spojrzał na mnie ze zdziwił, lecz po chwili roześmiał się. Już mnie tak nie zaskakiwały jego wybuchy śmiechu, przynajmniej nie tak bardzo jak 3 tygodnie temu. Chodziliśmy cały dzień po mieście. Była dopiero 20.00, gdy wracaliśmy do domu. Kolację zjedliśmy na mieście, więc jedynym pragnieniem było pójście spać. Czułam się jak po maratonie. Rzuciłam się na kanapę, współlokator spojrzał na mnie z współczuciem. Zdjął bluzkę idąc do kuchni się napić, wracając do pokoju spojrzał na mnie. Praktycznie już spałam. Z łatwością wziął mnie na ręce i zaniósł do łożko. Już miał mnie przykryć kołdrą, ale się zatrzymał. Zauważył, że miałam na sobie ubranie, niezbyt przystosowane do snu. Ściągnął mi bluzkę oraz spodnie. Nie miałam siły by się sprzeciwić, więc pozwoliłam mu robić swoje. Spojrzał na mnie pytając się czy może, moje oczy odpowiedziały skoro musisz, proszę bardzo. Zdjął mi stanik, ręce mu lekko drżały. Odwróciłam się do niego i go pocałowam... Nie tak jak przedtem przy kawiarence, to była całkiem inna bajka.

Całowaliśmy się dość długo, z czego byłam niezwykle zadowolona. Ucałował mnie w czoło i powiedział: "dobranoc", przykrywając mnie kołdrą.

- Branoc, branoc.- Po tych słowach oddałam się w objęcia Morfeusza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • BreezyLove 13.03.2015
    Opowiadanie jest naprawdę świetne! ;) są co prawda jakieś błędy ale czyta się bardzo dobrze ;) mam nadzieję, że napiszesz ciąg dalszy ;) 5
  • Asami 17.03.2015
    Cóż, dzięki, ale jakoś już kompletnie straciłam wenę, ten, że tak powiem to napisałam już tak na chama i za szybko pojechałam z wątkiem miłosnym, może kiedyś, nie obiecuję.
    Jeszcze raz dzięki.
  • BreezyLove 17.03.2015
    Znam to uczucie :) Jednak życzę powrotu weny ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania