Wyprawa Na Łąkę W Parku Na Przedmieściach
"Wyprawa Na Łąkę W Parku Na Przedmieściach"
gatunek: sny/czas wolny/fantastyka/surrealizm/podróże/przygoda
Planeta Dziwności, Chłodnowilgotnolandia, przedmieścia niedużego miasta, lata 2011-2018, lipiec.
Pikniker, Piknikerka, Wyprawer i Wyprawerka mieli po dwadzieścia pięć do dwudziestu ośmiu lat. Byli dobrymi znajomymi, często wspólnie podróżującymi po różnych zaskakujących krainach swojego niezwykłego świata, a te niejednokrotnie wyglądały jak miejsca z utworów z gatunku fantasy.
Jednego razu, w środku ciepłego i słonecznego dnia, wyszli ze swoich wolnostojących domów jednorodzinnych. Średniej wielkości budynki znajdowały się w środkowo-frontowych częściach ogrodów, otoczonych żywopłotami, płotami lub murami. Weseli ludzie spotkali się ma rozległym trawniku, oddzielającym dzielnicę domów od dużego parku.
— Hej, chodźmy do parku! Rozbijmy namiot i zróbmy sobie piknik! — zaproponował radośnie Pikniker.
— Dlaczego nie? Świetny pomysł! — wyraziła swój głos poparcia Piknikerka, której udzielił się rewelacyjny nastrój.
— Czeka na nas tajemnicza przygoda i szalona przyroda! — ekscytował się Wyprawer.
— Chodźmy więc! — zachęciła Wyprawerka.
I poszli na wyprawę. Swoje kroki skierowali w stronę pobliskiego parku, sięgającego aż po horyzont. Biegali po obszarach leśnych, łąkowych, skalistych. Zatrzymali się na skąpanej w promieniach słonecznych łące, leżącej między porastającym wzgórze mistycznym lasem, a skrywającą niezwykłe tajemnice rzeką, w której pływały dziwne i nietypowe ryby. Nagle zatrzymali się, a wtedy nieopodal zjawiło się ognisko oraz cztery namioty.
Między dwoma rzędami jaskiń biegły emu, kukawki i pawiany. Po niebie fruwały pomarańczowo-zielone płetwale, ciągnące za sobą rydwany, na których siedziały kamienie.
Wokół namiotów pełzały ślimaki wstężyki i winniczki, a także spacerowały jaszczurki zwinki oraz żyworódki. Niespodziewanie, pogoda stała się nieco mniej przyjemna. Większość nieba zasłoniły chmury, a temperatura powietrza nieznacznie obniżyła się. Zaczęło mżyć i zerwał się ciepły, lekki, letni wiatr.
Wokół niewielkiej plaży, znajdującej się u wybrzeży pobliskiej rzeki, wyrosło kilka cienkich palm wachlarzowych różnego wzrostu. Po beżowym piasku, biegały małpy ogoniaste i mamuty wielkości szerszeni. Urządziły bitwę na banany o rozmiarach ziarenek kminku. Kilkoro tajemniczych trzydziestokilkuletnich ludzi, ubranych w eleganckie antyczne szaty, przeszło niedaleko i zasiało trochę nasion słonecznika z Księżyca. Natychmiast wyrosły bukiety pięknych, kilkubarwnych róż, które dodatkowo swoim własnym światłem świeciły obficie o zmierzchu i o świcie.
Jaszczurki poszły odpocząć do podziemnych sieci tuneli, strzeżonych przez nietypowe, zmutowane, chodzące na dwóch nogach turkucie podjadki, dodatkowo wyposażone w ogony skorpionów i szczypce homarów. Na łąkę, gdzie stały namioty, przywędrowały żaby, ropuchy, a także traszki. Wokół pobliskiego wzgórza, otoczonego lasem oraz porośniętego dowcipnymi stokrotkami i roześmianymi koniczynami, spacerowało stadko rozmawiających i śmiejących się jaszczurek murówek.
Czworo ludzi poszło do parkowego lasu. I wtedy nagle, totalnie zmieniła się otaczająca ich rzeczywistość. W powietrzu fruwały zegary słoneczne, starożytnogreckie kolumny, człekokształtne istoty z głowami byków, skrzydlate konie z rybimi ogonami, a także dwunożne owady z włóczniami, hełmami i tarczami.
W międzyczasie, gdzieś w Europie Południowo-Zachodniej, Afryce, albo w Kalifornii, panowała piękna, spokojna pogoda, złocisto-pomarańczowym zachodem słońca obdarowująca przedmieścia starożytnej metropolii, leżącej nad podzwrotnikowym oceanem i przeteleportowanej z legendarnej planety, którą w zamierzchłych czasach odwiedzali kosmiczni poeci. Na dużym balkonie otoczonej subtropikalnym ogrodem willi, zbudowanej w stylu hiszpańskim albo włoskim, na czerwono-złoto-brązowych fotelach kurulnych, przy marmurowo-drewnianym stole, siedzieli dwaj szamani z dalekich, mistycznych, subtropikalnych krain. Obaj mieli po trzydzieści kilka lat i byli ubrani w tajemnicze, piękne stroje ludowe.
Na ścianie, oświetlonej przez zachodzące słońce, oraz wyposażonej w półkoliste okno z okiennicami, widniał cień dymu, wydobywającego się z wonnego kadzidełka, a na twarze mężczyzn padał cień liści palm, nad którymi właśnie przefrunęło stadko flamingów, marabutów i ibisów.
Tymczasem Pikniker, Piknikerka, Wyprawer i Wyprawerka szli po wilgotnym lesie, gdzie rosło mnóstwo muchomorów zmieniających swe kolory, a także zadziwiających, iście tęczowych paproci. Zaczęli biegnąć. Znaleźli się na rozległej łące, po której spacerowały zebry, antylopy oraz żyrafy. Unieśli się w powietrzu i przefrunęli na tle ruin zaginionego miasta. Na megalitycznych ścianach widniały świecące napisy w zapomnianym języku z pradawnej, ogniowo-wodno-piaskowo-kamienno-leśno-bagiennej planety, wędrującej po odległym kosmosie oraz czekającej na ponowne odkrycie przez międzygalaktycznych podróżników i podróżniczki.
Siedząc w luksusowej, czarującej, magiczno-kosmicznej karocy, ciągniętej przez cztery konie powietrzno-morskie, czwórka dobrych znajomych zwiedziła wszystkie planety i niektóre księżyce Układu Słonecznego, a także samo Słońce. Następnie, grupka poszukiwaczy i poszukiwaczek przygód oraz skarbów doszła do wniosku, że w tych wszystkich niezwykłych, zwiedzonych miejscach jest dobrze, nawet bardzo dobrze, ale w domu najlepiej. Bo dom, to zawsze jednak dom.
Bardzo zadowoleni z międzywymiarowo-kosmicznej wyprawy, ludzie wrócili na rozległą łąkę, zdezintegrowali namioty i ognisko za pomocą specjalnych urządzeń dezintegrujących, po czym poszli na duży trawnik między parkiem a zabudowaną częścią miasta. Stamtąd rozeszli się do swoich pięknych, otoczonych żywopłotami oraz kamiennymi płotami domów z tarasami, kolumnami, balkonami, sadami i ogrodami. Zaczęli z niecierpliwością planować kolejną wyprawę.
— Dokąd uderzymy następnym razem? — spytał Pikniker.
Piknikerka wybrała Hiszpanię, Portugalię i Francję, Wyprawer Włochy, Słowenię oraz Chorwację, a Wyprawerka - Kalifornię, Luizjanę i Florydę.
— Może odwiedzimy wszystkie z tych pięknych krain podczas jednej wielkiej przygody? — zaproponował Pikniker.
— Przebojowy pomysł na bardzo klimatyczną eskapadę! — odpowiedziały jednocześnie trzy pozostałe z osób wchodzących w skład podróżnej czwórki.
Koniec.
Komentarze (11)
Piotrek, piątak za wyobraźnię ?
Bogactwo wszelakich "dziwów" jak zwykle dopisuje... kolejną, niezwykłą historię:))
Mamuty wielkości szerszeni, chętnie bym trzymał w akwarium – bez wody.
I tak by miały dużo miejsca:))↔Pozdrawiam :~)↔%
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania