Wyrywna Gaździna
Była sobie raz wyrywna gaździna,
Co zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
Wszystko robiła na opak i na przekór,
Każde drzwi zamykała na klucz, bo po co?
Pani domu nie znosiła spokoju,
Chciała, by wszyscy wszędzie skakali jak małpy.
Gdy ktoś się spóźnił, to czuła złość śmiertelną,
I zaczynała rzucać talerzami na prawo i lewo.
Jej goście nie wiedzieli, gdzie się podziać,
Bo pani domu wszędzie robiła awantury.
A jak ktoś przypadkiem na dywan się plamił,
To od niej usłyszał: "Ty walony niechlujny!"
Męża gasiła wszędzie, gdzie tylko się dało,
Bo przecież nikt nie może spać o północy.
Nawet w ogrodzie podlewała kwiatki-
Bo Archimedes wokoło musiał pływać.
Wyrywna gaździna była, jak trąba powietrzna,
Że ledwo powstała, hulaj dusza, niebo.
A jej mąż pan domu tylko milczał,
I w głowie myślał: "Czy taki los mój?"
A gdy kiedyś goście się zbiegli w dół,
Zobaczyli w salonie niespodziewany cud.
Pani gaździna na stolik się wspięła,
Bo salonie wszędzie w nim widziała negatywne siły.
I tak codziennie było w tym domu,
Gaździna o wszystko stawała w niezłomnej walce.
Ale pewnej nocy stało się coś niecodzienne,
Przyszła jakaś dziwna chmurka na niebie.
Gaździna wstała rano, lecz nic nie powiedziała,
Cisza w domu zapanowała, jak w bajce.
Wszyscy byli zaskoczeni takim cudownym stanem,
A gaździna została w łóżku w końcu na plecach.
I tak minęły dni, a gaździna nie wróciła,
Szczęście w jej pozytywną starość przemieniło.
Mąż pan domu ogrody teraz sprzedaje,
A goście znowu normalnie cieszą się w domu.
Komentarze (4)
Nie rozumiem po co robisz wersy ze zwykłych zdań.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania