Wywiad z Kazimierzem Kyrczem
Zapraszam na wywiad z Kazimierzem Kyrczem, autorem m. in. serii kryminalnej o policjancie Sebastianie Bednarskim i licznych zbiorów opowiadań o tematyce horrorowo-bizarnej.
F: Pierwsze pytanie dotyczy początków bizarro w Polsce. Jak to się zaczęło? Jakie były pomysły na promowanie gatunku jeszcze przed powstaniem Niedobrych Literek?
KK: Któregoś pięknego dnia, jakieś sto lat temu, Dawid Kain pokazał mi na necie okładki książek bizarro. Obaj pisaliśmy mocno pokręcone rzeczy, skręcające bardziej w stronę groteski, niż horroru, więc niejako z automatu zainteresowaliśmy się tematem. Jeździliśmy wtedy z Dawidem na różne konwenty, no i tam robiliśmy prelekcje o bizarro. Sprawiało nam frajdę szokowanie ludzi.
F: Jak już zakładaliście Niedobre Literki było więcej entuzjastów bizarro?
KK: Na pomysł stworzenia Niedobrych Literek wpadł Darek Barczewski. To on przekonał mnie i Dawida, żeby zainwestować w to swój czas i energię. Nieco później do redakcji dołączył Marek Grzywacz i Karol Mitka. Dawid i Marek po jakimś czasie się wykruszyli, ale za to w ekipie pojawiła się Zeter Zelke, a także Kornel Mikołajczyk. Teraz rzeźbimy przy tym w piątkę.
F: W jakich barwach widzisz przyszłość bizarro w Polsce?
KK: W całej palecie barw. W sensie, że bizarro zyskuje coraz większe grono zwolenników, no i zainteresowanie autorów, również tych utytułowanych. Dzięki wydawnictwu Dom Horroru w końcu pojawiły się u nas książki Carltona Mellicka, a z tego co słyszałem, na tym wcale nie koniec.
F: Czy masz już plany pisarskie na 2021 rok i czy szykuje się coś związanego z bizarro?
KK: Od kilku lat koncentruję się przede wszystkim na moim cyklu thrillerów o komisarzu Bednarskim, ale z bizarro wcale nie zamierzam rezygnować. W przyszłym roku chcemy we współpracy z wydawnictwem Dom Horroru wypuścić w świat następczynię "Bizarro dla zaawansowanych", w której poza polskimi autorami znajdą się także zagraniczni. W spisie treści pojawi się także tytuł opowiadania, które napisałem z Zeter Zelke.
F: Pisałeś sporo tekstów w duetach. Z kim jak dotąd współpracowało ci się najlepiej?
KK: Faktycznie, sporo pisałem - i piszę - w różnych konfiguracjach. Najfajniej się pisało z Michałem J. Walczakiem, bo przez kilka lat pracowaliśmy w jednym wydziale i mogliśmy na bieżąco obgadywać nasze pomysły na kolejne opowiadania. Zdarzało się też, że gdy goniły nas terminy, siadaliśmy razem do pisania u niego w mieszkaniu albo w pubie. Podobno tak tworzyli Arkadij i Borys Strugaccy. Zazdroszczę im, ale skłamałbym, gdybym stwierdził, że żałuję współpracy z którymkolwiek z moich współpisaczy. Na pewno nie podjąłbym się napisania czegokolwiek nowego tylko z jednym z nich.
F: Skąd się wzięło twoje zamiłowanie do groteski i horroru? "Wyssałeś z mlekiem matki", czy może byli konkretni twórcy i dzieła, które najmocniej na ciebie wpłynęły? Masz ulubionych autorów w tej dziedzinie?
KK: Cóż, w mojej rodzinie mamy dość wisielcze poczucie humoru. Raczej po tacie, niż mamie. Myślę, że dlatego czytając Rolanda Topora czy - niesłusznie zapomnianego - Jacka Sawaszkiewicza czułem się jak u siebie. Po grozę sięgnąłem późno: za sprawą kumpla z zespołu, który pożyczył mi jakiś zbiór opowiadań Grahama Mastertona. Wraz z upływem lat mam niestety coraz mniej czasu na czytanie, więc jestem trochę nie w temacie. Jeśli chodzi o grozę, to czytam i redaguję opowiadania, które trafiają do antologii City, a jeśli chodzi o bizarro, to głównie te, które pojawiają się na Niedobrych Literkach. Co do pisarzy, którzy najmocniej na mnie wpłynęli... jest tego legion. W podstawówce zaczytywałem się fantastyką, w dużej mierze rosyjską. W liceum doszedł Kurt Vonnegut Jr, George Orwell, Fryderyk Nietzsche, Michał Bułhakow, Jonathan Carroll, a przede wszystkim moja na zawsze absolutnie numer jeden Kathe Koja. Na studiach do tego szacownego grona dołączyło dwóch Fiodorów: Dostojewski i Sołogub.
F: Może jeszcze na koniec powiedz coś o twoim zainteresowaniu muzyką i zespołach muzycznym, w których działałeś.
KK: Rzępoliłem na basie i pisałem teksty w kilku zespołach, oscylujących wokół new wave i awangardy. Jednak po tym jak nasza kolejna wokalistka zaszła w ciążę i wyjechała z Krakowa, dałem sobie siana z graniem. Ciągłe zaczynanie od początku jest może dobre dla Syzyfa, ale mnie to już zmęczyło. Co nie znaczy, że muzyka przestała odgrywać ważną rolę w moim życiu. Ostatnio na przykład udało mi się trochę pomóc w tworzeniu tekstów piosenek Pornografii i Call Me (projekt Ingi Habiby i Piotra Kazały z zespołu Lorien). Jestem z tego powodu dumny, choć nie blady.
F: Dziękuję za wywiad.
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania