Zabójcza Euforia. Prolog
Do okoła mnie piękne kolorowe światełka. Chciała bym jedynie by ten stan szczęścia i uniesienia nigdy się nie skończył, trwał po wieki. Wędruję po mieście. Jest czwarta w nocy, a ja czuję się jak największy i najsilniejszy Bóg, któremu nie jest w stanie zaszkodzić żadna wyższa siła ani żaden człowiek. Mogę wszystko i nic nie muszę. Jestem Bogiem i Panem swojego świata i losu. Jednocześnie jestem na spidowana jak i wyluzowana. Mam energię a w moim ciele czuję luz, moja dusza jest za razem odważna jak i spokojna, moja głowa, moje myśli, są poukładane tak dokładnie jak dokumenty w moim biurku, a jednocześnie wirują wokół mojej głowy, emanuję miłością, wielką miłością. Z jednej strony tak bardzo nic mi się nie chce, rozpływam się sama w sobie, chciała bym rozwalić się na łóżku i słuchać całą noc ulubionej playlisty, a z drugiej chciała bym zrobić wszystko, chciała bym wplątać kogoś w dialog swoich rozkmin i rozważań. Czuję się jak anioł w niebie, mogę latać, przenosić góry, lecz niestety jak upadły anioł. Bo to tylko nikła chwila, gdy noc się skończy wróci zła rzeczywistość, a prawdziwe anioły fruwają wiecznie. Zastanawiam się czy mam jeszcze jakieś leki nasenne w domu, by uśpić złego demona który pochłonie mnie nad ranem, ale o tym będę myśleć później. Teraz jest za dobrze by zaprzątać sobie tym głowę.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania