Poprzednie częściZabójcza Euforia. Prolog

Zabójcza Euforia - Rozdział 1

Moja głowa nigdy nie była tak ciężka, patrzę na zegarek w telefonie i widzę godzinę szóstą rano, z przerażeniem uświadamiam sobie, że muszę wstać do szkoły. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam, lecz wiem, że o czwartej byłam jeszcze na nogach, w przenośni oczywiście. Leżałam w łóżku, wiedząc, że nie mam już co zajebać i modląc się, by zjazd się w końcu skończył, a ja mogła zasnąć, jak widać, moje modlitwy zostały w połowie wysłuchane, ale niestety podkreślam, w połowie, bo zjazd nie minął, a ja nie mam siły, by się ruszyć z łóżka. W głowie mam tylko tą jedną myśl, by moje cierpienie się skończyło, chciałabym umrzeć tak bardzo, byleby tylko poczuć jakąkolwiek ulgę. Nawet śmierć w mękach nie byłaby gorsza niż ten ból psychiczny na ostrym zjeździe. Wkładam rękę do kieszeni w poszukiwaniu samarki, wyciągam, widząc ją rozerwaną na pół, przypomniałam sobie, że resztki wylizałam już o jakiejś trzeciej w nocy, ale z desperacji próbuję jeszcze raz, może, chociaż odrobina została, następnie biorę się za karty, a potem za książkę, na której było sypane, wylizuje ją z niesamowitą dokładnością zdesperowanego ćpuna. Wiem, że to nie ma sensu, ale w takim stanie nic nie ma sensu, a jedynym ratunkiem może być już tylko kolejna dawka. Niestety nic to nie pomogło, z jednej strony się tego spodziewałam, ale z drugiej, jak zwykle miałam trochę nadziei. Patrzę w lustro, widzę zmarnowaną ćpunkę.

 

Miesiąc wcześniej

 

Jestem wściekła, denerwuje mnie już to wszystko, to życie i nawrót moich stanów lękowych, przez które trudno mi wyjść z domu.

 

Pod wpływem emocji postanowiłam zrobić coś nadzwyczaj głupiego, coś, o czym w sumie trochę myślałam w ostatnim czasie, ale też coś, czego zarzekałam się nigdy nie robić. Więc napisałam do przyjaciółki z prośbą.

 

Ja:

Ej mam pytanie, załatwiłabyś mi wiesz co, też chcę tego w końcu spróbować.

 

Chwilę myślałam nad tym, czy wysłać tę wiadomość, lecz w końcu się zdecydowałam. Wcisnęłam szybko wyślij, po czym cała w nerwach czekałam na odpowiedź.

 

Emma:

No okay. Ale po co, przecież ty nigdy tego nie tykałaś.

 

Ja:

Po prostu, jestem ciekawa jak to działa i chce raz spróbować, poczuć coś nowego.

 

Nie powiedziałam całej prawdy, oczywiście byłam ciekawa jak to działa, ale miałam też gorszy stan, raz się żyje, moje życie i tak jest już nic nie warte, trzeba spróbować wszystkiego.

 

Emma:

No okay. Popytam i napisze ci jak będę miała. Chcesz to ze mną spróbujesz. Przypilnuje cię przynajmniej. Wolisz k czy f?

 

Ja:

Nie wiem, nie znam się, ty wybierz, co lepsze.

 

Emma:

Dobra to k, masz kasę? Z 50 zł będzie potrzebne.

 

Ja:

Tak mam.

 

Emma:

Dobra to dam znać potem co i jak.

 

Cała spocona z nerwów leżałam chwilę na łóżku, zastanawiając się, czy to na pewno był dobry pomysł. Ale co mam przecież do stracenia.

 

Emma odpisała wieczorem, że ma to, co chciałam. Przyszła po pieniądze, poszła. A potem umówiłyśmy się na spotkanie u niej w domu. Siedząc już na jej łóżku, przyjaciółka wyciągnęła z pudełka to, o co prosiłam. Podała mi bym mogła zobaczyć, w małym, przezroczystym opakowaniu leżały dwie, różnej wielkości, tak samo prawie przezroczyste kostki, resztę towaru znajdowało się sproszkowanego na dnie torebeczki, ale to niedużo. Oddałam jej to z powrotem, przełykając ślinę. Spytała mnie czy chce normalną, czy trochę mniejszą kreskę na początek. Stwierdziłam, że wolę chyba mniejszą, więc Emma wzięła się za robotę. Wyciągnęła zeszyt, karty z portfela, położyła całą zawartość razem z samarką i przygniotła kubkiem, który stał obok. Gdy tylko udało się to trochę rozgnieść, wysypała odrobinę zawartości i dalej kruszyła kartami, zręcznym ruchem osoby, która wie, co robi, wykonała dwie równiutkie kreski z naszego proszku, jedną małą, drugą większą. Całej sytuacji przyglądałam się z ciekawością, mimo że już wcześniej widziałam, jak znajomi to robią, lecz pierwszy raz będę tego próbować na własnej skórze albo może raczej na własnym nosie. Przyjaciółka wyciągnęła jeszcze z portfela banknot, zawinęła go w rulonik i spytała, czy chce pierwsza, odparłam, że poczekam. Więc ona w porównaniu do mnie, nie czekając wzięła się za to od razu. Jej skwaszona mina trochę mnie przeraziła, podając mi banknot, rzuciła jeszcze żartobliwie, że nie patrzy się na kogoś, kto wali, chwilę później ostrzegła mnie przed tak ważnym skutkiem dla osoby zielonej w tym temacie, jakim jest nieprzyjemny smak spływów, po których za pierwszym razem można nawet zwymiotować, stąd ten wyraz twarzy. A więc stałam nad tym, wiedząc, że nie mogę się teraz wycofać. Serce biło mi jak oszalałe, bałam się jak cholera. Pomyślałam w duchu, że nic mi nie będzie, będzie dobrze i zrobiłam to, na trzy razy, lecz się udało. Szczypało dziwnie w nos. Położyłam się na łóżku, tak jak przyjaciółka zaleciła i czekałam. Wystarczyło kilka sekund, by proch zaczął działać. Nieprzyjemny spływ, o którym mówiła nie był taki nieprzyjemny, oczywiście było to kwaśne, ale błogo kwaśne uczucie. Zaczęłam się rozpływać, nie wiedząc, że jest to właśnie początek mojego końca.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania