Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 11

Gdy David otworzył oczy, poczuł, że strasznie mu gorąco. W mieszkaniu było dość ciepło, do tego Amy leżała na nim prawie cała, z nogą na jego brzuchu. Spojrzał na czas – dochodziła ósma.

– Kurwa mać! – Zerwał się jak oparzony.

Zapomniał przestawić budzik z osmej na szóstą.

– Co się stało? – spytała półprzytomna dziewczyna.

– Zaspaliśmy.

Amy wstała i od razu się ubrała.

– Jak chcesz, pośpij jeszcze. Zostawię ci klucz. Matka nie będzie cię zaczepiać, nigdy tego nie robi – oznajmił chłopak, nakładając szare spodenki.

– Nie, pojadę do siebie.

– Dobra, wypijmy kawę. I tak już jestem spóźniony, więc bez różnicy.

– Muszę iść do łazienki.

– Na końcu korytarza.

Amy przekręciła klucz i wyszła z pokoju, a David udał się do kuchni w celu wstawiania wody do zagotowania. Dlaczego nie wziąłem jej numeru? – pomyślał w tej chwili o Betty, zasypując dwie kawy.

Wyjął pieczywo i gdy dziewczyna weszła do pomieszczenia, posmarował masłem już cztery kromki. Położył na nie dwa rodzaje szynki, żółty ser i pokrojonego w plasterki pomidora.

– Smacznego – Postawił śniadanie przed ukochaną.

– Mam jeść sama?

– Zaraz sobie zrobię.

Pomazał masłem orzechowym, marmoladą i postawił z brzegu stołu, przy oknie.

– Pijesz z mlekiem? – Wskazał na kubek.

– Tak.

Zalał obie kawy i dał jej cukier oraz mleko. Zrobił posiłek sobie i usiadł obok. Gdy zjadł wszystkie, Amy dopiero kończyła trzecią. Gdy się z nią uporała, odsunęła talerz.

– Dziękuję, ale czwartej już nie wcisnę. Za dużo zrobiłeś – oznajmiła, po czym namiętnie go ucałowała.

Trwali w pocałunku, gdy przerwał im donośny głos małolatki:

– Widziałam, jak się całujecie! – Lilly zajrzała do kuchni.

David zerwał się z uśmiechem, ale dziewczynka schowała się w łazience i zamknęła od środka. Amy siedziała i śmiała się z zaistniałej sytuacji. Mała po kilku minutach wyszła z toalety. Weszła do kuchni i od razu uwiesiła się na szyi brunetki.

– Nocowałaś u nas? – zapytała wesoło.

– Mała! – wzburzył się chłopak. – Siadaj do śniadania!

Lilly się naburmuszyła, ale uwolniła młodą kobietę i usiadła przy stole. David nalał jej soku i wrócił do powolnego sączenia kawy. Nagle oświadczył sympatii:

– Widzisz? Już z bratem się nie wita, poszedłem w zapomnienie. – Rozweselił się.

– I tak bywa... – Amy się uśmiechnęła.

– Dziś piątek, kończę o trzeciej. – Małolatka poinformowała Davida.

– Wrócisz autobusem, nie zdążę cię odebrać. Do szkoły też nim pojedziesz, nie mam już czasu.

Lilly spuściła nos na kwintę.

– Na którą ma? – zapytała Amy.

– Na dziesiątą.

– Mogę ją podrzucić. Odebrać też mogę, to kwestia dwudziestu minut. Poczeka u mnie, skończysz pracę i po nią przyjedziesz. Zjesz coś przy okazji.

– Księżniczko, nie chcę robić ci kłopotu. – Chłopak spojrzał na siostrę, która miała już błysk w oczach.

– David, przestań wydziwiać. Rano nie mam klientów, a po południu oderwę się na chwilę od pracy. Szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma – powiedziała chłodno brunetka.

– Chcę jechać z Amy – oświadczyła małolatka.

– Ty akurat masz tu najmniej do powiedzenia – syknął David.

Lilly zamilkła.

– Cześć – przywitała się wchodząca do kuchni Sophie.

– Dzień dobry. – Amy się nieco skrępowała.

Matka chłopaka chwyciła kubek i zasypała sobie kawę. Wyglądała na zdziwioną obecnością jego przyjaciółki.

– Synu, wychodzisz tak wcześnie? Przecież nie idziesz do pracy.

– Idę.

– Gdzie?

– Czy to ważne?

– David... – wycedziła zaniepokojona kobieta.

Bała się, że znów zrobi coś niezgodnego z prawem. Amy siedziała nieco zagubiona, głos ukochanego brzmiał bardzo dziwnie.

– Robię remont u znajomej – obwieścił matce chłopak. – Amy odwiezie małą do szkoły, a potem odbierze. Zrób jakieś zakupy. Normalne zakupy! – rzucił jednoznacznie, wstał i dał matce sto dolarów. U Lilly natychmiast pojawił się szeroki uśmiech.

– Nie myśl, że tak będzie często. To tylko dziś, w drodze wyjątku – poinformował siostrę David. – Prawda? – Spojrzał na swoją dziewczynę.

– Jasne.

– Księżniczko, co robimy? Jest wpół do dziewiątej. Pojechałbym już, ale dla was to za wcześnie.

– Nic nie szkodzi, pojedziemy do sklepu. Zrobię jej gorącą czekoladę i zawiozę do szkoły. Co ty na to? – Amy uśmiechnęła się do dziewczynki.

– Tak, jedziemy! – krzyknęła poruszona Lilly.

– Ok, jak uważasz. Wypiłaś kawę? Możemy iść?

– Tak.

Wstali od stołu.

– Do widzenia. – Amy się pożegnała i ruszyła z rodzeństwem w stronę korytarza.

– Lilly, bądź grzeczna! – krzyknęła Sophie.

Dziewczynka w mig nałożyła nowe adidasy, zawiązała i po chwili byli już pod klatką.

– Jak twoja głowa? – zapytała Amy, patrząc troskliwie na Davida.

– W porządku, sen mi dobrze zrobił.

– Może nie tylko sen – Dziewczyna uśmiechnęła się z przekąsem.

– Być może. – Chłopak odwzajemnił uśmiech. – Ok, spadam. Mała, słuchaj się Amy. Jeśli się dowiem, że coś było nie tak, więcej z nią nie pojedziesz. Rozumiemy się? – ostrzegł David.

– Przestań, przecież jest grzeczna. – Szturchnęła go ukochana.

– Zadzwonię po południu, o której mniej więcej skończę. Cześć – Blondyn pocałował dziewczynę i wsiadł do auta.

Poczekał, aż dziewczyny odjadą i ruszył do staruszki. Jechał bardzo szybko, rozglądając się za radiowozami. Dotarł pod jej dom po dwudziestu minutach. Zapukał. Otworzyła mu po chwili i od razu się uśmiechnęła.

– Betty, przepraszam, zaspałem – wytłumaczył się, wchodząc do środka. – Łeb mi wczoraj pękał, do tego zapomniałem o przestawieniu budzika – dodał.

– Davidku, nic się nie stało. Chodź, zjesz coś.

– Dziękuję, jadłem, ale słabą kawą nie pogardzę.

– Chodźmy do kuchni.

Chłopak dopiero teraz wyczuł, że ton głosu kobiety nie jest tak ciepły, jak zawsze.

– Betty, coś się stało?

– Nie, co miałoby się stać?

David się wyciszył, ale bacznie obserwował krzątającą się przy kuchence starszą panią. Nie wydawała się zła, raczej smutna. Poza tym od dobrych dwóch minut nie odezwała się ani słowem, co było bardzo dziwne.

– Betty, co się stało?! – zapytał agresywniej chłopak.

– Nic, źle się czuję.

– Co ci jest? Zawiozę cię do lekarza.

– Nie trzeba, to tylko podwyższone ciśnienie.

David był już mocno zaniepokojony, widział, że coś jest nie tak.

– Usiądź, sam zrobię kawę. – Podszedł do gospodyni i posadził ją na krześle. – Zrobić ci herbaty?

– Tak, stoi obok kawy. Dziękuję.

Przygotował dwie szklanki i czekał na wodę. Nadal przyglądał się kobiecie, która była jakby otępiała. Woda się zagotowała i David zalał oba napoje. Podał Betty cukier, posłodził kawę i usiadł obok.

– Betty, mów co jest grane! – Przeszył ją nakazującym spojrzeniem.

– Davidku, nic. Dlaczego jesteś taki uparty?

– Jak to nic? Dlaczego mnie oszukujesz? Ja zawsze byłem z tobą szczery, a ty? Masz prawo mi nie ufać, ale jeśli coś złego się dzieje, chciałbym o tym wiedzieć – naciskał David z wyraźnym wzburzeniem w głosie.

Staruszka milczała.

– Betty!

– Dobrze, pokażę ci, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego – wydusiła staruszka.

Znała charakter chłopaka, bała się jego reakcji.

– Pokaż.

– Chodź – Betty strachliwie wstała i wyszła na zewnątrz.

Zaprowadziła chłopaka na tyły domu i ten oniemiał! Na tylnej ścianie budynku napisane było jaskrawo-czerwoną farbą: „Wiedźmo! Wyprowadź się i przestań w końcu straszyć!”

– Kiedy to odkryłaś?

– W nocy słyszałam, że ktoś chodzi za domem. Widziałam delikatne światło latarki, poza tym potknął się o coś, bo usłyszałam metaliczny brzdęk. Bałam się wyjść, bo było po północy. Myślałam, że wejdzie do domu. Potem całą noc nie spałam – wyjaśniła kobieta.

– Masz zatargi z kimś, prócz tego dupka? – David wskazał palcem dom elegancika.

– Nie, tu mieszkają bardzo sympatyczni ludzie.

– Wezwałaś policję?

– Tak. Rozmawiali z nim w nocy, ale do niczego się nie przyznał. Otworzył im w piżamie, więc uznali, że to nie on. A przecież ja dobrze żyję z resztą mieszkańców – tłumaczyła Betty.

Kurwa! Albo jest bardzo odważny, albo bardzo głupi – pomyślał chłopak, bardzo już wkurzony.

– Chodź, wypijesz herbatę – powiedział do starszej pani.

Wrócili do kuchni i David od razu poprosił:

– Daj mi swój numer. – Wyjął komórkę.

Podyktowała mu, zapisał i upił trochę kawy. Po kilku minutach szklanka chłopaka była pusta. Zbliżała się dziesiąta. Wstał i poszedł się przebrać. Po kilku minutach już tkwił na drabinie, z boku domu. Dopiero, gdy podniósł do góry prawą rękę, poczuł ból, spowodowany wcześniejszym drapaniem. Do godziny trzynastej skończył połowę ściany i przymierzał się do wypicia kolejnej kawy, lecz Betty go uprzedziła, przychodząc i oznajmiając:

– Davidku, chodź, zjesz coś

Weszli do domu i do chłopaka od razu doszedł miły słodki zapach. Usiadł w kuchni i zaraz dostał kawał placka z jagodami i kawę. Napił się odrobinę.

– Widzę, że już wiesz, ile słodzę. – Uśmiechnął się i ugryzł kawałek ciasta. – Pycha! – oznajmił i zobaczył radość na twarzy kobiety.

Ale o zarozumialcu nie zapomniał. Nie mógł dojść, jak można być takim gnojem, zwłaszcza dla takiej świetnej osoby, jaką była Betty.

– Mogę przyjechać jutro z Amy? – wyjechał z zaskoczenia. – To miła dziewczyna. Ja pracuję, a ty się nudzisz, pogadałybyście sobie. – Wpatrywał się w znajomą.

– Pewnie, przywieź ją.

– Na pewno? Nie zgadzaj się tylko temu, żeby zrobić mi przyjemność.

– Nie robię tego, chętnie ją poznam.

– Ok – David rozpromieniał.

 

Stanął pod drabiną i wykręcił numer Amy.

– Stęskniłeś się? – Usłyszał.

– Jasne. Zawsze tęsknię – zachichotał. – Jak tam Lilly, nie dała ci w kość?

– Nie, była bardzo grzeczna.

– Dobra, dobra. A jakby nie była, na pewno byś mi o tym powiedziała, prawda? – dowcipkował wesoło chłopak.

– Nie ironizuj. Pewnie, że bym nie powiedziała – odparowała Amy i też się roześmiała.

– Przed trzecią skończę. Będę u ciebie po trzeciej.

– Dobrze, czekam.

– To na razie. – David się pożegnał i zakończył połączenie.

Nagle dojrzał gogusia po drugiej stronie ulicy.

– Hej, poczekaj no! – krzyknął, ruszając w jego stronę.

Typek ani myślał czekać na chłopaka. Przyśpieszył kroku. Gdy David ruszył za nim, gość pobiegł w stronę swojego domu i zatrzasnął się w środku. Młody facet nie gonił go dalej, zawrócił na środku jezdni i udał się w drogę powrotną. Capnę cię jeszcze, frajerze – przeszło mu przez myśl. Wszedł na drabinę i wziął się za robotę. Do trzeciej po południu zeskrobał prawie całość, szło mu jak z płatka. Wyschnięta na wiór farba nie stawiała żadnego oporu. Wziął miotłę z werandy i zamiótł cały bajzel. Wrócił do kuchni.

– Betty, pojadę już. Skończyłbym to dziś, ale muszę odebrać siostrę, jak co dzień zresztą – oświadczył.

– Nie ma problemu, nie musisz mi się tłumaczyć. Poznam ją kiedyś?

– Mogę ją przywieźć któregoś dnia, ale ostrzegam: ona potrafi zamęczyć. I nie pokazuj jej, że masz dużo ciasta. – Zaśmiał się chłopak, zarażając wesołością staruszką.

– Niech męczy, uwielbiam dzieci. To za nie posprzeczałam się z „arystokratą” –

– ironizowała Betty.

– Daj klucz od garażu, muszę coś sprawdzić – poprosił David i zaraz go dostał.

Poszedł, otworzył blaszany przybytek i zaczął grzebać w pudle, gdzie leżały różne stalowe rzeczy. W końcu wpadły mu w oko dwa metalowe twarde pręciki. Obejrzał je, schował w kieszeń i wrócił do domu.

– Znalazłeś, co ci trzeba?

– Nie, myślałem, że masz pędzle. Ale to nic, kupimy. Idę się przebrać – poinformował chłopak.

Po dwóch minutach wrócił w czystym ubraniu.

– Zawieź siostrze. – Betty podała mu kawałek placka.

– Dziękuję – David wziął pakunek. – Uciekam, jutro będę o ósmej, dobrze? Ty dłużej pośpisz, a ja zdążę zrobić młodej śniadanie.

– Dobrze, nie ma problemu.

– To do zobaczenia.

 

Ponownie zatrzymał Mazdę kilka metrów za płotem znajomej. Wysiadł i ruszył w stronę domu lalusia. Przyłożył ucho do drzwi, ale nic nie usłyszał. Wyjął oba druty, włożył w górną i dolną część otworu na klucz, poruszał z wyczuciem i usłyszał cichy trzask. Wślizgnął się do środka i bezszelestnie zamknął za sobą drewniane skrzydło. Wszedł po sześciu brązowych schodkach, na końcu których, po prawej, było wejście do dużego, jasnożółtego salonu. Stojąc już na górze, delikatnie wyjrzał zza ściany, ale pokój był pusty. Od razu spojrzał na stojący telefon – słuchawka była na miejscu. Przeszedł przez salon i znalazł się w kuchni. Poruszał się jak kot, nie wydawał nawet najcichszego odgłosu. Tam także nikogo nie było. Wrócił do pokoju i rozejrzał się po regale. Stało na nim zdjęcie wrednego sąsiada staruszki, a obok jakiejś wysokiej, bardzo ładnej blondynki.

„Taka dupa z takim frajerem...? Albo siostra...” – zaśmiał się sam do siebie. Nagle usłyszał cichy zgrzyt nad głową, przechodzący powoli w prawo. To zaskrzypiała podłoga na piętrze, informując włamywacza, że właściciel domu właśnie przemieszcza się w stronę schodów. David schował się za ścianą salonu i czekał. Kroki rozbrzmiały na stopniach i zaczęły podążać w dół. Po chwili elegant wszedł do salonu. Chłopak natychmiast chwycił go za gardło i bardzo agresywnie uderzył mężczyzną o ścianę. Ten zdębiał! Widoczne było zaskoczenie i strach w jego oczach.

– I co, gościu miękki?! – warknął blondyn, ściskając grdykę faceta, u którego kolor twarzy powoli zmieniał się z bladej na wiśniową.

– Puść mnie – chrząknął biznesmen, dusząc się.

Chłopak zadarł do góry jego podbródek, nie luzując uścisku.

– Masz mi coś do powiedzenia?

– Puszczaj, udusisz mnie – sapał koleś.

David, widząc, że gość robi się purpurowy, uwolnił jego szyję. Mężczyzna zgiął się w pół, ciężko nabierając powietrza. Napastnik poczekał, aż facet ciut ochłonie, po czym trzepnął pochylonego gospodarza pięścią w twarz, powalając na dywan.

– Takiś mocny?! – Zaśmiał się. – Do starszych ludzi?! A może zatańczysz ze mną?! – rykną, wzburzony.

– Będziesz miał kłopoty, obiecuję ci – zagroził paniczyk.

– Kłopoty?! – zarechotał David. – Widzisz tu jakichś świadków napaści? Mnie tu teraz nie ma, rozumiesz, frajerze?

– Zobaczysz... mam znajomości.

Gość w tym momencie oberwał z kolana w żołądek.

– Czemu pomazałeś dom Betty? – zapytał chłopak.

– To nie ja

Mężczyzna dostał drugi raz, tym razem z uniesionej stopy i niezbyt głośno krzyknął.

– Nie daruję ci tego, gówniarzu – syknął.

– Chcesz zlizywać tę farbę jęzorem?! – spytał David, kompletnie olewając jego pogróżki.

– Ja nie miałem z tym nic wspólnego, policja już mnie przesłuchiwała – tłumaczył się elegant.

Młodszy z facetów podniósł zarozumialca za fraki i postawił koło ściany.

– Więc kto w takim razie?! Masz mnie za debila?! – zagrzmiał.

– Już drugi raz atakujesz mnie w domu, pożałujesz tego! – odgrażał się mężczyzna, był dziwnie pewny siebie.

David w odpowiedzi zapytał tylko:

– No to jak, kutasie? Obić ci mordę?

Facet przełknął ślinę. David znów złapał go za gardło i jeszcze mocniej przydusił do ściany.

– Słuchaj, gnoju! Tym razem jeszcze ci odpuszczę, ale jak znowu dowiem się, że coś jest nie tak między tobą, a Betty, wybiję ci te wszystkie śnieżnobiałe zęby, rozumiesz?!

Pot zabłyszczał na twarzy gogusia. Milczał.

– Kurwa! Pytam, czy zrozumiałeś?! – huknął David i poczęstował go liściem w twarz.

– Tak – wyjęczał gość, wtedy chłopak go puścił.

– I pamiętaj: masz ją przeprosić! Jak przyjadę jutro i nie dowiem się o przeprosinach, skopię ci twarz, kumasz, pedale?

Znów brak odpowiedzi. David się zamachnął.

– Tak, rozumiem! – odparł natychmiast facet.

– To miło. Na razie – rzucił chłopak i ruszył do wyjścia.

Odwrócił się przed schodami.

– I zdejmij te biurowe łachmany, bo naprawdę wyglądasz jak ciota. – Zaśmiał się i wyszedł z domu.

Siedząc już w aucie i spoglądając na swój nieco podniszczony zegarek, stwierdził, że jest dwadzieścia po trzeciej. Odpalił silnik i odjechał w stronę centrum. Niedługo potem był już pod marketem brunetki. Sprawdził kieszeń – dwieście osiemdziesiąt dolarów. Wszedł do lokalu – był pusty. Z zaplecza nie dochodziły żadne dźwięki, co zdziwiło chłopaka, zawsze słyszał stamtąd delikatne pomruki krzątaniny. Nie dojrzał też siostry, choć samochód Amy stał przed sklepem. Usiadł więc przy ladzie i czekał. Tkwił na stołku dobre dwie lub trzy minuty, w końcu wstał i wyszedł przed market. Rozejrzał się wkoło, ale tam też nic ciekawego się nie działo. Trzydziestostopniowy żar najwyraźniej przegonił wszystkich przechodniów do. Spojrzał na swój sklep – był nieczynny. Zaskoczyło go to. Od czasu, kiedy się zatrudnił, nie był zamknięty ani razu.

Nagle jego uwagę przykuło coś innego. Po drugiej stronie ulicy dojrzał malutkiego rudego pieska, mającego nie więcej niż trzy miesiące. Kundel chodził z zakręconym do góry ogonkiem i obwąchiwał wszystko, co napotkał na swojej drodze. Najwyraźniej był głodny. Chłopakowi od razu stanął przed oczami młody Buster, pies podobnego koloru, którego miał w dzieciństwie. Uliczny poszukiwacz był do niego łudząco podobny.

Mający ogromną słabość do zwierząt chłopak ruszył w kierunku zwierzaka. Podszedł dość blisko, zwalniając kroku. Pies, widząc go, nie uciekł, ale podwinął ogon i skulił się w miejscu, wystraszony. Gdy dwudziestodwulatek ukucnął i wyciągnął rękę, dojrzał, że to suczka. Miała brudne łapy i wyglądała bardzo wątło. Kiedy chłopak zbliżył dłoń, ta szybko się cofnęła. Dla Davida od razu przemknęło przez myśli imię „Dusty”, choć wiedział, że nie ma warunków, aby ją zatrzymać.

– No chodź – zagadał do biedaczki, ale zwierzak nie słuchał, patrzył tylko dużymi oczyma.

Cmoknął kilka razy, ale i to nic nie dało. Wstał i wrócił do marketu. Nadal nikogo nie było. Mogliby jej wynieść pół sklepu – pomyślał podirytowany i ruszył do lodówek. Wziął podłużną kanapkę z szynką, zostawił na ladzie dwa dolary i wrócił do psa. Ponownie przyklęknął i odwinął bułkę z folii. Oderwał kawałek i ponowił próbę zwabienia szczeniaka. Ruda stała chwilę, lecz gdy poczuła zapach wędliny, nieśmiało podeszła. Szybkim łapczywym ruchem chwyciła pieczywo i natychmiast się odsunęła. Chłopak się uśmiechnął i powolutku, w przysiadzie, zbliżał się do suczki. Zjadła w okamgnieniu i spojrzała na młodego faceta, ruszając zabawnie nosem.

– Dobre? To chodź bliżej, dostaniesz jeszcze – gadał do niej.

Powtórzył czynność z kanapką i piesek znów się zbliżył. Wyrwanie żywności z dłoni chłopaka wyglądało bardzo podobnie, w tym, że już teraz zwierzak nie odsunął się tak daleko. David był już o włos od dotknięcia zwierzaka. Gdy poczęstował przybłędę trzeci raz, delikatnie ją pogłaskał. Tym razem nie uciekła.

– Skąd się tu wzięłaś? Ktoś cię wyrzucił? – zagadywał do zajętej pochłanianiem kolejnych porcji kanapki, suczki.

Gdy bułka się skończyła, David delikatnie wziął zwierzaka na ręce i głaszcząc go, ruszył w stronę sklepu ukochanej. Piesek mocno drżał.

– Nie bój się – uspokajał chłopak, nie przestając gładzić jej rudej sierści.

Zajrzał do sklepu i teraz usłyszał głosy dochodzące z kuchni. Zaczął się zastanawiać, co dziewczyny robią w niej tyle czasu. Usiadł na schodkach i posadził suczkę na kolanach. Nadal patrzyła niepewnie, ale nie uciekała, głaskanie i kanapka chyba pomogły.

– Jesteś genialna. Szkoda, że nie mogę cię zatrzymać – Chłopak ciepło rozmawiał z psem.

Nagle poczuł delikatny pocałunek w szyję i Amy usiadła obok.

– Jest prześliczna. Skąd ją masz? – Zachwyt błysnął w oczach dziewczyny, a ręka powędrowała na kark suczki.

– Błąkała się. Smakują jej twoje kanapki. – Rozweselił się chłopak.

– Długo tu jesteś? Czemu nie nacisnąłeś dzwonka przy barze albo nie przyszedłeś do kuchni?

– Nie długo, zdążyłem ją tylko nakarmić. – David wskazał głową szczeniaka. – Dlaczego zostawiacie sklep i siedzicie na zapleczu? To nie jest bezpieczne – wyjechał z pretensją.

– To było tylko kilka minut. – Amy się skonsternowała.

– Gdzie mała? Wszystko było ok?

– Wcina lody w kuchni. Jasne, że ok, jest bardzo posłuszna.

David spojrzał na Amy wzrokiem mówiącym: „Dobra, dobra, ja swoje wiem”.

– Skąd masz pieska?! – wrzasnęła nagle nad ich głowami Lilly i suczka zerwała się do ucieczki, ale David zdążył ją przytrzymać.

– Nie strasz jej. Nie umiesz się ciszej zachowywać? – burknął na siostrę, która już dopadła do psa, kucając przed bratem. – Zatrzymamy go? – Spojrzała na chłopaka błagalnie.

– Mała, nie możemy. Ja pracuję, ty chodzisz do szkoły. Kto się będzie nią zajmował? Poza tym to nie on, tylko ona. – Chłopak się uśmiechnął.

Lilly mina zrzedła w trybie natychmiastowym, ale nie dawała za wygraną.

– Mama jest w domu, a po szkole ja będę się nią opiekować – kombinowała.

– Ty nawet nie umiesz sprzątnąć po sobie, co mówiąc, po psie – stwierdził David.

– Umiem, już będę sprzątać, obiecuję – Lilly nie ustępowała, wpatrując się w brata maślanym wzrokiem.

– Lilly, ale nie tylko o to chodzi. Mama pójdzie do pracy, i co wtedy? Gdyby pies był starszy, to ok, ale jest malutki. Nie wytrzyma siedmiu godzin bez toalety.

– Coś wymyślimy, proszę... – nalegała małolatka, która już o mało nie płakała.

Chłopak spojrzał na starszą z dziewczyn.

– Nie znasz kogoś, kto by ją wziął? Nie wyrzucę jej z powrotem na ulicę.

– Nieee! – zaprotestowała Lilly i się rozpłakała, nie odrywając dłoni od pieska.

David spojrzał na sympatię, prosząc oczami o radę.

– Nie wiem, musiałabym popytać – odparła Amy.

– Widać, że nie będzie duża – oznajmił chłopak. – Masz jakąś niepotrzebną miseczkę, damy jej wody.

Amy wstała i po chwili przyniosła plastikowe naczynie z mlekiem.

– Daj ją tu. – Przykucnęła przy barze i chłopak postawił zwierzaka obok miski.

Suczka od razu dopadła do płynu. Lilly nie odstępowała brata na krok.

– Zjesz coś? Mam grillowane kanapki z wołowiną, warzywami i sosem – zapytała Amy.

– Zjem, jestem głodny jak wilk.

– Ok, zaraz przyjdę. – Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła.

Psiak skończył mleko i zaczął rozglądać się po lokalu, kierując powoli w stronę wyjścia. David podszedł i zamknął drzwi.

– Nie uciekaj, nikt nie zrobi ci krzywdy. – Ukucnął koło suczki i znów zaczął głaskać ją po karku.

Lilly zaatakowała psa z drugiej strony. Zwierzak stał z podkulonym ogonem, trzęsąc się nieco. Zegarek na ręku chłopaka zadźwięczał cichutko dwa razy, co oznaczało, że minęła szesnasta. Amy pojawiła się za barem i postawiła przed Davidem talerz z dwiema prostokątnymi kanapkami i butelkę coli.

– Dzięki – odparł i ugryzł kawałek.

Chrupnęło pod zębami. Po chwili brunetka przyniosła niewielki kubek i zwróciła się do Lilly:

– Mała, czekolada. Pij, póki gorąca.

David spojrzał na ukochaną spode łba, ale milczał. Małolatka wzięła kubek i usiadła przy stoliku. Popijała płyn, cały czas zaczepiając pieska.

– Nie wiem, co mam zrobić? Wziąłbym ją, ale boję się, że będzie problem z wyprowadzaniem – wyszeptał David do Amy, która przysiadła z drugiej strony lady.

– Przecież matka na razie nie pracuje, więc...? A potem się zobaczy. Lilly ci nie odpuści. – Dziewczyna uśmiechała się zaczepnie.

– Może niepotrzebnie do niej podszedłem? Ale nie mogłem patrzeć, jak chodzi głodna – oświadczył chłopak, przeżuwając.

Szczeniak już łaził po połowie sklepu, obwąchując każdą ścianę po kolei. Do lokalu wszedł klient. David zerwał się z krzesła i wziął suczkę na ręce, żeby nie plątała się pod nogami. Typek kupił tylko piwo i paczkę papierosów. Po chwili już go nie było, więc chłopak uwolnił psa i skończył posiłek.

– Dzięki. – Złożył całusa na ustach brunetki i położył na ladzie dziesięć dolarów. – Od razu za czekoladę – poinformował.

– David, nie tak się umawialiśmy – Amy się zniesmaczyła.

– Księżniczko. Mówiłem, że więcej nie będziesz za mnie płacić.

– Czyli już nie mogę poczęstować cię lunchem, tak? – Brunetka zrobiła dziwną minę, chłopak chyba sprawił jej przykrość.

– Możesz, ale co za dużo, to nie zdrowo.

Dziewczyna się wyciszyła i wróciła na swoje krzesło. Milczała. David wszedł za bar i zaraz ją przytulił.

– Nie gniewaj się, po prostu jest mi głupio, że ciągle coś mi stawiasz. Musisz też zrozumieć mnie.

– Nie gniewam się.

– Jak to nie? Przecież widzę – mruknął David, obejmując ukochaną coraz mocniej.

Przerwała im Lilly, stawiająca kubek na ladzie.

– Dziękuję – rzekła i wróciła do psiaka.

– Nie wiem, co robić? Zostawiłbym jeszcze u ciebie małą na godzinę i podjechał do szpitala, ale pies...

– Niech zostanie, o tej godzinie jest mało klientów. Wezmę ją za bar, nie wyjdzie zza zamkniętych drzwiczek.

– A jak ci narobi? – Zaśmiał się chłopak.

– A nie możesz pojechać później? Pojechałabym z tobą.

– Ok, może tak będzie lepiej. Zawiozę Lilly i psa do domu, a potem pomyślę, co z nim zrobić.

– Dawaj go na ruszt! – krzyknęła Cindy, wychodząc z zaplecza.

Towarzystwo uderzyło śmiechem.

– Dobra Amy, spadam – Chłopak wstał. – Jak się umówimy?

– Przyjadę po szóstej.

– Ok. – David pocałował dziewczynę głęboko, ale kumpela brunetki przerwała im zaraz donośnym okrzykiem:

– Opanujcie się, to miejsce publiczne. Do tego obecne są tu osoby nieletnie! – Zaśmiała się wesoło.

– Dobrze, już znikam – oświadczył chłopak z uśmiechem i wyszedł zza lady. – Mała, bierz ją, idziemy! – krzyknął do siostry i ta ruszyła za bratem, z pieskiem na rękach.

– Lilly! – zawołała Amy i skinęła głową.

Małolatka podeszła do starszej dziewczyny i ta podsunęła jej pod nos banknot, który zostawił chłopak.

– Amy – oburzył się młody facet.

– Spadaj. Zarobiła, prawda? – Brunetka uśmiechnęła się do małolatki.

– Tak – powiedziała z dumą Lilly i schowała pieniądze do kieszeni.

David już się nie stawiał, westchnął tylko z rezygnacją i za chwilę był z siostrą w aucie.

– Jak to „zarobiłaś”? – zapytał Lilly, ruszając.

– Normalnie. Amy pytała, czy chcę zarobić na lody. Powynosiłam puste kartony i plastiki na śmietnik, pozbierałam szklanki ze stolików i Amy dała mi dwadzieścia dolarów.

– Widziałem dziesięć.

Lilly wydobyła z kieszeni kolejne dwie dziesiątki i pokazała bratu z dumnym uśmieszkiem.

– Ok, zarobiłaś, ale nie rób więcej takich rzeczy, dobrze?

Małolatka spuściła głowę i nie odpowiedziała.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger dwa lata temu
    Zielonka, zaczęłam czytać i.... Streszczenie poproszę. 😁 Stary łeb zapomniał, co było wcześniej i nie może natrafić na tory.
  • ZielonoMi dwa lata temu
    🤣🤣Wiem, ociągam się, ale z czasem krucho.
  • Joan Tiger dwa lata temu
    Sąsiad też niezły aparat. David zagiął na niego parol i nie odpuści.
    Piesek. Dzieci maślanymi oczkami szybko postawią na swoim.
    Martwi mnie napięcie, które wisi pomiędzy zakochanymi. David z tych starodawnych i spieprzy ten związek, jeśli nie utemperuje trochę dumy. Dziewczyna już okazuje swoje niezadowolenie z jego uporu i ciągłego niezadowolenia, kiedy oferuje pomoc. Widać, że inne środowiska. Dla niej to normalne, dla niego nie, bo stawia na siebie i fakt, że podoła, pomimo schodów. Szybkie wejście w dorosłość z niego wychodzi. :)
  • ZielonoMi dwa lata temu
    Jesteś, kochana. To nie duma, jemu po prostu jest głupio... Chyba😅😅 😘😘😘

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania