Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 18

– O ja pier...! – Jamie z trudem powstrzymał się od przekleństwa, będąc chyba w podobnym szoku, co David. – No, to laska ma teraz o czym myśleć – dodał, podchodząc z Davidem do spalonego na popiół sklepu.

Stanęli przed drzwiami i to, co zobaczyli, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Szyba wystawowa pobita była w drobny mak, szyld wisiał, na słowo honoru, zaczepiony jedynie za prawy, górny róg, a w środku nie było już nic, prócz masy leżących na ziemi, niedopalonych drewnianych belek, osmalonych metalowych krzesełek i walającego się po podłodze popiołu, gruzu i szkła.

– Co się stało ze sklepem? – zapytała przerażona Lilly.

– Nie mam pojęcia. Poczekajcie tu – rzekł David i wszedł do środka, mijając się z dwoma strażakami. – Amy! – krzyknął, rozsuwając nogami walające się wszędzie śmieci, gdyż przejście przez nie groziło zapewne złamaniem którejś z kończyn. – Amy! – powtórzył i dziewczyna po chwili wyszła z kuchni, a raczej z tego, co z niej zostało.

Szła podobnie jak ukochany, uważając na każdy stawiany krok. Wyglądała strasznie – zapłakana, podpuchnięta i chyba niewyspana, i gdy tylko podeszła do chłopaka, uderzyła rozpaczliwym płaczem, przytulając twarz do jego barku. Mocno uścisnął sympatię, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Był totalnie skołowany, w życiu nie spodziewałby się, że takie coś kiedykolwiek może mieć miejsce. Brunetka z chwili na chwilę płakała coraz głośniej, trzęsąc się w ramionach chłopaka, który objął jej głowę i wreszcie się odezwał:

– Kotku, nie płacz, co tu się stało?

– Niee wieem – wybełkotała. – Strażacy mówią, że to było podpalenie, ale kto i dlaczego? Przecież ja nie ma z nikim na pieńku – histeryzowała brunetka.

Davidem wstrząsnęło i od razu pomyślał: Z nikim?, lecz nie udzielał informacji zrozpaczonej dziewczynie.

– Amy, uspokój się, wszystko będzie dobrze. Psy znajdą bydlaków – podbudowywał ją, lecz sam nie zamierzał czekać na policję. – A skąd wiedzą, że to podpalenie?

– Znaleźli trzy butelki z benzyną, wrzucone przez witrynę, tylko nie wiedzą, czy to było celowe działanie czy po prostu chuligański wybryk. Boże, David, jak ja to odremontuję? A jak znowu zrobią to samo? Poza tym nie mam tylu pieniędzy, a ten sklep to było wszystko, co miałam. – Amy rozszalała się w płaczu, ściskając mocno młodego faceta.

– Księżniczko, nie płacz, proszę cię, uspokój się. Poradzimy sobie, odbudujemy, obiecuję ci – pocieszał ukochaną, choć sam już o mało nie płakał. Był wściekły jak nigdy.

– David! – Doszło z zewnątrz i Amy oderwała się od ukochanego.

– Kumpel, czeka z młodą – wyjaśnił chłopak. – Wyjdę na chwilę, dobrze?

– Pójdę z tobą, muszę odetchnąć świeżym powietrzem, słabo mi – wydusiła Amy rwanymi słowami.

Gdy wyszli, dziewczyna z krótkim: „Cześć” ukucnęła przed ośmiolatką, która uwiesiła na jej szyi.

– Amy, czemu płaczesz? Nie płacz – rzuciła Lilly i Amy rozpłakała się jeszcze bardziej, tuląc do siebie młodziutką dziewczynę.

– Przepraszam, zaraz mi przejdzie – powiedziała do obecnych, nie odrywając się od Lilly.

– Chodź, wstań. – David pociągnął sympatię za ramię i brunetka uwolniła ośmiolatkę. – Jadłaś coś? – Objął ją w pasie.

– Nie chcę.

– Nie znacie się. Jamie – Amy – przedstawił sobie oboje i szatyn podał dłoń dziewczynie.

Dłoń mocno jej drżała. Amy niepewnie uścisnęła dłoń chłopakowi, gdyż w porównaniu do Davida, wyglądał jak rasowy bandzior. David w lot zauważył, że brunetka jest trochę nieufna i ponownie ją przytulił. Była totalnie roztrzęsiona. Davida już nosiło, zbolałego widokiem smutnej dziewczyny.

– Jest Cindy? – zapytał.

– Jest, szuka czegokolwiek ocalałego, kuchnia nie jest tak mocno zniszczona – wybąkała Amy.

– Poczekajcie tu – poprosił chłopak i zniknął w markecie. – Cześć – przywitał się. – Cindy, zabiorę ją na chwilę, może jednak coś zje, albo chociaż czegoś napije, ok?

– Nie ma sprawy, mam tu jeszcze kupę roboty – odrzekła dziewczyna, także wyraźnie rozstrojona tym niefortunnym wydarzeniem.

– O której to się stało?

– Strażacy mówią, że około dwunastej – wpół do pierwszej w nocy.

– I ona jest tu od tamtej pory?

– Nie wiem, chyba tak, ja przyjechałam o szóstej rano. Zmuś ją, żeby coś zjadła, bo jak widzę, to łyka tylko prochy na uspokojenie i dwa razy już wymiotowała. Wykończy się.

– Dobra, postaram się. Za jakąś godzinę wrócimy.

– Nie śpiesz się.

– To na razie – rzekł chłopak i opuścił lokal. – Tam jest jakaś knajpa, idziemy – zarządził, stanąwszy przed towarzyszami.

– Nie, nigdzie nie idę, muszę pomóc Cindy. – Amy się zbuntowała.

– Księżniczko, nie stawiaj się, tylko idziemy, powiedziałem. Napijesz się czegoś i trochę uspokoisz. No chodź, proszę cię – nalegał David, delikatnie ciągnąc dziewczynę za dłoń.

Już chyba z tego wszystkiego wytrzeźwiał. Ustąpiła i ruszyła z chłopakiem, a obok wystraszona Lilly i skołowany nieco Jamie. Doszli do położonej nieopodal, małej knajpki i zajęli miejsce przy stoliku.

– Dobra, co chcecie? Amy...? – David spojrzał na ukochaną.

– Kup mi jakiś alkohol... Podwójny – odparła dziewczyna, w trzęsących się dłoniach trzymając kilka dolarów, ale David nawet nie zwrócił na nie uwagi.

– Mała, chcesz coś? Jamie?

Jamie poprosił piwo, ale małolatka nic, jakby się pogubiła w obecnej sytuacji.

– Lilly, nie chcesz nic? Lody? – dopytywał chłopak, lecz Lilly nadal nie odpowiedziała, choć on widział w jej oczach duże zainteresowanie propozycją. – Kotku, kupię ci coś do jedzenia. – Znowu skierował wzrok na Amy.

– David, nie chcę, nie namawiaj mnie, dobrze? Kup mi tylko coś do picia. Mocnego – powtórzyła dziewczyna i ponownie wyjęła pieniądze, ale on to zignorował i ze słowami: „zaraz wracam”, zniknął we wnętrzu lokalu.

Dwie minuty później Amy dostała dużą wódkę z sokiem, a reszta, co chcieli. Sobie również wziął piwo i usiadł obok rówieśniczki, która była jakaś nieobecna. Objął ją i chwycił za kufel. Cała czwórka milczała, lecz gdy David wypił swój, kupując w międzyczasie Amy drugiego drinka, podniósł się z miejsca.

– Posiedź chwilę z małą, ok? Zaraz wracam – rzucił do Amy. – Chodź – skinął głową do przyjaciela, który natychmiast wstał.

– David, gdzie idziesz? – Zareagowała natychmiast dziewczyna.

– Muszę się odlać.

– I co, potrzebujesz pomocy?

– A tak, dla towarzystwa – David uśmiechnął się kłamliwie, lecz Amy zdążyła go już dość dobrze poznać, żeby nie dać się nabrać.

– David, gdzie idziesz? Po co? – Dziewczyna się zdenerwowała.

– Przecież mówię.

– Toaleta jest w środku.

– A gdzie ja idę?

– Nie wiem, ale na pewno nie tam? – stwierdziła wystraszona dziewczyna, widząc minę chłopaka. Nie wróżyła ona niczego dobrego.

– Amy, przecież dopiero co wstałem, skąd możesz wiedzieć, gdzie chciałem iść? – David uśmiechnął się najszerzej, jak mógł. – Posiedź chwilę z Lilly, a ty chodź, bo się zleję – rzucił do kumpla i ruszył do knajpy.

– David! – krzyknęła brunetka, ale się nie zatrzymał.

– Kurwa, co za laska, wszystko pokapuje – rzekł do Jamiego, gdy byli już w środku i zaraz podszedł do lady. – Jest tu jakieś tylne wyjście? – zapytał barmana.

– Jest, ale to przejście służbowe.

– Możesz nas wypuścić?

Chłopak myślał chwilę, po czym skinął głową i poszedł w stronę zaplecza i za moment kumple byli na tyłach lokalu, a chwilę później kilkadziesiąt metrów od sklepu brunetki.

– Kurwa, człowieku, gdzie ty idziesz? – zapytał w końcu szatyn.

– Dowiem się, czyja to sprawka, zresztą nawet się domyślam. Szczerze mówiąc, wątpię jednak, żeby to oni, bo są całkiem porządnymi ludźmi, ale od czasu, jak otworzyła sklep, zaczęły się dziwne zaborcze dyskusje, więc nie zdziwię się, jak po pijaku mogli posunąć się do takiego skurwysyństwa – odparł David.

– Fajna jest ta twoja dupa, nie spodziewałbym się. Teraz rozumiem, czemu ci tak odjebało, też bym chętnie taką puknął. – Zaśmiał się Jamie.

David nie skomentował, tylko skierował się na drugą stronę ulicy, więc Jamie grzecznie szedł za nim i minutę później weszli do jego byłego miejsca pracy. Gdy Paul zobaczył wchodzącego chłopaka, do tego z bardzo podejrzanie wyglądającym typkiem, od razu strach pojawił się na jego obliczu. Przyjaciele podeszli do lady.

– Czy to twoja sprawka? – zapytał wprost David, wskazując palcem sklep brunetki.

– Chyba cię pojebało! – wyjechał od razu Paul, wyraźnie spłoszony widokiem podpitego Jamiego, który w tej chwili miał minę wściekłego psa.

– Kurwa, gadaj, bo drugi raz oberwiesz. Ja nie wierzę w zbiegi okoliczności, a was już dawno drażniła ta dziewczyna.

– Kurwa, David, myślisz, że posunąłbym się do podpalenia komuś sklepu?! – tłumaczył się sprzedawca, który z sekundy na sekundę robił się coraz mniejszy, jakby Jamie naprawdę wyglądał na demona, bo to raczej nie David tak go zestresował.

– Tak, myślę.

Do sklepu wszedł klient.

– Dobra, rozmowa skończona, mam robotę – rzekł Paul.

– Nie szkodzi, poczekamy. – Uśmiechnął się kąśliwie David, oparłszy rękoma o blat lady.

Zadzwonił telefon – „Amy”. Nie odebrał, lecz dziewczyna nie zrezygnowała i zaraz zadzwoniła po raz drugi, lecz to także zignorował.

– Będzie kwas? – zapytał Jamie.

– Pewnie tak, ale muszę się dowiedzieć, typ za dużo sobie pozwala. Już raz dostał w kły, ale widać mu mało i żeby nie Amy, zatłukłbym go chyba – oświadczył David, robiąc to tak głośno, aby Paul dobrze go usłyszał.

Klient opuścił sklep i dwudziestodwulatek wznowił przesłuchanie.

– No to jak, pucujesz się? – warknął. – Ja wiem, że to ty i ci tego nie daruję. Dziewczyna jest totalnie zdołowana, jak można zrobić komuś takie świństwo, no powiedz? Będziesz, kurwo, zębami remontował ten sklep, rozumiesz? Razem ze swoim pojebanym tatusiem!

– A odpierdol się, jak nie mam z tym nic wspólnego! Jak mi udowodnisz, wtedy możesz się sadzić! – Wkurwił się Paul.

– Poczęstuję się piwem – rzekł Jamie i zaraz otworzył dwie butelki, dając jedną przyjacielowi.

– Cztery dolce – oświadczył sprzedawca, lecz zrobił to chyba tylko dla pozorów, chcąc pokazać, że nic sobie nie robi z odwiedzin obu panów.

– Nie mam – rzucił obojętnie szatyn i odpalił papierosa, kompletnie nie zważając na to, że jest w sklepie.

– Kurwa, nie pal tu! – huknął Paul.

W tym momencie Jamie odstawił butelkę i szybko przeszedł na drugą stronę lady. Złapał sprzedawcę za fraki i zaczął bić kolanem, po czym pchnął agresywnie na ziemię i kopnął kilka razy.

– Patrz, czy nikt nie lezie – poprosił Davida i znów zaatakował Paula. – Gadaj, kurwa, co z tym sklepem, bo pojedziesz w plener, rozumiesz, cwaniaku. Zadarłeś z Davidem, to zadarłeś ze mną, jasne?! Zwierzasz się, czy nie?! – huczał chłopak i chyba znów chciał uderzyć Paula, ale David nagle chwycił go za ubranie i odciągnął od leżącego.

– Zostaw, połamiesz go i narobisz sobie problemów – uspokajał kumpla.

– Tak? Niech dzwoni na psy, już! Czekam!

Paul podniósł się z podłogi, nie odzywając się słowem. Bardzo widoczny był jego strach przed szatynem, ale i zacięcie w pokazaniu „co to nie ja!”. Telefon odezwał się ponownie i David kolejny raz go zignorował, ale zaraz rzucił do przyjaciela:

– Dobra, spierdalamy, bo naprawdę się wkurwi. Nie chce jej stresować, i tak ma wystarczająco. A ty szykuj się na wycieczkę – poinformował Paula i ruszyli w drogę powrotną, lecz gdy tylko doszli na miejsce, Amy natarła na ukochanego.

– Gdzie byłeś?! – zagrzmiała, zrywając się z miejsca.

– W sklepie.

– W jakim, kurwa, sklepie?! Byłeś u Paula, widziałam! Dlaczego mnie okłamujesz?! Po co tam poszedłeś, co mu zrobiliście?!

– Nic, odebrałem zaległe pieniądze, skoro tu jestem. Chciałem, żebyś przypilnowała Lilly, Jamie to słaba niańka – łgał David, zmieszany agresją dziewczyny.

– Pieniądze, opieka dla Lilly? Akurat teraz zebrało ci się na odbieranie wypłaty? Dlaczego kłamiesz i dlaczego znowu pakujesz się w kłopoty, pijany? Po co w ogóle przyjechałeś? Wracaj do domu, poza tym muszę już iść – rzuciła płaczliwie dziewczyna i już chciała ruszać, ale ją zatrzymał.

– Amy, przecież nic nie zrobiłem, wyluzuj. Chcę ci pomóc.

– Puść mnie, nie potrzebuję takiej pomocy! – krzyknęła Amy i znów chciała się wyzwolić, lecz bez skutku. – Kuuurwaaa, puszczaj, mówię! – Dziewczyna mocno odepchnęła Davida i szybko wyszła przez furtkę oddzielającą ogródek knajpy od chodnika.

David stał w osłupieniu, nie wiedząc, co teraz robić, do tego wystraszył się nie na żarty. Był pewny, że nie przejdzie jej tak szybko, jeśli przejdzie w ogóle.

– Aleś ją wkurwił, no nieźle, stary. I co teraz? – zapytał Jamie.

– Nie wiem, chyba muszę z nią pogadać. Mała, idziemy!

– Może odczekaj, widziałeś, jak wyskoczyła. Na pewno jeszcze nią targa – poradził kumpel. – Trzeba było iść do tego sklepu później, nawet jutro, nie tak na przypał. Czasem masz problem z myśleniem – dodał.

David nie odniósł się do tych słów, tylko chwycił siostrę za rękę i ruszył w kierunku marketu.

– Czemu Amy poszła, pokłóciliście się? – zapytała Lilly.

– Nie.

– David, a co ze szkołą? Co powiem, że mnie nie było?

– Spokojnie, jutro wszystko wyjaśnimy.

– Ale pojedziesz ze mną?

– Lilly, chyba powiedziałem! Przestań już marudzić! – uniósł się chłopak.

– David, do cholery! – ryknął Jamie.

– Nie wpierdalaj się, dobrze?! – fuknął dwudziestodwulatek, nabuzowany wszystkim, co się ostatnio wokół niego dzieje.

– Zaraz wyłapiesz – burknął kumpel, uśmiechając się pod nosem, lecz konwersacja nie zdążyła zatoczyć szerszego kręgu, gdyż właśnie doszli do sklepu brunetki.

David odruchowo spojrzał w prawo i zdębiał – zbiegiem okoliczności przy jego sklepie zatrzymał się właśnie Nissan, wysiadł z niego siostrzeniec szefa, otworzył tylną klapę, chwycił kilka pustych skrzynek i ruszył do wnętrza. David wiedział, kim jest, bardzo dobrze znał kolesia, gdyż często widział go w obecności Johna.

Stał jak słup, gapiąc się na niego z niedowierzaniem i właśnie zrozumiał, dlaczego wyrzucili go z pracy.

– David. – Szturchnął go przyjaciel, także obserwując dostawcę. – Co jest?

– Widzisz? To dlatego mnie wykopał, szukał tylko dobrej wymówki – warknął David.

– Olej, znajdziesz inną robotę.

– Jaką inną, kur...? Nie wiesz, na czym stoję? – Wściekał się chłopak.

– Dobra, wyluzuj, jakoś to będzie, zawsze przecież jakoś było. Nie wkurwiaj się przez jakiegoś pajaca, to nie ma sensu.

– Kurwa... – burknął David i zwrócił się do siostry: – Mała, poczekasz z Jamiem?

– Tak – odparła cicho małolatka, lecz nie wyglądała na zachwyconą.

David ukucnął.

– Lilly, co jest? Przecież lubisz Jamiego.

– Ale wolę z tobą – mruknęła dziewczynka.

– Mała, to zajmie tylko chwilę, zaraz wrócę, ok? Musze pogadać z Amy, a widzisz, że sklep jest zniszczony. Wolę, żebyś tam nie wchodziła, można się skaleczyć, rozumiesz?

– Tak.

– Zaraz wracam, dobrze?

– Tak.

David, jak zawsze, ucałował siostrę w czoło, wstał i przekroczył próg do marketu, po raz drugi wolno pokonując liczne przeszkody. Wszedł na kuchnię, ale zastał w niej tylko Cindy.

– Gdzie Amy? – zapytał, strasząc stojącą do niego plecami dziewczynę.

– Nie wiem, chyba w łazience, ale jakoś długo jej nie ma.

– Dobra, dzięki – rzucił krótko David i ruszył do toalety.

Nie była tak mocno zniszczona, jak główna sala, gdyż prowadzące do niej drzwi były dość masywne i metalowe, dlatego też chyba ogień nie dostał się do środka, jednak ślady pożaru były bardzo widoczne. Ściany i podłoga z jasnoróżowego zmieniły kolor na czarny, otuliwszy się ciemnoszarym popiołem, a wszystkie plastikowe elementy się stopiły, pozostawiając po sobie tylko śmieszne, powykręcane kikuty.

– Amy – zagadał chłopak.

Dziewczyna nie odpowiedziała, lecz wiedział, gdzie jest; zdradził ją ciężki płaczliwy oddech i delikatne pociąganie nosem.

– Amy, otwórz. – Chłopak zapukał do drzwi drugiej kabiny.

– Idź stąd, chcę być sama.

– Księżniczko, pogadajmy, nie wkurzaj się na mnie.

– Nie, jedź do domu.

– Amy...

Nagle drzwi zamaszyście się otworzyły i brunetka stanęła naprzeciw chłopaka z dość nieciekawą miną.

– Nie rozumiesz, że chcę być sama?! Czy tak ciężko to uszanować?! – krzyknęła się i chciała wyjść, lecz jej nie pozwolił.

– Amy, przepraszam cię. Wiem, nie powinienem tam iść, ale przecież nic się nie stało, chciałem się tylko dowiedzieć, czy ten gnój miał coś z tym wspólnego – tłumaczył się chłopak, totalnie zaskoczony jej agresją.

– A niby dlaczego miałby mieć?

– Bo od początku mieli do ciebie kwasy, rozumiesz? Nie chciałem ci mówić, ale teraz powiem. Cały czas ich bolało, że otworzyłaś ten sklep, a myślisz, czemu straciłem robotę? Czekali tylko na pretekst, bo jak widzę, szybko znaleźli sobie zastępstwo.

– Aha. Więc przykro mi bardzo, że przeze mnie straciłeś pracę – wydusiła płaczliwie dziewczyna, wyminęła chłopaka i szybko wyszła z toalety.

Natychmiast wyskoczył za nią, zrozumiawszy, jak głupio powiedział.

– Amy, poczekaj, to nie tak... – Ponownie ją zatrzymał, nie wiedząc, jak teraz odkręcić swój durny wyskok.

– Puść mnie, muszę jechać. – Amy próbowała się wyswobodzić, ale chłopak trzymał ją bardzo mocno.

– Amy, daj mi wyjaśnić, to nie miało tak zabrzmieć...

– Kurwa, puszczaj, do cholery, co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęła dziewczyna i agresywnie się wyszarpnęła. Podeszła do kuchennej wnęki. – Cindy, jadę do towarzystwa ubezpieczeniowego. Poradzisz sobie?

– Jasne.

– Amy... – Próbował jeszcze chłopak.

– Nie dotykaj mnie! – zagrzmiała rozgniewana brunetka, sprytnie go wyminęła i prawie w biegu opuściła lokal.

Szybko wskoczyła do wozu i ruszyła jak wariatka, skołowany David zdążył tylko odprowadzić ją wzrokiem, stając przy zdezorientowanych Jamiem i Lilly.

– No to ładnie, chyba masz pozamiatane – rzekł przyjaciel.

– A kurwa, pierdolę to, jedziemy do mnie – warknął David. – Lilly, co chcesz na obiad? Musimy coś kupić, bo w domu nic nie ma. – Spojrzał na siostrę.

– Nie wiem.

Głos dziewczynki był bardzo niepewny. Wiedziała, że brat jest zły i mimo że nigdy nie dawał jej powodu do obaw, nie lubiła, gdy był taki.

– Mała, już po pierwszej, o trzeciej musisz coś zjeść.

– Czemu Amy pojechała? – zapytała Lilly.

– Bo ma sprawy.

– Pizzę – oznajmiła małolatka.

– Pizza to nie jest obiad.

– Jest.

– Lilly, nie denerwuj mnie, masz zjeść coś porządnego. Idziemy – David zerknął na kumpla, chwycił rękę siostry i ruszył w głąb miasta.

– Sam zrób obiad. – Zaśmiał się Jamie, jeszcze bardziej podburzając przyjaciela.

Ten milczał, odpowiadając mu porażającym spojrzeniem i po chwili wciągnął małolatkę do małego fast-foodu.

– Dzień dobry. Czy dostanę coś, co przypomina obiad? – wyjechał chamsko do sprzedawczyni.

– Mamy grillowanego kurczaka z zapiekanymi ziemniakami i warzywami, jest bardzo smaczny – odparła starsza, stojąca za ladą kobieta. – Dziś jest promocja, dziesięć dolarów za porcję – dodała.

– Zjesz? – David spojrzał na przyjaciela.

– Dobra, złóżmy się, tak czy siak muszę gdzieś dorobić – zaproponował Jamie, wiedząc, że u kumpla krucho z kasą.

– Dobra, jeszcze daję radę. Poproszę cztery razy – rzekł do sprzedawczyni David, kładąc na ladzie czterdzieści dolarów, lecz Jamie mimo wszystko położył obok następne dwadzieścia.

– Ile trzeba czekać? – zwrócił się do pracownicy lokalu.

– Około dziesięciu minut.

– Wyjdźmy, zajaramy.

David kupił siostrze sok, sobie i koledze wziął po piwie i usiedli przy stoliku na zewnątrz. Jamie odpalił papierosa, natomiast David wyjął telefon i wykręcił numer Amy. Czekał i czekał, niestety, bez powodzenia, wykręcił więc po raz drugi, także z podobnym rezultatem.

– Daj jej chwilę, widziałeś, jak ją szarpnęło – wtrącił Jamie.

– Źle wyjechałem, nieciekawie wyszło – odparł David i pokrótce opowiedział kumplowi przebieg rozmowy.

– Nie ma tragedii, przejdzie jej. Odebrała, jak odebrała, bo jest zła. Zresztą, dziwisz się?

– David! – Dobiegło nagle od strony jezdni.

Cała trójka spojrzała w lewo – przy krawężniku zatrzymał się czarny sportowy samochód.

– Zaraz wracam – rzekł David i ruszył w stronę auta.

– Cześć. Co tak wcześnie bujasz się po mieście? – zapytał wesoło Tyrone, podając rękę chłopakowi.

– A jakoś tak, wylazłem na piwko – odparł luźno David.

– Nie za młode towarzystwo dla ciebie? – Roześmiał się były „współwięzień”.

– To moja siostra – rozweselił się dwudziestodwulatek.

– Czemu ani razu nie przyszedłeś do „Red”? Czekałem, myślałem, że się zjawisz. Nie pomyślałem, żeby wziąć od ciebie jakiś namiar i potem żałowałem, bo wydałeś mi się w porządku kolesiem. Jest fucha, można nieźle zarobić, jeśli jesteś zainteresowany – poinformował Tyrone.

– Nie przyszedłem, bo mam zbytnio czasu, mam ostatnio ostre zamieszanie w chacie. No i szczerze mówiąc, wypadło mi z głowy.

– Potrzebujesz kasy?

– Przydałoby się.

– To przyjdź o czwartej do knajpy, mam dla ciebie propozycję. Co to za koleś? – Tyrone wskazał głową Jamiego.

– Dobry kumpel.

– Jest w porządku?

– Jest.

– To przyjdźcie obaj, pogadamy. Powiem ci, co i jak, wtedy zdecydujesz.

– A o co chodzi? Nie wiem, czy będzie zainteresowany – dociekał David, wskazując głową przyjaciela, no i nie chcąc jeździć na próżno.

– O komputery. Robota szybka, dla sześciu osób. Hurtownia bezpieczna, ale kasa dopiero jutro. Pogadaj z kumplem i przyjdźcie.

– Ile?

– Nie wiem, to zależy od ilości. Ale nie mniej jak osiem – dziesięć tysiaków. To zajebisty zbieg okoliczności, że cię tu spotykam, bo akurat brakowało nam dwóch głów – wyjaśnił zadowolony Tyrone.

– No nie wiem, jestem na celowniku – mruknął David.

– Ja też, ale w gówno bym się nie pchał. I ciebie nie pchał. Zresztą przyjdźcie o czwartej, to się dogadamy. Dobra, spierdalam, bo już jestem spóźniony. To jak?

– W porządku, zajrzę.

– Na to liczyłem. To do zobaczenia – rzucił Tyrone i wóz wartko ruszył, ale za moment cofnął, wydając spod kół głośny pisk.

David nie zdążył nawet ruszyć się z miejsca.

– Daj mi swój telefon... w razie czego – poprosił czarnoskóry chłopak.

David dał mu numer i Chevrolet ponownie ruszył.

– Tylko małolatkę zostaw w domu! – krzyknął jeszcze z radością Tyrone, po czym schował głowę do wewnątrz i auto, warcząc głośno, zniknęło za pierwszym zakrętem.

– Kto to? – zapytał natychmiast Jamie, który miał już na stoliku torbę z zamówieniem.

– Potem ci powiem. – David skinął głową na Lilly. – Jedziemy?

– Muszę do łazienki – poinformowała małolatka.

– To leć.

– Chodź ze mną. – Lilly ociągnęła brata za rękę, nie mając więc wyjścia, ruszył z nią do wnętrza budynku.

Dziewczynka załatwiła sprawę bardzo szybko i kilka minut później byli już w drodze powrotnej. David ponownie próbował skontaktować się z Amy, lecz dziewczyna nie odbierała, co wkurzało go z chwili na chwilę coraz bardziej. Kurwa, tak ją wzięło? – pomyślał, dobrze zdając sobie sprawę, jak zabrzmiała jego wypowiedź, którą to jeszcze bardziej zasmucił i tak rozbitą już w drobny mak dziewczynę.

Do kamienicy Davida dojechali bardzo szybko, gdyż nie byli zbyt daleko. Chłopak zapłacił i udali się do drzwi.

– Co znowu? – zapytał Jamie, widząc kwaśną minę przyjaciela.

– Obstawiamy! Ma butelkę, czy nie? – David uśmiechnął się apatycznie, lecz zaraz przekręcił klucz i weszli do mieszkania. – Idźcie do kuchni. Mała, włącz wodę – poprosił i szybko znalazł się w salonie.

Matka spała, lecz nie odpuścił i zajrzał za łóżko, do wszystkich szafek i zakamarków, ale znalazł jedynie puszkę piwa. Nie zabierał, tylko wrócił do kuchni.

– Chcesz kawę? – zapytał kumpla.

– Nie chcę. Pojdę, kupię jeszcze po piwie i potem spadam do domu – odparł Jamie i wyszedł z mieszkania.

– Lilly, zjesz teraz? Jest jeszcze ciepłe. – David spojrzał na siostrę, wsypując do szklanki ciemnobrązowy, aromatyczny proszek.

– Nie. Chcę herbatę – oświadczyła Lilly – z cytryną.

David tylko westchnął, lecz zaraz wrzucił do szklanego dzbanka dwie torebki Earl Grey, wiedząc, że Lilly na jednej szklance nie poprzestanie. Woda się zagotowała, zalał więc oba napoje i ruszył do matki.

– Wstawaj, zjesz coś – Poszarpał ją dość mocno.

Otworzyła oczy.

– Mamo, wstań, kupiłem kurczaka.

Sophie ciężko się podniosła. Miała dziwną minę, taką, której David jeszcze nie widział.

– Co ci jest? – Usiadł obok.

– Nie wiem, źle się czuję.

– No tak, kac nie należy raczej do przyjemności – drwił chłopak.

– David, wypiłam wczoraj tylko kieliszek wina... jeden! – mruknęła kobieta.

– I zaspałaś szkołę? Dlaczego znowu próbujesz nabić mnie w butelkę, skoro i tak wszystko jest jasne? Stało się i się nie odstanie, więc miej chociaż odwagę się przyznać.

– To, kurwa, co mam ci powiedzieć? Że się nachlałam, jeśli tak nie było? – Sophie się wkurzyła. – Nie wiem, dlaczego zaspałam, głowa mnie boli i źle się czuję, czy to takie trudne do zrozumienia?

Trzasnęły drzwi i Jamie przemknął korytarzem, po czym schował się w kuchni.

– David... – mruknęła Sophie, uderzając w syna głęboką pretensją.

– No co?

– Wiesz co.

– Dobra, przestań, co było, minęło, Jamie też się uspokoił – rzekł chłopak.

– Synu, nie chcę, abyś się z nim prowadzał, to się może źle skończyć – oznajmiła Sophie.

– Zjesz coś? Kupiłem kurczaka z warzywami. – Ponowił pytanie chłopak, ignorując jej wywody.

– David, nie zmieniaj tematu, nie chcę, abyś znowu się w coś wpakował.

– Nie wpakuję się. Zjesz?

– Nie wiem, może trochę.

– Dobra, zaraz przyniosę.

Wszedł do kuchni, przelotnie spojrzał na dyskutującego już z małolatką kumpla i wyjął z torby jedzenie.

– Podgrzać? – zapytał przyjaciela.

– A co, już ostygło? Dawaj takie, żreć się chce. – Zaśmiał się Jamie, zabierając pudełko sprzed nosa Davida.

Ten uśmiechnął się niewyraźnie i wstawił drugą porcję do mikrofalówki, która po trzech minutach w towarzystwie kubka herbaty trafiła na stół w salonie.

– Masz piwo, czemu nie pijesz? – spytał David, gapiąc się na matkę podejrzliwym spojrzeniem.

– Nie chcę. To piwo stoi tam już tydzień – odparła Sophie i niemrawo chwyciła widelec.

– Co ci jest? – Chłopak powtórzył pytanie.

– Nie wiem, głowa mnie boli, może znowu migrena. Zobacz, czy w szafce są jakieś tabletki – poprosiła kobieta.

Tak, kurwa, migrena” – pomyślał David, aczkolwiek poszedł do kuchni i przyniósł matce dwie ostatnie pigułki. Lilly zjawiła się w salonie, chwyciła pilot i włączyła telewizor, usadowiwszy się wygodnie obok Sophie.

– Lilly, tylko przycisz – mruknęła kobieta, której posiłek szedł równie opornie, jak obecny monolog.

– Mamo, po trzeciej muszę wyjść, co będzie z Lilly? – zapytał David.

– A co ma być?

– No właśnie nie wiem, nie jestem pewien, czy można cię z nią zostawić.

Rozległo się pukanie i David zamarł, przez ostatnie dni każdy informujący, iż ktoś jest pod drzwiami odgłos, wywoływał u niego gęsią skórkę. Otworzył i ukazała mu się postać Sary, koleżanki Lilly. Głęboko odetchnął z ulgą.

– Dzień dobry, jest Lilly? – pisnęła zawstydzona dziewczynka.

– Wejdź – David się odsunął i Sara nieśmiało przekroczył próg. – Lilly! – wydarł się chłopak i ponownie skierował wzrok na małolatkę. – Dlaczego nie w szkole, uczycie się przecież do czwartej?

– Skończyliśmy wcześniej i jutro też tak samo. Przyniosłam Lilly lekcje – odparła Sara.

– Cześć! Chodź! – zagrzmiała wesoło uradowana wizytą koleżanki Lilly i bez chwili zwłoki pociągnęła ją do swojego pokoju, więc David przekręcił zamek i udał się do kuchni.

– Sorry, stary, ale musisz jeszcze chwilę się ponudzić, muszę pogadać z matką.

– Spoko.

Nalał herbaty w dwa kubki, wynalazł w szafce paczkę czekoladowych ciastek i z tym oto „ekwipunkiem” ruszył do pokoju siostry. Z miejsca rzuciło mu się w oczy otwarte pudełko puzzli, z których spora część znajdowała się już poza opakowaniem.

Chłopak się uśmiechnął.

– Mała, to są przepisywane lekcje? – zapytał cierpko, śmiejąc się w środku.

– Potem przepiszę, mało jest – odparła Lilly, nie przejąwszy się wcale skierowanym w kierunku jej osoby zarzutem

– Lilly, ja nie żartuję! – fuknął chłodno David.

– Przepiszę, za godzinę... za dwie godziny... jak Sara pójdzie do domu – oznajmiła małolatka, nie odrywając wzroku od układanki.

David westchnął, lecz wiedząc, że siostra załatwi sprawy szkolne, nie znęcał się już nad nią.

– Mała, spójrz na mnie. – poprosił.

Podniosła głowę.

– Dam wam ciastka, ale masz zjeść obiad, rozumiemy się? Najpóźniej o czwartej lub piątej, jak zgłodniejesz, ok? Możesz podzielić się z Sarą, to duża porcja – zarządził chłopak, częstując siostrę surowym spojrzeniem.

– Tak – mruknęła Lilly, niezbyt raczej zachwycona.

– Lilly!

– Dobrze, zjem... na pewno – kombinowała dziewczynka, co David w mig wyłapał, ale dał jej już spokój i wrócił do matki.

Zjadła połowę.

– Mamo, co z młodą? – Chłopak wznowił wątek.

– Gdzie idziesz?

– Pojadę do szpitala, a potem umówiłem się z Amy – skłamał.

Od zawsze był w tym dobry, więc kobieta natychmiast uwierzyła, z tonu jego głosu rzeką wylewała się pewność siebie.

– O której wrócisz? David, jeśli to znowu ta pierdolona migrena, to wiesz, że będę się tu męczyć dwa, trzy dni. Kto zawiezie Lilly do szkoły albo odprowadzi do autobusu? – Niepokoiła się kobieta.

– Spokojnie, wrócę, poza tym na autobus to może już chodzić sama, zatrzymuje się prawie pod samą kamienicą – odparł chłopak. – Lilly, chodź na chwilę! – krzyknął i małolatka zaraz wyłoniła się z pokoju. – Mała, nie sądzisz, że już czas, abyś sama jeździła do szkoły? – zapytał. – Becky też często jeździ, więc nie możecie dojeżdżać razem?

Lilly zrobiła dziwną minę, brat zupełnie zaskoczył ją tym pytaniem. Lubiła, jak ją odwoził, przez co nie była raczej chętna przystać na jego aktualną propozycją.

– Mała – ponaglał David.

– Nie wiem – bąknęła Lilly, nie chciała jeździć sama.

– Lilly, ja mam pracę, a mama źle się czuje. Musisz trochę liczyć na siebie, nie będę cię przecież woził całe życie.

– Nie wiem – powtórzyła małolatka, gubiąc się nieco w sytuacji, gdyż chłopak, mimo iż często dawał się przekabacić, w tej chwili był śmiertelnie poważny.

– Dobra, uciekaj, pogadamy później – rzekł w końcu David i dziewczynka wróciła do siebie. – Mamo, jak mówiłem, po trzeciej wychodzę i mam nadzieję, że będzie tu spokój. Poza tym masz teraz pod opieką dwie osoby. Mogę spokojnie jechać, czy znowu mam się wkurwiać? – zapytał wprost chłopak.

– Przecież mówiłam, że źle się czuję i nie zamierzam pić, jeśli do tego zmierzasz! – odparła kobieta.

– Ja już nie wierzę ci za grosz, więc nie wyjeżdżaj mi tu z taką złośliwością, dobra?! – David znacznie podniósł głos.

Głucho.

– Skończyłaś, czy będziesz jeszcze jeść? Jak nie, zaniosę do lodówki.

– Dziękuję, zanieś.

– Dasz młodej obiad? Wystarczy podgrzać, to chyba możesz zrobić? – kontynuował chłopak.

– Dam.

– Mamo.

– David, dam, przestań już...

– No... mam taką nadzieję – mruknął dwudziestodwulatek, chwytając stojące na stole opakowanie i pustą szklankę.

Nie bardzo ufał matce w kwestii posiłku siostry, ale darował dalszy ciąg wykładu i wrócił do Jamiego, przymykając drzwi do kuchni.

– Kurwa, dłużej już nie mogłeś? – syknął starszy chłopak, który już zjadł obiad i zabrał się za piwo.

– Sorry, matka mnie drażni – odparł David i zaczerpnął w końcu wyczekiwanej kawy. – Jest robota – rozpoczął. – Ten koleś... poznałem go na dołku, trochę żeśmy sobie pogadali. Jeśli nie ściemniał, to ma wejścia tu i tam, a dziś zaproponował jakąś hurtownię z komputerami. Co myślisz? Twierdzi, że bezpiecznie, więc może warto by to przemyśleć?

– Chyba cię pojebało? Nie znam typa i pójdę z nim na robotę? Skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś przypał, z którym zaraz się wpierdolę? – Wkurzył się Jamie.

– Stary, wyluzuj, ze mną też byłeś kiedyś pierwszy raz, nie? Mówi, że ósemka minimum, to sporo kasy, ja bym zaryzykował. Pogadałem z nim na różne tematy, wydaje się konkretny i w porządku.

– Jak chcesz, ja się na to nie piszę. Nie będę wpierdalał się w ciemno – rzekł stanowczo Jamie.

– No kurwa, stary, jakie w ciemno? I co, sam pojadę?

– Nie wiem.

– Kurwa, potrzebuję tej kasy, rozumiesz? Mała nie ma ciuchów, ja też już noszę te szmaty chuj wie, ile czasu.

– David, nie piszę się i koniec, i tobie też nie radzę. Pomyśl, kurwa, znasz typa na tyle, żeby mu zaufać? – Jamie uparcie trwał przy swoim, częstując Davida gorzkim spojrzeniem.

– Więc jest okazja, aby to zmienić.

– Dobra, rób, jak uważasz, ja swoje powiedziałem – oznajmił przejrzyście szatyn, chwytając swoją butelkę, więc David już go nie nakłaniał, tylko powrócił do powolnego sączenia kawy.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Joan Tiger dwa lata temu
    Też pomyślałam o jego byłym szefie, ale jest jeszcze były chłopak Amy – też nieciekawy przypadek. No i na co było pyskować – sam wygląd Jamiego powinien dać sprzedawcy do myślenia. HA, HA.
    W mordę… brawo Amy. Super postawa. Kłamstwo ma krótkie nogi, a ona jest bystra.
    David zawzięty… oj kręci sobie bata, a najbardziej rozwala mnie to jego: „Pierdolę to itp.”, kuźwa, przecież wiadomo, że jego myśli cały czas będą przy niej i będzie go nosić. Zrąbał sprawę po całości.
    Kumpel ma rację, że cyka. David ma nóż na gardle i zapewne wejdzie we włam. Znając ciebie, będzie grubo. :)
  • ZielonoMi dwa lata temu
    Będzie średnio, z naciskiem na grubo, ale troszkę później. Chce dojść bo końca, bo przydałoby się popisać, ale nie bardzo pamiętam, co było. A najgorsze jest to, że mam dwie, trzy opcje i wszystkie by się chciało wykorzystać, ale tak się nie da. Też tak masz? Xd
  • Joan Tiger dwa lata temu
    ZielonoMi, za każdym razem. :) Pomysł goni pomysł.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania