Zakręty losu cz. 19
Piknęła komórka, więc David podłączył ją do ładowania i umył szklankę po kawie.
– Ile piw kupiłeś? – Zajrzał do lodówki i po chwili miał w dłoni jedno z nich. – Kurde, kupiłeś dziewięć piw? Wypijesz je wszystkie? – Zaśmiał się.
– A co, nie pomożesz mi? – Zdziwił się Jamie.
– Przecież mam jechać na spotkanie, nie pojadę chyba nawalony.
– Jednak nie odpuszczasz? Do cholery, David, daj temu spokój, mówię ci. Mam złe przeczucia. – Wkurzył się przyjaciel.
– Wyluzuj. Zajadę, pogadam, dowiem się, gdzie jest ta hurtownia i wtedy pomyślę. Nie muszę przecież się na to pisać.
– Jesteś pewny? – Jamie zrobił bardzo zastanawiającą minę. – Masz pewność, że jak tam wejdziesz, to także będziesz mógł spokojnie wyjść? Kurwa, chłopie, znasz typa kilka godzin, skąd wiesz, z kim będzie, ilu ich będzie i czego tak naprawdę żądają? Chcą wynieść komputery, to nie jest zwykły włam. To nie spożywczy ani inny, byle jaki sklepik, w którym drzwi otworzyłbyś z buta. Poza tym stary, pomyśl – czy na taką robotę biorą ludzi prosto z ulicy? Zwłaszcza że rzekomo nie mają kompletu, co jest jeszcze bardziej podejrzane.
– To teraz już nie wiem, ale żeś mi wkręcił. – David się pogubił, a do głowy zaczęło wdzierać się coraz większe niezdecydowanie.
– I tu nawet nie chodzi o ciebie, tylko o nich. Co oni o tobie wiedzą? I tak chętnie biorą cię na robotę? Śmierdzi mi to na kilometr, mówię ci.
– No dobra, mówisz, że komputery? Ok. Ale co z tego? Sam chciałeś walić starych Amy, to też raczej nie jest warzywniak. – Zaśmiał się David.
– W porządku, ale z zaufanymi osobami, nie z przybłędami z ulicy… bez urazy. – Jamie wyszczerzył się kwieciście.
– Kurwa, korci mnie, żeby zaryzykować. Nie wiem, czemu, ale myślę, że będzie dobrze. Mam nosa do ludzi, zawsze miałem, wiesz o tym.
– Nosa? Tak jak z Stevem, tą kurwą sprzedajną? – zarechotał głośno Jamie, niezbyt dyskretnie wypowiadając słowa.
– Kurwa, ciszej! Nie wiesz, że tu ściany mają uszy? – syknął David, spoglądając w stronę kuchennych drzwi. – Jeszcze brakuje, żeby matka tu wpadła i zaczęła się ciskać i wywalać worek pytań – warczał.
– Sorry…
Do kuchni wpadła Lilly.
– Czemu drzwi są zamknięte? – zapytała od razu, stawiając na stole puste szklanki po herbacie.
– Bo nie otwarte – burknął David, uśmiechnąwszy się pod nosem.
– Daj jeszcze herbaty – poprosiła małolatka. – Mogę już zjeść obiad, ale z Sarą… sam powiedziałeś.
– Dobrze, zaraz przyniosę, herbatę też. Wyjdź z psem, może się załatwi, jak wrócicie, akurat się nagrzeje.
– Dasz mi cztery dolary? – mruknęła nieśmiało Lilly.
– Po co ci?
– Na chipsy.
– To chipsy przed obiadem, czy na odwrót? Jak zamierzasz to rozegrać? – zapytał wesoło David.
– Normalnie, zaraz zjemy obiad.
– Tak? A czasie spaceru z Daisy pakę chrupek? – Drażnił się chłopak.
– To idź i sam mi kup, jak mi nie wierzysz. Sklep jest blisko. Albo wyjdź z Daisy i wtedy od razu kupisz – odparła gładko Lilly, z zabawnym dąsem na twarzy.
Jamie uderzył w śmiech, podobnie David, po chwili dał jej jednak garść drobniaków, psie ciastko i Lilly, podziękowawszy, wyszła z kuchni.
– Wyrośnie z niej ładna dupa, do tego nieźle wygadana – wyjechał wesoło Jamie. – Szkoda, że jestem taki stary – brechał.
David się zaśmiał, aczkolwiek widoczne było delikatne zniesmaczenie na jego twarzy, w końcu kumpel mówił o jego siostrze.
– Ale ładnie cię załatwiła, no nie mogę. „Wyjdź z Daisy i wtedy kupisz” No kurde, stary, młoda jest w dechę. Nieźle kombinuje, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. – Cieszył się Jamie.
– Norma – mruknął David, choć sam śmiał się w duchu z zachowania siostry, zawsze poprawiała mu nastrój swoim zabawnym zacięciem.
I pomyśleć, że ma tu nie mieszkać, nie przekomarzać się z nim, nie wkurzać od czasu do czasu. Nie, tak nie będzie!
– Skąd masz tego psa? – szturchnął go nagle Jamie, widząc, że kumpel się zamyślił
– Łaziła koło sklepu Amy. Szkoda mi się jej zrobiło, jak zobaczyłem, że się tak szwenda, głodna. I tak została. Zresztą Lilly się uparła, a wiesz, że walka z nią to czasem ciężka przeprawa.
– Charakter po braciszku. I bardzo dobrze, przynajmniej nie da sobie w przyszłości w kaszę dmuchać. Chociaż jak już w tym wieku jest tak rozbrykana, to co będzie potem? Będzie tłuc cały motłoch, który napatoczy się jej pod rękę i postanowi wkurwić – drwił radośnie Jamie.
– Nie po braciszku, ja byłem wstydliwy w jej wieku.
– Co?
– No tak. Jak byłem mały, nie ciągnęło mnie zbytnio do ludzi, dopiero później, w szkole trochę się rozruszałem.
– Trochę? To ciekawe, jaka będzie Lil, jak też się TROCHĘ rozrusza? – stwierdził Jamie, akcentując odpowiednio.
– Nie wiem, ale na pewno nie taka jak ja… mam nadzieję. Będzie taka jak Amy – pyskata. Już się dobrze dogadują, a jak wiadomo – ciągnie swój do swego – mruknął David, zwieszając nos.
– Ty znowu? Wyluzuj, David, co z tobą? Nie widziałem jeszcze, żebyś tak się zawieszał przez dupę. Co jest? Zabujałeś się, czy po prostu tak dobrze daje? – Zaśmiał się przyjaciel.
– A tak w ogóle to puknąłeś ją już?
– Skończ, dobra?! – David się zdenerwował, spojrzawszy spod byka na przyjaciela
Kąśliwy uśmieszek, który przyklejony był do twarzy Jamiego, zniknął.
– Oj, stary, naprawdę cię chwyciło. Tylko mnie nie pobij, kurwa! – warknął niezadowolony kumpel.
– Bo nie lubię głupich żartów. Laska jest w porządku i nie życzę sobie, żebyś się tak o niej wyrażał, rozumiesz? A tak poza tym to pieprzy się lepiej niż dobrze. – David się uśmiechnął.
Trzasnęły wejściowe drzwi i chłopak nagle sobie przypomniał.
– Kur… widzisz? Dupę mi zawracasz i przez ciebie nie wstawiłem żarcia do mikrofali – fuknął.
Wstawił jedzenie i wyjął kolejne dwa piwa, które Jamie zaraz otworzył. Spojrzał na zegar ścienny – jedenasta trzy.
– Co, do kurwy…?
Zdjął zegar i obrócił – baterie były na miejscu.
– Która godzina? – zapytał, nie patrząc na przyjaciela.
– Dziesięć po trzeciej.
David nastawił wskazówki, ale ani drgnęły.
– Kurde, mam dość tego złomu – fuknął, wyjął baterie i zdecydowanym ruchem cisnął zegar do kosza.
– Ty? Dobrze się czujesz? – Roześmiał się Jamie.
– Bardzo dobrze – odparł David, pokazując mu baterie. – Wymieniałem je tydzień temu, a nadal nie chodzi. To znaczy, chodził… na początku, ale ile czasu to trwało, nie wiem. Kupię nowy, to kwestia kilkunastu dolc…
– Już nagrzałeś?! Jesteśmy głodne! – oświadczyła głośno się Lilly, wpadając jak strzała do kuchni.
Na twarzy miała uśmiech tak szeroki, że aż dziw bierze, że zdrowy człowiek może się tak soczyście uśmiechnąć.
– Co jest? – zapytał natychmiast David.
Wiedział, że coś się stało, Lilly nieczęsto była aż tak szczęśliwa.
– Nic – Cieszyła się, robiąc cwaniacką minę.
– Młoda…
– Znalazłam dwadzieścia dolców – poinformowała dumnie Lilly.
– Co? Gdzie?
– Na klatce, przy drzwiach.
– No widzisz? Głupi zawsze ma szczęście. – Zaśmiał się David, zerkając na kumpla. – Dlaczego ja nie potykam się o kasę? Widać moja wrodzona inteligencja nie pozwala na to, abym cokolwiek kiedyś znalazł. No trudno, będę biedakiem… ale za to jakim mądrym. – Chłopak roześmiał się na całą kuchnię.
Jamie uśmiechnął się wymownie, popijając piwko.
– Czemu zegarek leży w koszu? – zapytała Lilly, wyrzucając jakiś papierek, po czym spojrzała na odbite na ścianie nad lodówką, białe kółko.
– Bo nie działa.
– Działa.
– Jak to „działa”? Przecież niedawno wymieniałem baterie i nadal stoi, więc jak działa?
Małolatka zrobiła dziwną minę, co od razu dało Davidowi do myślenia.
– Lilly, co jest?
– No bo… – Dziewczynka się zaczerwieniła.
– Lilly!
– No bo to ja podmieniłam baterie – wyznała małolatka, spuszczając głowę.
– Podmieniłaś? – Zdziwiony David aż uniósł brwi, w tym czasie Jamie już parskał śmiechem.
– Bo potrzebne mi były do Game Boy’a – mruknęła Lilly. – Przepraszam.
Jamie już nie parskał, a wył i po chwili David sam się roześmiał; siostra rozbroiła go maksymalnie.
– Oj, Lilly. To nie mogłaś powiedzieć? Kupiłbym ci baterie.
– Przepraszam…
– Poza tym ten zegarek i tak nie działa. Nie raz już się zatrzymywał, nawet bez twojej pomocy – Chłopak ukucnął przed siostrą, widząc, że się zawstydziła.
– Działa, chodził, zanim zabrałam baterie. Przepraszam – bąknęła po raz trzeci Lilly, lecz głowy nie podnosiła.
– Dobra, mała, nic się nie stało, ale nie rób tak więcej. Po prostu poproś i kupimy baterie, ok?
Dziewczynka pokiwała głową.
– David, już się nagrzało! – krzyknęła nagle Lilly, chcąc najwyraźniej zmienić temat.
Jak na ośmiolatkę kombinowała bardzo inteligentnie, umiejąc bardzo mądrze wykorzystać fakt, że David nie zwrócił uwagi na dzwonek mikrofalówki.
– A tobie co? Od kiedy to masz taki apetyt? – Zaśmiał się blondyn.
– Od dziś – Radość wróciła na oblicze dziewczynki.
– Idź do koleżanki, zaraz przyniosę. Bardzo ładnie, że zostawiłaś ją samą i siedzisz tu. – David upomniał siostrę.
– I nie zapomnij herbaty!
– Mała…
Lilly wyszła, a raczej wybiegła w podskokach.
– No widzisz? Zajebała baterie. No jaja jakieś! – rozradował się David.
– Dobra jest. Tylko że ten zegarek wisiał dość wysoko, jak ona go zdjęła? – zdziwił się Jamie.
– Sięgnie, bez problemu.
Jamie wrócił do picia piwa, natomiast David wyjął dwa talerze, podzielił jedzenie i udał się do pokoju siostry. Postawił naczynia na stole, zerkając na ułożony kawałek puzzli i wrócił po herbatę. Gdy ponownie wszedł do pokoju, dziewczynki wydawały się kompletnie niezainteresowane posiłkiem, na amen ugrzęzły w układance. Zwinięty w kłębek piesek spał na kocu koło szafy. Był tak skręcony, że nos wręcz zniknął pod jego tyłkiem, wyglądał jak mała, ruda kulka, niemająca połowy pyska.
– Lilly, tak ci się śpieszyło? Siadajcie i jedzcie, bo zaraz wychodzę – nakazał chłopak, stawiając na stole napoje.
– Gdzie wychodzisz? – zapytała natychmiast Lilly, niechętnie podnosząc się z podłogi w towarzystwie koleżanki.
Wyglądała na zaniepokojoną.
– Muszę jechać do szpitala.
– Kiedy wrócisz?
– Niedługo.
Lilly zrobiła jeszcze dziwniejszą minę, David odniósł wrażenie, że małolatce zbiera się na płacz. To nie powinno trwać długo, przecież nie pojedziemy na robotę o szesnastej. Dogadamy się i przyjadę do domu, a jak wyjdę wieczorem, to pewnie będzie już spała – pomyślał chłopak, widząc, że Lilly sposępniała.
– Mała, no jedzcie, nie mam czasu – upomniał.
– Ale już idziesz? – dopytywała ośmiolatka.
David spojrzał na zegar ścienny – dochodziła piętnasta trzydzieści.
– Zaraz.
Kurwa, zaraz? Zaraz to ja się spóźnię – uświadomił sobie nagle i szybko poszedł do swojego pokoju. Przebrał się w ciemne jeansy, zmienił koszulkę na szarą, wskoczył w buty i chciał wychodzić, ale się zatrzymał. Spojrzał w kierunku skrytki, pomyślawszy o broni, lecz po chwili doszedł do wniosku, że ryzykowne jest wożenie jej po mieście, poza tym nie wiadomo, z jakimi bandytami będzie zaszczyt mu się dziś spotkać. Wrócił do przyjaciela.
– To co, jedziesz ze mną? Zaraz muszę zbijać, bo nie zdążę. No chodź, co pękasz? Będzie dobrze – David ponowił próbę, odłączając telefon i chowając go do kieszeni.
– Nie. I widzę, że cię nie przekonam. Tylko żebyś potem nie żałował – warknął Jamie.
Bez wątpienia był niezadowolony, a wręcz wściekły upartością i bardzo pochopną decyzją przyjaciela.
– Dobra, to poczekaj jeszcze chwilę, zagadam tylko z matką i idziemy.
Gdy wszedł do salonu, telewizor był włączony, ale Sophie jakby przysypiała.
– Mamo. – Ukucnął przed nią. – Wychodzę i wracam. Nie wiem, za kilka godzin. Jak głowa?
– Na razie nie boli.
– Mamo, tu ma być wszystko w porządku, rozumiesz? U młodej jest koleżanka, nie narób cyrku, proszę cię – poprosił spokojnie chłopak.
– O której wrócisz? W ogóle gdzie idziesz, z kim? Z NIM? – Kobieta się zdenerwowała.
– Nie, z Amy.
– David…
– Mamo, jadę do szpitala, a Jamie do domu, wyluzuj.
– Synu, proszę cię, nie wpakuj się w kłopoty. O której wrócisz? – Sophie uparcie dążyła do poznania prawdy.
– Nie wiem, mówiłem – za parę godzin. Myślę, że do dziesiątej będę w domu.
Sophie wolno podniosła się do pozycji siedzącej.
– Jest jeszcze mleko? Muszę wypić kawę.
– Jest.
– Dobrze, to idź, tylko wracaj szybko. I David...!
Wyglądała niewyraźnie, oczy miała szkliste i bardzo niespokojny wyraz twarzy.
– Mamo, wyluzuj, ok? – chłopak spojrzał na telefon – piętnasta trzydzieści pięć.
Poszedł do pokoju Lilly i postawił oczy w słup – talerze były puste.
– No, nieźle. – Zaśmiał się. – Mała, wychodzę. Nie siedźcie za długo, żeby rodzice Sary się nie martwili, dobrze?
Lilly natychmiast zerwała się miejsca i doskoczyła do chłopaka.
– Gdzie idziesz? – Złapała go za spodnie.
– Jadę do szpitala.
– Nie jedź.
– Lilly, muszę jechać do Leviego?
– Ale wrócisz?
– Wrócę, ale może będziesz już spała.
– Nie, nie będę!
Chłopak ukucnął. Znowu zmąciły mu się myśli, miał wrażenie, że Lilly nie chce lub boi się zostać z matką? Ale dlaczego?
– Mała, znowu zaczynasz? Czemu mam nie wrócić? Zobaczę, jak się czuje i przyjadę. Chodzi o mamę?
– Nie.
– To o co?
– O nic – mruknęła dziewczynka.
– Lilly…
– Mogę z tobą?
– Młoda, chyba ci tłumaczyłem, tak? Nie wpuszczą cię tam. I naprawdę muszę już iść, bo jak jeszcze będę zwlekał, to i mnie nie wpuszczą. – David się uśmiechnął.
– A Amy przyjedzie potem? – Małolatka nie dawała za wygraną.
– Nie wiem, Lilly…
– Ale poproś ją, ok?
– Dobrze, zapytam, a teraz mała, naprawdę muszę spadać. W dzbanku jest jeszcze herbata, więc jak coś, poproś mamę.
– Dobrze – odparła Lilly małolatka, nie wyglądała na szczęśliwą, że brat wychodzi.
– Dobra, to cześć. – David ucałował siostrę i szybko uciekł z sypialni, bojąc się, że znów go zaatakuje. – Spadamy – zajrzał do kuchni i Jamie ruszył się z miejsca.
– Kurwa, nie zdążę – warknął David, wypatrując taksówki.
– Nie jedziesz samochodem?
– Nie, to nie moja fura.
– Kurwa, David, nie jedź, człowieku – powiedział zdenerwowany Jamie.
– Pojadę, muszę zobaczyć, co to za akcja. Potrzebuję kasy – rzekł David i machnął ręką i na taksówkę.
– Dzwoń, jakbyś wpierdolił się w jakieś gówno, jasne? – nakazał Jamie, wyglądał na wściekłego.
– W porządku, na razie – mruknął David i posadził tyłek w aucie. – Zna pan pub „Red Sun"? – Wychylił do przodu głowę.
– Tak – odparł taksówkarz, ruszając.
– Dojedziemy do czwartej?
– Spokojnie, to niedaleko.
Jechał spokojnie, choć nie anemicznie, w tym czasie Davida zaczęły nachodzić coraz większe wątpliwości i niezdecydowanie. Słowa przyjaciela murem stały w głowie, nabroiły mu w decyzjach, jak chyba tylko mogły. Do tego matka, z którą strach zostawić z Lilly, no i ona sama – chłopak cały czas miał w oczach jej dziwną minę, co go bezlitośnie dołowało. A te typy? – Przeszedł go zimny dreszcz. Może Jamie miał rację? To naprawdę dziwne, że biorą nieznajomych na tak grubą kasę. No ale Tyrone… wydawał się w porządku. Choć, kurwa, co ja mogę wiedzieć? A jak coś im się nie spodoba i obiją mi mordę? Nawet z błahego powodu? Może jednak lepiej wrócić? No kurwa, nie wiem…
– Halo, młody! – Kierowca podniósł głos. – Jesteśmy na miejscu. – Uśmiechnął się.
– To już? – David wrócił do żywych, spojrzawszy na zegarek – za osiem szesnasta.
– Mówiłem, że to bardzo blisko, mógłbyś spokojnie zrobić sobie spacer – poinformował sympatyczny typ.
– Ile się należy?
– Jedenaście dolarów, ale zatrzymaj, i tak jechałem w tamtą stronę. – Facet szeroko się uśmiechnął.
– To dziękuję panu bardzo – rzekł David i wysiadł, odwzajemniwszy przed odejściem przyjacielski wyraz twarz.
Auto odjechało, a on stanął przed schodkami sporego pubu, z wielkim neonem. Przedstawiał on dość duże słońce, obok widniała nazwa lokalu, a na niej, z gracją, spoczywała podparta na łokciu, długowłosa dziewczyna w bikini. David był odważny i charakterny, w tym momencie jednak opanował go lęk, jakby złe przeczucie, a słuszność decyzji nie wydawała mu się już tak słuszna. Postanowił jednak nie myśleć i nie robić sobie z mózgu sieczki, tylko po prostu wejść i zdać się na to, co przyniesie los.
Otworzył drzwi i od razu dojrzał Tyrona – siedział w głębi sali z wielkim jak góra lodowa gościem i ładną szczupłą blondynką. Na stoliku leżała srebrna broń, co od razu wprawiło Davida w jeszcze większe zdenerwowanie.
– O, jesteś! Dawaj! – Tyrone machnął do niego ręką, spokojnie paląc papierosa, jakby nie miało najmniejszego znaczenia, że przed jego nosem, na środku knajpy, w miejscu publicznym leży sobie spluwa.
David wziął głęboki wdech i ruszył w ich stronę. Szedł bardzo niepewnie, widząc, że dryblas obserwuje go od samego przestąpienia progu lokalu i z każdym kolejny krokiem chłopaka robi to z coraz dziwniejszą miną. David z miejsca wyłapał jego niezadowolenie, od samego wejścia uderzyło ono w niego jak grom.
Zatrzymał się przy stoliku.
– Witaj ponownie. – Tyrone wstał i uścisnął dłoń chłopaka, po czym usiadł i zdjął broń ze stołu. – Siadaj. – Wskazał mu miejsce naprzeciwko dziewczyny.
David posadził tyłek, lecz zdenerwowanie nie malało. Powoli zaczął żałować, że się zjawił, mina olbrzyma przyprawiała go o dreszcze, tym bardziej że koleś wyglądał na rasowego recydywistę.
– To jest P – poinformował Tyrone, poklepawszy kolosa po ramieniu – reszty nie musisz wiedzieć. A to Judy, nasz kierowca – Czarnoskóry chłopak wskazał siedzącą obok dziewczynę.
David się nie odezwał, ale wstał i podał rękę obojgu.
– Co pijesz? – zapytał Tyrone
– Piwo.
– Sam, daj coś do picia! – współwięzień krzyknął tak głośno, jakby barmanka miała problem ze słuchem.
Po chwili przy stoliku pojawiła się wyższa od Davida dziewczyna, z uśmiechem stawiając przed nim półlitrowy, masywny kufel.
– Dzięki. – David odwzajemnił wyraz twarzy i zaczerpnął łyk.
– Miało być was dwóch – stwierdził nagle P i David o mało nie zadławił się napojem; ton, jakim powiedział to nieznajomy, przyprawiał o dreszcze.
– Nie wyszło, odpadł – mruknął niepewnie, nie wiedząc, jakie będą konsekwencje tego oświadczenia.
– Jak to odpadł? T, kurwa, mówiłeś, że wszystko załatwione! – Wielkolud spojrzał na siedzącego z boku stołu kolegę.
– No właśnie, David, miało być was dwóch. Dlaczego odpadł? I jak my się teraz zorganizujemy? Kurwa, potrzeba pięciu osób, rozumiesz? I co teraz?
– Sorry, tak wyszło, no co miałem zrobić? – Wkurzył się chłopak. – Wyskoczyłeś z tą propozycją ni stąd, ni z owąd, na środku ulicy, nie czekając, aż go zapytam i masz pretensje?
– No tak, ma rację – mruknął Tyrone, patrząc na olbrzyma.
– I co ja powiem szefowi? – P nie odpuszczał.
– Spokojnie, jakoś załatwimy tę sprawę – wtrąciła Judy, popijając koktajl truskawkowy.
David spojrzał w jej stronę – przeszywała go szerokim, pięknym uśmiechem. Miło mu się zrobiło na duszy, wyraz twarzy dziewczyny był powalający, można by powiedzieć nawet, że wręcz uzależniający, zmuszający do ponownego, i kolejnego, i jeszcze jednego spoglądania na jej oblicze.
– Dobra, zadzwonię – rzekł P i wstał, zniknąwszy po chwili na zapleczu, za barem.
– Kurwa, stary, wpierdalasz mnie na minę? – wyskoczył od razu David.
– Spokojnie, nic się nie dzieje – odparł spokojnie Tyrone.
– Jak to nic?! Kurwa, jak narobisz mi kwasu…
– Wszystko gra – rzekł bezemocjonalnie Tyron.
– Wyluzuj, jakoś to dopniemy – powiedziała jasnowłosa dziewczyna, nie odrywając wzroku od Davida. Chłopak chyba wpadł jej w oko.
– Jedziemy. Za dziesięć minut mamy być w „Silver Shadow” – rzekł P, który pojawił się nie wiadomo, skąd. – Szef nie jest zadowolony – dodał, patrząc dziko na Tyrona.
Teraz Davida obleciał już kolosalny strach, ale, niestety, nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać, co przyniesie przyszłość. Spojrzał na zegar przy barze – szesnasta dwadzieścia siedem.
– Dobra, chodźmy, miejmy to z głowy. – Judy podniosła się z miejsca.
Dojechali do mieszczącego się w samym centrum, w jego najbardziej ekskluzywnej części, pubu. Lokal był ogromny i cały urządzony w stylu zamkowym. Masa stojących wszędzie, złotych świeczników, stare obrazy i lśniąca czarna podłoga niemal zapierały dech w piersiach – wnętrze wyglądało niesamowicie.
Pierwotnie biały sufit celowo został przybrudzony, w każdym rogu wzniesionych z szarej, zniszczonej cegły ścian stały srebrne zbroje, wielkości dorosłego człowieka, natomiast po prawej od wejścia rozciągał się długi kamienny bar, na którym wisiały różnorodne miecze, tarcze, kusze i inna średniowieczna broń.
David, mimo iż często błąkał się po mieście, w tym lokalu nie był nigdy.
– Tak, świetny wystrój. – Szturchnęła go Judy, gdyż chłopak chwilowo zatracił się w obserwacjach.
P z Tyronem zniknęli.
– Staraj się zachowywać normalnie, nie odzywaj się i odpowiadaj tylko na pytania, rozumiesz? Bokser jest w porządku, ale potrafi być też nerwowy, zwłaszcza że dziś zobaczy cię pierwszy raz. Staraj się więc zrobić dobre wrażenie, a wszystko będzie ok. No i przede wszystkim – nie daj po sobie pokazać, że się denerwujesz, bo może być niemiło – pouczyła dziewczyna.
Chłopaka zmroziło, a nogi zmiękły. Bokser? Dobrze znał ten przydomek. I jak tu się nie denerwować?
– Hej! – Blondynka szturchnęła go ponownie. – Chodź. – Kiwnęła głową, ruszając w stronę ciężkich, zrobionych na wzór żelaznych wrót drzwi, udał się więc za nią, zdezorientowany.
Sekundy po przestąpieniu progu łazienki na zlewie stało już lusterko z niewielką ilością białego proszku i dziewczyna w milczeniu podała chłopakowi skręcony banknot.
– Co to jest? Nie chcę – David się sprzeciwił.
– To tylko amfa. Wciągaj, nie będziesz się tak spinał – nakazała dość szorstko dziewczyna.
– Na pewno? – Chłopak wziął odrobinę na palec, wywołując u Judy natychmiastową radość.
– Myślisz, że zobaczyłbyś różnicę? – Śmiała się. – To amfa, mówię prawdę. Zjadaj, nie mamy czasu.
David wciągnął proszek, mając nadzieję, że Judy go nie okłamuje. Zdarzyło mu się już spróbować tego specyfiku, wiedząc więc, jak działa, nie bał się go. Targał nim jednak lekki niepokój, że blondynka mogła nie być z nim szczera i dać mu kokainę. Dobra, za chwilę się okaże – pomyślał, postanawiając nie zaprzątać sobie na razie tym głowy.
– Ok, spadamy stąd, wypijemy jakąś wódkę – zaproponowała dziewczyna, także zażyła odrobinę narkotyku i moment później siedzieli przy stoliku.
– Igor, daj coś mocniejszego! – Judy krzyknęła do stojącego do nich tyłem, wysokiego, także niemałego posturą faceta.
Po chwili ścięty na wojskowo brunet postawił przed nimi dwie szklanki, do połowy wypełnione miodowego koloru alkoholem z lodem.
– Gdzie Tyrone? – zapytał David.
– Niedługo wróci, szefa jeszcze nie ma.
– To jego knajpa?
– Tak. Słyszałam, że poznałeś się z T w areszcie. Cos chyba w sobie masz, on nie ufa ludziom ot, tak – uświadomiła Judy, nadal wpatrując się w chłopaka bez najmniejszych oporów i szczerząc się od ucha do ucha.
Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła do chłopaka dłoń z otwartą paczką papierosów.
– Nie palę. – David się uśmiechnął.
– Nie! Wyglądasz na takiego, który pali – stwierdziła Judy.
– A jak takowy wygląda? – ironizował chłopak.
– Tak, jak ty – odparła dziewczyna i się roześmiała.
Rozbawiła chłopaka, który zaraz zapytał, teraz już nieco odważniej:
– Ten Bokser… zawsze tak pochopnie bierze do roboty nowych ludzi?
Zaczynał już odczuwać, jak proch wkręca mu się do krwiobiegu. Z każdą chwilą czuł się fizycznie coraz lepiej, ciało stawało się lżejsze, kładąc na usta więcej słów, a stres powoli znikał.
– Nie, ale ufa Tyronowi. Tobie jednak ufać nie będzie, więc uważaj na to, co mó...
Judy nie dokończyła, ponieważ przerwał im P, stając obok stolika.
– Chodź. – Spojrzała na Davida.
Amfetamina nie działała jeszcze z pełną swoją mocą, dlatego też chłopak na powrót zaczął się lekko denerwować, aczkolwiek był już nieco spokojniejszy i niemal przekonany, że wszystko będzie ok.
Judy wstała, kiwając do niego głową, także więc się podniósł i ruszyli za kolosem w stronę mieszczących się na końcu sali, czerwonych drzwi. Przekroczyli je i przed Davidem od razu wyrósł wielki, ubrany na czarno typ.
– Oprzyj się o ścianę – rozkazał cierpko.
David spojrzał na stojącego obok Tyrona – pomachał potakująco głową, więc David wykonał polecenie. Facet obmacał go od góry do dołu i ze słowami: „w porządku” uwolnił chłopaka i odsunął się znacznie.
– Idziemy – rzekła Judy i ruszyła w stronę kolejnych drzwi.
David się nieco zdezorientował, gdyż Tyrone i ochroniarz zostali za ich plecami. Czuł się znacznie lepiej, nadal był jednak lekko spięty i chciałby mieć to już za sobą.
– Pamiętasz, co ci mówiłam? – Dziewczyna zatrzymała się przed wejściem, lecz już się nie uśmiechała, twarz miała poważną.
– Nie spinaj się, to w porządku koleś do tych, którzy też są w porządku – Judy zaśmiała się ponowne i otworzyła drzwi, puszczając chłopaka przodem.
Weszli do jasnobrązowego pomieszczenia, coś jakby w stylu gabinetu, tylko że mebli w nim nie było. W lewym kącie stał jedynie niewielki słupek z książkami, a na środku otoczone czterema białymi fotelami ogromne czarne biurko, a po prawej stół bilardowy i niewielki bar.
W umieszczonym naprzeciw wejścia fotelu siedział łysy typ około czterdziestu, może czterdziestu pięciu lat i oglądał jakieś monety.
– Cześć. – Rozradowana Judy ucałowała faceta w policzek, po czym luźnym krokiem ruszyła w stronę stojących na barze alkoholi.
David osłupiał i natychmiast zaczęły nasuwać mu się spekulacje, gest dziewczyny odebrał jako fakt, iż ona jest z tym facetem. Ale ona z nim? Przecież ona nie ma więcej niż dwadzieścia pięć lat...
– Siadaj. – Interpretację przerwał Bokser, nie odrywając się od czynności i wskazał chłopakowi stojący naprzeciwko fotel.
– Czego się napijesz? – zapytała blondynka, biorąc piwo z niewielkiej, stojącej poniżej baru lodówki.
– Obojętnie.
Po chwili David dostał piwo, drugie postawiła obok bossa i klapnęła w fotelu pomiędzy nim a Davidem i z pełnym rozluźnieniem krzyżując wyprostowane nogi, odpaliła papierosa.
– Tyrone mi mówił, że chcesz dla mnie pracować – rzekł facet, wciąż nie patrząc na chłopaka.
Chcesz? – pomyślał David.
– Tak – odpowiedział, zrozumiawszy po chwili, dlaczego Tyrone tak powiedział.
– Ile masz lat? – Bokser w końcu się wyprostował, chwycił piwo i także zapalił papierosa.
Miał dość łagodną twarz, czego David by się raczej nie spodziewał, wiedząc, jakim fachem się zajmuje. Ale w sumie co ma uroda do „zawodu”?
– Dwadzieścia dwa.
– Poznaliście się w areszcie? To dziwne, że cię tutaj przyprowadził, myślisz, że naprawdę tak szybko ci zaufał?
– Nie wiem, na to wygląda – odparł David, czując, jak amfetamina targa nim już na wszystkie strony. Chętnie by teraz wyjaśnił facetowi faceta wszystko i skrócił zadawanie tych wkurzających pytań.
– A czy ja ci zaufam? – kontynuował mężczyzna.
– Nie wiem.
– Ja też nie wiem, ty mi powiedz. Mam ci zaufać?
– Tak – rzekł twardo chłopak i spojrzał na Judy – puściła do niego oczko, nieustannie emanując radością.
Nic z tego nie zrozumiał, taki gest można by odebrać w różnoraki sposób
– Za co cię wtedy przymknęli? – zapytał nagle Bokser, nie pozwalając chłopakowi utonąć w analizach.
– Nieważne, stare dzieje.
– Ważne!
David w mig wyłapał, że źle wyjechał.
– Pobiłem laskę ojca. – Natychmiast naprawił swój błąd, uśmiechnął się na to wspomnienie szeroko i zaczerpnął piwa.
– Ojca? – Skromny wyraz radości pojawił się na twarzy gangstera.
– Szmata mnie wkurwia – dodał wygadany już David i w tym momencie rozległo się pukanie.
– Przewiduję, że to nie jest twoja pierwsza robota, miałeś już wpadkę? – drążył facet, ignorując stojącego za drzwiami „kogoś”. Totalnie zaskoczył Davida tym pytaniem.
– Nie – odparł spokojnie chłopak; przyznanie się do odsiadki nie byłoby w tym momencie raczej mądrym posunięciem.
Pukanie rozległo się po raz kolejny.
– Wejść!
W pokoju pojawiło się dwóch niezbyt przyjemnie wyglądających gości, trzymających w dłoniach po niewielkiej, czarnej walizce.
– Jesteśmy gotowi – powiedział wyższy, z miejsca przeszywając Davida piorunującym spojrzeniem.
Bokser wstał i ruszył do drzwi. Judy także się podniosła, więc zrobił to też David.
– Szczegóły ustalisz z chłopakami – rzekł obojętnie mężczyzna, przechodząc obok dwudziestodwulatka. – I nie nawal! Jud, zamknij biuro – nakazał, gdy już był przy drzwiach, za którymi zaraz zniknął, ciągnąc za sobą olbrzymów.
– Widzisz? Gładko poszło, ma dobry humor – poinformowała od razu dziewczyna, kończąc piwo.
David nie wypił nawet połowy swojego. Do pomieszczenia wszedł Tyron w towarzystwie P i rozłożyli na stole duży arkusz, który po chwili okazał się planem budynku, w którym znajdowała się hurtownia. Dogadanie szczegółów dotyczących kradzieży i ustalenie godziny spotkania na pierwszą w nocy trwało zaledwie kilka minut. Wszystko wydawało się zrozumiałe i proste, według Davida jednak… za proste!
– Dobra, to skoro wszystko jasne, to spadamy – rzekł Tyron do dryblasa i po chwili nie było po nich śladu.
David w pozycji stojącej dokończył piwo i spojrzał na zegarek – osiemnasta dwadzieścia. Szybko mu zleciał ten czas.
– Muszę spadać, odwiedzić kumpla w szpitalu. – Spojrzał na Judy, która posadziła tyłek na biurku.
– Chcesz podbić? – zapytała dziewczyna, wskazując mu woreczek.
– Nie.
Nie nalegała, tylko wydzieliła chwili kolejną porcję, którą sama wciągnęła i podała zawierające jeszcze około dwóch działek opakowanie chłopakowi.
– Trzymaj, potem ci się przyda.
– Dzięki. – David wziął je bez najmniejszych oporów i natychmiast schował do kieszeni.
– Gdzie jedziesz? Mogę cię podrzucić – zaproponowała dziewczyna.
– Tak? To super.
– Dobra, chodź, mam do załatwienia jeszcze kilka spraw. – Judy wyjęła z szuflady klucze do biura i ruszyli do wyjścia. – Które auto jest wolne? – zapytała barmana, gdy przechodzili obok lady.
Chłopak w odpowiedzi położył na niej dwa kluczyki, z przyczepionym do nich przeźroczystym breloczkiem w kształcie podkowy.
– Powiedz mu, że wóz zostawię w domu – Judy poprosiła barmana i minutę później stali już przy zaparkowanym obok lokalu, czarnym Jaguarze Cabrio, wersja XKR.
David aż otworzył usta – samochód, mimo iż był sportowy, prezentował się bardzo ekskluzywnie, zdecydowanie bijąc na głowę Bmw Amy.
– Fajny wózek – pochwalił natychmiast i zajął miejsce na fotelu pasażera.
– Nie lubię go – odparła Judy.
– Nie lubisz? – David nieco osłupiał. – Jak można nie lubić takiej zabawki?
– Nie lubię i już, po prostu. Gdzie jedziemy?
– Do Newton.
Judy zakręciła i ruszyła w stronę szpitala. Nadal się uśmiechała, przez co chłopak nie mógł oderwać od niej oczu. Dziewczyna miała w sobie coś tak niesamowicie urzekającego, co go niemal hipnotyzowało i gdyby nie działanie amfetaminy, zapewne mógłby się teraz na nią rzucić. Osoba Amy gdzieś przepadła, rozmyła się w jego świadomości.
– Co jest? – zapytała się w końcu kierująca, nie odrywając wzroku od przedniej szyby.
– Nic, jesteś bardzo ładną dziewczyną – przyznał David, gapiąc się jak najęty.
– Dzięki. – Judy się zaśmiała.
Nie widać było, aby się speszyła, zawstydziła, wydawała się totalnie wyluzowana.
– Czy ty i…? – rzekł David, pytanie, chcąc nie chcąc, samo wypłynęło z jego ust.
– Ja i kto? I Bokser?! – Judy podniosła głos, ewidentnie zaskoczona i rozbawiona jego słowami. – Nieee, to brat mojego ojca. Nie żyje – wyjaśniła bez cienia wahania.
– Przepraszam, nie wiedziałem – mruknął David.
– W porządku. Masz dziewczynę? – Blondynka nagle zmieniła temat, spoglądając na pasażera.
– Mam… miałem… nie wiem – odparł David.
Amy wróciła, lecz teraz nie bolało tak.
– To masz czy nie masz? – drążyła Judy, zatrzymując się pod szpitalem.
– Nie wiem – David wyszczerzył zęby – rano jeszcze miałem.
– Dobra, uciekaj, bo się spóźnię. I bądź punktualnie, P jest dość drobiazgowy – poinformowała Judy, gdy chłopak opuścił auto.
– Dzięki za podwózkę.
– Nie ma sprawy, miło było pogadać. Na razie. – Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze soczyściej, po czym puściła mu kolejne oczko i nie wdając się w zbędne dyskusje, szybko odjechała. David gapił się za nią jeszcze chwilę i ruszył w kierunku wejścia do placówki.
Komentarze (4)
To go laska pocieszyła. Może i lepiej, bo przynajmniej wie, na czym stoi i wie z kim przyjdzie mu pracować. Luzackie spotkanie – dał radę. Judy chyba namiesza w głowie Davida. Wpadł jej w oko i ona jemu również.
Źle zapisujesz dialogi, co wynika z ich nieco topornej konstrukcji. Spróbuj może zapisywać najpierw same rozmowy, a dopiero potem dodawać watę. Dzięki temu nie będzie tak nawalone zbędnymi atrybucjami.
Kiedy rozmawiają tylko dwie osoby, nie ma sensu podkreślać tego przy każdej wypowiedzi. Przykładowo:
Piknęła komórka, więc David podłączył ją do ładowania i umył szklankę po kawie.
– Ile piw kupiłeś? – Zajrzał do lodówki i po chwili miał w dłoni jedno z nich. – Kurde, kupiłeś dziewięć piw? Wypijesz je wszystkie? – Zaśmiał się.
– A co, nie pomożesz mi? – Zdziwił się Jamie.
– Przecież mam jechać na spotkanie, nie pojadę chyba nawalony.
– Jednak nie odpuszczasz? Do cholery, David, daj temu spokój, mówię ci. Mam złe przeczucia. – Wkurzył się przyjaciel.
– Wyluzuj. Zajadę, pogadam, dowiem się, gdzie jest ta hurtownia i wtedy pomyślę. Nie muszę przecież się na to pisać.
...
– Ile piw kupiłeś? – Dawid zajrzał do lodówki.– Kurde, kupiłeś dziewięć piw? Wypijesz je wszystkie?
– Nie pomożesz mi? – zdziwił się Jamie.
– Przecież mam jechać na spotkanie, nie pojadę nawalony.
– Jednak nie odpuszczasz? Do cholery, David, daj temu spokój, mówię ci. Mam złe przeczucia.
– Wyluzuj. Zajadę, pogadam, dowiem się, gdzie jest ta hurtownia i wtedy pomyślę. Nie muszę przecież się na to pisać.
Rozerwanie monotonii wypowiedzi krótkim akapitem, to z reguły lepsze rozwiązanie niż siłowe dodawanie atrybucji. Niemniej pierwszy akapit usunąłem, ponieważ zupełnie niczego nie wnosił. Za to tutaj:
Jamie zrobił bardzo zastanawiającą minę.
Bardzo by się przydał. Mnie zgrzytnęło i zacząłem się zastanawiać, jak wygląda zastanawiająca mina. Skoro się zastanawiałem, to spojrzałem w lusterko i faktycznie wyglądałem, jakbym się zastanawiał, ale z pewnością nie miałem zastanawiającej miny. To trochę zastanawiające, czyż nie? Wracając do tekstu, to właśnie jest dobre miejsce na krótki akapit pokazujący wątpliwości Jamiego i determinację Dawida. Nie czytałem innych części, więc trudno powiedzieć jak reakcje powinny wyglądać, nie wiem, może podrapał się po policzku, może zrobił coś z palcami?
Idąc dalej z siłowym wrzucaniem atrybucji . Zdarza się, że mamy do czynienia z wyjaśnieniem już wyjaśnionego, czyli powielaniu informacji, którą już zasugerowałaś w dialogu. Przykładowo:
– To teraz już nie wiem, ale żeś mi wkręcił. – David się pogubił, a do głowy zaczęło wdzierać się coraz większe niezdecydowanie.
...
– To teraz już nie wiem, ale żeś mi wkręcił.
Przyczyna ciągle ta sama, ale generuje kolejny błąd. Przykładowo:
– Nosa? Tak jak z Stevem, tą kurwą sprzedajną? – zarechotał głośno Jamie, niezbyt dyskretnie wypowiadając słowa.
Atrybucja przypomina śmiech z taśmy, gdzie twórca robi wszystko za odbiorcę, żeby się ten przypadkiem nie zmęczył. Daj czytelnikowi reagować, zamiast mu paluchem pokazywać, co było śmieszne.
Reasumując, mógłbym Ci wskazać jeszcze kilka błędów, ale myślę, że to w zupełności wystarczy. Jak napisałem na początku, spróbuj najpierw pisać same rozmowy, a dopiero potem ubierać je w otoczkę. Popatrz też w książki, jak dialogi zapisują inni, sprawdź, które się lepiej czyta, które gorzej, jak to wygląda od strony konstrukcji, jak inni konstruują otoczkę, jak pokazują gesty postaci i takie tam, bla, bla, bla...
Powodzonka!
Pozdrawiam.
M.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania