Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 20

Znów nie miał szczęścia, Levi spał, a Ann nie było. Pokrążył minutę, dwie, dziesięć wkoło łóżka, w końcu nie mogąc już usiedzieć w miejscu, opuścił szpital. Spojrzał na zegarek – dziewiętnasta dwie – i ruszył piechotą, nogi same go niosły. Przeszedł spory kawałek, w końcu zaschło mu gardle. Rozejrzał się, lecz jak na złość, nigdzie nie było widać sklepu. Był już na początku centrum, ruszył więc dalej, po kilku minutach dotarłszy wreszcie do małego obskurnego marketu. Wziął zimne piwo i z butelką w dłoni wznowił podróż.

Szedł, myśląc o wszystkim i o niczym. Chciałby bardzo, aby była już pierwsza w nocy, chciał do ludzi, pogadać, wypić jeszcze jedno piwo, może zapalić trawy… Pomyślał o Lilly i nagle kwestia zabrania siostry oraz wyprowadzki stała się rzeczą priorytetową i bezdyskusyjną. W dupie miał matkę, ojca, wiedział, że znajdzie pracę i na samą myśl, że będzie z nią sam, bez pijaństwa, awantur i krzyków, uśmiechała mu się gęba. Był nad wyraz pozytywnie nastawiony do wszystkiego.

Idąc tak, pogrążony w planowaniu przyszłości, wypiciu kolejnego piwa i zakupie dwóch kolejnych nalazł się w końcu kilkanaście metrów od sklepu ukochanej. Droga, która normalnie zajęłaby mu około godziny, przebył w niecałe pół, nie wiedząc, kiedy to się stało. Z daleka już dojrzał, że Bmw stoi pod lokalem. Podszedł bliżej – drzwi sklepu były przymknięte, lecz nie zamknięte, a w witrynie tkwiła już nowa szyba, przez którą widać było, iż zalegające we wnętrzu śmieci zniknęły.

Luźno wszedł do środka, a jako że główna sala była pusta, skierował się do kuchni z zamiarem jak najszybszego wypicia piwa w towarzystwie brunetki. Dziewczyna siedziała na nowym kuchennym stołku i sączyła kawę. Wyraz jej twarzy nadal był smutny, przybity i bardzo zmęczony, zmienił się jednak radykalnie, gdy dojrzała stającego w progu chłopaka.

Nie czekał na pretensje, sprzeciwy i inne rzeczy, którymi mogła go zaatakować, tylko podszedł i ukucnął naprzeciwko, odkładając na podłogę reklamówkę z piwem. Amy milczała, popijała płyn, patrząc na chłopaka znad białego kubka. Zdecydowanie nie był to wzrok, który David lubił i który chciałby w tej chwili oglądać, niemniej jednak za sprawą buszującego w organizmie narkotyku nie wywoływał on na ten moment żadnych negatywnych odczuć.

– Jak się czujesz? – zapytał, z szerokim jak księżyc uśmiechem chwytając jej dłoń.

– Dobrze – mruknęła dziewczyna.

Nadal bacznie wpatrywała się w ukochanego. Wiedział, dlaczego to robi, miał świadomość, że nie wygląda normalnie, że jego wyluzowanie, niecodzienny uśmiech i zapewne maksymalnie powiększone źrenice rzucają się w oczy, nie przejął się jednak tym zbytnio.

– Gdzie Cindy? – kolejne pytanie wypłynęło z jego wciąż wykrzywionych w uśmiechu ust.

– Pojechała do domu.

Chłopak wstał, wziął drugi, także nowy stołek i usiadł naprzeciwko.

– Napijesz się piwa? – Na powrót ujął dłoń sympatii.

Pokiwała przecząco głową.

– Dlaczego?

– Prowadzę.

– Amy, to jedno piwo, nie zamulaj.

Dziewczyna nie skomentowała, lecz wciąż przypatrywała się chłopakowi z coraz to bardziej nieodgadnioną miną.

– Księżniczko, przepraszam cię za tę dzisiejszą akcję, to naprawdę nie miało tak wyjść – powiedział David, starając się zachować powagę, nie wychodziło mu to jednak zbytnio.

– Ćpałeś coś? – zapytała oschle Amy, przenikając ukochanego wzrokiem.

Przytkało go.

– Tylko odrobinkę, mało spałem – odparł, lecz teraz już się nieco zmieszał.

Dziewczyna nie kontynuowała tematu, tylko wstała i odstawiła kubek.

– Jadę do domu, jestem wykończona. Podrzucić cię? – Amy wzięła leżące na osmalonym kuchennym blacie kluczyki i już chciała ruszać.

– Poczekaj. – David uwięził ją w uścisku. – Amy, nadal się gniewasz? – spytał; uśmiech zniknął.

– Nie.

– Na pewno? Odnoszę inne wrażenie. A teraz doszło pewnie to, że trochę przywaliłem?

– David, nie jestem zła, tylko zmęczona. Puść mnie – odparła dziewczyna, delikatnie próbując się uwolnić. David jednak nie ustępował.

– Księżniczko, nie jestem ćpunem, zdarzyło mi się to trzeci raz w życiu – tłumaczył się.

– David, proszę cię, daj mi spokój. Muszę się przespać, pogadamy jutro – kontynuowała brunetka.

Ustąpił i puścił dziewczynę, za którą zaraz ruszył z piwem w ręku.

– Amy, może jedź taksówką – zaproponował, widząc, że ukochana jest bardzo niewyraźna.

– Nic mi nie będzie.

– Amy. – Chłopak ponownie ją przytrzymał. – Jesteś zmęczona, jedź taksówką, proszę cię.

– Nie, nie zostawię tu samochodu.

– To daj, ja poprowadzę.

– Chyba sobie żartujesz! – Amy podniosła głos. – Piłeś piwo i jesteś naćpany, mam pozwolić ci wsiąść za kółko?

– Amy, ale ten proszek jest właśnie po to, aby piwa nie było. – David wyszczerzył zęby, lecz jego wesołość i lekkomyślne podejście do sprawy tylko wzburzyły dziewczynę, która swoją obecną miną bez trudu mogłaby zamienić go w sopel lodu.

– Kotku, przecież jestem trzeźwy – Chłopak nie odpuszczał, nadal więżąc sympatię, która powoli zaczynała chyba tracić cierpliwość, gdyż nawet nie patrzyła już na niego.

– David, proszę ostatni raz – puść mnie, muszę jechać do domu – powiedziała spokojnie Amy.

– Nie, Amy, nie puszczę. Nie pozawalasz mi jechać w takim stanie, więc sama także nie pojedziesz, rozumiesz? – syknął David. – Nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Do chuja ciężkiego, puść mnie w końcu! – krzyknęła rozgniewana dziewczyna, agresywnie wyszarpnęła się z uścisku chłopaka i migiem wskoczyła do samochodu.

– A pierdolę to, rób sobie, co chcesz – warknął David i ruszył w kierunku swojego domu.

Po chwili ukochana przejechała obok jak błyskawica, nie spojrzawszy nawet na dwudziestodwulatka. Zignorował to, przystanął, otworzył piwo i spokojnie wznowił wycieczkę.

 

Do domu dotarł około dwudziestej trzydzieści i zaczynało powoli szarzeć. Narkotyk działał już nieco mniej, aczkolwiek David nadal dość wyraźnie czuł jego działanie. Alkohol nie ruszał go nic a nic, dlatego po nabyciu kolejnych trzech butelek i paczki chrupek dla Lilly, poszedł za blok, aby zabrać małolatkę. Przewidywał, że tam ją znajdzie. Lilly nie było jednak na placu, pomyślawszy więc, że jest już w domu, ruszył z powrotem i za chwilę stał już pod drzwiami. Włożył klucz, lecz te były otwarte, wszedł więc do środka, zdziwiony, że dziewczyny się nie zamknęły. Zdjął buty, zaniósł piwo do lodówki, po czym udał się do salonu, lecz gdy tylko stanął w jego progu, zdrętwiał od stóp do głów. Na stole stały dwie butelki po piwie, jedna po wódce, włączony telewizor brzęczał cicho, a pijana w sztok Sophie siedziała półprzytomna na kanapie. Wstrząsnęło nim i natychmiast zajrzał do pokoju siostry, ale ten był pusty, psa także nie było. W okamgnieniu znalazł się z powrotem obok matki.

– Gdzie Lilly?! – zagrzmiał, mordując wzrokiem gapiącą się na niego kobietę.

– Liiilly? – wymamlała Sophie, wielce zdziwiona – Byyyłyśmy w mieeeście, na loodach… nieee wieeem… A niee maaa jej? Nieee wiem, ooostatnio jaaadła ze mną looody, może jeeeszcze nieee skończyyyła – bełkotała trzy po trzy kobieta, kiwając się na boki.

David migiem chwycił matkę za fraki, podniósł do pionu, po czym wstrząsnął nią tak mocno, że gdyby to było możliwe, zapewne wytrząsnąłby z niej wszystko.

– Kurwa, pojebana szmato, gdzie jest Liiillyyy!

Sophie nie odpowiadała, jakby pogubiła gdzieś myśli, lub po prostu nie pamiętała. David stał i gapił się na nią, oczekując natychmiastowych wyjaśnień.

– Ja nieee wieeem, przeeecież jest w pokoooju… śpiii… jest w pokoooju… z pseeem… – odparła kompletnie niezrozumiale kobieta, wyglądając w tej chwili jaj żywy trup.

– Gdzie ją zawiozłaś, gdzie byłyście?! – darł się nabuzowany chłopak.

– A, kurwaaa, dzieciaaaaku, odpeeierdol się, doobrze? A Lillyyy chybaaa jest za bloookiem, zaaawsze tam jeeest, przeecież ty wieeesz – ciągnęła półprzytomna Sophie, kompletnie nie wiedząc, co się wkoło niej dzieje. – Daaaj mi piiiwo. – Chciała sięgnąć ręką po pustą butelkę, wtedy chłopak z całej siły trzasnął ją po twarzy.

– Kurwa, kobieto, skup się. Gdzie byłyście? W mieście, czy gdzieś tutaj? No mów, do jasnej cholery, gdzie ją zostawiłaś?!

– Ja nieee wieeem, ona śpiii… – odparła byle jak kobieta. – Ale chyyyba poooszła z pseeem… A z reeesztą… – Machnęła obojętnie ręką.

David widząc, że nijak się z nią nie porozumie, zabrał kobiecie komórkę, klucze i migiem wskoczył w buty. Schował prochy do szuflady, aby nie wozić się z kontrabandą, na niewielkiej kartce napisał: „Lilly, jak wrócisz, czekaj na mnie!”, położył ją na łóżku siostry i w chwilę później siedział już w samochodzie. Amfetamina przestała nieść pomoc, chłopak był już maksymalnie zdenerwowany i zaniepokojony, zwłaszcza że zrobiło się już całkowicie ciemno.

Ruszył jak szalony, lecz po chwili zdjął nogę z gazu, wiedząc, że nie potrzebna mu teraz wpadka, do tego był pod wpływem nie tylko piwa.

– Kuuurwaaa! – zaklął soczyście i uważnie rozglądając się na boki, powoli kierował auto w stronę centrum ,nie wiedząc nawet, czy jedzie we właściwą stronę. – Kurwa mać!

Rodzina mieszkała praktycznie w środku miasta, dlatego też po chwili sklepy i lokale zaczęły słać się coraz gęściej, a chodnikami spacerowało jeszcze dość wielu przechodniów, co nie ułatwiało Davidowi poszukiwań. W tej chwili podziękował sobie, że zażył ten narkotyk, gdyż bardzo pomagał on mu skupić i nie dać do końca ponieść nerwom.

Dojechał do końca głównej ulicy, zahaczając po drodze o dwie ulubione kawiarnie Lilly, lecz kiedy dziewczynki nie znalazł, ruszył w przeciwnym kierunku. Kurwa, ale skąd miała pieniądze? – pomyślał nagle o stojących na stole butelkach. Na pewno rozpierdala ostatnie, no bo jak…?.

Jechał już dobre dziesięć minut, a małolatki nie widać. Gdy był już praktycznie po drugiej stronie centrum, zatrzymał się i zadumał chwilę, nie mając pojęcia, co robić i gdzie szukać dalej. Wyjął komórkę Sophie, chcąc sprawdzić, czy nie ma jakiegoś połącznia. Miał nadzieję, że może ktoś ją spotkał i zadzwonił na numer matki, niestety – wyświetlacz świecił złowrogą pustką i jego nadzieja uleciała tak szybko, jak się pojawiła.

Dochodziła dwudziesta pierwsza trzydzieści.

– Kurwa! – warknął chłopak, widząc, że jest już późno, i ruszył w kierunku domu, tym razem nieco mocniej wciskając gaz.

Zadzwoniła komórka. Spojrzał na ekranik – numer nieznany. W okamgnieniu odebrał, licząc, że to jakaś dobra wiadomość, lecz odczuł też strach, że może być wręcz przeciwnie.

– Dobry wieczór, porucznik Kelly z komendy głównej. Chciałbym rozmawiać z Davidem Brooksem.

Chłopaka natychmiast zmroziło i szybko zatrzymał auto, parkują przy chodniku.

– Przy telefonie – wyjąkał.

Dobrze wiedział, o co chodzi, lecz fakt, że dzwoni właśnie policja, przyprawiła go o gęsią skórkę.

– Czy Lilly Brooks to pańska siostra?

– Tak.

– Proszę przyjechać na 21 Houston Avenue, pańska siostra jest u nas.

– Dobrze, dziękuję. Zaraz będę – rzucił David i się rozłączył.

Zdenerwowanie wzrosło, wiedział, jak wyglądają jego oczy. Bał się, że gliniarz zacznie coś podejrzewać, a wtedy nie dość, że nie odda mu Lilly, to jeszcze zaczną się pytania. W tej chwili pomyślał, że najlepiej byłoby przyćpać znowu, co pozwoliłoby mu się odrobinę uspokoić, ale przecież zostawił towar w domu. Zastanawiał się też, dlaczego Lilly jest na komendzie, dlaczego nie odwieźli jej do domu.

– Kurwa, co za pojebany dzień! – fuknął wściekły chłopak, zakręcił i ponownie ruszył w stronę serca miasta.

Do olbrzymiego komisariatu bardzo szybko. Po przedstawieniu się oficerowi dyżurnemu, który kazał mu czekać, przyszedł do chłopaka wysoki, bardzo młody i nad wyraz przyjaźnie wyglądający policjant.

– Pan Brooks? – Uśmiechnął się luźno. – Proszę ze mną.

Przeszli przez wąski korytarzyk i weszli do znajdującego się na samym jego końcu, niewielkiego gabinetu. Gdy tylko Lilly zobaczyła chłopaka, natychmiast zerwała się z miejsca i uwiesiła na jego prawej nodze. Miała duże, przerażone, czerwone od płaczu oczy.

Gdy chłopak ukucnął, małolatka uczepiła się jego szyi, mocno tuląc się do brata. Daisy leżała przywiązana do nogi biurka.

– Już dobrze – wyszeptał David, tuląc wystraszoną dziewczynkę.

– Powiedziała nam, że matka jest w pracy i żebyśmy zadzwonili do pana – rzekł detektyw, stając obok rodzeństwa z rękami w kieszeniach. – Mówiła, że wyszła się pobawić i poszła do centrum, chcąc zrobić dłuższy spacer z psem, a potem się zgubiła. Nie umie wyjaśnić, dlaczego odeszła aż tak daleko, twierdzi, że: „tak jakoś samo wyszło”. – Zaśmiał się delikatnie policjant.

Davidowi powietrze kołkiem stanęło w przełyku. Wiedział, że Lilly jest bardzo inteligentna, ale że aż tak? Natychmiast kamień spadł mu z serca.

– Znaleźliśmy ją na Oxford Street – wyjaśnił gliniarz.

W chłopaka uderzył kolejny szok, ta ulica była dobre siedem, jak nie osiem kilometrów od ich domu.

– Ja przepraszam – bąknęła Lilly, nie odrywając się od brata.

– Muszę jednak przyznać, że mimo iż zachowała się bardzo lekkomyślnie, ma pan nad wyraz mądrą siostrę. Czy pan wie, że ona zna na pamięć numer pańskiego telefonu? – poinformował stróż prawa.

– Nie miałem pojęcia – mruknął poddenerwowany David.

Jest łatwy, może dlatego zapamiętała, ale mimo wszystko – przecież to dziesięć cyfr! – pomyślał zdziwiony chłopak.

– Chcę do domu – mruknęła nagle Lilly.

– Dobrze, tylko proszę dać mi jakiś dokument, muszę spisać pańskie dane – poprosił policjant i po chwili otrzymał prawo jazdy.

Szybko spisał, co miał spisać, oddał chłopakowi dokument, po czym odwiązał psa i kucając, wręczył małolatce smycz.

– Mam nadzieję, że więcej nie zrobisz tak niemądrej rzeczy. – Wyszczerzył się szeroko.

Dziewczynka pokiwała przecząco głową.

– Więc trzymam za słowo. Dobrze, możecie iść. Tylko niech pan porozmawia z siostrą, bo jakby nie było, zachowała się bardzo nieodpowiedzialnie. Dobrze, że skończyło się tylko na strachu – rzekł gliniarz.

– Tak, na pewno… Dziękuję – odparł David i uścisnąwszy dłoń sympatycznego mężczyzny, szybko opuścił z siostrą biuro.

Natychmiast mu ulżyło i się nieco odprężył, dziękując losowi, że facet nie zauważył niczego podejrzanego. Spojrzał na siostrę – szła w milczeniu ze spuszczoną głową. Lada moment siedzieli już w aucie. Teraz chłopak miał jednak inny problem – jak pójdzie na tę cholerną robotę?

– Mała, jak to się stało, że zostałaś sama w mieście, kiedy tam pojechałyście? – zapytał od razu.

Dziewczynka milczała, nie patrząc na brata, sprawiała wrażenie, jakby czuła się winna tego, co się stało.

– Lilly…

– No bo mama zapytała, czy idziemy na lody… – mruknęła małolatka.

– I co się potem stało? Mała, mów wszystko, ja i tak wszystko wiem – nalegał łagodnie chłopak.

To w niczym nie pomogła, Lilly była mocno spłoszona.

– No bo… – mruknęła dziewczynka, nie patrząc na brata.

– Bo co?

– No bo ona wypiła piwo, ale ja miałam nic ci nie mówić – wydusiła Lilly, nerwowo bawiąc się palcami dłoni. – A potem wypiła drugie, a potem kupiła wódkę. Ale ja mówiłam, żeby tego nie robiła, żeby iść do domu, ale ona nie słuchała.

Davida nosiło już na wszystkie strony, ale starał się zachować spokój.

– I co potem? – Chwycił rękę siostry.

– I potem poszłam do łazienki, a jak wróciłam, to już jej nie było. Czekałam, ale wciąż jej nie było, więc chciałam iść do domu, a potem się zgubiłam. Ja wiem, że powinnam poczekać… ale ja chciałam do domu… ja… przepraszam – szepnęła małolatka i uderzyła w płacz.

– Młoda, nie płacz, to nie twoja wina. Już wszystko dobrze – David nachylił się nad drążkiem zmiany biegów i mocno przytulił siostrę.

– Ale gdzie jest mama? – wybąkała Lilly, pociągając nosem.

– W domu.

Płacz po chwili ustał. David nie wiedział, co robić, w końcu, po krótkim zamyśleniu odpalił silnik i ruszył w kierunku domu.

 

– Do szkoły na dziesiątą? – zapytał David, gdy już zatrzymał wóz pod swoją kamienicą.

– Tak.

– Zamknij się od środka i poczekaj, zaraz wracam – nakazał siostrze i szybko wysiadł.

Lilly widząc, że chłopak idzie do domu, nie protestowała. Po wejściu od razu skierował się do salonu – Sophie spała. Od razu sprawdził jej kieszenie i zdębiał! – kobieta miała przy sobie ponad sto pięćdziesiąt dolarów. „No kurwa! – warknął bezgłośnie, gdyż od razu przemknęło mu przez głowę tylko jedno, aczkolwiek nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego matka może się puszczać.

Totalnie zszokowany „obudził” się po chwili, zabrał banknoty, zostawiając jedynie dziesięć dolarów, nakrył kobietę kocem, uchylił dwa okna, zaniósł butelki pod zlew i wkroczył do pokoju siostry. Otworzył dolną szafkę, ale zaraz zastygł w bezruchu, nie mając pojęcia, co wziąć. Po krótkiej chwili niezdecydowania spakował do czerwonego plecaka kilka rzeczy i ruszył do siebie. Wziął kilka ciuchów, puszkę i ciastka dla Daisy, napisał kartkę matce, po czym chwycił oba plecaki i minutę później siedział za kierownicą.

– Gdzie jedziemy? – zapytała od razu Lilly, głaszczącej siedzącego na jej kolanach psa.

– Do Lauren.

– Do cioci? Ale przecież jej nie ma – oznajmiła małolatka.

– Zobaczymy.

– Ale mama, co z mamą? – dopytywała Lilly.

– Nic, mama śpi. Nie martw się w tej chwili mamą, dobrze? Mama jest dorosła, poradzi sobie.

– Ale jak? Czemu nie możemy spać w domu, mama zostanie tam sama? Ale ona jest pijana. – Lilly nie ustępowała.

– Tak, zostanie sama! – Wkurzył się David, strasząc małolatkę i przy okazji psa.

Dziewczynka zamilkła.

– Daisy do tyłu! – Nakazał siostrze, która w okamgnieniu pozbyła się zwierzaka.

Odpalił i ruszył wartko, lecz bez szaleństwa. Lilly uważnie obserwowała brata, ale nie otwierała ust.

– O której poszłyście do miasta? – Chłopak wznowił wątek.

– Nie wiem, zaraz chyba po tym, jak wyszłeś.

– Ale czemu pojechałyście tak daleko? Przecież tutaj jest masa miejsc, gdzie można zjeść lody.

– Ja nie wiem, mama tak chciała. Ona sp… – powiedziała małolatka i nagle się zacięła.

Spojrzał na nią – miała dziwną minę, dogłębnie wskazującą na to, iż zapędziła się w tej wypowiedzi.

– Lilly, mów? – naciskał chłopak.

– Nic.

– Lilly!

Dziewczyna ponownie spuściła głowę.

– Mała, nie bój się, tylko powiedz. Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. Wiesz? – David ciepło spojrzał na siostrę.

– Bo ona… ona spotkała się tam z jakimś facetem – oznajmiła na jednym tchu Lilly, nadal nie patrząc na brata.

David, znając zaskakujące go czasem słownictwo siostry, nie zdziwił się tym: „facetem”, zdziwił się za to samym facetem. Z jakim facetem, do chuja?

– Z kim? Z jakim facetem? – dopytywał chłopak, zatrzymując wóz za centrum, gdzie stały nowe, ładne bloki.

– Nie wiem, z jakimś takim wysokim, to on kupił mi lody.

David był już kompletnie wypompowany ze zdolności oceny sytuacji, pogubił się totalnie. Postanowił jednak nie męczyć siostry, tylko zapytać jutro Sophie.

– Mała, weź swój plecak, ja wezmę psa – nakazał.

Lilly uwolniła się z pasa, chwycił leżący z tyłu pakunek i ruszyła z bratem w stronę dużego siedmiopiętrowego budynku. Windą dostali się na piąte piętro i po chwili David pukał do oznaczonych numerem dziesięć, ładnych brązowych drzwi. Czekali chwilę, lecz nikt nie otwierał, zapukał więc jeszcze raz. Widząc, że nadal nie ma odzewu, wcisnął guzik dźwigu i wyraźnie zdołowany perspektywą spędzenia nocy w motelu, oparł się o ścianę. No i co z Lilly, przecież się umówił?

– Mówiłam, że jej nie ma – mruknęła małolatka i w tym momencie zazgrzytał zamek i drzwi się otworzyły.

– David?

W progu stała wyższa od chłopaka brunetka, młodsza o dziesięć lat od Sophie jej rodzona siostra. Ubrana w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach młoda kobieta wyglądała, jakby wyrwali ją ze snu.

– Cześć – wybąkał chłopak, biorąc siostrę za rękę.

– Lilly? – Lauren ukucnęła, wyraźnie zaskoczona i mocno zdezorientowana wizytą.

Dziewczynka, pałając ogromną radością, uwiesiła się na szyi ciotki, ściskając ją mocno.

– David, co wy tu robicie? Coś się stało? Jest jedenasta wieczorem – zapytała Lauren, tuląc siostrzenicę.

– Możemy przenocować? – zapytał chłopak.

– No tak, jasne… Wejdźcie. – Dziewczyna oprzytomniała i osunęła się od drzwi, które po chwili zamknęła za rodzeństwem, przekręcając zamek.

Spojrzała na psa.

– Ona nie nabrudzi – powiedział David. – Mogę ją spuścić?

– Pewnie. – Brunetka się uśmiechnęła. – Chodźcie do pokoju.

Mieszkanie Lauren było dość małe, posiadało tylko dwa pokoje, łazienkę i kuchnię, było za to bardzo ładne i zadbane.

Weszli do znajdującego się na prawo, ciemnowiśniowego salonu i David ciężko usiadł na skórzanej kanapie. Lilly zajęła miejsce obok.

– Czego się napijecie? – zapytała Lauren, stając nad rodzeństwem.

– Masz piwo? – odparł chłopak, gdyż swoje zostawił w domu.

Dziewczyna zniknęła i w chwilę później David otrzymał zimną butelkę, a Lilly szklankę soku.

– Zjecie coś? Lilly… – Spojrzała na małolatkę.

Dziewczynka potwierdziła ruchem głowy.

– David?

– Nie jestem głodny.

Lauren poszła do kuchni i po chwili usłyszeli odgłos uruchamianej mikrofalówki. Gospodyni wróciła do pokoju i usiadła obok Lilly.

– Pieczony kurczak może być? – objęła siostrzenicę, patrząc jej w oczy – Nie zrobiłam zakupów, nie spodziewałam się gości. – Uśmiechnęła się.

– Tak – mruknęła Lilly.

– David, co się stało, znowu narozrabiała? – Lauren wznowiła temat, patrząc ukradkiem na ośmiolatkę.

– Narozrabiała?! – Uniósł się chłopak. – To, co ona wyprawia, to już przechodzi ludzkie pojęcie, rozumiesz?!

Piknął brzęczyk kuchenki

– Dobrze, może porozmawiamy później – rzekła Lauren, nieustannie zerkając na Lilly i wstała. – David, a może jednak coś zjesz?

– Nie chcę.

Dziewczyna nie naciskała, tylko przyniosła z kuchni grillowaną pierś z pieczonymi ziemniakami i kolorową, warzywną sałatkę, które postawiła na niewielkim, stojącym za kanapą i fotelem, czarnym stoliku.

– Lilly, siadaj jeść – nakazała ciepło. – Nalałam jej wody, stoi w kuchni – poinformowała w kwestii psa, po czym uchyliła balkonowe drzwi i stając w ich progu, odpaliła niebieskiego L’M-a.

David pokazał suczce wodę, lecz ta nie była chętna, wróciła więc za nim do pokoju. Zadzwoniła komórka chłopaka. Spojrzał na ekran, lecz numer się nie wyświetlił. Wyszedł jednak do sypialni i odebrał.

– Jak tam, nie rozmyśliłeś się? – Usłyszał Tyrona – nowy znajomy był ewidentnie w dobrym humorze.

– Będę, ale nie mogę teraz rozmawiać.

– W porządku, chciałem się tylko upewnić. Judy czeka na ciebie, nie zawiedź jej – Zaśmiał się dzwoniący i się rozłączył.

David uśmiechnął się pod nosem, lecz był to bardzo niewyraźny uśmiech, to oświadczenie od razu przypomniało mu o Amy. Wrócił do salonu. – Lauren już spaliła papierosa, lecz balkon nadal był otwarty.

– Już nie dam rady – odezwała się nagle Lilly, która bardzo szybko zjadła prawie całego kurczaka i wszystkie ziemniaki, sałatki jednak nie ruszyła.

– Położysz ją gdzieś? Rano ma szkołę – zapytał chłopak.

– Jasne. Lilly, chodź. – Lauren wyciągnęła rękę i małolatka bez sprzeciwu poszła z nią do sypialni, chyba była już bardzo zmęczona.

Dziewczyny zniknęły i David od razu zaczął kombinować, jak teraz wyjść, nie wzbudzając podejrzeń. Ciotka chłopaka była zaledwie jedenaście lat od niego starsza i nie dałaby się tak łatwo nabrać, jak Sophie, poza tym za młodu też nie była nazbyt grzeczną dziewczyną, więc wie, co i jak. No i zna przeszłość siostrzeńca. Wie, za co siedział, przez kogo wpadł, przy czym David do tej poru nie może się od niej dowiedzieć, skąd to wie.

– Padła jak zabita – rzuciła cicho brunetka, siadając obok chłopaka z piwem w ręku.

– Spałaś? – zapytał.

– Nie.

– Dlaczego nie jesteś w Chicago?

– Wzięłam tydzień urlopu, mam dość. David, co się stało? Jutro się właśnie do was wybierałam. – Dziewczyna łyknęła trunku.

– Lauren, ja już nie mam siły, nie wiem już, co robić. Chla coraz więcej, mimo że cały czas obiecuje, że to już koniec, do tego ostatnio sprowadziła do domu jakichś meneli, którzy mnie ojebali, a dziś to już przeszła samą siebie.

Ciotka milczała, czekając na dalszy ciąg zwierzeń.

– Wyszedłem dosłownie na trzy – cztery godziny – była trzeźwa. Wracam do domu – siedzi najebana jak smok, Lilly nie ma i nie wie, gdzie jest. Kurwa mać, zostawiła ją na Oxford, rozumiesz? Samą! Do tego młoda mówi, że spotkała się tam z jakimś typem i on chyba on dał jej pieniądze, bo wiem, że nie ma kasy, a znalazłem przy niej to – wyjaśnił David, pokazując ciotce banknoty. – Straciła pracę, więc siedzi na dupie i chla jeszcze więcej. Jak pracowała, jakoś się jeszcze trzymała. Fakt, piła wino, ale się przynajmniej się nie upijała, a teraz? I jak ja mam pracować, co? Ja już po prostu boję się zostawiać z nią Lilly – wyrzucił David jak na spowiedzi.

– Jak to na Oxford? A po co ona tam pojechała, do tego faceta? – zapytała Lauren.

– Nie wiem, nie ma pojęcia, czy spotkała się z nim przypadkowo, czy się umówiła. I jeszcze kupuje przy małej wódkę, pojebana suka. Skąd ona ma pieniądze? Nie miała ani grosza. To znaczy, nie wiem, może i coś tam jeszcze miała, ale nie sto pięćdziesiąt dolców, do cholery. Za pół roku nie płaciła za mieszkanie i nic mi nie powiedziała, dopiero, jak Henry się wkurwił i przyszedł, to mnie oświecił. Kurwa, Lori, męczy mnie ta kasa, może ona daje dupy? – walnął chłopak prosto z mostu.

– No przestań...

– No co „przestań”? Ja już po niej wszystkiego się mogę spodziewać. No jak można wziąć z domu dziecko i pójść z nim, chlać wódkę, a potem zostawić je w środku miasta? Jeszcze jakby umówiła się z typem, bo może się z kimś spotyka i mi nie powiedziała, i wzięła ze sobą Lilly, to jeszcze zrozumiem. Ale żeby wróciła trzeźwa i nie chlała, tylko normalnie spędziła czas, a tak? No ja pier…!

– David, uspokój się, porozmawiam z nią jutro – rzekła spokojnie Lauren.

– No kur… jak mam się uspokoić? Ona zostawiła Lilly w środku miasta, czy ty tego nie rozumiesz? A gdyby coś jej się stało? Jutro muszę jechać do pracy i jak mam to zrobić? Do tego mała ma szkołę, więc będę musiał ją odebrać.

– To ja ją odbiorę, poza tym dawno się nie widziałyśmy, chciałabym gdzieś ją zabrać. Na którą ma do szkoły?

I nagle David wpadł na pomysł!

– Na dziesiątą. A mogłabyś ją też zawieźć? To dziś przenocowałbym w domu, a jutro pojechał wcześniej do pracy, bo dzisiaj nie byłem.

– Dlaczego w domu? Przecież chciałeś spać u mnie. – Zdziwiła się dziewczyna.

– No tak, ale skoro masz wolne, to wolałbym pojechać. Nie wiem, co tej szmacie może odbić.

– David, kurwa, jak ty mówisz na matkę? – Ciotka sucho zbeształa siostrzeńca.

– Bo mam jej dość.

– Jest mocno pijana?

– Mocno? Ledwo przewraca jęzorem. Nie miała pojęcia, gdzie była, gdzie zostawiła młodą, zupełnie nie kontaktuje.

– To może zostań, ona będzie spać całą noc. Rano przed pracą pojedziesz, zjesz chociaż śniadanie.

– Nie, pojadę dziś, poza tym z domu będę miał bliżej.

– No ale jak to „pojedziesz wcześniej?”. Nie rozumiem, przecież pracujesz od dziesiątej – drążyła Lauren, zaczynając już nieco podejrzliwie patrzeć na chłopaka.

– Już nie pracuję w sklepie.

– Nie? Dlaczego?

– Przyjebałem tej blond suce, Lucy. – David wyszczerzył zęby. – Dziwka zgłosiła i zawinęli mnie na komisariat. John się dowiedział i mnie wywalił. I niech spierdala! – burknął wzburzony chłopak.

– Jak to, pobiłeś ją? Za co?

– Bo wyciąga łapy do Lilly. Narobiła jej siniaków, a ten chuj nic sobie z tego nie robi. Powiedziałem dziwce, że jak jeszcze raz zobaczę, to połamię jej graby. Jebana suka – warczał David, na samo wspomnienie kobiety wzbierał w nim gniew.

– David, co brałeś? – wyjechała nagle Lauren i chłopak cały zdrętwiał.

– Nic.

– Nic? Spójrz na swoje oczy.

– Dobra, przestań.

– David, bierzesz prochy? Pojebało cię? – Lauren się zdenerwowała.

– Kurde, nic nie biorę. Zarzuciłem trochę amfy, bo mało spałem, tyle – wyznał chłopak dla świętego spokoju. – Teraz ty mi będziesz prawić kazania? Praw je swojej siostrze pijaczce, a być może i prostytutce – dodał cierpko.

Także dobrze znał przeszłość i charakter dziewczyny, dlatego też nie bał się jej powiedzieć. Niemniej jednak gadał z ciotką i zrobiło mu się odrobinę głupio, myśląc więc, że jak podniesie głos, Lauren się pogubi i zamknie temat.

Ale nie tylko to było powodem, narkotyk przestawał działać i chłopaka zaczęło powoli nosić. Już miał ochotę na kolejną działkę.

– Oj, David, wpierdolisz się w bagno, zobaczysz. – Brunetka nie odpuszczała.

– W nic się nie wpierdolę – mruknął chłopak i wstał.

– Na pewno chcesz jechać do domu? – Lauren także się podniosła. – A jak Lilly się obudzi?

– No przecież jest u ciebie.

– No tak… luźna ciotka! – Zaśmiała się trzydziestotrzylatka.

– Dobra, spadam, zaraz dwunasta. – David dopił piwo i ruszył w stronę drzwi.

– Czym przyjechałeś? Samochodem? – zapytała Lauren.

– Tak.

– David, piłeś piwo, zostań.

– Kurczę, kobieto, przestań już. Wypiłem jedno piwo.

– Ale jedź ostrożnie – pouczyła dziewczyna. – O której mam ją odebrać?

– Nie wiem, zapytasz ją. A jakby pytała o mnie, powiedz, że pojechałem do pracy. I nie wieź jej do domu, nie wiem, co tej kretynce może strzelić do łba. Po pracy przyjadę, myślę, że najpóźniej o piątej. Chcę jeszcze zajść do laski, wali fochy. – David się uśmiechnął i otworzył drzwi.

– Masz dziewczynę? – Zdziwiła się Lauren. – Długo?

– Nie wiem, mam nadzieję, że jeszcze mam. Niedługo, jakieś dwa tygodnie? Nie wiem, nie liczyłem. – Zaśmiał się chłopak.

– Ładna? – podburzała Lauren.

David w odpowiedzi przeciął ciotkę ganiącą miną, widział, że stroi sobie żarty.

– Przywieź ją, chętnie ją poznam – zaproponowała brunetka.

– Nie wiem, czy to wykonalne, ma teraz trochę kłopotów. Zresztą nie wiem, czy chce jeszcze ze mną gadać. Jest ostro przybita i nasze rozmowy ostatnio kończą się tylko kłótnią – wyjaśnił chłopak.

– W związku czasem tak jest, wszystko wróci do normy.

– Dobra, zagadujesz mnie, a już miałem iść – rzucił David i wcisnął guzik dźwigu.

– Powiedz Sophie, niech na mnie czeka, będę u niej około jedenastej.

– Tak, kurwa, ona mnie posłucha, zwłaszcza, jak będzie ją jebać! – warknął chłopak.

– Powiedz, że gówno mnie to obchodzi, ma być w domu i koniec! – zażądała Lauren, uśmiech dziewczyny rozpłynął się w powietrzu.

David już nie skomentował, tylko wsiadł do windy i kliknął guzik oznaczony numerem „zero”.

– I nie ćpaj, rozumiesz?! – burknęła jeszcze dziewczyna, złowieszczo pukając palcem w szybę i po chwili zniknęła siostrzeńcowi z oczu.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Joan Tiger dwa lata temu
    Zamiana ról – teraz David marudzi, a Amy go beszta. 😊 Nie, no… mam dość tej pijaczki… co za debilka i jeszcze sobie sponsora znalazła.
    Mała dobrze wyszkolona. Wie, co ma mówić… mądra bestyjka.
    Ciotka była wybawieniem. Gdyby nie ona, nici z fuchy i może kolejne problemy za wystawienie do wiatru. Dobry rozdział. Brawo Zielonka. 👍
  • ZielonoMi dwa lata temu
    22 będzie lepszy. Dzięki, mała.😘

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania