Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 23

Dziewczyny siedziały skulone i totalnie zszokowane tym, co się przed chwilą wydarzyło. Amy nie mogła wydusić z siebie słowa, oddychała tylko ciężko.

– Poszli? – zapytała po chwili Polly.

– Nie wiem, chyba tak. Trzeba zamknąć bramę… o ile nie zabrali pilota.

– Miałaś tam coś wartościowego?

– Nie, tylko mandat i jakieś duperele – odrzekła brunetka i ostrożnie wychyliła twarz spod parapetu. – Poszli. Pójdę, zamknę. – Podniosła się z miejsca.

– Czekaj! – Zareagowała natychmiast Polly, łapiąc ramię siostry. – A jeśli nie?

– Poszli, przecież słyszałaś. Wyluzuj.

– Idę z tobą.

– Nie, czekaj przy drzwiach. Jak coś, będę wiać – ironizowała Amy, śmiejąc się z rozpaczą.

Przekręciła zamek i wolno ruszyła w stronę auta, rozglądając się na wszystkie strony. Doszła do bramy i wychyliła głowę – wandale zniknęli. Podeszła do zdewastowanego Bmw i znów zastygła w miejscu, „podziwiając” efekty pracy zwyrodnialców.

– Amyyy! – wrzasnęła Polly, wyrywając dziewczynę z otępienia.

Brunetka szybko się pozbierała, chwyciła pilot, który jednak był na swoim miejscu, zamknęła dwa potężne mosiężne skrzydła i wróciła do siostry.

– Włączę… na wszelki wypadek. – Spojrzała na Polly i wbiła kod alarmu.

Sprawdziła jeszcze, czy lampka zaświeciła na czerwono, po czym ruszyła w kierunku znajdującego się pod schodami wejścia do piwnicy.

– Po co tam idziesz? – Zdziwiła się Polly.

Głos nadal jej drżał, dziewczyna jeszcze nie doszła do siebie.

– Trzeba usunąć ten napis, nie? Idź do Jacka – warknęła nieuprzejmie Amy i po chwili zniknęła na dole.

Dwie minuty później stała już przed kuchennymi oknami z rozpuszczalnikiem oraz szorstką gąbką w dłoni i przełykając stojące w gardle łzy, zabrała się do pracy.

Farba była świeża, nie stawiała więc zbytnich oporów, tkwiący jednak w jej głowie obraz zniszczonego auta, auta, które tak lubiła, nie pozwał jej się skupić, przez co sprzątanie wychodziło dziewczynie bardzo chaotycznie. Nadal nie mogła uwierzyć, że Ethan mógł nasłać na nią tę zgraję gotowych na wszystko bandytów. Nie mieściło jej się to w głowie. Teraz zrozumiała, że chyba jednak Sylvia i jej towarzystwo zaczęły mieć na niego znaczący wpływ, skoro zaczynają dziać się takie rzeczy.

– Zasnął. Pomogę ci – odezwała się nagle Polly, stanąwszy obok siostry.

– A pierdolę to! – fuknęła Amy, rzucając szmatkę i rozcieńczalnik na ziemię. – Zostaw to, jutro sprzątniemy, zresztą już późno, prawie dwunasta. Położę się, głowa mnie boli – dodała mdło i nie czekając na reakcję nastolatki, zniknęła we wnętrzu domu.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiła po przekroczeniu progu sypialni, było nalanie i wypicie kieliszka, a po nim kolejnego i kolejnego – dziewczyna tak się zapędziła, że w okamgnieniu wypiła wszystko. Na powrót zaszumiało w głowie, która bolała coraz bardziej, dotrzymując towarzystwa trzęsącym się dłoniom. W łazienkowej szafce znalazła tabletki, popiła więc dwie i kompletnie umęczona, lgnęła na miłej, chłodnej pościeli.

Minutę później usłyszała dźwięk uchylanych drzwi, lecz nie otwierała oczu.

– W porządku? – Polly położyła się obok, przytulając do siostry.

– Tak.

– Trochę starłam, pierwszy napis – oznajmiła nastolatka. – Chcesz się przespać?

Amy przytaknęła ruchem głowy, więc Polly chciała wstać.

– Zostań. – Brunetka ją przytrzymała.

Nastolatka wróciła na miejsce i po kilku minutach, otulona błogą ciszą, zasnęła. Amy nie mogła jednak usnąć, dzisiejsze wydarzenia nieźle dały jej się we znaki. Dręczona żalem i różnorakimi przykrymi przemyśleniami nie ruszała się jednak z miejsca, spokojnie leżała obok siostry i cierpliwie czekała, aż odpłynie. Zasnęła dopiero około czwartej nad ranem.

 

DAVID

 

Wysiadł z windy, w której zdążył już wciągnąć sobie kolejną kreskę, i ruszył do wozu. Nie był pewien czy dobrze robi, miał świadomość, że jutro ciężko mu będzie pracować po zapewne bezsennej nocy. W tej chwili nie dbał jednak o to, chęć na działkę zwyciężyła. Wiedząc, że Lilly jest najedzona i bezpieczna, odetchnął z ulgą. Nie był jednak do końca spokojny, głowę wciąż zaprzątała mu matka, do tego dzisiejszy nocny wypad, do którego pozostała zaledwie godzina.

Wsiadł do Mazdy i ruszył wolno, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Zegarek przy kontrolce paliwa wskazywał sześć minut po północy, wiedząc więc, że Sophie pośpi do rana i nie mając pojęcia, jak zagospodarować czas, postanowił się przejechać. Nie widział sensu powrotu do domu tylko po to, aby wejść i zaraz wyjść.

W dziesięć minut przejechał opustoszałe centrum i skierował wóz w stronę przedmieść, gdzie mieszkała Amy. Jechał i myślał, kombinując, jak załagodzić sytuację. Był pewny, że uda mu się z nią dogadać, w końcu nie nalała do ludzi chowających urazę z błahych powodów. Po kolejnej działce wszystko wydawało mu się takie mało skomplikowane i proste, aczkolwiek bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, że jej działanie w końcu minie i nie będzie łatwo stawić temu czoła.

Dumał, wertował opcje, w końcu postanowił nie zaprzątać sobie na razie tym głowy, w końcu do dzisiejszego popołudnia było jeszcze sporo czasu.

Ze spekulacji wyrwał go dźwięk wesołych chichotów i po chwili minęła go grupka rozbawionych, pijanych, nocnych wycieczkowiczów. Nie miał pojęcia, że zdemolowali oni właśnie samochód jego dziewczyny, strasząc ją przy okazji niemiłosiernie.

Podjechał pod dom ukochanej i zgasił silnik. Nie dostrzegł zniszczeń w aucie, gdyż z miejsca, w którym zaparkował, widział jedynie fragment jego tylnej części. Wóz stał dobre dwadzieścia metrów od bramy, do tego niemal w całości zasłaniała go fontanna, a cztery małe, umieszczone przy podjeździe latarnie nie dawały na tyle światła, aby móc w tych ciemnościach dokładnie zobaczyć auto.

Spojrzał w okno – w pokoju Amy paliła się lampka, podobnie w pokoju Jacka. Gapił się w nie, mając nadzieję, że zobaczy choćby cień ukochanej, nie wiedząc, że dziewczyna niedawno była na zewnątrz i minął się z nią dosłownie o dziesięć, może piętnaście minut.

Czekał z jakąś głupią nadzieją, nic się jednak nie działo, dom wyglądał jak uśpiony. Dziwił się odrobinę jasnością w jej pokoju, przecież było dość późno, a ona zapewne rano będzie musiała jechać do sklepu. Wytłumaczył sobie jednak szybko: „nie śpi, bo dzisiejszy dzień dał jej nieźle w kość”. Wyjął komórkę i pomyślał, że skoro jeszcze jest na nogach, to może zadzwonić, umówić się na wieczór? Przypomniawszy sobie jednak swój durny tekst i widząc, która jest godzina, zrezygnował, nie chciał jeszcze bardziej zdenerwować dziewczyny wydzwanianiem po nocach.

Stał tam dobre kilkanaście minut, w końcu lampka w pokoju ukochanej zgasła. Ścisnęło go w środku, nagle naszła go myśl, że bardzo chciałby ją przytulić, pocałować, albo po prostu najzwyczajniej w świecie położyć się z nią do łóżka, objąć mocno i leżeć tak do rana. Narkotyk robił jednak swoje i żal szybko mu przeszedł, zmieniając się w ożywienie perspektywą przyszłego włamania – uczucia zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Jeszcze raz zerknął w okno i nie widząc sensu dalszego tkwienia pod bramą, uruchomił więc silnik i odjechał. Pod kamienicę dotarł za dwadzieścia pierwsza i błyskawicznie wtargnął do mieszkania. Sophie spała jak zabita. Mimo iż uważał to za bezsensowne, jeszcze raz sprawdził wszystkie skrytki matki, lecz nic nie znalazł. Kurwa, co ja odpierdalam? Przecież jak zechce, i tak się nachla. – Uśmiechnął się głupio pod nosem i po chwili był już w drodze do pubu.

Szedł piechotą, nie widział sensu brania auta, po które trzeba będzie potem wracać. Za siedem pierwsza stał już pod lokalem. Pociągnął za klamkę, lecz drzwi były zamknięte, po chwili jednak pojawiła się Judy, która zaraz mu otworzyła. Znów pogłaskał go dziwny dreszcz, dziewczyna była naprawdę piękna, dopełniając przy okazji dzieła prześlicznym, urzekającym uśmiechem. Miała tak ciepły wyraz twarzy, że zapewne nawet największego smutasa podniósłby on na duchu.

– Długo tu stoisz? – zapytała dziewczyna, wypalając Davida swoimi niebieskimi oczyma.

Miała bardzo nietypowy kolor tęczówek, chłopak odniósł wrażenie, że dziewczyna nosi soczewki.

– Nie, dopiero przyszedłem. Nosisz szkła? – wyjechał bez ceregieli, przekraczając próg pubu.

Judy się zaśmiała.

– Nie. Ale nie jesteś pierwszym, który o to pyta – odparła. – Chłopaki będą za kilka minut. Chcesz drinka?

– Może piwo.

Dziewczyna po chwili dała mu zimną butelkę i zajęła miejsca naprzeciwko.

– Masz świetny kolor oczu, to rzadko spotykane. – David nie odpuszczał, gapiąc się bezczelnie na dziewczynę.

– Dzięki, choć uwierz mi, to niekiedy jest bardzo męczące. Naprawdę wkurza, jak ktoś siedzi i gapi się na ciebie nachalnie, nie raz już miałam z tego powodu spięcia.

– Tak, jak ja teraz. – Zaśmiał się chłopak.

– Właśnie tak. – Uśmiech blondynki się poszerzył.

– Spięcia? – zapytał zaciekawiony David.

– Tak. Nie jestem zimna na komplementy, ale bywało, że często nie wytrzymywałam i mówiłam co poniektórym do słuchu. Na początku oczywiście grzecznie, niekiedy jednak to nie wystarczało. Czasem zdarza mi się być strasznym nerwusem, zwłaszcza, jak ktoś nie ma umiaru – wyjaśniła dziewczyna.

– Ja też, i nie tylko „czasem” – rzekł David, wciąż przypatrując się dziewczynie.

Nie mógł wiedzieć, czy denerwuje ją to, czy nie, aczkolwiek nie potrafił oderwać od niej wzroku. Kolor jej oczu był naprawdę przyciągający. Po chwili jednak się opanował i zaczerpnął piwa.

– Jak nastawienie? – zapytała Judy.

– W porządku.

– Robiłeś to już kiedyś?

– Tak, siedziałem za to pół roku – wyznał chłopak, proszek znowu rozwiązał mu język.

– Siedziałeś? – drążyła zaskoczona dziewczyna, David był przecież jeszcze bardzo młody.

– Z kumplem, sklep z kosmetykami. – Sprzedał mnie, wystraszył się odsiadki.

– No, ładnie – rzekła Judy. – Fajny wzorek. – Chwyciła dłoń Davida. – Dlaczego taki?

– Bo ja jestem jak pająk. Szybko znikam, ale potrafię się najpierw nieźle wgryźć – Zaśmiał się chłopak.

Blondynka się rozweseliła.

– No… nieźle to ująłeś! – pochwaliła rozbawiona.

David się uśmiechnął. Zamilkli na chwilę, aby ponownie napić się trunków, w tym czasie David cały się zastanawiał, dlaczego dziewczyna wciąż trzyma go za rękę? Nie zabierał jednak dłoni, miała przyjemny w dotyku, aksamitny uścisk.

Nagle trzasnęły drzwi wejściowe i Judy puściła dłoń chłopaka. Nie był zadowolony, bardzo fajnie mu się z nią rozmawiało i chętnie przeciągnąłby to w czasie.

– Dobra, gołąbeczki, jedziemy, mamy samochód tylko na godzinę – oznajmił pośpiesznie Tyrone, stając obok pary w towarzystwie nieznanego Davidowi, łysego kolesia.

– Gdzie P? – zapytała Judy, patrząc dziwnie na towarzysza Tyrona.

David przyglądał się dziewczynie, nie wiedząc, co jest grane. Jej mina była dość oschła.

– To Terry, jest w porządku – wyjaśnił od razu Tyrone, widząc wyraz twarzy koleżanki.

– Gdzie P? – powtórzyła szorstko Judy, dotknięta ignorancją kumpla.

– Jest na miejscu. Idziemy.

Minutę później stali obok ciemnogranatowej, podniszczonej furgonetki.

– David, siadaj z przodu – rzekł Tyrone, wręczając chłopakowi czarną kominiarkę.

– T, do cholery, nie mogłeś załatwić lepszego wozu? Przecież ta pucha zdechnie nam na środku drogi. Wcale bym się nie zdziwiła – warknęła blondynka, wyraźnie niezadowolona.

– Judy, to czysty wóz, czego jeszcze chcesz? – fuknął chłopak.

– Kurwa… – mruknęła pod nosem dziewczyna, zaniechała jednak roztrząsania pretensji.

Tyrone zniknął z pola widzenia, trzaskając po chwili tylnymi drzwiami auta, wtedy Judy przekręciła kluczyk i ruszyła wolno. Spojrzała na Davida.

– Nie znam typa i nie podoba mi się – oświadczyła.

– Tyrone go zna, to chyba powinno wystarczyć – odparł chłopak.

Czuł, jak proch coraz bardziej go nosi, podkręcany faktem rychłego włamania.

– Nieważne, powinien uprzedzić. Facet wygląda podejrzanie, nie mam zaufania do takich kolesi. Jeśli coś spierdoli, osobiście mu najebię – zagroziła dziewczyna.

Jej piękny uśmiech zniknął, ustępując miejsca kwaśnej, chmurnej minie.

– Znam tę hurtownię – rzekł z zaskoczenia David, który nagle skojarzył fakty.

Zaniepokoił się trochę.

– Też ją kiedyś namierzałem, ale typek dokładnie dwa dni przed naszym skokiem wymienił alarm i wyszła kolosalna lipa. Znam się na alarmach, ale tego bym nie wyłączył – sprostował.

– Alarm będzie wyłączony, kamery też – odparła spokojnie kierująca.

– Jak to?

– Normalnie. Mamy wszystko dogadane. Naszym… to znaczy waszym zadaniem jest tylko wejść, wziąć, co macie wziąć i wyjść – wyjaśniła Judy i w końcu się uśmiechnęła.

– Ile z tego będzie? – zapytał chłopak, mając nadzieję, że może ona jest lepiej poinformowana.

– Około dziesięciu tysięcy na głowę. Robota łatwa i szybka, zajmie wam to nie więcej niż cztery do pięciu minut. Zresztą więcej nie mamy, bo ponownie uruchomią się kamery. Coś taki ciekawski? Wymiękasz? – Dziewczyna się zaśmiała.

– Tak, wymiękam… – David skrzywił twarz. – Lubię wiedzieć, na czym stoję. Wypadałoby – burknął cierpko.

Judy dała upust jeszcze głośniejszej radości, słysząc jego wzburzenie, chyba wydało jej się ono bardzo zabawne. Nie odzywała się, zamiast tego wsadziła w zęby papierosa, którego zaraz odpaliła. David nie wypytywał dalej, zrozumiał bardzo dobrze.

Nagle wóz zwolnił i po chwili skręcił między odrapane, szare, trzypiętrowe budynki. Judy zgasiła światła i za moment zatrzymała się w ciemnym zakamarku, w niedalekim sąsiedztwie otaczającego hurtownię, wysokiego płotu.

– Patrz. – Wskazała głową przed siebie. – Mają tam sprzęt warty grubą kasę, a ogrodzenie takie, że sama wywaliłbym je z buta.

Ktoś zapukał w okno i zobaczyli stojącego przy nim P. Judy uchyliła szybę.

– Dobra, wszystko gra, więc plan jest taki. Wchodzimy, bierzemy wszystko, co stoi po prawej stronie i się zrywamy. Mamy pięć minut, więc myślę, że zdążymy zrobić z sześć – siedem kursów. Młody, gotów? Pamiętaj, same laptopy, nie skupiaj się na innych rzeczach.

– Jasne – odparł David, wkurzony jednocześnie faktem, że facet poucza go jak jakiegoś żółtodzioba.

– Dobra, ruszajmy. Jud, podjeżdżaj, wiesz, co robić.

David wyskoczył z auta i we trójkę skierowali się pod nieco masywniejsze od reszty płotu, zamknięte skrzydła ogrodzenia. Brama wyglądała na bardzo zaniedbaną, kilkakrotnie opleciona była jednak grubym łańcuchem, uwieńczonym dużą kłódką. Jak się po chwili okazało, nie był to jednak problem, już po chwili P przy użyciu wielkich nożyc otworzył wjazd. Duże, żelazne, uzbrojone w trzy zamki drzwi nie stanowiły przeszkody, Tyrone rozpracował je bardzo szybko. Po przekroczeniu progu Davidowi od razu rzuciły się w oczy śnieżnobiałe ściany i ogrom różnej wielkości pudeł, wznoszących się ku niebiosom. Nie rozglądał się, tylko skierował na prawo, gdzie poukładana była masa kartonów o niewielkich gabarytach. Złapał pierwszy z brzegu…

 

Chłopaki uwijali się jak w ukropie, wynosząc po kilka, przez co paka furgonetki bardzo szybko się zapełniała. Byli jak w transie i pewnie mogliby tak do rana, gdyby nie przerwał im dźwięk klaksonu.

– Dobra, zwijamy się! – rzucił odrobinę nerwowo P, chwycił przy okazji jeszcze dwa pudła, David trzy, które miał pod ręką, po czym szybko wskoczyli do auta i po chwili Judy wyjeżdżała spod budynku.

Jechała dość ostro, aczkolwiek, gdy wyłoniła się spomiędzy zabudowań, zwolniła. David zdjął kominiarkę i spojrzał na dziewczynę – była bardzo skupiona, ale też widocznie poddenerwowana. Sprawdził godzinę – kilka minut po wpół do drugiej. Zdziwił się, że tak szybko się uwinęli, pamięta, jak robili sklep, co trwało trzy razy dłużej.

Chłopak się rozluźnił, niewielki stres wywołany kradzieżą zaczął go powoli opuszczać, przez co amfetamina na powrót miło nim zakręciła. Kop nie był jednak już w takim samym stopniu przyjemny, narkotyk działał coraz słabiej i zaczął wywoływać niedosyt. Pomyślał, że może zażyć ostatnią porcję, lecz po chwili doszedł do wniosku, że w pracy przyda mu się bardziej. Wiedział, że po ilości, jaką zażył, konsekwencje będą niewielkie, ale to, co mu zostało, pomoże przynajmniej na brak snu.

– David! – Zaśmiała się kierująca.

Natychmiast skierował wzrok w jej stronę.

– O czym tak myślisz?

– O niczym. Na siódmą idę do roboty i nie wiem, jak to będzie, snu się raczej nie spodziewam – Chłopak się uśmiechnął.

– Mogę coś ci odpalić w ramach promocji – zaproponowała z zadowoleniem Judy, także była już wyluzowana.

– Dzięki, ale raczej nie skorzystam, nie przepadam za prochami. Dziś wziąłem tylko w drodze wyjątku. Poza tym mam jeszcze ponad setę, dam radę.

– Ok, nie namawiam, ale jakbyś zmienił zdanie…

– Pierwsza się o tym dowiesz – rzekł wesoło chłopak.

Usłyszeli puknięcie za fotelami i Judy zatrzymała auto. P pojawił się przy jej oknie po chwili.

– Dobra, powiesz mu, o której ma zgłosić się po kasę. Na razie – rzucił krótko i zaraz go nie było.

Judy bez słowa wznowiła podróż. Davida nie uszczęśliwiły słowa chłopaka. Był przekonany, że „wypłatę” dostanie od ręki, przez co zaczął się zastanawiać, czy aby nie zrobią go w konia. Nie zdążył niestety zapytać, gdyż Judy uprzedziła jego słowa.

– Spokojnie, dostaniesz pieniądze – oświadczyła, widząc niecodzienną minę, która właśnie zagościła na twarzy pasażera.

– Nie o tym myślę.

– Naprawdę? – Dziewczyna uśmiechnęła się kąśliwie. – A ja sądzę, że o tym.

– Gdzie jedziemy? – David szybko zmienił temat, nie chcąc zamartwiać się na zapas.

– Już niedaleko.

Chłopak nie pytał dłużej. Na wyjaśnienie sytuacji także nie musiał czekać, kilka chwil później blondynka skręciła na piaszczystą drogę i wjechała w niewielki lasek. David już wiedział, dokąd jadą.

– Po co tu jedziemy? – zapytał, zdezorientowany.

– Zostawimy tu samochód, rano nie będzie po nim śladu.

Minutę później furgonetka minęła drzewostan, wjechała na trzy razy szerszą, także piaszczystą drogę, przejechała przez obskurną bramę złomowiska i zatrzymała się pod niewielką, drewnianą budką. Wysiedli, Judy oddała Tyronowi kluczyki i kazała Davidowi iść ze sobą. Za budą stał Jaguar, którego David już widział i dziewczyna otworzyła drzwi. Nie wsiadała, tylko odpaliła kolejnego papierosa.

– Palisz jak smok – rzekł chłopak.

– Jestem na proszku, dziwisz się? – Judy wygięła usta.

– Nie wiem, jak jest po proszku, nie palę. – David odwzajemnił uśmiech. – Dlaczego kasa nie od razu? – Wznowił temat, męczyła go ta kwestia.

– Gryzie cię to, co? – Judy się rozweseliła. – Wyluzuj, chłopaki rano wycenią i wtedy się rozliczą. Przyjdź po południu do Silver, pieniądze już będą.

– Po południu? Nie mogę, robotę skończę pewnie dopiero po trzeciej.

– Robotę? Możesz zmienić pracę – rzekła bardzo sugestywnie blondynka.

– Zmienić?

– Możesz pracować dla Boksera, po dzisiejszym chętnie cię przyjmie – wyjaśniła dziewczyna.

– Czyli?

– Nie wiem dokładnie, ale zawsze coś się znajdzie…

– Dobra, jedziemy! – przerwał im Tyrone, który wyrzucił peta i posadził tyłek na przednim fotelu pasażera.

– Nie pomyliłeś miejsc? – wyjechała od razu Judy.

– A co jest nie tak? – zapytał zdziwiony chłopak.

– To, co mówię – warknęła blondynka, jej dobry humor nagle gdzieś uleciał.

David się pogubił, kompletnie nie wiedział, o co chodzi. Tyrone nie dyskutował, tylko usiadł z tyłu, obok łysego kumpla. Chwilę później ponownie mijali lasek i dwadzieścia minut później dziewczyna zaparkowała przy pubie wujka.

– Dobra, będę spadał – rzekł David, gdy już wysiedli z wozu.

– Spadał? – rzekła zaskoczona Judy. – Jak to spadał? Wszystko poszło gładko, musimy to oblać. Tyrone, otwórz – poprosiła, rzucając chłopakowi klucze od lokalu.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie mogę zawalić tej roboty, poza tym obiecałem znajomej, nie chcę narobić siary – wyjaśnił David.

– Przestań, wypijemy po drinku i cię odwiozę. Coś taki sztywny? – Judy się roześmiała. – Chodź – powtórzyła, zdecydowanym ruchem pociągając chłopaka za ramię.

No dobra, nie będę pił dużo – mruknął w myślach David. Wiedział jednak, że może okazać się to nieprawdą, mimo to pozostawił wszystko losowi i ruszył za dziewczyną.

 

– Co pijemy? Może jakąś wódeczkę? – zapytała Judy, przechodząc za bar. – David?

– Obojętnie.

– Obojętnie? Nerwowa praca, pełny sukces, luz i żadnych wymagań? Nie bój się, dziś nie wystawiam rachunku – rzekła wesoło dziewczyna, lecz David w wyrazie jej twarzy zauważył coś, co wywoływało zakłopotanie, a nawet lęk. Nie była to już dziewczyna poznana kilka godzin temu, gdzieś wkoło niej wytworzyła się aura złości, nieufności, a może i wahania.

– Wypiję, co mi dasz, a na opłatę rachunku w tej chwili nawet nie mam. – Zaśmiał się chłopak.

Judy sięgnęła pod ladę, na której za chwilę pojawiła się oszroniona butelka wódki i cztery kieliszki. Moment później obok flaszki zagościły literatki, a dzieła zwieńczyły cztery półlitrowe butelki wiśniowego soku. David już nieco dyskretniej przyglądał się blondynce – uśmiech powrócił na jej twarz, aczkolwiek wciąż inwigilowała Terry’ego wzrokiem, operując dość krzywą miną. Widać było, że nadal go nie akceptuje i mu nie ufa, czego David nie mógł zrozumieć, przecież jego także poznała dopiero dzisiejszego dnia. Nie zastanawiał się jednak nad tym, nie czuł się zagrożony, nie widział więc potrzeby zagłębiania się w temat i nasuwania sobie bezpodstawnych spekulacji, które wprowadzą tylko i wyłącznie nerwówkę.

– Długo znasz Tay’a? – Judy zapytała w końcu nieznajomego, siadając za barem, naprzeciw Davida.

Z jej miny emanował ogromny niesmak, którego dziewczyna wcale nie starała się ukryć, wręcz przeciwnie – przeszywała przesłuchiwanego zdecydowanym, zimnym wzrokiem, co tylko podkreślało jej twardy charakter. W sekundę spoważniała, wyglądała, jakby stała się nagle Bokserem, przejmując przy okazji jego przywódcze cechy i przywileje. Jej głos był nad wyraz władczy, lecz i przyjemny zarazem, co w mniemaniu Davida było bardzo pociągające. Nie znał jej jeszcze z tej strony i zdecydowanie bardziej podobała mu się w takim wydaniu, aczkolwiek gdzieś w środku tlił się lęk, chłopak nie mógł w końcu wiedzieć, czego może się po niej w rzeczywistości spodziewać.

– Sporo – odparł Terry, lecz głos miał bardzo niepewny.

– Co to znaczy „sporo”? – kontynuowała szorstko dziewczyna.

Nie spojrzała nawet na chłopaka, w zamian za to szybkim zwinnym ruchem zapełniła szkła.

– Nie wiem, dokładnie nie pamiętam, ale minęło już ponad pięć, lub sześć lat – wycedził Terry, który zaczynał się chyba powoli gubić.

– Dobra, Jud, po co przesłuchanie? – wtrącił Tyrone. – Robota wykonana? Wykonana. Daj już spokój – poprosił, widząc, że dziewczyna zaczyna stawiać chłopaka w coraz bardziej niezręcznej sytuacji.

David już kompletnie nic z tego nie rozumiał, nie pojmował, dlaczego zadaje te pytania akurat teraz, powinna była raczej zrobić to przed robotą. Dziwił się też, czemu o nic nie pyta jego? Przecież obaj są nowi, więc kwestia zaufania powinna być względem niego, jak i względem Terry’ego na tym samym poziomie.

– Po co? – Judy zmarszczyła brwi, chcąc okazać Tyronowi, iż jest bardzo niezadowolona z faktu, że ten śmie jeszcze dyskutować. – Bo coś mi tu śmierdzi – stwierdziła otwarcie.

– Co ci śmierdzi, kurwa, wyluzuj już, ok?! – Chłopak podniósł głos. – Dlaczego nie pytałaś przed wyjazdem, skoro jesteś taka nieufna?!

Judy mocno stuknęła dłonią o blat.

– Kurwa! Po pierwsze, to się nie rzucaj, bo nie jestem dla ciebie osobą, do której możesz wydrzeć ryj, po drugie, nie było czasu na pytania, a po trzecie, czy ja ciebie pytam?! – zagrzmiała dziewczyna, wyraźnie wkurzona zachowaniem znajomego. – Jesteś jego adwokatem, czy jak, nie ma języka w gębie?

Tyrone natychmiast zamilkł i spojrzał na kolegę – kręcił się niespokojnie na krześle, sprawiał wrażenie, jakby właśnie przełykał to, że Judy go przejrzała. David nie sądził jednak, aby Tyrone nie wziąłby na włamanie jakiegoś lewego typa, wywnioskował więc, że koleś jest czysty, a jego zachowanie spowodowane jest tylko i wyłącznie wywołanym przez blondynkę stresem. Koleś sprawiał wrażenie, jakby był kompletnie świeży w tej branży i David zaczął dochodzić do wniosku, że być może błękitnooka właśnie z tego względu tak się do niego nastawiła. Chłopak patrzył na jego wyobcowaną minę i chętnie by mu w tej chwili poradził: „zachowuj się normalnie, bo tylko kierujesz na siebie jeszcze więcej podejrzeń”. Nie odzywał się jednak, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien i nie może się wtrącać.

– Ok, Tay, nie będę wnikać, ale dla twej wiadomości – on mi się od początku nie podoba – oświadczyła oficjalnie Judy, ale chyba nieco zluzowała.

– Jud, nie ufasz mi? – Teraz już chyba i Tyrone zaczął czuć się niepewnie, widząc, że dziewczyna, mimo iż zmieniła ton, to nadal nie wygląda, jakby zamierzała na tym zakończyć temat.

– Nie ufam jemu – odparła krótko, aczkolwiek bardzo przejrzyście. – Ręczysz za niego głową?

– Tak.

– Dobrze, więc mam nadzieję, że nie spadnie. Wypijmy w końcu. Zdrówko. – Judy wzniosła kieliszek, kierując w stronę Davida swój chmurny wzrok.

Ciarki go przeszły od góry do dołu, oczami wyobraźni od razu zobaczył, jak zaczyna zasypywać pytaniami jego. Dziewczyna, widząc, jaką ma w tej chwili minę, z miejsca uderzyła śmiechem, odstawiając niewypitą działkę.

– A ty co? Zobaczyłeś ducha? – Chichotała.

– Nie boję się duchów – odparł chłopak, uśmiechnąwszy się pokazowo.

Obaj siedzący obok niego faceci właśnie przechylili kieliszki i David właśnie zauważył, że Terry’emu ręce trzęsą się jak galareta. Judy także w mig to wyłapała, co ją chyba jeszcze bardziej podkręciło, bo natychmiast zareagowała.

– Co się tak trzęsiesz? – zapytała, na powrót chowając swój piękny uśmiech. – Dziewczyna zadała ci kilka pytań, bo po prostu chce wiedzieć, z kim ma do czynienia, a ty się zachowujesz, jakbym miała pod tą ladą przygotowany dla ciebie, czarny worek – szydziła. – Ale jeszcze nic straconego – dodała, złośliwe wyginając usta.

Wyglądało na to, że nastawiła się na nieznajomego na amen, David był coraz bardziej zdziwiony jej zachowaniem. Siedział w ciszy, czekając na dalszy rozwój wypadków i coraz bardziej zaczęło nasuwać mu się przekonanie, że Judy nie bez powodu zaczęła niszczyć kolesia, że coś może być na rzeczy.

Niebieskooka wypiła, spojrzała na Davida i widząc, że nadal jest jakiś nieswój, puściła do niego kolejne, mające mu chyba dodać otuchy oczko i już zamierzała na powrót otwierać usta, lecz przerwało jej niespodziewane skrzypnięcie wsadzanego do zamka klucza, a po nim szarpnięcie za klamkę. Duże srebrne żaluzje, które w godzinach otwarcia były podniesione i niemalże niewidoczne, teraz zakrywały okna i drzwi, zabezpieczając lokal przed nieproszonymi gośćmi, dlatego też „imprezowicze” nie widzieli, kto jest na zewnątrz. Judy się podniosła i wolno ruszyła zza lady. Ponownie zazgrzytał klucz, który usilnie próbował wcisnąć się do zamka, co wciąż uniemożliwiał mu siedzący od wewnątrz jego brat bliźniak. Ktoś agresywnie zaczął szarpać za klamkę, o mało jej nie urywając.

– Richi, otwieraj! – Przy akompaniamencie walenia w drzwi rozbrzmiał groźnie męski głos.

David spojrzał na towarzyszy – podobnie, jak on, zbladli jak ściana.

– Już idę, kurwa! – odkrzyknęła rozdrażniona dziewczyna i po chwili przekręciła klucz w zamku.

Gdy tylko to zrobiła, drzwi zamaszyście się otworzyły i do wnętrza wpadł, a raczej został wepchnięty młody chłopak, który przeleciał dobre dwa metry i wylądował na ziemi, mocno uderzając głową o posadzkę. Twarz miał całą we krwi, podarte w każdym możliwym miejscu, ubłocone ubranie i był bez butów.

– Kurwa, Jud, co tu się dzieje?! – zapytał złowrogo wielki jak góra, ścięty na zapałkę typ, stając w progu i zamykając za sobą drzwi.

Towarzyszył mu drugi, podobnej postury koleś, ten jednak wyglądał nieco łagodniej, można by nawet powiedzieć, że mimo iż był ogromny, wydawał się nieco fajtłapowaty. Obaj stali i przecinali towarzystwo zimnym spojrzeniem, byli wyraźnie zaskoczeni.

David zamarł!

– Kurwa, Ice, musisz tak walić?! – krzyknęła rozgniewana dziewczyna. – Zawału można dostać. Skoro widzisz, że klucz siedzi w zamku, to informuję, że przy drzwiach jest takie coś, co się nazywa dzwonek. Wiesz, jak się go używa? I kto będzie to sprzątał? – Wskazała palcem pobitego, który padając, zabłocił posadzkę naokoło siebie. – Cześć, Sky – Nagle Judy szeroko się uśmiechnęła i wspięła na palce, aby ucałować spokojniejszego z przybyszów, wieszając mu się na szyję. Ten nadal milczał, lecz mimo spokoju, którym emanował, także wyglądał dość groźnie.

– Pytałem, co się tu dzieje? – ponowił pytanie brunet, pochodząc do siedzących i patrząc na nich z góry, wykonał powolny spacer, jakby przeprowadzał selekcję w obozie koncentracyjnym. – Co wy tu robicie, kto to jest? – odwrócił się do dziewczyny.

Leżący chłopak mruknął na podłodze, lecz zaraz oberwał od Sky’a z buta i natychmiast stracił przytomność.

– Zabierz go na zaplecze – warknął Ice, więc Sky chwycił pobitego za nogę i bez większego wysiłku pociągnął za sobą jak kukłę, aby po chwili schować się za znajdującymi się obok baru drzwiami.

David był już cały mokry, wystraszył się nie na żarty. Przybysze nie wyglądali zbyt przyjaźnie, przy nich Jamie wyglądał jak niegroźny małolat. Chłopak od razu wyczuł kłopoty, starał się jednak zachowywać normalnie. Zerknął na Judy, lecz ta nie zwracała na niego uwagi, tylko bez słowa wróciła za bar i postawiła na nim dwie kolejne literatki.

Olbrzym podszedł do lady, nalał sobie pół szklanki i wypił za jednym zamachem, po czym zawisł nad Tyronem. Ten także wyglądał już, jakby miał duszę na ramieniu.

– Wypuścili cię, widzę – rzekł, tykając go palcem w obojczyk. – Aleś zjebał z tą furą, popisałeś się, nie ma co. Dziwię się, że jeszcze przekraczasz próg tego lokalu – dodał, nalewając kolejną działkę.

Judy nadal milczała, zapełniając kieliszki. Tyrone także się nie odzywał, uciekał tylko wzrokiem w każdą możliwą stronę.

– Judy, wyjaśnisz mi to w końcu? – Ice wznowił temat, opierając się łokciami o bar.

– Przecież byliśmy w hurtowni – powiedziała w końcu dziewczyna.

– To dziś? Cholera, zapomniałem. A gdzie P? I powiesz mi w końcu, co to za frajerstwo? – Chłopak kolejny raz przeleciał wzrokiem po wszystkich obecnych. – Bo ciężko mi uwierzyć, że byłaś z nimi na robocie. Bokser ma złe dni, czy jak? – brnął, wyraźnie niezadowolony.

– To David, jest nowy – rzekła Judy, wskazując głową chłopaka.

Jej ton wydawał się zupełnie obojętny, co sprawiło, że Ice natychmiast ruszył stronę chłopaka.

– Zostaw, jest w porządku – rzuciła szybko dziewczyna, zatrzymując go ręką i niemalże kładąc się na ladzie.

Facet odpuścił i przechylił kolejną porcję.

– A to? – wskazał głową Terry’ego?

– A ten? Tego nie znam – mruknęła sucho Judy.

– Jesteście parą? – Wielkolud uśmiechnął się w końcu mętnie, patrząc to na Terry’ego. – Bo ten to mi od zawsze wyglądał na pedała – podsumował, wskazując głową Tyrone.

Żaden z nich nie otworzył ust, co tylko rozdrażniło osiłka.

– Zadałem pytanie! – zaszumiał kwaśno, łapiąc Terry'ego za ubranie.

– Ice, zostaw – mruknęła Judy, lecz David odniósł wrażenie, że powiedziała to tylko dlatego, aby pokazać swoją wyższość.

– Jebany śpi i raczej nic nam teraz nie powie – rzekł nagle wesoło Sky, wchodząc niespodziewanie do sali. Okazało się, że jednak potrafi mówić. – Za mocno go przyklepałeś. – Przyjaźnie zbeształ kolegę, zaśmiawszy się.

– Ja go przyklepałem? Sam się przyklepał. – Ice puścił Terry'ego.

Sky leniwie przepłynął wzdłuż lady i usiadł obok Davida. Temu momentalnie ciarki przeszły po plecach i nie wiedząc, jak się zachować, nerwowo sięgnął po swoją szklankę. Judy niemal po same brzegi zapełniła szkło Sky’a, lecz to nie przeszkadzało mu w opróżnieniu jej za jednym podejściem. Ponowny wyraz zadowolenia i bezzaprzeczalnej sympatii do olbrzyma ozdobił twarz blondynki, która podniosła kieliszek i machnęła głową do Davida, prosząc go tym samym, aby z nią wypił. Szkła zostały opróżnione i Judy zapytała, kierując wzrok na bruneta:

– Co to za typ?

Chłopak natychmiast zrobił gniewną minę, sugerując, iż jest bardzo rozczarowany i wzburzony faktem, że pyta o to przy nieznajomych.

– No co? – Judy zrobiła pocieszną minę, komicznie udając niewiniątko.

– Nic – warknął Ice, lecz nie odpowiedział na jej pytanie, tylko wstał i na oścież otworzył wejściowe drzwi. – Dobra, laski, koniec imprezy – rzekł, machnąwszy głową w stronę ulicy.

Terry’emu nie trzeba było dwa razu powtarzać, natychmiast podniósł tyłek, wydawał się bezgranicznie szczęśliwy.

– No na co czekacie?! – warknął Ice, widząc, że tylko on wstał.

– David zostaje – powiedziała Judy, lecz tym razem zrobiła to dość sugestywnie.

Tyrone widząc, co się dzieje, że nie są z kumplem na zbyt dobrej pozycji, wstał i wyszedł z nim z lokalu. Ice delikatnie zamknął drzwi i usiadł na swoje miejsce.

– Dlaczego ich przepłoszyłeś? – zapytała ironicznie Judy, szczerząc zęby.

Chłopak tylko przeciął ją wzrokiem i kolejny raz nalał wódki do szklanki, podobnie postąpił z literatką Sky’a. David siedział teraz między nimi obydwoma, przez co czuł się coraz bardziej niepewnie, do tego ręce zaczęły mu drżeć, co było w tej chwili najmniej pożądanym wybrykiem jego organizmu.

– Co chcecie z nim zrobić? – zapytała dziewczyna, przysuwając pod nos Davida napełniony kieliszek.

Obaj olbrzymi spojrzeli na nią, jak jeden mąż, lecz Sky, w przeciwieństwie do kumpla uśmiechał się od ucha do ucha, dobrze wiedział, że Judy się z nim drażni.

– No gadaj, nie wkurwiaj! Chłopak jest ok! – naciskała, widząc minę Ice’a.

– Nie wiem, Richi zadecyduje – rzekł Sky.

– Dobra, to wy tu sobie siedźcie, a my spadamy – rzekła blondynka, szybko przechyliła kieliszek i wyszła zza lady – Chodź. – Skinęła na Davida, który wstał i skierował się za nią do wyjścia. – Czy przyjechaliście? – Judy odwróciła się do Ice’a.

– Czwórką.

– No tak! Dawaj kluczyki i zabieraj Jaguara! – nakazała bezkompromisowo dziewczyna i rzuciła mu kluczyk od wozu.

Chłopak wręczył jej inny i dopiero teraz Judy ruszyła w stronę drzwi.

– Nie wpierdol się w kłopoty! – rzucił jeszcze Ice.

– Na razie! – odkrzyknęła z uśmiechem dziewczyna i opuściła z Davidem pub.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger dwa lata temu
    Szybka i sprawna akcja – kasa sama wskakuje do kieszeni. :) Dziewczyna zmienna jak kameleon… a to towarzystwo. Oj David, w co ty się wpakowałeś. Coś mi się zdaje, że David wpadł Judy w oko… nie dała go skrzywdzić.
    Coraz ciekawiej się robi.
    Parę literówek a ostatnie zdanie mnie rozbroiło.
    Czytając, odnoszę wrażenie że za często się powtarzasz i kluczysz wokół pewnych przemyśleń aż nadto. Dawaj częściej te rozdziały.
  • ZielonoMi dwa lata temu
    Ja wiem, ale to samo tak wychodzi i nie idzie się tego pozbyć. Za mocno się chyba wyczuwam w przemyślenia bohaterów. Miało być realistycznie, a wyszła lipa.☹ Też mnie to wkurza, taki durny nawyk. Postaram się w następnych powywalać to badziewia. Literówki też są, a przepuszczałam przez Sentence Checker. Nie wyłapał, a ślepak też przeoczył. Muszę się bardziej przyłożyć, nie na hurra.
  • Joan Tiger dwa lata temu
    ZielonoMi, nie wyłapie wszystkich, zwłaszcza np: moja, a ty chciałaś aby było moją i temu podobne. :)
  • ZielonoMi dwa lata temu
    Joan Tiger No tak.🤥

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania