Zakręty losu cz. 25
Znów zaczęło się rozmyślanie. Nadal próbował wytłumaczyć sobie zachowanie Judy, polubił ją i nie był zadowolony, że tak się to wszystko skończyło. Z jednej strony trochę żałował, że nie wykorzystał sytuacji, dziewczyna była naprawdę piękna, no i bał się też, jak przez to wszystko teraz odbierze pieniądze, z drugiej jednak podziękował w duchu narkotykowi, miał świadomość, że gdyby nie on, mógłby nie dać rady i ulec blondynce, zwłaszcza jakby, nie daj Boże, zapalił jeszcze jakąś trawę.
Był dumny z siebie, cieszył się, że nie zdradził Amy, gdyż pomijając fakt, że obie panie w kwestii urody mogłyby spokojnie stawać w szranki, zrozumiał, że pokochał brunetkę, że i działa ona na niego zupełnie inaczej, a zauroczenie Judy to tylko i wyłącznie jej niesamowita uroda i sposób bycia. Od zawsze lubił zbuntowane dziewczyny, takie też w większości znał, aczkolwiek Amy swoim rezolutnym i dojrzałym podejściem do życia, do jego siostry i do jego domowej sytuacji zrobiła na nim ogromne wrażenie. No i potrafiła pyskować, co chłopak uważał za bardzo seksowne i fajne.
Jego myśli ponownie zaczęły krążyć wokół osoby ukochanej, co stawało się coraz bardziej uciążliwe i wkurzające, przystanął więc i obejrzał za siebie – przeszedł dobre pół kilometra. Rozejrzał się, czy nikt nie idzie, wyjął pakiet i chwilę później proszek już głaskał jego śluzówki. Wcześniejsza porcja już prawie nie działała, a musiał przecież jechać do pracy.
Narkotyk było o wiele mocniejszy od poprzedniego, co dało się odczuć już po kilku minutach. Chłopak z chwili na chwilę szedł coraz szybciej i czuł się z tym bardzo dobrze. Nie miał ochoty jechać taksówką, spacerowało mu się lekko i miło, a że miał jeszcze trochę czasu, postanowił wykorzystać „pozytywy” białego pyłu i nie męczyć się w jakimś dusznym samochodzie.
Spojrzał na zegarek – za kwadrans siódma, „podróżnik” tak się rozpędził, że w pół godziny przebył prawie sześć kilometrów, gdzie normalnie pokonałby zaledwie połowę tej trasy.
I nagle sobie przypomniał! Sięgnął do kieszeni i wyjął podarowane pieniądze – trzydzieści dolarów. Domyślił się, że to Judy kazała mu je dać. Zdziwił się – najpierw się na niego wydziera, a potem ratuje pieniędzmi?
Nic z tego nie zrozumiał, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać, gdyż okolica domków właśnie się skończyła i David znalazł się na zupełnym pustkowiu, dzielącym Preston od centrum. Ponownie wyjął komórkę i wybrał numer Betty. Staruszka odebrała bardzo szybko. Proszek przyejmnie nim wstrząsnął, gdy tylko usłyszał jej miły, ciepły głos.
– Cześć, tu David. Betty, spóźnię się odrobinę, dobrze? Będę za jakąś godzinę, może półtorej, może być? Mógłbym przyjechać już teraz, ale chciałbym zajechać do domu, nie było mnie całą noc – Chłopak się zaśmiał się. – I wiesz co? Już nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę, normalnie się stęskniłem – oznajmił, uskrzydlony jak dziecko, które otrzymało właśnie upragnioną zabawkę.
– Coś się stało? – zapytała kobieta, słysząc, jak mieli jęzorem.
Nie mogła nie spostrzec, że głos ma zupełnie inny niż ten, który zna, że chłopak jest jakiś dziwny, pełen zadowolenia i euforii. Szybko wypowiadane słowa, których nie mógł opanować, wylały się z jego ust iście wzburzoną rzeką, paplał jak najęty, brzmiąc w tej chwili, jakby bez gadania nie mógł żyć.
– Nic się nie stało, muszę podjechać w jedno miejsce i zaraz u ciebie będę, kochana – odparł zadowolony chłopak, uśmiechając się szeroko.
– David, co się dzieje? – Betty nie ustępowała. – Jeśli nie możesz przyjechać, zrozumiem to. Już ci powiedziałam, że możesz zacząć pracę, kiedy będziesz mógł.
– Nie, przyjadę, tylko za godzinkę, ok? Poszarpałem się z milady, chcę zobaczyć, co u niej. Ostatnio strasznie się napusza, do tego strzela piorunami, myślę, że z taką manierą spokojnie mogłaby robić za elektrostatyczną szczotkę do kurzu. – David się roześmiał. – Nie potrzebujesz czasem takiej? – Chichotał.
– Dobrze, więc przyjedź, o której ci pasuje. David, na pewno wszystko ok? – dopytywała staruszka, chłopak zachowywał się jak kompletny idiota.
– Tak, słonko. Muszę kończyć, do zobaczenia.
– Dobrze – mruknęła Betty, nie wiedziała już chyba, jak z nim rozmawiać.
Rozmowa się zakończyła, a David brechał nadal, samemu nie wiedząc, co w niego wstąpiło. Po chwili radości zamówił taksówkę, w której posadził tyłek kilka minut później.
– Do centrum proszę, powiem panu, gdzie się zatrzymać – poinformował kierowcę, chichocząc jak człowiek niespełna rozumu.
Facet spojrzał we wsteczne lusterko i wolno ruszył.
– Ma pan żonę, dziewczynę? – David nie dawał za wygraną. – Wie pan? Fajnie jest posiadać, to podobnie, jak z kasą – im większa kasa, tym większy komfort życia. A im lepsza laska, tym lepsze… no wie pan. Ale jedno i drugie mogą napędzić nie lada kłopotów, wiec najlepiej być bogatym, a dziewczyny wymieniać, żeby nie popaść w rutynę i te cukierkowate sidła, bo potem zaplączesz się tak, że kaplica – kontynuował chłopak, nie patrząc zupełnie, że robi z siebie pośmiewisko.
– Wiem, jak to jest – odparł przyjacielsko kierowca, wybuchając śmiechem.
– Aj tam, wie pan. A popadł pan już?
– Zdarzało się – rzekł wesoło mężczyzna.
– No to spoko, fajnie, że nie jestem sam – zachichotał David, oparłszy się luźno na tylnym siedzeniu.
Wyciszył się w końcu i tym oto sposobem spokojnie dojechali do miejsca docelowego, czyli sklepu Amy. Pasażer, rozciągając usta w niemal nienaturalnym uśmiechu, zapłacił facetowi i ruszył w stronę marketu. Nie uspokoił się do końca, aczkolwiek głupawka powoli mijała, ustępując miejsca kolosalnej determinacji w kwestii porozmawiania z ukochaną i wyprostowania skrzywionych przez niego spraw. Nie bał się, czuł totalne wyluzowanie, amfetamina była naprawdę pierwszej jakości i działa aż za dobrze. Cholernie chciało mu się też piwa, ale powstrzymywał żądze, po wczorajszych wyskokach nie chciał jeszcze bardziej denerwować dziewczyny.
Doszedł do sklepu i spojrzał przez szybę – po lokalu kręcili się dwaj faceci, oglądając wnętrze, mierząc coś i zapisując na kartce. Rozejrzał się wkoło, gdyż po opuszczeniu taksówki nie wypatrzył Bmw, lecz i tym razem auto nie spadło z nieba. Bardzo się zdziwił, lecz zaraz wytłumaczył sobie sytuację – przecież był pożar i pewnie dziewczyna załatwia jakieś sprawy.
– Amy! – zawołał, przekraczając próg lokalu.
Faceci spojrzeli na przybysza, lecz zaraz powrócili do swojej dyskusji.
– Przepraszam, jest właścicielka? – zapytał grzecznie David.
– Nie wiemy, my tu tylko pracujemy.
David już miał kierować się do kuchni, lecz zrobił tylko dwa kroki, bo w sali pojawiła się Cindy, która natychmiast do niego podeszła.
– David? – Zdziwiła się.
– Jest Amy?
– Nie ma i nie wiem, co się dzieje. Nie mogę się do niej dodzwonić, więc przez chwilę pomyślałam, że jest z tobą, ale widzę, że nie.
– Jak to? – Chłopak uniósł brwi i poczuł się nagle bardzo dziwnie.
– Właśnie nie wiem. Domowego nikt nie odbiera, a komórkę ma wyłączoną. Powinna być tu o szóstej, najpóźniej o siódmej, a już dziesięć po i jej nie ma.
– Nie dzwoniła?
– Nie, nie napisała nawet, że jej nie będzie i to mnie dziwi. Kurde, mogłam wziąć numer do kogoś z jej rodziny, ale nie myślałam, że może się przydać. Wczoraj była zdruzgotana i gadała coś, że zamierza się napić, ale nawet jeśli, to zadzwoniłaby, napisała chociaż, że ma kaca i powiedziała przynajmniej, co robić. Nie rozumiem, nigdy nie była taka nieodpowiedzialna – rzekła Cindy, która była już mocno zdenerwowana.
– Może zaraz przyjedzie?
– Mam nadzieję, nie wiem, co robić – Dziewczyna wskazała na robotników.
– Podjadę do niej – oświadczył David.
– Dobrze, ale poczekaj.
Cindy schowała się w kuchni i po powrocie wręczyła chłopakowi małą karteczkę.
– Mój numer, jak czegokolwiek się dowiesz, zadzwoń. A najlepiej niech ona zadzwoni, bo naprawdę nie wiem, co robić z tymi facetami. A jak się wczoraj napiła i śpi, nogi jej chyba z dupy powyrywam – warknęła dziewczyna, uśmiechając się.
– W porządku, zadzwonię. To na razie – David się pożegnał i ruszył w poszukiwaniu transportu.
W przeciągu kolejnego kwadransa był już w swoim mieszkaniu. Sophie nie spała, siedziała na kanapie, ledwo żywa, wyglądając jak ludzkie szczątki.
– I co? Dobrze, nie? – zadrwił David, stanąwszy w progu z szerokim jak orbita uśmiechem.
Kobieta albo była tak skacowana, że nie miała siły przebierać językiem, albo po prostu bała się odezwać. Nie pyta o Lilly? – Zdziwił się chłopak, patrząc na resztki człowieka, które jeszcze niedawno były jego matką. W porę zadał sobie to pytanie, bo Sophie za moment wymruczała, ledwo słyszalnym, chrapliwym głosem, brzmiąc, jakby miała grypę i ostre zapalenie gardła:
– Gdzie Lilly?
David się naburmuszył, lecz amfetamina w dalszym ciągu nie pozwalała mu się zezłościć. Cieszył chłopaka ten fakt, bał się, że mógłby pobić kobietę.
– Pytasz, gdzie Lilly? No właśnie, „gdzie Lilly?”, to bardzo dobre pytanie – odparł surowo.
Sophie spojrzała na syna pełnym przerażenia wzrokiem, więc David już wiedział, że wczoraj kompletnie urwał jej się film. Czyli już w mieście musiała się nieźle doprawić, skoro nie pamięta, gdzie ją zostawiła. – Wywnioskował szybko. Tylko jak, do chuja, wróciła do domu?
– David, gdzie jest Lilly, ja pytam poważnie. – Kobieta nie odpuszczała, lecz wstyd wręcz kaskadą wylewał się z jej głosu.
– Kurwa, kobieto, nie wiem, gdzie. Szukałem jej całą noc, rozumiesz? Tylko co wróciłem.
– David, Boże… – mruknęła Sophie i nagle uderzyła rozpaczliwym płaczem. – Trzeba zadzwonić na policję… David… ja… ja przepraszam… to już ostatni raz, przysięgam… przepraszam – paplała, płacząc coraz głośniej.
– Na policję? Już dzwoniłem, szukają jej – oświadczył chłopak.
Ani trochę nie zamierzał odpuścić, uznał, że trzymanie matki w niewiedzy będzie dla niej zasłużoną nauczką i karą.
Sophie zamilkła, po chwili jednak wstała. Wytrzeźwiała, lecz to nie przeszkadzało w tym, żeby machnęło nią delikatnie, jej dzisiejsze dolegliwości musiały być naprawdę okropne. Stanęła, opierając się o kanapę.
– Gdzie?! – zagrzmiał David.
– Muszę jej poszukać. David, ja naprawdę przepraszam. Już nie tknę nic, przysięgam ci, ani kropli, tylko błagam, znajdźmy ją, proszę cię. David… – panikowała zrozpaczona kobieta i za moment ruszyła w stronę korytarza.
Chłopak nie odniósł się do jej słów, tylko chwycił za ramię i grzecznie posadził na miejsce.
– Poszukać? Przecież ty jeszcze jesteś pijana, jak chcesz jej szukać? Poza tym szukałam jej kilka godzin, obszedłem i objechałem całe miasto, koleżanki, nigdzie jej nie ma. Pamiętaj, jeśli coś jej się stanie, zatłukę cię własnymi rękami, rozumiesz? Davidowi bardzo gładko szło kłamstwo, narkotyk niesamowicie kreatywnie kręcił jego myśleniem, no i szczerze mówiąc chłopak, denerwując matkę, bardzo dobrze się bawił. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia, tym bardziej, iż był przekonany, że na to zasłużyła. Pamięta, co przeżył wczoraj, martwiąc się o siostrę i mimo że w tej chwili był absolutnie wyprany z negatywnych emocji, nie zamierzał matce tego darować.
– David, ja pójdę… piechotą, poszukam jej, wypiję kawę i mi przejdzie. Muszę znaleźć moje dziecko, rozumiesz? – walczyła Sophie i znowu wstała, lecz za sekundę siedziała z powrotem na tyłku. – Synku, pro…
Zadzwonił telefon chłopaka, chwilowo uciszając kobietę. Zerknął – Lauren. Spojrzał na matkę i dostrzegł nagły rozbłysk nadziei w jej oczach. Bardzo ucieszyło go przerażenie rodzicielki, znał na pamięć jej mimikę i dobrze wiedział, co oznacza jej obecny wyraz twarzy.
– Odbierz, może coś wiadomo – ponagliła zdenerwowana Sophie, gdyż telefon wciąż grał.
– To kumpel – skłamał David, złośliwie ciągnąc swoją grę.
– David, oddaj mi mój telefon, sama zadzwonię na policję – poprosiła kobieta.
– Kurwa, na policję? I co im powiesz? „Dzień, dobry. To ja, pijaczka Brooks, ta, co się wczoraj nachlała i zgubiła córkę. Czy już coś wiadomo”, tak?
– David, do jasnej cholery, oddaj mi telefon! – huknęła Sophie, lecz przepychanka nie zdążyła zatoczyć szerszego kręgu, ponieważ telefon zadzwonił ponownie.
– Wyjdę, odbiorę, zaraz pogadamy. I nie ruszaj mi się stąd! – nakazał złowrogo chłopak, tykając palcem powietrze i migiem wyszedł na klatkę. – Cześć. Co jest? – zapytał uszczęśliwiony telefonem uwielbianej ciotki.
– Cześć. David, młoda nie chce zjeść i bardzo dopytuje się o Sophie. Mam ją puścić bez śniadania? – oznajmiła Lauren, lecz nie wydawała się zdenerwowana, raczej zniecierpliwiona i bezsilna.
– Dobra, zjadła wieczorem, nic jej nie będzie, zrób jej tylko coś do szkoły.
– No bardzo ładnie, że mi przypominasz, czy uważasz, że jestem cofnięta? – Oburzyła się dziewczyna.
David się zaśmiał.
– David, co z nią? – Lauren zapytała w temacie siostry.
– A co ma być? Ma potężnego kaca, a teraz jeszcze doła, bo wkręciłem jej, że Lilly zaginęła. Zawiesiła się na amen, chce iść, jej szukać, choć sama jeszcze ledwo stoi na nogach – rzekł radośnie chłopak, bardzo z siebie zadowolony.
– David! – warknęła pretensjonalnie ciotka.
– Co „David”? Kurwa, zasłużyła sobie, to niech się teraz trochę pomartwi. Może w końcu zmądrzeje – burknął chłopak.
– Ale chyba nie pamiętasz, że idziesz do pracy, a ona zostaje, więc? Nie rób tego, powiedz jej prawdę. Lilly jest poddenerwowana, uparła się, że chce zajechać do domu przed szkołą i zagroziła, że jeśli nie, nie pójdzie na lekcje. – Brunetka uderzyła cichym śmiechem, ale zaraz spoważniała. – Nie wiem, co mam robić, to nie wygląda dobrze. Ona naprawdę martwi się o tę idiotkę, David, co ja mam robić?
Chłopak spojrzał na zegarek – dochodziła za piętnaście ósma.
– No dobra, więc skoro uważasz, że jest problem, to przyjedźcie. Ale Lauren, ona wygląda jak żywy trup, nieźle sobie wczoraj porządziła. Jak ona się dziecku pokaże?
– To nic, przecież znasz Lilly, ona zrozumie. Ale będzie spokojniejsza, i ja też, poza tym i tak przecież chciałam z nią porozmawiać.
– Ok, to za ile będziecie? Poczekam na was – rzekł chłopak, zupełnie zapominając przez to wszystko o Amy, przecież miał sprawdzić. Nie mógł się jednak oprzeć, aby zobaczyć potyczkę matki z siostrą, już z góry założył, że będzie się działo i uznał, że za nic w świecie nie może tego przegapić.
– W sumie już jesteśmy gotowe, czekałam tylko, aż zje i przed zajęciami chciałam jeszcze zajść do cukierni, kupić jej jakieś ciastko do szkoły.
– Nie ma ósmej, a młoda już ubrana? Co wy tam robicie? – zapytał wesoło David.
– Sama mnie zbudziła godzinę temu.
– No nieźle. Więc może niech przeprowadzi się do ciebie, skończy się problem z wyłażeniem z łóżka. – Rozradował się chłopak.
– Mi się wydaje, że ona bardzo źle spała, poza tym słyszałam, jak mruczała coś przez sen.
– Wcale się nie dziwię. Dobra, to ja czekam, tylko ruchy tam, bo muszę iść do roboty.
– Ok, to do zobaczenia.
– Ale Lau… – David chciał coś dodać, ale nie zdążył, bo brunetka się rozłączyła.
Kurwa – burknął bezgłośnie. Nagle przyszło mu do głowy, że może niepotrzebnie, że Lilly i tak jest zdenerwowana i jak zobaczy matkę w takim stanie, może być jeszcze gorzej. No i ciotka, wiedział, że ona nie odpuści, tym bardziej, jak nie daj Boże, za mocno ją poniesie. Nie chciał, aby małolatka widziała tę kłótnię, która to kłótnia będzie na pewno.
Zamyślił się chwilę i wybrał numer ciotki, lecz gdy tylko dziewczyna mruknęła w słuchawkę, usłyszał trzaśnięcie swoich drzwi.
– Poczekaj chwilę – poprosił i migiem zmienił miejsce pobytu z półpiętra na piętro.
– Gdzie, kurwa! – Teraz już odrobinę wkurzony chwycił matkę za fraki i bez większego wysiłku wciągnął z powrotem do mieszkania, po czym mocnym szarpnięciem posadził na kanapie.
– Puszczaj mnie, gówniarzu, idę szukać Lilly. – Ubrana już w buty i czystą koszulkę kobieta wzniosła głośny sprzeciw.
W telefonie, który wciąż trzymał w dłoni, nadal trwało połączenie.
– Nigdzie nie idziesz, rozumiesz? Mało ci jeszcze komedii, mało jeszcze narobiłaś?! – ryknął chłopak.
Był wściekły faktem, że matka nie dość, że pije, przysparza rodzinie problemów, to jeszcze psuje mu fazę.
– Puszczaj! – brnęła uparcie Sophie i znów chciała wstać, lecz w końcu chłopak nie wytrzymał i trzasnął ją po twarzy, kolejny raz sadzając na łóżku.
– Kurwa, uspokój się! – zawył.
Sophie się wystraszyła i natychmiast wyciszyła i dopiero teraz David usłyszał dochodzący z komórki szum.
– Sorry – burknął w słuchawkę, wychodząc do kuchni.
– David, co tam się dzieje, do jasnej cholery?! – wrzasnęła zdenerwowana ciotka, musiała przecież wszystko słyszeć.
– Nic.
– Kurwa, David, uderzyłeś ją?! – grzmiała Lauren.
– Nie, podsadziłem tylko na dupie, bo jeszcze nie wytrzeźwiała, a już gdzieś się wybiera – warknął David, co chwila zaglądając na korytarz, czy kobieta przypadkiem nie postanawia zwiać.
– Zaraz tam będę i wtedy porozmawiamy, rozumiesz?! – zaszumiała groźnie dziewczyna, która była już bardzo rozgniewana.
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo Lauren się rozłączyła. Od razu poczuł się nieswojo. Nigdy jeszcze nie kłócił się z ciotką, a jeśli już, to na pewno nie tak. Słyszał, jaki był jej obecny humor i nastawianie do niego i mimo że proszek nadal go trzymał, trochę wystraszył się tego spotkania. Wiedział, jaka jest, że jest twarda i nigdy nie bawi się w kotka i myszkę, dlatego jego obawy były w pełni uzasadnione. A pierdolę to, teraz ja będę winny? A niech tylko fiknie. – Wygrażał w duchu i drapieżnym krokiem wrócił do matki.
– Przepraszam – Ukucnął przed nią.
Sophie milczała. Czerwień policzka była widoczna, przez co Davidowi zrobiło się odrobinę głupio.
– Mamo, przepraszam. – Usiadł obok i objął rodzicielkę. – Przepraszam, ale już nie wytrzymałem, rozumiesz?
– Chcę wyjść z domu – mruknęła Sophie.
– Lilly jest u Lauren, zaraz przyjadą – wyznał w końcu David.
Mina, jaką w tej chwili zrobiła Sophie, zasługiwałaby bez dwóch zdań na nagrodę Nobla w kategorii: „zdziwienie plus szok”, oraz owacje na stojąco.
– Jak to „u Lauren”? Jak to „przyjadą”? Ona jest w domu? – wystękała Sophie, gdy minął pierwszy, psychiczny wstrząs, aczkolwiek słychać było, że ciężki głaz spadł jej z serca.
– Tak, jest na urlopie. Lilly u niej nocowała po tym, jak ją wczoraj odebrałem z komisariatu. Nadal w opinii postronnych ludzi jesteś bez winy, wiesz o tym? Twoja córka naprawdę mnie zaskakuje, ale ty nadal nie umiesz tego docenić, prawda? – burknął David, któremu ponownie zaczynał odpalać się lont.
Sophie po raz kolejny zamilkła i wbiła wzrok w leżące na nogach dłonie. David nie miał już chęci jej dręczyć, teraz myślał o spotkaniu z ciotką. I nagle coś mu zaświtało. Nie ruszając się z miejsca, wyjął telefon i wykręcił numer Amy, lecz było tak, jak mówiła Cindy – numer był niedostępny. Zaczął się powoli denerwować, nie mając pojęcia, co dzieje się z dziewczyną, lecz nie zdążył pogrążyć się w obawach, bo właśnie zazgrzytał klucz w zamku i po chwili delikatnie otworzyły się drzwi. Spojrzała na Sophie – struchlała.
Do pokoju pierwsza wbiegła Daisy, po niej Lilly, uwieszając się od razu na szyi Sophie, na końcu zaś w progu pojawiła się Lauren, trzymając w dłoni kluczyki i plecak dziewczynki.
– Lilly, dzięki Bogu, nic ci nie jest. Przepraszam – wybełkotała Spohie, dusząc córkę i zupełnie nie zwracając uwagi na siostrę.
David siedział obok matki i bacznie wpatrywał się w milczącą ciotkę – jej mina była bardzo zastanawiająca.
– Mamo, udusisz mnie – wysapała w końcu małolatka i uwolniła się z uścisku kobiety, aby przykleić się do brata.
Lauren zmieniła miejsce pobytu z drzwi na środek pokoju, kładąc po drodze plecak przy ścianie. Nadal się nie odzywała, gapiła się tylko na siostrę, jakby nie wierzyła w to, co widzi; że jak dorosły, mający obowiązki człowiek może doprowadzić się do takiego stanu? Nie do końca uczesane włosy, zaczerwienione oczy i trzęsące się ręce, ten obraz sponiewieranej kobiety chyba dogłębnie przeraził brunetkę.
– Dlaczego nie zjadłaś śniadania? – przemówił w końcu David, widząc, że w salonie zaczyna gromadzić się burzowa chmura.
– Nie chcę – pisnęła radośnie dziewczynka; fakt, że matce nic nie jest i że jest w domu, wyraźnie ją uspokoił.
Lauren wyszła do kuchni i David po chwili usłyszał stawiany na kuchenkę czajnik i pstryczek zapalnika.
– Zrób mi też! – krzyknął i ponownie spojrzał na siostrę. – Chcesz coś zjeść?
– Nie.
– Mała, jak to nie? Pójdziesz do szkoły głodna?
– Nie chcę, zjem w szkole. Ciocia specjalnie poszła rano do sklepu po masło orzechowe i mam dwie kanapki – oświadczyła z dumą Lilly, gapiąc się na brata.
– Lilly! – upomniał ją David, bardzo niezadowolony z faktu, że tak wykorzystała zawsze łagodne w stosunku do niej, podejście dziewczyny.
Małolatka spuściła głowę.
– Mała, pójdę, zrobię kawę, zaraz wracam – mruknął chłopak i udał się za ciotką.
Lauren stała oparta o kuchenkę i tępo gapiła się w czajnik.
– Za mało nasypałaś – Oświadczył chłopak, zaglądając do jednego z kubków i zaraz dorzucił łyżeczkę proszku.
– Masz mleko? – mruknęła Lauren, słychać było jej smutek, a może i załamanie po zapoznaniu się z sytuacją.
David postawił na stole resztki białego płynu i stanął obok ciotki.
– Co jest? – zapytał.
– Nic, nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle. Co ona wyprawia?
– Mówiłem ci – warknął chłopak.
– Ile ona wczoraj wypiła, że dziś tak wygląda? A żeby musiała iść do pracy? No po prostu nie chce mi się wierzyć…
Czajnik zaczął wydawać irytujący gwizd.
– Siadaj, sam zrobię – nakazał chłopak, odsunąwszy dziewczynę od kuchenki i zalał obie kawy, stawiając je po chwili na stole, obok cukru.
– Na którą idziesz do pracy? – zapytała dziewczyna.
– Miałem iść na ósmą, ale widzisz…
– To mleko jest już niedobre. – Lauren oświeciła siostrzeńca, wąchając zawartość butelki.
– Jak to? Przecież niedawno kupiłem – powiedział chłopak i idąc w ślady Lauren, także wsadził nos w otwór butelki. – Liiillyyy!
– Nie krzycz! – Oburzyła się brunetka.
Małolatka zjawiła się po chwili w towarzystwie plączącego się pod jej nogami psa.
– Skocz na dół po mleko – poprosił David, wręczając siostrze dziesięć dolarów.
– David, nie trzeba – wtrąciła Lauren.
– Nie, ciociu, mogę pójść i wezmę Daisy – zaoferowała się Lilly.
Lauren się wyciszyła i Lilly sekundy później trzasnęła wejściowymi drzwiami.
– Lauren, dlaczego to robisz? – zapytał chłopak, wywołując niemałe zdziwienie na twarzy młodej kobiety.
Dziewczyna nic nie zrozumiała.
– Czemu jej ustępujesz? Specjalnie chodziłaś do sklepu po masło orzechowe? – wyjaśnił, przyjaźnie wygiąwszy usta.
– Przestań, mam sklep pod blokiem.
– Ale tu nie o to chodzi. Naucz ją się wykorzystywać, to zobaczysz. Ona i tak już za dużo bryka.
– David, wyluzuj, dobra? Poza tym możesz mi wyjaśnić, dlaczego uderzyłeś matkę? – Lauren zmieniła temat, przeszywając siostrzeńca chmurnym wzrokiem.
– Nie uderzyłem.
– David, nie kłam, dobrze? Do tego dość mocno ją uderzyłeś, skoro słyszałam to przez telefon.
– No i dobra, bo mnie wkurwia, rozumiesz? Poniosło mnie, nie wytrzymałem. Masz jakieś żale, do cholery? Wczoraj myślałem, że chuj mnie strzeli, jak mi młoda zginęła, przejechałem całe miasto, prosząc jebanego losu, żeby nic jej się nie stało. I ty mi się dziwisz? Każdy ma jakiś granice, ja swoją już dawno przekroczyłem, przy pomocy tej suki zresztą! – Uniósł się chłopak.
W pełni rozumiał pretensje ciotki, aczkolwiek z drugiej strony nie mógł przeboleć, dlaczego nawet w takiej sytuacji nie może odpuścić i chociaż raz przyznać mu racji.
– Ale David, to jest twoja matka. Trzeba jej pomóc, a nie ją bić – kontynuowała spokojnie brunetka.
– No i dobrze, jeszcze za mało oberwała – warczał chłopak, lecz już się nieco uspokoił.
Lilly wróciła i postawiła na stole karton mleka.
– Tak szybko? – Zdziwił się David.
– Nikogo nie było – odparła małolatka, oddając mu resztę.
– Weź do szkoły. Która w ogóle godzina? – Chłopak spojrzał na ścianę, ale zaraz szeroko się wyszczerzył, zapomniał, że przecież wywalił zegarek.
Otworzył szafkę pod zlewem i wyjął sprzęt z kosza, patrząc przelotnie na ciotkę.
– A można wiedzieć, co ty robisz? – Zaśmiała się Lauren. – Wpół do dziewiątej – dodała.
Lilly wróciła do Sophie.
– Złom nie działa, to znaczy już nie wiem, czy działa. Młoda podmieniła baterie – wyjaśnił wesoło David.
– Ale to nie znaczy, że trzeba go wyrzucać – zbeształa go uśmiechnięta dziewczyna, upijając łyk kawy, lecz nagle wyjechała: – David, dlaczego jesteś bardziej naćpany, niż byłeś?
Chłopaka przytkało.
– A skąd możesz wiedzieć?
– Zobacz, jakie masz oczy.
– No to co? Zarzuciłem wczoraj, po oczach długo widać – bronił się chłopak.
– Po oczach? Przecież ciebie całego nosi – stwierdziła spokojnie dziewczyna, popijając kawę.
– Aj dobra, przestań. – David się zirytował.
– No i widzisz? Masz pretensje do matki, a sam co robisz? – naciskała brunetka, ponownie napinając chłopakowi żyłkę.
– Koniec tematu!
– David, chcesz popaść w gówno? Amfa to nie zabawa, to najgorszy syf, jaki może być, rozumiesz? Koka cię tak nie wymóżdży, jak to. Oczywiście absolutnie nie namawiam cię do kokainy, chcę cię tylko uświadomić.
– Powiedziałem koniec tematu, ok? – powtórzył David. Miał dość tej paplaniny i najchętniej wyszedłby już z domu.
Zadzwonił telefon chłopaka. Spojrzał – Betty. Zdziwił się bardzo, ale zaraz nacisnął zieloną słuchawkę.
– Niedługo będę – wytłumaczył się od razu.
– Nie o to chodzi. Davidku, czy mógłbyś kupić mi po drodze chleb, mleko i jakiś sok? O ile masz pieniądze oczywiście – poprosiła ciepło starsza pani.
– Nie ma problemu. Betty, ale skłamałem, będę dopiero po dziesiątej, muszę odwieźć siostrę do szkoły. Przepraszam, wiem, że miałem być o ósmej, ale tak wyszło.
– W porządku, pasa jeszcze nie przyszykowałam. – Zaśmiała się kobieta.
– To super, że się rozumiemy. Na ciebie, kochana, zawsze można liczyć. – David znowu zaczął dowcipkować.
– Czy już wszystko dobrze? Po naszej wcześniejszej rozmowie trochę się martwię.
– No jasne, lepiej być nie może.
– To się cieszę i już nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
– Mówi się do zobaczyska – rzucił rozweselony David, cały czas krążąc po kuchni jak nakręcony.
– Dobrze, zapamiętam. To czekam. – Betty się roześmiała i zakończyła rozmowę.
Lauren się nie odzywała, lecz pytania sugestywną mina wymalowane były na jej twarzy.
– Moje nowa szefowa – poinformował chłopak, także upijając z kubka.
– I dalej mi twierdzisz, że nie ćpałeś? Po samej twojej rozmowie widzę, że jesteś ostro nabity – Brunetka wznowiła temat.
– Która godzina? – Tyle otrzymała w kwestii odpowiedzi.
– Dochodzi dziewiąta. – Westchnęła zrezygnowana Lauren, podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę salonu.
David, wiedząc, co zamierza, ruszył w ślad za nią. Sophie już nie siedziała, tylko leżała, natomiast Lilly bawiła się z psem w swoim pokoju, o czym świadczyły dziwne piski i wesołe warczenie.
Brunetka ponownie stanęła na środku, przyjmują bojową pozę. David znowu spojrzał na matkę – patrzyła przed siebie, udając zupełną obojętność.
– I co zamierzasz dalej z tym wszystkim robić? – zapytała Lauren, robiąc to tak zimno, że Davida aż ciarki przeszły.
Sophie natychmiast uciekła wzrokiem, nerwowo ściskając brzeg koca, wydawała się przerażona.
– Słucham!
Starsza z kobiet milczała jak zaklęta, zatem Lauren stanęła przy telewizorze i oparła się o stojącą pod nim komodę. Teraz wzrok siostry miała dokładnie przed sobą, jednak Sophie w okamgnieniu zmieniła miejsce obserwacji, była wyraźnie spłoszona.
– Spójrz na mnie! – nakazała brunetka, zniecierpliwiona ignorancją siostry. – Może byś łaskawie usiadła? Musimy porozmawiać.
Sophie nie reagowała, wciąż gapiła się w dal, coraz bardziej gorączkowo gniotąc brązowy pled.
David nie dziwił się zachowaniu matki, obecna prezencja ciotki absolutnie nie zachęcała do konwersacji, zwłaszcza takiej, jaką zamierzała przeprowadzić w tej chwili z siostrą. Znał Lauren aż za dobrze i pomimo iż kiedyś także ostro rozrabiała, wiedział, jaką zimną osobą potrafi być, zwłaszcza, jak się wkurzy. Była sporo młodsza od Sophie, lecz to nie przeszkadzało w tym, aby matka przestraszyła się dziewczyny. Mimo sporej różnicy wieku Lauren od zawsze była silniejsza psychicznie, ale i chyba także fizycznie. David, będąc jeszcze małym chłopcem, kilka razy miał zaszczyt widzieć, jak obie panie wdawały się w bójkę. Lauren mimo iż miała tylko trochę powyżej dwudziestu lat, zawsze wygrywała z siostrą. Gdy zaczynały się kłócić, zazwyczaj kończyło się to szarpaniną, po której Sophie przeważnie rezygnowała, lecz jeśli doszło już do ostrej konfrontacji, Lauren zawsze znalazła sposób, aby chwycić ją za włosy, wykręcić rękę, lub znaleźć inną metodę, by powalić ją na ziemię. I na tym przeważnie bójka się kończyła. Kilka razy zdarzyło się jednak, że Sophie nie potrafiła sobie poradzić, przez co dość ostro obrywała po twarzy, i wtedy już nigdy nie chciała lub po prostu bała bić. A może najzwyczajniej w świecie nie była typem wojownika, dlatego też zawsze Lauren była górą? David jednak widział to całkiem inaczej – że matka po prostu nie umiała się bić, gdzie w tym czasie towarzystwo, w jakim obracała się ciotka, sumiennie uczyło ją życia.
Lauren za młodu potrafiła naprawdę ostro dać czadu. Były ucieczki z domu, kradzieże i rozróby, co łączyło się z oczywiście konfliktami z prawem; nieustanne imprezy, alkohol, a nawet narkotyki, chłopak do tej pory nie jest pewien czy ciotka, mieszkając sama, nie lubi sobie czegoś od czasu do czasu zaaplikować. Przez jakiś czas dziewczyna swoimi działaniami zapracowała sobie także na kuratora i nawet, jak zdarzyło się, że kilka razy odwiedziła areszt, przez co otarła się o zakład poprawszy, wciąż miała to wszystko gdzieś. Szalała nadal i było jej z tym dobrze.
I kto by pomyślał, że ta od zawsze grzeczna i dobrze ucząca się starsza z sióstr zatrzyma się w miejscu, w którym się obecnie znajduje, a będąca niegdyś diabłem wcielonym Lauren uspokoi się, znajdzie dobrą pracę i w bardzo pozytywny sposób ułoży sobie życie? Tylko faceta jej brak, choć tego także David nie może być pewien. Pomimo że od zawsze był z nią bardzo zżyty, nie rozmawiali dość długo, ostatnio na pewno z dobre trzy lub cztery miesiące temu. Przez ostatnie problemy zupełnie zapomniał o dziewczynie, poza tym Lauren, jako menadżer dużej firmy odzieżowej, bardzo często wyjeżdżała i naprawdę ciężko było ją złapać. David na początku dziwił się, dlaczego kupiła tu mieszkanie, skoro więcej czasu jej w nim nie ma, niż jest, gdy jednak dowiedział się dokładnie, czym się zajmuje, zrozumiał. Wyjeżdżała bardzo często, do różnych miast i musiała przecież gdzieś wrócić, aby odpocząć. Nie pojmował jednak, dlaczego ciotka nie postara się o pracę na miejscu, przecież taka gonitwa kiedyś ją wykończy. Wkurzał się, że tak rzadko się spotykają, no i jest Lilly, która ubóstwia kobietę i także bardzo tęskni.
Komentarze (3)
Mała wykorzystuje pozycję dziecka i skutecznie stawia na swoim – nie umieją jej odmówić.
Kolejne umoralnianie, które ląduje w szczerym polu. Nie wiem, co musiałoby się stać, aby Sophie wyszła z tej matni.
Zielonka, powiem ci, że też piszesz zdania tasiemce. 😊
„Proszek przyejmnie nim wstrząsnął, gdy tylko usłyszał jej miły, ciepły głos”.
„Mógłbym przyjechać już teraz, ale chciałbym zajechać do domu, nie było mnie całą noc – Chłopak się zaśmiał się”.
„Ale jedno i drugie mogą napędzić nie lada kłopotów, wiec najlepiej być bogatym…”
„Był wściekły faktem,” – tutaj nie pasi mi forma.
„Spojrzała na Sophie – struchlała” – Spojrzał.
„Były ucieczki z domu, kradzieże i rozróby, co łączyło się z oczywiście konfliktami z prawem”. 😘
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania