Zakręty losu cz. 26
– Czy możesz usiąść, proszę. – Ponowiła prośbę Lauren; David nie mógł się nadziwić, jakim cudem dziewczyna wciąż zachowuje stoicki spokój.
– Nie mam ci nic do powiedzenia – mruknęła wreszcie Sophie.
Lauren skrzyżowała ręce na piersiach.
– Naprawdę? Swoim dzieciom też nie? Co ty wyprawiasz, kobieto, nie masz już żadnego umiaru? Durna kretynko, zostawiłaś wczoraj Lilly w środku miasta, samą, to się u ciebie nazywa „nie mieć nic do powiedzenia?”. A gdyby coś jej się stało? To David zapierdala, jak może, a ty co? Straciłaś pracę, nie masz kasy i jeszcze przepijasz ostatnią? Skąd miałaś sto pięćdziesiąt dolców, skoro nie pracujesz?
– Odpierdol się.
– A może zaczęłaś już się puszczać? Wiesz co? Wcale bym się nie zdziwiła. Poza tym zobacz, jak ty wyglądasz? Kurwa mać, jak bezdomny menel, lump, choć i menel wygląda czasem lepiej. Ja na miejscu tych facetów kijem bym cię nie dotknęła – podsumowała soczyście brunetka, aż David otworzył usta.
– Uważaj na słowa, gówniaro! – zagrzmiała Sophie, w mig podnosząc się do pozycji siedzącej, lecz na Lauren nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, bo ani drgnęła, zaśmiała się tylko.
– David, mogę tu zapalić? – zapytała.
– Nie, nie możesz! – huknęła Sophie.
– Jasne – odparł chłopak.
Dziewczyna, ignorując sprzeciw siostry, uchyliła balkonowe drzwi i odpaliła niebieskiego LM’a. Mimo że usilnie starała się zaprezentować swoje opanowanie, David dobrze widział, że jest wściekła. Lauren, jak to Lauren, zawsze lubiła sobie pogadać, natomiast teraz stała w milczeniu i nerwowo pociągała dym za dymkiem, dłoń jej lekko drżała.
Lilly usłyszała krzyk i wybiegła z pokoju, uwieszając się po chwili na nodze ciotki. Daisy, korzystając z okazji, wyskoczyła na balkon i zaczęła szaleńcze tańce powodując, że Lauren wreszcie lekko wygięła usta.
– Ciociu, już po dziewiątej, musimy jechać – przypomniała dziewczynka, jakby zupełnie nie przejęła się tym, co dzieje się w salonie.
No tak, to już teraz ciotka... – Pomyślał David, uśmiechnąwszy się pod nosem.
Brunetka spojrzała na zegarek.
– Mała, dopiero dziesięć po, o której musimy wyjść?
– Najpóźniej dwadzieścia po.
– A dlaczego tak wcześnie? Do twojej szkoły jedzie się dziesięć minut.
– Ale mam pierwsze ćwiczenia i muszę się przebrać.
Lauren nie patrząc na to, czy zrzuci przypadkiem komuś peta na głowę, strzeliła niedopałkiem za balkon, zabrała psa i zamknęła drzwi. Chyba jednak jeszcze coś z jej buntu w niej zostało.
– Ej! – zagrzmiała do Sophie, opierając się o stół, gdyż kobieta znowu przyjęła pozycję leżącą, kładąc się twarzą do ściany.
– Lilly, idź jeszcze na chwilę do swojego pokoju – poprosił chłopak.
– A dlaczego? Może i ma osiem lat, ale przecież nie jest głupia i bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, co tu się dzieje – warknęła Lauren. – Wstawaj i ubieraj się, jedziemy do mnie – ponownie zwróciła się do Sophie, lecz kobieta ją zignorowała.
David zauważył, że ciotka zaczyna się coraz mocniej irytować, lecz nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony chciał, aby krewna w końcu potrząsnęła matką, z drugiej bał się, aby to wszystko nie wymknęło się przypadkiem spod kontroli.
– Słyszałaś, o co cię proszę? – naciskała ciotka.
– Nigdzie z tobą nie jadę, tu mi dobrze, poza tym źle się czuję – mruknęła Sophie.
– Wstań, zrobię ci drinka. – Lauren, spojrzawszy na Davida, postanowiła spróbować inaczej.
– Nie.
– Mamo, no jedź z nią, chyba cię nie pobije. Ja jadę do pracy i nie życzę sobie, żebyś została tu sama. Zaraz coś nawywijasz, a ja mam dość kłopotów, rozumiesz?
– Nie chcę, dajcie mi spokój – wydusiła Sophie, której ton głosu był coraz bardziej niepewny.
– Chyba wiesz, że ojciec jest na ciebie cięty? A nie pomyślałaś o tym, że baby z opieki mogą wpaść bez zapowiedzi? – kontynuował David.
– Chyba nie muszę ich wpuszczać, prawda?
– Kurwa, ale zaraz wyleziesz, i jak, nie daj Boże, zobaczą cię najebaną? – Uniósł się chłopak, który powoli tracił cierpliwość.
– Nigdzie się nie wybieram.
– Nieee? Ty się, nie wybierzesz? Żarty jakieś. – David zaśmiał się ironicznie.
– Możesz mnie zamknąć.
– Zamknąć? Nie, nie zamknę cię, nie zamyka się w dom dorosłych ludzi, zresztą żadnych ludzi, chociażby ze względów bezpieczeństwa.
– KURWA MAĆ, WSTAWAJ, DO JASNEJ CHOLERY, NIE MAM CZASU SIĘ TU Z TOBĄ PIEŚCIĆ! – wrzasnęła dziko Lauren, szarpnęła siostrę za ubranie i migiem posadziła na kanapie.
– Ciociu! – krzyknęła przerażona Lilly, nigdy przecież nie widziała kłótni obu pań.
Brunetka natychmiast puściła Sophie i przeszła na drugi koniec stołu, gdzie stała małolatka.
– Lilly, przepraszam, wystraszyłam cię? – Ukucnęła przed siostrzenicą.
Dziewczynka pokiwała głową.
– Przepraszam – powtórzyła Lauren i mocno przytuliła do siebie głowę siostrzenicy, chowając dziewczynkę całą w swoim objęciu. – Przepraszam, nie powinnam krzyczeć.
– Dobra, mała, zaraz wpół do dziesiątej. Wskakuj w buty i jedziemy, spóźnię się do pracy.
– Przecież miałam jechać z ciocią? – wzburzyła się Lilly, po strachu nie został nawet ślad.
– Lilly, ale ja muszę zająć się mamą. Jutro cię zawiozę, ok? – obiecała Lauren.
– Nie! – krzyknęła dziewczynka, zabawnie marszcząc brwi.
– Lilly, jedź z Davidem, po szkole przyjedziesz do cioci – mruknęła nagle Sophie, spojrzawszy na siostrę.
Zdziwiony David spojrzał na matkę i odetchnął z ulgą.
– Ale na pewno? – dopytywała Lilly.
– Tak, na pewno – potwierdziła niemrawo Sophie i wstała. – Wezmę tylko jakieś ciuchy – bąknęła do siostry i po chwili zniknęła w łazience.
Lilly pobiegła się ubierać i David od razu zapytał:
– Jesteś pewna, że chcesz się na to pisać? Ona naprawdę potrafi wkurwić.
– David, to moja siostra, znam ją trzydzieści trzy lata – odparła spokojnie Lauren, uśmiechnąwszy się w końcu uczciwie. – Posiedzi, zje coś… Przynajmniej nie będzie chlać, a ty będziesz spokojny. Zrobię jej ze dwa, trzy słabe drinki, bo wiem, co to zjeba, odbiorę Lilly, a ty po pracy przyjedziesz.
– Przyjadę dopiero około czwartej – piątej, mam jeszcze sprawę do załatwienia.
– Ok, mamy przecież telefo…
Nie skończyła, bo przerwała jej wbiegająca jak strzała do pokoju siostrzenica.
– David, już, spóźnimy się – szarpnęła brata, dziwnie podekscytowała, chyba bardzo lubiła te nieszczęsne ćwiczenia.
– Dobrze, już idziemy.
Kurwa, nie wziąłem prysznica, ani nic, nie przebrałem się. – Pomyślał chłopak.
Po chwili jednak doszedłszy do wniosku, że w pracy i tak się upaćka i będzie musiał zajechać do domu, dał spokój tematowi, poza tym miał ważniejsze sprawy na głowie, a mianowicie – Amy.
Poszedł do sypialni i przyniósł komórkę matki, którą położył na stole.
– Jak będę jechał, zadzwonię. – Spojrzał na Lauren, zabrał od Lilly plecak, gdyż był dość ciężki, sprawdził jeszcze kieszenie, czy ma kluczyki i teraz już pośpiesznie opuścił z siostrą mieszkanie.
– David, dlaczego ciocia szarpała mamę? – zapytała dziewczynka, gdy tylko wyszli na klatkę.
– Mała, nie szarpała, tylko chciała, żeby mama wstała – odparł łagodnie chłopak.
– Ale szarpała – Lilly nie odpuszczała.
– Lil, one są dorosłe, poza tym ciocia jest siostrą mamy inie zrobi jej krzywdy, jeśli do tego dążysz.
– Wiem, że nie, bo mama jest starsza i silniejsza – stwierdziła z dumą małolatka, wywołując w chłopaku wybitną radość.
– No właśnie – mruknął, usiłując się nie roześmiać.
Wsiedli do Mazdy i Lilly od razu zapięła pas.
– Czyj to samochód? A gdzie jest tamten? – zapytała, mimo że już nim jechała.
– Przecież wiesz, że nie był mój.
Auto ruszyło.
– Ale tamten był fajniejszy, było tak wyżej, a teraz jest tak nisko i nic nie widać . Nie podoba mi się – marudziła dziewczyna, zabawnie się nadąsając.
– Lilly, nie wymyślaj, dobrze? Zawsze możesz jechać autobusem, nie widzę absolutnie żadnego problemu. Poza tym i tak będziesz nim jeździć, bo ja mam nową pracę i nie będę mógł cię wozić.
– Ale ciocia będzie – odparła Lilly, bardzo pewna siebie.
– Ciocia po niedzieli wraca do pracy.
– To jeszcze pięć dni, czyli cztery dni wożenia. – odparła Lilly, bardzo z siebie zadowolona.
– W sobotę znowu masz szkołę? – zapytał David, nie będąc szczególnie zachwyconym tą informacją.
– Tak, przecież mamy kółko plastyczne.
– Lilly, i po co ci to? – Zaśmiał się chłopak.
– Bo będę malarką – odparła z pełną godnością małolatka i śmiech Davida natychmiast zamienił się w dziki rechot.
– Nie odzywam się do ciebie! – krzyknęła oburzona Lilly i odwróciła głowę stronę szyby.
David nie dał rady odpowiedzieć, chichotał tylko, siostra rozbroiła go na amen. Radość trwała dłuższą chwilę, w końcu David zapytał:
– Ile zostało ci z mleka?
– Nie odzywam się – przypomniała Lilly, nie odrywając wzroku od okna.
– Lilly… – brechał chłopak.
– Osiem i pół dolara – mruknęła dziewczynka, operując obrażoną miną. Wyglądała przezabawnie.
– Czyli wystarczy ci do szkoły?
– Tak.
– Na pewno wszystko wzięłaś?
– Tak.
– Dobra, zmykaj, już za piętnaście. Ciocia przyjedzie po ciebie około czwartej, więc czekaj na nią jak zawsze, ok?
– Ale przecież miałeś iść, powiedzieć, czemu mnie wczoraj nie było – przypomniała dziewczynka.
Chłopak zrobił większe oczy, zupełnie o tym zapomniał. Od razu spojrzał na siebie od góry do dołu, ale wyglądał normalnie, wysiadł więc i ruszył z dziewczynką do budynku. Był odrobinę zestresowany, zdawał sobie sprawę, do jakiego stopnia powiększone są jego źrenice i obawiał się, czy aby przypadkiem nauczycielka tego nie zauważy. Była pedagogiem, na pewno znała się na takich rzeczach. Dobra, jakoś przejdzie, nie muszę się na nią gapić. – Dodał sobie otuchy i otworzył przed siostrą drzwi. Gdy tylko weszli do środka, Davida już od samego progu prawie nie przewrócił jakiś biegnący szaleńczo chłopak. No kurwa, gówniarze – Warknął w duchu chłopak. Cały korytarz wypełniony był wrzaskami tłumu dzieciaków i gdyby David nie był w tej chwili na prochu, zapewne od razu dostałby nerwicy.
Zatrzymali się na końcu holu i chłopak spojrzał na Lilly.
– Gdzie jest twoja nauczycielka?
– Teraz nie mamy z nią, czyli pewnie w pokoju nauczycielskim. Ale zaczynamy z nią dopiero o jedenastej, więc może jeszcze jej nie ma – wyjaśniła nieco płochliwie dziewczynka, bojąc się chyba, że David się wkurzy.
– Lilly… – Chłopak skrzywił twarz.
– Przepraszam, zapomniałam.
David tylko westchnął i moment później doszli do sali pedagogów. Chłopak zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć nazwisko nauczycielki, lecz nie potrafił.
– Jak się nazywa, bo nie pamiętam – zapytał siostrę.
– Annie Silvers. David, muszę iść, spóźnię się – oświadczyła dziewczynka, spoglądając na wiszący nad drzwiami zegar.
– Dobra, zmykaj. I czekaj na ciocię, rozumiesz? Najlepiej nie oddalaj się od budynku szkoły, ciocia cię znajdzie – nakazał David, którego nagle opanował jakiś dziwny, zupełnie niezrozumiały niepokój.
– Dobrze – odparła Lilly i taszcząc czarno-biały plecak, szybko zniknęła mu z oczu.
Co ona tam nosi? – pomyślał, nie rozumiejąc, co takiego może być potrzebne ośmiolatce, że plecak jest tak ciężki i wyglądem zaczyna przypominać kulę.
Zapukał do drzwi i delikatnie je uchylił. W środku siedział jakiś siwy facet, młody trener, i ku jego olbrzymiej radości – nauczycielka małolatki. Młoda kobieta podniosła na niego wzrok znad białego kubka, gdy tylko wsadził głowę do środka.
– Dzień dobry. Pani Silvers, możemy porozmawiać? – Wyszczerzył zęby.
David rozmawiał z nauczycielką zaledwie dwa, może trzy razy i od razu bardzo polubił dziewczynę. Była miła, ciepła i niesamowicie wyrozumiała, do tego niezwykle wygadana.
– Oczywiście. – Annie się uśmiechnęła, wstała i ruszyła w kierunku chłopaka. – Bardzo dobrze, że pana widzę, także chciałam porozmawiać – oznajmiła, zamykając za sobą drzwi.
David z miejsca się zaniepokoił, ale zaraz rzekł:
– Chciałem wytłumaczyć wczorajszą nieobecność Lilly. Mieliśmy nieoczekiwany wyjazd i po prostu nie miałem jak zadzwonić.
– To żaden problem – odparła młoda kobieta. – Ale panie Davidzie… – mruknęła, robiąc bardzo zastanawiająca minę, po czym zamilkła na chwilę.
Chłopak jej nie poganiał, aczkolwiek zdenerwowanie wzrosło i tym razem nawet proszek już nie pomógł. Chłopak chciał jak najszybciej wiedzieć, o co chodzi, ton głosu dziewczyny był naprawdę niepokojący i nie wróżył dobrych wieści.
– Lilly… – wydukała kobieta, jakby ciężko jej było przejść do sedna. – Panie Davidzie, czy Lilly ma jakieś problemy? – wydusiła w końcu.
Chłopakiem wstrząsnęło, jakby ktoś dał mu w twarz.
– Nie… raczej nie, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem – odpowiedział, starając się zachować spokój i przy okazji powstrzymać się, aby nie patrzeć jej w oczy. – I może pani mówić mi po imieniu? Głupio się czuję – poprosił.
– Panie Davidzie, wolałabym bardziej formalnie. Lilly … coś się dzieje z pańską siostrą. Zrobiła się ostatnio bardzo nerwowa, często zapomina o lekcjach i ma duże problemy z koncentracją. Czasem coś do niej mówię, ale ona mnie nie słucha. Cały czas jest zamyślona, zupełnie nieobecna, jakby żyła w innym świecie – oznajmiła przejęta nauczycielka.
Davida zamurowało i od razu pomyślał o matce.
– To nie wszystko – kontynuowała Annie. – Odkąd pamiętam, Lilly zawsze była koleżeńska i bardzo dobrze dogadywała się z dziećmi, teraz, niestety, niemal codziennie wdaje się w kłótnie, nawet z błahych powodów, przy czym często krzyczy. No i zrobiła się opryskliwa… to znaczy nie do mnie, absolutnie, ale do innych uczniów. I co najgorsze – Lilly zrobiła się agresywna. Dwa dni temu przyszła do nas nowa dziewczynka i nie znając jeszcze klasy, nieświadomie usiadła na jej miejscu. Pańska siostra poprosiła ją, aby je zwolniła i gdy Diana odmówiła, Lilly ją popchnęła, lecz zrobiła to tak impulsywnie, że przewróciła koleżankę razem z krzesłem na podłogę.
David wywalił oczy, nie dowierzając w to, co słyszy.
– Spokojnie, proszę się nie denerwować, to był pojedynczy incydent. Ale Panie Davidzie, to już jest sygnał, że coś jest nie tak, nie uważa pan? Próbowałam dzwonić do pańskiej matki, niestety, nie odbiera telefonu. Czy Lilly przekazała jej, że prosiłam, aby zjawiła się w szkole?
To już totalnie dobiło chłopaka, ale szybko pozbierał się do kupy.
– Nie wiem, szczerze mówiąc… nie mam pojęcia – bąkał, będąc w kompletnym szoku.
– Panie Davidzie, chciałby, aby pan wiedział, że bardzo niepokoi mnie zachowanie Lilly, czy może pan mi powiedzieć, co się dzieje?
– Pani Silvers, zapewne pani wie, że moi rodzice się rozwiedli? – Chłopak w okamgnieniu znalazł wytłumaczenie.
– Oczywiście.
– No i sytuacja jest taka, że ojciec Lilly, który zabierał ją co weekend, ostatnio bardzo często wyjeżdża, przez co mała praktycznie od dwóch miesięcy się z nim nie widuje. Jest bardzo zżyta z ojcem i myślę, że to może być powodem. Bardzo tęskni.
– No dobrze, ale nie uważa pan, że taki zachowanie to może być coś więcej, niż zwykła tęsknota? Martwię się, Lilly to naprawdę wspaniała dziewczynka i nie chciałabym, żeby narobiła sobie kłopotów, albo, nie daj Boże, komuś krzywdę – rzekła smutno Annie.
– Pani Silver, gwarantuję, że wszystko jest w porządku, po prostu brak jej ojca. W domu jest wszystko ok i zapewniam panią, że nie ma pani powodu do niepokoju. Porozmawiam z nią dziś i zaświadczam, że jeśli coś się dzieje, dowiem się tego. Lilly od zawsze była ze mną szczera, bardziej niż z matką, więc jestem pewien, że uda mi się z nią pogadać – przekonywał chłopak. – A co do telefonu, proszę dzwonić do mnie, dobrze? Mama długo pracuje, do tego o różnych porach, czasem nawet musi wyjść z domu nieoczekiwanie. Ona po prostu nie ma czasu, poza tym, szczerze mówiąc, sam wolałbym zasięgać informacji w sprawie siostry.
– Dlaczego? – zapytała kobieta, nie ukrywając zdziwienia. – Jest pan jej prawnym opiekunem?
– Nie, jest nim mama, ale martwię się i prosiłbym o informowanie mnie, nie mamę. Jak już mówiłem, ona jest bardzo zabiegana i myślę, że ja będę w stanie rzetelniej zająć się sprawami siostry. Pracuję tylko do popołudnia, odbieram ją ze szkoły, po prostu to ze mną Lilly spędza większość dnia – przekonywał chłopak, któremu amfetamina i nieokiełznany język wypychał na usta coraz to bardziej przekonującą mowę.
– Yhymmm… rozumiem – mruknęła Annie, zadumawszy się przez moment. – No dobrze – rzekła po chwili – ale panie Davidzie, mimo wszystko chciałabym spotkać się z panię Brooks. Nie będzie z tym problemu?
– Myślę, że nie. Powiem jej, żeby do pani zadzwoniła i się z panią umówiła.
– Na to liczę – skwitowała dziewczyna, nieco luźniej się uśmiechnąwszy, wyglądała, jakby David dodał jej otuchy i trochę ją uspokoił. – Proszę poczekać, wezmę telefon, zapiszę pański numer – poprosiła nauczycielka i zniknęła w gabinecie.
David stał jak słup, nie mogąc poskładać myśli, do tego monolog, który z siebie wylał, znacznie podkręcił działanie narkotyku. Lilly i agresja? Nie może się skupić, opryskliwa…? – Drążył temat, szukając w głowie jakichś racjonalnych powodów. Matka owszem, piła, ale nie sądził, aby to był aż tak wyraźny bodziec do zmiany zachowania Lilly. Przecież prócz tego, że czasem sam pokłóci się z Sophie, lub nawet na nią nawrzeszczy, nie jest chyba czymś, co mogłoby aż tak rażąco wpłynąć na dziewczynkę. Przecież poza tym w domu jest wszystko ok, więc o co chodzi?
Pogubił się, nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. A może coś u ojca?” – Przyszło mu nagle na myśl. Ale co? Nie mógł dojść przyczyny, poza tym jeszcze jedno go dręczyło – dlaczego nic nie zauważył? Był pewien, że zachowanie Lilly jest takie, jak zawsze, dlatego nie wiedział, jakie wyciągać z tego wnioski.
Annie wyszła z pokoju z kartką i długopisem.
– Dobrze, proszę mówić, zapiszę – Uśmiechnęła się.
David podał numer, odwzajemniając uśmiech, pożegnał się, podając rękę dziewczynie i już chciał odejść, lecz go zatrzymała.
– Proszę, jakby coś złego działo się z Lilly, zadzwoń do mnie, dobrze? – poprosiła nauczycielka, zadziwiając chłopaka przy okazji tym całkowicie wyluzowanym „ty”.
Przecież miało być formalnie.
Obiecał w razie kłopotów zatelefonować i minutę później siedział już w aucie, nadal nie mogąc uwierzyć w słowa, które usłyszał z ust Annie. Kurwa, jakby mało było problemów, – Wściekł się, wciągnął kolejną, niewielką działkę, po czym odpalił auto i ruszył w stronę przedmieść.
Nie przejechał nawet dwustu metrów, kiedy piknął sms. Zatrzymał się i odczytał: „Bądź o 16:00 i wejdź od zaplecza, możliwe oko”. Natychmiast domyślił się, że to ktoś z knajpy, nie wiedział tylko, kto. Od razu pomyślał o Judy, bo przecież Tyrone dzwonił, więc posiada jego numer, aczkolwiek wątpił, aby to ona napisała. Po swoim dzisiejszym wybryku?
Z drugiej strony jednak przypominając sobie, jak była agresywna i chamska wywnioskował, że osoba z takim charakterkiem na pewno nie miałaby wyrzutów sumienia i nie wstydziła się wysłać wiadomości. Był pewien, że ma w dupie ma to, że zrobiła z siebie kompletną kretynkę, do tego już na pewno już o tym zapomniała.
Zaśmiał się ironicznie pod nosem i ruszył w dalszą drogę, postanawiając nie zawracać sobie tym głowy. Spojrzał na deskę rozdzielczą – dziesiąta dwanaście. Docisnął mocniej wiedząc, że jest już spóźniony, a przecież nie jechał od razu do domu Betty. W centrum zastał korek, więc zanim przy ogromie przekleństw, które ciężką chmurą wulgarności zawisły we wnętrzu pojazdu, dojechał do domu ukochanej, dochodziła za piętnaście jedenasta. Nie był wściekły, ale zły i owszem, do tego tym razem wziął za mało, bo już po pół godzinie poczuł lekki niedosyt. Wcześniej bał się przesadzić, a teraz chętnie by sobie podbił.
Zatrzymał się pod samą bramą i wysiadł. Posiadłość nie wyróżniała się niczym szczególnym, wyglądała tak samo jak wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. Brama była zamknięta, ale i samochodu Amy nie wypatrzył, doszedł więc do wniosku, że chyba pojechała do sklepu. Zadzwonił na jej numer, lecz komórka nadal była wyłączona. Zupełnie nie rozumiał, co się stało. Zadumał się chwilę, po czym podszedł do domofonu i nacisnął guzik. Czekał chwilę i wcisnął ponownie. W rezultacie nie doczekał się na odzew, wsiadł więc do wozu, ponownie zażył narkotyku i odjechał.
Wjeżdżając na osiedle, na którym mieszkała staruszka, zrobił jej zakupy w znajdującym się niedaleko jej domu sklepie i równiutko o jedenastej dziesięć pukał do jej drzwi. Otworzyła mu z szerokim, ciepłym uśmiechem.
– Cześć – mruknął niewyraźnie, wszedł do środka i bez cienia skrępowania, od razu udał się do kuchni.
– David, co się stało? – zapytała bezzwłocznie Betty, widząc, że David nie wygląda normalnie.
Chłopak postawił torbę na stole i usiadł na pierwszym z brzegu krześle. Wciąż myślał o Lilly i Amy, o obu tak samo intensywnie.
– David! – powtórzyła nieco głośniej gospodyni, gdyż chłopak był jakby w innym świecie. – Co ci jest, źle się czujesz?
– Nie, wszystko ok. Czy mógłbym napić się kawy?
– Pewnie.
Betty postawiła wodę i usiadła naprzeciw gościa. Chłopak czuł się dziwnie, raz naćpany, raz nie. Amfetamina działała raz mocniej, raz słabiej, zaczynając coraz mocniej drażnić chłopaka. Miał ogromną chęć przywalić porządnie, ze dwie, nawet dwie i pół działki, wstrzymywał się jednak, nie chcąc potem umierać. Już przed przyjazdem do Betty dogłębnie przemyślał sprawę i postanowił, że będzie podbijał lekko, aby tylko wytrwać do wieczora, a potem, już w domu, po prostu napije się alkoholu, może zapali trawy i w końcu postara się trochę zdrzemnąć.
Narkotyk przestawał nieść ukojenie. Amy szarpała jego spokój, siostra również, i mimo że usilnie próbował odgonić od siebie natrętne myśli, nie dał rady. I że nic nie zauważył? Przecież zna siostrę na wylot, jak siebie samego, więc o czym ta dziewczyna, do cholery, do niego mówiła? Przecież gdyby coś było nie tak, gdyby dała mu jakikolwiek, chociażby najmniejszy znak, od razu by to wyłapał, ale nie było nic, dosłownie – NIC! Poza tym dlaczego Lilly w domu zachowuje się normalnie, a w szkole rzekomo tak dziwnie? Czyżby coś tam? Ale gdyby nawet działo się coś, co Lilly próbowałaby ukryć, czy umiałaby zrobić to aż tak perfekcyjnie? Nie, niemożliwe, zauważyłby, zauważyłby cokolwiek.
Po chwili dotarło jednak do niego, że przecież ostatnio spędzał z nią o wiele mniej czasu, więc może dlatego mu coś umknęło? Kurwa, a jeśli naprawdę coś w szkole? Może ją prześladują? – Pomyślał i ciarki go przeszły. Ale Lilly? Przecież każdy ją lubi, jej nie da się nie lubić, poza tym, gdyby jej dokuczali, stałaby się cicha i płochliwa, a nie agresywna i chamska, więc to zupełnie nie pasuje. A może jednak coś u starego lub koło domu?
Myślał i dumał, lecz nic nie wydumał, nagromadził tylko niepotrzebnych spekulacji, przez co teraz miał już w głowie tak paranoiczny kołowrotek, że nie wiedział, co jest czarne, a co białe. Jedna interpretacja poganiała drugą i każda po chwili okazywała się nie do przyjęcia.
I nagle, ni z tego, ni z owego zrobiło mu się słabo. Uszy dziwnie się zatkały i zaszumiało w głowie, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Spojrzał na Betty – stała odwrócona do niego plecami i coś kroiła. Wstał, lecz od razu machnęło nim w bok, poczuł się, jakby był pijany. Opierając się o stół, żeby nie zaliczyć podłogi, starał się uspokoić nogi, które zaczęły drżeć. Ponownie spojrzał na kobietę – nie słyszała go chyba, bo nie odrywała się od zajęć.
– Betty, wyjdę na chwilę – mruknął i nie czekając na jej odpowiedź, najszybciej, jak mógł, wyszedł na powietrze i usiadł na schodkach.
Odrobinę kręciło mu się w głowie, ale nie panikował, wiedział, że to z głodu oraz braku snu, a zasłabnięcie wytłumaczył po prostu wzrostem ciśnienia. Brał amfetaminę zaledwie dwa razy i tylko po jednej działce, a teraz zażył już ponad pół grama, nie dziwił się więc, że serce wariuje, mimo że fizycznie nie czuje już takiego kopa.
– David, co ci jest? – Staruszka stanęła naprzeciwko, na najniższym schodku. – Boże, dziecko, przecież ty jesteś blady jak ściana. – Wzięła w dłonie twarz chłopaka.
– Nie mi nie jest, trochę mi słabo.
– Jadłeś śniadanie?
– Tak.
– Na pewno? Bo mam wrażenie, że kręcisz – Betty się uśmiechnęła.
– Naprawdę, jadłem, po prostu jestem trochę zmęczony – tłumaczył się dwudziestodwulatek, mając nadzieję, że kobiecie nie przyjdzie do głowy, żeby go karmić.
– Chcesz tu posiedzieć czy pójdziemy do domu? – zapytała staruszka, wciąż wyglądając na zaniepokojoną.
– Jeszcze chwila.
Betty nie naciskała, tylko w milczeniu usiadła obok.
– Jak twoja noga? – spytał David, widząc, że staruszka chodzi o wiele lepiej, no i chciał odwrócić trochę myśli od tego niemiłego stanu.
– Dobrze.
– A ten frajer, nadal szuka guza? – warknął chłopak, lecz zaraz się uśmiechnął.
– David…
– No co? Tylko pytam. – Uśmiech się powiększył.
– Chodź do domu, napijemy się czegoś i coś zjemy – zaproponowała staruszka.
Bez sprzeciwu ruszył z kobietą. Gdy usiadł przy stole, stało już na nim jakieś ciasto, kawa, cukier i mleko. Nie był pewien, czy w tym momencie kawa to dobry pomysł, posłodził jednak, dolał trochę mleka i po chwili upił mały łyk, a raczej łyczek.
Dolegliwości jakby mijały, ucieszył się więc i natychmiast uspokoił.
– Davidku, ciasto bananowe, takiego jeszcze na pewno nie jadłeś – powiedziała przyjaźnie Betty, wskazując stojący na stole talerz.
– Nie gniewaj się, ale może potem, teraz na pewno nic nie wcisnę – odparł miło chłopak. – Popracuję trochę i zjem.
Kurwa, i jak ja to zjem? A pierdolę, powiem, że nie nie chcę i tyle, zmuszać mnie przecież nie będzie. – Wykombinował w duchu i zaraz upił kolejny łyk.
– David, chcesz pracować? Zobacz, jak ty wyglądasz, chcesz w takim stanie brać się za robotę? – wzburzyła się Betty.
– Nic mi nie będzie.
– Nie, dziś nie będzie żadnej pracy, przyjedziesz jutro, to zobaczymy. I bez dyskusji. – oświadczyła surowo staruszka.
David uśmiechnął się pod nosem, ale nie przeciwstawiał się kobiecie, poza tym mimo resztek kopa absolutnie nie chciało mu się dziś nic robić.
Zadzwonił telefon i chłopak się ożywił Spojrzał na wyświetlacz, lecz numer był mu nieznany. Nie zastanawiał się długo, tylko od razu odebrał.
– David? Znaczy, przepraszam, pan Brooks? – Usłyszał kobiecy głos.
– Tak, kto mówi?
– Tu Annie Silvers, nauczycielka Lilly, rozmawialiśmy dziś.
Davida natychmiast ogłuszyło, jakby ktoś porządnie mu przyłożył.
– Tak, słucham. Co się stało? – zapytał, wiedząc już, że coś jest nie tak.
– Czy mógłbyś… czy mógłby pan przyjechać do szkoły? To bardzo pilne – wydusiła Annie, była przerażona.
Chłopak zamarł.
– Ale o co chodzi? Coś z Lilly? – dopytywał, coraz bardziej wystraszony.
– Tak, proszę jak najszybciej przyjechać, jeśli pan może – nalegała zdenerwowana kobieta.
– Dobrze, już jadę – rzekł chłopak, zrywając się z miejsca.
– Proszę się pośpieszyć – poprosiła Annie i zakończyła rozmowę.
– Kurwa – warknął David, zapominając zupełnie, że obok jest Betty.
– David, nie przeklinaj – Skarciła go. – Co się stało? Gdzie idziesz?
– Muszę jechać do szkoły – burknął chłopak, znowu upijając z kubka
Kawa w tym momencie była chyba najmniej wskazaną rzeczą, ponieważ ręce zaczęły już drżeć, a serce waliło jak szalone. Staruszka natychmiast to zauważyła.
– Do szkoły? David, co się stało? – drążyła, widząc, że David bardzo się rozgorączkował.
– Nie mam pojęcia, Lilly chyba narozrabiała.
Komentarze (10)
Za dużo myśli, analizuje, aż go stres dopadł, do tego prochy, zmęczenie i głód. Nie lubię takich sytuacji, w których zamiast powiedzieć otwarcie o co chodzi, trzymają w niepewności, a człowiek wbija sobie do głowy czarne scenariusze.
Mała szybko zaczyna pokazywać rogi.
„Był pewien, że ma w dupie ma to, że zrobiła z siebie kompletną kretynkę, do tego już na pewno już o tym zapomniała”.
„Kurwa, i jak ja to zjem? A pierdolę, powiem, że nie nie chcę i tyle, zmuszać mnie przecież nie będzie”.
Zielonka, w tym rozdziale przesadziłaś z wulgaryzmami. :) W dużej ilości miejsc są zbędne i nie potęgują przekazu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania