Zakręty losu cz. 27
Dotarło do niego w końcu, że picie kawy w tej sytuacji nie jest dobrym pomysłem, odstawił więc pół pełnego kubka. – Muszę iść – powtórzył, zabrał telefon ze stołu i ruszył do wyjścia.
– Ale dziecko, jak ty pojedziesz? – Kobieta szybciej niż błyskawica wyrosła mu przed nosem.
– Nie rozumiem? Normalnie – mruknął chłopak i chciał ją wyminąć, lecz go przystopowała.
– David, chcesz prowadzić? Jesteś blady jak ściana, do tego zdenerwowany, nie pozwolę ci wsiąść za kółko. Weź taksówkę – nakazała Betty, podając Davidowi sto dolarów.
– Mam pieniądze – powiedział chłopak, nie zamierzając niczego od niej brać.
– David, nalegam – rzekła chłodno Betty, nie odrywając wzroku od pracownika.
– Betty, nie, tak nie wypada – bronił się zażenowany chłopak, lecz nadal stał w miejscu, gdyż staruszka tkwiła przed nim niczym ochroniarz.
– David. Nie wyjdziesz, jeśli nie weźmiesz tych pieniędzy, rozumiesz? – rozkazała bezkompromisowo.
– Al…
– Cholera, żadnego „ale”! – zagrzmiała gospodyni, wprawiając chłopaka w niemałe osłupienie; takiej jej jeszcze nie widział.
Uśmiechnął się delikatnie, choć wcale nie było mu do śmiechu. Zawstydzony do granic wziął w końcu banknoty.
– Dzięki, odpracuję – bąknął, wykręcił numer taxi i zamówił transport. – Zaraz będzie, jest w okolicy.
– Zadzwoń, co się dzieje, i czy wszystko dobrze z twoim zdrowiem, dobrze? Będę się martwić – poprosiła staruszka.
– Jasne, zadzwonię, ale teraz naprawdę muszę już jechać.
Betty puściła chłopaka, lecz ruszyła za nim, postanowiwszy towarzyszyć mu w oczekiwaniu na taksówkę.
– Narozrabiała? – zapytała, wolno krocząc obok chłopaka, którego już nosiło.
– Nic nie wiem, dzwoniła jej nauczycielka, ale nic mi nie powiedziała, tylko kazała szybko przyjechać.
– Dlaczego nie powiedziała? Powinna chociażby nakreślić sytuację, abyś się tak nie denerwował, nie rozumiem… – stwierdziła Betty, widocznie zniesmaczona zachowaniem młodej kobiety.
David tylko wzruszył ramionami.
– A może to nic takiego? – kontynuowała staruszka, chcąc dodać chłopakowi otuchy.
– Nie wiem, może? Ale dziś z nią gadałem i podobno Lilly zdziczała… że tak powiem. – David niemrawo wygiął usta. – Mówiła, że olewa naukę, jest bezczelna, i co mnie najbardziej dziwi – zrobiła się agresywna. Przecież ona nigdy nie była nadpobudliwa, wręcz odwrotnie – tłumaczył David. – To znaczy, nie była jakaś tam anemiczna, wstydliwa czy strachliwa, ale na pewno nie była agresywna. Nie mam pojęcia, co się dzieje i przepraszam, ale muszę użyć tego słowa – szczerze się wkurwiam.
Podjechała taksówka.
– Zadzwoń, proszę – Betty ponowiła prośbę. – I jakbyś czegoś potrzebował lub miał jakiś problem, jakby było cokolwiek, w czym potrzebowałbyś pomocy, znasz mój adres – dodała, tonem głosu wybitnie wyrażając, że ma się nie krępować.
– Dzięki, wiem o tym – odparł David i szybko zatrzasnął drzwi czarnego Nissana.
O dwunastek czterdzieści był pod szkołą. Zawroty minęły i czuł się odrobinę lepiej, lecz nerwy szarpały go całego. Narkotyku nie czuł już prawie wcale, targały nim tylko na przemian to lęk, to złość, ta druga zupełnie nie wiadomo, czym spowodowana. Wszedł do budynku i prawie biegiem ruszył do pokoju nauczycielskiego. Gdy wyłonił się zza ściany, od razu dojrzał dwie siedzące pod gabinetem dziewczynki. Jedna z nich tkwiła w bezruchu ze spuszczoną głową, nerwowo bawiąc się rączką od plecaka, druga natomiast pochlipywała, przyciskając do głowy dużą gazę. Przy poszkodowanej siedziała pielęgniarka, natomiast Annie stała obok drugiej, bardzo mocno zdenerwowana.
Davida, gdy zobaczył opatrunek w ręku małolatki, natychmiast zmroził lodowaty dreszcz. Już wiedział, że sprawa jest poważna i nie rozejdzie się po kościach. Annie go dojrzała, powiedziała coś do swojej podopiecznej i po chwili znalazła się przy chłopaku. Przerażenie strumieniem wylewało się z jej oczu, wyglądała, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata, a ona dopiero przed chwilą się o tym dowiedziała.
– Boże, jak dobrze, że tak szybko pan przyjechał – wysapała, chaotycznie wypychając z ust słowa. – Lilly… – bąknęła i nagle urwała, uderzając w płacz.
– Niech się pani uspokoi i powie, co się stało? – David złapał jej ramiona. – Gdzie jest Lilly?
– Lilly… Lilly… ja nie wiem… – wydusiła nauczycielka. – Lilly pobiła się, a raczej chyba pobiła koleżankę… chyba się pokłóciły się i Lilly… Lilly prawdopodobnie uderzyła ją w twarz i gdy Emily oświadczyła, że idzie na skargę, Lilly pobiegła za nią i mocno ją popchnęła. Emily upadła, uderzyła w głową w ścianę i straciła przytomność. Jej koleżanka… Sa… Sara… przybiegła do mnie z krzykiem, ale jak przyszłam na miejsce zdarzenia, to… to już jej nie było. Nie było jej, ona… Lilly… – bełkotała Annie prawie niezrozumiale – ona… ona chyba uciekła – dokończyła w końcu, całkowicie roztrzęsiona. – Wystraszyła się i uciekła.
– Uciekła? – zapytał zszokowany David, mocniej ściskając ramiona kobiety, która trzęsła się już cała. – Jak to uciekła? I nikt jej nie zatrzymał?
– Ja przepraszam, ja wiem, że powinnam zwrócić na nią większą uwagę, na jej dziwne zachowanie, powinnam to przewidzieć, porozmawiać z nią, ja… ja przepraszam. – Histeryzowała kobieta, płacząc z twarzą schowaną w dłoniach, jakby była w tej sytuacji czemukolwiek winna.
– Niech się pani uspokoi i spokojnie powie, co się stało – poprosił delikatnie David, choć w tej chwili czuł się jak znerwicowana bomba zegarowa, która może zaraz wybuchnąć.
Podeszła pielęgniarka i podała koleżance dwie pigułki i kubeczek z wodą. Szatynka popiła tabletki i znów uderzyła w płacz.
– Annie, uspokój się, wszystko będzie dobrze! – Chłopak podniósł głos, myśląc, że tym sposobem uda mu się choć trochę opanować sytuację.
I się nie pomylił, Annie po chwili ciężko nabrała powietrza i podniosła głowę.
– Trzeba zadzwonić na policję. Nie zrobiłam jeszcze tego, czekałam, aż pan przyjedzie – oświadczyła.
– Po pierwsze to David, bo i tak już tak do mnie powiedziałaś – chłopak ciepło się uśmiechnął, po drugie, trzeba najpierw poszukać w okolicach szkoły. O której to się stało?
– Zaraz po gimnastyce.
– Pani Silver, jest już pan Watson – rzekła nagle za plecami dziewczyny sekretarka. – Dyrektor państwa prosi.
Gdy doszli do gabinetu, ratownicy pogotowia właśnie oglądali poszkodowaną dziewczynkę.
– Ty gnoju! – ryknął nagle chudy wysoki facet. – Trzymaj swojego szczeniaka w domu albo na smyczy! – zawył, dopadł do Davida i chciał go uderzyć, ale chłopak zręcznie się uchylił i odepchnął napastnika.
– Kurwa! – wrzasnął ponownie mężczyzna, złapał Davida za koszulkę i agresywnie zaczął pchać do tyłu, lecz chłopak zaraz się zaparł, tak, że teraz obaj stali w miejscu, trzymając się za ubranie i oddychając ciężko. Nie zdążyli się jednak pobić, bo po w tym momencie wtrącił się w to wszystko dyrektor, który usłyszał krzyki i wybiegł z gabinetu.
– Paaanowieee! – zagrzmiał, wciskając się między mężczyzn. – To jest szkoła!
– To on?! To jego dzieciak pobił moją córkę?! – huczał wściekły Watson, próbując przepchnąć się w stronę dwudziestodwulatka.
– Spokojnie, porozmawiajmy spokojnie – rzekł przełożony Annie, cały czas trzymając awanturnika na dystans od Davida.
Chłopaka pchało do bójki, ale starał się, jak mógł, trzymać nerwy na wodzy.
– Uspokoił się pan już? – zapytał chłodno dyrektor.
– Tak.
– Na pewno? – naciskał, widząc, że Watson nadal wygląda, jakby podłączyli go pod prąd.
– Tak, przepraszam, po prostu bardzo się zdenerwowałem – wytłumaczył mężczyzna.
– Zapraszam – rzekł dyrektor, wskazując ręką drzwi sekretariatu.
Facet już nie podskakiwał, jednakże raz po raz spoglądał w stronę Davida nienawistnym wzrokiem. Ratownicy oznajmili, że Emily ma prawdopodobnie tylko niewielkie wstrząśnienie mózgu, więc karetka zabrała małolatkę na tomografię, a panowie i nauczycielka udali się gabinetu pana Robertsa. W środku siedziała wystraszona dziewczynka, którą David już widział, oraz sekretarka, która za moment wyszła.
– Powiadomiłem już policję – rzekł dyrektor. – Proszę. – Pokazał Watsonowi miejsce przy oknie, Davidowi przy ścianie, a nauczycielce pośrodku, obok młodej podopiecznej.
Jeszcze raz, dla upewnienia się, zerknął na ojca Emily, po czym usiadł za biurkiem.
Rozległo się pukanie i Sara, koleżanka pokrzywdzonej, która powiadomiła Annie o wypadku, pojawiła się w pomieszczeniu. David się skrzywił, młodziutka blondynka wyglądała na wybitnie zarozumiałą, aczkolwiek także była niewątpliwie spłoszona.
– Usiądź obok Wendy – nakazał dyrektor i dziewczynka posłusznie zajęła miejsce.
– Dziewczynki, to są panowie Watson, tata Emily i Pan Brooks, brat Lilly. Czy możecie nam powiedzieć, co tam się stało?
Cisza.
– Dziewczyny, Emily zabrano do szpitala, a Lilly uciekła, musimy wyjaśnić tę sprawę. Nie bójcie się i powiedzcie, przecież nikt nie będzie was o nic winił – nalegał łagodnie dyrektor.
Uczennice milczały.
– Sara? – Pedagog spojrzał na wyższą z podopiecznych.
– Ale ja nic nie wiem – wybąkała przestraszona dziewczynka, nie podnosząc głowy.
– Jak to? Przecież to ty powiadomiłaś panią Silvers.
– Ale ja widziałam tylko, jak Lilly popchnęła Emily i nic więcej – mruknęła Sara.
– Wendy?
– Ja nie wiem.
– Też nie wiesz? Przecież Lilly to twoja najlepsza koleżanka, wszędzie chodzicie razem. Nic ci nie mówiła? – kontynuował delikatnie mężczyzna.
– Nie.
David siedział w milczeniu i coraz bardziej wściekał się faktem, że zamiast szukać siostry, tkwi tu, żeby wyjaśnić jakieś durne okoliczności, jakby to było w tym momencie najważniejsze. Annie chyba wyczuła jego manierę, bo raz po raz nerwowo spoglądała w jego stronę.
– Wendy, czy to Emily zaczęła tę kłótnię? – kontynuował Roberts.
– Jak to Emily?! – Watson zerwał się z miejsca, opierając ręce o biurko, ale Annie była czujna i szybko odciągnęła go od mebla.
– Proszę usiąść i się opanować, właśnie próbuję się dowiedzieć. Poza tym straszy pan dziecko! – Uniósł się dyrektor, który był już niesamowicie wkurzony postawą faceta. – I proszę pana, przykro mi, ale muszę to powiedzieć – Emily jest zaczepna i nie zdziwiłbym się, gdyby to ona sprowokowała całą tę sytuację – dodał rzeczowo.
– Proszę nie insynuować takich rzeczy, dobrze? – warknął niezadowolony Watson, lecz już nie ruszał się z miejsca.
Rozbrzmiało pukanie.
– Panie dyrektorze, przyjechała policja – rzekła czarnowłosa sekretarka, wsadzając głowę do środka.
– Przepraszam – rzekł mężczyzna i zniknął za drzwiami. David natychmiast ruszył za nim.
– Dzień dobry – przywitał się ciepło siwy mundurowy, obok którego stał drugi, bardzo młody policjant, trzymając w dłoni zdjęcie Lilly.
– To jest brat dziewczynki – wyjaśnił dyrektor, wskazując głową Davida. – Zniknęła niecałą godzinę temu. Rozbiła głowę koleżance, ta straciła przytomność i przewiduję, że wystraszyła się i dlatego uciekła.
– Nie mogła zajść daleko – stwierdził policjant.
– Mogła, Lilly, jak na swój wiek, jest wyjątkowo inteligentną dziewczynką – oświadczył Roberts.
– A pan? Czy domyśla się pan, gdzie może być? – gliniarz zwrócił się do chłopaka.
– Nie wiem, nie mam pojęcia. Zaraz pojadę do domu, prawdopodobnie tam poszła –odparł David.
Policjanci nie tracili już czasu na zadawanie zbędnych pytań, tylko zapisali adres i numer telefonu chłopaka, po czym opuścili budynek szkoły, a David z dyrektorem wrócili do gabinetu. Chłopak, widząc policję, zdenerwował się jeszcze bardziej, nosiło go już na wszystkie strony. Roberts ponownie przeprosił i usiadł na miejsce, wznawiając przerwany wątek:
– Wendy, czy widziałaś, jak Lilly popchnęła koleżankę?
– Nie.
– Wendy. – Annie chwyciła dłoń dziewczynki, wlepiwszy w nią przyjazny, matczyny wzrok. – Jeśli coś wiesz, powiedz, zrozum, my chcemy tylko pomóc – nalegała dobrotliwie.
– Ale ja naprawdę nie wiem – wykręcała się małolatka, lecz David, słysząc ton jej głosu, odniósł wrażenie, że ona najzwyczajniej w świecie kryje Lilly.
– A dlaczego Lilly uderzyła Emily? Bo wiemy, że uderzyła. Dziewczyny, mówcie, co wiecie, takie zachowanie, zwłaszcza w tym wieku, jest bardzo niepokojące, zdajecie sobie z tego sprawę? Wendy, Sara, przestańcie kłamać i powiedzcie, jak było. Przecież wy wszystko wiecie – rzekł o wiele chłodniej i bardzo nakazująco dyrektor. – Wendy?
– No bo to poszło o jakąś bezdomną – mruknęła w końcu dziewczynka, nadal nie podnosząc głowy, prawdopodobnie zatrwożyła ją postawa mężczyzny.
– O bezdomną? – Mężczyzna uniósł brwi oczy, podobnie pozostali.
– No bo… no bo Emily chyba powiedziała, że mama Lilly jest bezdomna – oświeciła obecnych Wendy, mówiąc coraz ciszej, jakby było jej wstyd, że koleguje się z Lilly, albo tylko David tak to odebrał.
Chłopak zbaraniał.
– Nieprawda! – krzyknęła nagle Sara, dzielnie broniąc honoru przyjaciółki.
– Sara! – zagrzmiał dyrektor.
– Prawda, sama słyszałam – odparowała Wendy. – Ona najpierw z Sarą – spojrzała na koleżankę – i Claudią naśmiewały się z Lilly na ćwiczeniach. Gadały coś i się śmiały, a potem Emily powiedziała, że mama Lilly jest bezdomna, bo tak wygląda. No i powiedziała jeszcze, że chyba jest psychiczna, bo dziwnie się zachowuje i że na pewno lubi chodzić z facetami. Powiedziała, że jej tata powiedział, że takie panie chodzą z facetami, bo oni dają im pieniądze na piwo. – Małolatka perfekcyjnie zwieńczyła dzieła, jeszcze niżej spuszczając głowę.
Davidowi momentalnie uciekło całe powietrze i w głowie od razu stanęła pijana Sophie. Szybko wywnioskował, że po prostu musieli gdzieś ją widzieć w takim stanie i teraz koleżanka dokucza Lilly. Ale żeby ojciec, dorosły facet takie rzeczy? No i ten Kevin…
– Co takiego?! Kłamiesz! – zawył Watson, w okamgnieniu stając jak bandyta nad głową przerażonej dziewczynki.
– Proszę usiąść! – zagrzmiał dyrektor, tym razem także agresywnie podnosząc się z miejsca. – Wendy, możesz już wyjść, tylko poczekaj pod gabinetem. Twoja klasa została zwolniona, zaraz pani Kate zadzwoni do twojej mamy i pójdziesz z nią do domu.
Dziewczynka się pożegnała i opuściła pomieszczenie. Totalnie zawstydzony, ale i zdenerwowany David spojrzał na Annie – patrzyła na niego z kompletnie zaskoczonym wyrazem twarzy. To tylko wzmogło nieprzyjemne uczucie u dwudziestodwulatka, który zupełnie się pogubił. Miał olbrzymią chęć wstać i potraktować pięścią Watsona tak, żeby przez tydzień się nie pozbierał, nadal jednak siedział w miejscu, nie chcąc narobić sobie jeszcze większych kłopotów. Wiedział, że jak go chwyci, może się nie zatrzymać, dlatego też starał się, jak mógł, zachować spokój.
– Sara, co masz na ten temat do powiedzenia? Czy to prawda? – dociekał dyrektor, który zrobił się zimny jak sopel lodu.
– Ale ja nic nie wiem, jak tego nie słyszałam i nie widziałam, ja nic nie mówiłam, nie wyśmiewałam się – odparła ekspresowo wystraszona dziewczynka.
– Co się działo na zajęciach? – drążył nieustępliwie Roberts, który, sądząc po jego minie, był już bardzo zły.
– Nic.
– Nic? To dobrze, porozmawiamy jutro, jak w szkole stawią się twoi rodzice. I bądź pewna, że jeżeli to wszystko prawda… – ostrzegł złowrogo mężczyzna, ale nie dokończył, westchnął tylko, jakby nie mógł uwierzyć, że niespełna dziewięcioletnie dziewczyny mogą być aż tak okrutne.
– Dobrze, myślę, że na dziś to wszystko. Panie Brooks, mógłby pan jeszcze chwilę zostać – poprosił Davida.
Chłopak pokiwał głową. W myślach krążyła błąkająca się po mieście, wystraszona Lilly i pijana w sztok matka, siedząca w środku miasta z jakimś facetem.
Watson, Annie i Sara opuścili gabinet, wtedy dyrektor rzekł:
– Panie Brooks, bardzo mi przykro, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Ale proszę postarać się zrozumieć, to tylko dzieci, im różne głupoty przychodzą do głowy.
– W porządku, rozumiem – odparł grzecznie David, ale był już wściekły – na matkę, na chamską gówniarę, ale najbardziej na Watsona za jego bezczelne słowa. Nie mógł zrozumieć, przecież to dorosły, rozumny facet.
– Panie Davidzie, chciałbym jutro porozmawiać z pańską matką, czy to możliwe?
– Tak, powiem, żeby do pana przyjechała, chyba że będzie pracować – odpowiedział chłopak, uświadamiając sobie, że przecież alkohol, że minęła dopiero połowa dnia, a Sophie różne głupoty mogą przyjść do głowy.
– No dobrze, to chyba tyle, Dziękuję, że pan przyjechał i gdyby dowiedział się pan czegoś wcześniej o Lilly, proszę koniecznie dać nam znać, dobrze?
– Oczywiście – potwierdził David, pożegnał się i szybko opuścił gabinet.
Kurwa, jeśli coś jej się stanie… – warczał w duchu wściekły chłopak.
– David – Zatrzymała go nauczycielka, nawet nie zauważył, że czeka na niego obok sekretariatu.
– Nie mam czasu, muszę szukać Lilly – rzucił, niemniej jednak się zatrzymał.
– Jest pan… jesteś samochodem? – zapytała szatynka.
– Nie, ale to nie problem, zaraz zdobędę auto.
– Chodź, pojedziemy razem. We dwoje będzie łatwiej – zaproponowała Annie.
– Proszę pana! – krzyknęła nagle Wendy, która podbiegła do chłopaka.
Odwrócił się.
– Czy znajdzie pan Lilly? – zapytała dziewczynka.
– Znajdę – odparł David, bacznie obserwując w małolatkę.
– Ale proszę pana… – wybąkała niewyraźnie Wendy, zachowywała się dość dziwnie.
Ukucnął przed nią widząc, że chce coś powiedzieć, lecz nie przychodzi jej to łatwo.
– Słucham. – Uśmiechnął się ciepło.
– Czy Lilly jest chora? – zapytała cichutko Wendy.
Kompletnie zaskoczony David zrobił duże oczy. Teraz czekał tylko, o czym bolesnym się jeszcze się dowie.
– Nie, dlaczego pytasz? Coś się stało?
– Bo ona w ogóle w szkole nic nie je i dwa razy słyszałam nawet, jak wymiotowała. Ona tego nie wie, że ja słyszałam. Ja wiem, że ma pieniądze, ale ich nie wydaje, no i jest jakaś taka zaspana i w ogóle ze mną nie gada. Proszę pana, ona zrobiła się taka dziwna, no… taka jakaś… smutna – wydusiła Wendy, przerażając chłopaka do głębi.
– Wendy, co ty mówisz? – Annie także ukucnęła. – Nic takiego nie zauważyłam – Spojrzała na Davida.
– I jeszcze słyszałam kiedyś, jak płakała, ale ona też o tym nie wie. Ona siedziała w łazience i płakała, a potem spóźniła się na lekcję – dodała małolatka.
David już zwątpił, otrzymując coraz więcej, coraz gorszych informacji, zaczynał już wariować.
– Pytałaś ją o to, rozmawiałaś z nią? – zapytał łagodnie, widząc, że dziewczynka jest coraz bardziej spłoszona.
– Tak, ale ona powiedziała, że nic jej nie jest. Ale to nieprawda, to wszystko wina Emily – rzekła Wendy, spuszczając głowę, jakby wstydziła się, że jest skarżypytą, nawet, jeśli chce pomóc Lilly.
– Jak to Emily? – Teraz Annie złapała dziewczynkę za ramiona.
– No bo… – mruknęła dziewczyna i jeszcze bardziej spuściła wzrok.
– Wendy… – naciskała delikatnie szatynka.
– Bo ona nie pierwszy raz powiedziała, że mama Lilly jest jakaś... chora. Powiedziała kiedyś, że jest obłąkana, bo jak widziała ją z tatą w mieście, to była taka… dziwna – mruknęła dziewczynka. – I tata jej powiedział, że zabiorą jej mamę do szpitala, a Lilly do domu dziecka, bo ona jest jeszcze mała, a małe dzieci nie mogą mieszkać z nienormalną mamą. I że wszyscy będą się z niej śmiać, bo nikt nie lu… – wyznała Wendy, ale urwała wpół słowa.
David nie naciskał, czekał, podobnie Annie, która wyglądała, jakby nie wierzyła w to, co słyszy.
– Wendy – rzekła w końcu po dłuższej chwili.
– Ja nie pamiętam, jak to się nazywało. Że nikt nie lubi… przybłęd… chyba tak, i że zamkną ją na długo i że tam dostanie od innych dzieci, bo one nienawidzą nowych i że wypuszczą ją dopiero, jak będzie duża – dodała małolatka i to już było Davidowi za dużo.
– Przepraszam – bąknął chłopak, szybko wstał i udał się w stronę wyjścia, lecz nauczycielka natychmiast go zatrzymała.
– Co chcesz zrobić? – zapytała zaniepokojona.
– Nic, muszę jej poszukać.
W tym momencie do szkoły weszła matka uczennicy i dziewczynka do niej pobiegła. Po chwili kobieta stanęła przed Annie.
– Co się stało? – spytała, nie rozumiejąc, dlaczego tak wcześnie córka kończy lekcje.
– Nic takiego, mieliśmy tu małe zamieszanie – odparła Annie.
– Czy Wendy narozrabiała?
– Nie, skąd… – Nauczycielka się zaśmiała.
– Na pewno?
– Tak, proszę się nie denerwować.
– Czyli mogę ją już zabrać? Bardzo śpieszę się do pracy. Czy jutro lekcje są normalnie?
– Tak.
– Dobrze, to dziękuję bardzo za telefon. Do widzenia – rzekła wysoka brunetka i po chwili zniknęła z córką z budynku.
– Proponuję wspólne poszukiwania, mam samochód. No i we dwoje może szybciej ją znajdziemy. To moja podopieczna, martwię się – rzekła Annie, kierując wzrok w stronę chłopaka.
– Dobrze, chodźmy. – David przystał na propozycję, w końcu „co dwie głowy…”.
Minutę później siedzieli już w srebrnym Fordzie kombi i Annie ruszyła, kierując się w stronę centrum.
– David, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć... Ja naprawdę… ja po prostu nie miałam pojęcia… – wydukała zawstydzona dziewczyna.
– W porządku, nie pani wina – mruknął chłopak.
– Znowu ta pani? – Annie się uśmiechnęła.
– Nie mogę się przyzwyczaić.
– Annie. – Młoda kobieta wyciągnęła dłoń, którą chłopak uściskał, podając swoje imię i gdy „formalności” stało się zadość, Annie zapytała:
– Nie zauważyłeś niczego? Czy w domu… czy Lilly w domu zachowuje się normalnie?
– Tak, i właśnie to mnie dziwi, choć z drugiej strony nie dziwi mnie wcale.
– Nie rozumiem…
– Ona nigdy nie lubiła się skarżyć, nawet jeśli sprawa była poważna. I to się raczej nie zmieni, Lilly już taka jest.
– Ale jakim cudem ja niczego nie zauważyłam?
– Normalnie, Lilly to bardzo dobra aktorka.
– Ale ja jestem jej nauczycielką, widzę ją praktycznie cały dzień, powinnam zwrócić na nią większą uwagę, zwłaszcza po tym, jak zaczęła być taka nieobecna. Ja naprawdę przepraszam, to wszystko moja wi…
– Przestań, to nie jest niczyja wina, wina leży tu tylko i wyłącznie po stronie tej bezczelnej smarkuli i jej zadufanego w sobie tatusia! – warknął David, marząc przy okazji, aby jeszcze kiedyś spotkał bydlaka.
– Gdzie mam jechać? – zapytała kierująca, gdy wjechali do centrum.
– Jedź pod moją kamienicę – odparł chłopak i podał adres, choć sam nie wierzył, że Lilly tam jest.
Gdy Ford się zatrzymał, David jak strzała ruszył do klatki i jeszcze szybciej wpadł do środka, lecz małolatki tam nie było, poza tym przecież nie miała kluczy.
– Lilly! – krzyknął, gdy wyszedł z powrotem na klatkę. – Lilly! – wrzasnął, nadal bez rezultatu, wrócił więc do wozu i chwycił leżący na tylnym siedzeniu plecak siostry.
– Co robisz? – Usłyszał.
– Zobaczę, może czegoś się dowiem, choć bardzo wątpię – odparł i zaraz otworzył torbę.
Powyciągał wszystko – kilka książek, blok z jakimiś rysunkami, przybory szkolne, dwie kanapki i sok. Ale było jeszcze coś, coś, na co Annie od razu zwróciła uwagę, a mianowicie – ubrania.
– Po co jej ubrania do szkoły? David, to bardzo niepokojące, co mamy o tym myśleć? – zapytała przerażona nauczycielka, przewracając w dłoniach parę spodni, dwie bluzki, a nawet dwie pary skarpetek i jedną bieliznę.
– Pewnie szykuje się już na przeprowadzkę – warknął ironicznie David, uśmiechnąwszy się z rezygnacją.
– Dobrze, żarty żartami, ale nie pomyślałeś, że Lilly na poważnie odebrała te głupoty i dlatego nosi tyle ciuchów? Jest bardzo mądra jak na swój wiek i może bała się, że zabiorą ją ze szkoły? Dzieci różnie odbierają takie durne żarty, tylko nie mogę uwierzyć, że Lilly. Przecież kto, jak kto, ale ona nie powinna uwierzyć w te bzdury. Moim zdaniem jest na to zdecydowanie za inteligentna.
David spojrzał na zegarek i wykręcił numer Lauren.
– Jedź na Meadow Valley, zabiorę stamtąd samochód – poprosił i Annie bez słowa ruszyła.
Ciotka odebrała po dłuższym czasie.
– Lauren, czy Lilly jest u ciebie? – wydusił chłopak.
– Lilly? – zapytała zdziwiona dziewczyna. – Przecież jest w szkole.
– Nie mam jej, uciekła. Czyli nie dzwoniła – stwierdził David, o mało już nie płacząc.
– Jak to: „uciekła?”, jak to: „nie dzwoniła” Dlaczego, co się stało? – Lauren się zdenerwowała.
– Nie wiem, kurwa, szukam jej. Zaraz przyjadę, to wszystko wyjaśnię.
– Ale dlaczego uciekła? Poszła na wagary? – dopytywała ciotka. – Dzwoniła? Jak może zadzwonić, przecież nie zna numeru.
– Oj, zdziwiłabyś się… – mruknął David.
– Gdzie mam jechać? – wtrąciła Annie, gdyż właśnie dojeżdżali do osiedla staruszki.
– Prosto.
– David, do cholery, co się dzieje? Gdzie Lilly? – Rozbrzmiało w słuchawce.
– Nie wiem, chyba mówiłem. Narozrabiała i uciekła.
– Narozrabiała? Lilly?
– Dobra, kończę. Muszę zabrać samochód i przejechać się jeszcze po mieście, muszę ją znaleźć.
– Ale Da…
Dziewczyna nie dokończyła, bo chłopak wyłączył rozmowę i wykręcił numer Amy. Telefon nadal był wyłączony i David już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
– Kurwa – syknął. – Przepraszam. Tamten dom – Pokazał Annie budynek, pod którym zaraz się zatrzymała. – Zaraz wracam – bąknął chłopak i wysiadł.
Pukał i pukał, lecz Betty nie otwierała, najwyraźniej gdzieś wyszła. Postał jeszcze chwilę i wrócił do Annie.
– Pojadę swoim, i tak muszę go zabrać. Dzięki za podwózkę. – Zajrzał przez szybę.
– Ale co z Lilly?
– A co ma być? Będę jej szukał.
– A ja?
– Nie mam pojęcia, chcesz, to się przejedź, ale jeśli ona naprawdę mocno się wystraszyła, przewiduję, że niełatwo będzie ją znaleźć.
– Dobrze, to jedź, ale koniecznie do mnie zadzwoń, jak się czegoś dowiesz – poprosiła nauczycielka. – Pojeżdżę jeszcze po mieście – dodała.
– W porządku.
Auta ruszyły jeden za drugim i samochód Annie skręcił do centrum, a Davida w kierunku domu Amy. Pomyślał, że może Lilly poszła do niej, choć domyślał się, że raczej by nie trafiła.
Na posesji nic się nie zmieniło. Chłopa ponownie zadzwonił domofonem, lecz nikt się nie odezwał. Chłopaka nosiło już całego, o narkotyku i wizycie w pubie zupełnie zapomniał. Przerażała go myśli, że Lilly mogłoby się coś stać, że Amy też gdzieś przepadła, a na wspomnienie Watsona, który mówi takie chore rzeczy, dłoń zaciskała mu się w pięść. Żeby go teraz dorwał…
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania