Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 28

Dwa razy przejechał centrum i okolice, lecz siostry nie znalazł. Osiedla domków sobie darował, było ich za dużo i żeby sprawdzić całe, musiałby poświęcić na to cały dzień. Uznał, że to bez sensu, poza tym stwierdził, że nie mogła odejść tak daleko.

Po chwili dzwonił już do drzwi ciotki. Zmarkotniały wszedł do środka i gdy tylko pojawił się w salonie, zaatakowała go Sophie.

– Gdzie Lilly? – Zdenerwowana dopadła do syna.

– Nie wiem, policja jej szuka – mruknął chłopak.

– Jak to policja? Co się stało? – Kobieta szarpała chłopaka.

– Lilly pobiła koleżankę i uciekła.

– Jak to: „pobiła?” Co ty mówisz?

– Stanęła w twojej obronie, ty pojebana pijaczko! I ją pobiła, bo się zdenerwowała! Przez ciebie!

Sophie przytkało.

– No co, dziwisz się? – kontynuował chłopak, wgapiając się w matkę iście zabójczym wzrokiem. – Wiesz, jak mówią na ciebie w szkole koleżanki Lilly? Bezdomna! To musiałaś ładnie się zaprezentować, w pełnej krasie, skoro ośmiolatka wyzywa cię od bezdomnych, do tego nienormalnych i dziwek!

Sophie szerzej otworzyły się oczy.

– Tak, DZIWEK! – zaakcentował głośno chłopak, machając rękoma przed twarzą kobiety.

Lauren nie reagowała, stała i spokojnie popijała wódkę z lodem.

– Dziecko nie wie, kto to jest dziwka, a jednak cię tak określiło, więc jak musiałaś wyglądać? Owszem, pomógł jej w tym jej psychiczny tatuś, ale to nie zmienia faktu, że zrobiłaś z siebie pośmiewisko! Pijaczko tępa, jeśli coś się stanie Lilly, gorzko tego pożałujesz, rozumiesz?!

– Dobra, usiądź i ochłoń, zrobię ci drinka – wtrąciła w końcu Lauren i zniknęła w kuchni.

David usiadł na kanapie, a Sophie na fotelu, jak najdalej od niego. Milczała, słowa syna chyba bardzo ją zawstydziły i najwyraźniej dały jej dużo do myślenia; poza tym chłopak był tak wściekły, że Sophie najprawdopodobniej bała się w tej chwili syna.

– Trzymaj. – Ciotka usiadła obok i podała siostrzeńcowi alkohol.

Wypił za jednym zamachem.

– Masz piwo? Nie chcę wódki – poprosił David.

– Ale tylko jedno, musimy jechać jej szukać – stwierdziła Lauren i za moment wręczyła chłopakowi zimny trunek.

– Gdzie szukać? Już szukałem. Dwa razy objechałem całe miasto i okolice szkoły, i nic. Do diabła, gdzie ona mogła pójść? Myślałem, że przyjdzie do domu, ale nie, więc już nie mam pojęcia.

– Jak to; „tatuś”? – zapytała znienacka Lauren, bardzo zdziwiona słowami chłopaka.

– Normalnie. Musiał być z córką w mieście, musieli ją widzieć – David spojrzał na matkę – nagrzaną i skurwiel powiedział dzieciakowi, że się puszcza. Dorosły facet, ośmiolatce, uwierzysz? Bo mi się to w głowie nie mieści. Już nawet pomijając fakt, że narobiła naszej rodzinie totalnego wstydu, to przecież to jeszcze dziecko, jak on może uczyć jej takich rzeczy? – David mówił, jakby nadal nie mógł uwierzyć.

– Jakiś tępy kutas – podsumowała Lauren. – Trzeba było dać mu w pysk. – Uśmiechnęła się.

– Jeszcze go chwycę – rzekł David.

Sophie odstawiła pustą szklankę i brunetka natychmiast skierowała na nią wzrok.

– Zrobię jej jeszcze, wypiła tylko jednego – stwierdziła, a może raczej zapytała, spojrzawszy na chłopaka.

– Jak chcesz.

Sophie otrzymała kolejnego drinka, lecz tylko zamoczyła usta. Wyglądało, jakby bała się pić przy synu, a jej mina dobitnie sugerowała, o czym w tej chwili myśli i jak się czuje.

– Dobra, mały, teraz mów dokładnie, co się stało – poprosiła Lauren.

– Dokładnie nie wiem, wiem tylko, że gówniara nazwała ją bezdomną i nienormalną.

Koleżanka Lilly mówiła, że na pierwszej lekcji już zaczęły się szykany, a po lekcji ta gówniara chyba wywaliła do młodej prosto z mostu, więc ta się wkurwiła i wyjebała jej z liścia. – Zaśmiał się David.

– Moja krew! – stwierdziła z dumą Lauren.

– Annie też jej szuka, może będzie miała więcej szczęścia – oświadczył chłopak.

– Annie?

– Jej nauczycielka.

– To już jesteście na ty? – Rozweseliła się brunetka.

– Jakoś tak wyszło. Poza tym co z tego? Ona ma nie więcej, jak dwadzieścia sześć – dwadzieścia siedem lat.

– David, ale to jej nauczycielka – skarciła Lauren.

– Dobra, nie przymulaj, ok? Chyba w szkole tak do siebie nie mówimy, nie? Mam mówić, czy nie? – Wkurzył się chłopak.

W odpowiedzi uśmiech Lauren się powiększył.

– No i ta mała zagroziła, że pójdzie do nauczycielki, wtedy młoda ją popchnęła, tamta wyrżnęła głową w ścianę, straciła przytomność i wtedy Lilly najwidoczniej przestraszyła się, że coś jej zrobiła i nawiała.

Lauren spojrzała na zegarek.

– David, pięć po trzeciej. Po ósmej zacznie się ściemniać, trzeba jej poszukać.

– O czwartej jestem umówiony, ale to zajmie chwilę.

– Gdzie?

– W Red Sun.

– Gdzie?! – Zaskczona Lauren aż wytrzeszczyła oczy. – Zresztą… nieważne – dodała po chwili, ukradkiem zerkając w stronę siostry.

Chłopak z miejsca poczuł się bardzo niepewnie. Wiedział już, że Lauren zacznie pytać, aczkolwiek dopił drinka i wstał, więc ciotka zaraz poszła w jego ślady.

– Jadę z wami. – Sophie zerwała się z miejsca.

– Po co? – rzekła spokojnie brunetka. – Przecież i tak będziemy samochodem, więc we dwoje czy we troje nie zrobi większej różnicy, nie uważasz?

– Jadę z wami!

– A jak mała przyjedzie tu, pomyślałaś o tym? Ona być może zna mój adres, jak więc siedź tu i czekaj, rozumiesz? – fuknęła Lauren.

Sophie wróciła na miejsce i od razu złapała za szklankę – ręce jej drżały. Lauren poszła do kuchni i wróciła z butelką.

– Mały, tyle zostało, będzie na dwa, trzy drinki. Zostawić jej? – Pokazała siostrzeńcowi znajdujące się wewnątrz, niecałe pół szklanki wódki. – Jebie ją, więc lepiej, żeby siedziała tu, niż ma kombinować.

Chłopak pogardliwie spojrzał na matkę, ale ostatecznie pozwolił, przytakując głową.

– Powoli, rozumiesz? I zjedź coś, jest kurczak i sałatka – nakazała Lauren, częstując siostrę surowym wzrokiem. – Postawię w lodówce. – Lekko uniosła butelkę.

– Znajdźcie ją – wymamlała Sophie.

– I nie ruszaj mi się stąd, rozumiesz!? – rzekła zimno brunetka, strzelając palcem w siostrę.

Cisza.

– Zaraz załapie smaki i polezie gdzieś się dochlać – stwierdził sucho David.

– Słyszałaś, co powiedziałam?! Spróbuj mi tylko zostawić otwarte mieszkanie! – zagrzmiała Lauren, przeszywając siostrę ostrzegawczym spojrzeniem.

– Słyszałam, kurwa! – syknęła Sophie.

– To pamiętaj! Idziemy – Ciotka skinęła na siostrzeńca.

– Nie jestem pewien, czy ona może zostać tu sama. Wrócisz, jej nie będzie, a drzwi będą otwarte, zobaczysz – rzekł David.

– Nigdzie się nie wybieram – mruknęła Sophie.

Chłopak szyderczo się zaśmiał.

– Pamiętaj! – powtórzyła Lauren, ponownie wskazując palcem w kierunku siostry. – Idziemy.

David odpuścił temat i ruszył za ciotką, aczkolwiek był bardzo niespokojny, bojąc się, że gdy matkę dopadnie przymus, może wyjść. Łudził się jedynie, że kobieta wystraszyła się Lauren i to powstrzyma ją od wycieczek, niemniej jednak tyle razy się już zawiódł, że nie ufał jej za grosz.

– Pojedziemy moim, podrzucę cię do knajpy – oznajmiła Lauren, gdy już wsiedli do windy. – I wyluzuj, ona nigdzie nie pójdzie. Zresztą widzisz, co nawyrabiała, teraz już będzie się bała.

– Ona się będzie bała? – Chyba sobie żartujesz. Niech tylko wkręci jej się ta wódka, to zobaczysz. Nie zdziwię się, jeśli wrócimy, a tam pusta chata, bez telewizora, DVD i innych cennych rzeczy. A może sama pójdzie sprzedać, bo ma tylko dychę – rzekł ironicznie David, uśmiechając się z rezygnacją.

– Przestań.

Wyszli z klatki i ruszyli w kierunku zaparkowanych po prawej aut. David już z daleka dojrzał przerobione na sportowo Mitsubishi Lancer Evolution, na które już wcześniej zwrócił uwagę. Chłopak uwielbiał fajne samochody, nic więc dziwnego, że drapieżne, pomalowane na czarno i upiększone srebrno-czerwonymi akcentami auto zainteresowało już dziś chłopaka. Podeszli jeszcze kawałek i jakiegoż szoku doznał David, kiedy Lauren wcisnęła guzik alarmu i w Mitsubishi piknął dźwięk blokady i dwukrotnie zamigotały światła. Chłopak z miejsca spojrzał na ciotkę wielkimi jak talerze oczyma, ale ona tylko uśmiechnęła się od ucha do ucha. Już dawno zauważyła, że siostrzeniec gapi się na to auto.

– No chyba jaja sobie robisz! – David odzyskał mowę, gdy już minął pierwszy wstrząs.

– No co? – Lauren zrobiła oślą minę.

– To twoja bryka? – Nie dowierzał chłopak, nie mogąc wyjść z podziwu, że dziewczyna ma tak odjechany wóz. – Ale jak? Przecież miałaś Jeepa.

– Miałam, ale już nie mam.

– Ja prowadzę – poinformował David i Lauren bez sprzeciwu rzuciła mu kluczyki.

– Ładnie mnie teraz załatwiłaś, nie ma co. – David nie mógł przeżyć. – Kupiłaś go takiego? – Chłopak przekręcił kluczyk – silnik zagrzmiał demonicznie.

Lauren zaprzeczyła ruchem głowy.

– To fajnie, że go podrasowałaś, oryginał nie prezentowałby się tak fajnie. Tylko ten błotnik… lipa z parkowaniem, nie? – dowcipkował dwudziestodwulatek i zakręcił w stronę centrum.

– Trudno, coś za coś. Będzie ci przeszkadzać, jak zapalę? – Lauren uchyliła szybę.

– To twój wóz. Sporo dałaś za tuning, co? – Chłopak nie odpuszczał.

Lauren tylko wzruszyła ramionami, chyba poczuła się zawstydzona i nie bardzo chciała na ten temat rozmawiać.

– Dobra, sorry, ale wiesz… no nie mogę, nie mogę – David szybko wyjaśnił swoją nachalność. – Ale nie ma opcji, w weekend jedziemy na lotnisko, muszę pokatować ten wózek.

– Jasne, możemy się przejechać – potwierdziła Lauren. – David, umówiłeś się w Red? – zapytała wreszcie, David tylko czekał na te słowa. – Czy ty wiesz, czyja to knajpa? Z kim się tam umówiłeś?

– Z koleżanką.

– Z koleżanką... – syknęła brunetka.

– Przestań, dobra?

– Mały, znów ładujesz się w kłopoty? Pytałam, czy wiesz, czyja to knajpa?

– Słyszałem.

– I co?

– I co, i co? I nic, to chyba pub, tak? Chodzi się do takowych na piwo, wódkę, Pepsi – drwił chłopak.

– Może pojedziemy jeszcze raz w okolice szkoły? – zaproponowała dziewczyna.

– Nie wiem, czy to ma sens, przecież ona nie będzie się tam plątać. Jeśli jest, to albo w domu, albo gdzieś w mieście. Mogła też pójść do Becky, koleżanki z naszej klatki. Cholera, czemu wcześniej o tym nie pomyślałem? – David się ożywił i odrobinę mocniej docisnął gaz, wydobywając spod maski jeszcze głośniejszy ryk. – Lauren, a może poszła do ojca? – Spojrzał na ciotkę.

– Nie mam pojęcia.

– Ale nie, on jest jeszcze w pracy, jest tylko ta jego suka, więc Lilly nie poszłaby tam, wiedząc, że jest sama.

– Dlaczego?

– Bo tak suka się nad nią znęca. Połamię jej ręce, jak się jeszcze raz dowiem! – huknął chłopak.

– Znęca?

– Szarpała młodą za jakąś błahostkę i ponarabiała jej siniaków.

– No wiem, wspominałeś. Ale niech Nick to załatwi. David, i tak już masz sporo kłopotów, nie pchaj się w kolejne – powiedziała zaniepokojona Lauren.

– Połamię kurwę, jak jeszcze raz się dowiem, rozumiesz?

Lauren nie odpowiedziała. Dojechali pod kamienicę chłopaka i David szybko wysiadł. Ponownie sprawdził mieszkanie, choć sam nie wiedział, po co, po czym zaszedł do Becky, ale nikt mu nie otworzył.

– Jedziemy pod szkołę, mam jeszcze trochę czasu – oświadczył, gdy wrócił do wozu. – Ale jest jeszcze coś, nie chciałem mówić przy matce – popatrzył na ciotkę, wywołując kolejną oznakę zdenerwowania na jej twarzy. – Tatuś tej Emily nagadał jej, że zabiorą młodą do domu dziecka, bo ma nienormalną matkę i Lilly chyba uwierzyła… nie wiem. Miała przy sobie jakiś ciuchy, rozumiesz? Spakowała się, czy jak?

– Co takiego?

– Miała spodnie, koszulkę, zabrała nawet bieliznę. Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale fakty mówią same za siebie.

– Nie, David, nie Lilly. Tak, ma osiem lat, ale nie uwierzyłaby w takie głupoty, jest na to zdecydowanie za mądra.

– No dobrze, może i jest, ale gdyby powiedziała to ta małolata, to owszem, ale powiedział to dorosły człowiek, więc mogła uwierzyć, i tego się boję. A jeśli ona uciekła, bo drugim powodem była ta plotka, to co?

– Przestań, nie wierzę, Lilly nie dała się nabrać na takie bajki.

– Kurwa, Lauren, nie słuchasz mnie! – wydarł się chłopak. – Mądra, nie mądra, nie rób z niej geniusza, dobrze? Ona ma, do cholery, osiem lat!

Brunetka w odpowiedzi w milczeniu odpaliła kolejnego papierosa.

– Przepraszam – mruknął David.

– Dobra, ja tu wysiądę i się rozejrzę, w ty zrób kółeczko – powiedziała dziewczyna, gdyż właśnie dojechali w okolice szkoły.

Szybko opuściła pojazd i David wolno odjechał. Przejechał budynek dookoła dwa razy, lecz Lilly nie wypatrzył. Zerknął na deskę rozdzielczą – dochodziła piętnasta trzydzieści. Rozejrzał się jeszcze dokładnie, po czym wrócił pod bramę, lecz Lauren nie było. Czekał dwie, trzy minuty, w końcu zatrąbił, ale dziewczyna zapadła się jak kamień w wodę. I nagle przypomniał sobie o amfetaminie. Wyciągnął pakiet – zostało około pół grama. Fizycznie nie czuł się jeszcze najgorzej, aczkolwiek zdenerwowanie coraz bardziej nim szarpało, zadumał się więc chwilę nad opakowaniem. Wiedział, że to go uspokoi, poza tym musiał przecież iść do knajpy, do tego od strony zaplecza, co także stresowała chłopaka. No i słowa: „ możliwe oko”. Nie był zachwycony perspektywą, że mogliby go zatrzymać i zacząć przesłuchiwać, zwłaszcza teraz, kiedy musi szukać siostry.

– Nigdzie jej nie ma. – Znienacka trzasnęły drzwi pasażera i David w okamgnieniu zacisnął w pięści foliową torebkę.

– Nie chowaj, widziałam, przysnąłeś nad tą kierownicą. – Zaśmiała się Lauren, lecz pretensja była bardzo słyszalna. – Pokaż. – Wyciągnęła dłoń.

David, wiedząc, że nie odpuści, podał jej narkotyk i ruszył spod szkoły.

– Po co ci tyle? Przecież nie bierzesz fety, poza tym mówiłeś, że tylko trochę – zapytała dziewczyna, patrząc na zawartość.

– Dostałem.

– Dostałeś? A któż to jest taki hojny, że rozrzuca się towarem? – drwiła Lauren, bardzo niezadowolona z poczynań siostrzeńca.

– Dobra, koniec tematu.

– Mały, chcesz wjebać się w prochy?

– Kur… przestań już, zaczynasz mnie wkurzać. To chyba moja sprawa. Mówiłem, że mało spałem, do tego doszły nerwy, jak raz zarzucę, świat się nie zawali!

– Nie krzycz, dobrze? I zwolnij – rozkazała spokojnie Lauren, widząc, że chłopak za mocno się rozkręcił kwestii wciskania gazu. – Mały, zamierzasz to wszystko zjeść?

– Nie.

– Ile już wziąłeś?

– Nie wiem, kurde, daj już spokój, dobra? Nie wiem, dwie, może trzy ściechy, na pewno nie umrę.

– Nieee? – Lauren wykrzywiła usta. – To wygląda na bardzo czysty towar, setka za dużo i jedziesz na izbę przyjęć z pikawą na wierzchu.

– A ciekawe, skąd ty możesz to wiedzieć, pani spec?

– Widzę – odparła spokojnie Laurem, otworzyła pakiet i zaraz palcem spróbowała specyfiku.

– Taaak, na pewno poznasz po smaku – syknął David, któego coraz bardziej drażniły popisy ciotki.

– Dobrego nie muszę, bo jest… dobry, ale trefny i owszem. – Usłyszał wciąż bardzo opanowany głos dziewczyny.

– Chcesz, to zarzuć – zaproponował David.

Lauren pomachała przecząco głową i zamknęła torebkę.

– Mały, dziś ci daruję, ale uważaj, to mocny proch. Nie chcę już wracać do tego gówna, ale skręta chętnie bym zapaliła, nie pamiętam, kiedy miałam zioło w ustach – Lauren się uśmiechnęła, wyciągając do siostrzeńca rękę z opakowaniem.

– Możesz go zatrzymać, nie chcę już brać, a jak będę miał, zaraz będzie mnie korciło. Muszę się w końcu zdrzemnąć, jutro pewnie pojadę do pracy, chyba że Lilly się nie znajdzie – rzekł chłopak, nie biorąc od niej narkotyku.

– I co mam z tym zrobić?

– Nie wiem, oddaj komuś?

Zadzwonił telefon Davida.

– Halo? – wymruczał, zatrzymując się przy krawężniku.

– I co? Wiesz coś? – zapytała Annie.

– Nie.

– Dlaczego policja jeszcze jej nie znalazła? Przecież to mała dziewczynka, nie mogła się tak schować.

– Spokojnie, znajdzie się, poza tym szukam jej cały czas i w końcu znajdę – David spojrzał na zegarek – dochodziła szesnasta. – Muszę kończyć.

– Zadzwoń, dobrze?

– Zadzwonię, przecież obiecałem, ale teraz naprawdę muszę już kończyć.

– Dobrze, to do usłyszenia.

– Cześć.

– Podoba ci się – stwierdziła Lauren, prowokując chłopaka zaczepnym półuśmieszkiem.

Spojrzał na nią spod byka, lecz nie skomentował zaczepki, tylko ruszył w stronę knajpy.

– No co? – kontynuowała dziewczyna. – „Przecież obiecałem…”. – Zaśmiała się.

– Młoda zniknęła, a ty masz ewidentnie dobry humor, widzę. Może jedź do domu, co? – warknął David, ciotka zaczynała coraz bardziej działać mu na nerwy.

– Mały, wyluzuj, jak będę zawieszać, to to w czymś pomoże? – Lauren spoważniała.

Chłopak milczał, coraz bardziej stresując się wizytą w lokalu. Nie miał pojęcia, dlaczego denerwuje się tak, jakby coś przeczuwał, jakby coś miało pójść nie tak. A może to po prostu jedynie kłopoty siostry interpretowane nie w tę stronę, co trzeba?

Zatrzymał się pod knajpą i rozejrzał po całej ulicy, ale nic podejrzanego nie zauważył.

– Co jest? – Lauren od razu to zauważyła.

– Nic.

– David, do cholery, pogadaj ze mną. Chyba wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, nawet jeśli temat tej rozmowy nie będzie mnie cieszył. Wiesz, że też nie byłam święta. Obiecuję, że nie będę cię pouczać, ani opierdalać, po prostu nie chcę, abyś władował się w jakiś syf, rozumiesz? Znam tę knajpę, ludzi się w niej obracających, ich lewe interesy i porachunki. Wiem, co się tam dzieje, David…

– Co robimy? Nie wiem, ile mi to zajmie. – Chłopak sucho zbył ciotkę.

– Poczekam – Westchnęła dziewczyna.

– Na pewno? A jak zejdzie trochę dłużej.

– To nic. Skoczę tu do sklepu, kupię coś słodkiego i może coś jeszcze.

– Dobra, postaram się szybko obrócić – rzekł chłopak i opuścił pojazd.

– David! – Lauren także wysiadła. – Uważaj na siebie.

Nie odpowiedział, tylko skierował kroki między dwie kamienice, tę, w której znajdował się pub i sąsiednią. Po chwili doszedł do jedynych znajdujących się z tyłu budynku odrapanych, brązowych drzwi i pociągnął za klamkę. Zamknięte. Zapukał i za moment otworzył mu wielki jak góra facet. Od razu zmierzył chłopaka od stóp do głów, operując bardzo nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Stres wzrósł, lecz David starał się zachować spokój. Wiedział, że gdy pokaże zdenerwowanie, może wzbudzić nieuzasadnione podejrzenia i narazić się na szereg niepotrzebnych pytań, a na chwilę obecną dość już miał problemów.

– Jestem umówiony na szesnastą – wydusił w końcu, widząc, że koleś stoi jak posąg i milczy.

– Stań przy ścianie – warknął kolos, gdy już odsunął się od drzwi i wpuścił chłopaka do środka.

Procedura obmacania przybysza od stóp do głów trwała bardzo krótko, po której facet kazał mu chłopakowi ze sobą. Za moment znaleźli się przy drzwiach, które David już znał i olbrzym zapukał, po czym wsadził głowę do środka.

– Szefie, nowy do ciebie.

– Wpuść go.

Mężczyzna uchylił przed chłopakiem drzwi i zamknął je za nim. David nie miał pojęcia, czy powiedzieć: „dzień dobry”, czy coś innego, więc milczał. Na stole przed nosem bossa leżały dwie białe koperty.

– Słyszałem, że gładko wam poszło i że dobrze się spisałeś – rzekł luźno Bokser, aczkolwiek jego mina była ponura i surowa, bez jakichkolwiek emocji.

David nadal stał jak kołek, nie wiedząc, co mówić.

– Usiądź. – Boss wskazał czerwony fotel.

Chłopak posłusznie zajął miejsce, lecz był już maksymalnie zdenerwowany. Miał nieodparte wrażenie, że koleś zaraz napomknie o tym, co wydarzyło się wczoraj między nim a blondynką.

– Judy mówiła, że dobrze sobie radzisz, więc przemyślałem sprawę. To jak, chcesz dla mnie pracować? – zapytał mężczyzna i David postawił oczy w słup.

– Na razie nie mam takiej możliwości – odparł, nie mając pojęcia, czy dobrze mówi, Bokser totalnie go zaskoczył.

– Dlaczego?

– Mam ośmioletnią siostrę i matkę z problemami, lepiej, żebym na razie nie pchał się w kłopoty – odparł szczerze chłopak, uznając, że to najlepsze rozwiązanie.

– Ale my nie pracujemy po to, aby pchać się w kłopoty – kontynuował spokojnie mężczyzna. – Przewidujesz takie? – Poczęstował dwudziestodwulatka zimnym spojrzeniem.

David ciężko przełknął ślinę. Boss jednoznacznie zinterpretował jego wypowiedź i ta interpretacja bardzo nie podobała się chłopakowi, poczuł, że zaraz będzie miał problem.

– Nie, ale życie pisze różne scenariusze – bąknął spłoszony.

– Ja nie uznaję takich scenariuszy – rzekł Bokser i wstał.

Davida zmroziło, ale facet nie ruszał się zza biurka, tylko chwycił jedną z kopert i rzucił chłopakowi.

– Dwanaście i pół tysiąca, niezła suma – pochwalił, uśmiechnąwszy się nieoczekiwanie, przez co chłopakowi niesamowicie ulżyło. – Mógłbyś zarobić więcej – dodał.

David się nie odzywał, w tej chwili bał się siebie, swojego zachowania, Boksera i jego niewypowiedzianych jeszcze kwestii.

– W porządku, możesz iść, ale jakbyś chciał zarobić, zgłoś się do chłopaków. Może coś się znajdzie – oznajmił Bokser i ponownie zasiadł za meblem.

– Dziękuję – rzekł chłopak, skinął głową i czym prędzej opuścił gabinet.

Spocił się calutki, a ręce i nogi lekko drżały. Był bardzo zadowolony, że ma to już za sobą, a co najważniejsze – nie go nie wykiwali i ma dwanaście tysięcy dolców. Był przeszczęśliwy.

Ruszył w stronę, z której przyszedł, chowając pieniądze w tylną kieszeń i już niemal doszedł do goryla, gdy nagle usłyszał:

– David, poczekaj!

Poczuł się bardzo nieswojo. Nie miał pojęcia, co jej powiedzieć, co ona powie mu, czy rozmowa będzie przyjacielska, czy wręcz odwrotnie – dziewczyna wyśmieje go na starcie.

– David... – Judy stanęła naprzeciwko. – David, przepraszam cię za wczoraj, naprawdę nie wiem, co mi odbiło – wycedziła przez zęby.

Ton głosu dziewczyny sugerował, że czuje się zażenowana, do tego można było wyczytać to po wyrazie jej twarzy.

– W porządku.

– Nie, nie w porządku, nie chcę, żebyś myślał o mnie… – Judy się zacięła, wciąż unikała wzroku chłopaka.

– Nic nie pomyślałem. – David się uśmiechnął. Szkoda zrobiło mu się dziewczyny, widział, że zaplątała się w całej tej sytuacji.

– David, trochę za dużo przywaliłam i mnie poniosło, naprawdę cię przepraszam – powtórzyła Judy, teraz już spojrzawszy mu prosto w oczy.

– W porządku, zapomnijmy o tym – odparł David, choć wcale nie czuł się rozluźniony. Było mu tak samo głupio, jak jej. – Muszę iść – mruknął.

– Napijemy się piwa? – zapytała dziewczyna.

– Nie mogę, muszę szukać siostry, bo nawiała ze szkoły i zniknęła.

– Siostry? – bąknęła Judy, która chyba nie uwierzyła w jego słowa, sądząc, że to jedynie wymówka.

– Stłukła koleżankę i uciekła, muszę ją znaleźć.

– Aha… rozumiem...

– Judy, nie zawieszaj się, wczorajszego nie było, ok? – powiedział twardo David, nie chcąc, aby dziewczyna się tym zadręczała.

– Masz jej zdjęcie? – zapytała nagle Judy, wprawiając Davida w nie lada osłupienie.

– Zdjęcie? – Spojrzał na nową znajomą, nie mając pojęcia, o co jej chodzi.

– No tak, taki kolorowy kawałek papieru. – Judy się uśmiechnęła, chyba się odrobinę rozluźniła.

– Po co ci jej zdjęcie?

– Pomogę ci jej szukać… To znaczy nie ja, ale mogę rozesłać chłopaków, niech rozejrzą się po mieście.

– Poważnie? – David nie mógł uwierzyć, aczkolwiek bardzo ucieszyła go ta propozycja; w końcu każda pomoc się przyda. – Choć ze mną do samochodu, to ci dam.

– Nie, poczekam tu, dziś wolę się nie wychylać.

– Ok, zaraz wrócę.

Chłopak szybko opuścił lokal i wielce uszczęśliwiony zarobkiem i propozycją ze strony dziewczyny, luźnym krokiem ruszył do samochodu, lecz gdy tylko wyszedł zza kamienicy, poczuł dwa silne uderzenia w twarz, a po nich jedno potężne w tył głowy. Padł jak kłoda za ziemię...

 

Gdy się ocknął, pierwsze co do niego dotarło, to ból tylnej części czaszki. W głowie wirowało, co z upływem kolejnych sekund z wolna ustępowało, niemniej jednak chłopak wciąż czuł się dziwnie, był sztywny i nadal odrobinę otumaniony.

– David! – Nagle dopadła do niego Lauren, kucając obok. – Co się stało?

– Co tu robisz? Wracaj do samochodu. – Zdenerwowany David natychmiast.

Wkurzył się, nie chciał, aby dziewczyna tu była, wiedziała o jego poczynaniach i jeszcze przy okazji niepotrzebnie wpakowała się w kłopoty, jeśli zobaczyłby ją któryś z pracowników Boksera.

– David…

Nie odpowiedział, tylko dotknął głowy i spojrzał na dłoń – na palcach zostały niewielkie czerwone kleksy.

I nagle sobie uświadomił! W okamgnieniu sięgnął do tylnej kieszeni i stało się to, czego się obawiał – pieniądze zniknęły.

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • sunburst ponad rok temu
    Gównociągu, część kolejna, stoperan może?
  • ZielonoMi ponad rok temu
    Pocałuj mnie w dupę.
  • sunburst ponad rok temu
    ZielonoMi Chciałabyś wyposzczona macioro😂😂😂
  • ZielonoMi ponad rok temu
    sunburst Dzban!
  • Margerita ponad rok temu
    Któryś za nas cierpiał rany vel synburst daj jej spokój!!!
  • ZielonoMi ponad rok temu
    Mar, poradzę sobie,poza tym szkoda zachodu. Internet to całe jego życie, zajebał telefon pielegniarce i szaleje. Ale coś nie widać, pewnie w kaftan wsadzili.😁
  • Joan Tiger ponad rok temu
    Ha. Ciotka odjechana, to i auto niczego sobie. Ale mu kopara opadła. Judy podejrzanie miła. To nie w jej stylu. Hyyym. No, długo dałaś się chłopakowi nacieszyć hajsem, nie ma co. Kara za odmowę, czy po prostu upozorowany napad, aby nie płacić? Masz drobne babole. :)
  • ZielonoMi ponad rok temu
    Pewnie, że się nie nacieszył; jaki autor, taki los bohaterów. 😈 Wiem, kochana, babole i ja bardzo się lubimy (a niby staram się być uważna). ☹Miło Cię widzieć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania