Zakręty losu cz. 31
– Dokąd? – David wyskoczył przed nosem matki, widząc, że odwróciła się na pięcie i kieruje się w stronę przeciwległą do kamienicy Lauren.
– Idę jej szukać.
– Nigdzie nie idziesz – zaprotestował chłopak, łapiąc ramię kobiety.
– Puszczaj! – Wyszarpnęła się.
– Nigdzie nie idziesz!
– Co jest? – zapytała Lauren, pojawiwszy się obok.
– Wybiera się na poszukiwania, tylko że ja nie bardzo w te poszukiwania wierzę – warknął David.
Sophie zignorowała syna i kolejny raz ruszyła w stronę centrum, ponownie jednak została zatrzymana, tym razem przez siostrę.
– Kurwa, odwalcie się ode mnie, rozumiecie?! – Kobieta wydarła się na pół okolicy. – Idę i koniec! A jeśli to do was nie dociera, zaraz zadzwonię na policję i powiem, że mnie nagabujecie! – wrzeszczała jak opętana.
– A zostaw, niech idzie, widzisz, że jej odbija. Niech robi sobie, co chce, już mam to w dupie. – Lauren machnęła ręką i ruszyła do drzwi.
– No właśnie – syknęła Sophie i szybko skierowała się w drugą stronę.
– Lauren. – David się pogubił.
– Chodź.
Spojrzał na ciotkę, następnie na „uciekającą” matkę, w końcu westchnął i wszedł za brunetką do kamienicy.
– Nachla się – wyskoczył od razu, biorąc od Lauren zimnego drinka.
– Nie nachla się, nie ma za co.
David głośno się roześmiał.
– Nieeee? I co z tego, że nie ma, zaraz znajdzie. Da dupy, jak będzie trzeba – drwił.
Lauren nie odniosła się do złośliwości siostrzeńca, tylko wydobyła z szuflady bibułki, usiadła i zaczęła robić skręta.
– I co, zostawisz to tak? – Chłopak nie odpuszczał.
– David, do cholery, a co mam zrobić? Przywiązać ją? Nie wyjdzie teraz, to wyjdzie później, nie możemy jej przecież pilnować całą dobę – odparła wkurzona dziewczyna.
Chłopak tylko westchnął i zaczerpnął alkoholu.
– Co się stało między wami? – wyskoczył nagle, gdy ziółko już przyjemnie zaczęło ingerować w jego samopoczucie.
Lauren spojrzała na niego dziwnie, nie spodziewała się chyba, że powróci do tematu.
– Nieważne, stare dzieje.
– Lauren, czy to jakaś tajemnica? I skąd się znacie, ona jest przecież sporo młodsza. I widzę, że chyba też bywałaś w „Red” – drążył.
– David, daj mi spokój – mruknęła dziewczyna, której wyraźnie ciężko szedł ten temat.
Chłopak się wyciszył, lecz nadal obserwował ciotkę, uśmiechając się zaczepnie.
– Nie dużo, ma dwadzieścia dziewięć lat – rzekła Lauren, nie patrząc na siostrzeńca.
– Dwadzieścia dziewięć? – David rozdziawił gębę. – Ona ma dwadzieścia dziewięć lat? Co mi tu wciskasz, przecież ja nie dałbym jej więcej niż dwadzieścia pięć.
Lauren tylko wzruszyła ramionami.
– Kur… dwadzieścia dziewięć – mruczał chłopak, coraz mocniej czując działanie marihuany.
– Jeszcze jednego drinka? Idziesz jutro do pracy? – zapytała dziewczyna, wstając.
– Jasne, wypijmy. Martwię się o tę idiotkę – rzucił chłopak, spoglądając na zegarek, który wskazywał za dziesięć dwudziestą drugą.
– Nic jej nie będzie. Ma telefon? Zadzwoń.
– Nie wiem. I nie wiem, czy ma klucze, może pójdzie do domu, żeby od nas nawiać. – David uśmiechnął się niewyraźnie.
– Ma, bo zamykała drzwi.
– Czyli na bank nie wróci – rzekł chłopak i wykręcił numer matki.
Usłyszał kilka sygnałów, lecz kobieta nie odbierała. Lauren w tym czasie zdążyła już przynieść drinki zawisła nad siostrzeńcem.
– Co zjesz?
– Nie chcę.
– David, jadłeś coś dzisiaj?
– Nie i nie chcę.
– Młody, ile wziąłeś? I kiedy zamierzasz coś zjeść? – naciskała dziewczyna.
– Nie wiem. I skończ już, ok?
– Nie odbiera? – zapytała brunetka, niechętnie rezygnując z tematu.
– Nie.
– Dobra, wezmę coś na ząb i zaraz wracam – poinformowała i zniknęła w korytarzu.
– Ja i Judy kiedyś… – wyskoczyła nagle Lauren.
– Co? – zaskoczony David wybałuszył oczy, nie wiedząc, czy się nie przesłyszał.
– Nie, to nie tak, to był chyba taki… eksperyment? Sama nie wiem – bąknęła zakłopotana Lauren, nabierając kolorków. – No wiesz… jakoś tak wyszło – dodała, wybuchając nagle głupim, niekontrolowanym śmiechem.
– Eksperyment? – Roześmiał się David. – Jasne, fajny eksperyment. Tylko że to, co widziałem, nie wyglądało mi na jedynie niepożądany EFEKT UBOCZNY EKSPERYMENTU. – chichotał, zaczepnie akcentując słowa.
– Byłyśmy razem trochę ponad rok – kontynuowała Lauren, lecz nadal nie patrzyła na chłopaka, uśmiechała się tylko z lekkim skrępowaniem.
– Kłamiesz, wkręcasz mi – rzucił po dłuższej chwili David, próbując przyswoić to, co usłyszał.
– Nie kłamię, po prostu nie wiem… sama nie rozumiem, co się stało i jak to się stało – mruknęła Lauren, spojrzawszy na siostrzeńca kątem oka.
– Ale mnie bujasz. Ściemniasz, bo zapaliłem i jawnie robisz mnie w wała – sprzeciwiał się chłopak, choć nie był przekonany, czy Lauren naprawdę kłamie.
– David, nie bujam. Ona była wtedy sama, ja też, no i… No i pewnego wieczoru przyszła do mnie na piwo – Lauren wymownie wygięła usta – ale na piwku się nie skończyło. A potem… potem był drugi i trzeci wieczór, i jakoś to wszystko ruszyło – dodała cicho.
– Lauren, prawdę mówisz? – David nadal nie dowierzał. – Nie, wkręcasz mi na fazę, a potem będziesz rżeć i strugać cwaniaczkę, że zrobiłaś mnie w jajo. – Chłopak walczył uparcie, lecz już nie był ani trochę pewny siebie.
– Spoko, nie chcesz, nie wierz. I David… to zostaje między nami, chyba o tym wiesz – mruknęła dziewczyna
– Dobra, dobra. – Roześmiał się chłopak i sięgnął po drinka, bijąc się w głowie z myślami.
Próbował już piąty raz, lecz Sophie nie odbierała.
– Może zostawiła telefon? – wtrąciła Lauren.
– Chla – warknął David. – Lauren, ja wiem, że jesteśmy po paleniu, ale jest już po jedenastej. Może pojedziemy jeszcze raz? Oddam ci kasę za te taksówki – zapytał chłopak.
– Jasne, nie ma sprawy. – Lauren wstała, biorąc w dłoń portfel.
Ponownie przejechali całe miasto i przedmieścia, co zajęło im prawie półtorej godziny, lecz wrócili totalnie zawiedzeni, bo nie dość, że dziewczynki w dalszym ciągu nie namierzyli, to na dodatek dziewczyna zapłaciła za wszystkie kursy ponad tysiąc dwieście dolarów. David był wściekły i powoli zaczynał wyrzucać sobie, że tyle pieniędzy wywalili w błoto, a Lilly błąka się gdzieś wystraszona i sama.
– Co jest? – zapytała Lauren, dołączając do Davida przy wejściu do budynku.
– Kurwa, dochodzi pierwsza, gdzie ona jest? – wystękał chłopak, mając już nieodparte przeczucie, że siostrze coś się stało. – I jeszcze ta pijaczka, jakbym miał za mało problemów.
– Chodź, wypijemy po ostatnim drinku, to trochę wyluzujesz, i tak nic więcej nie możemy zrobić. Lilly na pewno gdzieś się schowała albo po prostu zabłądziła i czeka do rana. Wiem, wiem, nic nie mów. – Lauren szybko wystawiła palec przed nosem chłopaka, ponieważ już otwierał usta. – Wiem, może głupio gadam, ale nic nam nie pozostało, tylko czekać. David, Lilly to rezolutny dzieciak, nic jej nie bę…
– Kurwa, kobieto, jaki rezolutny dzieciak?! – wydarł się nagle chłopak, któremu już puściły nerwy. – Do cholery, Lauren, jest pierwsza w nocy, a ona ma osiem lat! Jaki rezolutny dzieciak, o czym ty mówisz?! – wrzeszczał na całe gardło; cały nagromadzony przez te wszystkie godziny stres dał w końcu ujścia.
Brunetka zamilkła.
– Przepraszam, ale już nie mogę – mruknął chłopak. – Chodź, wypijemy, może się w końcu chociaż trochę zdrzemnę. Padam na ryj – dodał i niemrawo ruszył w stronę drzwi.
Wypili jeszcze po dwa drinki i chłopakowi po dość długiej walce z odchodzącym prochem udało się w końcu około trzeciej w nocy zasnąć. Nie spał jednak pełnym snem, budząc się co kilkanaście minut i pijąc hektolitry soku.
Szarpiąc się w półsennym letargu, na dobre odleciał dopiero nad ranem. Słońce było już dość wysoko, gdy doszedł go dźwięk telefonu. Natychmiast się obudził i pędem ruszył do salonu, lecz gdy wcisnął guzik zatwierdzający, usłyszał przerywany sygnał.
– Co jest? – półprzytomna Lauren ciężko otworzyła powieki.
– Nie wiem, nie zdążyłem.
– Nie zdążyłeś? Grało tylko chwilę. – Zdziwiła się dziewczyna i właśnie komórka zagrała ponownie.
Chłopak szybko odebrał, lecz gdy tylko przyłożył telefon do ucha, po chwili spojrzał na ciotkę z mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
LILLY
– Powiedziałam, że masz sprzątnąć, bo za godzinę mam gości?! – syknęła Lucy i szarpnąwszy małolatkę za ramię, agresywnie podniosła ją do pionu; gdy tylko Nick zamknął za sobą drzwi, fałszywy uśmiech zniknął z twarzy kobiety, ustępując miejsca kwaśnej minie. Całkowicie zaskoczyło to dziewczynkę, Lucy, prócz często rzucanych, kąśliwych słów nigdy nie użyła wobec niej siły.
– Lilly, sprzątaj to, bo już nie mam czasu! – Kobieta wydarła się ponownie, szarpiąc rękę małolatki.
Teraz poskutkowało, Lilly się wystraszyła, w okamgnieniu pozbierała kredki ze stołu i ruszyła w stronę swojego pokoju.
– Tata się o tym dowie – zagroziła, ściskając w dłoni pudełko ze swoimi malarskimi atrybutami.
– Co powiedziałaś? – Lucy natychmiast wyrosła przed dziewczynką. – I co powiesz? On i tak nie uwierzy, a nawet, jeśli, to dowie się, że jesteś bezczelna i nieposłuszna, więc trochę dyscypliny ci się należało i na pewno wyjdzie ci to na dobre.
– Odczep się – odpyskowała Lilly i chciała wyminąć kobietę, lecz ta stała jak wrośnięta w ziemię.
– A wiesz, co ja powiem, co mogę powiedzieć o twojej mamusi? Co, myślisz, że o niczym nie wiem? Widziałam ją ostatnio upitą w trupa, ciekawe, jak na to wszystko zareaguje opieka społeczna. I twój ojciec, chociaż on pewnie o wszystkim wie. – Lucy szantażowała dziewczynkę, gdyż mimo swojej jurnej postawy groźba Lilly chyba nieco ją zaniepokoiła.
Ośmiolatka milczała, lecz kobieta nie ustępowała, chcąc się chyba upewnić, że cała sprawa zakończy się po jej myśli.
– Wiesz, że jak się dowiedzą, zamkną matkę, a ciebie wsadzą do domu dziecka albo do innej placówki? A wtedy ja i twój ojciec wyjedziemy i tak to się zakończy – poinformowała z soczystą złośliwością.
– Nie, bo mieszkam z Davidem, albo przeprowadzę się do taty! – krzyknęła zdenerwowana Lilly.
– Do taty? – Zaśmiała się szyderczo Lucy. – A nie wiesz, że o tym decyduje sąd? A póki dojdzie do rozprawy, zapewniam cię – miną długie miesiące. A David? Ten kryminalista? Już widzę, jak pozwolą mu się tobą opiekować. W życiu nie wygra w sądzie, więc, tak czy siak, dom dziecka cię nie ominie – dodała dumnie.
– Ale jest tata – broniła się dzielnie Lilly.
– Ale on nie chce cię zabrać, nie rozumiesz? Jak myślisz, jeśli by chciał, czemu jeszcze tego nie zrobił? – wypaliła Lucy.
– Kłamiesz, ja go zapytam!
– Proszę bardzo, ale ostrzegam – jeśli poruszysz z nim ten temat, od razu idę do opieki i o wszystkim im mówię. Nie omieszkam też napomnieć o tym u siebie w pracy, w odpowiednim biurze. I wtedy matka pojedzie na odwyk, a ty do placówki. Tego chcesz? – kontynuowała bezlitośnie Lucy, strzelając w małolatkę olbrzymią pewnością siebie. – Żaden problem.
– Nie! – wrzasnęła protestacyjnie Lilly i biegiem ruszyła do swojego pokoju; przekonujący ton głosu i mina Lucy sprawiły, że dziewczynka zaczęła wierzyć w jej słowa i ogarnął ją strach. Na dodatek kobieta pracowała w urzędzie miasta, o czym Lilly wiedziała i mimo swojego bardzo młodego wieku, miała znikome pojęcia, czym ten urząd się zajmuje, że chodzi o jakieś sprawy obywateli. Domyślała się też, że Lucy ma znajomości, gdyż goście, którzy zawsze przychodzili do domu jej ojca, wyglądali dostojnie, przyjeżdżając luksusowymi autami, od stóp do głów obwieszeni drogą biżuterią. To wszystko dało dziewczynce do myślenia, wywołując mnóstwo pytań i nasilając lęk. Przez chwilę pomyślała, żeby jednak powiedzieć o wszystkim ojcu, jednak stanowczość i chłód w słowach Lucy sprawiły, że zaczęła się bardzo wahać. Słowa Lucy pokryły się ze słowami Emily, która także wspominała o domu dziecka, przez co Lilly była już przekonana, że tak faktycznie będzie.
– ...a zobacz, jakie ma ciuchy, pewnie wyciągnęła je ze śmietnika. – Drwiny trwały nadal, wywołując w Lilly wszystkie przykre wspomnienia z kłótni z Lucy.
– Pewnie mama jej przyniosła. – Zachichotała Claudia. – Ale zobacz, jakie buty ma fajne. Ciekawe, skąd ma, to drogie buty.
– Na pewno ukradła – wtrąciła Sara.
– A patrzcie, jaki ma plecak; musi nosić ze sobą, bo nie ma gdzie mieszkać – drwiły uczennice.
Lilly zacisnęła zęby, lecz złość w niej rosła, a wraz z nim smutek i wstyd.
– Nie słuchaj ich, są głupie i tyle – szepnęła Wendy. – Powiedz wychowawczyni – dodała.
– Nie! – syknęła dziewczynka, która nie zamierzała się skarżyć, zresztą, nie potrafiłaby.
Zadzwonił dzwonek, więc Lilly coraz bardziej nerwowo zaczęła pakować strój, który przez natłok ciuchów ledwo mieścił się w plecaku.
– Już? – zapytała Wendy, niecierpliwiąc się. – Co ty tam masz?
– Nic – odparła Lilly, zamykając zamek, zarzuciła plecak na ramię i wyszła z koleżanką z sali gimnastycznej, zaraz za trójką rozweselonych prześladowczyń.
Emily, najzadziorniejsza z dziewczyn, szła tuż przed Lilly, śmiejąc się wesoło i drażniąc ośmiolatkę z chwili na chwilę coraz bardziej.
– Na pewno obie są bezdomne, dlatego tak wygląda. Przecież mama nic jej nie kupi, bo wszystkie pieniądze wydaje na piwo… tak mówi tata – wyjechała w końcu dumna i bardzo pewna siebie Emily i tej chwili Lilly pękła, rzuciła plecak i migiem wyrosła przed twarzą koleżanki.
– Odszczekaj to! – rozkazała wściekle.
Na mającej świadomość obecności dwóch koleżanek Emily, wybuch Lilly nie zrobił najmniejszego wrażenia, zachowywała stoicki spokój.
– Nie, przecież to prawda. – Nadąsała się arogancko. – Mój tata mówił, że twoja mama, jak już się napije, to pewnie śpi na śmietniku – rzuciła koleżance prosto w oczy.
– Ty dziwko! – zagrzmiała wyprowadzona z równowagi Lilly i mocno trzasnęła Emily po twarzy.
Ta natychmiast złapała się za piekący policzek.
– Powiem o wszystkim pani Silvers – zagroziła rozzłoszczona, dziarsko ruszając w kierunku pokoju nauczycielskiego, lecz szarpana emocjami Lilly natychmiast do niej doskoczyła i agresywnie popchnęła dziewczynkę, która straciwszy równowagę, zrobiła kilka chwiejnych kroków przed siebie i się przewróciła, z dużym impetem uderzając głową w ścianę. Już się nie ruszyła.
Wśród stojących wkoło uczniów momentalnie zapadła grobowa cisza, stali jak zamurowani, gapiąc się to na Emily, to na Lilly. W końcu pierwsza zareagowała Sara, która strachliwie zawisła nad koleżanką.
– Emily! – krzyknęła, bojąc się dotknąć dziewczynki.
Lilly stała jak wryta, nie wiedząc, co robić, była totalnie przerażona widokiem nieprzytomnej koleżanki.
– Idę po dyrektora! – oznajmiła spanikowana Sara i biegiem ruszyła przez korytarz, wtedy Lilly widząc, że dziewczynka nadal się nie rusza, ogarnięta strachem przed pedagogiem, zerwała się z miejsca i wybiegła ze szkoły.
– Lilly! – Za plecami usłyszała jeszcze wystraszony głos Wendy, lecz nie zamierzała się zatrzymywać. Chciała jak najszybciej oddalić się z miejsca „zbrodni”, była pewna, że zrobiła Emily poważną krzywdę i na pewno poniesie z tego tytułu gorzkie konsekwencje.
Biegła kilka minut i dopiero gdy oddaliła się już spory kawałek od szkoły i dopadło ją zmęczenie, przystanęła, chowając się za wysokimi, gęstymi krzakami. Spojrzała w stronę, z której przybiegła – placówki nie było już widać, dziewczynka odbiegła daleko od budynku. Trzęsła się cała, nie wiedziała, co z Emily, czy wstała, czy nie, a może już nie żyje? W oczach małolatki od razu stanęły policyjne mundury i jacyś nieznajomi ludzie, którzy zabierają ją z domu lub ze szkoły i wiozą do domu dziecka; była pewna, że teraz już nagrabiła sobie na dobre.
Podsycany osobą nieprzytomnej koleżanki strach z każdą chwilą się nasilał, lecz nie przeszkodziło to w tym, żeby dziewczynka odczuła, że bardzo chce jej się pić. Pomyślała o plecaku i wkurzyła się na siebie, że zostawiła w nim pieniądze. Sprawdziła jeszcze kieszenie spodni, jednak wszystko, co znalazła, to trzy centy i guma do żucia. Ponownie rozejrzała się po okolicy, zastanawiając się, co robić. Myśl o plecaku wywołała kolejny lęk, bała się, że znajdą ubrania, które spakowała i będą pytać, po co jej one, poza tym na pewno David na nią nakrzyczy za to, że zostawia byle gdzie swoje rzeczy.
Stała za zaroślami dobry kwadrans, lecz gnębiona coraz większym pragnieniem, zebrała się w końcu na odwagę i ruszyła w stronę centrum, bacznie inwigilując wzrokiem otoczenie. Dobrze znała drogę ze szkoły do domu i bez problemu doszłaby tam piechotą, jednak obawa przed tym, co może się wydarzyć, nakazywała jej trzymać się jak najdalej od domu;. Ubzdurała sobie, że jak nie wróci przez dłuższy czas i jak będą się o nią martwić, to nic jej nie zrobią, że nie poniesie żadnej kary, albo przynajmniej nie tak surową.
Szła bardzo szybko, wystraszona, starając się nie zwracać na siebie uwagi, wiedziała, że ośmiolatka sama w środku miasta od razu wzbudzi podejrzenia i że bardzo szybko mogą ją zatrzymać. Osoba Emily przeplatając się w głowie z nauczycielami, Davidem, a przede wszystkim domem dziecka, kotłowała się w jej głowie, wywołując przykre myśli. Dziewczynka nie wiedziała już, czego boi się najbardziej – placówki, policji, Davida i zostawionego plecaka, ucieczki, czy też tego, że Emily coś się stało. Jednakże wszystkie wątki uparcie łączyły się ze sobą i Lilly ogarniała coraz większy lęk, była pewna, że będzie miała olbrzymie kłopoty.
Pomyślała też o Lauren, o osobie, która od zawsze była dla niej ciepła, dla której była oczkiem w głowie i z wolna zaczęła się zastanawiać, czy nie iść do niej. Tu jednak dziewczynka miała problem, gdyż nie mogła sobie przypomnieć, czy w okolicę ciotki jedzie autobus numer sześć, czy szesnaście, a bała się wsiąść do nieodpowiedniego i wyjechać gdzieś w nieznane. No i znowu obcy ludzie, przecież oni od razu zauważyliby, że spaceruje sama i na pewno by ją zaczepili, a jadąc przez centrum autobusem, w których o tej godzinie zawsze był tłok, zapewne nie zwróciłaby niczyjej uwagi.
Wędrówka stawała się coraz wolniejsza. Na zewnątrz było dość ciepło, a pragnienie wzrastało, dziewczynka marzyła o szklance czegokolwiek mokrego. Spojrzała przed siebie – była już niedaleko głównej ulicy, na której, notabene, stała jej kamienica, ale po pierwsze, nie miała klucza, po drugie, bała się iść do domu.
Na chodnikach zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, więc i stres wzrósł. Nikt jednak, jak do tej pory nie zwracał na nią uwagi, zabiegani pracoholicy mieli w tej chwili zapewne ważniejsze sprawy na głowie.
Im bliżej domu była, tym bardziej się bała, nie chciała, aby ktoś ją zauważył, zwłaszcza David, który na pewno nie byłby zadowolony, że pobiła koleżankę, zostawiła plecak i uciekła. No i te ubrania, teraz pożałowała, że je spakowała.
Miała coraz większy mętlik w głowie; na początku uciekła, bo bała się konsekwencji, a teraz to ucieczka właśnie stała się powodem jeszcze większej trwogi.
Doszła już do centrum, dokładnie orientując się, gdzie się znajduje. Pragnienie nasiliło się do tego stopnia, że na chwilę obecną jej celem stał się położony mniej więcej w połowie głównej ulicy miejski park, gdzie gęsto ustawione były małe kraniki z wodą pitną. Po niecałej godzinie dotarła na miejsce. Wiedząc, że pewnie już jej szukają, rozejrzała się dookoła, upewniając się, czy nie kręci się gdzieś policja, i położonymi z samego brzegu parku, skrytymi pod bujnymi koronami drzew schodkami szybko zeszła na dół. W pełni szczęścia zaspokoiła w końcu pragnienie, żałując, że nie ma żadnej butelki, w którą mogłaby wziąć wody. To tylko potęgowało złość na siebie i swoją głupotę, tym bardziej że pieniądze przeważnie nosiła w kieszeniach i jak na złość, akurat tylko dziś musiała schować je do plecaka.
Nie miała zegarka i zaczęła zastanawiać się, która godzina. W parku, prócz matek z dziećmi i staruszków, nie było zbyt wiele ludzi, wnioskowała więc, że skoro są jeszcze w pracy, nie minęła piąta. Zmęczona, przysiadła na zacienionej ławeczce przy samym placu zabaw. Dobrze wiedziała, co robi, przecież jeśli ktoś by ją tam zobaczył, na pewno pomyślałby, że należy do grupki bawiących się tam dzieci.
Zamyśliła się, nie miała pojęcia, co robić. Powoli zaczęła żałować, że uciekła, lecz obawa przed konsekwencjami nie dawała za wygraną. Znów przypomniała jej się Lucy i jej groźby. Lilly znała zawziętość kobiety i była pewna, że gdyby się wkurzyła, dotrzymałaby słowa i próbowała narobić jej rodzinie kłopotów. Oczywiście był też ojciec, ale ten prawie zawsze ustępował Lucy, doszła więc do wniosku, że gdy dojdzie co do czego, ojciec nie będzie zbyt długo stawiał oporu. Nie rozumiała, dlaczego tak się dzieje, przecież to dorosły, duży facet, ale tak było i nic nie mogła na to poradzić.
Wstała niechętnie, aby znowu zaczerpnąć wody i wtedy stwierdziła, że plac zabaw opustoszał, została na nim tylko dwójka dzieci. Spojrzała przed siebie – na przeciwległej ławce siedziała młoda kobieta i wpatrywała się w nią dziwnie. To natychmiast pchnęło do działania – dziewczynka w okamgnieniu oddaliła się od feralnego miejsca. Obejrzała się jeszcze po drodze – nieznajoma już jej nie obserwowała, zajęta była swoją pociechą, która chyba właśnie się przewróciła i coś sobie zrobiła, o czym świadczył głośny płacz.
Doszła już do końca parku, lecz nie była zbyt chętna do powrotu na górę, na główną ulicę. Tu, skryta pod drzewami, odczuwała miły chłód, gdzie tam, na górze, znów zaatakuje ją palące słońce. Do tego ludzie, których z minuty na minutę wychodziło z budynków coraz więcej – to już poważne zagrożenie. Po dość długim spacerze nieco ochłonęła, lecz strach nie zniknął, nie wiedząc, co z Emily, nie była w stanie do końca się uspokoić. Znów przypomniała sobie Lauren i doszła do wniosku, że warto spróbować. Do domu bała się wracać, a u ciotki to jednak u ciotki, ona na pewno nie pozwoli zrobić jej krzywdy.
Wiedziała, że nie ma sensu się błąkać, co jest, notabene, niebezpieczne, i że nie ma innego pomysłu, jak tylko jechać do Lauren. Nie znała nazwy ulicy ani numeru bloku, pamiętała jednak dokładnie okolicę i wygląd budynków, nabrała więc pewności, że gdy wsiądzie do odpowiedniego autobusu, trafi na miejsce.
Ruszyła dziarsko na najbliższy przystanek, pilnie wertując w głowie trasę od nich do ciotki i miała coraz większe przekonanie, że należy wsiąść do szesnastki, gdyż ta właśnie liczba wygrawerowała się w jej podświadomości. Pokonała już wszystkie schodki i zmęczona, starając się nie rzucać w oczy, szybko doszła na najbliższy postój. Znajdował się zaledwie kilkanaście metrów dalej i tu w końcu dziewczynka dowiedziała się, że minęła piętnasta. Błąkała się prawie cztery godziny, na co zupełnie nie zwróciła uwagi, czas jakby zatrzymał się w miejscu.
Rozejrzała się po osobach, które się wkoło niej kręciły, ale ci nie byli zainteresowani jej osobą. Odetchnęła i spojrzała na tablicę świetlną, która podawał godziny odjazdów i trasę, ale nadal nie mogła przypomnieć sobie nazwy dzielnicy czy chociażby jednej z ulic. Naszły ją wątpliwości, aczkolwiek gdy podjechała szesnastka, nie zastanawiała się długo, tylko wskoczyła do autobusu i skryła się na siedzeniu w rogu, na samym końcu pojazdu.
Komentarze (12)
Słowem, jest dobrze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania