Zakręty losu cz. 34
Otwarte drzwi, trzy puste butelki po wódce, ogrom niedopałków w popielniczce, rozlane na dywanie czerwone „coś” i śpiąca w ubraniu Sophie – taki widok zastali po wejściu do mieszkania. David z milionem pytań i kompletną rezygnacją spojrzał na ciotkę, trzymając jednak nerwy na wodzy. Daisy wskoczyła na łóżko i dopadła do śpiącej Sophie, lecz David natychmiast chwycił ją na ręce.
– Zostaw, nabawisz się jeszcze jakiejś choroby – fuknął, głaszcząc suczkę, którą po chwili uwolnił.
Znów podjęła próbę dostania się na kanapę, jednakże po krótkiej, nieudanej walce z chłopakiem zrezygnowała i poczłapała do pokoju Lilly.
– Pootwieraj okna, ja tu ogarnę – poprosił mdło David, gdyż powoli zbierało mu się na płacz złości.
Lauren przewietrzyła mieszkanie, chłopak sprzątnął na szybkiego, plamę na dywanie zostawiając, po czym wyszedł na balkon, gdzie brunetka paliła papierosa.
– Idę po wódkę – oznajmił cierpko.
– Co?
– Pstro.
– David, co ty kombinujesz? Zamierzasz iść w jej ślady? – Dziewczyna z pogardą wskazała siostrę.
– Tak.
– Miałeś zadzwonić.
Z Betty dogadał się równie szybko, migiem też przeliczył resztki funduszy i trzymając w dłoni klucze od domu, zawisł w progu kuchni, gdzie Lauren oglądała zawartość lodówki,
– Długo jeszcze?! – zagrzmiał po dłuższym oczekiwaniu, strasząc młodą kobietę; zachowywał się co najmniej dziwnie.
– Mały, tyle zjedli? Przecież ostatnio była masa żarcia – rzekła spokojnie Lauren.
– Nie wiem i gówno mnie to obchodzi. Idziemy?
– A co z nią?
– Też mnie nie obchodzi. Idziemy? – powtórzył gorzko chłopak.
– Dobrze, chodźmy. – Lauren nie dyskutowała, widząc, że zdziczał.
Wycieczka trwała ponad godzinę, w ciągu której przejechali chyba wszystkie miejsca, które mogli przejechać, lecz Lilly wciąż nie znaleźli. David był już kompletnie wypompowany psychicznie i coraz bardziej wkurwiony.
– Dochodzi jedenasta, co robimy? Jedziemy do mnie? A może jednak do ciebie, a jak mała wróci? – zapytała dziewczyna, równie zdruzgotana, co siostrzeniec.
– Nie wiem, kurwa, nic już nie wiem. Kupmy wódkę...
– Lej – rozkazał David trzymającej w dłoni butelkę ciotce.
Lauren niechętnie zrobiła drinka. David już nie warczał, tylko chwycił literatkę i zachłannie opróżnił zawartość.
– Mały, spokojnie, na pewno nic się nie stało – pocieszała go dziewczyna, niezbyt chyba co do tego przekonana.
– Wypiję i jadę na psy. Co oni, kurwa, robią tyle czasu? No tak, grzebią się po dupach, jebane pedały – rzucił zjadliwie chłopak, coraz bardziej zniecierpliwiony i wściekły.
– A co myślałeś? Przecież to normalne – potwierdziła Lauren, dobitnie sugerując, jakie ma zdanie o policji.
– No nie mogę... – David zerwał się z miejsca i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
– O tej godzinie? – zdziwiła się Lauren. – Młoda! – krzyknęła nagle i biegiem ruszyła do korytarza.
David wzruszył ramionami, lecz poszedł w ślad za ciotką, która otworzyła drzwi i zastygła w bezruchu, kompletnie zaskoczona.
– Dzień dobry? – wydusił Shawn i się zaciął.
Nie wyglądał jednak na przestraszonego, raczej na zawstydzonego.
– O co chodzi? – Lauren się uśmiechnęła.
– Czy pani jest ciocią Lilly? – wymamlał chłopak, nie patrząc na młodą kobietę.
– Gdzie ona jest?! – David natychmiast wyskoczył z mieszkania i zawisł nad małolatem.
– Jest… niedaleko. Ale ona… ona boi się wrócić – rzekł cicho Shawn.
– Jak to się boi?! Gdzie ona jest?! – David wydarł się na całą klatkę, strasząc chłopaka.
– Uspokój się, dobrze? – Lauren mocno go szturchnęła. – Wiesz coś o Lilly? – Ukucnęła przed Shawnem.
– Tak. Jest ze mną, ale prosiła, żebym zaszedł i zapytał, czy będzie miała kłopoty – wyjaśnił chłopak.
– Zaprowadź nas do niej – rzekła łagodnie Lauren, bacznie inwigilując wzrokiem Davida.
– Dobrze.
W mig wskoczyli z buty i zaraz byli na zewnątrz. Shawn w milczeniu skierował się przed siebie, ciągnąc za sobą rodzinę Lilly.
– Cholera, co ty odpierdalasz? – szepnęła Lauren, drugi raz częstując Davida kuksańcem.
– Co to za małolat? Pierwszy raz go widzę – mruknął David, który już ochłonął.
Lauren wzruszyła ramionami i nagle Shawn się zatrzymał i odwrócił na pięcie.
– Ale proszę pani, nie będziecie na nią krzyczeć? Ona mówiła, że boi się wracać i że znowu ucieknie, ona naprawdę się boi – wyznał wprost, raz po raz zerkając na Davida.
– Spokojnie, nikt nie zamierza na nikogo krzyczeć – odparła ciepło dziewczyna.
Shawn wznowił podróż, po chwili skręcił między pobliskie sklepy i gdy znaleźli się na tyłach, od razu dostrzegli Lilly – siedziała na ławce skulona i wystraszona, dużymi oczyma patrząc na przybyłych.
David jak dziki dopadł do siostry i zaraz trzymał ją w objęciu.
– Do diabła, Lilly, co ty wyprawiasz? – zapytał chłodno, znów dając się ponieść emocjom.
– Przepraszam – wycedziła dziewczynka, duszona ramionami brata.
– Lilly, do cholery, czy ty wiesz, co myśmy przeżyli?! – grzmiał chłopak, kucając obok.
Shawn stał jak kołek, jego hardość zniknęła.
– Przepraszam – powtórzyła Lilly i się rozpłakała.
– Wypad stąd! – Lauren nagle chwyciła siostrzeńca za ubranie i odepchnąwszy go mocno, sama ukucnęła i chwyciła dłonie dziewczynki.
– Lilly, gdzie byłaś? – zapytała spokojnie. – Dlaczego nie zadzwoniłaś? Przecież masz pieniądze.
– Nie mam, zostawiłam w plecaku.
– Twojej koleżance nic się nie stało, dlaczego uciekłaś? Dziecko, nie było cię całą noc, nie dziw się więc, że David się zdenerwował. Ale już jest ok, PRAWDA? – Lauren diabelsko spojrzała na siostrzeńca.
– Tak.
Lilly nadal chlipała ze spuszczoną głową.
– Dobrze, chodźmy do domu. Musisz się wykąpać coś zjeść – Dziewczyna wstała. – A ty kim jesteś? – Spojrzała na Shawna, który jakby zdrętwiał.
– Kolegą – wycedził chłopak. – I muszę już iść – dodał i odwrócił się na pięcie, lecz David natychmiast go zatrzymał.
– Poczekaj, nie tak szybko – warknął, trzymając gówniarza za ramię.
– Puść mnie – zbuntował się chłopak, szarpiąc się z młodym facetem.
– David, on mi tylko pomógł – wtrąciła niepewnie Lilly, pociągając nosem.
– No właśnie. Puszczaj! – walczył Shawn.
– Nie, pójdziemy razem, zjecie coś i pogadamy. – David był nieustępliwy.
– Już jadłem. Puść mnie – wyrywał się młodzik, który ewidentnie spanikował.
– Jak masz na imię? – zapytała łagodnie Lauren.
– Shawn.
– Ok, David cię puści, ale obiecaj, że nie uciekniesz. Mogę ci zaufać? – Dziewczyna dobrotliwie się uśmiechnęła.
– Tak.
– Wierzysz w to? – burknął David.
– Nie. – Lauren się zaśmiała – ale puść go. Przecież i tak go dogonisz – dowcipkowała.
David uwolnił młokosa, który nie zamierzał czekać, tylko zerwał się jak oparzony i ruszył przed siebie. Chłopak w moment go dopadł i przyprowadził z powrotem.
– No i co? – Cwaniacko syknął do ciotki.
– Puszczaj, kurwa! – krzyknął Shawn, wierzgając na wszystkie strony.
Lauren aż uniosła brwi, operując radosnym wyrazem twarzy.
– Patrz, jaki hardy – fuknął David, lecz też już się uśmiechał. – Młody, dlaczego wymiękasz? Przecież nic ci nie zrobię. I nie zamierzam odstawiać do domu, jeśli o to chodzi, chcę tylko pogadać – zwrócił się do małolata, który wyglądał już, jakby miał zaraz wybuchnąć.
Lilly nadal siedziała ze spuszczoną głową.
– Lilly, powiedz mu, niech mnie puści – rzucił wystraszony Shawn, lecz dziewczynka nie reagowała.
– Dobra, dość tego, idziemy – zadecydował wreszcie David i pociągnął Shawna za ramię.
– Chodź, zaraz wszystko się uspokoi. – Lauren wyciągnęła dłoń w kierunku siostrzenicy, która wstała i grzecznie poszła za nią.
Młodzik walczył nadal, przez całą drogę usilnie próbując się wyswobodzić, lecz nadaremnie, i kilka minut później stał już w korytarzu brunetki, w towarzystwie skaczącej wkoło Daisy.
– Ok. David, idziesz do sklepu po zakupy, a ja doprowadzę ich do porządku – rozkazała twardo Lauren, wręczając chłopakowi sto dolarów.
Chłopak nie wyglądał na zadowolonego, lecz nie protestował.
– Co zjecie? – Gospodyni nachyliła się nad gówniarzami.
Głucho.
– Dobra. Kup jakiś tłuste i niezdrowe, takie, jak lubią, jakiś sok i coś słodkiego. Mi też możesz wziąć ze dwa hamburgery z podwójnym serem, no i coś sobie.
Napompowany irytacją David wziął pieniądze i ruszył do wyjścia.
– I możesz się nie śpieszyć! – dodała uszczypliwie Lauren, puszczając oczko do małolatów. – No dobrze, to co się stało? – zapytała luźno, gdy już posadziła dzieciaki na kanapie, samej zająwszy miejsce na ziemi, oparta o regał. – Lilly, gadaj, jak już wygoniłam Davida. Młody? – spojrzała na chłopaka. – Lilly, gdzie byłaś, gdzie spałaś, dlaczego nie wróciłaś?
– Bałam się – wydusiła w końcu małolatka.
– Co to znaczy, że: „on ci pomógł”?
– No bo… no bo ja chciałam przyjechać do ciebie, ale zabłądziłam. Wsiadłam do autobusu i pojechałam za daleko, a jak wysiadłam, to zobaczył mnie jakiś facet i zawołał. Ja uciekłam i dobiegłam aż do portu. Potem byli tam jacyś chłopacy i bałam się wracać koło nich. A potem Shawn mnie spotkał i spaliśmy w takiej budce – odparła Lilly na jednym tchu.
– W budce?
– Kurde, w baraku robotniczym koło mostu, dobra? – wtrącił zniecierpliwiony Shawn. – Siedziała sama, to co? Miałem ją zostawić? – pyskował niezbyt uprzejmie.
– A ty skąd się tam wziąłeś? – kontynuowała Lauren, operując stoickim spokojem.
– To już nie pani sprawa.
Lauren ledwie powstrzymała śmiech, młodzik rozbroił ją całkowicie.
– Ciociu, czy mnie zabiorą? – zapytała płaczliwie Lilly.
Dziewczyna natychmiast usiadła obok i mocno przytuliła siostrzenicę.
– Lilly, nikt cię nie zabierze, kto ci naopowiadał takich głupot?
– Bo w szkole mówią, że jak mama pije, to mnie zabiorą – wyjąkała ośmiolatka.
– Przestań pleść, nikt cię nigdzie nie zabierze. I nie słuchaj więcej idiotyzmów, dobrze? Nie lepiej pogadać o tym z Davidem albo ze mną?
– Ale Emily… Ja mocno ją popchnęłam i ona zemdlała. Czy ona umarła? – zapytała Lilly, o mało już nie płacząc.
– Lilly... – Lauren ponownie dała upust głośnej radości. – Nic jej nie jest, ona tylko zemdlała. David był w szkole, wszystko jest w porządku.
– Ale..
– Żadnego ale! Dobra. Młody, teraz ty. Co tu robisz i czemu nie jesteś w szkole?
– On uciekł z domu, tata go bije – wtrąciła Lilly, która najwyraźniej bardzo ufała Lauren.
– Tak? – Brunetka natychmiast spoważniała.
– Ma dwanaście lat – oznajmiła Lilly.
– I co teraz? Zamierzasz wrócić do domu? – zapytała gospodyni.
– Nie! – warknął młodzik.
– Więc co zamierzasz? A twoja matka?
– Matka? – parsknął Shawn i po chwili powiedział dokładnie to samo, co powiedział wcześniej Lilly, widocznie i u niego Lauren wzbudzała pozytywne emocje.
– Więc co chcesz zrobić? Przecież musisz kiedyś wrócić – kontynuowała spokojnie Lauren. – Mogę ci pomóc, znam kilka osób – dodała.
– Nie! – Shawn zerwał się z miejsca. – Niech pani nigdzie tego nie zgłasza! – wrzeszczał jak opętany.
– Spokojnie, niczego nie zrobię wbrew twojej woli, tylko zapytałam. Uspokój się i usiądź – rzekła Lauren, nieustannie zachowując zimną krew.
Otworzyły się drzwi i dziewczyna szeroko się uśmiechając, rzuciła konspiracyjnie ciche: – dobra, potem pogadamy – po czym ruszyła do Davida, oglądając się jeszcze po drodze.
– Co masz? – zapytała, zaglądając do torby.
– To, co chciałaś. Drogo tu – mruknął David.
– Tylko parę groszy, ale mają naprawdę zajebiste kanapki. Nie przesadzaj, dobrze? Lepiej rozpakowuj, bo jestem głodna – odparowała Lauren.
Daisy już plątała się pod nogami i zabawnie ruszała nosem, jakby chciała wciągnąć weń wszystkie zapachy z reklamówki.
– Lilly, zabierz psa! – wrzasnął David, strasząc ciotkę.
Lilly zaraz przyszła, zabrała pupila i zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
– Dobrze, zjemy i pojedziemy do was. Ale mała – rzekła Lauren,
– Co mała? Myślisz, że ile razy widziała już ją w takim stanie?
– David…
– Dobra, zjedzmy, bo też zgłodniałem. – Wkurzony David postanowił zakończyć dyskusję i wsadził nos do reklamówki.
– Ok, dzieciaki, siadać do stołu – nakazała radośnie Lauren, stawiając na meblu hamburgery i colę.
– Ale myśmy już jedli – poinformowała niepewnie Lilly.
Shawn nadal stał jak kołek przy regale.
– Młody, choć i siadaj, wydepczesz dziurę. – Lauren uśmiechnęła się do młodzika i pociągnęła go za rękę.
W milczeniu zasiadł naprzeciwko Lilly.
– Jak to jedliście? Kiedy i co? – zapytał David.
– Kanapki – odparła małolatka.
– Kanapki? Skąd mieliście?
Cisza.
– Wziąłem z domu – skłamał Shawn, widząc, że Lilly się pogubiła.
– Z domu… – mruknął David, który domyślił się chyba, co jest grane.
– Mogę już iść? – Shawn wstał.
– Nie. Poczekasz aż zjemy i pogadamy – odparł spokojnie David i wgryzł się w kanapkę.
Skończył w okamgnieniu. Raz po raz zerkał na siostrę, która siedziała tak cicho, jakby jej nie było. Nie patrzyła na brata, jej wzrok zatrzymał się na dywanie.
Chłopak skończył śniadanie i ukucnął naprzeciw siostry.
– Dobra, Lilly, a teraz powiedz, gdzie byłaś – poprosił grzecznie.
– Ale ja już powiedziałam cioci – wydusiła spłoszona dziewczynka.
– Jak to cioci? Ale ja nie jestem ciocią, więc gadaj – furknął blondyn, który mimo iż starał się zachować spokój, znów się uruchamiał.
– Byli w jakimś baraku i myślę, że byli bezpieczni, więc wyluzuj – wtrąciła Lauren, chcąc jak najszybciej załagodzić sytuację.
– W jakim baraku, gdzie? Z kim, do cholery? Bezpieczni? O czym ty mówisz?! – ryknął David, nie dowierzając, że Lauren tak lekko podchodzi do sprawy.
Lilly zamilkła, patrzyła tylko na ciotkę, bezgłośnie szukając pomocy.
– David, uspokój się. W jakimś baraku przy porcie. I się nie unoś, nerwami nic nie wskórasz – zganiła go Lauren. – Najważniejsze, że nic się nie stało – dodała i teraz już David nie wytrzymał, zerwał się z miejsca i zawisł nad siostrą.
– Kurwa, Lilly, w baraku?! – wydarł się jak nienormalny, machając rękoma nad głową dziewczynki. – Dzieciaku, czy ty czasem myślisz?! Nic się nie stało?! A jakby się stało?! – wrzeszczał, kompletnie wyprowadzony z równowagi; nagromadzone przez ostatnie dni emocje w końcu wypłynęły.
Wystraszona Lilly momentalnie uderzyła w płacz, wtulając głowę w piersi siedzącej obok brunetki. Shawn zamarł.
– KUR… USPOKÓJ SIĘ! – zagrzmiała na całe gardło Lauren, tuląc małolatkę w bezpiecznym uścisku.
– Jak to się uspokój?! Cholera, widzę, że to wszystko spływa po tobie! – darł się nadal chłopak, za nic nie mogąc się opanować.
Lauren szepnęła coś do małolatki, po czym podniosła się z miejsca i agresywnie ścisnąwszy chłopaka za ramię, pociągnęła go do kuchni. Uchwyt był tak silny, że David nie miał nic do powiedzenia.
– Kurwa, odpala ci? – syknęła Lauren, uderzając siostrzeńca w ramiona. – Co myślisz? Że takim zachowaniem polepszasz sprawę? Lilly dobrze wie, że źle zrobiła i jest przerażona, a ty jeszcze podkręcasz atmosferę? Wiesz co? Może najlepiej jedź, zobacz, co z matką i wróć, jak ochłoniesz, dobrze? – warczała, wściekła do granic.
David milczał, chyba zrobiło mu się głupio. Wiedział, że przesadził.
– Sorry, już nie wytrzymałem i wszystko się ze mnie wywaliło – mruknął po chwili.
– Mały, ja rozumiem, ale to nie jest wytłumaczenie. Wystraszyłeś ich jeszcze bardziej, rozumiesz? Uspokoiłeś się już, możemy wracać?
– Tak. I może masz rację, zaraz pojadę do…
Nie dokończył, bo nagle trzasnęły wejściowe drzwi.
– Co jest? – Zdziwiony David spojrzał w stronę korytarza i oboje jak jeden mąż ruszyli do pokoju.
– Uciekł – wydusiła wystraszona Lilly, nie patrząc na najbliższych. – Przepraszam.
– Jak to uciekł? – zapytał chłopak, choć nie był do końca zaskoczony.
– Nie chciał mnie słuchać – wyjaśniła struchlała Lilly, która znów tkwiła w objęciach ciotki.
– Lilly, już dobrze, przecież to nie twoja wina. Widocznie nie chciał tu być, albo się bał, więc uciekł – uspokajała ją brunetka.
– Ale on prosił, żeby go nie szukać i zostawić go w spokoju – oświadczyła cicho małolatka.
– No ja na pewno nie zamierzam go ganiać. – Zaśmiał się w końcu David, stercząc w progu jak akwizytor.
– No ja myślę... – Lauren się uśmiechnęła i nagle zamarła w bezruchu, zatrzymując wzrok na na regale.
Po chwili spojrzała na Davida z dość zastanawiającą miną, miną, której chyba jeszcze u niej nie widział. Nie wiedząc, co się dzieje, milczał, oczekując na wyjaśnienia. Lauren podeszła do mebla i zaczęła się rozglądać, po czym znów przecięła siostrzeńca dziwnym spojrzeniem.
– Portfel zniknął – oznajmiła w końcu.
David od razu spojrzał na Lilly, która skuliła się na kanapie.
– Jak to zniknął? Przecież tu leżał. – Rozgniewany chłopak sam zaczął sprawdzać regał, zguby jednak nie było. – Lilly? – Zgromił dziewczynkę zimnym wzrokiem.
– Ale ja nic nie wiem – wydusiła przerażona dziewczynka.
– Dużo tam było? – Chłopak spojrzał na ciotkę.
– Nie wiem, ale myślę że nie więcej niż stówa – odparła niemrawo brunetka.
– No kurwa jego mać – Wkurzony David wstał i po chwili zniknął w kuchni.
Tego już było za wiele.
– Lilly, gdzie on przesiaduje? – zapytał po powrocie, tym razem bardzo łagodnie.
Zdawał sobie sprawę, że przegina, dlatego też postanowił, że co by się nie działo, od teraz już będzie spokojny.
– Nie wiem – bąknęła dziewczynka.
– Lilly... – Lauren przytuliła siostrzenicę. – Tu nawet nie chodzi o pieniądze, miałam tam wszystkie dokumenty – poinformowała, teraz już wyraźnie poddenerwowana.
– Ale ja nie wiem… to znaczy byłam z nim tylko w tym baraku, a potem w takiej kamienicy u takiego faceta – tłumaczyła niewyraźnie Lilly.
– U jakiego faceta? I czego się jeszcze dowiem? – Oszołomiony David aż uniósł brwi.
– Nie wiem, chyba u jakiegoś bezdomnego, w takiej starej kamienicy niedaleko portu.
Shawn go zna i chyba tam ucieka, jak ojciec go bije.
Davida już nosiło.
– Pamiętasz, gdzie to było? I ten barak?
Lilly przytaknęła głową.
– Dobra, idziemy!
– David, ale jak pojedziemy? Nie mam dokumentów, musimy wziąć taksówkę. – rzekła Lauren. – Jest też pies, nie wiem, czy kierowca nie będzie dupkiem. I jeszcze jedna sprawa – jak pobiorę gotówkę, skoro nie mam karty? Wszystko zostało w portfelu. Musimy jechać do banku, ale tu też jest problem, nie mam przecież żadnego dowodu tożsamości. Gdyby to było w Chicago, nie byłoby problemu, mam w banku znajomą, która wypłaciła by mi bez dowodu, a tak?
David milczał, przeliczając swoje banknoty. Do tej pory dziwił się i zadawał sobie pytanie, dlaczego nie zabrali wszystkiego? Doliczył się trochę ponad stu dolarów.
– Mam jeszcze parę groszy, więc nie ma biedy – poinformował mdło, nie był zadowolony perspektywą wydawania ostatnich pieniędzy.
Musiał ponownie zapełnić lodówkę, kupić ubrania siostrze, no i zbliżał się przecież koniec miesiąca, więc zaraz pojawią się też rachunki.
Znów zaczynał się wściekać, nie wierząc w swojego pecha i podłość napastników, którzy go okradli.
Ale czy złodzieje mogą być podli? W czasie, gdy okradał innych, nie myślał o tym w ten sposób, więc chyba się myli lub jest po prostu hipokrytą.
Spojrzał na Lauren – gapiła się na niego z uśmiechem na twarzy.
– O czym tak rozmyślasz? Nie przerywałam ci, bo cholernie śmiesznie wyglądałeś, mogłam cyknąć fotę – zadrwiła dziewczyna, szczerząc zęby.
– Idziemy? – odwarknął sucho chłopak, nie będąc w nastroju do durnych żartów.
– Tak.
Podróż windą upłynęła w ciszy. Lilly ze spuszczoną głową jak cień stała przy ciotce, widząc, że David pała złością, Lauren bacznie go obserwowała, czuwając nad siostrzenicą, jedynie Daisy kręciła zabawne piruety, uszczęśliwiona, że idzie na spacer. Po wyjściu na ulicę Lilly nadal nie podnosiła wzroku, chyba czuła się winna; w końcu Lauren zareagowała i przystanęła, kucając przed małolatką.
– Lilly, co się dzieje? Uspokój się, to nie twoja wina. – Objęła dziewczynkę rękoma.
Ośmiolatka milczała.
– Lilly, wszystko się wyjaśni, zobaczysz, nie przejmuj się – przekonywała brunetka, zmartwiona zachowaniem dziewczynki.
– A jak się nie znajdzie? – wydusiła Lilly.
– Znajdzie się…
– Idziemy, czy będziemy tu nocować? – fuknął w końcu David.
Lauren natychmiast wstała i dyskretnie uszczypnęła go w ramię, po czym chwyciła rękę siostrzenicy.
– Kur… – syknął chłopak, dziewczyna rzetelnie przyłożyła się do upomnienia.
– Chodźmy. – Uśmiechnęła się, zadowolona i przeszła na drugą stronę chodnika, izolując dziewczynkę od brata.
– A może pojedziemy autobusem? Będzie taniej – rzuciła niespodziewanie Lilly, nie patrząc na najbliższych.
– A wiesz, gdzie wysiąść? – odparła łagodnie Lauren.
– Tak… chyba tak.
– David? – Brunetka spojrzała na chłopaka.
– Obojętnie – mruknął chłopak, było mu już wszystko jedno.
I nagle sobie przypomniał! Od razu wyjął telefon i wykręcił numer Annie. Ta jednak nie odbierała, domyślił się więc, że jest na zajęciach. Zdziwił go też fakt, że już południe, a ona jeszcze nie zadzwoniła, po chwili doszedł jednak do wniosku, że przez natłok obowiązków na pewno nie miała kiedy, albo z tej samej przyczyny po prostu zapomniała. Ale czy po jej wczorajszej reakcji mogłaby zapomnieć?
Nie rozmyślał długo, bo komórka właśnie zagrała.
– David? Dzwoniłeś? – zapytała zasapana Annie, brzmiała, jakby dopiero co przebiegła maraton.
– Tak. Lilly jest ze mną – bąknął chłopak.
Bardzo polubił sympatyczną nauczycielkę, ale że w tej chwili nie miał najmniejszej ochoty na pogaduszki, jego ton głosu nie był zbyt ciepły.
– Dzięki Bogu. Wszystko z nią ok? – zapytała kobieta, zaniepokojona tonem głosu chłopaka.
– Tak.
– David, mówisz mi prawdę? Dziwnie rozmawiasz. – Annie nie odpuszczała.
– Tak, jestem tylko trochę zmęczony. Powiadomisz dyrektora?
– Oczywiście. A kiedy się odnalazła?
– Dziś.
– Dziś?! – Z głosu kobiety niemal powiało zgrozą. – A gdzie była całą noc? Na pewno wszystko w porządku?
– Opowiem ci, jak się spotkamy, to nie jest rozmowa na telefon.
– No dobrze, zresztą ja też zaraz muszę wracać na lekcje. I może niech Lilly zostanie przez dzień lub dwa w domu, ochłonie? – zaproponowała Annie.
– Nie wiem, zobaczymy. A co z tą małolatą?
– Wszystko dobrze. Też dziś nie przyszła, ale jutro już będzie. Aha, i David, chciałabym się z tobą spotkać, porozmawiać o Lilly, dobrze? Była dziś u nas kobieta z opieki, pytała o nią. Prawdopodobnie policja ich poinformowała.
Davida z miejsca przytkało.
– Z opieki? O której? – wystękał, jego niedawna złość natychmiast zmieniła się w przerażenie.
– Jakąś godzinę temu. Byłam kompletnie zaskoczona, nie wiedziałam, że trzymają nad wami pieczę. Czy wszystko u was w porządku?
– Tak, to po tym rozwodzie – skłamał chłopak.
– Aha, rozumiem… – mruknęła Annie, chyba czuła się nieco skrępowana obecnym tematem.
Zadzwonił dzwonek, który chłopak usłyszał z oddali.
– W porządku, jak przywiozę Lilly do szkoły, zajdę do ciebie – rzekł.
– Dobrze, dziękuję. Muszę uciekać. To do zobaczenia – rzuciła kobieta i się rozłączyła.
David schował telefon i rozgorączkowany, potarł twarz ręką. Wieści o opiece społecznej zupełnie podcięły mu skrzydła, czuł, że teraz wynikną z tego poważne kłopoty. Wiedział, że zaraz będą wypytywać o niepokojące zachowanie Lilly, przez co niewykluczone, że przez to dowiedzą się, że matka pije, a wtedy to już tylko duże problemy. Na pewno dojdą do wniosku, że zmiany zachowania dziewczynki są tylko i wyłącznie wynikiem sytuacji w domu i teraz już na pewno podejmą odpowiednie kroki.
Te myśli do tego stopnia zdołowały chłopaka, że zrobiło mu się słabo.
– David. – Szturchnęła go w końcu Lauren. – Co się stało, jesteś blady jak trup? – Wgapiała się w niego, zaniepokojona.
– Muszę jechać do domu, i to na biegu, bo będzie przypał – wyjęczał zdenerwowany chłopak.
Oczami wyobraźni widział już, jak pracownice z urzędu wchodzą do niezamkniętego mieszkania i zastają kompletnie pijaną, leżącą na kanapie i wyglądającą jak wrak człowieka Sophie.
– Przypał?
– Z opieki… byli w szkole. Jak wpadną do domu i zobaczą, co zobaczą, sama wiesz. Ale twój portfel…
– Dobra, jedźmy, portfel, jeśli ma się znaleźć, znajdzie się czy teraz, czy później – rzekła Lauren i machnęła ręką, widząc jadącą nieopodal taksówkę...
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania