Zakręty losu cz. 37
Ciemnogranatowy Leksus ojca zaparkował przed jej wozem kwadrans później i mężczyzna szybko wysiadł. Polly, widząc jego minę, spanikowała, wiedziała, że będą kłopoty. Niechętnie opuściła pojazd i stanęła z facetem twarzą w twarz.
– Tato… – Tylko tyle udało się wydukać zestresowanej dziewczynie.
– Co się stało? Byłaś już w środku? – Banks ujął ramiona córki.
– Nie… boję się – przyznała szczerze Polly.
– Chodźmy.
Gdy weszli do ogarniętego niemiłym szpitalnym zapachem wnętrza, nastolatka spięła się jeszcze bardziej. Niemiła woń wywoływała same przykre perspektywy, dziewczyna bała się iść dalej. Przez całą drogę do recepcji w głowie stało jej jedno: „A co będzie, jeśli zajdziemy, a ona nie żyje?”. Z Amy związana była najbardziej, od zawsze, wiedziały o sobie wszystko, dlatego też myśl, że może jej już nigdy jej nie zobaczyć, aż dławiła w środku.
– Pi – zaczepił ją ojciec. – Co jest?
– Nic.
– Może poczekaj tu, ja się wszystkiego dowiem? – Mężczyzna wskazał rząd stojących przy recepcji krzesełek.
– Nie.
– Na pewno? Przecież widzę, co się dzieje.
– Na pewno, nic mi nie jest – mruknęła dziewczyna.
Ojciec zapytał w recepcji, o co miał zapytać, i kilka chwil później już stali przed salą tomograficzną, gdzie, jak się dowiedzieli, Amy miała robione badania. Zapadła cisza. Polly raz po raz spoglądała na ojca i czuła się coraz gorzej psychicznie; mężczyzna rzadko milczał, a jeśli już, musiał mieć ku temu ważny, bardzo ważny powód.
– Tato – wydusiła w końcu, nie mogąc dłużej znieść tej łamiącej duszę ciszy.
– Polly, co się stało? – zapytał facet, brzmiąc, jakby nadal nie dowierzał.
– Nie wiem. Amy miała jechać do pracy. Wzięła jeszcze śmieci i poszła z nimi, a potem… – Dziewczyna się zacięła.
Banks czekał.
– Potem… Długo jej nie było, i taksówki też jeszcze nie, więc poszłam sprawdzić, co się dzieje. I wtedy ją znalazłam… pod płotem… nieprzytomną – wystękała ciężko nastolatka.
– Ale… ale co się stało, jak? Kto to zrobił? Przecież Am jest lubiana. Polly, ja wiem, że coś ukrywasz i boisz się powiedzieć, ale należy powiedzieć, nie uważasz?
– Tato, naprawdę nie wiem, przysięgam – broniła się dziewczyna.
Chciałaby wyjawić prawdę, bała się jednak, że może wyjść z tego jeszcze większe piekło. Dobrze znała Sylvię i jej patologiczne towarzystwo, strach był więc w pełni uzasadniony. Postanowiła jednak, że powie dopiero, gdy Amy umrze, wtedy przecież nie będzie już miała wyboru. Wizja śmierci dziewczyny tak wkręciła się nastolatce do głowy, że każda myśl bezlitośnie szła w kierunku tej przykrej opcji.
– Polly, do cholery jasnej, pobili twoją siostrę, więc przestań robić ze mnie durnia, dobrze?! Bez powodu nie napadają ludzi pod ich własnym domem z samego rana! – Zdenerwowany facet znacznie podniósł głos, chodząc w kółko obok córki.
Polly zamilkła. Mężczyzna, widząc, że nic nie zdziała, westchnął ciężko i usiadł obok dziewczyny. Po chwili jednak poderwał się z miejsca, bo Amy na szpitalnym łóżku opuściła gabinet tomograficzny. Polly także zerwała się jak oparzona i migiem doskoczyła do siostry.
– Co z nią? – zapytał lekarza Banks, idąc obok córki, która po chwili zniknęła na oddziale intensywnej terapii, gdzie ich nie wpuszczono.
– Pan jest ojcem?
– Tak.
– Zrobiliśmy badanie głowy i prócz wstrząśnienia mózgu nie ma żadnych niepokojących objawów. Ale dziewczyna jest, niestety, w śpiączce, co czasem zdarza się przy tego rodzaju urazach.
– W śpiączce? Ale kiedy się obudzi? – wtrąciła skołowana Polly. – Obudzi się, prawda?
– Niestety, na razie możemy tylko czekać. Pańska córka ma także dwa złamane żebra, nadgarstek i lekkie otarcia twarzy. Ale nie są to na tyle poważne urazy, aby nie być dobrej myśli. Naprawdę… dziewczyna naprawdę miała szczęście, że nie bito jej po głowie, wtedy mogłoby być znacznie gorzej. Wygląda na to, że napastnicy dobrze wiedzieli, co robią. Owszem, została dość mocno uderzona w potylicę, dlatego straciła przytomność, aczkolwiek żadnych innych niepokojących symptomów nie ma, co bardzo dobrze rokuje. Teraz musimy ją tylko bacznie monitorować, czasem urazy głowy pojawiają się później. Mam jednak nadzieję, że takowych nie będzie... jestem niemal pewny. Już zawiadomiliśmy policję – rzekł z powagą lekarz.
– Możemy do niej wejść? – wycedził załamany Banks.
– Pacjentka potrzebuje spokoju… ale dobrze, niech państwo wejdą. Ale tylko na chwilę i proszę założyć fartuchy. – Mężczyzna wskazał stojący w rogu wieszak i sobie poszedł.
Polly miała dość. Jeszcze nie weszła do siostry, a już chciała wyjść. Słowa faceta nieco ją uspokoiły, jednak czarne myśli nadal okupowały podświadomość nastolatki, znęcając się nad nią nieludzko.
Stanęli przy łóżku. Lekarz mówił prawdę – prócz małego rozcięcia w kąciku ust na twarzy brunetki nie widniały żadne ślady pobicia. Amy wyglądała zupełnie normalnie, niemniej jednak zabandażowana ręka i blada skóra dziewczyny mogła wzbudzić niepokój.
Banks ucałował córkę w czoło i z ciężkim westchnięciem usiadł obok łóżka. Wyglądał na zdruzgotanego. Zapadła ponowna cisza, w czasie której w Polly w miejsce lęku zaczynała rozgaszczać się złość. Dziewczyna postanowiła, że zdobędzie numer Davida, spotka się z nim i wszystko powie. Zdawała sobie sprawę, że Amy się wścieknie, lecz chęć wyjawienia chłopakowi prawdy była w tym momencie silniejsza niż strach przed awanturą z siostrą.
– Polly. – Ojciec wstał. – Muszę wracać do pracy. Ale zaraz wrócę, za godzinę, może półtorej. Jedziesz do domu?
– Tak, nic tu po mnie, zresztą i tak lekarz zaraz by mnie pewnie wygonił. – Nastolatka uśmiechnęła się smutno. – Tato, powiadomisz resztę? Nie chcę dzwonić, a zwłaszcza do prokuratorki, nie zamierzam słuchać, jak wypluwa swoje żale – dodała kwaśno.
Mężczyzna zrobił chmurną minę, aczkolwiek nie skomentował słów córki; znając konflikty dziewczyn, wiedział, że reprymenda prawdopodobnie i tak nic nie da.
– Dobrze, zadzwonię. Będziesz w domu?
– Tak, tylko najpierw podja… – zaczęła nastolatka, lecz w porę ugryzła się w język.
Przecież ojciec nie wiedział jeszcze o sklepie, a ona o mało co właśnie się nie wygadała.
– Polly? – ponaglał mężczyzna, widząc jej zakłopotaną minę.
– Ale tato, jest coś jeszcze – wydusiła nastolatka, która po krótkim namyśle doszła do wniosku, że musi powiedzieć. Przecież ojciec i tak prędzej czy później się dowie, a jak nie wyzna prawdy, będzie miała z tego tytułu jedynie gorzkie problemy.
– Pi, co się z tobą dzieje? Zaczynasz, przerywasz, o co chodzi? – Zniecierpliwił się zaniepokojony facet.
– Tato… – Polly wzięła głęboki wdech – ktoś spalił sklep Amy – wymęczyła ciężkie słowa.
Mina, jaką zrobił w tej chwili mężczyzna, była bardzo zjawiskowa.
– Co takiego? – odparł po chwili, nie wierząc chyba w to, co słyszy. – Polly, do diabła, jak to ktoś „spalił”,o czym ty mówisz? O czym się jeszcze dowiem, do ciężkiej cholery?!
– Tato, to się stało wczoraj, nie było czasu powiedzieć – tłumaczyła się spłoszona dziewczyna.
– Nie było czasu? – Brwi ojca podjechały do góry, podkreślając emanujący pretensją wzrok. – Nie było czasu? – syczał.
Polly zamilkła.
– Chodźmy, muszę jechać. Porozmawiamy później. Zajadę do sklepu za jakąś godzinę, jak będę wracał z biura. – Mężczyzna westchnął, ucałował Amy w czoło i wykręcił się na pięcie, ciągnąc za sobą wystraszoną, zagubioną nastolatkę.
Pod market dojechała kilka minut po dziewiątej. Siedząc jeszcze za kółkiem, zrobiła wielkie oczy, widząc zniszczenia, gdy jednak weszła do środka, aż przystanęła, szeroko otwierając usta. Nie spodziewała się chyba, że to aż tak tragicznie wygląda.
– Cindy! – krzyknęła, bojąc się wejść w głąb lokalu.
Przyjaciółka Amy migiem wyłoniła się z kuchni i natychmiast zrobiła podobną minę, jak Polly.
– Polly? Co się stało? – Szybko podeszła do nastolatki, wyglądając, jakby od razu domyśliła się, że coś jest nie tak.
Znała się z dziewczynami od małego, dlatego też bez problemu trafnie odczytywała poszczególne znaki.
– Amy jest w szpitalu – oznajmiła Polly.
– W szpitalu? Co się stało?
– Ktoś ją napadł i pobił. Jest w śpiączce – wystękała nastolatka.
Cindy zbladła.
– Pobił? Kto? – Dziewczyna nie mogła uwierzyć. – Aha, więc to tu jest pies pogrzebany – warknęła, kolistym ruchem ręki pokazując spalone wnętrze. – To oni – zinterpretowała bezkompromisowo, wskazując głową sklep Paula.
– Nie, to nie oni.
– Nieee? Nie Polly, to oni, oni już dawno mieli problem z naszym sklepem. Amy mi wszystko po…
– To jej były – przerwała jej nastolatka.
– Były? – powtórzyła zaskoczona Cindy. – Ten były, ten skurwiel, który tu ostatnio był i się awanturował? Zdenerwował dziewczynę do maksimum i żeby nie ten cały David, nie wiem, jakby się to skończyło.
– Tak, ten sam – potwierdziła Polly, która doskonale wiedziała o awanturze pod sklepem.
– Co z Amy? W śpiączce? Co mówił lekarz? – zaniepokojona Cindy wznowiła temat.
– Że nie jest źle. Ale ja czuję, że on coś ściemnia – odparła cicho Polly.
– Dlaczego miałby to robić? Młoda, wyluzuj, wszystko będzie dobrze, Amy to twarda suka – rzuciła z uśmiechem starsza z dziewczyn, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
– Jasne… – mruknęła Polly. – Muszę jechać, głowa mnie już od tego wszystkiego boli.
A ty zamykaj i też spadaj, nic tu po tobie. Zdzwonimy się, jak cokolwiek się wyjaśni, albo jak się obudzi.
– O dwunastej przyjadą robotnicy. Już byli, ale że Amy nie ma, umówiłam się z nimi po południu – oświadczyła Cindy.
– Ojciec tu przyjedzie. Zresztą zaraz zadzwonię do niego i powiem mu o robotnikach, on wszystko załatwi.
– Tu masz ich numer. – Cindy podała nastolatce białą wizytówkę. – W którym szpitalu leży? – zapytała.
– W West, ale jak chcesz, to się jakoś umówimy. Samej cię nie wpuszczą, ledwo żeśmy z ojcem weszli – wyjaśniła nastolatka.
– Ok, zadzwonię.
– Dobra, to ja spadam. Na razie – rzuciła mdło Polly i nie chcąc już dłużej przeciągać spotkania w tym ponurym miejscu, szybko udała się do samochodu.
– Polly, zadzwoń, jakbyś się czegoś wcześniej dowidziała! – krzyknęła jeszcze z progu Cindy, lecz nastolatka nie odpowiedziała, tylko szybko wskoczyła do wozu, po czym mocno wcisnęła gaz, widząc w lusterku coraz to mniejszą i mniejszą postać Cindy, która wciąż stała na schodkach, wzrokiem odprowadzając szaleńczo jadącą blondynkę.
Polly widząc zatroskaną znajomą, w tym momencie już nie utrzymała łez.
Gdy dojechała na miejsce, trochę się uspokoiła. Weszła do domu i stanęła na środku korytarza – wnętrze nagle wydało jej się dziwnie puste. Owszem, Amy pracowała codziennie i Polly, kiedy akurat nie była z chłopakiem, również siedziała sama, aczkolwiek świadomość, że siostra jest obecnie w szpitalu i walczy o zdrowie, a może nawet życie, wywoływało poczucie samotności. Nastolatce zdawało się, że tak już będzie zawsze, że Amy nie wróci.
Znów się rozpłakała, zacząwszy się przy okazji zastanawiać, jakim sposobem napastnicy znaleźli się pod domem tak wcześnie. Czy byli tu całą noc, czy po po prostu przyjechali z rana? Polly bała się, że jeśli to drugie, to jest problem. Takie towarzystwo woli raczej siedzieć na tyłku i wyniszczać się używkami, niżeli jechać na drugi koniec miasta o siódmej rano, więc jeśli naprawdę przyjechali, nie był to dobry znak, musieli mieć ku temu ważny powód, a mianowicie – zemstę.
Komórka wybudziła ją z tego dołującego transu. Zerknęła – Vicki. Od razu się wkurzyła i nie miała zamiaru odbierać. Wiedziała, że dziewczyna nie odpuści, lecz miała w tej chwili nastrój aż za bardzo odpowiedni do awantury i nie zamierzała walczyć z siostrą. Miała ważniejsze sprawy na głowie, a dokładniej rzecz biorąc – znaleźć Davida. Tylko jak to zrobić?
Komórka grała jeszcze trzy razy, lecz Polly ignorowała połączenia. Zerknęła na leżącego Samsunga Amy i wściekała się tym nieszczęsnym pinem, przecież tam na pewno był numer chłopaka. Postanowiła sprawdzić w sypialni siostry. Przewaliła szuflady z różnorakimi papierami i prowizorycznie przeszukała miejsca, w których mogłaby znaleźć jakikolwiek namiar na dwudziestodwulatka, lecz nie znalazła nic.
– Kurwa, Amy – burknęła i w tym momencie trzasnęły wejściowe drzwi.
Zamarła. Domyślała się, kto to, tylko ona potrafiła tak łomotać, gdy była wkurzona. Szybko umknęła do sypialni, nie pomogło to jednak dziewczynie, po chwili Vicki bez pukania weszła do pokoju, a za nią, ku zdziwieniu nastolatki Sam, o sześć lat od niej starszy, wysoki, dobrze zbudowany brunet.
– Kurwa, Polly, co tu się dzieje?! Co się stało Amy?! Do cholery jasnej, mówiłam?! Wiedziałam, że tak to się skończy, że ten menel ją urządzi! Mów, co się stało?! – krzyknęła głośno Victoria, doskakując do siostry.
– Chyba już wiesz – mruknęła Polly, starając się zachować spokój, lecz stojący przy drzwiach chłopak wywoływał u niej sporą nerwówkę.
Miał raczej luźny charakter i też lubił patrzeć na życie z przymrużeniem oka, jednak Polly zdawała sobie sprawę, że gdy chodzi o rodzinę, potrafi być bardzo szorstki i nieprzyjemny. I jeszcze David, nastolatka domyślała się, że Vicki już zdążyła nagadać bratu głupot, co tylko pogorszy sprawę.
– Pi. – Sam podszedł do dziewczyny, wykazując stoicki spokój. – Co się stało, kto ją napadł?
– Nie wiem.
– Nie wiesz? A co z furą? Am brała udział w jakimś kaskaderskim pokazie? – drwił chłopak, co nie wróżyło nic dobrego.
– Wczoraj, jak tu byłam, jeszcze był cały – wtrąciła Vicki, zadowolona, że brat podziela jej zdanie.
– Odwalcie się, a skąd ja mam wiedzieć? Brama była otwarta, weszli jacyś wandale i zniszczyli samochód, ot, cała historia. Byli pijani i pewnie im się nudziło – warknęła Polly.
– Wandale? Wandale nie bali się wejść na cudzą posesję i zdemolować auto? Oj, młoda, coś ściemniasz – rzekł Sam. – A ten chłopak? Co to za typ? Podobno to jakiś kryminał.
Dziewczyna już od samego pojawienia się brata w progu czekała na to pytanie.
– Nie wiem, ale widziałam go raz, rozmawiałam z nim i na seryjnego mordercę to on mi nie wygląda – odparła hardo.
– Nie? Nie widziałaś tego, co ja widziałam – zapiszczała irytująco Vicki.
– A co widziałaś? Pobił ją na tej ulicy, okradł, zgwałcił? – syknęła wkurzona nastolatka.
– Nie, ale widziałam wystarczająco dużo, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nie szarpie się kobiet na ulicy, zwłaszcza gdy się jest facetem.
– A odpierdol się! – krzyknęła wyprowadzona z równowagi Polly i wyszła.
Nie udało jej się jednak uciec do samochodu, bo brat szybko do niej dopadł.
– Pi. – Złapał jej ramiona. – Dlaczego nie chcesz powiedzieć? Tu chodzi o twoją siostrę – rzekł łagodnie.
Polly zaczęła się wahać, aczkolwiek wizja kolejnego ataku Sylvii i jej bandy nadal budziła w dziewczynie lęk. Wiedziała, że powinna wyjawić prawdę, jednakże po krótkim namyśle postanowiła, że poczeka, aż Amy odzyska przytomność i wtedy niech ona sama zadecyduje. Chyba że się nie obudzi.
– Polly – powtórzył Sam.
– Powiedziałam już – burknęła dziewczyna i chciała wyminąć brata, jednak chłopak jej nie puszczał, trzymając za ramiona.
– Kurwa, Pi, gadaj, co wiesz! – Podniósł głos.
– Puszczaj mnie! Co mam ci powiedzieć, jak nic nie wiem, co? Zmyślać?! – krzyknęła dziewczyna.
– Nie puszczę.
– Ok, więc możemy tu stać do jutra – fuknęła nastolatka i wlepiła wzrok w ścianę.
Tkwili w milczeniu dobre dwie minuty, podczas których, o dziwo, Vicki nie pojawiła się na horyzoncie. Polly wiedziała, że siostra właśnie przewala rzeczy Amy i dumnie pochwaliła się w duchu, że pierwsza tam zajrzała i wie, że jest bezpiecznie.
Sam w końcu uwolnił dziewczynę, lecz nadal stał przed drzwiami.
– Dobra, rób, co chcesz, ale powiem i obiecuję ci jedno – jak dorwę tego typa, zrobię z niego miazgę. A jeszcze, jak nie daj Boże, dowiem się, że miał coś wspólnego z pobiciem Am… – zagroził, wystawiając palec przed nosem nastolatki.
– Skończyłeś? – odparowała Polly, robiąc kwaśną minę.
Sam bez słowa odsunął się od drzwi i dziewczyna szybko wyszła z domu, wskoczyła do auta i odjechała, zostawiając za sobą tuman kurzu.
DAVID
– Gdzie chcesz iść? – zapytał David.
– A bo ja wiem? Przyjechałeś samochodem?
– Nie.
– No to chodź, po drodze coś pomyślimy – zaproponowała Polly i dwie minuty później krążyli już po szpitalnym parkingu.
– Fajny wózek, taki… babski. – Zaśmiał się David, zaczepnie patrząc na siostrę ukochanej.
– Jestem babą, jakbyś nie zauważył – zripostowała Polly, za obruszoną miną kryjąc rozbawienie. – Właź. – Piknął alarm i David zasiadł w miłym, obitym skórą i pachnącym wanilią wnętrzu.
Już od dłuższego czasu uważnie przyglądał się Polly i w tej chwili mógł spokojnie stwierdzić, że gdyby nie kochał Amy, chętnie wziąłby ją w obroty. Dziewczyna była bardzo ładna, urok podkreślając podobnym do Amy, szczerym i ciepłym uśmiechem, a mrużące się przy wybuchach wesołości szarozielone oczy stawiały kropkę nad „i”. Nastolatka wyglądała na miłą, radosną i charyzmatyczną osobę, co wyjaśniałoby, dlaczego tak dobrze rozumieją się z Amy.
– Wiesz, co ci powiem? – David szerzej wyszczerzył zęby – pyskujesz tak samo jak Amy.
– Wiem – odparła z radosną dumą dziewczyna, wrzucając wsteczny. – Gdzie? – powtórzyła. – A może gdzieś w plener? Niedaleko mnie jest fajny lasek, można tam spokojnie posiedzieć. No i nie musiałbym zostawiać samochodu w mieście. Dam ci na taksówkę powrotną.
– Ok, jak uważasz. I mam na taksówkę – oznajmił mdło chłopak, któremu słowa Polly skojarzyły się w tym momencie tylko z jednym – że uważa go za biedaka.
Poczuł się strasznie głupio i nagle wszystkie słowa ugrzęzły mu w gardle.
– David! – Zaśmiała się dziewczyna. – Nie zawieszaj, nie to miałam na myśli, po prostu skoro wyciągnęłam cię na picie, to postawie ci taksówkę, tym bardziej, dojazd stąd, mój drogi, kosztuje ponad trzydzieści dolców – wytłumaczyła się, trafnie odczytując ton głosu pasażera.
David nie odpowiedział, czuł się z lekka pokonany. Polly ponownie się rozradowała i mocniej wcisnęła gaz.
Zajechali do pierwszego z brzegu marketu, kupili ośmiopak piwa i dwadzieścia minut później byli pod domem ukochanej.
– Ej! – Zareagował David, widząc, że Polly wjeżdża na teren posesji.
– Wyluzuj, nikogo nie ma… chyba. Ale tej szmaty na pewno nie ma, a moi starzy są w porządku. Zresztą… ich też nie ma… nigdy ich nie ma – wyjaśniła nastolatka i zatrzymała wóz za Bmw. – Chodź, zobaczysz, jak wygląda samochód. Weź browary – poprosiła i wysiadła.
Po chwili David stał już przed przednią maską i gapił się na ruinę, jaka została z kabrioletu.
– No ładnie, co to za towarzystwo? – zagadał po chwili, zniesmaczony.
Wiedział, jak Amy lubiła swoje auto, przez co wściekał się na napastników i gdyby mógł, teraz pewnie rozerwały ich na strzępy.
– Nieciekawe. Opowiem ci po drodze. Chodźmy, nie chcę wpierdolić się na tę sukę, to grozi ostrą bójką. No bladź, ależ mnie dziś wkurwiła... zresztą wczoraj też – pożaliła się wkurzona dziewczyna.
David obejrzał się jeszcze na wóz Amy i Polly zamknęła bramę. Lasek znajdował się w odległości około dwustu od jej domu i to tam Polly skierowała swoje kroki, biorąc najpierw od chłopaka butelkę.
– Co z Amy? Nadal niczego się nie dowiedziałem – rzekł David.
– Lekarz mówi, że jest w śpiączce, ale jej stan nie jest poważny. Ale ja czuję, że on nie mówi nam całej prawdy. Może się boi albo nie chce nas martwić?
– Gadasz głupoty.
– Głupoty?! – Polly podniosła głos. – To dlaczego jest w śpiączce, co? Żeby to nie było poważne, odzyskałaby przytomność. Wiem, oglądałam filmy, ludzie potrafią tak spać latami – dodała płaczliwie.
– Wyluzuj, będzie dobrze, lekarz nie miałby powodu ściemniać – uspokajał ją chłopak.
– Dawaj tu. – Polly wskazała dwa szerokie pieńki, spadek po wyciętych, dorodnych sosnach.
– Fajnie tu, czemu Amy nie pochwaliła się miejscówką? – zapytał David.
– Bo ona tu nie chodzi, raczej ja z ekipą. – Polly markotnie wygięła usta.
– No dobra, to teraz powiedz mi, co to za gnój? Ten były. Jednego już widziałem, jak zaczepiał ją pod sklepem. Cienki w uszach frajer, czy to przypadkiem nie ten sam? Miał straszne parcie na Am. I ma szczęście, że był na środku ulicy, bo inaczej zrobiłbym mu dokładne braki w uzębieniu… Duże braki – syknął chłopak.
– Tak, to ten sam. Nigdy go nie lubiłam. Jest bogaty i strasznie zarozumiały, rzygać mi się chce, jak o nim pomyślę. Fakt, nasi starzy też na brak pieniędzy nie narzekają, ale poza tą pojebana prokuratorką uważam nas za ludzi normalnych, niechorujących na rozdymane ego – rzekła nieco luźniej blondynka, choć wydawała się odrobinę skrępowana.
– A możesz mi powiedzieć, czemu twoja rodzinka tak do mnie nastawiła? O co chodziło w tym szpitalu, przecież pierwszy raz widzieli mnie na oczy.
– Prokuratorka cię widziała… wcześniej.
– Co? – Chłopak wybałuszył oczy.
– Widziała cię na ulicy, jak rzekomo szarpałeś jakąś laskę – sprostowała nastolatka.
– Laskę…? Aha, już wiem. – Zaśmiał się chłopak.
– I co, to naprawdę tak STRASZNIE wyglądało? – Polly odpowiednio zaakcentowała. – Bo suka już tak ukoloryzowała, że teraz jesteś kryminałem, patologią i damskim bokserem w jednym. – Rozweseliła się.
– Tak? Aaaa, to spoko, dobrze, że mnie uświadomiłaś. Więc jak mam teraz do niej wejść? Przecież nie będę się tłukł z twoim braciszkiem – warknął David.
– Coś wymyślimy. Oni nie będą tam siedzieć dwadzieścia cztery na dwadzieścia cztery, chociaż z tą rurą nigdy nic nie wiadomo. Nie zdziwię się, jak wykombinuje tak, żeby cały czas ktoś tam był, ona nie jest zdrowa. W sumie od zawsze była dzika, ale jej chora nadopiekuńczość nasiliła się po urodzinach Amy.
– Urodzinach? – David uniósł brwi, nie rozumiejąc, co mają urodziny do takiego zachowania.
– Am pojechała z kumpelą na dyskotekę. Nie wiem, co się tam stało, bo Amy nic nie pamięta, w każdym bądź razie w środku nocy zadzwonili ze szpitala, że Amy jest u nich. Okazało się, że ktoś dał jej jakieś prochy, nie wiem dokładnie, jakie, i znaleźli ją półnagą, nieprzytomną na tyłach budynku. Do niczego nie doszło tylko dlatego, że dali jej za dużo i z Amy zaczęło coś się dziać. No co za gnoje. A gdyby ona tam umarła? Żałośni skurwiele, zobaczyli, że dziewczyna odpływa i uciekli. Kurwa mać! – Wkurzała się dziewczyna, wspomnienie tamtych wydarzeń ewidentnie wyprowadziło ją z równowagi.
David milczał, gapiąc się na nią z otwartymi ustami.
– Tylko David, błagam, nie wygadaj się, że wiesz, bo Am urwie mi łeb. W ogóle to nie powinnam ci tego mówić, ale cholernie wzbudzasz zaufanie i mam wrażenie, że poszedłbyś za nią w ogień.
– I dobrze myślisz – syknął chłopak, którego oświadczenie nastolatki jeszcze bardziej rozdrażniło.
– Długo jesteście razem? – zapytała Polly. – Jak w ogóle się spiknęliście? Am mówiła, że nigdy nie przychodziłeś do jej sklepu. Ale jak zacząłeś robotę u siebie, od razu mi o tym powiedziała i stwierdziła, że niezły towar z ciebie, i potem dość często cię wspominała. A ten koleś dziś to, a ten koleś dziś tamto... – Zaśmiała się. – Nie wiem, czemu pierwsza nie podbiła, nie należy raczej do osób nieśmiałych.
– Naprawdę? – David się zdziwił, nie spodziewał się, że przykuł uwagę dziewczyny.
– Pewnie. Mówiłam jej: „zagadaj”, ale nie, bo: „aaa tam, na pewno ma laskę”, „nie ma sensu, bo chyba jesteśmy z innej bajki”, i takie tam pierdoły.
Davidowi uśmiech okupował już całą twarz i właśnie zaczął żałować, że wcześniej nie wyszedł z inicjatywą. Gdyby tylko wiedział… Ale skąd mógł wiedzieć?
– Jak? Uratowałem ja przed tumanami. – Chłopak wesoło odpowiedział na pytanie nastolatki.
– Uratowałeś?
– Przyszła do Black z jakimiś debilami. Kurwa, skąd ona wytrzasnęła takich infantylnych wycieruchów? – ironizował chłopak.
– Tak, zna kilku takich, znalazłoby się, gdyby poszperać w jej życiorysie – zadrwiła radośnie Polly. – Też jej tłumaczyłam, co do niektórych, ale Am jest taka, że czasem pobłaża… zbyt często pobłaża i nie widzi oczywistych oczywistości.
– Zauważyłem – mruknął David.
– Ale ja tam się nie wtrącam, jest dorosła i niech robi, co chce – rzekła Polly i przyssała się do butelki, która po chwili była już pusta. – Fajny – wskazała pająka. – Kiedy zrobiłeś?
– A bo ja pamiętam? Kilka lat temu – odparł chłopak.
Nie wspominał, gdzie go zrobił, nie chcąc płoszyć dziewczyny, lecz nie miał pojęcia, że ona wszystko wie. Otworzył kolejne piwo i podał butelkę dziewczynie.
– Amy mnie zajebie, że upijam jej niepełnoletnią gówniarę – Zachichotał.
– Amy tu nie ma – odparła Polly, lecz w moment spoważniała.
– Młoda, wszystko będzie dobrze. Zaufaj lekarzowi. – David objął dziewczynę, której już błyszczały oczy. – Szkoda, że nie mam ziółka, wrzuciłabyś trochę na luz.
– Nie pomogłoby, wkręciłoby tylko jeszcze większego doła – mruknęła Polly i łapczywie przyssała się do piwa.
Gadali dość długo, gdzie blondynka sporo opowiedziała chłopakowi o siostrze, o innych rzeczach niekoniecznie chciał wiedzieć. Poznał również historię i samej Polly, dowiadując się, jaka niegrzeczna potrafiła być, i jaka jest teraz dumna z tego, że rodzice o niczym nie wiedzą. Poznał też tajemnicę Amy, a mianowicie – że ma drugi tatuaż, małego zielonego smoka, „narysowanego” za kostką na prawej stopie. Zdziwił się, że go nie zauważył, tyle razy przecież widział jej stopy.
Rozmowa aż za dobrze się kleiła i czas mijał bardzo szybko, w końcu David spojrzał na telefon i wstał.
– Młoda, już po piątej, siedzimy tu chyba ze dwie godziny. Muszę spadać, mam trochę draki w chacie – oznajmił.
– Spoko. Zadzwonię po taksówkę. – Polly się nie sprzeciwiała.
Chłopakowi ulżyło, widząc jej postawę. Głupio mu było tak ją zostawić i zwiać, cieszył się więc, że nie nalega, aby jeszcze został.
– Chodź ze mną na przystanek – poprosił.
Dziewczyna nie protestowała.
– Młoda, przestań strzępić sobie mózg, z Amy będzie wszystko ok. To twarda sztuka rzekł David.
Na przystanek doszli po niecałej pół godzinie, wymienili się numerami telefonów i David po kolejnych trzech minutach już siedział w autobusie, żarliwie myśląc o wszystkim, co usłyszał od Polly.
I ten cholerny tatuaż, że też go nie zauważył…
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania