Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 38

Autobus się wlókł, co denerwowało młodego faceta. Fakt, że nie mógł wejść na salę, zobaczyć, co z dziewczyną, był dobrym początkiem do zapoczątkowania lawiny złości, nawet z najbardziej błahego powodu. Odczuwał też lekki głód, co również nie przyczyniało się do poprawy samopoczucia. Amy leżała w szpitalu, ale to nie ona zaprzątała w większości głowę chłopaka, wyręczał ją w tym były dziewczyny. Od pierwszych słów Polly, gdy tylko dowiedział się, kto za tym wszystkim stoi, wiedział już, co ma zrobić. Był tak wściekły, jak rzadko kiedy, nie mogąc zrozumieć, co musi mieć w głowie ten typek, jeśli posuwa się do takich czynów. Czyżby był aż tak zazdrosny? A jeśli nawet, jeżeli ma na jej punkcie obsesję, dlaczego był nieuczciwy, kiedy byli razem?

Pojazd szarpnął i wyrwał chłopaka z zamyślenia. Stało się to w samą porę, gdyż był już w centrum i zaraz przejechałby swój przystanek. Chwilę później wysiadł i sięgnął po telefon.

– Lauren, już wracam. Kupić coś do żarcia? – zapytał mdło.

– Nie, zrobiłam obiad. Wszystko ok?

– Nie. Dobra, zaraz będę – rzekł chłopak, lecz gdy tylko zakończył rozmowę, telefon zadzwonił.

Numer był mu nieznany, postanowił więc nie odbierać. Po chwili pomyślał jednak o Judy i wcisnął guzik akceptujący.

– David? – Usłyszał dziwnie brzmiący głos dziewczyny.

– Tak…? – zapytał, szczerze zdziwiony.

– Przyjedź do Red… I się streszczaj.

– Do Red? Po co?

– Nie zadawaj pytań, dobra? Wsiadaj w taksówkę i przyjeżdżaj, Bokser kazał mi cię ściągnąć. I David… to nie jest prośba – rzuciła Judy i się rozłączyła.

Chłopaka przeszedł zimny dreszcz, nowa znajoma zachowywała się bardzo podejrzanie. Wyjął banknoty – niecałe sto dolarów, nie był więc zadowolony koniecznością skorzystania z taksówki. Lecz jakie miał wyście? Autobusem wlókłby się ponad pół godziny, a wolał tam jechać od razu, wiedział, że ludzie tacy jak Bokser nie lubią czekać.

I nagle go tknęło! Może odzyskali kasę? – pomyślał, choć w środku coś podpowiadało mu, że wcale nie chodzi o pieniądze. Przecież gdyby to była kwestia kradzieży, Judy byłby raczej zadowolona, a zdawała się raczej zdenerwowana, a nawet przestraszona.

Chłopak zaniepokoił się jeszcze bardziej, nie mając pojęcia, co go czeka. A może będzie miał jakieś kłopoty, stało się coś złego, a może nawet jakaś wpadka? – dumał, wypatrując jednocześnie taksówki, której jak za złość nie było ani jednej.

– Kurwa – zaklął pod nosem, gdyż nagle zaczęło mu się śpieszyć, choć wcale nie miał ochoty tam jechać.

Machnął ręką na jadącego z naprzeciwka Forda, który pojawił się przed nim po chwili.

– Czy was dziś wszystkich wywiało? – warknął do taksówkarza, siadając na tylnym siedzeniu. – Do Red Sun.

– Godziny szczytu – Kierowca się uśmiechnął.

W mieście był spory ruch, więc David dojechał na miejsce dopiero po dwudziestu pięciu minutach. Wiedział, gdzie iść, lecz nogi jakby broniły się przed tą wycieczką, prowadząc chłopaka coraz wolniej, aby w końcu zatrzymać go przy tylnym wejściu do pubu. Otworzył mu ochroniarz, którego David już znał i gdy przeszedł już klasyczną procedurę przeszukania, koleś nakazał mu iść za sobą. Nie skierował się jednak w stronę gabinetu szefa, tylko przeszedł przez bar i otworzył przed Davidem drzwi na zaplecze. Przeszedł całe pomieszczenie, kolejno przez następne drzwi, po czym wcisnął umieszczony na ścianie mały guzik i poprowadził chłopaka schodami w dół. Znaleźli się w szatni dla pracowników. Teraz David spanikował już na całego, miał nieodparte wrażenie, że już stąd nie wyjdzie. Ochroniarz zapukał dwa razy i wpuścił chłopaka do środka. Tego od progu zamurowało i ciężko przełknął ślinę, oszołomiony tym, co widzi. Judy od razu skierowała na niego wzrok, lecz milczała, natomiast Bokser wymierzał właśnie kolejny cios, wisząc nad głową klęczącego, skutego kajdankami, zakrwawionego Tyrona, trzymanego za włosy przez Sky’a.

– Daj mu piwo – syknął boss, nie patrząc na przybysza.

Judy sięgnęła do lodówki i wyciągnęła do chłopaka rękę z butelką, lecz temu tak już drżały dłonie, że bał się wziąć trunek.

– Wyluzuj – odezwała się wreszcie blondynka i w tym momencie padł kolejny cios.

– Gdzie kasa? Nazwisko psa – rzekł spokojnie Bokser.

– Powiedziałem prawdę – wydusił ledwie żywy Tyrone.

Oberwał kolejny raz. Bokser kiwnął głową do goryla, który puścił pobitego, aby ten mógł paść jak kłoda na ziemię. David stał jak sparaliżowany, trzęsąc trzymaną w dłoni butelką.

– No dobrze. – Richi spojrzał na chłopaka, wyciągając z pudełka nawilżaną chusteczkę, w którą zaraz wytarł ręce.

Davida jakby ktoś trzepnął w łeb, a całe powietrze zatrzymało się w miejscu, w którym obecnie się znajdowało.

– No więc… – mruknął Bokser, zasiadając na stojącym obok Tyrona krześle i odpalając papierosa. – Pieniędzy niestety nie odzyskasz, ale mam dla ciebie drugą robotę… na dniach. Nie podoba mi się, że ta kurwa – szturchnął nogą byłego pracownika – wyciągnęła łapy po twoje pieniądze, wydaje mi się, że rzetelny z ciebie chłopak. Mam rację?

– Tak – odparł David, starając się jak może brzmieć pewnie.

– To jak, gnoju? Wyjaśnisz koledze? – Boss spojrzał na Tyrona, popychając go nogą.

– Miałem długi… musiałem… zabiliby mnie… Przepraszam… oddam… wszystko… jutro… co do grosza. Przepraszam – seplenił zapłakany chłopak.

– Przypomniałeś sobie nazwisko? – kontynuował Bokser.

– Ale ja naprawdę nie wiem, spotykałem się z nim w samochodzie. Musiałem, naprawdę, on mi groził. On groził mojej matce.

– Pies ci groził? – Zaśmiał się szyderczo boss.

– Tak, przysięgam – wyjęczał pobity i nagle szef zerwał się z miejsca, chwycił broń i wycelował do ofiary.

– Twoja ostatnia szansa! – ostrzegł.

– Dobrze, dobrze, Green! Chyba Green… Błagam…! – płaszczył się sparaliżowany Tyrone.

– Na pewno?

– Tak, przysięgam… Green… błagam cię, nie strzelaj – panikowała ofiara i w tym momencie Bokser pociągnął za spust.

David aż podskoczył, wypuszczając z ręki butelkę. Boss od razu spojrzał na niego podejrzliwie, po czym podszedł do chłopaka i przystawił mu spluwę do czoła. Przerażonemu do maksimum Davidowi zdawało się, że chłód metalu rozszedł się po całym jego ciele.

– Czy powinienem o czymś wiedzieć? – syknął Bokser.

– Nieee, po prostu… – wydukał chłopak, lecz słowa utkwiły mu w gardle.

Kątem oka, z nadzieją, zerknął na Judy, lecz ta nie reagowała.

– Czemu panikujesz? – kontynuował Richi.

– Zaskoczyłeś mnie – odparł David, starając się trzymać nerwy na wodzy, co ani trochę mu się nie udawało.

Organizm reagował adekwatnie do sytuacji, przez co chłopak denerwował się coraz bardziej. Wiedział, że wzbudza podejrzenia, co przy obecnym nastroju szefa było bardzo niepożądaną opcją.

– Masz znajomych w policji? – zapytał Bokser.

– Nie. Nie jestem kapusiem, jeśli do tego zmierzasz – rzekł David, desperacko próbując ratować skórę.

– Na pewno? – Facet mocniej przycisnął lufę.

David był już cały mokry i miał wrażenie, że zaraz zemdleje.

– Na pewno! – odparł z nieudolną hardością.

– Słyszałem co innego.

– Czyli co? – warknął niesiony emocjami David.

– Sprawdziłem cię. Dlaczego nie wiem o tym, że siedziałeś?

Chłopaka przytkało i teraz już nie wiedział, co powiedzieć.

– Gadaj! – ryknął Bokser, uderzając chłopaka rękojeścią w twarz.

Cios był dość mocny, Davidowi aż odrzuciło głowę.

– KURWA, RICH! – zareagowała w końcu Judy.

– Zamknij się! Gadasz? – kontynuował facet, nie odrywając wzroku od Davida.

– Kurwa, bałem się, powiedzieć, jasne?! – wrzasnął chłopak, trzymając się za krwawiący nos.

– Więc chyba masz coś na sumieniu, skoro się bałeś – stwierdził chłodno boss.

– Nie mam!

Richi zamilkł, nieustannie przeszywając chłopaka lodowatym spojrzeniem, po czym nagle roześmiał się w głos.

– Nie masz jaj, cały się spociłeś – zadrwił, zabezpieczając broń, którą po chwili odłożył na biurko. Wyluzuj, żartowałem… ale musiałem się upewnić – dodał, sprawiając, że David poczuł się, jakby właśnie zrzucił z pleców potężny głaz. – Wiem, co powiedział – kontynuował Bokser, kiwnąwszy głową w stronę Tyrona i spojrzawszy na Sky’a – ale sprawdźcie tego psa. Dokładnie! I pogadajcie z nim.

– On nie bierze – rzekł goryl.

– Weźmie. Każdy jest przekupny, czasem trzeba tylko użyć odpowiednich argumentów. – Richi uśmiechnął się kąśliwie.

– A jeśli nie?

– Nie wiem, zobaczymy, jak się sprawy rozwiną. Ty na razie rób, co do ciebie należy – rzekł Bokser i znów spojrzał na Davida. – Judy się do ciebie odezwie – poinformował sucho. – I sprzątnijcie to gówno – dodał, wskazując głową martwego chłopaka i pobite piwo, po czym chwycił broń i wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Miał rację – David był mokry od stóp do głów, i nawet wyjście szefa nie pomogło, nadal trząsł się jak osika, za cholerę nie mogąc opanować swoich odruchów.

– Chodź – rozkazała cierpko Judy, więc szczęśliwy do granic chłopak natychmiast ruszył za blondynką. – Pokaż. – Judy zatrzymała się za drzwiami i ujęła w dłonie twarz nowego znajomego. – Trzeba to przemyć. Nie jest złamany, ale nieźle ci przywalił. – Zaśmiała się.

– Kurwa, co to było?! –Uuniósł się chłopak, dając wreszcie upust swoim emocjom. – Po co mnie tu ściągnął?! Żeby mnie zdołować?!

– Przewidywałam to – odparła luźno Judy. – Chciał cię sprawdzić, tylko tyle. Chłopaki oczywiście dowiedzieli się już wszystkiego na twój temat, ale po dzisiejszej wpadce z Tyronem Rich jest niczym bomba zegarowa, dlatego oberwałeś. Po tym jak cię skubnęli, dopiero wyszło na jaw, że skurwiel sprzedawał psom informacje. Ładnie się ukrywał, nie ma co. Do tej pory nikt o niczym nie wiedział i gdyby nie ten napad, nadal pewnie bylibyśmy jebani w dupę – wyjaśniła Judy. – Siadaj. – Wskazała barowy stołek i zniknęła na zapleczu.

– Jesteś siostrzeńcem Lauren? No kto by pomyślał – prychnęła, wręczając chłopakowi drinka, po czym przyłożyła gazę do jego rozbitego nosa.

Syknął cicho, krzywiąc twarz.

– Co jest między wami? – zapytał.

– Nic, stare, dzieje. Lori ci nie powiedziała?

– Nie.

– Więc ja też nie powiem.

– Dlacz…

– Nie, kurwa, ok?! Nie! I nie pytaj! – zagrzmiała nagle Judy, przestając na przemywać zadrapanie, po chwili przykleiła chłopakowi niewielki plaster i chwyciła wódkę, aby zrobić drinka sobie.

David się wyciszył. Nie zamierzał się kłócić, tym bardziej, że piętro niżej nadal był Sky, a konfrontacji z tym olbrzymim facetem David na pewno wolałby uniknąć.

– Przepraszam – mruknęła Judy – ale nie mówmy już o tym, ok?

David przytaknął bezgłośnie i chwycił z baru swoją szklankę.

W kieszeni chłopaka odezwała się komórka. Wiedział kto to i wolałby w tej chwili nie odbierać, telefon jednak dzwonił i dzwonił. Spojrzał na siedzącą po drugiej stronie lady Judy – gapiła się na niego dziwnie.

– To pewnie Lauren, miałem być godzinę temu – wyjaśnił niechętnie.

– Dlaczego nie odbierzesz? Czyżbyś nie wiedział, że nie odpuści? – stwierdziła Judy z zadziornym uśmieszkiem.

– Po co? Zaraz będzie smucić.

Komórka zamilkła, lecz po chwili zagrała ponownie. Judy głośno się zaśmiała.

– Co jest?! – syknął w słuchawkę David.

– No gdzie jesteś? Zabłądziłeś? – zapytała spokojnie Lauren.

– Zajechałem do kumpla, zaraz będę.

– Do kumpla… – mruknęła jednoznacznie dziewczyna. – David… nie wpierdol się w w jakieś gówno!

– Wyluzuj, dobra?

– O której będziesz? Matka chce wracać do domu.

– Do domu? Po co? Dobra, dopiję piwo i wracam.

– Dobrze, pośpiesz się. Aha! I powiedz Jud, że czekam na telefon – rzuciła szybko Lauren i się rozłączyła.

David natychmiast skierował wzrok na nową znajomą – uśmiechała się ciepło.

– Słyszałam – przyznała się.

Chłopak w odpowiedzi jedynie upił ze szklanki.

– Jud, gdzie jest klucz od drzwi na dole? – zapytał nagle Sky, który znienacka wyłonił się z zaplecza i od razu krzywo spojrzał na Davida.

– Nie mam pojęcia – odparła dziewczyna.

Sky, wciąż bacznie obserwując nieznajomego, podszedł do blondynki i zaczął grzebać pod ladą. Po chwili położył na niej kilkanaście kluczy.

– Który to?

– A bo ja wiem? – Judy wzruszyła ramionami, aczkolwiek zaczęła przebierać między nimi. Na pewno srebrny, z tego, co pamiętam.

Sky chwycił klucze i butelkę wódki z półki.

– Zaraz przyjadą chłopaki, zabiorą gnojka. I lepiej, żeby go tu nie było, Ice ma dziś zły dzień – poinformował.

– Jasne. – Judy wymownie spojrzała na Davida. – Pij i spadamy.

– Podrzucisz mnie? – zapytał chłopak, gdy dziesięć minut później opuścili pub.

– Jasne.

Po kwadransie czarne Audi zatrzymało się pod blokiem Lauren.

– Kto tu mieszka? – zapytała Judy.

– Twoja koleżanka – odparł złośliwie David.

Nie chciał być wredny, lecz zły humor znowu dawał o sobie znać.

– No tak, po co pytam. Stać ją… – mruknęła Judy.

– Jud, o co ci chodzi? – zapytał w końcu David. – Laska się ogarnęła, ma dobrą pracę, więc nie rozumiem, do czego zmierzasz.

– Do niczego. Idź już.

– Judy…

– Zapytaj Lauren, ona lepiej ci to wyjaśni. Zresztą po naszej ostatniej rozmowie chyba powinieneś wiedzieć, o co chodzi, prawda? – bąknęła gorzko blondynka, lecz dało się wyłapać smutek w jej głosie.

– Może wejdziesz? – wypalił nagle David i Judy postawiła oczy w słup.

– Nie.

– No chodź, pogadacie.

– A ona o tym wie? – Dziewczyna krzywo spojrzała na pasażera.

– Eee tam… – Zaśmiał się David.

Ponownie zadzwonił telefon i chłopak szybko odebrał.

– Jestem z Jud pod blokiem. Wyjdziesz?

Lauren mruczała chwilę i David się rozłączył.

– Zaraz zejdzie. – Uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Mina, jaką operowała w tej chwili Judy, wyrażała wszystko. Potępienie, niedowierzanie i gniew strumieniem wylewały się z wyrazu jej twarzy.

– Kurwa, dlaczego to zrobiłeś?! Ktoś cię prosił?! – wydarła się na całe gardło. – Mam do niej numer i sama zadzwonię, jeśli będę miała ochotę!

– Wyluzuj – odparł spokojnie David.

– Wysiadaj!

– Nie.

– Wysiadaj – powtórzyła Judy, lecz chłopak nie reagował.

– Kurwa! – syknęła dziewczyna, otworzyła schowek i wydobyła z niego czarny pistolet.

– Wypierdalaj, kurwa! – wrzasnęła, wystawiwszy broń przed nos pasażera.

– Co, zastrzelisz mnie? – zapytał David, choć zimny dreszcz przemaszerował po jego ciele.

Judy przycisnęła lufę do skroni chłopaka.

– Liczę do trzech. Jeden, kurwa, dwa…

– JUUUD! – wrzasnęła Lauren, zamaszyście otwierając drzwi i zaskoczona blondynka odruchowo nacisnęła spust.

David aż podskoczył i momentalnie oblał go zimny pot.

– POJEBAŁO CIĘ? – zagrzmiał demonicznie, wyrywając dziewczynie broń. – A GDYBY BYŁ NAŁADOWANY?!

– Prz… przepraszam – wystękała Judy, zszokowana zaistniałą sytuacją niemniej niż chłopak.

Lauren jak posąg nadal stała przy drzwiach, nie mogąc wydusić słowa.

– Przepraszam – powtórzyła spłoszona Judy.

– Przepraszam?! – ryknęła wzburzona brunetka. – Idiotko, mogłaś go zastrzelić!

Judy już się nie odzywała.

– Wiesz co?! Jesteś psychiczna, nie chcę cię znać! – oznajmiła nabuzowana Lauren, po czym mocno łupnęła drzwiami i szybko oddaliła się od wozu.

– Lauren! – krzyknęła Judy przez otwartą szybę, ale dziewczyna za moment schowała się w budynku.

David milczał, nie miał pojęcia, co robić. Sytuacja stała się tak nieprzyjemna, że chłopak zupełnie się pogubił.

– David… przepraszam… – spróbowała ponownie Judy, nie patrząc na pasażera.

Chłopak tylko ciężko westchnął i otworzył drzwi. – Pogadam z nią – rzekł, lecz gdy tylko zamknął skrzydło, Judy odpaliła silnik i ruszyła jak wariatka, zostawiając skołowanego Davida samego na chodniku.

Wzruszył ramionami i gdy już odprowadził Audi wzrokiem, ruszył na górę. Od razu zaatakowała go Daisy, a następnie Lilly, osaczając chłopaka z każdej strony.

– Gdzie byłeś? Czemu tak długo? – zapytała małolatka.

– Lilly, daj mi zdjąć buty, dobrze?

Dziewczynka zniknęła w pokoju, a David ruszył do kuchni. Lauren siedziała przy stole z kubkiem w dłoni i gapiła się w ścianę.

– Lori, wyluzuj, nic się nie stało. – Chłopak usiadł naprzeciwko.

Lauren prychnęła pod nosem, zanurzając usta w kawie. David zajrzał do lodówki i wydobył butelkę piwa.

– Zjesz coś? – Lauren podniosła się z miejsca. – Mam pieczoną rybę i ziemniaki.

– Pij kawę, sam nagrzeję.

– W piekarniku.

David wstawił do mikrofalówki niewielką porcję i zasiadł naprzeciwko ciotki.

– Lauren, ona nie chciała, nie napinaj się, ok? – wznowił temat.

– David, nie chciała?! – krzyknęła Lauren. – Do cholery, dzieciaku, , czy ty siebie słyszysz? Przecież ten gnat mógł być naładowany, czy to do ciebie nie dociera? Głupia zabawa, no i czy ona widziała, że nie ma magazynka?

– Pewnie wiedziała. Czuć po wadze, a ona raczej zna się na broni. – Zaśmiał się David.

– Ja widzę, że nadal cię to bawi, tak? A z resztą, jak sobie chcesz… – fuknęła gospodyni, wstała i wyszła z kuchni.

David już ochłonął po tym niefortunnym zdarzeniu i teraz wspomnienie o tym zaczynało go coraz bardziej bawić, podobnie, jak złość ciotki, która wydała się chłopakowi niesamowicie śmieszna.

Tylko zdążył postawić talerz na stole, gdy w kuchni w miejsce Lauren pojawiła się Sophie i zawisła nad synem.

– David, wracam do domu. Już po siódmej, więc na pewno dziś nie przyjdą – oznajmiła niepewnie.

– Po co? Co, Lauren nie pozwala chlać? – warknął.

– David, już nie będę pić.

Chłopak uderzył niekontrolowanym śmiechem, wypluwając jedzenie.

– David, ja mówię poważnie! – Sophie się nastroszyła. – Poza tym mała ma jutro do szkoły, musi się wykąpać i przygotować.

– Ja chcę spać u cioci! – zakrzyknęła Lilly, wpadając do kuchni jak na zawołanie.

Za nią wtargnęła Daisy, usiadła obok Davida i wlepiając w niego błagalny wzrok, zaczęła wymuszać poczęstunek. David oderwał kawałek pstrąga i dał suczce, lecz to nie wystarczyło, bo piesek nadal stał i gapił się na chłopaka, zabawnie marszcząc nos.

– Daisy, spadaj. – Uśmiechnął się.

To jeszcze bardziej nakręciło zwierzaka, który traktując to jako zaproszenie, stanął na tylnych łapach i oparł się o nogi Davida.

– Lilly, zabierz ją, to nie jest jedzenie dla niej – burknął chłopak.

– David, mogę zostać u cioci? – nalegała Lilly, odciągając pupila.

– A wiecie co? Róbcie sobie co chcecie i dajcie mi święty spokój. Jutro muszę w końcu jechać do pracy i chcę w spokoju odpocząć. Mała, jutro jeszcze nie pójdziesz do szkoły, pojedziesz ze mną, jak chcesz, ok?

– Tak! – Rozradowana Lilly aż podskoczyła.

– David, jak to nie pójdzie do szkoły? – Matka od razu wzniosła bunt.

– Normalnie, załatwię to. Nie sądzę, aby po tym, co się stało, to był dobry pomysł, żeby jutro szła. Zadzwonię i ją usprawiedliwię. Zresztą nauczycielka chce się z tobą widzieć, więc jutro masz być w stanie normalnym i jechać z nią pogadać. No i przy okazji możesz też wyjaśnić nieobecność młodej – zarządził chłodno David.

– Ale…

– Kur… żadnego ale, rozumiesz? – Chłopak zmarszczył brwi. – Już powiedziałem, a teraz dacie mi zjeść?

– Porozmawiamy o tym jeszcze – oznajmiła sucho Sophie. – Lilly, chodź.

– Niech zostanie, jak chce – mruknęła Lauren. – Poza tym jutro i tak nie mam nic do roboty, więc nie musisz brać jej do pracy. Pójdziemy po jakieś zakupy, nie? – Spojrzała na siostrzenicę.

– Ale ja miałam jechać z Davidem. – Zbuntowała się małolatka, która już nastawiła się na wycieczkę.

– Dość tego! – ryknęła nagle Sophie. – Gadacie sobie, jakby mnie tu nie było, ona ma szkołę!

– A dziwisz się? Przecież nawet, jak jesteś, to tak, jakby cię nie było. Zresztą co ja gadam, to jeszcze gorzej. Bo gdyby cię nie było, nie musielibyśmy oglądać twojej zachlanej gęby – odparowała bez skrupułów Lauren, robiąc to nad wyraz złośliwie.

– Odwieź mnie do domu – nakazała Sophie.

– Po co?

– Chcę jechać do domu!

– Dobra, niech jedzie ze mną – wtrącił David.

– A ja?! – zareagowała natychmiast Lilly, o mało nie płacząc.

– Lauren, ja już sam nie wiem… – bąknął chłopak, którego cała ta przepychanka mocno już zmęczyła i teraz pożałował, że zaproponował siostrze wspólny dzień.

– Lilly, nie chcesz jechać po zakupy? – zapytała ciepło brunetka.

– To potem… po pracy Davida – odparła cwanie dziewczynka.

Lauren głośno się zaśmiała, podobnie pozostali.

– No… nieźle to sobie wykombinowałaś – rzekł rozradowany David.

Lilly puściła kolorki.

– No dobra, zaraz ósma, a ja wstaję o szóstej. Musimy coś postanowić – rzekł chłopak.

– Dobrze, to jedźcie i spotkamy się po twojej pracy; nic innego chyba nie wymyślimy – rzekła gospodyni.

Sophie już stała w korytarzu, gotowa do drogi.

– Chodźcie, odwiozę was…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    No, to się nazywa zaufany pracownik. Kara adekwatna do przewinienia. W tym fachu już tak jest. Skatowali – długo się opierał, bo nieźle oberwał, ale na koniec pękł i zarobił kulkę. Ach… Davidowi też się dostało. Nieźle się wystraszył, aż piwo pobił. Boss konsekwentny. Kłamstwo ma krótkie nogi i wypłynie (prędzej czy później). 😁
    Intensywny rozdział, a lufa przy skroni Davida i odruchowe pociągnięcie za spust – bombowe. Ale się musiał czuć!!!
    Co poróżniło dziewczyny? Ciekawe, jaką historię skrywają?
    Nastawienie Davida do matki niezmienne. Przestał żyć nadzieją na lepsze dni.
    Przypomniał mi się jeden z rozdziałów „Pod gwiazdami”. 😉
  • ZielonoMi 8 miesięcy temu
    Czułam, że akcja Ci się spodoba. Dzięki za odwiedziny.😘

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania