Zakręty losu cz. 39
– O której kończysz? – zapytała brunetka, gdy Lilly z matką opuściły pojazd.
– Nie wiem, ale postaram się około czwartej. Ale Lauren, jak chcesz jechać po zakupy? Przecież nie masz pieniędzy. No i portfel… trzeba go odzyskać.
– Mam, byłam w biurze. Co z twoją dziewczyną?
Davida od razu przeszły ciarki, na „chwilę” zapomniał o ukochanej.
– Nie wiem, nie wszedłem. Jej braciszek się do mnie wybujał, nie wiem, o co chodzi.
– Wybujał?
– Jej nadgorliwa siostrzyczka coś nagadała na mój temat – warknął chłopak.
– Co? Ale dlaczego? – zdziwiła się Lauren.
– A bo ja wiem? Zresztą od samego początku wiedziałem, że to nie ma sensu. Ona, spokojna dziewczyna z dobrego domu, a ja…?
– Przestań wymyślać!
– Wymyślać? Taka jest prawda. Dobra, spadam, bo nie wylazę stąd do jutra. – Chłopak otworzył drzwi auta. – I zadzwoń do Judy, pojechała jak opętana, jeszcze narobi głupot.
– Słucham? – Lauren spojrzała dziwnie.
– No odjechała. Ani cześć, ani nic, tylko pogoniła jak wariatka. Zadzwoń, nieźle się wkręciła przez tę akcję.
– I bardzo dobrze, powinna się wkręcić, skoro nie myśli! – Wzburzyła się brunetka.
– Zadzwoń! Do jutra – rzekł David i nie chcąc już przedłużać, szybko wysiadł z wozu.
Był już bardzo zmęczony, postanowił więc nie brać kąpieli, tylko zrobić dzbanek herbaty i pożyć się spać. Nie zdążył nastawić wody, gdy do kuchni wtargnęła Lilly, przebrana już w piżamę. Za siostrą wpadła oczywiście Daisy i zaczęła swoje harce.
– David, a gdzie jest ta praca? – zapytała małolatka.
– Daleko. I kładź się już spać, bo o szóstej wstajemy, jakbyś nie wiedziała. No... chyba, że nie chcesz jechać i wolisz pospać. – Chłopak wyszczerzył zęby.
– Chcę! I jeszcze wcześnie, wstanę bez problemu – walczyła dziewczynka.
– Tak? Ok, zobaczymy. Ale jak będę cię budził i po drugiej prośbie nie wstaniesz, jadę sam.
– Wstanę! – zagrzmiała Lilly, podekscytowana wycieczką.
– To zmykaj – rzekł David, nalewając wodę do dzbanka. – Zaraz przyniosę ci herbatę.
– Jestem głodna – wyjawiła ośmiolatka.
– Co?
– No tak, jadłam dawno temu, po południu. Chcę kanapkę z szynką i serem – zarządziła dziewczynka.
David aż wybałuszył oczy, gdy nie usłyszał: „masło orzechowe”.
– Z szynką? A co to się stało? – zadrwił łagodnie.
– No bo jest już mało masła i nie będzie na jutro – rzekła Lilly.
– A już myślałem… – mruknął David, uśmiechając się kąśliwie.
– Spadaj, wiesz! – Lilly się naburmuszyła, wywołując jeszcze większą radość.
– Dobra, siadaj. – Chłopak otworzył lodówkę, chichocząc jak najęty.
– Nie odzywam się do ciebie!
David już nie drażnił siostry, tylko szybko zrobił kanapki i zasiadł obok. Lilly zjadła w okamgnieniu, Daisy także uraczyła się kilkoma chrupkami dla psów, więc gdy chłopak spokojnie dopił herbatę, wygonił siostrę do łóżka, sprawdził budzik i sam wskoczył do swojego.
Spał jak zabity i gdyby nie donośny dźwięk zegarka, spałby tak pewnie do południa. Za nic nie chciało mu się wstawać, nadal czuł się zmęczony, lecz gdy budzik nie dawał za wygraną, ciężko zwlókł się z posłania i zdzielił go porządnie. Wiedział, co robi, stawiając urządzenie na parapecie, że to zmusi go do ruszenia tyłka.
Postanowił nie budzić jeszcze siostry, tylko szybko się odświeżyć i zrobić kawę. Od samego przebudzenia zżerał go lekki stres, ponieważ zaoferował pomoc Betty, a od trzech dni się nie pojawił. Domyślał się, że kobieta, znając jego sytuację, nie będzie się gniewać, aczkolwiek źle się czuł sam ze sobą i z tym, że telefony i tłumaczenia nie są żadnym usprawiedliwieniem. Podjął się remontu, powinien więc poczekać, aż pozałatwia swoje sprawy i wtedy się deklarować . Miał wrażenie, że Betty przez niego została uziemiona w domu, że siedziała i czekała, nic nie planując, i przez to właśnie czuł się strasznie głupio.
– David. – W drzwiach pojawiła się głowa Sophie.
– Wstałem – syknął, wiedząc, z jakiego powodu się pojawiła.
– David… – mruknęła kobieta, lecz nie dokończyła, tylko przymknęła drzwi i zniknęła w salonie.
Chłopak domyślał się, o co chodzi i czuł, że matka nie wytrzyma i mimo wszystko przed jego wyjściem zacznie temat. Zignorował to jednak, postanowił co postanowił i wiedział, że zdania nie zmieni.
Włączył wodę, zasypał kawę i po głośnym: „mamo, zalej mi kawę!”, zniknął w łazience. Kapiel pomogła mu się obudzić i poczuć lepiej, z lepszym więc też humorem upił łyk upragnionego napoju i wkroczył do pokoju Lilly. Dochodziła szósta dwadzieścia.
Lilly spała w najlepsze, a Daisy oczywiście z nią. Piesek zobaczył Davida i ogon zaczął szaleńczy taniec.
– Młoda. – Chłopak poruszał ramieniem siostry.
– Jeszcze nie – bąknęła dziewczynka, wtedy Daisy zerwała się z miejsca.
– Wstawaj, już późno. Daisy, budź ją. – Zaśmiał się chłopak, widząc atakującego dziewczynkę psa.
Rozchichotana Lilly odburknęła coś przez śmiech, czego chłopak oczywiście nie zrozumiał. Mijały sekundy, a sytuacja nie ulegała zmianie, w końcu David się zniecierpliwił.
– Dobra, ja idę jeść i jadę, jak sobie chcesz – warknął i wyszedł z pokoju.
Poskutkowało, Lilly po chwili przemknęła do łazienki. W kuchni pojawiła się Sophie
– David, ja nadal uważam, że Lilly powinna iść do szkoły. – Od razu zaczęła swoją litanię. – A tak poza tym trzeba przecież powiadomić policję, że Lilly się znalazła – dodała i David od razu struchlał, zupełnie zapomniał o tym obowiązku.
Wiedział, że matka ma rację i że teraz będą problemy z tłumaczeniem, dlaczego nie zawiadomiono ich wczoraj.
– To zadzwoń i powiadom, a ja powiadomię szkołę.
– David…
– Kurwa, jutro pójdzie, nie widzisz, co się dzieje?! – huknął wkurzony chłopak. – Sytuacja jest świeża, chcesz, żeby znowu uciekła? – Chłopak zniżył głos, zerkając w stronę łazienki.
– Policja na pewno przyjedzie i będzie chciała z nią rozmawiać, co im powiem, że gdzie jest?
– Prawdę, tylko nie mów, że pracuję, po prostu powiesz, że pomagam znajomej – rzekł już spokojniej chłopak.
– Co to w ogóle za kobieta? Skąd ją znasz? David, nic mi nie mówisz, a ja się denerwuję; boję się, że znowu wpadniesz w kłopoty.
David dla świętego spokoju wyjaśnił wszystko matce, dopiero wtedy trochę się uspokoiła.
– David, ale co Lilly powie policji, że gdzie była? – zapytała Sophie.
– Prawdę. Poza tym dziwi mnie, że nagle się martwisz, skoro to wszystko przez ciebie – rzucił dosadnie i wgryzł się w kanapkę.
Sophie zamilkła, wiedziała, że ma rację. David się zamyślił, gdyż przypomniała mu się również opieka społeczna, czuł, że po tym incydencie dzisiaj wpadną i będą drążyć temat. Znów obleciał go strach, nie mógł przecież wierzyć matce, że się nie napije.
– Dziś może wpaść opieka, i czuję, że przyjadą na pewno, więc nie waż się tknąć alkoholu, rozumiesz? – Przeciął matkę diabolicznym spojrzeniem.
– Tak, wiem – odparła luźno Sophie, w mniemaniu chłopaka – zbyt luźno.
– Wiesz? – fuknął David. – Ja już nie będę się powtarzał, ale narób tylko przypału… Ja cię naprawdę ostrzegam!
Do kuchni weszła Lilly i przerwała drakę.
– Czemu nie z masłem i marmoladą? – zapytała od razu, kręcąc nosem na widok wędliny i pomidora.
– Siadaj i jedz – nakazał cierpko David, nalewając herbatę do kubka.
– Nie ma soku? Ani coli? – marudziła małolatka.
– Nie ma. Idę zadzwonić i jak wrócę, ma być zjedzone – rzucił chłopak i wyszedł.
Annie odbrała bardzo szybko.
– Cześć. Ann. Powiadom w szkole, że Lilly będzie jutro będzie, ok? Wolałbym jednak, żeby jeszcze dziś została w domu – rzekł David.
– W porządku. Jak ona się czuje?
– Dobrze. A co z tą młodą?
– Też dobrze, dziś ma być na zajęciach.
– Dobra, to ja kończę, wybieram się do pracy. Jakby coś, to dzwoń. I… dzięki. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, młoda kobieta nawet przez telefon wydawała mu się niewiarygodnie sympatyczna.
– Nie ma sprawy. Aha, i David? Kiedy mogę pogadać z twoja mamą? – przypomniała nauczycielka.
– Mówiłem jej, więc przewiduję, że pewnie jutro, jak odwiezie Lilly do szkoły.
– Aha… No dobrze, więc czekam. To… cześć – rzuciła ciepło Annie.
– Do zobaczenia.
Już chciał chować telefon, ale nagle coś przyszło mu do głowy, wykręcił więc numer Lauren.
– Halo – bąknęła byle jak, zaspana.
– Lori? Nadal nie masz na dziś żadnych planów?
– David, jest siódma rano. – Dziewczyna zbeształa siostrzeńca. – Coś się stało?
– Jadę do pracy, a boję się, że opieka może się pojawić. Mogłabyś przyjechać do nas i posiedzieć z matką?
– Dobrze, ale dopiero za godzinę, półtorej, muszę się obudzić i doprowadzić do porządku – odparła Lauren.
– Super, ratujesz mi d…
– Kur… – syknęła niespodziewanie brunetka
Jej głos nagle się zmienił, David wyłapał cichy śmiech.
– Nie jesteś sama? – zapytał od razu, odrobinę bezczelnie.
– Nie – Chichotała ciotka.
– Aha… Cieszę się, że się pogodziłyście – rzucił kąśliwie, lecz serdecznie chłopak.
– Ja też.
– Dobra, kończę, muszę się zbierać. Jak coś, dzwoń. I wiesz… matka będzie się buntować.
– Spokojnie, poradzę sobie – rzekła wesoło Lauren.
– Nie wątpię. – David się uśmiechnął. – To cześć.
– Jakim prawem zadzwoniłeś bez mojej wiedzy i kazałeś jej przyjeżdżać? Czy ja jestem małym dzieckiem, żeby mnie pilnować? – warknęła Sophie, gdy tylko chłopak pojawił się w kuchni.
– Podsłuchiwałaś? – David z niedowierzaniem uniósł brwi. – Nie, ty jesteś gorzej niż małe dziecko, dziecko ma więcej oleju w głowie. Co, przeszkadza ci towarzystwo siostry? Czyżbyś coś kombinowała? – zapytał, nad wyraz złośliwie wyszczerzając zęby.
Sophie nie odpowiedziała, tylko wstała i wyszła z kuchni.
– Mała, kończ, ubieraj się i jedziemy – rzekł do siostry, chwycił reklamówkę i zapakował do niej rzeczy dla pieska.
Po chwili byli już gotowi do wyjścia. Daisy, gdy tylko zobaczyła, że David bierze smycz, zaczęła wariować, kwitując swój zachwyt zabawnym powarkiwaniem.
– Mamo, ja cię naprawdę proszę, nie narób siary. Lauren niedługo przyjedzie i ma cię zastać trzeźwą, rozumiesz? – przypomniał David, zawisając w progu salonu.
– Głucha nie jestem – syknęła niezadowolona Shopie.
David nie był pewnie, czy butność matki wywołana została przez niemożność napicia się, czy też przez wizytę Laurent, która na pewno powróci do tematu alkoholu. Widział, że zapewne obie kwestie odgrywają tu dużą rolę, lecz ta pierwsza przeważa, czuł więc ogromną ulgę z faktu, że ciotka przyjedzie i przypilnuje kobiety.
– Wychodzimy. I pamiętaj…! – rzucił cierpko David, wręczył Lilli smycz i minutę później już siedzieli w aucie Betty.
– Gdzie jedziemy? – zapytała Lilly. – Nie zrobiłeś nic na lunch – stwierdziła.
– Zaraz coś kupimy. Daisy, do tyłu!
Lilly wygoniła pieska i chłopak ruszył.
– Kupimy pączki? – spytała małolatka.
– Pączki? – Zdziwił się David.
– Tak, z czekoladą i wiórkami… na potem. I napój.
David wiedział, że Betty na pewno będzie zaopatrzona w jakieś ciasto, aczkolwiek wolał coś kupić i nie robić wstydu. Zastanawiał się też, czy nie zadzwonić i nie powiadomić kobiety, że przyjedzie z siostrą, ale było mu jakoś dziwnie głupio, postanowił więc działać na żywioł.
Zaopatrzeni już w zakupy pół godziny później dotarli pod dom staruszki.
– Mała, masz być grzeczna i nie zamęczać Betty pytaniami, jasne? – nakazał wesoło David.
– Tak.
– I mocno trzymaj psa.
Zapukał delikatnie. Betty jakby na niego czekała, bo otworzyła w okamgnieniu, lecz gdy tylko uchyliła skrzydło, zastygła w bezruchu, zaskoczona. Po chwili jednak na jej usta wpełzł szeroki uśmiech i otworzyła drzwi na całą szerokość, wyraźnie promieniejąc.
David odetchnął z ulgą.
– Cześć – Betty ukucnęła, witając Lilly radosnym spojrzeniem.
Dziewczynka się zawstydziła i spuściła głowę. Daisy widząc, że staruszka jest w zasięgu języka, natychmiast zaczęła skakać na kobietę, powarkując wesoło.
– No dobrze, dobrze. Chodźcie. – Betty się roześmiała i stanęła obok drzwi, sugerując, aby weszli do środka.
Nastawiła wodę i jak zwykle po chwili na stole pojawił się placek z brzoskwiniami. Daisy już chodziła na dwóch łapach, ruszając pociesznie nosem, co wywołało u gospodyni nieposkromioną radość. Kobieta postawiła wodę w miseczce i spojrzała na Davida.
– Jesteście głodni? – Otworzyła lodówkę.
– Jedliśmy śniadanie, ale kawą nie pogardzę – odparł chłopak. – Mogę ją na chwilę zostawić? – wskazał na siostrę – pójdę się przebrać.
– Oczywiście.
Po pięciu minutach był z powrotem i Lilly od razu parsknęła śmiechem. Resztki farby, które na dobre poprzyczepiały się do ubrania chłopaka, wyglądały dość zabawnie. David się uśmiechnął i zasiadł nad kawą. Chwila spokoju spowodowała, że w głowie znowu stanęła mu Amy. Usilnie kombinował, jak się do niej dostać, koniecznie chciał się dowiedzieć, co dzieje się z dziewczyną. A może się obudziła?
Były chłopak dziewczyny także nie dawał mu spokoju, wiedział, że jak dorwie typka w swoje ręce, rozerwie go na strzępy.
– David. – Poczuł dotknięcie w ramię. – Co się stało? Kiepsko wyglądasz – rzekła ciepło Betty.
– Nic. Muszę się zbierać – mruknął chłopak, podnosząc się z miejsca.
– Źle się czujesz? To może nie pracuj dziś? – Betty nie odpuszczała.
– Nie, został tylko tył, będzie szybko. Chcę już to skończyć i jutro zacząć w środku.
– To może pojedziemy na lody? – Betty potargała małolatkę po głowie – Zjemy w parku, piesek sobie pobiega, a David spokojnie popracuje.
Zawstydzona Lilly tylko wzruszyła ramionami.
– Jesteś pewna? – Zaśmiał się David. – Ten spokój to tylko pozory, poczekaj, aż się rozrusza – dowcipkował.
– To co? – nalegała Betty, posyłając w kierunku chłopaka serdeczny uśmiech.
– Możesz prowadzić? Jak twoja noga? – zapytał David.
– Już dobrze.
– To jedź z Betty, a ja w spokoju popracuję – rzekł do siostry, nie wiedzieć, czemu, przypominając sobie w tej chwili o mężczyźnie z naprzeciwka.
– Chodźmy – powiedziała Betty, gdy chłopak oddał jej kluczyki.
David wręczył jeszcze siostrze dwadzieścia dolarów i dziewczynka opuściła ze staruszką dom. Chłopak chwycił telefon i wybrał numer Polly. Odebrała bardzo szybko.
– Coś się zmieniło? – zapytał od razu.
– Nie, ale mam dobre wiadomości. Sam jest w delegacji, a prokuratorka pracuje do późna. Przyjedzie tylko na chwilę, więc będzie okazja do niej wejść. Zadzwonię i powiem, co i jak, myślę, że około drugiej, trzeciej po południu. Ok?
– Jasne, wyrwę się z roboty.
– Sam warczał, żebym nie kombinowała, bo już wyczaił, że się z tobą widziałam – nastolatka się zaśmiała – i grozi, że jak cię przy niej zobaczy, nogi ci z dupy powyrywa. Sratatata, musiałby mieć bardzo długi zasięg, bo jedzie do Detroit. – Śmiała się dziewczyna.
David zachichotał, blondynka swoimi słowami ewidentnie poprawiła mu humor.
– Dobra, muszę uciekać do pracy. Czekam na telefon.
– Na razie.
Odetchnął, cieszył się, że w końcu wejdzie do ukochanej. Chwycił kubek i po chwili stał już na drabinie na tyłach domu. Humor mu przeszedł, palący w oczy, chamski napis znowu rozdrażnił chłopaka. Kurwa, pedale, poprzestawiam ci uzębienie – warczał w myślach, wściekle machając szpachelką. Tak się zapędził, że przeciągu trzech godzin zeskrobał całość, poza tym od tej strony domu słońce świeciło dłużej, farba bardziej wyschła i praktycznie sama odpadała przy najmniejszym dotknięciu.
Uśmiechnął się z dumą, zadowolony, że nie będzie ślęczał tu trzy dni. Sprawdził godzinę – kilka minut po dwunastej. No i gdzie one są? – zastanawiał się, widząc, że minęło już sporo czasu.
Zrobił kolejną kawę i zasiadł na schodkach, nie mając pojęcia, co robić. Nie chciało mu się zaczynać od wewnątrz, wiedział, że w każdej chwili może zadzwonić Polly. Niechęć do pracy podkręcała także inna opcja – chciał jak najszybciej znaleźć się przy Amy, dlatego nie skrobanie było mu w tej chwili w głowie. Zastanawiał się, jak dorwać tego bydlaka i jaką karę mu wymierzyć. Amy leży w śpiączce, więc to było poważne pobicie, a to, co mówi Polly…? Może tak gada, żeby go nie nakręcać. A jeśli się nie obudzi? A jeśli się obudzi i coś będzie nie tak? Przecież są ludzie – warzywa, którzy po urazach wegetują do końca życia...
Tak się nakręcił tą perspektywą, że nie zauważył nawet, że ręce zaczęły mu się trząść i rozlewa kawę.
– Kurwa mać – syknął, wstając.
Znalazł mop i gdy tylko skończył sprzątanie, Mazda pojawiła się na podjeździe. Lilly wyskoczyła z auta jak oparzona i biegiem ruszyła w stronę brata.
– Patrz co mam?! – zapiszczała, wystawiając przed nos Davida dużego brązowego pluszowego niedźwiedzia, bohatera „Sezonu na misia”, pomachała nim przed twarzą chłopaka, po czym klapnęła na stojącym na werandzie krześle, drocząc się z psem. Grymas pojawił się na twarzy Davida. Wiedział, że Lilly o nic nie prosiła, że to sprawka Betty, niemniej jednak poczuł się dość niekomfortowo.
– David, śpisz? – Zaśmiała się staruszka, bo chłopak zadumał się przez chwilę. – Co tu robisz z tym mopem.
– Rozlałem kawę.
– Oczywiście... – Kobieta się uśmiechnęła.
– Betty… nie powinnaś… – mruknął David.
– Czego nie powinnam?
– Kupować jej zabawek. To nie wypada.
– Ja go nie kupiłam, tylko go wygrała – oświadczyła kobieta. – Poza tym gadasz głupoty.
– Jak to „wygrała”?
– Byłyśmy w lunaparku.
David już nic nie mówił, wiedział, że bunt nie ma sensu.
– Skończyłem od ogródka, ale nie będę dziś zaczynał od środka, bo czekam na telefon i muszę jechać do szpitala – oświadczył.
– Kolega ma się lepiej? – zapytała staruszka.
– Nie o kolegę chodzi, tylko o Amy.
– O Amy?
– Ktoś ją napadł.
– Napadł? Jak to? – Betty się zaniepokoiła. – To coś poważnego?
– Mówią, że nie, ale ja tym ch… dupkom nie wierzę – burknął chłopak, w porę gryząc się w język.
– Powiedz coś więcej.
– Pobili ją, leży w śpiączce – bąknął.
Słowa coraz ciężej przełaziły mu przez gardło, miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
– Złapali ich?
– Jeszcze nie.
– Wszystko będzie dobrze. – Betty objęła chłopaka.
– Nie jestem pewien.
– Jadłeś coś?
– Nie chcę. Była grzeczna? – David skinął głową w kierunku siostry.
– Oczywiście.
Jasne – pomyślał chłopak, szyderczo wyginając usta. Był coraz bardziej rozdrażniony, gdyż do Ethana, Amy i pobicia doszła jeszcze matka. Miał szczerą nadzieję, że Lauren przyjechała szybko i matka nie zdążyła się napić. Chwiejna była to jednak nadzieja; po tym, co wyczyniała ostatnio kobieta, mógł się spodziewać już wszystkiego.
– Co robiłyście w lunaparku? – zapytał David, siadając przy stole w kuchni.
Betty już nakroiła ciasta i zajęła miejsce obok małolatki.
– Byłam na młynie – odparła Lilli.
– No tak… – burknął David.
– Zapłaciłaś za bilet? Dałem ci pieniądze – wyjechał, za nic nie mógł powstrzymać się od zadania tego pytania.
Lilli nie odpowiedziała.
– David, o co chodzi? – wtrąciła surowo Betty.
– O nic.
– Dziecko, co się dzieje? Czemu jesteś taki spięty? – drążyła kobieta. – Nie chcesz porozmawiać?
– Nie.
– Ja też nie płaciłam za bilet, jeśli to cię uspokoi – oznajmiła staruszka.
Spojrzał na nią tępo.
– Lunapark należy do mojego znajomego – wyjaśniła.
David się wyciszył. Zrobiło mu się głupio przez to, jak zareagował. Przecież nawet, gdyby Betty zafundowała Lilli przejażdżkę, to czy byłaby to jakaś wielka zbrodnia?
– Przepraszam, zachowuję się jak kretyn. To przez ten szpital – mruknął do Betty.
– W porządku – odparła łagodnie staruszka.
Zadzwonił telefon i David jak oparzony zerwał się z miejsca.
– Bądź pod szpitalem o trzeciej – rzekła Polly. – Muszę kończyć, nie mamteraz jak gadać – dodała i się rozłączyła.
Spojrzał na zegarek – dochodziła pierwsza po południu.
– Lilly, wcinaj i jedziemy, o trzeciej muszę być w szpitalu – rzucił do siostry, która z niemałym zapałem wcinała placek.
Betty wstała i wyciągnęła dłoń trzymającą sto dolarów.
– Nie, miało być po skończeniu pracy – sprzeciwił się chłopak.
– David… na paliwo. I nie podskakuj, dobrze? – warknęła staruszka.
Chłopak zachichotał, jej nieudolnie zrobiona, groźna mina wyglądała przezabawnie.
– Dzięki. – Wziął pieniądze i wrócił na miejsce, namyślając się co do zjedzenia ciasta.
Zbyt mocno kusiło zapachem.
– Przyjdziesz jeszcze do mnie? – zapytała Betty, obejmując Lilly.
– Tak – krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczynka, przytulając się do nogi staruszki.
David uśmiechnął się niewyraźnie, im bliżej odwiedzin w szpitalu był, tym czuł się gorzej. Bał się, żeby nie wpadli na rodzinę Amy i nie wynikła z tego niemiła awantura. Znał siebie, wiedział, że w niektórych sytuacjach może nie utrzymać nerwów na wodzy i powiedzieć za dużo.
– David, jedziemy? – Szarpnęła go Lilly, gdyż znowu przysnął na werandzie.
– David, a może was odwiozę? Źle wyglądasz – stwierdziła zatroskana Betty.
– To nic. Będę jutro po siódmej – mruknął chłopak i ruszył do wozu.
– Do zobaczenia. – Zdążyła jeszcze krzyknąć Lilly, machając zabawką, zanim wsiadła z bratem do Mazdy.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania