Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 41

Zadzwonił telefon. Nie była chętna opuszczać ramion kochanki, zwłaszcza o siódmej rano. David nie musiał długo jej przekonywać do przyjazdu, aczkolwiek nie była zadowolona. Mimo że spędziła z Judy całą noc, było jej mało i nadal tęskniła.

– Kto to? – zapytała blondynka.

– David. Zaraz muszę jechać, są kłopoty z Sophie.

– Jakie?

– Chla. Chla i chłopak boi się iść do pracy, muszę tam jechać. A ty więcej mnie nie zaczepiaj, jak rozmawiam. Już wie, że jesteśmy razem.

– To co? Niech sobie wie – stwierdziła uśmiechnięta Judy, ale zaraz wstała i zaczęła się ubierać.

– Przyjedziesz potem? – zapytała Lauren.

– O której?

– Jak wrócę, zadzwonię.

W samochodzie była pięć minut później. Judy soczyście ją ucałowała i Lauren odjechała. Zajechała do sklepu, kupiła zimny napój i kilka minut później parkowała pod kamienicą siostrzeńca. Tylko zdążyła wysiąść, gdy z klatki wyszła Sophie. Zobaczyła dziewczynę i się zatrzymała, zaraz jednak ruszyła w stronę centrum.

– Gdzie? – Lauren doskoczyła do kobiety, łapiąc ją za ramiona.

– Puszczaj mnie! – warknęła Sophie.

– Gdzie, pijaczko? Nigdzie nie pójdziesz! – Wkurzona brunetka podniosła głos.

– Puszczaj, mówię, bo się doigrasz. – Walczyła Sophie, szarpiąc się z młodszą siostrą.

– Kurwa, mogą przyjść z opieki, wracamy do domu! – zagrzmiała Lauren, lecz na Sophie nie zrobiło to wrażenia, nadal rzucała się w uścisku dziewczyny. Lauren nie wytrzymała i zaczęła okładać ją po twarzy

– Kobieto, uspokoisz się?! – zagrzmiała, zadając kolejne ciosy.

Sophie stać było jedynie na zasłonięcie głowy. Gdy otrzymała kilka porządnych razów, Lauren przestała ją bić i pociągnęła za ubranie w kierunku klatki. Kobieta już się nie stawiała i grzecznie poszła za dziewczyną.

– Oddaj klucze – nakazała Lauren.

– Odpieprz się!

– Oddaj klucze – powtórzyła głośniej brunetka, lecz Sophie w odpowiedzi w milczeniu zasiadła na kanapie.

Lauren stała i czekała, lecz Sophie nadal nic sobie z tego nie robiła.

– Kurwa jego mać! – huknęła dziewczyna, powaliła siostrę na łóżko, wykręciła jej lewą rękę i przycisnąwszy ją kolanem, zaczęła dobierać się do kieszeni spodni. Sophie głośno krzyknęła, zabieg siostry był dość bolesny.

– Nie wierzgaj, bo będzie bolało jeszcze gorzej – ostrzegła Lauren i po chwili udało jej się wyjąć klucze i pieniądze. Puściła kobietę.

– Kurwa, gówniaro, co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnęła Sophie i rzuciła się na dziewczynę.

Chciała ją uderzyć, lecz Lauren zrobiła zgrabny unik, ponownie wykręciła rękę siostrze i obracając ją plecami do siebie, mocno przydusiła twarz kobiety do ściany, łapiąc ją za włosy.

– Opanujesz się w końcu, czy nie? – Zadarła do góry głowę siostry.

– Puszczaj.

– Pytam, czy się w końcu uspokoisz? Co jest z tobą, człowieku, chcesz się bić? – huczała wkurzona dziewczyna, mocniej pociągając Sophie za włosy.

– Puszczaj – powtórzyła kobieta.

– Będzie spokój?

– Tak, puszczaj.

Lauren uwolniła siostrę i poszła włączyć wodę.

– Idę po ciuchy do samochodu – burknęła i zamknęła Sophie od zewnątrz.

– Chcesz kawę? – zapytała, stając przed siostrą z nietęgą miną.

– Nie odzywaj się do mnie, nie chcę cię znać! – fuknęła Sophie, nie patrząc na dziewczynę.

Lauren się zaśmiała. Zrobiła napój i wróciła do salonu, siadając obok naburmuszonej Sophie.

– Wiesz, jak wyglądasz? Jak kilkanaście lat temu, jak dostawałaś ode mnie wpierdol. – Rozradowała się brunetka, ale zaraz spoważniała. – Poważnie, obraziłaś się? Do cholery, Sophie, ja chce tylko dla was dobrze, dociera to do ciebie? Ja rozumiem, że fajnie jest popić, bo sama za kołnierz nie wylewałam, ale nie uważasz, że ty już dawno przekroczyłaś granicę?

Bez odzewu.

– Pójdziesz na terapię? – zapytała Lauren i teraz już Sophie dziwnie na nią spojrzała.

Lauren siedziała i czekała.

– Nie wiem – mruknęła w końcu starsza z kobiet.

– Nie wiesz? Wzburzyła się brunetka. – Ja nie rozumiem, nad czym tu się jeszcze zastanawiać. Pytam, czy pójdziesz na terapię? Czy ty nie widzisz, że spadłaś już na samo dno? Albo i poniżej dna. Zostawiasz dziecko samo, w środku miasta, sprowadzasz tu pijaków, którzy robią, co chcą, w szkole Lilly nazywają cię bezdomną i czubkiem, a ty się jeszcze zastanawiasz? – katowała twardo Lauren, nie odrywając wzroku od siostry.

Sophie milczała.

– A jedzenie? Zapraszasz swoich PRZYJACIÓŁ – zaakcentowała odpowiednio – a oni cię okradają. Tak, okradają, bo nie wierzę, że we trójkę czy we czwórkę zjedliście wszystko, co było w lodówce. Paliliście trawę? – Zachichotała dziewczyna. – Upijają cię, a potem wynoszą, co chcą. Dobrze tylko, że to DVD – wskazała palcem sprzęt – ma już swoje lata, bo i to by zajebali. Kurde, kobieto, zastanów się…

Sophie tkwiła jak posąg, gapiąc się w dywan. Lauren westchnęła z rezygnacją.

– Idę się wykąpać. Później zrobimy jakiś obiad – oświadczyła, chwyciła kubek po kawie i wyszła.

Znów zaczęła myśleć o Judy, czując, że jednak dziewczyna z nią nie wyjedzie. Znała ją, wiedziała, że przestępcze życie od zawsze ją pociągało i że trudno będzie jej z tego zrezygnować. Nie miała pojęcia, że jest bratanicą Boksera, aczkolwiek miała świadomość, że zna ludzi z jego grupy i się z nimi obraca. Często przesiadywała w Red Sun, co mogło świadczyć tylko o jednym.

Uczucie zelżało, lecz gdy zobaczyła dziewczynę, wszystko wróciło. Zaczęła winić Davida, że gdyby nie on, nie zobaczyłyby się. Nadal nie mogła uwierzyć, że świat jest tak mały i chłopak popełnił z blondynką jakieś przestępstwo. Pomyślała też o słowach: „dobrze, przemyślę to” i to dodawało jej nieco otuchy, czuła jednak, że dziewczyna szybko się rozmyśli i nic z tego nie wyjdzie.

– Co tam robisz?! Muszę do toalety! – Rozbrzmiało zza drzwi i Lauren wróciła do żywych.

– Już – odpowiedziała, szybko się umyła i wpuściła Sophie do łazienki.

Znów była przybita, pozostanie w samotności wkręciło jej ponowny dół. Nie wiedząc, czym zająć myśli, postanowiła zrobić obiad.

– Idę po zakupy i zaraz coś ugotuję. Co chcesz? – zapytała siostrę, stając w progu.

Ta milczała.

– Dobra, obrażaj się, w dupie to mam – warknęła Lauren i wyszła, mocno trzasnąwszy drzwiami.

 

DAVID

 

– David – próbowała jeszcze nastolatka, lecz on wyglądał na niewzruszonego.

Doszli do Mitsubishi i chłopak otworzył drzwi pasażera.

– Pojedziemy moim, twój pewnie znają – rzekł chłopak.

Był coraz bardziej nabuzowany, ciężki wdech Amy, który tak go wystraszył, cały czas stał w jego świadomości. Chłopakowi ubzdurało się, że dziewczyna wydaje ostatnie tchnienie i po chwili rozlega się ciągły dźwięk respiratora. Tak nim zawładnęła ta iluzja, że nijak nie mógł się jej pozbyć. Próbował myśleć o czymś innym, o Sophie, o byłym brunetki, o Lauren i Judy, o Lilly i plotkach w szkole, a nawet o potencjalnej śmierci Chrisa, ale to nie pomagało.

– David, może ja poprowadzę. Odlatujesz – stwierdziła zaniepokojona Polly, gdyż chłopak zamyślił się za kółkiem. – Poza tym fajny wózek. Twój?

– Wszystko ok – mruknął i przekręcił kluczyk. – Nie mój, ciotki.

– David, wszystko będzie dobrze – pocieszała dziewczyna, ale on to zignorował.

– Gdzie jedziemy?

– Na Promenade. Pokażę ci, który dom.

Przedmieścia były dość daleko, przez co dojazd zajął ponad pół godziny. Dom Ethana okazał się dużą willą z basenem. David nie mógł uwierzyć, że chłopak z takiego domu może okazać się totalną patologią.

– Niezła chata.

– Tak, jest ostro nadziany, i ma też dziwnych starych. Robi, co chce, szlaja się, rozrabia, a oni, jak gdyby nigdy nic, dają mu pieniądze. Ale cóż się dziwić, nigdy nie ma ich w domu, to rekompensują mu braki. A chuj, szaleje – podsumowała Polly.

– Polly! – David nagle sobie uświadomił. – Ja byłem tamtego wieczoru pod waszym domem i jak jechałem, minąłem jakąś grupkę. To oni?

Dziewczyna przytaknęła w milczeniu.

– Ale co tu robili tak późno? Mówiłaś, że napali ją rano.

Polly zaniemówiła, nie wiedziała, czy powiedzieć, co na to powie Amy.

– Młoda...

– Bo… Ale David, nie mów Amy, że ci powiedziałam, bo urwie mi łeb. Ona… ona nie chciała, abyś cokolwiek wiedział, bała się, żebyś nie wpakował się w kłopoty. Ja przekonywałam, że powinna ci powiedzieć, ale nie chciała.

– Amy o niczym się nie dowie.

– Oni byli tu wieczorem, pukali w drzwi, w okna. Rozwalili ogród i zniszczyli samochód. Dobrze, że ojciec wstawił potrójne antywłamaniowe szyby, bo tak weszliby do środka. Amy się napiła, ale z tego wszystkiego wytrzeźwiała. – Polly zachichotała. – Ten Ethan… on… on jest dziwny. Był strasznie zazdrosny o Amy, ale mimo to ją zdradzał. Był zaborczy, zawsze zazdrosny, nawet jak się spotykała z koleżankami. Nie rozumiem, jak ona mogła ciągnąć ten związek. I jeszcze go broniła. Dopiero jak ją zdradził, rozstali się. Głupia jest, zawsze była łatwowierna i uległa, więc się nie dziwię.

– Uległa? – Zaśmiał się David, przypomniawszy sobie wszystkie pyskówki dziewczyny.

– Tak, Amy jest zupełnie bezkonfliktowa. Naprawdę ktoś musi dobrze nastąpić jej na odcisk, żeby pokazała rogi.

– Ciężko mi uwierzyć. Przecież jest uparta i jak postawi na swoim, nie ma zmiłuj. Nieraz miałem okazję się przekonać – rzekł David. – A ta prokuratorka? Dziwne, przecież wy jesteście kompletnie wyluzowane, czemu ona taka jest?

– Taka już jest, a gorzej się zrobiło po tych nieszczęsnych urodzinach. Z drugiej strony wcale jej się nie dziwię, przecież Amy umarła w tej karetce – wyznała Polly.

– Co?

– Tak, ale wróciła. Lekarz mówi, że to chyba cud, jakby wtedy ten koleś jej nie znalazł, już by jej nie było. – Polly mówiła coraz bardziej niewyraźnie. – I widzisz? Jest łatwowierna. Piła z jakimiś nieznajomymi chłopakami i nawet, jak jej kumpela gdzieś zniknęła, została z nimi.

– Była nawalona, to i odważna, na trzeźwo na pewno postąpiłaby inaczej.

– Co robimy? Może skoczymy na kawę? – zapytał David, gdy dojechali do centrum.

– Okej.

Poszli do pierwszej lepszej knajpy i usiedli przy oknie. I nagle David coś sobie uświadomił.

– Polly. – Niemalże krzyknął.

Spojrzała na niego dziwnie.

– Przecież ona leży na parterze. Mogę tam wejść, w nocy, zostaw tylko uchylone okno. Tylko uchyl tak, żeby nie wyczaiła pielęgniarka, bo zaraz, suka, zamknie – warknął chłopak.

– Ty tak serio? – Polly się uśmiechnęła.

– Bardzo serio.

– A co zrobisz, jak baba wlezie w nocy, a tam ty? – Polly już się śmiała.

– Powiem „dobry wieczór”. – Zaśmiał się chłopak. – Dziś było za krótko, muszę do niej wejść.

– Dobra, zostawię. Czubek z ciebie.

– Nie od dziś.

Gadali około godziny, w końcu David uznał, że czas wracać do domu. Znowu bał się, że Sophie mogła narozrabiać, lecz myśl, że jest tam Lauren, bardzo go uspokajała.

Odwiózł Polly pod szpital, krzyknął jeszcze: „nie zapomnij o oknie!” i za chwilę go nie było.

– Co z nią? – zapytała Lauren, gdy tylko David przekroczył próg.

– Kur… Daisy! – krzyknął chłopak, gdyż o mało nie nastąpił na pieska. – Tak sobie. Lekarz mówi, że jest dobrze, ale jak ona oddycha... Dziś myślałem, że umiera – wydusił chłopak, oddając ciotce kluczyki. – Ogólnie prawie nie widać, że została pobita, ale ten oddech… – David nie mógł darować.

– Będzie dobrze.

– Zostaniesz na noc? – zapytał chłopak.

– Nie mogę.

– Dlaczego?

– Umówiłam się.

– Z kim?

– Nie zadajesz za dużo pytań? – Wkurzyła się Lauren.

– Wiem, z kim. – David kąśliwie się uśmiechnął.

– Usmażyłam paluszki rybne i są tłuczone ziemniaki. Zjedz – oznajmiła ciotka.

– Nie chcę. Przenocuj, chcę wyjść około północy. – David ponowił prośbę.

– Gdzie? Znów na robotę?! – Lauren się zdenerwowała.

– Do szpitala.

– Gdzie? – Brunetka uniosła brwi.

– Wejdę przez okno – wyznał chłopak, szczerząc zęby.

Lauren popukała się w głowę.

– No co? Jej rodzinka zakazała odwiedzin, to odwiedzę ją… nielegalnie. – Zachichotał chłopak.

– Mało ci jeszcze kłopotów?

– Przestań. A co mi zrobią? Najwyżej wyproszą.

– Widzę, że cię nie przekonam.

– Nie.

– Dobrze, zostanę, ale tylko dziś. Jutro po szkole pojadę z Lilly po zakupy i potem wracam do domu.

– W porządku. Zdrzemnę się, głowa mnie boli – rzekł David i zniknął w sypialni.

Spojrzał na zegarek – dochodziła dwudziesta trzecia. Chłopak spał jak zabity, odsypiając chyba ostatnie wyskoki.

– Lauren. – Szarpnął śpiącą na łóżku Marka ciotkę za ramię.

Mruknęła niewyraźnie.

– Lauren, wychodzę.

– Nie jedź, napytasz sobie biedy – rzuciła zaspana brunetka, odwracając się na plecy.

– Jadę.

– David...

– Jadę, będę za dwie, może trzy godziny, chyba, że wpadnie pielęgniarka i mnie wyprosi. Ale nie ma biedy, jak wpadnie, nawieję oknem. – David szeroko się uśmiechnął.

– Oj, mały…

– Na razie.

Pod szpital podjechał około wpół do dwunastej. Miał nadzieję, że okno będzie otwarte, bardzo chciał wejść do dziewczyny. Polly się spisała, okno było uchylone, ale tak, że prawie zamknięte. David mocno zaparł się nogą i zaraz był w sali. Okno było dość nisko, chłopak nie miał żadnego problemu z dostaniem się do środka. Od razu przystawił ucho do drzwi, ale za nimi było cicho jak makiem zasiał. Nie przyłaź – pomyślał David w kwestii pielęgniarki i zaraz siedział przy dziewczynie, trzymając ją za rękę. Nadal oddychała z trudem, co wywoływało w chłopaku potężny żal, ale i strach oraz złość. Wiedział już, że mimo niewiadomej co do znajomości byłego brunetki, nie daruje mu tego. Nienawidził go z całego serca, postanowił, że pobije go tak, żeby na długo zapamiętał i odczuł na długo. Spojrzał na Amy – w mroku wyglądała lepiej. Siedział i gapił się na dziewczynę, gdy nagle oddech brunetki stał się cięższy i głośniejszy. David natychmiast zerwał się z miejsca, przerażony. Dziewczyna oddychała coraz szybciej i chłopak już chciał wołać pielęgniarkę, za moment jednak Amy westchnęła cicho i oddech się ustabilizował. Pewnie coś jej się śni – wywnioskował David, wracając na miejsce. Ręce mu się trzęsły. Wystraszył się nie na żarty i w tej chwili trochę pożałował, że tu przyjechał i tylko się denerwuje, jednak po dłuższej chwili ochłonął i się uspokoił. Siedział i gapił się na ukochaną, czując, jak zbiera mu się na płacz. Nie mógł darować, że się z nią pokłócił, że nie było go przy niej, wtedy na pewno by jej nie napadli. Ale przecież to było o siódmej rano. Ale może spałaby u mnie i nic by się nie stało. Ale mogłoby się stać innego dnia. Kurwa, czemu mnie tam nie było… – dumał. Rozmyślał tak do drugiej w nocy, w końcu zmorzył go sen.

 

–Wstawaj – poczuł ruszanie za bark. Wstawaj, mówię! – Ktoś zaczął szarpać go za ramię, wtedy dopiero otworzył oczy i podniósł głowę, zaspany. Stała nad nim Vicki, operując diaboliczną miną. W moment wyprostował się na krześle, spłoszony.

– Co tu robisz?! – huknęła dziewczyna.

David poderwał się z miejsca i chciał wyjść, ale dziewczyna przestąpiła mu drogę.

– Co tu robisz, pytam?! Pobiłeś ją, a teraz masz czelność tu przychodzić? – darła się.

– Proszę o ciszę. – Pielęgniarka wsadziła głowę przez drzwi, ale zaraz się schowała.

– Ja jej nie pobiłem – mruknął chłopak, który się jeszcze do końca nie obudził.

– Nie ty? A kto?

– Przepuść mnie – burknął David i chciał wyminąć dziewczynę, ta jednak była nieustępliwa.

Do pomieszczenia wszedł ojciec Amy.

– To on! – wyjechała od razu Victoria. – To on ją pobił, dzwoń na policję!

Ojciec zastygł w bezruchu, zaskoczony. David kolejny raz próbował wyjść, lecz tym razem stanął mu na drodze wysoki mężczyzna.

– Poczekaj, nie tak szybko. – Chwycił chłopaka za ramiona.

David chciał uwolnić się z uścisku i uciec, jednak facet zgrabnie wykręcił mu rękę i przyparł chłopaka do ściany. Vicki już rozmawiała przez telefon. No, ładnie, Lauren miała rację – pomyślał blondyn. Czuł, że będą kłopoty, ale skąd mógł wiedzieć, że zaśnie i natknie się na rodzinę dziewczyny. Była dopiero ósma rano.

– Zaraz będą – oświadczyła Victoria.

– Odbiło wam? Ja jej nie pobiłem! – warknął David. – To moja dziewczyna, jak mogłem ją pobić? Pojebało was? – tłumaczył chłopak, coraz bardziej zdenerwowany i zagubiony w sytuacji.

– Nie ty? A kto? – ciągnęła Vicki.

– Nie wiem.

Do sali weszła Polly i stanęła jak wryta.

– Puść go. – Natychmiast doskoczyła do ojca, łapiąc go za ręce.

– Odejdź.

– Tato, on nic nie zrobił.

– Dobrze, policja to wyjaśni.

– Tato!

– Odejdź, mówię – syknął mężczyzna, wyraźnie poirytowany.

– Puść mnie, ja jej nic nie zrobiłem – próbował jeszcze David, lecz facet zupełnie nie zwracał na niego uwagi.

David kolejny raz próbował się wyswobodzić, wtedy Banks jeszcze mocniej przyszpilił go do ściany. Chłopak cicho jęknął, ból ręki się nasilił.

– Nie szarp się – nakazał szorstko mężczyzna.

– Do cholery, tato – apelowała Polly, lecz on nie reagował.

– David – mruknęła nagle Amy.

Wszyscy momentalnie na nią spojrzeli – miała delikatnie uchylone powieki. Do sali weszła policja i mężczyzna uwolnił chłopaka, w okamgnieniu doskakując do łóżka córki. David również chciał to zrobić, ale szybko został zatrzymany.

– Pójdzie pan z nami – rzekł gliniarz, łapiąc go za ramię.

David się wyszarpnął i dopadł do łóżka ukochanej, ale policjanci natychmiast go chwycili i w półskłonie wyprowadzili z pomieszczenia.

– Puszczaj! – Szamotał się chłopak. – Puszczaj, mówię, muszę do niej iść. – Miotał się szaleńczo, lecz na marne szły jego wysiłki.

Po chwili siedział już w radiowozie, który szybko odjechał.

Siedział w sali przesłuchań już dobre dziesięć minut. W dupie miał gliniarzy, w głowie stało mu tylko, że Amy się obudziła, a on siedzi tu. Był wściekły, nie potrafił zrozumieć, jak mogli posądzić go o pobicie dziewczyny. Nienawidził Vicki, gdyby mógł, najchętniej rozszarpałby ją teraz na strzępy.

Do pokoju wszedł policjant i zasiadł naprzeciwko, z pełną powagi miną. Rzucił akta chłopaka na stół i przeszył Davida mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.

– Włamanie, a teraz pobicie, nie próżnujesz, widzę – rzekł mężczyzna.

– Kurwa, nikogo nie pobiłem! – krzyknął chłopak, wstając, lecz wiszący za jego plecami mundurowy szybko go posadził. – Poza tym mam alibi, we wtorek rano byłem w domu z matką – rzucił wkurzony chłopak.

– Dobrze, sprawdzimy, chociaż twoje alibi nic tu nie znaczy. Pewnie miałeś pomocników – stwierdził złośliwie policjant.

– Kurwa mać – David ponownie zerwał się miejsca, lecz zaraz znów siedział na krześle.

– Uspokój się i powiedz, jak to było. Dlaczego to zrobiłeś? Dla kasy czy dla zabawy? – kontynuował facet.

David ciężko westchnął i nie odpowiedział.

– No gadaj! – Gliniarz wstał, mocno uderzając ręką w stół.

David milczał.

– Pobicie, do tego dochodzi odwieszenie wyroku… Trochę posiedzisz.

Cisza.

– Widzę, że nie masz nic do powiedzenia. Dobrze, to może jak odwiedzisz nasz areszt, będziesz bardziej rozmowny – spuentował mężczyzna. – Zabierzcie go.

Kurwa mać. – Zaklął z myślach David, wściekły, że nie może być w szpitalu. – A może Amy im powie? – dumał, mając nadzieję, że tak się stanie. Nie bał się zemsty na dziewczynie, był pewny, że jej pomoże, a przecież zeznania brunetki bardzo by mu w tej chwili pomogły. Pomyślał też o Lauren i Lilly, jak sobie poradziły. Czuł się głupio wobec ciotki, miał być w nocy, a nie ma go do tej pory.

Łaził po celi, nie mogąc usiedzieć w miejscu i po godzinie drzwi się otworzyły.

– Wychodzisz – rzekł gruby gliniarz.

David odebrał rzeczy z depozytu i szybko skierował się na przystanek. Wybrał numer Polly, ale dziewczyna nie odbierała. Odbierz, cholera – prosił losu, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co się dzieje i jak czuje się ukochana. Po chwili telefon zadzwonił.

– David, do cholery, gdzie ty jesteś? Lilly się denerwuje – rzuciła wzburzona Lauren.

– Już wracam.

– Właśnie wiozę ją do szkoły. Wracaj i siedź w domu. Zwinęli cię, tak? – Dziewczyna natychmiast się domyśliła.

– Nie.

– Dobra, pogadamy, jak wrócę. Na razie.

Od razu zajrzał do sypialni – Sophie siedziała i gapiła się we włączony telewizor. Zignorował ją i poszedł zrobić kawę. Zadzwonił do Betty.

– Cześć – wydusił. – Betty, przepraszam, ale odłożymy ten remont. Mam kłopoty w domu – wyjaśnił uczciwie.

– Dobrze, nie ma problemu. Co się stało?

– Mała rozrabia, Amy jest w szpitalu, mam tu trochę zamieszania. Zresztą przyjadę, to pogadamy.

– W porządku.

– To cześć.

Gdy zalał kawę, Lauren pojawiła się w mieszkaniu.

– A nie mówiłam? – wyjechała pretensjonalnie, biorąc puszkę z kawą. Ani trochę nie uwierzyła w kłamstwo siostrzeńca.

– Zasnąłem i wpadłem na siostrę Amy. Oni myślą, że to ja ją tak urządziłem, dasz wiarę? – wyznał chłopak.

– Dlaczego?

– Kiedyś szarpnąłem jakąś laskę na ulicy i ta chyba mnie widziała, a teraz wyciąga chore wnioski. Ale się obudziła.

– Tak? To dobrze.

– Kurwa, obudziła się, a mnie tam ni…

Zadzwonił telefon. Odebrał i usłyszał Polly.

– David? Wypuścili cię?

– Tak.

– Amy wszystko im powiedziała. Ale co teraz? Boję się – przyznała dziewczyna.

– Spotkajmy się, pogadamy.

– Dobrze. Za pół godziny, tam, gdzie wczoraj. Może być?

– Tak.

Zamówił kawę, gdyż nie pił w domu, i czekał. Polly zjawiła się po dziesięciu minutach.

– Co z nią? – zapytał od razu.

– Jest bardzo słaba, ale wszystko powiedziała ojcu. Psy już wiedzą, temu cię pewnie wypuścili. David, boję się, ta Sylvia…

– Co za Sylvia?

– Obecna „kochanka” Ethana, jest ostro pojebana. David, a jeśli oni dostaną zawiasy? Co z Amy? Znowu mogą ją pobić, może niepotrzebnie im powiedziała? Ale załapała, że byłeś, że cię zgarnęli, chciała cię ratować – wyjaśniła Polly.

– Będzie ok, załatwię tę sprawę. Poza tym nie muszą wiedzieć, że to Amy, mógł być jakiś świadek.

– Kurde, David, świadek? Na tym zadupiu? – rzuciła Polly.

– Mówiłaś, że zamówiła taksówkę. To może on…?

– I co, widział i nie zareagował? I jeśli tak, to gdzie była ta taksówka?

David wzruszył ramionami. Dokończyli kawę i Polly wstała.

– Dobra, pojadę już. Nie spała, jak wychodziłam, a nie chcę, żeby była sama. Vicki jedzie na jakieś zebranie, a ojciec też musi wracać do pracy.

– Tak? – David od razu się ożywił. – Czyli mogę wejść.

– Pewnie tak, tylko… pielęgniarka. Nie wpuści cię, Vicki już nagadała – oświadczyła Polly.

– Wejdę oknem.

– W biały dzień?

– Przecież tam nikt nie będzie mnie widział. Wejść do tej sali to kwestia kilku sekund.

– Dobra, chodź.

 

– Czysto? – spytał, gdy blondynka wychyliła głowę przez okno.

– Tak, właź.

Po chwili był już w środku. Amy nie spała, usiadł więc obok i chwycił jej dłoń.

– Kurde, księżniczko, ale mi napędziłaś strachu. – Uśmiechnął się niemrawo. – Jak się czujesz?

– Głowa mnie boli – wyszeptała dziewczyna, nadal była bardzo słaba. – Wypuścili cię…

– Jak widać. Amy, kto cię napadł, wiesz? – zapytał chłopak, mając nadzieję, że usłyszy prawdę od niej.

– Nikt… nieważne.

– Amy…

– David, zostaw to.

Chłopak ustąpił, ale nie zamierzał niczego zostawiać. Widząc ukochaną w obecnym stanie, ogarniała go taka wściekłość, że gdyby teraz dorwał Ethaha, pewnie by go zabił.

– David – mruknęła brunetka. – Nic nie rób, proszę cię.

– Nic nie zrobię, poza tym komu mam zrobić, jak nic nie wiem. Dlaczego nic mi nie mówisz?

– A ja jednak myślę, że wiesz – stwierdziła Amy, wymownie spojrzawszy na siostrę.

– O co chodzi? – Nastolatka natychmiast wniosła sprzeciw.

– O nic.

– Dlaczego wszyscy myślą, że to ja cię pobiłem? Przegrzało im mózgi? – warknął David.

– Ja już im wszystko wyjaśniłam – oświadczyła Amy.

– Czyli wiesz. Amy, dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy, obiecuję, że nic nie zrobię – naciskał chłopak.

– David, daj już spokój, policja się tym zajmie.

– Kurwa, Amy, policja? Przecież powiedziałaś, że nie wiesz, kto to był, że się tylko domyślasz. Am, do cholery, nie wiedziałaś ich, więc policja może nic im nie udowodnić. – Polly się zdenerwowała.

– Zakończmy już ten temat, dobrze? Głowa mnie boli. Daj mi lepiej wody – poprosiła brunetka.

Kiedy dostała pić, spojrzała na Davida.

– David, ja mówię poważnie. Mało masz jeszcze kłopotów? – wznowiła temat.

– W dupie mam kłopoty. Pobili moją dziewczynę, i co, mam to tak zostawić? – Uniósł się chłopak.

– Wiesz co? Może jednak nie powinniśmy się spotykać. Ja cię o coś proszę, a ty mnie kompletnie ignorujesz – rzuciła pretensjonalnie Amy, mówiąc coraz ciszej.

– Kotku, nie ignoruję cię, po prostu nie mogę darować… – tłumaczył blondyn.

– Więc zrób tak, żebyś mógł. David, przysięgam, że jak się dowiem, że się w to wszystko wmieszałeś, nie spotkamy się więcej – zagroziła szorstko dziewczyna. – Obiecaj mi, że będziesz trzymał się od tego z daleka.

Cisza.

– Obiecaj! – powtórzyła głośniej brunetka, ciężko łapiąc powietrze.

– Dobrze, obiecuję.

Dziewczyna już nic nie mówiła, tylko zamknęła oczy. David mocniej ścisnął jej dłoń...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania