Zapał (1)

Zazblazowanie stał na zarobaczonej szczypawkami podłodze obok komicznie nieproporcjonalnego krzesła pokrytego tkaniną z cykloparaflanelowymi nićmi. Kartki zazaklętych ksiąg zdobiących stół przewijały się bez końca za sprawą Aletr, darząc znikomą świadomością zlepki karbonokurzu wokoło. Czuł stagnację jak okres zachamowania rozwoju rośliny, choć na trójeśćce na parapecie czas nie nadszedł. Tą rośliną był on sam, myśli krążyły spoczynkiem odwrotnym do zafałdowań fal grawitacyjnych.

 

Jaźń to skutek relacji cząstek także, skutek - głucha cisza oraz lata zaprzeczań.

 

Umysł -  ćpun endorfiniarz - za pomocą woli szuka szczęścia pośród ciemnych zakamarków gdzie czai się dziki instynkt widzący "niemal"ideały tylko zanim je osiągnie a gdy jakiś cel "niemal"idealny zostanie dokonany zawsze chce więcej odnosząc się do rzeczy które sama stworzyła, rodzaju nadziei bądź miłości wcześniej służącej wyłącznie jako inicjator bądź środek do zdobywania cennej satysfakcji.

-Nie mogę tak dalej! - widząc totalny bezsens szukania wewnętrzego porządku czerwony smok o nastroszonym jasnoczarnym grzbiecie, koloru sięgającego aż do koniuszka ogona nibyciekłą smugą przewrócił jednym sprawnym kopniakiem jakiś-tam stół, szklankę wody (położoną wcześniej ze względów estetycznych, woda zamarznięta) i manuskrypty runeły żałośnie na szczypawki biegające pomiędzy szparami i łapami.

    - Aza, czy musiałeś zostać arcymistrzem? Skąd ten pomysł aby naprawiać! Łatać dziury, tworzyć, działać! To wszystko znaczy nic! Kompletnie! Proch! W pył! Proch! Pył! - Nieskazitelnie łzy leciały jak przedpotopowe magiczne miotły po padole przytłaczającej potęgi. Uciekł przed sobą pod krzesło, gdy co mógłbym przysiąść czas zwolnił na sekundę, potem zaczął wyrywać ową rosę przecierając oczy, w tym samym miejscu wyrastały kolejne. Następne. Parę chwil zdających się trwać około półtora wieczności potem przestał jednak. Czując chwilową dehydrację wyłącznie rozejrzał się wokoło widząc głównie wyblake góry porośnięte gęsto  księgami zebranymi podczas podróży po najróżniejszych zakątkach świata aby tykać ślepiami pradawnej wiedzy. Coś podobnego do misji pobocznej która pozwala ci przejść główny wątek bez wylania kropli twej cennej krwi. Smocza krew jest wyjątkowo rzadką cieczą czego można się domyśleć. Być może nie o to mi chodziło lecz naiwnym łowcą sprzedaje się często czerwone trunki w wymyślnych zawijasach naczyń przypominających serpentynowane ogony obiecując, że krewka po jaszczurach, choć wszyscy wiemy co prawdą. Niezwykle trudno, niemal niemożliwym skaleczyć coś tak potężnego - personifikację niedoścignienia- budzącego popłoch pośród wszystkich istot większych niż najmniejsze mrówki. Arcymistrz, Azagua Salamanca czy jakkolwiek go nazwiemy jest pisklakiem, na smocze lata ma dopiero ich 17, choć już pojął prawdy wielkie, dla innych wyłącznie zlepki zdań. Gdyby zapytał kogoś z zewnątrz czym są konstrukty, czyli aspekty zakrzywiania rzeczywistości ten uciekłby widząc bezczelnie szczerą aparycję lub zarzekł, że przy wiosce coś (kurna!) "se" konstruuje...

Ewentualnie zaatakował. Istnieje przecież wiele śmiałków straczeńczej nadzieji próbujących paćką kłamstw zamazywać przezroczyste szkła prawd, zawsze w takich wypadkach chodzi o władzę.

- Muszę coś zrobić!

Jak można się domyśleć nie chodziło o ziąb kry lodu dworu szroniący arterie wszelkim trywialnym kreaturą lecz pustkę, uczucie zdobycia wszystkiego, każdej gwiazdy, znajdźki, monety, wiedzy. Jedyny sposób aby to zniweczyć... Tak, przecież! Podskoczył prawie zadziwiony swą pamięcią smok. Przecież sześćtysięcy dwieście dziesiąta księga zawierająca dwieście jeden najpotężniejszych zaklęć obejmujących inkantującego, zwana Dechą posiada idealne zaklęcie. Pozwala ono wcielić się w realną lub nie postać i skoczyć do dowolnego świata, przecierając ścierzkę zdobywania nowych nagród, gdy wszystko tu zostało już osiągnięte, każda misja odwleczona, wojna zakończona, klęska przezwyciężona. Tak, pośród lądów teraźniejszych historia toczy się dalej, zapętlając jednak. Wszystko jest takie jak było wcześniej i teraz wyłącznie powtarza tą samą kolejnością zdarzeń... Tam inaczejże, deterministyczny cykl się nie skoczył multiplikując w innych miarach czasowych. Naturalnym więc, że główny bohater posusował pod ziemię schodami, łechcąc pazurami kekulenową posadzkę oraz moje uszy gdyż istnieje niewiele dźwięków przyjemniejszych niż lekko pośpieszne trele czterech łap, wijący bezwładnie ogon - wisienka na torcie. Następne wędrował przez rozpięte pomiędzy widowiskowymi szafkami od setek lat utrzymującymi różnego rodzaju informacje w ryzach ciemne korytaże koloru obsydianopodobnego zmieszanego z marmurem, czując mdłości niepewnego jutra. Rzadki stan, co dopiero dla kogoś kto mógłby osławić się bogiem, gdyby tylko zapał chciał grać w jego orkiestrze. Dla zabawy.

Parę zwinnych muśnięć oczami później, nieomal zakończonych rozgardiaszem, precyzyjnych ruchów, myśli, viola ma. Zachowana w idealnym stanie, zakonserwowana przez specyficzne powietrze księga - powąchał - okładka wykonana z skóry Bestii z Semenowic, czyli dwugłowego renifera obdarzonego mową i niepochanowanym gniewem wpłynęła na wierzch wraz z unoszącym się leniwie podrygiwaniem fal nocnych motylów, małych iskierek magii rządzącej światem. Aletry, czyli duchowe istoty, zazwyczaj przypominające właśnie ćmy wypłynęły czując przenoszenie ich posiadłości aby powitać przyczynę. Siadając Azagule na konturach skrzydeł, niemy blask poszczególnych istot razem przypominał światło w oddali zwiastujące koniec tunelu.

-Ciemki... Haha.. - momentalnie echo odpowiedziało tak samo, w twarz.

Zero lęku, być może szalał, choć przecież los nawet istoty ponoć transcendentalnej jest sterowany przez zwyczajny ciąg przyczynowo-skutkowy... To wszystko musiało się kiedyś zdarzyć i nigdy było jego własną winą. Wyłącznie zderzeń czasu, konsekwencji przemijania. Jedynym sposóbem aby temu zapobiec jest zatrzymać czas. Uczynić jeden moment teraźniejszością po wszechwieki. Tyko dlaczego? Nie lepiej pogodzić się z rzeczywistością? Stojąc nad niedoskonałościami rzeźb, zostawić je w spokoju zamiast majstrować przy filarach? Przecież skazy jako manifest indywidualności powinny być adorowane, one czynią każdego innym. Jasne, co dalej..?

Zamiast siadać przed "obalonym" stołem usiadł lśniący na zimniej posadzce. Pazury czuły szorstką jak prawda okładkę eksplorując każde terakotowe wzniesienie wyżłobione przez czas po drodze do skalpelowego ścisku, aby wybebeszyć Dechę. Sekundy ułamek później wnętrzności ukazywały tańczące litery. Oczywiście, że konsumowana miała świadomośc, choć trudno zmierzyć którego stopnia. Wierzgała, już bez produkcji Alter czując wbijające się coraz głębiej w treść oczy pożerające wszystko co napotkają na swojej drodze, jedynie abstrakcyjna potęga Azaguy powstrzymywała ów nieszczęsną przed odleceniem do półki z której ją.... Wtedy też "ciemki" zastygły jak słup soli gęsiego, pojmując brutalność całej sytuacji, nawet pojedyńcze czułka nie drgały. Najwidoczniej (narrator widzi takie coś pierwszy raz) duchy zwierząt też odczuwają lęk.

- Słodkie... - Słodkie, słodkie, słodkie.

Strona dwa, trzy, pięć, dwadzieścia, trzydzieści cztery...

Dwa trzy, pięć dwadzieścia, sześdziesiąt dziewięć...

Dziesiąt pięć dwadzieścia dwa trzy osiem, dwa...

Pauza. Koniec.

Nie tu, czyżby ubzdurał sobie tylko ten zapał aby przyglądać się tańcą prochu? Bynajmniej źle szukał. Nic, kompletnie, te formy

nie stały blisko jego wizji zakrzywionej jak tępy karambit. Co z szczypawkami? Właśnie spały, lekko ocierając się nawzajem odwłok o odwłok. Sam je stworzył z nudów bawiąc się w naturę, choć nie ma nawet szans wyrządzić tyle cierpienia ile ona sama... Istnieje pewna granica bólu jaką można zadać, mieści się gdzieś w przeżyciu limitowym i nawet gdyby miał każdy byt doprowadzić na skraj emocji, gdzie wszystkie się łączą aby wyformować blob pasywnej akceptacji wobec bezradnosci, służyłby wyłącznie jako manifestacja warunków jakie go stworzyły, możliwych przez naturę...

Zastanowiony czy dalej gdzieś indziej próbować odnaleźć wymarzone zaklęcie obrócił ślamazarnie Deskę na tył, niby hiperaktywne dziecko które trzeba przewinąć. Beznadzieja, uczucie jakie czuł całym sobą kolejny raz (chodzi za nim), zjadała go od środka, choć jeszcze jej nie przełknął.

Następne częściZapał (2)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • 00.00 dwa lata temu
    Jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Narrator prowadzi jak najlepszy przewodnik.
    Smoczek pomimo wieku jest jakby stary, tutaj zachodzi pewna wewnętrzna sprzeczność, ale jest to fascynujące, bo chce się dociekać, co on ma w swoim życiowym zbiorze i jak to dalej się potoczy. Generalnie owady i cała magiczna otoczka jest świetnie ujęta. :)
  • Liqueru dwa lata temu
    Dzięki <3
    Nawet się nie starałem :)
  • Liqueru dwa lata temu
    (I tam gdzieś było chyba napisane że "na smocze lata" ma ich 17, nie na rzeczywiste oprócz tego to się nie dzieje na ziemi, rok to może być niewiarygodnie wiele czasu)
  • Liqueru dwa lata temu
    (Oprócz tego swoista biblioteka babel pod chatą wcale nie musi należeć do niego, lub może na przykład być przekazywana z pokolenia na pokolenie, możliwości jest nieskończenie wiele.)
  • Liqueru rok temu
    8 miesięcy minęło a ja nadal się zastanawiam jak to napisałem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania