Pokaż listęUkryj listę

Zawierucha uczuć - Rozdział I - Gdy świat skłania się ku końcowi

Rozdział I

"Gdy świat skłania się ku końcowi"

Był ciepły, lipcowy poranek. Słońce powoli i mozolnie wychylało się zza błękitnych, puszystych chmur, wpuszczając delikatne promyki słońca przez okno, prosto do pokojów ludzi, mieszkających na ulicy Jaśminowej. Z południa wiał delikatny wietrzyk, a liście na drzewach tańczyły, jak gdyby w rytm spokojnej muzyki. I wszystko dookoła budziło się do życia. Ptaki obruszyły się nagle i wyleciały ze swych ukryć, aby za chwilę móc szybować w przestworzach, a kolorowe, jak kwiaty na łące motyle nieśpiesznie rozkładały swe skrzydła. Zapowiadał się wspaniały, urokliwy dzień.

 

Ze snu wyrwał ją odgłos z wolna budzącego się do życia miasta. Przez uchylone delikatnie okno, dobiegały znajome dźwięki. Ulica była, jak zwykle z rana, ruchliwa. Ludzie, którzy przemieszczali się aleją, jak codzień śpieszyli się do pracy, sklepu, czy też piekarni. Samochody trąbiły co chwilę, próbując przyspieszyć ruch. Starsi mieszkańcy osiedla udawali się na spacer ze swymi zwierzakami, a Louis z naprzeciwka rozgrzewał się przed porannym joggingiem. -Znowu to samo...- rzekła Lily, ślamazarnym ruchem odgarniając włosy ze swej twarzy. Należała ona do osób, które wolą spędzać raczej dnie w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej czekolady oraz książką, aniżeli wychodzić na zewnątrz, a już w szczególności, kiedy za oknem temperatura wzrasta do 35 stopni powyżej zera. Dziewczyna ciężkim, ale szybkim ruchem wstała i podeszła do okna, aby móc jak najszybciej je zamknąć. - Codzień to samo, ani chwili wytchnienia - powiedziała Lily, po czym zasłoniła firankę i z powrotem położyła się do łóżka, które wydawało jej się w tej jednej chwili, najwspanialszym miejscem na świecie.

Dochodziła właśnie godzina 8 i miasto, które jeszcze dwie godziny temu gorączkowo zaczynało nowy dzień, uspokoiło się. Nie było już słychać głośnych samochodów i tłumu ludzi. Ulica Jaśminowa w tych godzinach cichła i mogłoby się zdawać, że zbierała siły, aby w południe to samo zbiorowisko mogło na nowo przechadzać się jej ścieżkami. Głośny dzwonek budzika rozległ się w sypialni Lily. Dziewczyna machinalnym ruchem wyłączyła go, po czym przeciągnęła się pary razy w łóżku. Wpuściła do pokoju świeże, rześkie powietrze, a następnie udała się do kuchni. Niemal natychmiast po pomieszczeniu rozniósł się zapach świeżo mielonej kawy. - Hm...- westchnęła cicho. - Dosłownie pare dni temu stałam w tym samym miejscu, zastanawiając się, jaki kolor kwiatów wybrać na bukiet ślubny oraz jaką sukienkę kupić. Moim największym problemem była lista gości, a dzisiaj... dzisiaj jestem... jestem sama. Jak do tego doszło?

W jednej chwili łzy stanęły jej w oczach, a cały świat, jej mała rzeczywistość legła w gruzach, rozpadła się na milion małych kawałeczków, zdających się nie do poskładania na nowo. Z zadumy wyrwało ją głośne skwierczenie bekonu na patelni oraz odgłos tłuczonego szła. - Cholera! - krzyknęła. - Kto tu postawił tą szklankę! Zdjęła naczynie z kuchenki, po czym opadła bez sił na kolana.

Wrażliwa osobowość 25-latki to jedna z wielu cech, które posiadała. Skłamałabym, gdybym nie powiedziała Wam, że w pewien sposób jej to przeszkadzało. I chociaż patrząc na nią z zewnątrz mogłoby się zdawać, że Lily jest kobietą twardą, silnie stąpającą po ziemi oraz niezwykle stanowczą, to dokładnie przyglądając się jej, poznając wnętrze, szybko zorientujemy się, że w środku kryje się krucha jak lód i niezwykle dobra duszyczka. Była szczupłą, dosyć wysoką osobą, o ciemnych i szklistych, niczym szlachetny kamień oczach. Twarz miała okrągłą, a rysy twarzy niezwykle delikatne, kobiece. Jej cechą charakterystyczną były długie, kręcone włosy koloru brąz, które w blasku słońca lśniły niczym perły w oceanie. Emanowało od niej ciepło i dobro, a kiedy przechodziła przez ulicę i mijała przechodniów uśmiechała się filigranowo oraz obdarowywała wszystkich uśmiechem. I chociaż wyjątkowo rzadko można było spotkać ją na bulwarze, ponieważ Lily nie spędzała wiele czasu poza swoim wygodnym łóżkiem, to większość osób wyczekiwała jej, aby móc przykuć do niej wzrok i napawać się wdziękiem.

Ową urokliwością zachwycał się również Ivo i ponad wszystko cenił jej poczucie humoru, które poprawiało mu humor za każdym razem, kiedy życie dało mu kopniaka. On sam twierdził, że nigdy wcześniej nie czuł się przy kimś tak dobrze, jak przy Lily. Powtarzał jej codziennie, że kocha ją najmocniej na świecie i że jej osoba zapełniła pustkę w jego sercu. Czułościom i ciepłym gestom nigdy nie było końca. Mogłoby się zdawać, że Ivo i Lily są zakochani w sobie po uszy i że żadna, nawet nadprzyrodzona siła nie może ich rozłączyć. Mężczyzna pracował w biurze na drugim końcu miasta, toteż dojazd do placówki zajmował mu sporo czasu. Tak wczesne godziny pracy skłaniały parę do porannego wstawania. I nawet Lily stawała na równe nogi o godzinie piątej rano, aby przygotować swemu ukochanemu wyjątkowe śniadanie. Tak więc zapach naleśników z dżemem porzeczkowym, pierniczkowej herbaty, czy soku wyciskanego ze świeżych pomarańczy roznosił się po mieszkaniu już od wczesnej pory dnia. Każdy kolejny dzień przybliżał ich do siebie. Dziewczyna zapominała o całym świecie. Wychodziła z domu około godziny 10 rano, aby móc napawać się urzekająco pięknym dniem, po czym udawała się do pracy. Jej życie przed rozstaniem było całkowicie inne niż teraz. Ona sama nigdy nie zastanawiała się nad tym, co by było gdyby. Żyła chwilą, czerpała z życia jak najwięcej. Można by rzec, że naiwnie wierzyła w miłość i w to, że jest wieczna, piękna i szczęśliwa. Trudno więc zrozumieć reakcję Lily, kiedy Ivo ni stąd ni z owąd odszedł. Po prostu. Najzwyczajniej w świecie odszedł, zostawiając kobietę samą, z bagażem pełnym wspólnych romantycznych chwil, figlarskich wspomnień oraz kilkoma zdaniami wyjaśnienia, chociaż wyjaśnieniem ciężko było to nazwać. "To już koniec. Przepraszam". Tak brzmiały ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę, który w jednej chwili przekreślił wszystko, co ich łączyło.

Dziewczyna po rozstaniu zmieniła się, a może łatwiej rzec, że to, co się stało skłoniło ją do przemyśleń. Od tej pory już prawie nigdy nie widywano jej przechadzającej się ulicami miasta. Ludzie, którzy do tej pory spotykali ją na swej drodze niemal codziennie, zaczęli zastanawiać się nad przyczynami takiego stanu rzeczy. Dziewczyna rozsypała się niczym klocki w domino. Wystarczył jeden ruch, aby całe jej życie nagle wywróciło się do góry nogami. Całą dobę przesiadywała w łóżku, próbując się pozbierać, darła na drobne kawałeczki wszystkie wspólne zdjęcia. Wyrzuciła do kosza na śmieci wszystko to, co przypominało jej o nim. Ciągle jednak zastanawiała się nad powodem, dla którego jej narzeczony odszedł.

Szybkim ruchem zebrała kawałki potłuczonego szkła z podłogi, po czym nerwowym gestem wyrzuciła je do kosza na śmieci. Pośpiesznie założyła pantofle i ruszyła do pracy. Był to jej pierwszy dzień od momentu rozłąki. Dziewczyna wzięła wolne, aby na spokojnie poukładać swoje sprawy. Kiedy otworzyła drzwi poczuła delikatny powiew wiatru na twarzy. Gorąc dawał się dzisiaj we znaki, toteż rozłożyła swój koronkowy parasol, aby uchronić się przed słońcem. Szła równym krokiem, nie zważając na przechodniów, którzy kłaniali się nisko oraz uśmiechali się szeroko, przyjaznym manewrem pozdrawiając kobietę. Nawet jej twarz, niegdyś rozpromieniona, w dniu dzisiejszym wyglądała na przemęczoną, a błyszczące niegdyś oczy, były opuchnięte, jak gdyby wylało się z nich morze łez, głebokie i bez dna. Minęła ulicę Ogrodową, Koralową i Błękitną, a następnie zatrzymała się przy budynku, na którym widniał napis: " Kwiarnia Psie smutki". Zastygła bez ruchu. W tej jednej chwili przez jej twarz przemknął delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Dziewczyna przypomniała sobie pierwszą randkę z Ivo. Było kino, potem namiętne pocałunki na plaży przy zachodzącym słońcu, a na końcu czekoladowe ciastko z nutą mięty i gorące karmelowe kakao w tej właśnie restauracji. Para śmiała się nawet z nazwy, aż w końcu przyrzekli sobie, że jeśli im wyjdzie to przygarną psa, aby w razie kłopotów rozwiewał wszystkie ich troski. Szybko ocknęła się z owych przemyśleń i z ciężkim sercem ruszyła dalej. Przystanęła chwilę, kiedy znalazła się przed kamienicą, w której znajdowało się jej biuro, aby zebrać siły do walki, po czym weszła, zajęła swoje miejsce pracy i zabrała się do pisania artykułu na temat życiowych problemów emerytalnego społeczeństwa. Tym właśnie się zajmowała. Była jedną z najlepszych dziennikarek w kraju i za granicą. Większość firm na wschodzie, zachodzie, północy i południu pragnęła, aby Lily dołączyła do ich grona. Nagle dobiegł ją znajomy głos z końca korytarza. - Nareszcie jesteś! Tak szybko wyszłaś ostatnio z pracy, nawet nic nie wspominałaś, że bierzesz wolne - rzekła Izzie, najbliższa koleżanka Lily. Ich stosunki odbiegały od czysto zawodowych. Dziewczyny często spotykały się po pracy, a także organizowały imprezy przedsiębiorcze.

- Miałam... miałam coś do załatwienia - przerwała jej Lily, aby nie drążyć tematu.

- Rozumiem! Ślub za pare tygodni, a jeszcze nic nie jest zrobione. Wybrałaś suknię ślubną? O! I miałaś zastanowić się nad kolorem kwiatów do bukietu ślubnego. Nie do wiary! - powiedziała Izzie.

- Przestań - powiedziała łagodnym,ale wyraźnie stroskanym tonem dziewczyna.

- Wszystko zawsze zostawiasz na ostatnią chwilę. Przecież mogę Ci pomóc, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Chodź, pokażę Ci super stronę Internetową z sukniami ślubnymi. Z pewnością któraś się spodoba...- drążyła Izzie. Słynęła ona z gadulstwa. Współpracownicy śmiali się z niej, że nie potrafi ani na chwilę się wyciszyć. Owa gadanina nieraz doprowadzała do szału również Lily, po chwili jednak się uspokajała, ponieważ wiedziała, że znajoma po prostu, najnormalniej w świecie musi się komuś wygadać i, że jest jedyną osobą, która tej paplaniny wysłucha do końca.

- Przestań! Proszę Cię przestań! - krzyknęła głośno dziewczyna. - Żadnego ślubu nie będzie, odwołany. Tak bardzo chcesz mi pomóc? Zadzwoń do cateringu oraz orkiestry i wszystko odwołaj. - powiedziała ze łzami w oczach, ale wyraźną powagą w głosie, po czym wyszła z pomieszczenia, aby nie zwrócić uwagi tłumu ciekawskich gapiów.

- Ale...jak...jak to odwołać? - z pomieszaniem i wyraźnym zatroskaniem powiedziała Izzie.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Zachęcam wszystkich do czytania serii opowiadań o przyjaźni i rozwadze, szczęściu i nieszczęściu, spełnianiu marzeń i priorytetach w życiu oraz wielu innych, ale przede wszystkim o miłości, która przychodzi i odchodzi, aż w końcu pojawia się w najmniej wyczekiwanym momencie i przewraca nasze życie do góry nogami, czyniąc je piękniejszym i ciekawszym.

Serie będą w miarę możliwości pojawiać się co tydzień lub półtora tygodnia. Komentujcie i wysyłajcie rady, a także uwagi.

Pozdrawiam

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Super 24.01.2016
    Bardzo podoba mi się sposób, w jaki piszesz :) Twoje opowiadanie jest na wysokim poziomie, bardzo mi się podoba. Czekam na następny rozdział.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania