Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Zawód: alkoholik. Choroba zawodowa: alkoholizm. Dodatkowy dochód: ostatni łyk wisielca.
Czasem ktoś nowy się boi, ale zdarza się, że nowicjusz zapyta, zatroszczy się. To miłe, choć zawsze dawałem sobie radę sam...
No ja i alkohol - to my. Czyli co, jednak uznajecie mnie za kłamczucha, bo przeszedłem życie nie tak do końca sam? Fakt, wiele przeleżałem, kładąc łapę na wszystkim... Wiele razy próbowałem iść. Naprawdę! Tylko wiatr był silniejszy. Upadałem, zawsze jednak wstając, wykupić dla siebie i kolegów powtórkę z rozrywki i krótkiej przyjemności. Wiele razy miał to być ostatni bilet! Ale przezgonowałem życie i taka jest prawda. Umierałem, by zmartwychwstać. Zmartwychwstawałem, by umrzeć. Niczym Jezus. Tylko ja za swoje grzechy i pieniądze, a on za cudze. On słowny i sumienny, ja oziębły dla trzeźwości i chciwy wobec działań alkoholowych. Z Jezusen łączy mnie Judasz. Jezus jest moim zbawcą, Judasz moim pogrążycielem. Jezus zawsze miał pomysł, a Judasz zawsze kasę. I tak kreatywność została zlicytowana. Moje zbawienie było w moim gardle, ale w jego rękach.
Współbytuję z alkoholem już przez tyle lat... Dawno powinienem być na emeryturze, a jednak jestem na rencie. Alkohol odebrał mi lata pracy, zagarnął samopoczucie, dając jedynie radość z upojenia. Moja słaba silna wola nie ma mocy zamiennej. Nawet przy wielu parach założonych różowych okularów nie widzę różnicy. Moja tolerancja na alkohol była kiedyś tą na życie, a teraz już nawet jego nie dostrzegam, bo zbyt długo przymykałem oczy na to, co się dzieje. Na to, że ta wstrętna ciecz z wielkodusznym poczuciem wyboru dryfuje na oceanie mego życia, a ono samo przecieka mi przez palce. No tak, to one zawsze trzymały mój upadek. I dlaczego dopiero teraz to zrozumiałem?!
Muszę zrobić już to, na co tak wiernie pracowałem. Mam doświadczenie w umieraniu i bliskości z ziemią. Po raz pierwszy od wielu lat pójdę niezachwianych krokiem w stronę kompromisu.
Zrozumiałem swój błąd, ale ostatni dzień życia nie wystarczy mi na udowodnienie sobie i innym, że się zmieniłem, więc upiję się na koniec. Alkohol moim początkiem i końcem, a kij ma dwa.
Będę tam, gdzie zawsze jestem, tam, gdzie jest mnie najmniej i tam, gdzie nigdy mnie nie ma...
Stoję właśnie obok obalenia butli, jestem z tym sam i prowadzę już podziemne boje...
Trzy kroki do śmierci.
Komentarze (31)
Dziękuję :).
Dziękuję :).
Ten tekst to jak Testament alkoholika. Świetny i robiony. 5
Pozdrawiam :).
Zapyta kogos. Nie zapyta sie kogos.
Naptawdę ucieszył mnie Twój komentarz. A że przychylny, to dodaje mi skrzydeł, niczym ten bohaterki alkohol - rekwizyt wolności, jak i samodestrukcji. Chciałam to zdanie uwieńczyć uśmiechem, bo w pewnych jego momentach jest miło, w pewnych ironicznie, ale w końcu zrezygnowałam... i znów jak ten, co nie rezygnował z jednego tak długo, że aż nie wystarczyło mu na życie. Miał w kieszeni ostatnie kilka złotych na popicie swej decyzji i w dziurawej kieszeni linę, którą miał się jej podjąć. Dziura i lina mówiła tylko jedno: otwór na głowę. Wypity w przeszłości i wlewany w teraźniejszości
alkohol dodał swoje o lataniu, a w głowie aż się zapętlało od powiedzenia, że życie to nie przelewki. Wszystko razem nie mogło stać się czymś innym, jak tylko pijącym, pijanym alkoholikiem mówiącym sobie w samotności: hopla w dół, tylko tak po swojemu: no to siup. Wsadził łeb w petlę i pokazał, że potrafi doprowadzić sprawy do końca...
Pozdrawiam i dziękuję :).
Już w tej części widać, że bohater to ciekawa persona. Mam wrażenie, że coś się kryje pod kołderka tego alkoholizmu. Zobaczymy czy mam rację. ;) Zakładam, że coś musiało doprowadzić do takiego finału. Picie często jest próbą zapomnienia, wyjścia z trudnej sytuacji - nie zawsze pomaga, ale częściowo działa też jako ''zagłuszacz'' sumienia. Człowiek to istota skomplikowana, często nie dająca się wpasować w przyjęte przez ogół ramki. Wbrew pozorom Ci mocniejsi też często sięgają po używki. Człowiek szuka sposobu na odreagowanie stresu, załamań i niepowodzeń. Często za bardzo zbłądzi. Najbardziej boli mnie to, że gdy widzimy pijaka, to myślimy o nim w najgorszych kategoriach. Nawet przez moment nie zastanowimy się kim był w przeszłości i co doprowadziło go do takiego stanu rzeczy. A przecież nie wszyscy są tak mocni psychicznie, by podołać pogoni za sukcesem i pieniądzem.
Poruszyłaś trudny temat i pewnie czekają Cię interesujące komentarze. ;)
Piszesz pierwszej osobie, a to dobrze robi takiemu tekstowi, bo pozwala wzmocnić więź czytelnik - bohater. Emocje wysuwają się na pierwszy plan. Będę dalej śledzić opowiadanie, ale już nie będę pod nim marudzić. :P
Jesteś następną osobą, która miło mnie tu w słowach komplementuje :). Kurde, ktoś mnie sam z siebie zrozumiał, ktoś mnie nie wrzucił do podziałki: nie warto, ktoś znów daje mi szansę :). Kurwa, jakie to miłe :).
Nie tracisz nadziei w ludzi. Alkoholik to ceni, choć zajmuje mu długo pojęcie tego, że docenia. Współuzależniony potrafi się poddać, ale nie Wy :).
Dziękuję :).
Pijackie wynurzenie pijaka.
Wynurzenie.
Wynaturzenie.
Nie lubię.
Piwsko smakuje jak wynaturzenie zapijane - brodziszczem w pianie pomacane.
Nie pije, a i tak wynaturzam sie ciagiem w cugu pojebania.
Jak kazdy. Kazdy jest pojebany na swoj sposob. Kazdy zyje w kleszczach swej natury. Wynatury, denatury... Roznie.
A ja, jako marny pisarzyna, pijany obserwator dobrze swoje odpryskalem?
Sorry, troche swiata chujem krzywo polalem...
Ale wiesz co? Jako honorowy alkoholik, jako oddany ziemi ogrodnik... Jedno wiem na pewno: nikt nie odbierze mi tytulu Kochanka Ziemi - tego egzaminu nie oblalem!
I wlasnie teraz za to wypijmy! Bo juz ponapelnialem!
W sumie.. Prawie zapomnialem...
Ja juz za to dzis przechylalem.
Tak tylko mowie, by na uczciwego wyjsc, powiedziec, ze nawet w gacie sie zlalem.
To z radosci, ze Beton moj zdrow jak ryba, ktora na dodatek sam zlawialem!
Stalem sie dla Niej krotkowidzem od fioletu, by widziec krotko, ale na dlugo - by ciagiem widziec, ze w zyciu przed zyciem juz na butelce wisialem!
To jak mam w terazniejszosci - ze tak sie nie uzdrawialem?
A przyszlosci nie zostawie samej, o nie - przyszlosc zawsze kochalem.
Zawsze przeszla przyszlosc terazniejszosci.
Nie zostawilbym jej samej, skoro zrobila dla mnie tyle waznych waznosci!
Niemiecko troche, ale jedzie cugiem.
Dotrzymam jej towarzystwa, usluze plugiem.
"Będę tam, gdzie zawsze jestem, tam, gdzie jest mnie najmniej i tam, gdzie nigdy mnie nie ma..". W innym kontekście, może w innym tekście uznałbym to za efekciarstwo, ale w tym opowiadaniu to jest mistrzostwo. Opozycja Jezus-Judasz pokazana z ironicznym tragizmem rozgrywającym się na przestrzeni duszy, kolejne mistrzostwo. Zadumałem się mocno nad tekstem. Bardzo prawdziwy i bardzo wielu ludzi, którzy to wszystko wiedzą, ale nie umieją wypisać. Brawo, brawo, brawo... Zadumałem się mocno nad tekstem... Tak wiem, już to mówiłem.
Pozdrawiam :).
Wielki Nic robi lepi na swoje podobienstwo.
Jak jest sie zerem, to jest sie na minusie.
Wszystko wyrzygales, Chodnikowy Stradiwariusie.
Zagraj cos jeszcze, dodaj mocy swej trasie koncertowej.
Pokaz, jak przechylasz swoje Wszystko.
Wnetrzem okazuj bardziej.
Pozwol zaschnac i dzis temu, co Ci na zoladku i sercu lezalo.
Udostepnij miejsce na dysku, badzze bohater chodnikowy, narodowy...
Niech patrza na dluzej jebaniutkie sepy - krotkowidze.
Daj sie dojrzec i rozejrzec w problemie dalekowidza.
Ze jego problem lezy dalej.
Ze jak dalko by nie patrzyl, w jakim przyblizeniu widzialby scalone....
Zarzucil zbyt blisko, a oczekuje tak daleko.
Pedal - marzyciel.
Trzykrotny nalozyciel rozowych, nawet juz fioletowych okularow widzi tyle, na ile sobie wyobrazi w zamknieciu oczu.
Mysli: ej, slepy widzi wiecej...
I zasepiony dodaje: kto za daleko wedke zarzuca, ten z puszki moze jedynie z etykiety sardynke sila wyobrazni podrzucac... :)
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Chciwy altruista
Zdarzenie: Niekontrolowany wyciek galarety z nóżek
Gatunek: Postapo lub Horror (do wyboru)
Czas na pisanie: 24 luty (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania