Ze świata Farloka: Rzecz pierwsza o Bonawenturze Ciekawszym cz.3
Podczas zabiegu golenia Bonawenturę nawiedziła wizja w umyśle. Akurat odprężony, czując zimną stal brzytwy na skórze, nie rozmyślał specjalnie o niczym. Wtem wspomnienia, poszarpane i pomieszane, z ciupy, zaczęły wirować w umyśle. Bonawentura próbował skupić się na jednym z nich, ale wysiłki te spełzły na niczym. Jeden z obrazów wyglądał nader znajomo, a przynajmniej najbardziej ze wszystkich innych. Oto piaszczysty spacerniak w ciupie, niezbyt duży, trochę zachwaszczony. Bonawentura idzie blisko muru, spacer to zdrowie, albo coś takiego. Potem wspomnienie zaczyna dziwnie zachodzić mgłą. Za nią już niewiele widać. Ino rozbłysk nieznanego pochodzenia. Jakby on był sednem owego obrazu z umysłu.
– Będzie – stwierdził golibroda. – Zapłata albo…
– Nie musisz kończyć – przerwał Bonawentura. Uiścił z lekką nawiązka za obsługę i dalsze frykasy w postaci odpowiedzi na pytanie.
– A więc chcesz wiedzieć. O mieście chcesz wiedzieć.
– Nie tylko – odparł z przekonaniem, ciągle rozmyślając o wizjach.
– Na resztę pytań zapewne nie udzielę odpowiedzi. Stary jestem i prawie ślepy. O mieście wiemy wystarczająco dużo.
– Mów więc.
– Mówiłem już, że wali od ciebie ciupą?
– Tak.
– Powiem raz jeszcze: cuchniesz, jakbyś się w tym mamrze zrodził.
– Za to też płaciłem?
– Tak, za wszystko. Za moją upierdliwość i odpowiedzi.
– Dlaczego dziewica?
– To chyba oczywiste. Wszak o nie chodziło tu od zarania miasta. Istniała procedura inicjacji. Każda kobieta, schludna i czysta, miała za zadanie przeskoczyć z jednej rampy na drugą. Pomiędzy nimi stawiano zaś niższy podest najeżony od góry szpikulcami z kutego żelaza. Inicjacja była nader prosta. Skok i życie albo upadek i śmierć. Praktyka wymarła wieki temu, nimi moi dziadowie sprowadzili się tu i nim ich dziadowie zrodzili się.
– To wszystko? – zapytał z rozczarowaniem Bonawentura.
– A co byś chciał jeszcze?
Żilet podszedł do stolika i wybrał z dużej misy kolejną porcję zielska. Wpakował do japy i począł żuć jeszcze intensywniej.
– To miasto jest jednym z wielu podobnych, z jakimiś tam legendami i prawdą stosowaną. I bibliotekę też mają, ale zamkniętą.
Bonawentura Ciekawszy istotnie czuł pewien rodzaj zawodu. Kołatały się w nim również niechęć do golibrody i ogólna pogarda. Nie wiedział do końca dlaczego. Rozczarowanie buzowało w umyśle jak wywar w kotle nad ogniskiem. Żilet nie omieszkał zwrócić uwagę na szczegół, jaki zaobserwował.
– Nie wyglądasz najlepiej. Nie, żebyś kiedykolwiek, odkąd cię ujrzałem, wyglądał dobrze. Ale teraz… teraz tli się w tobie coś mrocznego. Czuję to.
Bonawentura spojrzał na golibrodę dziwnie mętnym wzrokiem.
– Rozczarowałeś mnie. Straciłem sporo denarów dobrej próby.
– Co ci poradzę? Jest zapłata, jest historia. Nikt nie twierdził, że ociekająca w miłość, walkę i intrygi. Ot kolejna opowiastka o podupadłym miasteczku z popieprzoną historią.
Lokalna kurtyzana pospolita wracała akurat z dorobku ulicą rynku. W sakwie brzęczało sporo dobrego kruszcu, a na twarzy owej nierządnicy malował się spolegliwy spokój i nieco zadowolenia. Próżno ich jednak było szukać po fakcie dokonanym chwilę potem, kiedy to z kanciapy golibrody błysnęło coś jarzącym światłem i nagle zrobiło się wokół niej ciepło, wręcz gorąco. Kurtyzana zatrzymała się, a potem zakrzyknęła panicznie i przebiegła traktem na drugą stronę. Była jednakowoż lekko ślepa i nie zauważyła konnicy galopującej od zawietrznej. Powóz zarzucił na lewo skręt, ale nic to nie dało w skutku wiele. Ciało nierządnicy srogo potargały koła wozowe, a martwa z oczami wgapionymi tempo w kanciapę golibrody, miała tam przeleżeć spory kawałek czasu. Jednak nie to jest sednem sprawy, a postać Bonawentury, która wybiegła od golibrody Żileta w nadpalonych łachach, na szczęście zakrywających co trzeba wciąż. Ludziska z okolic zaczęli powoli zachodzić pod kanciapę. Bonawentura, widząc zbiegowisko kroczące ku niemu, ulotnił się kłusem w wąskie uliczki. O nierządnicę nikt sobie sprawy nie robił, ino golibroda wręcz ugotowany, uparowany i podsmażony na raz, wzbudził w ludziach słuszne zdziwienie, potem strach i panikę. Szczególnie jak mu gały z nagła wypłynęły, ciurkami dwoma po podsmażonych polikach sunąc.
Bonawentura Ciekawszy biegł ile sił w nogach, choć z każdym kolejnym oddechem sił ubywało raptownie. W końcu stanął, gdzieś pomiędzy zapadniętymi chałupami, zawalonymi kamienicami, w środowisku uryny, śmierci i wielodzietności. Nie wiedział kompletnie, co się wydarzyło u golibrody. Z pamięcią też miał problem. Jedyne czego był pewien to, że odczuł niemożebne rozczarowanie.
Komentarze (7)
:)
Noo, ciekawie. Jak wspominałam, bohater z amnezją to zawsze pole do popisu.
"w środowisku uryny, śmierci i wielodzietności" - najlepszy fragment😆
Pozdrawiam~
Piszę to tutaj, żeby nie produkować już komentarzy pod wiadomym tekstem
Ja już nie wiem, czy ten człowiek po prostu trolluje, czy oburzył się tak na serio...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania