Ze świata Farloka: Rzecz pierwsza o Bonawenturze Ciekawszym cz.5 - ostatnia

Ledwo słońce wzeszło i pierwsze promienie świtu za niewielkim oknem rozpaliły jasność dnia, zbudził się Bonawentura gwałtownie. Był bowiem przekonany iż ślepia nikczemne, a co najmniej obce, gapią się na jego posturę leżącą i grom wie, czy czegoś dokładniejszego nie oczekują.

Miał zaś rację w jednym. Przy drzwiach izdebki stał jakiś starzec w łachmanach cerowanych po wielokroć, cuchnący odorem anty higieny. Broda na końcach sklejonego włosia jakby żółkła choć reszta zdecydowanie siwizną biła po oczach.

– Ktoś ty, starcze? – zapytał Bonawentura Ciekawszy siadając na pryczy w trybie pośpiesznym.

Starzec wykonał uspokajający gest żylastą, suchą dłonią z długimi nie zadbanymi paznokciami, za którymi składował próbki gleby z wielu, wielu lat wstecz.

– Ucisz ryj, Bonawenturo – powiedział. – Przychodzę bom posłany został. Bo to, co żeś uczynił w mieście szerokim echem na strunach dziejów się odbiło.

Bonawentura, skoro inteligencji nie ujarzmił zanadto, tak z wywodu owego gucio zrozumiał.

– Nie męcz łepetyny swej prostackiej – rzekł starzec. – Co wykracza poza pojmowanie pospólstwa zapchlonego jest wynikiem konstruktu tejże materii wszelakiej. Zostałeś wybrany, co wiedzieć musisz.

– Skądże! – warknął Bonawentura. – Jam skazaniec pospolity, a teraz w przestrachu straży umknąć usiłuję.

Brodacz zbliżył się do pryczy, a potem bez zapowiedzi strzelił wybrańca po łypie. Miał fach w łapie. Z miejsca nam Bonawentura, lepszy syn swego ojca, oprzytomniał. A i pewien pierwiastek magiczny zadziałał przy zetknięciu z dłonią starca. Ujrzał wybrany siebie i czterech innych, w poświacie, jakby stworzonej z mocy nieujarzmionej. Postacie stały we mgle, tak iż twarze ich były niewidoczne, jedynie zarysy postur.

– Co do biednej kurtyzany to ma znaczyć?!

– Pokazałem ci zalążek dni, które nadejdą. Niestety, ta przyszłość, wymarzona przez moich Panów, wciąż kiełkuje z oporem. To znaczy, że na drodze doń wciąż wiele przeszkód i ciągle ryzyko żywe, iż w pierony posępne wszystko się obróci.

– Co mam więc czynić? – zapytał Bonawentura, zupełnie pogubiony w swej roli jak ostatni analfabeta wtórny.

Starzec spojrzał przez okno.

– Ja widzę więcej niż każdy twój pobratymiec i każda lubieżna kurtyzana. Ale nie mam mocy dojrzeć najdalsze zakątki przyszłości. Tylko Kwartet Konstruktu na drgających w rytm losu strunach magii niegdysiejszej, obecnej i przyszłej potrafi dostrzec krańce. Ale skoro mnie tu posłano, tak i twa rola najwyraźniej stanowi filar. Pytasz więc, mierny Bonawenturo, co czynić? Zmierzaj do krainy zwanej Doliną, tam odszukaj podstępnego niegodziwca, teoretyka wiedzy magicznej Farloka.

– Już gdzieś słyszałem to imię.

– Owszem, twe myśli zostały wypełnione nim, abyś sam zrozumiał, jaki los ci pisany.

– A jednak tu jesteś.

Starzec wzruszył ramionami.

– Nie ja wydaje rozkazy.

– Co ze strażą? – na samo pytanie Bonawenturze głos załamał się w przestrachu.

– Unikaj jak ognia, skoro więc filarem jesteś, z ich łapsk plugawych nie zginiesz. Od teraz jesteś Piechurem, miernoto ludzka, a skoro jeden powstał i inni powstaną.

Po tych słowach brodacz rozpłynął się w mlecznym dymie mglistym, który i on zaraz ulotnił się, a ino smród pozostał.

Bonawentura wiedziony poleceniem brodacza czym prędzej wymeldował swe cztery litery z lokum i ruszył na trakt. O tej porze ruch na gościńcu panował znikomy. Kilka trucheł żebraków rozkładało się w odpływie melioracyjnym, dwie karawany z przyprawami sypkimi ciągnęły do miasta. Wybraniec podążał w przeciwnym kierunku. Tknięty zapewne mocą posłanego starca czuł, gdzie ma zmierzać. Odczuwał również głód, więc gdy tylko przy gościńcu wyrosła podrzędna karczemka licha z jadłem podłym, ale w energię zasobnym, wszedł do środka na ucztę przed podróżą wielką. Posilił się strawą ciepłą choć w smaku cierpką, zapił ją piwem chrzczonym źródlanymi spływami ściekowymi i beknąwszy ukradkiem wybył z karczmy z powrotem na gościniec, gdzie spostrzegła go jaka licha pannica.

– Dokąd to zmierzasz wędrowny? – zapytała.

– Co ci po tym, że pytasz, niewiasto?

– Jaka ja tam niewiasta, chędożę się od brzasku, głupi. Chodźże, a i tobie rozkosze uczynię – rzekła uśmiechając się klawiaturą zębów przerzedzoną a spróchniałą przeokrutnie.

Na te słowa Bonawentura nie powstrzymując popędu gniewu w powietrzu dłonią wzniecił podmuch.

– Zejdź mi z drogi, służebnico plugastwa! Nie wiesz z kim czynisz podchody!

– Oświeć mnie, kmieci bękarcie. Skoro czuję od ciebie odór pospólstwa, jaki to zaszczyt mnie w tym spotkaniu nawiedza?

– Nie twój to interes, a rychtować fujary za denar!

Nierządnica porzuciła swe gierki miłe i gwizdnięciem przywołała zza winkla karczmy osiłka bez jednego oka. Ten to krył w portkach oręż chędogi, a do tego łapy niczym cepy kute w posiadaniu dzierżył. Nierządnica aż zbladła na sam widok łotra, choć sama go przyzwała. Bonawentura próbował przypomnieć sobie, w jakim sposób uwolnił pokłady mocy, które przygotowały golibrodę na ciepło i krucho. Nic jednak do czerepu nie docierało, więc po kalkulacji szybkiej rzucił się do ucieczki. Biegł gościńcem ile sił w nogach. Minął obwoźnego handlarza suszonymi rękami wdowców, które służyły jako amulety przed zgubnym wpływem wiedźmowego czaru miłości.

Osiłek został z tyłu, a widząc iż dogonić nie zdoła, zabrał się za kurtyzanę z zerową delikatnością.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bettina 3 miesiące temu
    Kompletnie inne. Dobrze narysowana postac nieudacznika z rẹkami zalozonymi do tylu, pochylona do przodu sylwetka.
  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    "Zmierzaj do krainy zwanej Doliną" - ...Zagłębie?

    Gdy tak kończy się rzecz pierwsza, to nadejdzie rzecz druga, mniemam.

    Jej, aż mi dziwnie być w tym uniwersum po takim czasie.

    Pozdrawiam :)
  • Aleks99 2 miesiące temu
    Planowane aby nadeszła, lecz kiedy nie wiadomo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania