Żegnam pociąg
U niektórych feminizm kończy się w momencie, kiedy trzeba wnieść lodówkę na trzecie piętro – mnie wystarczy mała walizka, której nie potrafię wrzucić na półkę ponad głową. Kładę ją obok na siedzeniu, a ludzie taksują mnie wzrokiem. Nie żeby pociąg był specjalnie przepełniony, ale i tak to robią. Nie winię ich, pewnie sama zareagowałabym podobnie, ale skoro nikt nie wpada na pomysł, by mi pomóc, postanawiam się tym nie przejmować. I bez tego mam wystarczająco dylematów w swoim życiu.
W końcu wkładam słuchawki do uszu i wyciągam podręcznik z prawa. I tak go nie zdam, ale warto stwarzać pozory, że chociaż się próbowało. Powtarzam więc jedną regułkę pięć razy, lecz kiedy tylko zaczynam uczyć się następnej, poprzednia wylatuje z głowy. To będzie moja szósta poprawka; w sumie po drugiej przestałam się nawet przejmować. Fakt, że raczej nie odnalazłam się na studiach i wiecznie mam poczucie, że z nich wylecę, wprowadza trochę adrenaliny do codziennej rutyny.
Facet naprzeciw mnie zaczyna przysypiać. Zazdroszczę mu, ale nie pozwalam, by i mnie przymknęły się oczy. Wręcz przeciwnie – otwierają się szerzej i są coraz weselsze na widok tego, jak mężczyźnie podryguje głowa przy okazji każdej nierówności, na jaką najeżdżamy. W końcu grawitacja zwycięża, a on przechyla się na ramię dziewczyny, która zajmuje miejsce obok niego. Raczej się nie znają, a przynajmniej tak wnioskuję po jej zszokowanym spojrzeniu.
Początkowo próbuje go ustawić do pionu, ale chłopak chyba ma za sobą nieprzespaną noc, bo ani drgnie. Ostatecznie nieznajoma wzrusza ramionami i śmieje się, omal nie zasmarkując wściekle różowego septuma w nosie. Po piętnastu minutach wszystko jednak wraca do normy; mężczyzna otwiera oczy i sparaliżowany widokiem piersi, na których wygodnie się ułożył, prostuje się jak struna, próbując uniknąć czyjegokolwiek spojrzenia. I to ma być niby atmosfera do nauki?
Znajdując byle jaki pretekst, by odłożyć książkę, wlepiam wzrok w widok za oknem. Jedziemy strasznie wolno i pewnie dziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że dziś wszystkie pociągi na tablicy oznaczono jako opóźnione. Może więc lepszym określeniem będzie „toczymy się”, mijając drzewa, pola, drzewa i jeszcze raz puste pola. Przez głośniki płynie komunikat o dodatkowych problemach czasowych, a ludzie zaczynają się oburzać. Wydaje mi się, że podczas wakacji mieli więcej tolerancji na takie losowe zdarzenia. Dziś ktoś robi awanturę, rozdzwaniają się telefony i nawet nie ma żadnego dziecka, które swoją naiwną paplaniną rozjaśniłoby twarze podróżnych. Nie to, co w tamten dzień, kiedy… Och, ile razy w przeciągu ostatniego tygodnia przeszło mi to przez myśl?
Choć wiem, że nie powinnam, przywołuję obraz tamtego poznańskiego dworca, gdzie naklęłam się za całe życie. Wciąż pamiętam ten uciekający przesiadkowy pociąg tuż sprzed mojego nosa i poczucie, że na kolejny będę czekać trzy godziny. Pamiętam też rzucanie torbą o ziemię, jakby to miało cokolwiek zmienić, no i tamtego menela, który z odległości dwustu metrów wołał za mną, że pięknie wyglądam. Musiałam uciec z peronu i udać, że ktoś po mnie przyjechał, żeby w końcu się ode mnie odczepił.
Kiedy teraz o tym myślę, wydaje mi się błahe. Wtedy stanowiło dla mnie jedną z większych tragedii, zwłaszcza że tyle czasu zbierałam pieniądze na bilet, a mój telefon powoli tracił kontakt ze światem. Gdybym jednak miała spóźnić się jeszcze raz, byle tylko zobaczyć twój uśmiech, pewnie zrobiłabym to bez zastanowienia, mimo że dotarłam na miejsce dwanaście godzin później, niż zamierzałam; komunikacja przeszła wtedy straszny paraliż, bo ktoś rzucił się na tory. To przykre, ale ktokolwiek targnął się na swoje życie, umożliwił mi poznanie kogoś, kto na zawsze wpłynął na moje.
– Niby Poznań miasto doznań, ale takich wrażeń się nie spodziewałem – stwierdziłeś jak gdyby nigdy nic, zaczepiając mnie, gdy jadłam kanapkę.
– Przepraszam? – Otworzyłam szeroko oczy, równocześnie próbując złapać biały ser, który wypadł mi z bułki i umazał połowę brody, żeby chociaż uratować nową sukienkę.
– Ojej. Nie mam chusteczek, ale mogę ci dać koszulkę do wytarcia. Tylko jest trochę przepocona.
Nie wiem, czy kiedykolwiek śmiałam się tak bardzo jak wtedy. Byłam głodna, zmęczona i umazana białym serkiem przed facetem, który zapałał do mnie sympatią, mimo tak złego pierwszego wrażenia i tego, że tylko ten jeden raz zobaczyliśmy się na żywo. Potem jednak dużo rozmawialiśmy – czy to przez Internet, czy przez telefon. Czasem nie spaliśmy całą noc, przyklejając się do słuchawki. Chyba nie wiedzieliśmy o swoich bliskich tyle co o sobie nawzajem, mimo że nawet nie znaliśmy wzajemnego dotyku swoich dłoni.
Tyle że to nie trwało wiecznie. Tak czasem bywa. Niejednokrotnie nasze drogi przecinają się z innymi w niewłaściwym momencie, niewłaściwym czasie, a jednak to robią, jakby na przekór. Potem zostają tylko słowa, elektroniczne zdjęcia i dziwne uczucie pustki o trzeciej nad ranem. Nie da się tego uniknąć, ale to nieważne. Tak czasem być musi, choć nikomu to nie odpowiada.
Zatrzymujemy się na jakiejś stacji, pisk hamulców przywraca mi poczucie rzeczywistości. Ludzie naprzeciw mnie wysiadają, w wagonie pozostaje niewiele osób. Chyba w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek indziej czuję, że powinieneś tu być; zagadywać, wydurniać się i wycierać biały serek z mojej sukienki. A mimo tego, że to się nie dzieje, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Do uszu napływa muzyka zespołu, którego nigdy bym nie słuchała, gdyby tak bardzo mi się z tobą nie kojarzyła. Już nie zaciskam zębów i się przed tym nie wzbraniam. Gdzieś tam liczę tylko po cichu, że kiedyś mi to wszystko wybaczysz i że czasem o mnie pomyślisz, gdy usiądziesz nad śniadaniem, którego nigdy nie masz czasu jeść. I że też się wtedy uśmiechniesz.
Niedługo potem wysiadam. Powoli zbieram się z miejsca, jeszcze przez długą chwilę stojąc na peronie. W myślach żegnam pociąg, który jedzie dalej do Poznania – tam, gdzie zaczęło się wszystko to, co jedną chwilą zmienia życie dwojga ludzi i to, co dla reszty świata nie ma żadnego znaczenia. Tak po prostu czasem bywa.
A ja tymczasem wreszcie idę przed siebie, do domu.
Komentarze (13)
"I bez tego mam wystarczająco dylematów w swoim życiu" - wywaliłabym "swoim", ale to tylko luźba sugestia
"Po piętnastu minutach wszystko jednak wraca do normy; mężczyzna otwiera oczy i sparaliżowany widokiem piersi, na których wygodnie się ułożył, wyprostował się jak struna, próbując uniknąć czyjegokolwiek spojrzenia" - zastanawiam.sie nad czasami, czy to "wyprostował się" nie byloby lepiej "prostuje się" (?), obadaj swoim okiem
"Już nie zaciskam zębów i się nie przed tym nie wzbraniam" - 2x "nie"
"Chyba nie wiedzieliśmy o swoich bliskich tyle co o sobie nawzajem, mimo że nawet nie wiedzieliśmy, jak to jest dotknąć wzajemnie swoich dłoni" - boskie
Całość boska, dopracowana, niemalże bezbłędna - jak to u Ciebie, przyjemna narracja, dobry tekst.
Pięć gwiazd kliknęłam ;)
Pozdrawiam
"Chyba nie wiedzieliśmy o swoich bliskich tyle co o sobie nawzajem, mimo że nawet nie wiedzieliśmy, jak to jest dotknąć wzajemnie swoich dłoni" - to napisalam, ze boskie (bo boskie), ale tu jest 2x "wiedzieliśmy" ;D Też by można było coś podlubać.
Oks, pozdrawiam raz jeszcze, wpadaj częściej ;)
Pozdrawiam:)
Albo też dla niektórych może być to miejsce, gdzie zaczyna się kolejny rozdział...
Fajnie, że odwiedziłaś ten grajdołek :) Pzdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania