Zielona herbata #1
Panuje wokół mnie błogi spokój nie czuję nic złego, w końcu… Nagle otwieram oczy. Spokój i uczucie ukojenia zniknęło. A więc to znowu tylko piękny sen, który kończy się dzwonieniem budzika. Siadam na łóżku przecieram oczy. Czuję, że jest mi niedobrze, dociera do mnie ,że jest poniedziałek. Moje myśli krążą wokół jednej rzeczy: ,, nie chcę tam iść”. W ponurym nastroju idę do łazienki. Staję przed lustrem. Dostrzegam to, że zaczęłam płakać. Ostatnio często mi się to zdarza. Za często. Nie umiem sobie poradzić z tym wszystkim. Ocieram ręką łzy. Mówię sama do siebie:
- bądź dzielna
Patrzę w lustro. Zielone oczy, jasne włosy, zadarty nos. A więc to tak wygląda nieszczęście. Ubieram się i maluję w końcu trzeba się ogarnąć. Schodzę po schodach. Jestem w kuchni. Mimo, że jest 06.50 mijam sporo osób. Jem zaledwie dwie łyżki płatków z mlekiem ,żeby się nie czepiali. Wolę tego uniknąć. Dobrze, że mam ze sobą telefon. Zawsze słucham muzyki. Jest dla mnie ważna. Pamiętam gdy jako sześciolatka dostałam gitarę. Nie wiem czy umiałabym coś zagrać. Minęło od tego czasu jedenaście lat. Ze śpiewem było trochę lepiej. Do pewnego czasu. Potem nie chciałam. Nie mogłam. Nie zniosłabym tych docinek. Odchodzę od stołu. Ubieram czarną kurtkę i czarne botki, stosowne do jesiennej pogody. Czarny to ostatnio mój ulubiony kolor. Otwieram drzwi. Już witam się ze światem już jestem na schodach. Chcę odejść. Nie mogę. Zza pleców słyszę wołanie:
- Jane! Gdzie idziesz?!! – darła się jak zwykle Pani Watson
Denerwuję się bo doskonale wie gdzie idę. Jak zwykle się czepia.
- Na przystanek! – odpowiadam podniesionym głosem.
- Chyba sobie żartujesz, myślisz ,że jakaś gówniara będzie podnosić na mnie głos?!! Wynoś się już nie mogę na ciebie patrzeć.
- Z wzajemnością! – wrzasnęłam
Mocno trzasnęłam drzwiami. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. Włożyłam słuchawki do uszu. Chociaż to mnie cieszyło.
Szybko dobiegłam do pojazdu. Przez tę staruchę spóźniła bym się na autobus. Wpadłam zdyszana do środka. Choć było wcześnie to mogłam zauważyć,że oprócz mnie jest jeszcze całkiem sporo ludzi. Nie zastanawiałam się skąd taki ruch dzisiaj i zajęłam miejsce.
Oparłam głowę o szybę. Kierowca ruszył. Czułam się dziwnie. Cieszyłam się czterdziesto minutową przejażdżką w autobusie, z dala od nich wszystkich.
Każdego dnia dziękowałam Bogu ,że chociaż w drodze do szkoły mogę cieszyć się spokojem. Silver i jej przyjaciółeczki wstają później, a poza tym muszą dobrać ciuchy i makijaż.
Słuchając muzyki byłam w totalnie innym świecie. Przemierzając kolejne kilometry, patrzyłam na opadającą mgłę.
Droga minęła mi szybko. Wysiadłam i poczułam jak jest zimno. Do lekcji została jeszcze godzina. Silver i jej pachołki przyjadą za pół godziny. Nie wiem gdzie iść. Stoję tam i myślę. Jak to będzie? Czy mnie polubią? Jacy są? Odpowiadam sobie. Pewnie źle, nie polubią mnie i na pewno są inni ode mnie – nie dogadamy się.
Dołączanie do nowej klasy półtorej miesiąca po rozpoczęciu roku to nie najlepszy pomysł.
Nie wiem gdzie mam iść. Nie znam tej dzielnicy. Nawet nie wiem gdzie jest ta szkoła. Pani Watson twierdzi ,że jako siedemnastolatka powinnam radzić sobie sama. Dlatego mam sama sobie szukać tej szkoły. Spoglądam na moje buty. Są na nich mokre kropki. Nie tylko nie to zaczyna padać deszcz.
Komentarze (8)
Liczby zapisuje się słownie. Dla przykładu u ciebie:
"Cieszyłam się 40 (czterdziestu) minutową przejażdżką w..."
Poza tymi małymi potknięciami jest ok.
Nowa szkoła nowi znajomi... no cóż. Jestem ciekawa jak sobie z tym nasza bohaterka poradzi.
Nie oceniam
Lecę czytać dalej i zostawiam 5.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania