Poprzednie częściZielony Deszcz

Zielony Deszcz, część 3: Sprzedana #1

-Powinnaś otrzeć twarz -Powiedział nieśmiało idący obok chudy strażniki ,,ninja". -Inaczej trafisz do najgorszych. -Wysunął spod czarnej, mocno ściśniętej koszuli, kawałek zielonkawego materiału -Masz.

 

Samanta słuchała idącego obok i nie odzywając się ani słowem, wzięła podarunek. Ocierała twarz delikatnie, zerkając na drogę, która robiła się coraz szersza, aż w końcu wyprowadziła całą grupę na wielki ułożony kremowymi płytami plac.

Wychodząc z chłodnego lasu, oczy Samanty skupiły się na wysokiej górze, nad której szczycie zawisło słońce. Ledwie utrzymując się na stopach, obniżyła głowę, by upewnić się, czy dobrze widzi stojący w oddali czarno złocisty mur. W jego strona prowadziła ułożona z płaskich brązowych kamieni droga. Po jej obu stronach mieściły się wielkie stawy połączone ze sobą małymi kanałami. Woda mieniła się niebiesko zieloną barwą, przechodząc obok niej, można było dostrzec jej przeźroczystość, w której ukryte były wielobarwne ryby, jasne kamyczki i cieniutka koloru orzechowego trawa wystająca lekko ponad taflę wody. Kilku mężczyzn stało przy kanałach, grzebiąc w nich rękoma, a przy brzegu każdego stawu znajdowała się garstka u kobiet zajętych nabieraniem wody lub rozkładaniem sieci. Wszyscy-ci z daleka i bliska- byli zajęci swoimi sprawami. Nikt nie zwracał uwagi na to, co toczyło się tu, na tej drodze prowadzącej do obcego dla Samanty miejsca.

 

Niebo było bezchmurne, słońce prażyło coraz mocniej, a cała grupa dotarła do wysokiej otwartej bramy. Nad nią górował wielki pagodowy dach o barwie czarnej utrzymywany przez zdobione kolumny o krwistej czerwieni.

 

Wszystko wydawało się nierealne. Mimo swojego zapierającego tchu w piersiach wyglądowi wzbudzało niepokój. Samanta nie miała na nic sił, ale ciągle myślała nad sytuacją która staje się coraz gorsza. Jedyne, w czym się utwierdziła, to fakt, że nie jest już w tej samej przestrzeni co kilka godzin temu.

 

-To te sny, w których wszystko jest takie realne? -To było najbardziej racjonalne wytłumaczenie, na jakie wpadła. -Jakim cudem?! A ten zły dotyk? Może to nie był gwałt. Muszę to wszystko pozbierać do kupy...

 

-Masz ładne włosy -odezwał się cieniutki dziewczęcy głos.

 

-Słucham?- Samanta odparła cicho jakby, wypowiedzenie każdej sylaby było wielkim bólem.

 

-Te włosy. Podobają mi się. -Pokazała nieśmiało. Jej twarz była ładna, ale okaleczona kilkoma dużymi zagojonymi ranami. Dwie nierówne na policzku a druga na całej długości czoła, wypukła i bladsza od reszty twarzy. Wyglądały jak zrobione nożem.

 

-Dziękuję. Moja mama miała jeszcze jaśniejsze -uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od ziemi.

 

-A da się mieć ciemniejsze?

 

-Nie rozumiem? -odparła lekko zdziwiona, spoglądając delikatnie na rozmówczynię. Zobaczyła teraz jej kasztanowe krótkie do szyi włosy i ciemnobrązowe oczy. Była drobna, ubrana w biały długi materiał, wyglądający jak nocna koszula.

 

-Przecież twoje włosy są tak ciemne, że można...

 

-Co?! -krzyknęła, z malująca się rozpaczą na twarzy. Zaczęła łapać lewą dłonią włosy, prawą przyciskała do ramienia i garnęła kosmyki bliżej twarzy -Co... co to jest! -Upadła na ziemię.

 

-Co się dzieje? -Podbiegł chudy strażnik.

 

-Jak to co! Mam dosyć. Nigdzie nie idę! -Wydarła się na klęczącego obok niej mężczyznę. -Widzisz to? Co mam z tym zrobić?! Wolę umrzeć! -Cała zapłakana, nabuzowana od złości z nosem, z którego zaczęły powoli cieknąć kropelki, szarpała włosami na boki. -Zabijcie mnie! Mam dość! -Jak małe dziecko waliła teraz pięściami w ziemie, to szurała nogami, uderzając w stojące obok kobiety.

 

Wszyscy stali, patrząc na rozpaczającą Samantę, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi.

 

-Co tu się dzieje?! -Nagle z tłumu wyłonił się znowu on -Czemu zwracamy na siebie uwagę?! Hę?! -zabrzmiał donośny głos, ten sam, delikatny, ale męski.

 

-Pp... panie -Wysoki szczupły strażnik szybko upadł na kolana przed siedzącym na koniu mężczyźnie -Ona jak w amoku. Zaraz ją wezmę!

 

-Chcesz umrzeć? -zwrócił się, ignorując wypowiadane do niego słowa -Mam cię tu zabić?-uśmiechnął się krzywo, jakby samo mówienie o tym marnowało tlen -Daj mi miecz! -Zeskoczył ze zwierzęcia. Szybkim ruchem wyszarpał podawaną broń.

 

-Zawsze spełniam prośby tego typu!

 

Szybkim ruchem, gdy nawet nikt nie zdążył mrugnąć powieką, lśniący odblask przeleciał z lewej strony wprost pod szyję Samanty, lekko muskając ją swym metalowym ostrzem.

 

-To jak? Powtórzysz to?

 

Jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej blada. Ślina ciężko przechodziła przez gardło, prawie zatykając dopływ tlenu. Oczy skupiła na przerażonych kobietach.

 

-Czemu... bym miała? -powtórzyła drżącym głosem -Ja tylko, jestem zmęczona -wymamrotała -tak, zmęczona.

 

- I dlatego krzyczysz jak zarzynane prosie? -wyrzucił z pogardą. Odsunął miecz i zwrócił się w stronę konia.

 

-Czemu?! Czemu mam tu być? -zabrzmiał cichy zachrypnięty głos -Nic nie zrobiłam -Co się dzieje! -zawyła mocniej, opierając czołem o ziemię.

 

-Idziemy dalej! -Ktoś krzyknął.

 

Wszyscy ruszyli, a za nimi Samanta. Przerażona faktem, że to wszystko prawda. Ten miecz. Te krzyki. Ten ból. Takie realne, miała nadzieję do tamtego momentu, która teraz zniknęła.

 

-----------------------

 

Przechodząc przez bramę, zastanawiała się nad wszystkim. Inne włosy, że To, co ją otacza, jest prawdziwe i co jeszcze może ją czekać.

 

Jednak było coś jeszcze. Gdy tak patrzyła na otaczających ją ludzi, zrozumiała, że mają wschodnie rysy, takie indyjskie, ale też nie tak ciemne oblicza. Teraz wchodząc za bramkę upewniła się, że jest w zupełnie innym świecie, innej kulturze.

 

Budynki lśniły pustynnym blaskiem, w oknach powiewały kolorowe firany, a z dachów zielona obfitość roślin. Wejścia do niektórych budynków były zdobione różnymi wzorami, a w innych w ogóle nie było drzwi.

 

Dla Samanty było to nadzwyczajne, że mimo arabskiego klimatu były też domy na wzór z dalszych zakątków Azji. Nie była dobra z historii, ale wiedziała, że te style są odległe kulturowo.

 

Wiele ludzi przemieszczało się brukowaną drogą. Pięknie odziane kobiety i mężczyźni, a obok wychudzone dzieci siedzące w cieniu murów. Kontrast smutny, ale nie skupiający uwagi Samanty w tak trudnej dla niej sytuacji.

 

Przez resztę drogi, gdy szli przez ciasny korytarz między ścianami budynków, Samanta spuściła wzrok w ziemię.

 

-Może, jeśli wrócę w tamto miejsce, to zdołam wrócić do domu? Hmm Czemu nie pomyślałam o tym od razu!

--------------------------

 

-Nie powiem. Coraz piękniejsze to miejsce -Z nie małym zachwytem powiedziała po cichu, popatrzyła na budynki otaczające plac, na ich ścianach znajdowały się okazałe płaskorzeźby, a pod nimi wielkie wazony z kwiatami.

 

Przystanęli obok dużej fontanny z figurami trzech mężczyzn w dziwnych nakryciach głowy przypominających koronę.

 

-Ustawcie się w rzędzie- Odezwał się jeden ze strażników do kilku związanych. W tym czasie Samanta została z resztą wypchnięte kilka kroków do tyłu, za wybrane kobiety.

 

-Coś tu mi nie gra. -Wychyliła lekko głowę i ujrzała jak coraz więcej ludzi -szczególnie lepiej ubranych, zbliża się do nich. -O co chodzi?

 

-Ta wysławia się nadzwyczaj dobrze, ma zdrowe zęby i bystry wzrok

 

-Ta wysławia się nadzwyczaj dobrze, ma zdrowe zęby i bystry wzrok. Nie byle co. -Powiedział stojący od pewnego czasu niechlujnie ubrany grubas, który przybył kilka chwil po tym, jak skupisko ludzi było tak ściśnięte, że nikt więcej nie mógł się zmieścić. -Za tą minimum 30 dukli!

 

-Zdzierstwo! Kulawa jest! Maks 10 dukli! -Wykrzyczał ktoś z widowni i splunął.

 

-Skoro Cię nie stać to stul paszczę! -Odpowiedział mężczyzna, który nie dawno przykładał miecz do szyi Samanty.

 

W tym samym czasie gdy na przodzie odbywała się już trzecia licytacja, Samanta pojęła, że nie jest w najlepszej sytuacji. Najbardziej przerażała ją wizja trafienia do patrzących z boku, obleśnych typów machających kilkoma monetami.

 

-Pewnie pójdziemy za 2 czy 3 dukle. -Powiedziała stojąca obok gruba, siwowłosa kobieta. Miała zmęczoną i posiniaczoną twarz, ale mimo to wydawała się o wiele ładniejsza, niż mogła być dzięki swoim błękitnym oczom.

 

-Słucham? Ja nigdzie nie idę. Nawet za te 30 dukli czy co to za nazwa, nie pójdę! -Naburmuszyła się i zaczęła pośpiesznie zerkać na otaczające ja kobiety, plac i obleśnych mężczyzn.

 

"-To już moja czwarta licytacja. Oby ostatnia." -Westchnęła siwowłosa.

 

-Czwarta? Nikt nie chciał?

 

-Byłam trzy razy na służbie i po kilku latach zmieniana na inną. Im starsza, tym szybciej się Ciebie pozbywają. Im starsza, tym tańsza. -Przymrużyła oczy i podniosła twarz w stronę ciepłych promieni słońca.

 

''- Ja nie wiem, co się dzieje, ale na pewno wrócę w tamto miejsce. Nie ma innego wyboru! Jakieś licytacje, obleśni faceci, miecze i obcy ludzie. Może to nie sen, ale nie pozwolę się ponieść temu wszystkiemu. Muszę wrócić do domu!'' -Mówiła do siebie, jednocześnie składając jedną dłoń tak, by mogła ją wysunąć z metalowej bransolety. -''Jeszcze kawałek! '' -Coraz mocniej, bardziej zwijała dłoń. ''-W filmach zawsze się to udawało.'' -Usiadła na ziemi. ''-Cholera, chyba muszę ją złamać."- Zacisnęła zęby w kawałek opadającego materiału z rękawa, i przycisnęła dłoń między oba uda...

 

- Co ty kur*a robisz! -Nagle podniósł się męski ochrypły głos i podniósł Samantę za ubranie do góry. - Nie ma siedzenia! Rozumiesz! -Wydusił przez zęby muskularny szatyn o czarnych oczach jak węgliki. ''Zaraz Ty będziesz licytowana, nie pogarszaj swojej i naszej sytuacji. Cena i tak nie będzie wysoka.'' -Puścił ją, po czym odszedł.

 

Samancie spłynęło kilka łez po policzku. Spuściła lekko głowę i popatrzyła na okurzoną suknię. ''-Jestem w dupie." -Pomyślała.

 

"-Nie przejmuj się nimi. -Odezwała się starsza kobieta -Jesteś śliczna, ale niestety Chińczycy nie są mile widziani w mieście tak jak w całym królestwie. Pewnie o tym nie wiedziałaś, skoro tak łatwo Cię złapali." -Popatrzyła z litością na Samantę i wróciła do ogrzewania twarzy w promieniach.

 

-Czyli jestem Chinką. Więcej niespodzianek... Więcej! -Krzywo uniosła kącik ust i kopnęła mały kamyczek.

 

-Teraz wy! Krzyknął ktoś z tyłu i popchnął Samantę wraz ze dwoma stojącymi obok kobietami -siwowłosą i jakąś młodą, ale całą zeszpeconą ranami na twarzy.

 

Nagle rozległy się krzyki na placu. "-Chinka! Chinka! Ona to powinna być wrzucona do wody dla przestrogi reszty!" Inni krzyczeli "-Taką to do burdelu, niech służy prawdziwym obywatelom tego miasta!"

 

-Żebym ja wam zaraz nie sprzedała kopniaka! Wieśniaki! Samanta zaczęła wyrywać się do przodu, ale wszyscy się śmiali i pokazywali palcami, nie reagując na jej słowa.

 

-Szkoda marnować słów skoro Cię nie rozumieją -Odezwał się znajomy kobiecy głos.

 

W tle zaczęła się licytacja pierwszej, zeszpeconej dziewczyny. "-5 dukli... Dużo!"

 

-Jak to nie rozumieją! My normalnie się dogadujemy?!" -Rzuciła nerwowo nie odrywając wzroku od tłumu.

 

-Na pewno dobrze się czujesz dziecko? Przecież ta hołota nie zna chińskiego, a na pewno nie tej odmiany Daleko Wschodniej, którą ty władasz." -Uśmiechnęła się lekko.

 

-A Ty... Oni? -Pokazała na strażników- Rozumieją!

 

W tle "-Dam dukla i ani fuksa więcej!

 

-Pracowałam wiele lat na służbie u senatora z Dalekiego Wschodu, musiałam jakoś ich zrozumieć, w końcu... -Nie zdążyła dokończyć, gdy ktoś szarpnął za łańcuch i pociągnął starszą kobietę do przodu.

 

Samanta odrzuciła myśli o swoim nowym pochodzeniu i języku, skupiając całą uwagę na starszej kobiecie, której imienia nie zna i pewnie już nigdy nie zdoła poznać. Poczuła żal, że jedyna osoba wyjaśniająca jej prawa tego miejsca, właśnie odchodzi.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania