Zjeżdżalnia

Nom wkrótce miał po raz pierwszy pójść do szkoły. Oczywiście, bardzo się tym stresował, a dodatkowo jego dowcipny Wujek wciąż mu dojadał:

— Już niedługo pierwszy dzwonek! Dzyń, dzyń!

Przyszły uczeń długo miał nadzieję, że jednak zdarzy się coś, co pozwoli mu uniknąć tego przykrego obowiązku. Jednak prognozy Wujka się ziściły i pewnego dnia rzeczywiście rodzice odwieźli Noma do zupełnie nowej dla niego szkoły. Od razu przeraził go widok licznych, niegrzecznych wielkoludów ze starszych klas. Ich rozbrykany, pewny siebie tłum był tylko gdzieniegdzie przetykany podobnymi do Noma brzdącami—okularnikami w ciemnych garniturkach i dziewczynkami w niebieskich sukienkach. Naraz zaczęto coś mówić przez głośnik, ale był zbyt przejęty, by zwracać na to większą uwagę. Potem udali się do klasy. Zmroził go widok szkolnych ławek, jednak miło kontrastowały z nim ulokowane z boku klocki i samochodziki. Nagle Nom zobaczył stojącego przed sobą małego osobnika, nader podobnego do siebie i podającego mu samochodzik. Ucieszył się.

Kolejne dni przyniosły wiele ekscytacji i niepewności, śmiechu i ciężkiej pracy. Z niecierpliwością czekał na możliwość udania się z całą klasą na plac zabaw. Niestety, chyba jeszcze nie wiedział, że oczekiwania są najczęstszym źródłem rozczarowań. Początkowo wszystko układało się bardzo dobrze, a nawet rewelacyjnie. Kręcił się na karuzeli wraz z innymi. Bujał się na huśtawce. Jednak największy entuzjazm odczuwał w związku ze zjeżdżalnią, zresztą jak wszyscy.

— To jedyna naprawdę dobra rzecz. — myślał

Brzdące, wszystkie praktycznie jednakowe, zjeżdżały, a następnie biegły z powrotem, by utworzyć nową kolejkę i zjechać ponownie. Ale w pewnym momencie coś się zepsuło. Po swoim zjeździe Nom, zamiast wrócić do kolejki, wiercił się tylko i kręcił niespokojnie, pozostając na dole zjeżdżalni. Pozostałe dzieci coraz bardziej się niecierpliwiły i pomstowały na Noma:

— Nom, my też chcemy, zejdź!

— Złaź, Nom!

— Nom, zaraz cię kopnę!

Ale Nom nie mógł opuścić zjeżdżalni. Niestety miał wówczas na sobie bluzę z dzyndzelkami. I to właśnie owe, tak mało istotne dzyndzelki, stały się powodem całego wielkiego zamieszania. Jeden z nich zaklinował się w konstrukcji zjeżdżalni, uniemożliwiając Nomowi wydostanie się z niej. Mocował się, w pewnym momencie chciał nawet wyrwać zjeżdżalnię, lecz bezskutecznie. W końcu niefortunny supełek został rozplątany przez wychowawczynię. Potem Nom zjeżdżał dalej, ale już w innym stroju.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Aleks99 5 miesięcy temu
    Finał zaskoczył, liczyłem na jakiś desant jak w Normandii albo chociaż atom. A tu tylko zmiana ubrania. Całość dość infantylna, nie porwała mnie.
  • costam 5 miesięcy temu
    Rozumiem takie odczucia i w pewnym sensie nie sposób ich nie podzielać: to istotnie nieco dziecinna i raczej nieskomplikowana historia. Dziękuję za lekturę i komentarz!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania