Zło

Wiedziałem o jej przybyciu już od tygodnia. Zapowiedziała je podczas naszego ostatniego spotkania. Od tego czasu odliczałem każdą dzielącą mnie do tego wydarzenia sekundę. Dzisiejszej nocy nie mogłem spać. Przewracałem się tylko z boku na bok, możliwie najdelikatniej, by nie obudzić nieświadomej mej rozpaczy żony. Przez okna przebijało żółte światło latarń, kołyszące gałęzie drzew przypominały szpony, których cienie wdzierały się chcąc zacisnąć na mym gardle.

Najgorsze, że nie mogłem o tym nikomu powiedzieć. Ta zła siła przenikła do naszej rodziny i żywiła się nami. Była niemal domownikiem, za takiego przynajmniej się uważała. Raz nawet, gdy niczego się nie spodziewałem, zaszła mnie od tyłu w gabinecie, gdzie spędzałem typowy niedzielny wieczór na lekturze i spośród wielu szeptów, jeden zapamiętałem najlepiej: „ To także mój dom, mój ssskarbie”. Zmroziło mi wówczas serce i odebrało mowę. Gdy wreszcie odważyłem się podnieść wzrok, już jej nie było. Momentalnie zaatakowała, znajdującą się wówczas w kuchni, małżonkę. Skąd wiem? Tego skrzeczącego rechotu nie dało się nie rozpoznać. Dzieci zdawały się bezpieczne. Do czasu. Pewnego dnia pięcioletnia córeczka przybiegła do mnie z rysunkiem. „Spójrz tatusiu, co narysowałam” zawołała z typową dla siebie beztroską. Na początku nie mogłem zrozumieć, co widzę, ale gdy do mnie to dotarło, wiedziałem, że dzieci są poważnie zagrożone. Na tle widniała nasza rodzina trzymająca się za ręce. Ale była tam też ona! Stała całkiem z brzegu przy najmłodszym synku. Córka domyślając się, o co chodzi, dodała z dziwną powagą w głosie: ”Zawsze mówi, że Tomkowi trzeba poświęcać najwięcej uwagi. Bo jest najmłodszy”. Chciałem zapytać o szczegóły, ale tylko uśmiechnęła się pod nosem i wyrywając mi rysunek pobiegła do swojego pokoju. Zaczęła przejmować nad nimi kontrole. Moje biedne dzieci. Takie niewinne.

Zwracałem się o pomoc do wszystkich. Do miejscowego księdza, bliższej i dalszej rodziny, moherowych beretów… Nikt nie mógł lub nie chciał pomóc. Twierdzili, że na taką złośliwą istotę nie ma żadnej rady, ni egzorcyzmu. Proponowali doraźne rozwiązania, jak wywleczenie zła z naszego domu za pomocą podstępu, diabelskiej rozrywki z użyciem destylatów, ale wszyscy wiedzieli, że zapewni to spokój najwyżej na kilka godzin.

Byłem zrozpaczony. Chodziłem często slalomem po salonie lub rozsiadałem się w kanapie i łapiąc kolejne łyki piwa rozmyślałem o rozwiązaniach. Ostatnim razem, w trakcie tej czynności, Zło jawnie wystosowało wobec mnie groźbę. Wyrwało mi butelkę z ręki i pochylając gwintem do dołu, rzuciło o ścianę. „ Nie pozbędziesz się mnie”- zaskrzeczało. -” Prędzej to ja się pozbędę stąd ciebie! Uważaj sobie!”

Stało się. Nadszedł ten dzień. Jestem bezradny. Zdany na łaskę lub niełaskę demonicznego bytu. Cały ranek i popołudnie snułem się po domu nie znajdując w niczym pociechy. 16.59. Przełknąłem głośno ślinę. Przed domem rozległ się złowrogi hałas. Przez wszystkie frontowe okna wlała się czerwona poświata. Kilka głośnych trzasków. Coś ciężkiego wlekło się lub było wleczone po chodniku, choć pewnie obie te rzeczy jednocześnie. Regularny stukot. 17.00. Ding-dong. Dzwonek. Zastygłem. Wewnątrz mnie wszystko krzyczało: „ Nie otwieraj!”, ale siłą woli zmusiłem się, by podejść do drzwi i spojrzeć zza odsłoniętej firanki na ganek. To ona. Przybyła punktualnie, jak zapowiedziała, ku mej zgubie… Nieoczekiwanie za moimi plecami pojawiła się żona i delikatnie kładąc rękę na mym ramieniu, również wyjrzała na zewnątrz, po czym powiedziała tylko: „No kochanie, otwórz mamusi”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Angela 05.01.2019
    Po prostu, jakoś tak przez skórę wiedziałam o jaką istotę chodzi : D
    Opowiadanie fajne, choć krótkie.
    Pozdrawiam.
  • Basileus 05.01.2019
    Wszyscy podświadomie znamy charakter prawdziwego zła.
  • Wrotycz 05.01.2019
    Liczyłam, po lekturze pierwszego tekstu, na zaskoczenie i udało Ci się.
    Biedne teściowe. Stereotyp i tyle:)
    Choć nie, w tym banale jest źdźbło prawdy.
    Demoniczny byt - ha!:)
    Bardzo sprawne pióro.
    Brawo!
  • Kim 05.01.2019
    Ha, i to ciekawe. Personifikacja zła w postaci teściowej to temat nieco oklepany, ale fajnie go przedstawiłeś. Frykaśne zakończenie.
    I podpinam się pod powyższego rozmówcę, że pióro sprawne.
    Fajny tekst.
  • Canulas 08.01.2019
    Tak. tekst bardzo ok, choć mniej więcej od połowy widać, że nastawiony na "uraczenie puentą". Że właśnie w puencie, autor upatruje siły dla swego tekstu.
    Czasem robisz odstępy przed postawieniem cudzysłowu i gdzieś tam brakowało chyba kilku przecinków, ale w tym akurat nie jestem przesadnie biegły.
    Zastanawia mnie jeden fragment.

    "Coś ciężkiego wlecze się lub jest wleczone po chodniku, choć pewnie obie te rzeczy jednocześnie. Regularny stukot. 17.00. Ding-dong. Dzwonek. Zastygłem. Wewnątrz mnie wszystko krzyczało" - o tutaj. Czy w myśl jednoistości narracyjnego czasu nie powinieneś tutaj ujednolicić?

    Może:
    "Coś ciężkiego wlekło się lub było wleczone po chodniku, choć pewnie obie te rzeczy jednocześnie. Regularny stukot. 17.00. Ding-dong. Dzwonek. Zastygłem. Wewnątrz mnie wszystko krzyczało:"
    Obadaj po swojemu.
    tak to całkiem ok.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania