Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Zniewolona – prolog
Miałam problem z kategorią, więc w razie wpadki proszę o wyrozumiałość. Uwaga! Opowiadanie zawiera wulgaryzmy (sporo wulgaryzmów), więc jeśli są one dla Ciebie nie do przyjęcia, odpuść sobie czytanie.
Pozdrawiam.
***
Otwieram ciężkie powieki, lecz oczy nie widzą. Kilka chwil na powrót i kilka następnych, aby zrozumieć, że już wróciłam. Ciemność i przenikliwy chłód. Pachnące stęchlizną wilgotne powietrze i cisza. Złowrogie nic. Przeplatana ciężkim płytkim oddechem bezdźwięczna przestrzeń, głucha niczym w kosmicznej otchłani. Znikomy ruch ciała i ból. Unieruchomione ręce i nogi, paląca lodowatym zimnem, przytulająca nagie pośladki, szorstka podłoga i nieświadomość: "kto, kiedy, dlaczego, a co najważniejsze – gdzie i po co?” Niemy krzyk, tysiące pytań i nasuwające się, nie posiadające cienia argumentów odpowiedzi.
Ponowna próba poruszenia się, uwolnienia, odrobiny ulgi w cierpieniu, lecz nadaremnie. W nagrodę tylko kolejny, przeszywający zesztywniałe mięśnie ból. Odwiedzający znienacka okolice brzucha i żeber piekący ciepłem dotyk i zdrętwiałe kończyny.
Podnoszę ciężką jak syzyfowy głaz głowę, rozglądam się, pytam w milczeniu, interpretuję. Czarne jak węgiel otoczenie nie pozwala niczego dojrzeć, ocenić, wyjaśnić… Daje jedynie strach, miliony znaków zapytania i lęk, strach tak duży, że niemal dławi, zabiera ostatnie cząsteczki i tak brakującego w tej chwili tlenu.
I nagle na wprost coś innego, "nowego”, dającego cień ożywienia, fałszywej wiary. Cieniutka strużka mdłego, przytulonego do ziemi światła, unikatowy przecinek w przerażającym, grobowym bezmiarze. Jak narkotyk przyciąga wzrok, zalewając falą kolejnych pytań i dając jednocześnie namiastkę nadziei i złudzeń.
Chłód się nasila, sumiennie łącząc siły z dławiącym pragnieniem. Wyschnięte na wiór wargi walczą z kneblem, aby zaczerpnąć jak najwięcej ciężkiego do zdobycia oddechu. Niespodziewanie ciche kroki i dreszcz, przełknięcie brakującej śliny. Nieprzyjemny wstrząs, chłód ciała zmieniający się nagle w ognisty, otulający od stóp do głów parzący uścisk. Zgrzyt zamka, złowieszcze mruczenie zbliżających się z niepokojącą powolnością ciężkich butów, szum starego radia. Ciepłe chuchnięcie w policzek i miarowy oddech. Pachnący wanilią i piwem, muskający twarz zefirek, aromat ładnych perfum. Delikatny dotyk palców przy uchu, głaskanie i powolna wędrówka: nos, usta, podbródek, szyja, ramię i prawa pierś. Przerażenie, mocne wyszarpnięcie się i kolejny ból, a po nim niezrozumiały krzyk: "dlaczego?!, gdzie?!, po co?!”. Szamotanina niczym taniec ryby na haczyku i prośby, rozpaczliwe błaganie – o garstkę jakichkolwiek słów wyjaśnienia, umniejszenie cierpienia, odrobiny wody…
Apele pozostają bez odzewu, więc głośny płacz. Kolejne, zamienione w chrapliwie, niezrozumiale wyrazy znaki zapytania, zaklinanie o wolność, obietnice, groźby, błaganie…
– Jeśli przyrzekniesz, że będziesz cicho, zdejmę knebel – rzekł spokojnie, lecz stanowczo męski głos.
Przytaknęłam posłusznie głową i po chwili materiał zniknął z mych ust, aby w jego miejsce pojawiła się przejrzyście czysta szklanka z bezbarwną cieczą. Upiłam łyk, szarpana strachem o mało nie dławiąc się jej zawartością.
– Gdzie ja jestem? – szepnęłam niepewnie, nie wiedząc, czy zadawanie pytań to w tej chwili dobry pomysł.
– We właściwym miejscu – odparł, zdawałoby się, z wielką łaską nieznajomy.
– Ale dla…
Nie skończyłam, przytkana jego szorstką, śmierdzącą benzyną i papierochami dłonią. Cuchnęła strasznie i gdyby nie powstrzymujący mnie lęk, zapewne zaraz bym ją obrzygała.
– Miałaś siedzieć cicho – warknął mężczyzna, boleśnie ściskając moją brodę. Jego chwilowa dobroć okazała się być tylko pozorem, łgarstwem, to nie wróżyło różowej przyszłości.
– Będziesz grzeczna? – zapytał oschle, ściskając policzki coraz mocnej. Bolało jak cholera, czułam się jak wyciskana bezdusznie cytryna.
Kolejny raz kiwnęłam na głową na "tak".
– Więc pamiętaj, i dla twego dobra – lepiej się tego trzymaj – furknął, wystawiając mi przed nos wielki paluch, po czym energicznie odepchnął moją twarz i wyszedł, ponownie zostawiając mnie samą w tym pojebanym grobowcu.
Ale przynajmniej nie założył już knebla.
Komentarze (7)
"Daje jedynie strach, miliony znaków zapytania i lęk, strach tak duży, że niemal dławi, zabiera ostatnie cząsteczki i tak brakującego w tej chwili tlenu." - przed tym drugim "strachem" lepiej dać myślnik albo średnik. I zastanów się, czy nie przebudować tego zdania, bo mimo wszystko jest powtórzenie.
Niezłe opko. Trochę pod koniec mi zgrzytło to przejście między prawie poetycką narracją, a bardzo dosadnym stwierdzeniem bohaterki, ale to raczej rzecz subiektywna - pod względem formy się broni. Dużo informacji nie ujawniłaś, ale dałaś radę zaciekawić. Mam tylko nadzieję, że nie pójdziesz z akcją w oklepanym kierunku, bo bądź co bądź taki motyw jest ostatnio dość popularny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania