Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
ZOŁZA IV
MANIA
Wpadłam do pokoju. Chodziłam po gabinecie w tą i z powrotem. Nerwowo przygryzałam paznokieć kciuka. To cud ze nie pękł. Wciąż w moim ciele krążyła adrenalina wyzwolona przez adwokata. Czułam jego dotyk, zapach, oddech na sobie. Zamykałam oczy i widziałam to przeszywające spojrzenie poczerniałych z pożądania tęczówek. Zatrzymałam się i uniosłam głowę. Chciało mi się krzyczeć, niestety jedynie co wyrwało się z mojego gardła to głośne warczenie. Zawsze tak się dzieje, gdy staje się bezradna i wiem że przegram. Do tego rzuciłam mu wyzwanie. Wyzwanie o mnie. Najgorsze w tym wszystkim ze użyłam zdobytych informacji przeciwko Antkowi by bronić tego.... No właśnie kogo...? Przecież ja o nim nic nie wiem. Obruszyłam się. Wyprostowałam jak struna. To co jest w aktach to podstawowe informacje. Idę na wojnę o moją prawie że cnotę. Po tylu latach można powiedzieć, że jestem jak dziewica. Kurwa. Oparłam się o brzeg biurka. Złapałam za telefon. Chciałam zadzwonić, lecz zrezygnowałam. Takich spraw nie załatwia się przez swój telefon. Najlepsze będzie spotkanie. Tylko jak się tu dyskretnie umówić z informatorem. Znam kogoś przed kim nie ma żadnych tajemnic. Wykopie wszystko. Wiem, bo ukrywa informacje równie dobrze. A ja potrzebuję informacji. I wiem kto je może dla mnie zdobyć. Problem w tym, że będzie drogo. Cydr I czekoladki nie wystarczą. Jebać cenę, trzeba działać. Postukałam telefon. Zaczęłam się zbierać. Zmieniłam buty, złapałam płaszcz i wyszłam do sekretariatu. Przy biurku siedziała moja asystentka. Teraz siedzisz przy biurku? Jak trzeba było mnie ratować to Cię kurka nie było. Wychodząc rzuciłam pospiesznie do Karoli.
- Skończyłam, uciekam do domu. Pa.
Nie wyszłam z budynku, skierowałam się do działu informatyków. Podeszłam do biurka Tomka i zastukałam paznokciem o blat. Młody chłopak podniósł wzrok, zmarszczył brwi zaskoczony, ale nic nie powiedział. Za to ja miałam wiele do powiedzenia.
- Czy twój kolega? Ten spec?
Chłopak rozprostował czoło i szybko odpowiedział.
- Tak. – Dobrze wiedział o kogo chodzi.
- A jak...? - nie skończyłam zdania jak odpowiedział.
- Telefon.
- Pożyczysz mi telefon?
Bez namysłu podał mi odblokowanego IPhone z wybranym numerem. Przyłożyłam aparat do ucha.
- Cześć, to ja.... Masz czas? Dziś...?
Głos podyktował adres, który zapisałam na karteczce.
- Za pół godziny.
Połączenie się rozłączyło. Oddałam telefon i pocałowałam chłopaka w policzek. Speszył się znacznie a ja ruszyłam do wyjścia. Patrzył na mnie zaczarowany. Odwróciłam się i powiedziałam.
- Reszta jutro.
Zanotowałam w pamięci, żeby kupić dużo żelków i sześciopak puszek coli.
Pół godziny później siedziałam w knajpie na Mokotowie. Skromny lokal nie przytłaczał ilością odwiedzających. Zajęłam stolik w kącie, zamówiłam dwie wody w butelce. Nie czekałam długo. Do mojego stolika dosiadł się pryszczaty chłopak.
- Siema, co potrzeba?
- Tego co zawsze.
Podsunęłam mu karteczkę z danymi prawnika. Zręcznie ja schował do nerki przewieszonej przez pierś.
- Na kiedy?
- Nie pilne, ale wiesz im szybciej tym lepiej.
- A co cię interesuje?
- Wszystko – skoro i tak płacę.
- Słownie czy pisemnie?
- Jestem dinozaurem.
Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd krzywych zębów. Nie czekając na odgryzienie, którego pewnie bym się nie doczekałam zapytałam.
- Ile?
- Ortodonta.
- Co?
- Potrzebuję kogoś kto ogarnie ten bałagan. - Popukał się w szkliwo jedynek
- Łapie. Płace za druty. Na resztę musisz zarobić sam.
- To do zo. - Wstał i wyszedł.
Jeszcze w drodze umówiłam wizytę u naszej ortodontki na swoje nazwisko. Nie zdążyłam dojechać do domu jak dostałam SMS z datą. Odpowiedziałam SMS-em z datą wizyty i adresem.
Każdego dnia rano kręciłam rowerkiem niewiarygodna ilość kilometrów. Nie żeby to było moje ulubione poranne zajęcie. Ja porostu nie mogłam spać a litania domowych obowiązków wyczerpała się już pierwszego wieczoru. Postanowiłam skupić się na pracy. Odgrzebywałam stare tematy pozostawione do ogarnięcia. Umówiłam się z administratorem na poniedziałek w sprawie parkingu. Puki pogoda pozwoli trzeba go ogarnąć. Spotkania z Teo odbywały się w dziwnej atmosferze. Trzymałam mężczyznę na dystans. Bardzo duży dystans. Postanowiłam, że dopóki się czegoś o nim nie dowiem nie podejmę żadnych kroków i nie pozwolę by mieszał mi w głowie. Antek wydawał się też nieswój. Zakładam, że martwił się delegacja i częstymi nieobecnościami Karola. Czułam ogarniające mnie przemęczenie. Przez ostatnie dni działałam jak na speedzie. Karola zaczęła się zastanawiać czego się naćpałam. Całe czwartkowe popołudnie ziewałam. Mój mózg domagał się porządnego snu. Tylko że ja boję się zasnąć. Gonitwa myśli przynosiła niewyobrażalnie realne sny, na przemian koszmary i sceny rodem z porno. Po powrocie do domu zjadłam porządna kolację i łyknęłam dwie tabletki melatoniny. Jak nigdy o 19:00 byłam już w łóżeczku i smacznie spałam.
- Mamo! Mamo! Obudź się, mamo!
Poczułam jak ktoś i coś mnie szarpie za ramiona. Otworzyłam zaspane oczy. W sypialni było jeszcze ciemno a nade mną stał zdenerwowany Fabian. Leon ciągnął za kołdrę ściągając ją z łóżka.
- Co, co się dzieje? – sapnęłam.
- Twój telefon dzwoni jak szalony. Nie słyszałaś?
- Nie. Boże która godzina?
- Po czwartej.
- Rano?
- Tak rano. Odbieram.
Podał mi telefon. Nie dałam rady odczytać wyświetlanej informacji kto tak usilnie próbował się do mnie dodzwonić. Światło bijące z wyświetlacza oślepiło mnie. Mruknęłam zaspana do aparatu.
- Halo.
- Mania? Dzięki Bogu. Słuchaj jest problem.
- Jaki problem?
- Karol. Nie przyjechał do Berlina. Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie udało mi się. Proszę pojedź do niego i sprawdź czy wszystko ok.
- Teraz?
- Tak teraz! Mania obudź mózg! Musisz mi pomóc.
- Dobra, zaraz, już działam.
Niespiesznie wstałam, wciągnęłam na tyłek jeansy, założyłam stary sprany T-shirt z logo ACDC. Spięłam włosy w kucyk gumką. Skacząc z nogi na nogę założyłam skarpety a potem buty. Złapałam za torebkę, płaszcz i ruszyłam do wyjścia.
Fabian patrzył się na mnie jak na wariatkę.
- Dokąd się wybierasz?
- Ratować świat. Muszę pomóc wujkowi Antkowi.
- Coś się stało?
- Jeszcze nie wiem.
Wyszłam z domu w ciemna noc. Było otrzeźwiająco zimno. Szybko wsiadłam do auta, odpaliłam je i przekręciłam pokrętła na najwyższą temperaturę. Ruszyłam w misji ratowania świata. Pojechałam do Karola. Oczywiście dzwoniłam do niego z tysiąc razy, ale nic. Naprawdę zaczęłam się martwić. Zaparkowałam samochód tuż przed wejściem, włączyłam awaryjne i ruszyłam do klatki. Dzięki Bogu, że znałam kod. Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam dzwonić dzwonkiem. Po trzech, czterech nieudanych próbach zaczęłam walić w drzwi. Coraz mocniej uderzałam, aż w końcu krzyknęłam.
- Karol, kurwa otwieraj te drzwi.
Słyszałam jak oburzeni sąsiedzi zaczynają krzątać się po swoich mieszkaniach. Miałam to w dupie. Coś było bardzo nie tak. Po chwili usłyszałam, jak ktoś przekręcą zamek w drzwiach. Drzwi uchyliła młoda, półnaga dziewczyna. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest nieźle spita i zćpana. Syknęłam
- Gdzie Karol?
Nic nie powiedziała, kiwnęła głową i zaprosiła do mieszkania. To nie było mieszkanie, to speluna. W mieszkaniu unosił się straszny smród. Zapach spoconych ciał, wódki i rzygowin. Wszędzie walały się ciuchy, butelki i śmieci. Na stoliku pozostał biały pył i zwitki banknotów. Na kanapie spała nie całkiem rozebrana dziewczyna. Zignorowałam to wszystko i wpadłam do sypialni Karola. To co zastałam rozbiło mój mózg. Ledwie żywy mężczyzna, całkiem nagi leżał na brzuchu rozwalony na całym łóżku. Podeszłam do niego, odór bijący od niego był odrzucający. Dałam sobie spokój z budzeniem tych zwłok, sprawdziłam tylko czy puls jest wyczuwalny. Odwróciłam się do stojącej za mną dziewczyny. Zapaliła papierosa i głęboko się zaciągnęła. Łypnęłam na nią wzrokiem i twardo zapytałam.
- Gdzie jest komputer?
Wskazała na zawalone papierami biurko. Dopadłam do mebla, zaczęłam przerzucać śmieci. Chwyciłam za sprzęt, już miałam wyjść, jak przypomniałam sobie ze potrzebuję jeszcze jednej rzeczy.
- A pendrive? – jest kluczem dostępu do komputera, bez niego nic nie zrobię.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Podeszłam do niej pewnie i szarpnęłam za włosy, syknęłam potrząsając jej głową.
- Gdzie?
Wyszarpała głowę z mojego uścisku pozostawiając na pamiątkę pukiel kłaków. Ruszyła niespiesznie w stronę nieprzytomnego mężczyzny. Wsunęła rękę głęboko pod jego ciało szukając dłoni. Wyciągnęła po chwili srebrny nośnik z logo firmy. Zabrałam go z jej ręki i wyszłam. Zadzwoniłam do Darka by zebrał chłopaków i zrobił porządek. A potem do pierwszej osoby, która przyszła mi do głowy i mogła być wtajemniczona w pracę Karola. Chłopak odebrał dopiero po drugim telefonie.
- Tomek, spakuj garnitur i koszule, jedziesz do Berlina.
- Co, ale jak to? Matko jest piątą rano.
- Ubieraj się! Podaj adres, jestem już w drodze.
Chłopak chaotycznie podał adres. W słuchawce usłyszałam, jak się szamota po swoim pokoju.
Pięć godzin później dojechaliśmy do hotelu, w którym zameldowany był Antek i Jan. Wyglądaliśmy jak dwoje wschodnioeuropejskich imigrantów. Oboje w podartych jeansach starych koszulkach i wyciągniętych bluzach. Ja do tego cała rozczochrana i nieumalowana. Oboje bardzo zmęczeni. Czekali na nas z niecierpliwością obaj wspólnicy. Przez całą podróż Tomek rozgryzał projekt systemu stworzonego przez Karola. Z tylnego siedzenia dobiegały tylko urywkowe zdania typu:,,To nie zadziała.” „Kurwa co za złom.” „Zmienię ten algorytm, bo się kupy nie trzyma” „Kurwa jak...”, „O matko to jest genialne.”, itp... Nie przeszkadzałam chłopakowi. Nie zagadywałam, byłam zfocusowana tylko na tym by bezpiecznie dowieść nas do celu. Wypiliśmy hektolitry kawy, zjedliśmy jakieś śmieci ze stacji, bo nie było czasu na przystanki. Zdziwiło mnie ze chłopak tak łatwo dostał się do tajnych plików. Na szczęście wyjaśnił, że od jakiegoś czasu zna wszystkie hasła dyrektora projektowego bo on sam nie jest w najlepszej kondycji do pracy. Nie dobrze. Muszę pogadać z Antkiem. Albo on go ogarnie albo do akcji wkroczę ja. A w tedy zrobi się nieprzyjemnie. Szczególnie jeśli Karol będzie stawiał opór. Po drodze wykonałam kilka telefonów, poinformowałam Fabiana, gdzie jestem i że wrócę pewnie dopiero w poniedziałek. Napisałam tez sms do mojego informatora by przesłał wszystko kurierem do firmy - tym najdroższym, do rak własnych. Wtajemniczyłam Antka w mój szalony plan. Nie miał wyjścia, musiał się zgodzić. Co nam zostało? Kto nie zaryzykuje ten nie będzie pil szampana.
Na szczęście spotkanie było zaplanowane na 12:00. Mieliśmy czas by doprowadzić się do kultury. O swój strój nie martwiłam się. Od kilku lat wożę w bagażniku małą walizkę z kompletami ubrań zapakowanymi w próżniowe worki. Wyszłam z pokoju w eleganckim damskim garniturze i szpilkach. Bardziej martwił mnie Tomek. Na szczęście Antek zadbał o wszystko i sprezentował chłopakowi drogi garnitur z koszulą, krawatem i pantoflami. Nie ma co, jeśli zależy mu nie szczędzi kasy na niczym. Szliśmy korytarzem ramię w ramię. Gotowi na bitwę o dodatkowe fundusze dla firmy. Stanęłam przed chłopakiem, złapałam go za ramiona i powiedziałam.
- Młody, wierze w Ciebie. Nie stresuj się. Jesteś zajebisty w tym co robisz. Niczym Cię nie zagną. Potraktuj to jak maturę ustną z angielskiego.
Chłopak bez emocji powiedział.
- Ale ja nie mam matury.
Otworzyłam szeroko oczy, byłam w szoku.
- Ale angielski znasz?
Nie pomyślałam o tym. Zawierzyłem Karolowi. Zawsze zatrudniał do działu nieoszlifowane diamenty które potem sprzedawały się na rynku pracy za grubą kasę. Zaczęłam panikować. Chłopak uśmiechnął się, złapał mnie za ramiona i powiedział.
- Perfekcyjnie.
Odetchnęłam z ulgą, wygładziłam marynarkę, przeczesałem mu włosy dłonią i dodałam.
- Idź tygrysie. Zaczaruj ich.
Weszliśmy do jaskini lwa by sięgnąć po to co nasze.
Wieczorem wszyscy byliśmy wypruci z sił. Tomek wypadł fenomenalnie. Zaczarował inwestorów, Antek był z niego dumny. Ciągle dopytywał skąd wiedziałam do kogo uderzyć po pomoc. Ja odpowiadałam wymijająco "mam szósty zmysł". Zrobiliśmy swoje, teraz pozostało czekać. Dobrze wiemy, że w dużych korporacjach decyzje dojrzewają długo, a my nie byliśmy jedynymi oferentami. Na szczęście zaraz po spotkaniu poproszono Jana na stronę i poinformowano, że w przyszły piątek zaplanowano telekonferencje z naszą firmą. Inwestorzy będą bardzo zobowiązani by zaplanować sobie czas na ten dzień. Jan oczywiście zapewnił wszystkich, że jesteśmy do ich dyspozycji kiedy tylko zapragną. Usiedliśmy przy barze, każdy z nas zamówił ulubionego drinka. Po gratulacjach dla młodzieńca spędziliśmy czas w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. W mojej głowie kotłowało się jedno. Co się dzieje z Karolem? Odciągnęłam Prezesa na bok. Dość obrazowo przedstawiłam czego doświadczyłam będąc u Dyrektora Projektów. Szef zapewnił, że ma wszystko pod kontrolą a moje zaangażowanie nie jest potrzebne. Ta… jasne. Właśnie widziałam. Zagroziłam dając mu ostatnią szanse na przywrócenie równowagi. Jeśli nie… Nie musiałam nic dodawać. Wystarczył mój morderczy wzrok i ton głosu by wyprostował się jak struna. Uratował go telefon od Teodora. Uch….. Bałam się tych myśli o nim a tym bardziej spotkania. Przez większość czasu krążyły wokół jego zabójczo przystojnej buźki, uwodzicielskiego ciała i niewybrednego języka. Postanowiłam, że tylko dobry sen przyniesie mi ukojenie. Pożegnałam się z mężczyznami i udałam do pokoju. Po wieczornej toalecie bez zastanowienia łyknęłam dwie tabletki melatoniny, którą na szczęście miałam w torebce i zasnęłam.
Obudziłam się wypoczęta, zregenerowana, gotowa na każde wyzwanie. Normalnie jak młoda bogini. Zeszłam do lobby w zestawie numer dwa - codzienny niezobowiązujący, czyli czarne botki, jeansy, biała koszulka, długi kardigan. Włosy oczywiście spięte w kucyk.
Wykonałam telefon do Fabiana by sprawdzić, czy żyje i do Marka by sprawdził w jakim stanie jest dom. Po rozmowach udałam się na śniadanie. Przy jednym z stolików siedziała już trójka rycerzy. Najwidoczniej kończyli śniadanie, bo na talerzach mieli słodkości. Przywitałam się z nimi machnięciem ręki i zaparzyłam herbatę. Postawiłam filiżankę zajmując sobie miejsce i ruszyłam na łowy. Nie ograniczałam się. Na talerzu lądowało wszystko co przyciągnęło mój wzrok. Gdy usiadłam na swoim miejscu młodzieniec szeroko otworzył oczy.
- Zjesz to wszystko? – zapytał zdziwiony.
- Pamiętaj młodzieńcze, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia – douczyłam szczeniaka.
- Mania należy do tych obżartusów, którzy po takiej porcji biorą oddech przy ladzie ze słodkościami - powiedział Antek. Panowie roześmiali się a ja pokazałam mu języka. Po dwudziestu minutach nic już nie było na talerzu a ja faktycznie udałam się po druga filiżankę herbaty i ciastko, no dobra 3 ciastka. Gdy wróciłam Tomka nie było, poinformowano mnie, że poszedł się wymeldować. Wolał nie zostawiać komputera Karola bez opieki.
Nasza trójka nie spieszyła się. Poza tym Antek zaczął ciężki temat.
- Mania, ta jedna z firm oferujących nam leasing na sprzęty biurowe…
- Co z nią?
- Bo wiesz mój kolega miał z nimi niemiłą sytuację. Niby wszystko było w porządku, ale później okazuje się, że do umowy jest aneks, którego firma nie udostępnia i przy naprawach, konserwacjach czy zdaniu wychodzą jakieś hocki, klocki.
- Sprawdzę to.
- To dobrze, bo wiesz niechciałbym by później ktoś cię oskarżył o opierdalactwo.
Spojrzał wymownie na Jana.
- Ja tylko jasno daję do zrozumienia jak wygląda stan rzeczy - wyjaśnił Jan beznamiętnym tonem.
- No tak, a skoro Teo może tego nie wyłapać, bo on pracuje na dokumentach które dostarczają dziewczyny, to lepiej mieć to na uwadze i sprawdzić osobiście czy wszystkie załączniki się zgadzają. - Mówiąc to Antek zerkał znad filiżanki to na mnie to na Jana.
Co ty knujesz Antek? Do czego pijesz? I po co w to wciągasz swojego przyjaciela? Zastanawiałam się mocno nad krążącymi w mojej głowie pytaniami. Obserwowałam Antka, który uciekł spojrzeniem na Jana. W tej chwili Jan pociągnął łyk czarnego jak smoła espresso i odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Czy chcesz nam zasugerować ze to odpowiedni moment na test twojego przyjaciela?
No tak, jeszcze test. Nikt w firmie nie jest szanowany przez Jana, dopóki nie udowodni swojej lojalności względem zespołu i przedsiębiorstwa. Po prostu, jeśli kierujesz się tylko i wyłącznie swoim dobrem i zyskiem nie masz czego u nas szukać.
- Chcesz wystawić Teodora przy przedstawieniu ofert na spotkaniu na szczycie? – zapytałam. - I chcesz żebym to ja brała w tym udział?
- Jestem go pewien więc tak, to będzie doskonały moment. A ty jesteś doskonałą aktorką.
- Bez przesady. Najlepszy jest Jan. Ale skoro padło na mnie jaki zakładasz scenariusz reżyserze? - zapytałam zrezygnowana.
- Więc tak, spotkanie na szczycie musi się odbyć w środę, w poniedziałek jedna z asystentek poda mu wygrzebany aneks i poprosi by ci przekazał papier. Ty jak zawsze będziesz tak zabiegana, że nawet na niego nie spojrzysz albo nie będzie Cię, bo musisz odpocząć po podroży służbowej. Zakładam, że powie Ci od razu o co chodzi w aneksie i że trzeba wykluczyć ofertę z prezentacji. Jeśli zatai przed Tobą informacje to mamy problem przynależności do zespołu. Jeśli zatai te informacje przed wszystkimi na szczycie to jest tragedia i osobiście podziękuje mu za świadczone usługi. Podczas spotkania przedstawisz wszystko tak jak dogadałaś z nim.
- Po pierwsze będę w pracy. Po drugie odwalam za Ciebie robotę więc nie dziw się ze jestem zaganiana. Po trzecie co, jeśli zatai informacje przede mną ale przedstawi ją na spotkaniu na szczycie? – wyliczałam na palcach.
- Po pierwsze powinnaś wziąć wolne w poniedziałek, bo jesteś przemęczona. Po drugie znam cennik i tanio nie będzie. Po trzecie to znak, że powinnaś uważać co mówi i robi. Nie dać się złapać w zastawione sidła. – Wyliczył na palcach Antek patrząc mi głęboko w oczy.
- A więc o to Ci chodzi? Chcesz mnie do niego zniechęcić - powiedziałam stanowczo zbyt wysokim tonem.
- A co jest w kręgu twoich zainteresowań? – zapytał przedrzeźniając mnie.
Łypnęłam na niego wściekłym wzrokiem. Naszą dziecinną wymianę zdań i spojrzeń przerwał Jan. Powiedział stanowczym tonem.
- Dosyć dzieciaki. Uspokójcie się. Mania podoba mi się ten pomysł i sama mówiłaś, że albo ktoś jest z nami albo…
- Nie traćmy czasu - dokończyłam zdanie przewracając oczami. Jan perorował dalej.
- Antek przestań interesować się życiem Mani to dorosła kobieta …
- I wie co robi - dokończył rozczarowany Antek. Jan chciał skończyć już tą niedojrzałą rozmowę.
- No. Tak więc ustalone. Zerwijmy ten plaster szybko…
- Będzie mniej bolało - powiedziałam jednocześnie z Antkiem. Spojrzeliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem.
Jan przewrócił oczami.
- Jak nastolatki. Dobrze zbierajmy się do domu, przed nami długa droga.
Dobry humor nas nie opuścił. Postanowiliśmy jeszcze raz zagrać Janowi na nerwach. Ponownie powiedzieliśmy jednocześnie.
- Dobrze tato.
Wsiedliśmy z Tomkiem do auta. Ruszyliśmy spod hotelu i zaczęłam rozmowę.
- I jak podoba Ci się Berlin?
- Nie zwiedziłem go w ogóle więc nie wiem.
- Nigdy nie byleś w Berlinie?
- Nie, szczerze to pierwszy raz jestem za granicą.
Zatrzymałam samochód.
- Co?
- No tak. Po raz pierwszy jestem za granicą.
Zawstydziłam chłopaka, spłonął rumieniem i spuścił wzrok. Włączyłam się do ruchu na pierwszym skrzyżowaniu zawróciłam.
- Mania co robisz?
-Zawracam, nie możemy tego tak zostawić? Masz ciuchy na zmianę?
- Ale jak? Tak teraz, a co…???
- Wysłów się chłopce.
- Dlaczego?
- Bo ci się to należy. Masz ciuchy?
- Tak, coś mam.
W naszym dotychczasowym lokum nie było już wolnych miejsc. Szybko jednak znaleźliśmy inny hotel. Może nie był 5 gwiazdowy, ale nam wystarczał. Najważniejsze, że śniadanie było w cenie. Zameldowaliśmy się, całe szczęście, że Antek zabrał ze sobą komputer Karola. I ruszyliśmy w miasto. Pokazałam Tomkowi wszystkie znane mi miejsca. Minęło trochę czasu od ostatniej mojej wizyty, ale miasto niewiele się zmieniło. Zrobiliśmy masę zdjęć, zjedliśmy przepyszny obiad składający się z kiełbasy i ziemniaków, który popiliśmy oczywiście piwem z wielkiego kufla. Wieczorem zabrałam go do klubu. Bawiliśmy się przednio. Bardzo miło spędziliśmy czas w swoim towarzystwie. Dużo rozmawialiśmy, głównie mówił Tomek o sobie, swoich planach na przyszłość i marzeniach. Słuchałam go z zafascynowaniem i tęsknotą za minionymi latami młodości. Widziałam swoje odbicie w tym dwudziestopięcioletnim mężczyźnie, z tą różnicą, że ja w jego wieku byłam już mamą dwójki dzieci a moje marzenia zeszły na drugi tor. Nie żałuję niczego w swoim życiu. Wszystko czego pragnęłam, miałam, zapracowałam na to lub dostawałam. Pomyślałam o czym tak naprawdę marzę? Tak w głębi serca czego jeszcze bym chciała? Chciałabym być kochana. Tak naprawdę. Chciałabym znów mieć przy sobie osobę, która będzie mnie uszczęśliwiała tylko tym, że będzie. I będę to miała, za wszelką cenę. Postanowiłam wrócić do gry.
Niedziela była straszna. Nie byłam w stanie prowadzić. Oddałam stery w ręce Tomka. Najwyraźniej faktycznie się zestarzałam. Mój organizm nie jest w stanie tak szybko się regenerować. Zazdrościłam chłopakowi młodości. Mimo to humory nam dopisywały a rozmowa kleiła się w najlepsze. Szybko okazało się, że mamy podobny gust muzyczny. Z radia na przemian leciał pop i rock. Po postoju Tomek postanowił podjąć troszkę trudniejszy temat.
- Mania? Wiesz, że ja też wyszukuję informacje na zlecenie.
- Domyślam się.
- Bo wiesz, dziękuje Ci za to co dla mnie zrobiłaś i chcę być z Tobą szczery. I wiem, że jesteś na tyle fair, że mnie nie zdradzisz. Ktoś poprosił mnie o informacje o Tobie.
Jednocześnie ucieszyłam się, że chłopak stawał się moim człowiekiem. Z drugiej strony zmartwiłam się, że ktoś szuka o mnie informacji. I już chyba nawet wiem kto? Spojrzałam na niego.
- Nie zapytam kto, bo się domyślam. Zapytam tylko na jakich informacjach mu zależy.
- Na wszystkich.
- A cha. No cóż, mam nadzieję, że jesteś dobry w tym co robisz, bo niełatwo cokolwiek o mnie wygrzebać.
- Podstawy są łatwe, gorzej zaczyna się robić, gdy wchodzimy w strefę prywatno-rodzinną.
- Tomek, to dla mnie wiele znaczy, że postanowiłeś mi o tym powiedzieć. Rób co musisz i nie przejmuj się mną. Poradzę sobie. Wiem co zrobiłam w życiu złego i dobrego. Mam jedynie nadzieję, że wszystkie dobre uczynki rehabilitują te złe.
- Cieszę się, że poznałem Cię z tej strony. Wcale nie jesteś taka wredną suka jak mi opowiadali na początku.
- Oj Tomek, Tomek. Jestem, tylko się starzeje. I mam nadzieję, że nigdy nie doświadczysz tego na swojej skórze.
Chłopak uśmiechnął się do mnie zadziornie.
- I wcale nie wyglądasz na 43 lata. A już napawano tak się nie zachowujesz.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A ty myślałeś, że człowiek po 40 to chodzi z balkonikiem na msze i zbija w szopie trumnę.
- Znam takich którzy realizują ten plan.
- Mój drogi zmień towarzystwo. Napawano na dobre Ci to wyjdzie.
Resztę drogi pokonaliśmy w akompaniamencie radia.
Poniedziałek zaczął się szalenie i mokro. Po weekendzie w Berlinie z piękną jesienną pogodą, Polska przywitała nas deszczem. A prognoza nie była optymistyczna. Odwołałam spotkanie z jurystą i poprosiłam Karolinę o sprawdzenie czy posiadamy wszystkie załączniki do umów. Jeśli znajdzie coś nowego niech to da radcy. Sama przywdziałam sztormiak i kalosze. Wraz z administratorem ruszyłam na zalany parking. Z jednej strony cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Łatwiej będzie mi rozmawiać o remoncie placu, gdy ma się niezbite dowody.
TEO.
Cieszyłem się, że skończył się weekend. W firmie bez zgrai tych wariatów było nudno. Zatęskniłem za nimi. W piątek po informacji od asystentki, Karoliny, że Marysia nie pojawi się dziś w pracy, postanowiłem spożytkować czas na zbieraniu informacji. Po nieudanej wizycie w kadrach, gdzie dowiedziałem się jedynie, że Kamila to bratowa Marysi musiałem zmienić taktykę. Najlepszy do zasięgnięcia języka okazał się pokój uciech i zabaw, gdzie nie szczędzono sobie ploteczek o pracownikach oraz dział księgowości. To z niego dowiedziałem się najwięcej o pani kierownik. Już wiem, że wszyscy szanują ją i jej wkład w budowanie ducha zespołu, że potrafi walczyć jak lwica o każdego dobrego pracownika, zawsze wysłucha i pomoże tak jak umie najlepiej. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych do załatwienia. Jest inteligentna, bystra, harda, przebiegła, uparta, potrafi być miła a nawet kochana, nie ocenia ludzi po wyglądzie i słowach, lecz po zachowaniu i czynach. Gesty mają dla niej większe znaczenie niż milion słów. Tak naprawdę pod tą twarda skóra kryje się ciepła i pomocna kobieta o wielkim sercu. Pani Krysia przy herbatce i pączku wyjaśniła, dlaczego nie bez powodu jest taka twarda i niedostępna. Przeszła swoje: młodo została mamą, poświęciła się dwójce dzieci, zaczęła pracę jako asystentka prezesa, który okazał się tyranem. Ma wspaniały dom, na który wzięła kredyt który będzie spłacać do końca życia. Po tym jak trafiła do Antka nie miała lekko, wciąż musiała udowadniać, że zna się na swojej robocie i często wyciągała szefa z tarapatów. Jan ciągle robił jej jakieś dziwne testy a Karol dokuczał na każdym kroku wytykając błędy. Potem wydarzył się wypadek, w którym zginał jej wieloletni partner, prawdziwa miłość, ojciec dzieci. Przeżyła załamanie nerwowe, ale jakimś cudem się podniosła z dołka. Przestała dawać dmuchać sobie w kasze. Stała się kłótliwa, pyskata, zawzięta a do tego boleśnie szczera. Największe kłótnie miała z Karolem. Podobno był taki czas w firmie, że nie mogli się widywać, bo praktycznie dochodziło do rękoczynów. Na szczęście Jan zareagował w porę i postawił im ultimatum. Obecnie ograniczają się do słownych przepychanek i zgryźliwości. Nie lubi kłamców i krętaczy. Jest zwolenniczką szybkiego reagowania, nie lubi, jak sprawy przeciągają się za długo. Często najpierw robi, mówi potem myśli. Lubi być w ciągłym ruchu, dobrze zjeść, nie może dużo pić, bo potrafi się w tym zatracić. Sporadycznie pali, zazwyczaj jak się wkurwi. Z plotek usłyszanych najbardziej martwi mnie ta o romansie Pana prezesa z Panią kierownik. Niektórzy uważają ze prywatnie są para, dlatego nie lubią związków w firmie, bo, nie tak jak tłumaczą jest to nieprofesjonalne tylko tak naprawdę chodzi o to, że sami nie mogą się obściskiwać. Mania została managerem nie dzięki swoim działaniom a przez łóżko. Kiedyś była z Karolem a teraz jest kochanką Antka. To prawdziwa kuger i sypia z każdym kto się nawinie. Borys to jej sponsor. I inne zamydlające obraz kobiety informacje. Czekam z niecierpliwością co mi dostarczy Tomek. Poleciła mi go Agata, swoją drogą ona też nie lubi Mani, chyba z tego powodu, że nie może sypiać z Antkiem a bardzo by chciała.
Tak więc poniedziałek może być kluczowym dniem.
Tak kluczowy do przegrania sprawy. Jak tylko wszedłem poinformowano mnie ze Mania ma spotkanie z administratorem i kazała jeszcze raz sprawdzić kompletność dostarczonych dokumentów do analizy. Najlepiej ja mam to zrobić. Podobno w jednej z umów brakuje załącznika. Antek triumfującym tonem powiedział, że Mania była w Berlinie z Tomkiem bo Karol nawalił. TAK z tym Tomkiem, moim informatorem. I co najgorsze dla mnie zostali tam na weekend. Sami we dwoje.
Ależ byłem zły, zły na wszystko i wszystkich. Postanowiłem zagrzebać się w pracy by nie myśleć o tej kobiecie.
Znalazłem, faktycznie brakowało załącznika. Wykłóciłem się o niego z jakąś nadęta panną. Ma mi go przesłać najpilniej jak to będzie możliwe, czyli czytaj: wal się koleś, wyślę jutro albo w ogóle. Spojrzałem na zegarek. Już po południu. Przegapiłem lunchu. Postanowiłem rozprostować kości i napić się kawy. W drodze do gabinetu z dwoma kubkami ciepłego napitku skręciłem do Marysi. Skoro gesty znaczą więcej niż słowa zaparzyłem jej herbatę. Wchodząc do jej gabinetu usłyszałem muzykę. Z laptopa leciał Maneskin, „I wanna be your slave”. Uśmiechnąłem się pod nosem. Też lubię ten kawałek. Po chwili stania w progu dosłyszałem, jak Mania mruczy i jęczy zgodnie z tekstem piosenki. Uchyliłem szerzej drzwi i zobaczyłem jak kobieta, obiekt mojego pożądania trzyma gole stopy na biurku. Odchylona na rozłożonym fotelu, przykryta marynarką, z zamkniętymi oczami śpiewa piosenkę i paliła icoasa. Zaskoczony tym widokiem postanowiłem skorzystać z okazji do wywołania u niej zmieszania. Podszedłem do biurka i głośno postawiłem kubek. Cofnąłem się do drzwi by je zamknąć. Przestała mruczeć, ale nie zmieniła pozycji. Zaciągnęła się jeszcze raz. Matko.
- Co tu robisz? – zapytała rozdrażniona.
- Pomyślałem, że zmarzłaś na dworze więc przyniosłem Ci herbatę. – Podciągnęła wysoko brwi, ale odpowiedziała bardzo uprzejmie.
- Dziękuję.
Jej wyraz twarzy złagodniał momentalnie. Ściągnęła nogi z biurka. Poprawiła się na fotelu zsuwając marynarkę na gołe nogi. Przysunęła kubek parującego naparu i zaczęła ogrzewać sobie nim dłonie.
- Coś jeszcze? - zapytała zaciekawiona.
- Jak weekend?
- Wspaniałe. – uśmiechnęła się szeroko.
- Słyszałem ze ratowałaś Antka i pojechałaś z chłopakiem od Karola do Berlina.
- Tak, widzę, że plotki szybko się rozchodzą a ty jesteś dobrze poinformowany. Berlin jesienią jest fantastyczny, a Antek jak zawsze ma problemy.
- I zostałaś na weekend z tym chłopakiem?
- No tak, to śmieszna historia. Chciałam mu wynagrodzić pobudkę o piątej i taki zapierdziel umysłowy przez następne piętnaście godzin. Poza tym chłopak nigdy nie był w Berlinie a ja nie miałam żadnych planów na weekend.
- I jak?
- Co jak? Normalnie. Odprowadziłam go po mieście zjadłam obiad, poszłam do klubu i wróciłam.
- Żadnych rewelacji?
- Człowieku to dzieciak, o co ty mnie podejrzewasz? – delikatnie się zdenerwowała.
- O nic tylko pytam?
- To przestań. To nie jest zabawne. Jest niewiele starszy od mojej córki.
Plotka o spaniu z każdym wykreślona z listy jeszcze tylko dwie najbardziej mnie interesujące.
- Antek zamierza jakoś ci wynagrodzić ta nagła delegacje?
- Nie wiem. Pewnie tak, ale o to trzeba zapytać Antka. Przecież nie siedzę mu w głowie.
- I w łóżku? - dodałem cicho.
- Człowieku co w ciebie wstąpiło? Zachowujesz się jakbyś prowadził przesłuchanie a nie towarzyską rozmowę. Jeśli chcesz mnie o coś zapytać to pytaj a nie czaisz się jak szpak do ruchania.
- Dobra. – odetchnąłem - Masz romans z Antkiem?
- Co???
- No robiłem reaserch w firmie o Tobie i dowiedziałem się dużo, choć w kadrach jestem spalony, i kilka plotek nie daje mi spokoju. A jak sama powiedziałaś mam się postarać, więc?
Roześmiała się.
- No co?
- Nic. Zaskakujesz mnie Watsonie? Jeśli musisz wiedzieć to nie. Nie miałam, nie mam i nigdy nie będę miała romansu z Antkiem. Sprawa jest wyjaśniona i zamknięta. Jesteśmy bardziej jak rodzeństwo, takie z różnych matek.
Wymieniliśmy się spojrzeniami.
- O co jeszcze chcesz zapytać?
- Czy Borys jest twoim sponsorem?
- O Boże! Nie!!! Fuj! – skrzywiła się znacznie. - Nie kręcą mnie tacy faceci. Flirtuje z nim, bo jest doskonały w tej grze. Jak się przekonałeś też lubię gry słowne i komplementy. Jak każda kobieta.
- Czy interesujesz się kimś z firmy?
- Nie. Mężczyźni z firmy są poza zasięgiem. Nie zabieram pracy do domu i domu do pracy. Nauczyłam się tego dawno temu.
- Jesteś dziś bardzo rozmowna. Zagramy w pomidora?
- Czemu nie, dawaj.
Zaskoczyła mnie odpowiedzią.
- Jak długo jesteś sama?
- Jeśli chodzi o związek, związek to osiem lat
-Co się stało?
- Pomidor. A ty jak długo jesteś po rozwodzie?
- Sześć lat.
- Co się stało?
- Pomidor. A jeśli chodzi o seks? – zapytałem bez skrępowania
- Po co Ci ta informacja? – zmrużyła oczy.
- Do statystyk.
- Pięć i skończ temat, bo ankieta też się skończy.
Zmierzyłem ja wzrokiem. Chciałem zapytać co robiła przez te trzy lata, ilu miała w tym czasie partnerów, ale zrezygnowałem.
- Wybacz, ale muszę zapytać. Powiedziałaś, że lubisz seks. Nawet bardzo. Dlaczego nie praktykujesz?
- Bo nie trafił się nikt konkretny a nie bawią mnie przelotne znajomości. Jestem monogamiczna i długodystansowa.
- A Marek to naprawdę tyko twój sąsiad?
- Tak. Jak powiedziałam to pasożyt. Potrzebuję silnej kobiety, która ogarnie i jego i dom a ja nie mam ochoty na takie życie. Chciałabym, żeby ktoś w końcu zatroszczył się o mnie. Poza tym nie mam czasu na swatanie by się go pozbyć, bo dobrowolnie nie odpuści. A ty masz jakiegoś pasożyta?
- Już nie?
- Od kiedy?
- Od sześciu lat.
Zapadła cisza, po kilku łykach wznowiłem grę.
- Zamierzasz wrócić do gry?
- Już wróciłam.
Zbiła mnie ta odpowiedzią. Pomyślałem, że sprawa jest już przegrana. Na wszelki wypadek dopytałem.
- Przypieczętowałaś już swój powrót?
- Jeszcze nie, ale jestem na dobrej drodze.
- Znam wybranka?
- Pomidor.
- Jeszcze jeden pomidor i odpadasz.
- Teraz ja. Dlaczego wróciłeś do Polski?
- Pomidor.
- Jeden, jeden. Zaczynasz.
Zastanowiłem się dłuższą chwilę.
- Kim jest Leon?
- Już ci mówiłam: wybrankiem mego serca.
- Nie będzie miał nic przeciwko twojemu powrotowi do gry.
- Raczej nie, chodź pewnie przepędzi paru wybranków.
- Chodzisz na randki?
- Raczej spotkania towarzyskie. Nie wiem co to prawdziwa randka.
- A ze mną byś poszła?
- Jesteś z firmy więc to nie byłaby randka.
- A złamałabyś zasady, gdybyś trafiła na kogoś konkretnego?
Długo nie odpowiadała po czym wstała i na bosaka skierowała się do drzwi. Odwróciła się i powiedziała.
- Pomidor. Wygrałeś. Musze do toalety.
Zatrzymałem ją w progu.
-Mania, dlaczego siedzisz bez rajstop?
- Bo zmokłam na parkingu. Niestety nie spakowałam walizki z lenistwa. Dzięki Bogu, że miałam kalosze i zapasową sukienkę w szafie. Niestety nie było zapasowych rajstop. A teraz jest mi zimno w stopy. Poprosiłabym Karolinę by mi coś ogarnęła niestety nie mam odwagi by wysłać ją do samochodu, gdzie w bagażniku leżą grube getry. A żeby o tym nie myśleć odpowiadam na Twoje pytania.
- Daj kluczyki ja pójdę.
- Serio? – zapytała niedowierzająco.
- Tak, nie chce żebyś się przeziębiła. Gdzie są?
Wróciła się po torebkę, wyciągnęła kluczyki i podała mi je wylewając potok słów.
-Samochód jest na końcu parkingu przy szlabanie. W bagażniku jest torba na siłownie. Getry są w bocznej kieszeni, tam, gdzie buty. Zwinięte w kulkę. Białe.
Złapałem kluczyki i ruszyłem wykonać powierzoną mi misję.
MANIA.
Czy złamałabym swoją zasadę. Dla odpowiedniej osoby tak, ale nie byłam pewna czy on jest odpowiednia osoba. Przespać się można z każdym. Ale nie na tym mi zależy, wole raczej zbudować relacje. To już cięższa sprawa. Wracając z toalety złapał mnie na korytarzu kurier.
- Witam pani Mario. Mam przesyłkę dla Pani. Za pobraniem do rak własnych.
Odwróciłam się do mężczyzny. Przede mną stał pryszczaty chłopak. Dużo nie myśląc powiedziałam.
- Zapraszam do gabinetu.
Miałam nadzieję, że Teo jeszcze nie wrócił. Niestety był szybszy niż mi się wydawało. Razem weszliśmy z powrotem do mojego gabinetu. Chyba liczy na drugą rundę rozmów. Podeszłam do torebki, wyjęłam kopertę z pieniędzmi przeznaczonymi na aparat dla pryszczola.
- Proszę. Odliczone. Gdzie podpisać?
Młody wyciągnął świstek czystego niezadrukowanego papieru podając go w moim kierunku.
- Tu poproszę.
Postawiłam parafkę. Chłopak oddał mi kopertę kurierską jednocześnie zabierając swój szeleszczący argument po czym skłonił się i wyszedł mówiąc.
- Do widzenia i polecam się na przyszłość.
Nie odpowiedziałam na zaczepkę, ruszyłam w kierunku biurka, siadając otworzyłam szufladę i wrzuciłam tam kopertę. Teo spojrzał na mnie wilczym wzrokiem.
- Co to?
- Takie tam, książka, raczej opowiadanie, mam nadzieje, że nie horror bo ich nie lubię.
- A co lubisz czytać?
- Erotyczne melodramaty – uśmiechnęłam się szeroko.
- Co??? Jest w ogóle coś takiego?
- Oj zdziwiłbyś się.
- Pewnie to próbka powieści Marka? Uchylisz rąbka tajemnicy o czym będzie kolejna powieść?
- Nie uda ci się wyciągnąć tego ode mnie. Marek nawet przede mną ukrywa swoje dzieła. Zdradza tylko cząstkowe informacje jak potrzebuje pomocy w rozwinięciu albo zobrazowaniu fabuły.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że odgrywacie sceny z książek.
- Czasami. To nawet fajna zabawa. Czy mogę dostać moje skarpety?
- A tak, proszę, - wyciągnął rękę w moją stronę, sięgnęłam po zwitek materiału, ale szybko zabrał rękę z powrotem - Pomóc ci je założyć?
Zmierzyłam go wzrokiem, wychyliłam się mocniej i pewnie złapałam getry.
- Wole jak mnie rozbierają niż ubierają?
- To też da się załatwić.
- Zboczeniec. Ale chylę czoła, dobry jesteś w takie gry?
- Jakie? – zapytał a ja zrobiłam owalny ruch ręką
- Takie, nie udawaj, że nie rozumiesz. Siedzisz tu, przesłuchujesz, wyciągasz informację by później je użyć przeciwko mnie. Naprawdę dobrym jesteś prawnikiem.
-Dziękuje, dziękuje. Nie spodziewałem się usłyszeć od ciebie tyle miłych słów.
- Nie przyzwyczajaj się. To nie będzie trwało wiecznie. Jeśli nie rozłoży mnie przeziębienie jutro będę sobą.
Zaciągnęłam wysoko getry, poprawiłam się na fotelu, obudziłam komputer do życia i zapytałam.
- Czy Pan mecenas ma do mnie jeszcze jakąś sprawę, bo chciałabym popracować?
- Mam….
Spojrzał się na mnie tym swoim ciemnym spojrzeniem z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy. Musiałam przerwać zanim rozwinie wypowiedź tym swoim niskim, zabójczo męskim głosem.
- Służbową.
Zaczęłam czytać maile, na niektóre z nich klepałam odpowiedzi. Starałam się podzielić swoją uwagę na te dwie czynności. Spoglądałam na mężczyznę od czasu do czasu by sprawdzić, czy zrezygnował z dalszej konwersacji czy jednak ma mi coś ciekawego do powiedzenia. Może w temacie przynęty zarzuconej przez Antka.
Pan prawnik skrzywił się, odetchnął ciężko i powiedział.
- Taką też, choć ciekawsze są z tobą tematy prywatne. Faktycznie w dokumentach brakowało załącznika. Czekam aż bardzo asertywna asystentka prześle dokument. Na razie nie chcę nic przesądzać. Poprosiłem też Tomka by pogrzebał trochę i wyciągnął kilka informacji o firmie. Wiem już, że przegrali pozew z powództwa innego przedsiębiorstwa. Chciałbym przeczytać pełne uzasadnienie wyroku.
Ucieszyłam się w duchu, że powiedział to mi. Antek i Jan mogą wsadzić sobie ten głupi test głęboko w dupe i zakręcić patykiem. Teraz jestem pewna, że poradzi sobie z tym tematem a ja w niczym mu nie będę potrzebna. Mogę zająć się innymi tematami, które na koniec roku zaczną się nawarstwiać a ja nie lubię tracić kontroli.
- Kapitan Żbik normalnie, brawo. Jeśli będziesz miał jakieś problemy z dostaniem dokumentu użyj swojego czaru na tej kobiecie. Myślę, że nie będzie się opierać zbyt długo w wykonaniu twojej życzenia.
- Niektóre okazują się twardsze niż się wydaje.
- Bez podtekstów proszę.
Zamknęłam laptopa, wstałam, założyłam botki, złapałam za swój notes (tak wiem jestem dinozaurem) w drugą rękę wzięłam pusty kubek po herbacie. Spojrzałam na siedzącego mężczyznę.
- Dobra. Przejmujesz dowodzenie szeregowy. Projekt jest twój. W czwartek poprowadzisz spotkanie i dzięki tobie zostanie wyłoniony finalista.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Wiedziałam, że to dobre posunięcie. Wyczułam, że potrzebuje jakiegoś małego sukcesu. Lepszy taki niż żaden. Poza tym musi poczuć się członkiem zespołu. Wstał uśmiechnięty.
- Serio, tak po prostu. Nie ma żadnego ukrytego haczyka.
- Od testów jest Jan, to on cię przepyta na każdą okoliczność. Lepiej bądź przygotowany. Mnie zawsze magluje.
- Dzięki za radę.
Widziałam ze chce wykonać jakiś gest, na który na pewno nie jestem przygotowana, znaczy moje ciało nie jest przygotowane. Odkąd pojawiły się nieznośne ciarki stałam się bardziej wyczulona na jakikolwiek dotyk. Mam nadzieje ze po powrocie z obchodu nie będzie go i w spokoju spakuje się by wyjść z biura do domu. Poprawiłam okulary i ruszyłam w kierunku drzwi.
- Naprawdę jesteś dobrym prawnikiem, mam nadzieje, że nie zrezygnowałeś z prowadzenia spraw.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania