Poprzednie częściZOŁZA

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

ZOŁZA V

TEO

Miło było usłyszeć komplement, szczególnie z ust tej osoby. Naprawdę poczułem, jak rośnie moje ego i nie tylko. Ktoś jednak wierzył w to, że dalej mogę zajmować się tym w czym byłem naprawdę dobry. Po linczu, który spadł na mnie ze strony współpartnerów po przegranej sprawie w UK. Musiałem dość szybko zmyć się z pola widzenia kilku naprawdę nieprzyjemnych osób. Przez kilka ostatnich lat moje życie przypominało pasmo niekończących się porażek. Na niektóre z nich nie miałem zbyt dużego wpływu, niektóre zgotowałem sobie sam i na własne życzenie. Naprawdę dostałem po dupie. Na szczęście nie spaliłem wszystkich mostów i mogłem liczyć na pomoc Antka i Borysa. Ten drugi miał wobec mnie kilka planów. Wciąż liczył na to, że się otrząsnę i wrócę na wokandę. Ostatnia propozycja poprowadzenia sprawy jego dobrego przyjaciela była naprawdę interesująca. Tylko, że typ nie wydaje się być szkarłatnie czysty, a interesy które prowadzi są na granicy legalności. Po tym co usłyszałem od Mani dostałem wiatru w skrzydła. Dokończę tą sprawę i rozejrzę się za ciekawszymi projektami.

 

Mania przeziębiła się nie na żarty. Poinformowała nas wszystkich, że jest zmuszona wziąć L4 przynajmniej na tydzień. Jak powiedziała: jej ciało i mózg odmówiły posłuszeństwa. Martwiłem się o nią, a Antek i Karola tylko dokładali zmartwień. Powiedzieli, że Mania zawsze bagatelizuje swoje przeziębienie. Skoro została w domu to znaczy, że Marek ją zatrzymał rano i siłą wywiózł do lekarza inaczej ten chodzący inkubator dla zarazków panoszyłby się po biurze rozsiewając zarazę wśród pracowników. Najgorsze w tym wszystkim było właśnie to, że jedynymi osobami, które jej doglądały był Marek i Leon. Wiem, że łączy ją z tą dwójką dziwna relacja, co do Marka było wszystko wyjaśnione jednak Leon to inna historia. Ten koleś musi naprawdę być zaangażowany w tą relację a skoro Marysia postanowiła wrócić do gry mogło przydarzyć się coś co znacząco źle wpłynie na realizację mojego planu. Nie zrezygnowałem z przespania się z nią. Po prostu pojawiły się nieoczekiwane komplikację. Po drugie nie lubię przegrywać i na pewno nie dam satysfakcji Antkowi, udowodnię temu narcyzowi, że to ja jestem głównym rozgrywającym i to on powinien się ode mnie uczyć sztuki podrywu.

 

W piątek przed spotkaniem na szczycie zaszedłem do Antka, chciałem wypytać przyjaciela czego mogę się spodziewać po Janie. Ten facet to chodząca zagadka. Gdy wszedłem do gabinetu rozmawiał z Marysią na głośniku. Dogryzali sobie jak zawsze.

- O, Marysiu właśnie wszedł Teo.

- Cześć, jak tam tygrysie gotowy na starcie? – zapytała kobieta.

Uśmiechnąłem się szeroko, wciąż wierzyła we mnie.

- Cześć, jak się czujesz? Smutno tu bez Ciebie.

Zapytałem siadając przy biurku.

- Już dobrze, jestem w dobrych rękach. Marek pilnuje bym regularnie brała leki, Fabian bym nie przemęczała się w domowych obowiązkach a Leon bym miała cieplutko. To mój prywatny grzejniczek.

Nie byłem zachwycony z jej odpowiedzi. Za to Antek szczerzył się jak głupi do sera. Mruknąłem tylko w geście zrozumienia a przyjaciel prowadził dalej rozmowę.

- To dobrze, a jak Leon już mu lepiej, odzyskał męskość?

- Nawet za bardzo. Zachowuje się jak napalony nastolatek! Nadia zabiera go do siebie. Jak powiedziała, jest więcej sposobności by poznać fają dupę w mieście niż na tym moim wypizdowie.

- Ma rację dziewczyna.

- No nie wiem, albo wole nie wiedzieć co wyczynia, gdy nie patrzę.

- Daj spokój Mania, jest młoda niech korzysta z życia.

- Ale tak bym nie została babcią.

Antek roześmiał się.

- Nie śmiej się. – Zganiła go kobieta - Ciekawe czy śmiałbyś się równie głośno jak byś miał zostać tatą?

- Mania, żadna kobieta mnie nie usidli.

- Ta jasne, ja też tak mówiłam i zobacz, jak skończyłam.

- Nie narzekaj, masz naprawdę świetne życie.

- I co z tego mi zostało. Antek, skoro tak usilnie szukasz mi towarzystwa może ja powinnam poszukać dla Ciebie towarzyszki życia. Co powiesz na podwójne swaty?

Usłyszałem ironię w głosie kobiety, rzuciła pomysł niby żartem niby serio. Mój stary przyjaciel zamyślił się przez chwilę, chyba ten pomysł mu się spodobał.

- Będziemy chodzić na podwójne randki i doradzać sobie w sprawach sercowych? Tego jeszcze nie było. Poza tym moja mama naciska bym się ustatkował a tata wciąż pyta, kiedy doczeka się dziedzica.

- No widzisz, obustronna korzyść.

Ożywiłem się i postanowiłem wtrącić do rozmowy.

- Mówiłaś, że nie chodzisz na randki z współpracownikami.

- No tak, ale Antek to tak jakby brat. Poza tym chyba potrzebuje skrzydłowego, bo na żadnego ze znanych mi mężczyzn nie mogę liczyć. Marka interesuje teraz tylko znalezienie sprzątaczki, Fabian nie będzie chodził z matką a Leon odstrasza wszystkich.

- Jak to odstrasza wszystkich? Nie przesadzaj nie może być aż taki….

- Oj jest! Co z tego, że pierwsze spojrzenie przypadkowo napotkanego faceta pada na mnie. Widzę uśmiech i zainteresowanie jak później dostrzega Leona i odwraca wzrok. Ta bestia jest lepsza niż antykoncepcja. Szczególnie jak się uśmiechnie, nie Antek? Coś o tym wiesz?

Mania zaczęła się śmiać.

- O tak, wiem i nie zamierzam doświadczyć tego drugi raz. To bydle jest nieobliczalne. Niby taki grzeczny, spokojny... - wyjaśnił przyjaciel.

- Jest tylko jedno wyjście musisz wychodzić bez niego – zaproponowałem.

- Jakby to było takie proste. On nie jest w ciemię bity. Dobrze wie co się święci jak jedzie do Nadii lub zabiera go Marek. Zawsze potem jest wielce obrażony.

- I musisz go udobruchać – Antek puścił do mnie oczko i uśmiechną się chochliczo.

- Właśnie – potwierdziła Mania. Oczami wyobraźni widziałem, jak przekręca gałkami.

- Dobra Mania, świetnie się z Tobą gada, ale my zaraz mamy spotkanie, ostatnie słowo do Teo.

- Nie daj się zaskoczyć Janowi. Odpowiadaj krótko i rzeczowo. Nie wchodź z nim w polemikę, on to uwielbia. Wierze w Ciebie.

- Miało być jedno, gaduło.

- Oj dobra, znasz mnie.

- Kiedy wracasz do biura? – zapytałem szybko.

- W następny czwartek. A w wtorek mam spotkanie online z HR, też na nim będziesz? – zapytała mnie.

- Tak, mam przeredagować regulamin, ma brzmieć groźnie, ale nie odstraszająco.

- No właśnie, i o to chodzi. Dobra Pa.

Rozłączyła się. Wymieniłem z Antkiem znaczące spojrzenia i zebrałem się na spotkanie na szczycie. Miałem inne zmartwienia w tej chwili niż niecne knowania mojego przyjaciela.

 

Spotkanie przebiegło według moich założeń. Jan nie odpuszczał szybko, ale nie takie numery ze starym lisem. Byłem doskonale przygotowany przez Marysię, wiedziałem czego się spodziewać. Odzyskałem dawny wigor, poczułem, że to jest właśnie to za czym tak bardzo tęskniłem. Uwielbiam udowadniać swoją wyższość nad zebranym tłumem. Muszę zasięgnąć języka w prawniczym towarzystwie. Czas wracać na wokandę. Zadzwoniłem do Mani by pochwalić się jak rozgromiłem Jana. Nie miał się do czego przyczepić. Kobieta nie kryła zadowolenia, niestety nie mogła długo rozmawiać, bo Marek czekał na nią z późnym obiadem. Ponownie zapytałem z nadzieją czy nie ma ochoty ze mną świętować mojego sukcesu. Niestety tym razem znów mi odmówiła. Postanowiłem nie przejmować się tym i uczcić dzisiejszy dzień szklaneczką dobrej szkockiej i zatopieniem się w cele chętnej kobiety.

 

W poniedziałek zastępowałem Marysię. Musiała iść do lekarza na kontrolną wizytę. Nie miałem pojęcia iloma sprawami zajmuje się ta kobieta. Trzyma rękę na pulsie wszystkiego co dzieje się w firmie. Jej ludzie przychodzili na spotkania w pełni przygotowani. Nie było fuszerki, nawet upominali mnie, jeśli nie poruszyłem jakiejś kwestii. Cały czas towarzyszyła mi Karolina. Dobrze, że posiadała notatki przesłane przez Marysię bo można było się w tym wszystkim pogubić. Na koniec zostało spotkanie z Karolem, nie sądziłem, że ten opierdalacz się pojawi. A jednak. Karolina też nie była zachwycona jego obecnością. Wyglądał potwornie, widać było ze nie daje sobie rady z życiem i z pracą. Jego garnitur lata świetności miał już za sobą. Koszula była makabrycznie pognieciona i na pewno nie była pierwszej świeżości. Trąciło od niego mieszanką potu, dymu i alkoholu. Jego twarz wyrażała wszystkie negatywne emocje kłębiące się w jego głowie. Kilkudniowy zarost, podkrążone oczy i do tego wszystkiego gigantyczne spływy z nosa. Facet dawał w palnik. Nie byłbym zdziwiony, gdyby bez oporów i braku szacunku wciągnął kreskę lub zapalił blanta przy nas. Muszę pogadać z Antkiem. Tak nie może być. Trzeba chłopakowi pomóc i to szybko. Zanim stanie się tragedia. Od początku spotkanie szło jak po gruzie. Trzeba było wyciągać z niego wszystkie informacje. Nie był skory do rozmów i główkowania. Przedstawił swoje żądania i nie miał nic więcej do dodania. Pognieciona kartka papieru stanowiła listę asortymentu który programiści albo potrzebowali albo o jakim marzyli. Zakończyłem spotkanie dość szybko. Nie widziałem sensu męczyć się dalej. Karol wstał i szybko wyszedł bez pożegnania. Karolina pokręciła głową z rozczarowania. Obecny wizerunek znacząco dobiegał od dyrektora, którego znała.

- Ciężkie spotkanie – sapnąłem zrezygnowany.

- Katastrofa. Dobrze, że ty tu byłeś. Gdyby Mania prowadziła spotkanie nie zostałaby z niego mokra plama. Mam prośbę. Pogadaj z Antkiem tylko szczerze. Jeśli on tym – wskazała ręką za Karolem- się nie zajmie Marysia zrobi porządek. I jestem pewna, że w tedy firmę czeka niemała rewolucja.

- Pogadam z Antkiem i Janem jeszcze dziś. A Marysia nie może być aż tak niebezpieczna.

- Oj nie znasz jej możliwości. I nie życzę Ci doświadczyć gniewu Carycy na własnej skórze.

- Oświecisz mnie.

- Powiem tak. Poprzedniego radcę prawnego wyprowadzono stąd za fraki po tym jak Marysia rzuciła w niego kubkiem, bo nie dotrzymał terminu złożenia pisma patentowego i inna firma ukradła nam pomysł. Na szczęście trafiła w klatkę piersiową, ale i tak facet założył jej sprawę o mobbing.

Dziewczyna zebrała swoje rzeczy i wyszła z sali konferencyjnej. No tego to się nie spodziewałem. Postanowiłem pogadać z wspólnikami tego przybytku jak najszybciej.

 

Po rozmowie z chłopakami miałem mieszane uczucia. Obaj woleli nie ingerować w prywatne sprawy Karola. Antek zadeklarował, że porozmawia z przyjacielem, choć jak zna upór Karola na dużo to się nie zda. Sam musi ogarnąć swoje życie. Z drugiej strony byli naprawdę przejęci jego sytuacją. Jan zaproponował wysłanie go na przymusowy odwyk. Pierwszy raz w życiu wiedziałem, że ta sytuacja nie ma dobrego rozwiązania.

 

Na wtorkowym zebraniu zebrały się panie z działu HR i Marketingu. Wszyscy byliśmy odrobinę wcześniej by przygotować się do burzy mózgów. Marysia połączyła się na Teamsie. Miała włączony mikrofon i wszyscy słyszeli, jak krząta się po swoim lokum. Kamila – jej bratowa zaczęła pogaduchy.

- Marycha co ty tam tak tłuczesz tymi garami?

- Oj nie wyłączyłam dźwięku. Sorki. Sprzątam po śniadaniu.

Panie zaczęły zasiadać przy stole. Każda przyniosła ogromny kubek kawy, po chwili na stół wjechały też ciasteczka. Takie zebrania to ja lubię.

- Włącz kamerkę, chcemy Cię zobaczyć. Tak dawno Cię nie widziałyśmy – powiedziała Ada z marketingu.

- Nie no co wy. Mam na sobie wyjściowy sypialniany strój – odpowiedziała Mania. Zaczyna się robić ciekawie. Jedna z kobiet wrzuciła obraz na telewizor.

- Dawaj Mańka, gorzej niż na co dzień być nie może.

- Dobra, tylko mi się nie śmiać czarownice.

Na monitorze ukazała się twarz Marysi bez make-upu ozdobiona tylko w okulary i szeroki uśmiech. Burza blond włosów okalała jej twarz. To bardzo niecodzienny widok. Wyglądała ślicznie, bardzo mi się spodobała. Pomyślałem nawet, że mógłbym oglądać ją taką każdego ranka i na pewno by mi się to nie znudziło. Kobiety w sali zaczęły się śmiać i przedrzeźniać z Manią. Dobra stary weź się w garść i ogarnij ten kurnik.

- Możemy zaczynać – zapytałem.

- O cześć, Teo. Dobrze, że jesteś. Przyda nam się męski pierwiastek na spotkaniu.

- Cześć, co ty taka zaspana? – zapytałem.

- Leon wyciągnął mnie z łóżka. Poczekajcie.

Odeszła od komputera. Słyszeliśmy tylko trzask zamykanych drzwi i ciężkie kroki. Wróciła do komputera, nie usiadła, stała chwilę patrząc na coś lub kogoś.

- Czego chcesz? – zapytała hardo.

Temat szybko podchwyciła Kamila.

- Jest mój przystojniak, niech się pokarze.

- Nie ma takiej opcji, nie zasłużył na dobrodziejstwa. –Mania wypowiadając te słowa spojrzała wymownie w kamerkę. Zasiadła przed urządzeniem, spojrzała w bok i powiedziała – No już uciekaj, już dostałeś swoje, nie przeszkadzaj.

- Daj mu spokój – pouczyła ją Kamila.

Mania odchyliła się na krześle spojrzała w dół, chyba pod stół i powiedziała. – Albo wyjdziesz z stamtąd albo zamknę Cię w spiżarni. Decyduj. – Odczekała chwilę i dodała – Tak myślałam, grzeczny chłopiec. – Spojrzała w monitor – Możemy zaczynać. Wszystkie kobiety w pomieszczeniu zamilkły. Ada zaczęła przedstawiać agendę, gdy usłyszeliśmy trzask drzwi i śmiech mężczyzn. Mania odezwała się.

-Przepraszam, poczekajcie już ich wypraszam. – Spojrzała w bok i upomniała przybyszy – Mam spotkanie, możecie być ciszej.

Do monitora podszedł mężczyzna, na oko miał 50 lat. Nie był zbyt dobrze zbudowany, widać było zaokrąglający się brzuch. Nie był też najbrzydszy. Nachylił się do kamerki i powiedział.

- Witam piękne Panie, przepraszam, to zajmie minutkę. – Odwrócił wzrok w kierunku Mani, usadził ją na krześle. Nastąpiła szybka wymiana zdań pomiędzy tą dwójką

– Zjadłaś śniadanie?

- Tak.

– Wypiłaś herbatę?

– Tak.

- Zrobić ci następną?

– Nie.

Czyli tak trzeba z nią rozmawiać. Twardo i rzeczowo. Podoba mi się takie działanie. Dobrze wiedzieć, że jest też uległa.

– Wzięłaś leki?

– yyyy…. Dwa.

– A trzeci?

– Nie lubię go i nie będę go brała – odpowiedziała rozkapryszona smarkula.

– Mania to antybiotyk, musisz go brać – mężczyzna ją upomniał.

– Ale jest nie dobry.

– I co z tego?

Mężczyzna oddalił się z pola widzenia. Po chwili wrócił z szklanką wody i strzykawką wypełnioną białą zawiesiną. Marysia stanowczo powiedziała.

– Nie wezmę go.

– Nie masz nic do gadania.

– Mam, to ostatnia dawka.

Mężczyzna złapał ją za włosy, nie za mocno, lecz stanowczo. Odchylił jej głowę do tyłu. Kobieta wyciągnęła smukłą szyję. Głosem zabarwionym powagą powiedział.

– Albo wstrzyknę Ci to do gardła, albo w tyłek. Decyduj.

O kurwa. Wszyscy otworzyliśmy szeroko usta tak jak Mania. Czyli tak też można. Zaraz potem zaczęły się chichoty pod nosami kobiet. Mężczyzna bez wahania przyłożył strzykawkę do ust kobiety i pewnym ruchem nacisnął tłok. Zawiesina wpadła do wnętrza ust kobiety. Marysia przełknęła gorzki płyn i skrzywiła się po czym potrząsnęła kilkukrotnie energicznie głową. Przez jej ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. Stado kobiet siedzących na spotkaniu zaczęło wiwatować. Kamila odezwała się rozbawiona

- Tak jest Marek, trzymaj ją krótko.

Mężczyzna nachylił się do kamerki i puścił buziaka. Mania szybko go odgoniła. A więc to jest Marek.

Rozpoczęło się spotkanie, kobiety dywagowały nad gadżetami reklamowymi, atrakcjami na imprezę firmową, upominkami jubileuszowymi. Gdy w końcu dopuściły mnie do głosu cały mój wywód trwał niecałe dziesięć minut. Żadna z nich nie skomentowała mojej wypowiedzi. Przyjęły ją jak obwieszczenie. Nie powiem nie było to przyjemne uczucie. Więcej czasu poświęciły doborowi szaty graficznej do prezentacji niż mi, ale cóż. To było bardzo pouczające, obserwować stado różnorodnych kobiet przy twórczej pracy. Choć mnie bardziej interesowała tylko ta jedn]a, ta ukazująca się na ekranie telewizora, wpatrzona jak w obrazek na burze mózgów swoich podwładnych. W pewnym momencie ponownie trzasnęły drzwi. Kobieta zza kamery, przeprosiła, wyciszyła głos, ale nie wyłączyła nadawanego obrazu. Ktoś się kręcił, kilka razy przeszedł Marek. Na kilka minut Mania zniknęła. Grono kobiet kontynuowało rozmowy, ja niespokojnie obserwowałem co się dzieje w jej domu. Jeden z cieni wydawała się bardzo dziwny. Nagle w kadrze pojawił się półnagi mężczyzna, bardzo młody, rosły i bardzo dobrze zbudowany. Chyba coś mu się stało w twarz. Tak, w łuk brwiowy. Przykładał do niego opatrunek a jego biceps mocno się naprężał. Mania do niego podeszła, ruchem ręki kazała pokazać sobie ranę. Z troską spojrzała na twarz chłopaka. Delikatnie dotknęła jego policzka. Młodzieniec w odpowiedzi powielił jej gest, uniósł jej głowę do góry i pocałował w czubek głowy i w nos. Ten gest wyrażał wszystko. Chłopak ją kochał i to bardzo. Wiedziałem, że Marysia, jak każda kobieta, potrafi być czuła i delikatna. Nie podejrzewałem jej jednak o aż tyle. Wyglądała tak jakby nikt inny się dla niej nie liczył. Uściskała chłopaka, sprzedała mu klapsa w tyłek i wróciła do laptopa. Na monitorze ponownie pojawiła się jej twarz. Odetchnęła głęboko, włączyła głos i wszyscy ponownie usłyszeliśmy jej radosny głos.

- Przepraszam was. Leon narozrabiał w pralni. Musiałam uratować sytuację.

A więc to jest Leon.

 

Scena, której byłem świadkiem odganiała mi sen z powiek. Nie mogłem pozbyć się tego obrazu z mojego mózgu. Cieszyłam się, że Mania wróciła do pracy. Miałem nadzieję, że wypytam ją o wszystko co jest związane z Leonem. Szybko okazało się, że nie tylko mi brakowało tej awanturnicy. Od rana odbywały się pielgrzymki do jej gabinetu. Nie było sposobności by porozmawiać z nią sam na sam. Postanowiłem, że wykorzystam lunch jako pretekst do wspólnego spędzenia czasu. Oczywiście Antek mnie wyprzedził w zamawianiu obiadu. Nieuniknione było jego towarzystwo podczas posiłku. No nic jakoś będę musiał to zdzierżyć. Gdy weszliśmy do pokoju „uciech i zabaw” nie było w nim zbyt wielu pracowników. Na koniec tygodnia wszyscy chcieli poodpinać swoje sprawy na ostatni guzik. I to normalne, że firma wyludniała się przed weekendem. Rozpoczęliśmy posiłek, każdy z naszej trójki miał nadzieję, że zje go w spokoju. Niestety szybko okazało się, że nie będzie nam to dane. Do socjalnego wszedł Karol. Nie wyglądał wcale a wcale lepiej niż w poniedziałek. Miałem nawet wrażenie, że ma na sobie te same ciuchy. Podszedł do nas i zaczął bełkotać coś bez ładu i składu. Antek nie reagował. Mania patrzyła wzrokiem pogardy na prezesa. Była naprawdę wkurzona. Nie wytrzymała:

- Karol może tak składniej. Po polsku. O co chodzi?

- Gdzie jest moje żarcie! - krzyknął.

- Nic nie chciałeś. Nic nie mówiłeś. Więc nie ma. Musisz sam sobie coś zamówić.

- Nie pytam się Ciebie – warknął do Marysi.

- Może trochę grzeczniej – odpowiedziała mu równie twardo, zaciskając pięści.

- Zamknij się. - Rzucił w jej kierunku opluwając się.

- Karol, radze Ci nie uruchamiaj mnie.

- Bo co?

- Bo chce spokojnie zjeść a Ty mi przeszkadzasz - powiedziała twardo, ale spokojnie - Jak ty się zachowujesz, przychodzisz, drzesz się na wszystkich. Spójrz, jak wyglądasz, o Boże i śmierdzisz. Karol ogarnij się człowieku. Ja wiem, że przechodzisz ciężkie chwile, ale naprawdę świat się nie kończy, trzeba żyć dalej – poradziła. Spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy i dopytała - Karol brałeś coś?

- Ja też chcę zjeść a to jak wyglądam to moja prywatna sprawa. Nic ci do tego suko – ofuczył się.

- Co powiedziałeś? – Mania stanęła wyprostowana jak struna. Karol nie zamierzał odpuścić. Nachylił się w jej kierunku i warknął.

- Suka. Tak. Jesteś wstrętną, pyskatą, przemądrzałą, głupią suką, podłą kurwą.

- Radze Ci wypierdalać. - Kobieta skwitowała jego wypowiedź.

Antek stanął obok Marysi, ja stanąłem za Karolem. Dzieliło ich jedynie krzesło. Obaj widzieliśmy jak Mania nerwowo otwiera i zamyka dłoń w pięść i zaciska zęby.

- Karol, wyjdziesz stąd grzecznie - warknęła przez zaciśnięte zęby - wytrzeźwiejesz i jutro przyjdziesz mnie przeprosić. A ja udam, że się nie gniewam.

- Ty to se możesz rządzić we własnym łóżku kurwo! Choć tam to nie masz kim. Ilu z niego wyjebałaś.

- Zamknij japę.

- Żadna pizda nie będzie mi mówiła co mam robić.

Splunął w kierunku Marysi. Plwocina ominęła jej twarz zaledwie o milimetry i upadła na podłogę za kobietą. Widziałem mord w jej oczach, pięści zaciśnięte do granic możliwości. Cienka skóra na kłykciach pobielała i naciągnęła się do granic możliwości, zęby zazgrzytały, z ust dobiegł wark. Antek chciał złapać dziewczynę, niestety wyrwała się. Udało mu się odepchnąć faceta i krzyknąć tylko – Spierdalaj! - jego kierunku. Ten blady jak trup, oprzytomniał jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Odwrócił się i niezgrabnym sprintem biegł w kierunku drzwi. Potykał się o wszystko i wszystkich. Całe szczęście, że Marysia miała na nogach szpilki, choć jestem przekonany, że jak by chciała to dopadłaby gnoja w ułamku sekundy. Twardo przeszła przez korytarz, weszła do swojego gabinetu, spakowała rzeczy. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Ona tylko trzasnęła nader mocno drzwiami i powiedziała ze dziś jej już nie będzie. Spojrzała wymownie na Antka. Ten pobladł równie mocno co Karol. Nic nie powiedział, wiedział, że Karol przegiął i jeśli z nim nic nie zrobi w firmie niedługo zabraknie i kierownika administracji i dyrektora projektów systemowych. Jan wyszedł do sekretariatu. Spojrzał na Antka:

- Ja ogarnę Karola. Ty pogadaj z Marysią – powiedział najrozsądniejszy ze wszystkich

- Dobra, choć Teo, przyda mi się ochroniarz.

 

Wsiadaliśmy do samochodu.

- Nie będziesz jej gonił? - zapytałem.

- To nie ma sensu. Jeździ jak zawodowiec, została dobrze wyszkolona. Poza tym wiem, gdzie będzie.

Po pół godzinie zaparkowaliśmy pod siłownią. Byłem odrobinę zdziwiony.

- Jesteś pewien, że ją tu znajdziemy?

- A ty, gdzie byś pojechał, żeby dać ujście złości? Bierz torbę z bagażnika i proszę Cię nie odzywaj się.

- Dobra. – Podniosłem ręce w geście rezygnacji z ewentualnej konieczności reakcji.

Weszliśmy. W lobby przywitała nas bardzo dobrze wyrzeźbiona szatynka. Spojrzała na Antka, jej uśmiech zszedł z twarzy, wskazała ręką miejsce przebywania Marysi. Siłownia była wypełniona karkami. Nie ludźmi ćwiczącymi dla przyjemności, by utrzymać ciało w dobrej formie. To byli najprawdziwsi kulturyści, zawodnicy lub gangusy. Nie wierzyłem, że tu znajdziemy Manie. Każdy z nich patrzył się na nas jakbyśmy zbezcześcili magazyn odżywek. Skierowaliśmy się do przeszklonej sali. Stał tam, już mi znany kafar – chyba Dominik, jeśli dobrze pamiętam – miał skrzyżowane ręce na piersi i wciąż coś mówił do kobiety, która tłukła w worek treningowy rękawicami jak opętana. Rozklepywała na nim kolejne dobrze znane sekwencje ciosów. Używała nie tylko rąk, ale i nóg. Dziewczyna umie się bić, treningi które przeszła nie poszły na marne. Zdałem sobie sprawę jakie szczęście miał Karol. Pokój był bardzo dobrze wygłuszony, bo żaden dźwięk się nie przedostawał. Antek stanął przy szybie i zapukał. Trener kiwnął głową by wszedł. Po otworzeniu drzwi usłyszeliśmy jak mocne były ciosy. Łańcuch, na którym był powieszony worek aż trzeszczał. Wypełnienie worka odkształcało się za każdym uderzeniem. Mania głośno wypuszczała powietrze po każdym ciosie. Jej klatka piersiowa chodziła jak maszyna. Antek zaczął bardzo delikatnie.

- Marysiu skarbie.

- Nie wkurwiaj mnie. – Podwójna seria na dół, lewy sierp i prawy kop.

- Marysiu kochanie, wiem jakie to….

- Skończ pierdolić, bo zamienisz się miejscami z workiem. – Sekwencja prostych, zakończona prawym sierpowym.

Antek się skrzywił.

- Marysia ja wiem, że muszę.

Kobieta gwałtownie się odwróciła, z jej twarzy buchała wściekłość.

- Co kurwa musisz!? Co kurwa musisz!? – Rozłożyła szeroko ręce przyodziane w rękawice.

Antek nic się nie odezwał.

- Tak myślałam, gówno musisz i gówno możesz. Nie masz w sobie na tyle odwagi by powiedzieć temu gnojowi, że niszczy sobie życie. Nie jesteś w stanie wziąć Jana za chabety i zareagować. Obaj uważanie, że to wasz przyjaciel a strach i obojętność nie pozwalają wam wpierdolić się w jego życie z buciorami. Jak mogliście doprowadzić do tego by się tak stoczył? Prosiłam Cię byś z nim porozmawiał. Nie było mnie zasrany tydzień a ty pozwoliłeś by facet………- machnęła ręką. - CO!? Antek? Co było ważniejsze niż pomoc najlepszemu kumplowi?

Antek milczał, bał się odezwać, wbił wzrok w podłogę. Marysia ruszyła w jego kierunku. Antek odskoczył niespokojnie.

- Pytam się co było ważniejsze!? – ryknęła na niego.

- Dupy.

- Tak myślałam.

Odwróciła się i uderzyła w worek z półobrotu. Antek w końcu zebrał odwagę w sobie i zaczął.

- Marysiu naprawdę próbowałem. Rozmawiałem z nim. Byłem przy nim, pilnowałem by nie robił głupot. Ale sama wiesz, jak to jest gdy życie ucieka Ci przez palce.

Kobieta stanęła jak wryta przed workiem. Odwróciła się do przyjaciela i po raz drugi w życiu widziałem spojrzenie zabójcy. Wiedziałem, że to się dobrze nie skończy. Podszedłem do Antka złapałem go za ramię. On strząchnął moją rękę. Kobieta wpatrywała się w niego, stojącego pewnie, wyprostowanego i kontynuującego.

- Sama doświadczyłaś załamania nerwowego po śmierci Rafała. Wiedziałem jakie masz wyrzuty sumienia z powodu ostatnich słów, które do niego powiedziałaś. Wiem, że nie byłem najlepszym oparciem ale robiłem wszystko.

Ruszyła na niego. Popchnęła na ścianę. Uderzyła zdecydowanie za mocno w przeponę a potem w szczękę odrzucając głowę do tyłu. Od razu z ust Antka buchnęła krew. Chciałem ratować przyjaciela, lecz zatrzymał mnie stoicki Dominik.

- Nic chuju nie zrobiłeś! Upijałeś mnie do nieprzytomności i czekałeś na moment aż mnie wyruchasz. Sam podstawiłeś dragi a teraz robisz to samo.

Uderzyła ponownie. Głowa Antka odskoczyła w bok. Odsunęła się kilka kroków, wzięła potężny zamach, wykręciła ciało do oddania decydującego kopnięcia. Nigdy w życiu nie widziałem tego na żywo. Myślałem, że jest to możliwe tylko w filmach o Bojce. Marysia wykonała podwójny obrót z wyrzutem nogi wspornej w kierunku twarzy Antka. W myślach wybierałem numer na pogotowie. Jej stopa przeleciała milimetry od nosa wystraszonego mężczyzny. Obaj z Dominikiem usłyszeliśmy chrupniecie. Jednak to nie Antek pokładał się w agonii a Marysia osuwała się na nogach. Szybko podbiegłem do niej złapałem pod ramiona. Przelała się przez moje ręce. Ciągle jęczała z bólu:

- Co jest? - zapytałem.

- Plecy, noga - wyjęczała.

Podkurczyła lewą nogę. Dużo nie myśląc zarzuciłem jej nogę na swoje biodro. Ręce oplotła mi wokół szyi. Dominik próbował utrzymać ją prosto. Podwinął jej cross top przejechał ręką po kręgosłupie, gdy doszedł do odcinka lędźwiowego kobieta wydała z siebie przeciągły syk.

- Dysk. Zarzucaj ją sobie na biodra i idziemy – twardo powiedział. Nie mogłem z nim dyskutować, nie gdy ktoś mówi takim tonem. Zarzuciłem drugą nogę dziewczyny na biodro. Ręce ułożyłem na jej pośladkach i pognałem w ślad za karkiem. Zataczający się Antek ruszył za nami. Wpadliśmy do jasnego przytulnego przedsionka z małą recepcją. Powitała nas dziewczyna. Dominik zapytał tylko

-Gdzie MERR?

Dziewczyna spojrzała na wijącą się z bólu kobietę w mych ramionach i szybko pobiegła przodem. Otworzyła drzwi jednego z pokoi. Stała tam rudowłosa piękność w kitlu. Kobieta mierzyła prawie 180 cm, długie nogi zostały wspaniale wyeksponowane. Na stopach miała białe crossy. Jej sylwetka była bardzo zaokrąglona szczególnie w okolicach bioder. Burza trwałej w kolorze płonącej miedzi doskonale podkreślała dziewczęce rysy twarzy. Mimo młodego wieku jej wyraz twarzy był ostry, stanowczy, bardzo dojrzały. Ręce miała tłuste od oliwki a na stole leżał półnagi koleś. Rehabilitantka. Odwróciła się i ryknęła

- Co jest!? Pali się!?

Dominik wskazał ręką na nas:

- Mania.

- O kurwa. Chodź. Szybko.

Weszliśmy do innego pomieszczenia. Rudowłosa poprosiłabym posadził ją na łóżku do masażu. Szybko się okazało, że to nie będzie takie proste. Mania nie chciała puścić a każdy nacisk sprawiał jej ból.

- Dobra, trzymaj ją. – Melodyjnym głosem mówiła do Marysi – No już mała, sprawdzę tylko co nabroiłaś. - Przejechała dłonią po kręgosłupie, nacisnęła delikatnie a Mania aż odchyliła głowę i zawyła z bólu. Lisica spojrzała na Dominika i zapytała – Kopała lewą nogą?

- Tak, zrobiła 540.

- Kurwa mówiłam, nie lewą nogą – krzyknęła na mężczyznę - Dobra kładź ją na podłodze. – wydała bezsprzeczne polecenie.

Przysunęła karimatę. Najdelikatniej jak umiałem położyłem dziewczynę na cienkiej piance. Chciałem wstać by dać więcej miejsca rudej do pracy. Jednak Marysia miała inny plan. Przycisnęła się mocniej do mnie i pokręciła przecząco głową. Mer spojrzała na nią i powiedziała:

- Śmierdzący tchórz, nie będzie bolało.

- Nie wierze ci – odpowiedziała ochrypłym głosem.

- Dobra poradzimy sobie jakoś, tylko współpracuj. Dobra?

- Dobra.

Spojrzała na mnie i powiedziała spokojniej.

- Słuchaj stary, wiem, że to bardzo niekomfortowa sytuacja dla Ciebie, ale słuchaj mnie uważnie, rób to co mówię i niczym się nie przejmuj. Ona wyolbrzymia, to nie będzie bolało. To nieuniknione, będę dotykała też Ciebie. - Pochyliła się i szepnęła do ucha – Nikomu nie powiem. – Po czym puściła oczko poklepała mnie po ramieniu i wśliznęła swoją rękę pomiędzy nasze lędźwie. O kurwa tego to się nie spodziewałem. Nie myślałem o odruchach mojego ciała do tej chwili. Mój nieodłączny życiowy przyjaciel stał na baczność mając tak blisko obiekt zainteresowania a do tego obca ręka ślizgała się po trzonie penisa. To było nieuniknione. Próbowałem obrzydzić sytuację jak się dało, ale za każdym razem gdy spojrzałem na Marysię i usłyszałem pomruk lub jęk nie byłem w stanie utrzymać instynktów na wodzy. Schowałem głowę w zagłębienie jej obojczyka. Obezwładnił mnie jej zapach. Bardzo aromatyczne perfumy, pomarańcza, goździk, piżmo. Skojarzyły mi się z rozgrzewającą jesienną herbatą z imbirem. Po całym ciele rozeszło się przyjemne ciepło.

- Marysia nacisnę – powiedziała kobieta zwana Mer.

Nacisnęła a Mania odleciała w jękach bólu. Na pewno bólu? Grymas na jej twarzy nie był aż tak potężny jak przedtem. Jedną ręką trzymała mnie za kark, drugą przerzuciła pod ramieniem na plecy i pociągnęła za koszule.

- Z drugiej strony.

Kobieta naciskiem spowodowała ze Mania wypchnęła biodra do góry. Znów jęk. Oj kurwa trzymaj się chłopie, może być mokro.

- Dobra już wiem. Przekręcamy się. Zdejmę Ci koszulkę kochana by lepiej widzieć. - Szarpnęła za materiał pozostawiając kobietę w sportowym biustonoszu. - Podłuż rękę pod jej głowę, tak jakby miała na niej zasnąć. Połóż się przy niej ciasno. O tak, zarzucamy nogę na biodro. Ok. Trzymaj ją teraz. Ok. Ręka bardziej na pośladek. Ok. Jak powiem OP to pociągniesz biodro do siebie, ok.? Tylko mocno. Nie zrobisz jej krzywdy, ona lubi jak facet nie jest delikatny.

- Ok.

Kobieta położyła ręce na odcinku lędźwiowym Marysi.

- Marysia wdech i powoli wypuszczamy. – Dziewczyna posłuchała rehabilitantki a ta w pewnym momencie powiedziała OP. Pociągnąłem tak jak mówiła. Mocno. Z ust Marysi dobiegł szaleńczo upajający jęk rozkoszy. Z kręgosłupa trzask. Ciało carycy zostało rozluźnione, przejechała paznokciami po moich plecach a ja naprawdę miałem mokro w spodniach.

- Jeszcze raz - powiedziała kobieta.

- Co? Nie wystarczy? Jakie jeszcze raz? – zapytałem zdziwiony, zdezorientowany, przestraszony.

- Musimy przejść cały kręgosłup – odparła dziewczyna i puściła do mnie oczko.

Westchnąłem.

Przeszliśmy całość we dwoje. Trzymałem Marysię w ramionach. Marzyłem o tym, ale nie przy tylu świadkach. Potem zostałem przekręcony na plecy. Marysia leżała na mnie chwilkę, głośno oddychając. Wciąż byłem opleciony przez jej nogi. Głaskałem ją po plecach. Ona trzymała ręce na moim torsie. Każdy jej dotyk wypalał się na moim ciele. Byłem pewny, że w koszuli zostały dziury po jej dłoniach. W pewnym momencie odetchnęła głęboko. Jej oddech zwolnił, uspokoił się. Powoli zaczęła odrywać ciało ode mnie. Poczułem nieprzyjemny chłód. Jakby ktoś zabierał mi ulubiony koc. Odchyliła się siadając jak amazonka, jej włosy były rozczochrane ciało okryte jedynie ciasno przylegającym stanikiem na cieniutkich ramiączkach z sporym dekoltem. Sięgnęła do kucyka i ściągnęła gumkę. Matko kochana, znów zacząłem twardnieć. Poprawiła fryzurę i powiedziała

– Dziękuje.

Jęki jakie mi sprezentowała wynagrodziły wszystko. Przypomniałem sobie jak powiedziała, że jeśli kiedykolwiek jakimś cudem je usłyszę to mogą zryć mi psychikę. Miała rację, zryło, chcę tego więcej. Chcę tulić ją w ramionach. Chcę, żeby jęczała tylko dla mnie.

 

MARYSIA.

Cała ta sytuacja mnie przerosła. Moja cierpliwość została wyczerpana. Byłam tak wkurwiona na Karola, że musiałam się wyżyć. Wiedziałam, że nie mogę rozpętać burdy w biurze. Za dużo świadków, zbyt duże ryzyko zwolnienia dyscyplinarnego i pewniak pozwu cywilnego wniesionego przez tego kutasa. Nie panowałam nad sobą. Nie myślałam co robię. Gnałam jak szalona przez miasto do Dominika. Wiedziałam, że jako przyjaciel mnie zrozumie. Jako mężczyzna usprawiedliwi. Jako trener pozwoli wyładować złość. Nie przewidziałam tylko, że Antek zdobędzie się na odwagę przyjechać i spróbować ze mną porozmawiać. Nie chciałam go słuchać. Miałam mu za złe, że ponownie nie reaguje. Choć historia się powtarza nie wyciągnął wniosków i znów powielił błąd. Miał być tym rozsądnym a obrócił sytuację w zabawę. Tego było za wiele. Pierwszy cios był za Karola. Za to, że wiedział co się dzieje a nie zareagował. Drugi za to, że nie uczy się na błędach. Za słowa o mnie i do mnie miał dostać największą karę, nokaut. Niestety, a może i stety nie trafiłam. Czy specjalnie? Pewnie tak, choć nie ukrywam, że dysk w moi]m kręgosłupie pokrzyżował mi plany. Chciałam wykonać 540 kick, pokazać mu jak to jest, gdy życie przelatuje przed oczami a mimo to stoimy dalej twardo na ziemi. Wiem, że go nastraszyłam nie na żarty. Potem już nic nie wiedziałam. Pogrążyłam się w bólu. Dyskopatia to nie jest nic przyjemnego. Każdego miesiąca jestem u Mer na manualnym nastawianiu kręgów. Niestety przez ostatnie zawirowania zaniedbałam i to. Do tego doszedł brak treningów i nieodpowiednie przygotowanie do dzisiejszych ćwiczeń. Nie wiedziałam co się za mną dzieje. Jęczałam jak najęta. Każdy ruch wywoływał ból. Nie miałam pojęcia, że to Teo mnie niesie, kładzie, leży przy mnie i trzyma mnie w ramionach. Gdy się uspokoiłam, zrelaksowałam w jego objęciach było mi dobrze, kurwa wspaniale. Poczułam, że ktoś jest jednak przy mnie. Potrafi mnie wspomóc nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Otrzymałam najlepszy gest jaki tylko istnieje. Ciepłe, pełne zrozumienia, delikatne przytulenie. Poczułam ciepło jego ciała. Byłam jak rekin, w którego nozdrza dostała się krew. Chciałam więcej. I zamierzałam to dostać. Uniosłam delikatnie głowę i zobaczyłem mojego wybawcę. Nie powiem doznałam małego udaru, ale szybko się pozbierałam.

Gdy się podniosłam i poprawiałam kucyka dostrzegłam w oczach Teo nie tylko zmartwienie, ale i pożądanie. Podziękowałam najmilszym głosem jaki mogłam z siebie wydobyć w tym momencie. Położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. On zsunął swoje na moje uda. Nachyliłam się i obdarowałam go całusem w policzek i wróciłam do pozycji wyprostowanej. Spojrzał na mnie oszołomiony, odchrząknął

- Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział zachrypniętym głosem.

- Kwestia sporna - odparłam zgodnie ze swoją naturą.

Uśmiechnął się szeroko.

- Chyba mogę już wstać – powiedziałam delikatnie zawstydzona.

- A musisz? Tak jest wygodnie. – Podparł tułów na ugiętych ramionach.

- Faktycznie wygodnie. – R]ozejrzałam się na boki i wyciągnęłam wargi w uśmiechu.

- Nieźle nas nastraszyłaś.

- Bez przesady – machnęłam lekceważąco ręką.

- Serio Marysia, co to było?

- Stara kontuzja. Nie wolno mi kopać lewą nogą.

- Będę na nią uważał – poklepał mnie po udzie. Nie zabrał ręki. Atmosfera między nami zgęstniała. Zapadła głucha cisza. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. W naszych mózgach rozgrywała się cicha wojna. Nie wytrzymałam napięcia, zaczerwieniłam się uciekłam spojrzeniem i delikatnie się uśmiechnęłam. Tym razem wygrał. Podciągnął się do pozycji siedzącej. Zarzuciłam mu dłonie na kark. Zetknęliśmy się torsami. Trzymał mnie mocno w pasie. Spojrzałam na niego. Świat się dla mnie zatrzymał. Nie liczyło się nic i nikt. Byliśmy tylko my dwoje, wciąż wpatrzeni w siebie. Jeszcze chwila a wszystko skończyłoby się namiętnym pocałunkiem, którego w tej chwili pragnęłam. Chciałam zatopić się w doznaniu, poczuć miękkość jego warg na sobie. Czekałam na pierwszy ruch, który wykona by nasze języki złączyły się w żywiołowym tańcu namiętności. Oblizałam dolną wargę. Dzieliły nas centymetry, gdy oboje usłyszeliśmy.

- Gołąbki wstańcie z podłogi.

Oboje odwróciliśmy twarze w kierunku dobiegającego nas dźwięku. Rudowłosa piękność uśmiechnęła się do nas i puściła oko. Zabiję tą wredną lisice. Co za pies ogrodnika. Zaczęliśmy niezgrabnie wyplątywać się z objęć. Gdy pewnie stanęłam na nogach Mer podeszła do mnie i pewnym ruchem obróciła mnie tyłem do siebie. Jeszcze raz przejechała ręką po kręgosłupie sprawdzając każdy kręg.

- To mi się podoba. Jeszcze tylko szyjka. – Posadziła mnie na przysuniętym krześle. Pewnie złapała mnie za kark i przekręciła nim jakby miała urwać głowę. Trzasnęły kręgi a mnie przebiegł wspaniały dreszcz rozluźnienia. Po raz ostatni stęknęłam z zadowolenia.

 

Odwróciłam się do dziewczyny by jej podziękować za uratowanie a dostałam siarczysty cios w policzek. Poczułam palące ciepło na twarzy. Wiedziałam, że został na niej ślad dłoni koleżanki. Mer nie pierdoliła się w tańcu.

- Pojebało cię idiotko! Myślisz, że jesteś nieśmiertelna! Nie mam co robić tylko ratować twój chudy tyłek – ryknęła na mnie. – Odjebało ci mózg zupełnie! Wiesz, że nie wolno Ci używać lewej nogi. Chcesz zostać kaleką? Chcesz? Mogę Ci to załatwić w bardziej cywilizowany sposób.

Stałam z przyciśniętą dłonią do twarzy. W oczach zebrały mi się łzy. Po części z powodu bólu jaki odczuwałam po spoliczkowaniu. Należało mi się. Zbyt często korzystałam z dobrodziejstwa czarodziejskich dłoni fizjoterapeutki. Poczułam uderzenie wstydu z powodu bezmyślnego zachowania. Wiedziałam jakie konsekwencje może mieć taka akrobacja a mimo to tak jak powiedziała Mer odjebało mi mózg.

- Żeby mi to było ostatni raz. – Wycelowała we mnie palec. – A teraz chodź – powiedziała łagodniej i wciągnęła mnie w swoje ramiona. Łzy same płynęły mi z oczu. Zaczęłam pociągać nosem. Bujałyśmy się w uścisku do momentu mojego uspokojenia. Mer odchyliła się ode mnie, otarła krople wierzchem dłoni i zapytała.

- Który Cię tak wkurwił?

Podniosłam palec na Antka. Ida – bo tak naprawdę ma na imię – łypnęła na niego wzrokiem. Stanęła przed nim wyprostowana jak struna i hardo zagroziła.

- Jeszcze raz doprowadzisz ją do takiego stanu a wyrwę Ci kutasa razem z kręgosłupem. Rozumiesz?

Antek potrząsnął twierdząco głową.

- A teraz na kozetkę. Opatrzę i Ciebie.

Widziałam strach w oczach Antka, niedowierzanie w wyrazie twarzy Teodora. Antek nigdy tak się nie zachowywał przy kobietach. Zawsze pewny siebie, wyszczekany, uwodzicielski a teraz spotulniał jak baranek. Zrzuciłam to na karb sytuacji, najpierw opierdoliłam go od góry do dołu, potem rozgrzebałam dawno zakopany grób i wyciągnęłam najgorszego trupa a na koniec jeszcze dostał wpierdziel, na który sobie oczywiście zasłużył, choć nie wiem, czy był konieczny. Dominik spojrzał na mnie i się uśmiechnął, nie powstrzymałam się i parsknęłam ze śmiechu. Dziewczyna odwróciła głowę w moim kierunku, uśmiechnęła się i puściła oczko.

- Dziękuje Ida – powiedziałam nieśmiało.

Kobieta w kitlu usadziła Antka na kozetce, stanęła przed nim jednym ruchem otwierając jego uda. Przybliżyła się do mężczyzny i zaczęła opatrywać jego rozbity łuk brwiowy. W prawdzie krew już zaschła, ale Ida to Ida.

- Do twoich usług. Jak zawsze. Ale serio nie możesz wpadać do mojego królestwa jak strażak w płomienie i wołać „Ratunku”. Używaj mózgu. Wiesz, gdzie go masz?

- Wiem.

- To dobrze. I pamiętaj mózg to mięsień, jeśli….

- Go nie używasz zaczyna zanikać – dokończyłyśmy razem.

Panowie się roześmiali.

- Dobra starczy tych atrakcji na dziś. – Przykleiła ostatni plaster. - Wynocha z mojego zamku.

Wszyscy zebraliśmy się do wyjścia. Żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę. Na moje szczęście Dominik przyciągnął mnie do swojego boku i pożegnał obu panów mówiąc, że trening na dziś uważa za zakończony. Skierowałam się z przyjacielem do jego gabinetu. Wiedziałam, że czaka mnie tam reprymenda. Okazała się bardzo krótka. Już po chwili Dominik wpadł w zachwyt nad kopnięciem, które wykonałam. Nie mógł wyjść z podziwu moich umiejętności. Oczywiście nigdy w nie wątpił, w końcu to on mnie wszystkiego nauczył, ale taka ewolucja na pewno na długo zostanie w jego myślach.

 

Następnego dnia jakby nigdy nic pojawiłam się w pracy. Widziałam te ukradkowe spojrzenia pracowników. No cóż mleko się rozlało, trzeba je posprzątać. Nie było tego dużo, każdy pewnie już słyszał o wymianie zdań z Karolem. Na szczęście na afterparty były tylko dwie osoby. Po wejściu do gabinetu ujrzałam ogromny bukiet czerwonych róż stojący w koszu przy biurku i cudny tort czekoladowy stojący na blacie mebla. Miałam nadzieję, że Karol się zreflektował za wczorajsze. Niestety prezenty były od Antka. Dołączona była karteczka z jednym słowem PRZEPRASZAM.

Poprosiłam Karolinę by zabrała cudo i poczęstowała wszystkich. Siadając za biurkiem kopnęłam w papierową torbę. Co jest kurka? Spojrzałam zaciekawiona do środka i ujrzałam najlepsze wino świata Milmanda rocznik 2018. Jak głosiła dołączona do niego karteczka informacyjna „to wino produkowane w 100% z białego szczepu Chardonnay. Winogrona uprawiane są w południowo-zachodniej części Katalonii, a dokładniej wokół malowniczego zamku Castell de Milmanda. Wino przed butelkowaniem dojrzewało przez 4-6 miesięcy w beczkach z francuskiego dębu, a następnie przez kolejnych 10 miesięcy w kadziach. Wino od pierwszego momentu jest pięknie zrównoważone. Bukiet otwiera się powoli pokazując aromaty brzoskwini, dojrzałego żółtego jabłka oraz bogactwo cytrusowych kwiatów. Po chwili czuć delikatne aromaty karmelowych cukierków i delikatnego tostu. W smaku wino jest złożone i długie. Dominuje w nim pełna struktura, a jednocześnie nie brakuje mu soczystości i aksamitnego finiszu”. Ślinka napłynęła mi do ust. Postarał się chłopak, może mu wybaczę, ale tylko może. Uśmiechnęłam się do siebie, nie zauważyłam jak w progu oparty o futrynę stoi i przygląda się mi ten gagatek.

- Dzień dobry – przywitał się delikatnym głosem.

Podniosłam wzrok i powiedziałam chłodno.

- Dzień dobry.

- Czy mogę?

- Zapraszam. – Wskazałam dłonią na krzesło przy biurku. – Co Cię do mnie sprowadza?

- Przyszedłem przeprosić.

- To nie mnie powinieneś przepraszać.

Siadając mężczyzna ściągnął brwi, na jego czole pojawiła się lwia zmarszczka. Nie rozumiał sensu mojej wypowiedzi. Mam nadzieje, że nie uszkodziłam mu mózgu tymi ciosami. Pospieszyłam z wytłumaczeniem.

- Powinieneś przeprosić Karola, choć on też pewnie teraz nie zrozumie o co ci chodzi. Ale spokojnie, ja się już postarałam, żeby zrozumiał.

Po wyjściu z siłowni zadzwoniłam do ośrodka odwykowego rezerwując kwaterę a potem do Jana by dostarczył Karola pod przesłany adres bez zbędnych pytań. Na recepcji mają podać moje dane.

Spojrzałam na Antka. Nie wyglądał najgorzej. Prawie nie było śladu po ciosach. Miał rozbitą wargę i łuk brwiowy. Kącik oka ozdabiał fioletowy siniak. Nie stracił zbytnio na atrakcyjności. Powiedziałabym nawet że zyskał odrobinę zadziorności, takiego pazura. Jeszcze raz przyjrzałam się jego twarzy i powiedziałam:

- Nie ma za co.

- Co???

- Ciężko się dziś z Tobą rozmawia.

- Wciąż kręcą mi się po głowie Twoje słowa. Naprawdę jestem tchórzem, nie potrafię pomóc koledze. Ta sytuacja mnie przerasta. A do tego Ty wciąż masz do mnie urazę za ……. Tamto.

Wstałam i podeszłam do mężczyzny. Odsunął się a ja usiadłam mu na kolanach i spojrzałam głęboko w oczy nim zaczęłam wyjaśniać.

- Oj Antoś. Nie mam do Ciebie urazy. Wyjaśniliśmy to sobie, choć fakt gdzieś tam to wciąż we mnie siedzi i w takich sytuacjach jak wczorajsza mogę użyć tego przeciwko Tobie. Było co było, trzeba żyć dalej. Ja w tamtym czasie byłam bardzo rozchwiana emocjonalnie. Robiłam wiele głupot, za wiele, ale najważniejsze, że zawsze byliście ze mną i przy mnie. Naprawdę dziękuje wam za to, wszystkim moim prawdziwym przyjaciołom. Mówisz, że jesteś tchórzem i przerasta Cię ta sytuacja. Nie jesteś tchórzem, Ty jesteś ratownikiem. Będziesz stał i bez słowa przyglądał się jak ktoś robi najgłupszą rzecz w swoim życiu i go asekurowałby nie zrobił sobie krzywdy. A jeśli już zrobi sobie krzywdę zadbasz o to by otrzymał najszybszą i najlepszą pomoc. To ja jestem od szybkiego reagowania i spuszczania wpierdolu.

Antek przytulił się do mnie mocno.

- Oj Mania, kiedy Ty tak zmądrzałaś?

Uśmiechnęłam się i klepnęłam go mocniej w ramie.

- Po szkodzie mój drogi, po szkodzie.

- Bylibyśmy wspaniałą parą.

- Absolutnie nie.

Szybko i stanowczo zaprzeczyłam. Zeszłam z kolan przyjaciela. Spojrzałam na niego i w tym samym momencie powiedzieliśmy.

- Pozabijalibyśmy się.

Wypełniliśmy pokój gromkim śmiechem.

Dalsza część dnia przebiegła spokojnie. Może nawet za spokojnie. Spotkanie Managementu przebiegło bardzo szybko. Nie było Karola i Teodora. Antek usprawiedliwił ich nieobecność. Karol wciąż jest niedysponowany i niezdatny do pracy a Teodor musiał udać się na spotkanie z Borysem. Z jednej strony byłam zawiedziona brakiem obecności prawnika. Miałam nadzieje na choć krótką wymianę zdań. Z drugiej strony atmosfera pomiędzy nami się zagęszczała. Nie byłam jednak pewna czy chcę by to się tak rozwijało, nie byłam gotowa na kolejny krok, wciąż nic o nim nie wiedziałam a do tego pora roku nie sprzyjała. Z tyłu głowy wciąż rozbrzmiewał mój dzwonek alarmowy z sygnałem LISTOPAD.

 

No prawie. Ale faktycznie czas minął za szybko. Każdy z nas zajęty był własnymi sprawami. Widywaliśmy się w pracy, jedliśmy wspólne lunche i tyle. Na koniec dnia każdy rozjeżdżał się do swojego domu. W domach na każdego czekały obowiązki, przed którymi nie można uciec. Wpadliśmy w rutynę zwaną codziennością. Dla mnie osobiście dzień zmarłych jest dniem całkowitego zawieszenia. Tak jakby cały świat zatrzymał się na moment. Tylko że w tym roku zaczęło się to o wiele za wcześnie. Tydzień przed Wszystkich Świętych organizowałam grupę wolontariuszy do pomocy przy porządkach na cmentarzu. Skończyłam gadać przez telefon z rodzeństwem akurat, gdy weszłam do socjalnego. Ciężko usiadłam na krześle i bez przywitania zaczęłam jeść naszykowaną dla mnie porcję. Danie wystygło, odłożyłam widelec i dezaprobatą wstałam by podgrzać porcję. Obaj siedzący naprzeciwko mnie panowie spojrzeli po sobie a potem na mnie.

- Co jest? – zapytał Teo.

- Nie lubi jeść zimnego – odpowiedział Antek.

- Wszystko z nią ok. Ostatnio jest jakaś dziwna? – dodał lekko zmartwiony prawnik.

- Ona zawsze jest dziwna – skwitował szef.

Podeszłam do stolika postawiłam parujące jedzenie i zaczęłam ponownie posiłek.

- Ja nie jestem dziwna tylko oryginalna – odpowiedziałam na zaczepkę przełożonego.

- Oj bardzo oryginalna – odpowiedział mi z wesołym uśmieszkiem. Nie dokończył swojej myśli, bo wepchał sporą porcję jedzenia do ust.

- To wszystko przez nadchodzące święto. Coś czuje, że po raz pierwszy będę sprzątać cmentarz sama. I wcale mi się to nie podoba.

- Sprzątasz cmentarz – zapytał zdziwiony Teo.

- Skoro i tak tam będę to różnicy mi nie robi jeden grób więcej czy mniej do ogarnięcia.

- A co trzeba robić?

- Nic szczególnego, zgrabić liście, wyrwać krzaki, przetrzeć płytę, zapalić świeczkę.

- Mogę Ci pomóc – zaproponował mężczyzna.

Razem z Antkiem odłożyliśmy sztućce i spojrzeliśmy na towarzysza. Antek ruszył się pierwszy i dotknął dłonią czoła kolegi.

- Kurczę, Mania on chyba mówi poważnie. Nie ma gorączki.

Prawnik strząsnął dłoń kumpla ze swojego czoła i spojrzał na nas równie zdziwiony jak my na niego.

- No co?

- Człowieku, kiedy Ty się nauczysz? Jeśli Mania mówi, że to nic szczególnego to oznacza, że to harówka na cały dzień albo i dwa. Ja już wiem, że ta apodyktyczna władczyni łopaty zaplanowała, że wykopie kilka skrzynek i zmieni miejsce zamieszkania ich właścicieli.

Spojrzałam na Antka hardą miną.

- Aż takich rewolucji nie planuje w tym roku.

- Pewnie – prychnął z niesmakiem mój szef.

- Nie mam żadnych planów a trochę wysiłku na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi. Potrzebuje konkretnego odmóżdżenia – wytłumaczył swoje intencje Teo.

- Jak chcesz, tylko później nie narzekaj. Ja Cię ostrzegałem – upomniał kolegę Antek. Skierował spojrzenie na mnie i zapytał.

- Skoro znalazłaś już niewolnika to powiedz co tak więcej u Ciebie.

- Nic szczególnego.

- Oho….

Zmierzyłam go wzrokiem. Postanowiłam zmienić strategie i przeciągnąć linkę na swoją stronę.

- Byłam u Mer. – Zauważyłam jak przyjaciel nerwowo poprawia się na krześle. Odchrząknął, popił posiłek.

- Tak, co powiedziała?

- Że mam stosować się do zaleceń.

- A co ci zaleciła?

- Więcej seksu. – Razem z Teodorem zachłysnęli się napojami.

- Coo? – zapytał zdezorientowany Antek

- Co, co? Moje stare gnaty są zastałe, powiedziała, że ktoś powinien porządnie mnie przetrzepać, a przynajmniej porozciągać moje biodra, oczywiście uważając na lewą nogę. Ona wymaga delikatnego traktowania. Może podsunie mi kogoś, kto się tym zajmie.

- Wolałem nie wiedzieć. A co u pani fizjoterapeutki? – Niby obojętny a taki ciekawy.

- Pytała o Ciebie. – Zachłysnął się wodą. – Znaczy nie o Ciebie konkretnie, ale jakoś tak wyszło, że obrobiłyśmy Ci dupę.

- No to jestem spalony.

- A miałeś jakieś zamiary, plany wobec Mer?

- Może tak, może nie. – Zmierzyliśmy się na spojrzenia. – Powiedz mi, dlaczego Mer skoro ma na imię Ida?

- Serio Antek? Widać, że nie masz dzieci. Mer-Ida, dawaj skojarz to. Potrafisz.

Przyjaciel patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Z pomocą przyszedł mu Teodor

- To ta rudowłosa księżniczka Disneya co jeździ konno i zamieniła matkę w niedźwiedzia.

Zaczęłam klaskać.

- Nazywasz ją tak na cześć jakiejś bajki?

- Antek obejrzyj bajkę, naprawdę polecam. A potem uderz do Mer-Idy. Może umówię nas na podwójną randkę?

Wstałam od stołu. Na od chodnego dodałam.

- Ma okienko w weekend po południu. Ktoś nie odwoła wizyty.

Następne częściZOŁZA VI ZOŁZA VII ZOŁZA VIII

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tjeri 14.09.2023
    Przeczytałam oba odcinki hurtem. Dzięki za uwzględnienie wniosku! :D
    Wciąż przyjemne lekkie pisanie. Mimo błędów (których jest sporo, przydałaby się korekta!), tekst właściwie sam się czyta. Cieszę się, że wątki romansowe nie zdominowały przekazu. Dialogi są naturalne i mocno odciążają narrację. Wciąż jestem fanką Mani :). Byleby tylko nie wpadła w Mary Sue (na razie jest git). Podobuje się:D.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania