Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

20 12: dwadzieścia dwanaście - 3 - Kosz, który mnie opóźnił

———— notka ————

Nie będzie kolejnej części, bo pisanie jej porzuciłem.

———————————

 

Wpis: Jacek Czerwiński

 

Szare; 22 listopada 2012r. (czwartek)

 

Ale nie miałem na nic dziś ochoty... Odkąd się obudziłem, to tylko leżałem na łóżku i wpierdzielałem czekoladę. Czułem się dziwnie i nie wiedziałem co robić po wczorajszym. Ciągle stawiałem sobie pytanie: "I co teraz?". Nagle ktoś wyrwał mnie z moich przemyśleń, pukając do drzwi. Będąc jeszcze w piżamie, wstałem z łóżka i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi. Światło i zimne powietrze zaraz dostało się na korytarz.

- Jacek?! - zapytał Patryk - Co ty taki zmięty? Nieźle musiałeś wczoraj świętować, co?

- Ehh. - odpowiedziałem - Nie mam nastroju na żarty.

- Aa, czyli kac. Wiedziałem.

- Nie, co innego.

- Co?

- Nie chcesz wiedzieć.

- Dawaj. Kumplowi nie powiesz?

- Nie mam co gadać.

- Mów.

- Nie.

- Gadaj

- Dobra, dobra. Powiem. Nie mam już dziewczyny.

- ...o ku*wa. Nie przejmuj się Czerwiński. Jak zostawiła to znaczy, że nie była warta. A tak ogóle to przychodzę tu w innym celu. Wezwanie masz do roboty, a nie odbierasz telefonu to do mnie zadzwonili.

Rozciągnąłem się ostatni raz.

- Dobra, dzięki za info. - powiedziałem

- No to cześć. - Patryk

Zamknąłem drzwi, wylazłem do sypialni i zacząłem szukać telefonu. Tak, był na szafce. Kliknąłem, aby go odblokować. Ehh, rozładowany. Nic dziwnego, że nie mogli się do mnie dodzwonić. Wpiąłem go do ładowania, przebrałem się i migiem wyszedłem z domu. Zaraz po otwarciu drzwi oślepiło mnie słońce odbijające się od śniegu. Pewnie przez noc musiało napadać. Zakrywając ręką słońce, przeszedłem za dom. Z kieszeni w kurtce wyciągnąłem kluczyki i wsiadłem do swojego Urala. Gdy udało mi się go odpalić, ruszyłem do tartaku.

 

Właśnie otworzyłem drzwi do biura.

- A kto to się spóźnia? - zapytał kierownik - Jest 7:22.

- Przepraszam szefie, ale tak jakoś wyszło.

- Dobra, dobra. - mówiąc to odszedł od okna i podał mi z biurka kartę transportową - Za to masz teraz specjalne zadanie. Przewieziesz dziś benzynę ze stacji na Milówce do Szczyrku.

Wziąłem od niego kartę i zacząłem ją przeglądać.

- No już zmykaj, bo czas leci. - powiedział

Gapiąc się jeszczę w kartę, wyszedłem z biura i zamknąłem drzwi. Na zewnątrz akurat wyjeżdżała kolumna ciężarówek. Kierowcy po kolei opuszczali parking. Pierwszy kierowca typowo zatrąbił przy wyjeździe. Po chwili stałem sam na opustoszałym placu i myślałem co robić. Ela... Dlaczego zacząłem o niej myśleć? Aby nie zamyśleć się zbytnio, wsiadłem do Urala i wyjechałem. Kierunek: stacja Mixpol.

 

Jadąc z cysterną, zastanawiałem się na temat tego co zrobiłem. Naprawdę nie wiem jak wpadłem na pomysł, aby jechać polnymi drogami. Może dlatego, że chciałem zrobić coś głupiego, aby zapomnieć o tym, co mnie wczoraj spotkało? Tak czy siak, powoli jechałem po zaśnieżonych polnych drogach. Ale lubiłem taką jazdę... Lubiłem radio Bielsko, drgania na każdej dziurze i robić łuki na zakrętach. Relaks 100%. Nie ma co tu za bardzo się rozpisywać, bo aby to odczuć to samemu trzeba to przeżyć.

 

Japie*dole. Teraz, w środku lasu, jak kontrolka zaczęła piszczeć, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem zatankować. Popatrzyłem na wskaźnik. Zostało mi coś około 20 l paliwa. Zatrzymałem ciężarówkę i wyłączyłem silnik. Oparłem się o kierownicę i pomyślałem chwilę. Ku*wa! Podniosłem się i wyszedłem z ciężarówki. Zamknąłem drzwi i położyłem na nich rękę tak, jakbym chciał je poklepać. Brakło mi paliwa, a wiozłem cysternę. Szkoda, że nie była to ropa. Plusy były takie, że odjechałem tylko 4 km od Szarych. Zostawiłem ciężarówkę na tej nieuczęszczanej drodze i zacząłem się wracać. Było fest zimno. Z jakieś -15 °C. Zasunąłem kurtkę i założyłem kaptur. Śnieg trzeszczał mi pod nogami. Przynajmniej miałem ścieżkę ze śladów kół. I jeszcze ładne widoki. Lasy na przemian z polami, okryte śniegiem. Wszędzie biało. Jedynie gałęzie sosen od spodu były zielone. Ela… Przypomniało mi się jak pierwszy raz wziąłem ją w plener i pokazałem jej ten zachód słońca… Dlaczego ona mi się przypomina?! Zawiał wiatr. Palce miałem już całe czerwone, więc schowałem ręce do kieszeni i szedłem dalej.

 

Tak po pół godziny doszedłem do pierwszych domów w Kamesznicy. Właśnie ktoś odśnieżał podjazd pod jednym z domów. Postanowiłem, że zagadam do niego i zapytam, czy nie może dać mi trochę ropy.

- Dzień dobry. - przywitałem się - Mógłby mi pan dać trochę ropy? Zapomniałem zatankować i ciężarówka zdechła mi w lesie.

Gospodarz popatrzył w moją stronę i oparł się o łopatę.

- Czemu nie? - odpowiedział - Ile panu potrzeba?

- Zależy ile mi pan może dać. - odpowiedziałem

- Chodź pan ze mną.

Wraz z właścicielem poszedłem w stronę domu. Przeszliśmy przez małe drzwi, które prowadziły wprost do piwnicy. W artystycznym nieładzie można było znaleźć narzędzia, materiały, meble, ramę od roweru i wszystko inne co mogło wydawać się przydatne. Właściciel pociągnął za dwie metalowe bańki leżące w kącie. Miały po 25 l.

- Starczy? - zapytał

Przykucnąłem, otworzyłem jedną i powąchałem. Tak, to była ropa.

- Na chwilę, do najbliższej stacji to starczy. - odpowiedziałem

Zamknąłem kanister i wyciągnąłem portfel.

- To ile jestem panu winien? - zapytałem

- Yyy, z dwie i pół stówki, i jesteśmy kwita. - odpowiedział

Zapłaciłem mu i wziąłem jeden kanister. Gospodarz wziął drugi i wyszliśmy z budynku.

 

W końcu dochodziłem do swojego Urala. Cały czas waliło śniegiem, więc trochę go zasypało. Przez to również przez całą drogę musiałem iść po świeżym śniegu. Ręce od zimna, wiatru i ciężaru kanistrów, niemal mi ścierpły. Praktycznie kanistry ciągnąłem po ziemi, zostawiając za sobą podłużny ślad. Oczywiście też podczas mojej drogi musiałem sobie przypomnieć o Eli. Ehh... Dalej nie mogłem tego pojąć. Zatrzymałem się obok zbiornika ciężarówki i przetarłem korek rękawem. Odkręciłem go, otworzyłem jeden z kanistrów i zacząłem zalewać zbiornik. Po wlaniu pierwszego i drugiego kanistra zamocowałem je w przeznaczonym do nich uchwycie, obok koła zapasowego. Zgarnąłem śnieg z bocznej szyby i wskoczyłem do ciężarówki. Po trzech próbach udało mi się ją odpalić. Włączyłem wycieraczki, które niedokładnie zrzuciły śnieg i powoli kontynuowałem trasę do Szczyrku.

 

15:22. Słońce już prawie zaszło, a ja siedziałem z Patrykiem w warsztacie i wymienialiśmy resor z przodu mojego Urala. Opowiadałem mu, co dzisiaj mi się przytrafiło.

- ...wyjechałem ze stacji - mówiłem - i postanowiłem pojechać leśną drogą.

- Ku#w@, dokręć to! - krzyknął Patryk, który trzymał cały czas resor

- Przykręcam to! - odkrzyknąłem i chwyciłem wieszak śrubą

Patryk wstał, odsunął się od Urala i zaczął dla ulgi wymachiwać rękami.

- No i kontynuując - mówiłem dokręcając śrubę - to jak wjechałem na leśną drogę, kontrolka dała znać o krytycznym poziomie paliwa.

- Pff. - parsknął Patryk - Cysterna utknęła w lesie, bo zabrakło jej paliwa.

- Będziesz cicho?

Usłyszeliśmy dzwonek telefonu.

- Teraz to by bądź cicho. - powiedział i odebrał telefon - Halo? Sie masz Edyta? Acha. Oczywiście, że jest. Właśnie wymieniamy resor. Wpadaj śmiało. Okej. To do później. Cześć.

Dalej dokręcając śrubę, tylko na niego popatrzyłem.

- Edyta dzwoniła, że przyjdzie. - powiedział Patryk

- Teraz? - zapytałem

Patryk podszedł pod most napędowy.

- Do godziny powinna być. - Patryk - To zakładajmy to, żeby skończyć zanim przyjdzie.

Wypuściłem klucz, który z brzękiem uderzył o ziemię i poszedłem do Patryka.

- Pchamy na 3. - Patryk - Raz. 2. Trzyyy…

 

Patryk stał obok podnośnika i popijał kawę. Most był przykręcony, wał założony, amortyzator zapięty i wszystkie inne mniejsze rzeczy były tak jak trzeba. Trochę dziwiłem się, że tak sprawnie nam to poszło. Jeszcze tylko ja byłem w kanale i podpinałem przewody hamulcowe. Usłyszałem otwierające się drzwi do warsztatu.

- Hej! - zabrzmiał znajomy głos

- Cześć. - powiedział Patryk

Edyta weszła i zamknęła drzwi.

- Kogoś mi tu brakuje. - powiedziała

- Tu na dole. - odpowiedziałem

Ona podeszła obok, przykucnęła i chciała się przywitać. Wytarłem swoją rękę o spodnie i uścisnąłem jej dłoń. Była to jedyna dziewczyna, która umiała się normalnie przywitać. Wszystkie inne, które znałem to tylko mówiły lub nie mówiły "Hej", a jak trzeba było się pożegnać to wychodziły bez słowa. Może ogólnie kobiety takie są, ale nie wiem. Innymi słowy, Edyta to była złota dziewczyna.

- To zepsuło ci się coś, czy tak tylko przyjechałaś pogadać? - zapytał Patryk Edyty - Jacek mechanik ci to naprawi. Ten, co jeździ pozostałościami po PRL i zamiast samochodów woli ciężarówki.

- Stul dziób. - powiedziałem

- A nie? - Patryk - Jedzie taki #uj wielki z silnikiem 14 l. Dziewczyny jak podrywałeś? “Chodźcie młode przejechać się moim Uralem”?!

Skończyłem podpinać przewody i oparłem się o ścianę kanału. Ela...

- No to ty się pochwal, czym jeździsz. - uciszyłem Patryka, wychodząc z kanału - A poza tym to lepiej przynieś mi herbatę, a nie…

- Dobry pomysł - odpowiedział i poszedł do biura

Pamiętam, że Patryk w biurze trzymał papiery i wszystkie droższe części. Po otwarciu drzwi na przeciwległej ścianie był tam też ten stary kalendarz z 2010r. Co prawda każdy warsztat taki musiał mieć, ale dla mnie to było lekką przesadą.

- J@pie#dole. - Patryk z biura - #uj z tym.

- Co się stało? - Edyta

- Jacek, nie będziesz miał swojej herbaty. - Patyk - Znów spieprzyła po sznurku. Już ku#w@ drugi raz.

- Trudno, - odpowiedziałem - pójdę do sklepu sobie coś szybko kupić. Chcecie coś?

- Ja nic - Edyta

- To za chwilę wracam - powiedziałem - A ty Patryk dolej płynu hamulcowego.

Wyszedłem przez bramę na pole i poszedłem w stronę sklepu.

 

Przeszedłem przez próg grubych drzwi. Minąłem je i przeszedłem przez kolejne. Pamiętam, że wisiało na nich coś, że w tym sklepie można kupić prenumeratę jakiejś gazety czy coś. Przechodząc między półkami zawalonymi towarem, doszedłem do kasy. Ci to potrafili upchać wszystkiego na 20 m². Stanąłem przy kasie.

- Liptona i paczkę Laysów Strong. - powiedziałem

Stara kasjerka nabiła to co chciałem na kasę i poszła do lodówki, która były za ladą, 2 kroki dalej. Wyciągnęła z niej liptona, chwyciła z regału obok paczkę chipsów i położyła to wszystko na ladzie. Między czasie zerknąłem na zegar, który był na ścianie za ladą. Była 16:49.

- Coś jeszcze? - zapytała rutynowo

- Nie. - odpowiedziałem

- 9,68 zł

Zapłaciłem, wziąłem co moje i wyszedłem z tego małego niesamoobsługowego sklepu.

 

- A ta sprawa co dzwoniłaś to co? - zapytał Patryk, siedząc na oponie, która była w warsztacie

- Aa, właśnie. - mówiła Edyta, która siedziała na parapecie, jedząc chipsy

Stałem oparty o ścianę obok niej i właśnie sięgałem do plastikowej torby po chipsa.

- To akurat jest do Jacka. - Edyta - Z studia dali mi za zadanie porobić trochę zdjęć w lesie. Chodzi o naturę i o leśne prace typu ścinanie drzew, itp. Pomyślałam, że możesz mnie zawieść, jak będziesz jechał do roboty, a ja sobie porobię zdjęcia i się z tobą wrócę. To masz wolne miejsce w ciężarówce?

- Cóż. - mówiłem - Jak chcesz to jedź. Mam wolne miejsce.

- Okej, dzięki. - odpowiedziała - To kiedy jedziesz?

- Nawet jutro. O 6:40 mogę być obok twojego domu.

- To weź mnie. I dzięki jeszcze raz.

 

Wracałem Uralem z Patykiem do domu. Było już ciemnawo. Trasa ta co zawsze. Wąska, polna droga. Było nią szybciej, niż wyjeżdżać na główną i się wracać. Z jednej strony były drzewa, a z drugiej pole ogrodzone pastuchem. Zacząłem z dala, coraz głośniej, słyszeć syrenę.

- Słyszysz? - zapytał Patryk

- No tak, ale kto tu taką drogą jeździ? - odpowiedziałem

Koguty policyjne wyły coraz głośniej, ale przez krzaki przy drodze nie było widać, co jest za zakrętem. Wyjeżdżaliśmy w zakręt. Minęła nas para nastolatków. Na krosach. Po prawej stronie. Radiowóz. Hamulec.

- STÓJ! - krzyknął Patryk, gdy prawie przejechaliśmy radiowóz z naprzeciwka

Jeden z policjantów wychylił się przez szybę. Odsunąłem swoją i też wychyliłem się.

- Panie, już prawie ich mieliśmy. - policjant

- A gdzie miałem się odsunąć? - powiedziałem mu

Policjant niezadowolony machnął ręką. Ten drugi, który kierował radiowozem, tylko poprawił lusterko i zaczął wycofywać na główną drogę. W miarę jak radiowóz się oddalał, jechałem do przodu.

- Pies. - powiedział Patryk - A się im udało.

- He. - parsknąłem - I tak kiedyś ich złapią, ale dobrze, że spierdzielali tędy.

Policjanci wyjechali z drogi, a my pojechaliśmy dalej. Gdy zatrzymał się przy bramie do domu Patryka, on otworzył drzwi i wysiadł z ciężarówki.

- To do jutra. - powiedział zamykając za sobą drzwi

Machnąłem mu na pożegnanie i pojechałem do siebie.

 

Wieczorem, gdy miałem czas wolny, mój mózg musiał znów mnie torturować. Siedziałem w kuchni przy stole, jedząc już piątą tabliczkę czekolady. Wiedziałem, że nie był to za bardzo dobry wybór, ale dla mojej psychiki tak było lepiej. Przypominały mi się te dobre czasy, jak Ela zabrała mnie na wieżę widokową w miejscowości, której nazwy już nie pamiętam. Ehh… Dlaczego ona uważała, że nie pasowaliśmy do siebie? Miałem przeczucie, że prawdziwy powód był zupełnie inny, ale przecież teraz pod wpływem emocji mogłem to sobie wmawiać. Tak czy siak, nie miałem wyboru i musiałem uszanować jej zdanie. Ważne, żeby ona była szczęśliwa. Może jutro, jak się wyśpię to będzie lepiej...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Narrator dwa lata temu
    Dobre. Klimat z „Bazy Sokołowskiej” i „Następnego do raju”.
  • dariusz-b dwa lata temu
    Dziękuję za komentarz
    (aczkolwiek tych utworów nie czytałem)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania