Poprzednie częściAnika ( Prolog)

Anika cz 3

Była mniej więcej godzina po północy, co mogłam stwierdzić jedynie intuicyjnie, nie mogąc sprawdzić tego na zegarku. Posiadanie czasomierza było luksusem zarezerwowanym jedynie dla wybranych, czyli personelu. Nasi prywatni władcy czasu mieli przywilej mówienia nam, kiedy należy wstać, kiedy jeść, brać leki, wyjść do ogrodu. Wolna wola była surowo zakazana, pod groźbą izolatki.

Podeszłam do zamkniętych od zewnątrz drzwi i załomotałam w nie pięścią, na tyle głośno by słychać mnie było w dyżurce, na końcu korytarza.

– Pomocy – wyjęczałam głosem zdradzającym cierpienie.

Zanim drzwi zostały uchylone, leżałam już zwinięta na podłodze, przyciskając obie ręce do brzucha. Nie przyzwyczajone do ostrego światła oczy zamrugały, kiedy stuwatowa żarówka rozbłysła pod sufitem, zamek w drzwiach szczęknął, a do środka wsunęła głowę rozespana siostra Marta.

– Na miłość Boską, Anika, co ty wyprawiasz? Jest środek nocy – zaczęła niezadowolona, widząc jednak, że dzieje się ze mną coś nowego i niepokojącego przykucnęła. – Co ci jest?

– Nie wiem, tak bardzo boli. – Mówienie przychodziło mi z trudem, zbierało się na wymioty.

Niepewna co robić pielęgniarka dotknęła mojego czoła, cieplejszego niż zazwyczaj, zroszonego potem.

– Na dyżurze nie ma dziś lekarza. – Strapiona pielęgniarka patrzyła na mnie z dziwną mieszaniną współczucia, że tak bardzo cierpię i irytacji, że właśnie taki moment wybrałam sobie na chorobę. Nie mogła wiedzieć, że było to całkowicie zamierzone działanie z mojej strony. – Trzeba będzie zawieść cię do szpitala.

Z kieszeni fartucha wyciągnęła telefon i wybrała numer, ja w tym czasie uwolniłam żołądek od zawartości do połowy strawionej kolacji. Ktoś, kto gości głęboko w sobie demona jest w stanie zmusić swój organizm do przeróżnych rzeczy. Podwyższona temperatura oraz torsie na zawołanie były jedynie niewielką, acz przydatną cząstką moich możliwości, choć z przyjemnością wymieniłabym je na super szybkość, czy siłę. Niestety, jak mówi stare przysłowie „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”.

– Doktor Peter zaraz tu będzie i zabierze cię na izbę przyjęć.

Pielęgniarka nie mogła widzieć mojego zadowolonego uśmiechu. Super, psychiatra pomoże mi uciec z domu wariatów.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • ruchamsuczki69 09.05.2016
    chujowe
  • Saris 09.05.2016
    Toś się naprodukował, www.żal./pl : D
  • ruchamsuczki69 09.05.2016
    Saris Nazywam rzeczy po imieniu : p
  • Saris 09.05.2016
    ruchamsuczki69 no cóż, ja mam ciut więcej ogłady, jak nie wiesz co to, sprawdź w słowniku : P
  • TeodorMaj 09.05.2016
    Mnie się rozdział podobał. Mógłby jedynie być troszkę dłuższy ;) Pozdrawiam
  • Saris 09.05.2016
    Dziękuję Ci pięknie, niestety, na dłuższe pisanie cierpliwości mi nie staje : )
  • Załamka 09.05.2016
    O_o Dlaczemu te części takie krótkie? Fajne imię bohaterki : )
  • Saris 09.05.2016
    Załamka, dziękuję : D
  • Billie 10.05.2016
    Coś się zaczyna dziać :) :) bardzo dobra część, gładko się czytało (jedno zastrzeżenie to torsje przez j) i już się nie mogę doczekać następnej części :) 5
  • Saris 10.05.2016
    Billie, dziękuję bardzo : D
  • Billie 03.08.2016
    :"(
  • Kajamoko 13.05.2016
    Jak zawsze świetne
    Tylko troszkę za krótkie :/
    Jak zawsze 5 ^.^
  • Kajamoko 29.05.2016
    Wrzucasz następne?
    Straaaasznie długo czekam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania