Arkan Część I

Arkan

Odcinek I

Arkan znieruchomiał. Zgrzyt zardzewiałych zawiasów przeraził go. Puścił odruchowo klamkę. Stare drewniane drzwi zamknęły się powoli, nie powodując już takiego hałasu. Mimo tego chłopiec stał jeszcze długo, nasłuchując, czy aby ktoś nie usłyszał przenikliwego dźwięku. Ale chyba nie, bo przez dziury w ścianie, w które się wpatrywał , nie było widać żadnego ruchu. Komnata za ścianą wydawała się pusta. Nie było widać nikogo.

Młodzieniec odetchnął z ulgą. Znów mu się udało. Tajemne tunele, tak przypadkowo odkryte mogły sprowadzić na niego gniew któregoś z mistrzów zakonu. Gdyby go tu znaleźli, zostałby na pewno ukarany, a karą byłoby wydalenie z zakonu, w którym był dopiero pół roku, choć wydawało się, że jest tu zaledwie kilka dni. Kiedy tak stał i zamknął oczy, przed nim stanął obraz karawany kupców prowadzonej przez jego wuja Rata. Zmierzali traktem na północ, kiedy zostali napadnięci. Mimo że wszyscy mężczyźni byli uzbrojeni, na nic to się nie zdało. Rabusie o dziwo znakomicie posługiwali się bronią. Arkan pamiętał ich ubrane na czarno postacie, wyskakujące z lasu. A srebrne maski na tle czarnych strojów przeraziły go tak bardzo, że jeszcze dziś przechodziły mu ciarki po plecach na samą myśl o nich.

Chłopiec, jak tylko zaczął się napad, wskoczył pod jeden z wozów i stamtąd patrzył przerażonymi oczami, jak giną ci, którzy byli jego jedyną rodziną. Kiedy widział te straszne sceny, ogarniała go fala panicznego przerażenia na przemian ze straszną złością. Przez moment chciał nawet wyjść z ukrycia, podnieść miecz, który spadł obok wozu. Strach jednak był zbyt wielki i nie pozwalał mu się ruszyć. W pewnej chwili dojrzał, jak ogromnej postury mąż z długim mieczem zaatakował jego wuja. Wilhelm Rat, choć sam nie był ułomkiem, tym razem nie miał najmniejszych szans. Napastnik przewyższał go zarówno siłą, jak i umiejętnościami. Kupiec był w młodości żołnierzem, ale lata spędzone w zawodzie handlowym zmieniły go. Od lat już nie walczył, a przesiadywanie za biurkiem w swojej siedzibie w Walons, gdzie mieścił się jego sklep i magazyn spowodowało, że urósł mu brzuch i mocno przytył. Atakowany bronił się, ale robił to z wielkim wysiłkiem, gdyż jego przeciwnik po mistrzowsku władał mieczem. Jedno z uderzeń wytrąciło kupcowi broń z ręki, a następne wbiło oręż w jego ciało. Rat osunął się z konia na ziemię, upadając tuż obok wozu, pod którym leżał Arkan. Młodzieniec ujrzał nagle nieżywego wuja i ogarnęła go czarna rozpacz. Zamknął oczy i znieruchomiał niezdolny do żadnego ruchu.

Minęło sporo czasu kiedy odważył się otworzyć oczy i podnieść głowę. Zdumiała go panująca wokół cisza. W pobliżu wozu nie było nikogo, walka przeniosła się na tył karawany. Wokół leżały ciała kupców, porąbanych strasznie. Naraz ujrzał, jak jeden z napastników zeskakuje z konia i spod jednego z wozów wyciąga za włosy małą dziewczynkę. To była jego koleżanka Marta. Miała osiem lat, o sześć mniej niż Arkan. Rycerz podniósł dziecko lewą ręką, a prawą przeciął je prawie na pół mieczem. Młodzieńca aż zatkało ze strachu i przerażenia. Nieznajomy odrzucił ciało, wsiadł na konia i podjechał do sąsiedniego wozu. Arkan zrozumiał, że za chwilę zajrzy pod ten wóz, gdzie się ukrywał, a wtedy i on zginie. Postanowił ratować życie, tylko nie wiedział jak. Jego wzrok spoczął na mieczu wuja. W pierwszej chwili chciał podnieść go.

- Nie dam się zarżnąć jak świnia - pomyślał. Był jednak tak przerażony, że nie mógł nawet ruszyć ręką. Arkan uczył się co prawda władać mieczem, ale nie był w tym tak dobry, aby walczyć z takimi przeciwnikami. A do tego ten strach i przerażenie, które zamrażało mu ręce i nogi.

- Co robić? Co robić? - jego myśli biegały po głowie jak stado oszalałego bydła. Nagle tuż obok wozu pojawił się jeździec. Nachylił się, ruszył mieczem Rata, po czym pewny, że ten nie żyje, odjechał. Arkan wreszcie przemógł strach. Zdecydował się. Postanowił uciec do lasu. Trakt, którym jechali, otaczał gęsty bór i chłopiec miał cichą nadzieję, że zdąży przebiec te kilka kroków i schować się między drzewami. Podniósł głowę i bardzo powoli rozejrzał się po okolicy. W pobliżu wozu nie było nikogo. Miał szczęście.

- Teraz – pomyślał. Wyczołgał się spod wozu, chwycił miecz i rzucił się do szaleńczego biegu. W ułamku sekundy był już w lesie. Gałęzie uderzały go po twarzy, ale nic sobie z tego nie robił, tylko biegł tak szybko, jak potrafił. Nie oglądał się za siebie, bojąc się, że w każdej chwili straci życie trafiony mieczem, albo inną bronią.

Biegł, biegł, aż w pewnym momencie potknął się i upadł, wypuszczając broń z ręki. Natychmiast zamknął oczy i skulił się, oczekując na cios. Nic się jednak nie stało. Mimo tego młodzieniec trząsł się ze strachu i ze zmęczenia. Po dłuższej chwili przemógł się i otworzył oczy. Był sam. Delikatnie usiadł i rozejrzał się, ale koło niego były tylko drzewa i krzewy. Powoli zaczęło do niego docierać, że chyba się udało i jest już bezpieczny. Siedział jednak jeszcze dalej w bezruchu, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Było jednak cicho i spokojnie, a do jego uszu docierały tylko odgłosy lasu. Zaczął powoli się uspokajać.

Nagle usłyszał trzask łamanej gałęzi. Cały strach natychmiast powrócił.

Odgłos doszedł z tyłu i Arkan z wielkim wysiłkiem odwrócił się. Tuż obok niego stała duża sarna, która wyszła na polanę i równie zdziwiona, jak chłopiec patrzyła zaciekawiona. Widok był tak niesamowity, że minęła dłuższa chwila, za nim zrozumiał, że to tylko zwierze. Teraz już wiedział na pewno, że nikt go nie goni i że się uratował. Żył i chciał się z tego faktu cieszyć, ale nie mógł. Cały czas miał przed oczami śmierć wuja i Marty.

- Ciekawe, czy jeszcze ktoś się uratował, czy tylko mnie się udało – pomyślał smutno, a po jego policzkach popłynęły łzy. Rozpłakał się przerażony tym, co się wydarzyło, a do tego nagle zdał sobie sprawę, że został sam w lesie, a cała jego rodzina zginęła najprawdopodobniej na trakcie. Po raz drugi w swoim krótkim życiu został sierotą. Najpierw zaraza zabrała jego rodziców i siostrę. On sam miał szczęście. Ojciec wysłał go do wuja Rata, aby tam uczył się zawodu kupca. To uratowało mu życie, bo w jego wsi umarła większość mieszkańców, w tym cała jego rodzina. Nie miał do czego wracać. Wuj przygarnął go, choć nie pałał do chłopca zbyt wielkim uczuciem. Po prostu chyba zrobiło mu się go żal.

Arkan pomagał mu prowadzić sklep, jeździł do innych miast z towarami na tamtejsze targi, gdzie sprzedawali swoje wyroby. I choć, prawdę mówiąc, niezbyt to się młodzieńcowi podobało, pomagał wujowi, jak umiał, aby choć tak się odwdzięczyć za opiekę. Teraz znowu został sam, ale tym razem nie było nikogo, kto mógłby go przygarnąć. Zamknął oczy i zaczął płakać tak długo, aż mu zabrakło łez.

 

* * *

 

Nagły dźwięk wyrwał chłopca z ponurych rozmyślań. Ktoś w komnacie otworzył drzwi. Arkan przywarł do kamiennej ściany. Teraz mógł przyjrzeć się osobie w środku. Poznał go. Był to Varen, jeden z mistrzów zakonu. Ponury i bardzo wyniosły rycerz, który nawet nie zauważał takich młodych adeptów jak on. Mistrz wziął coś z szafki i wyszedł z komnaty. Młodzieniec, widząc Varena, przypomniał sobie słowa mistrza Arisa, który przestrzegał go przed tym człowiekiem.

- Aris – na myśl o tym rycerzu radośniej zabiło jego serce. To on go znalazł w lesie, kiedy chłopiec błąkał się wiele dni, bojąc się wyjść na trakt. Jednej nocy zasnął tuż przy nim i obudził go dopiero hałas dobiegający z drogi. Kiedy otworzył oczy, ujrzał dwóch jeźdźców ubranych w fioletowe zbroje i wyglądających bardzo dostojnie. Młodszy z nich zeskoczył z konia i podszedł do niego. Arkan chwycił miecz i krzycząc – nie zabijajcie mnie – chciał uciec do lasu. Chwycony w mocarne ramiona szamotał się, aż w końcu padł bez sił.

Kiedy się ocknął, leżał nakryty kocem tuż przy ognisku. Przerażony chciał uciec, ale ciężka ręka starszego z nich powstrzymała go.

- Siedź spokojnie, nic Ci nie grozi - ton jego głosu był stanowczy, ale i ciepły. To pod jego wpływem Arkan usiadł i skulił się, ale już nie chciał uciekać, ale nadal był tak przerażony, że nie potrafił opanować drżenia rąk i nóg.

Kiedy później dostał jeść i pić uspokoił się i zagadnięty przez rycerzy opowiedział o tym, co przeżył. Obaj słuchali, nic nie mówiąc. Kiedy skończył swą chaotyczną opowieść, pospuszczali głowy, ale widać było, że nie chcą mu wierzyć. Myśleli, że zwariował.

 

Znów ktoś otworzył drzwi, przeszedł komnatę i wyszedł innymi drzwiami.

- Dość na dzisiaj podglądania zakonników – powiedział Arkan po cichu, delikatnie stąpając cofnął się.

- Jakie to szczęście — pomyślał — że udało mi się odkryć te tunele. A odbyło się to całkiem przypadkowo. Chłopiec biegł wzdłuż jednego z korytarzy na I piętrze, uciekając przed Tarem, pomocnikiem kucharza, tępym osiłkiem o głupim wyrazie twarzy. Ten podobny bardziej do niedźwiedzia niż człowieka chłopak nie lubił Arkana, który często robił mu różne kawały. Ale po ostatnim, kiedy to Taren wpadł do małego bajorka, skończyły się żarty. Pomocnik kucharza ryknął na całe gardło, że zabije Arkana i od tej pory starał się go dopaść. Biegnąc, młodzieniec wpadł do pierwszego z brzegu pokoju i nie zauważył stojącego tuż przy drzwiach kufra. Potknął się o niego i całym impetem wpadł na spory regał dębowy z książkami. Arkan całym ciężarem nacisnął na pięknie rzeźbioną głowę, ozdabiającą regał. W tym samym momencie stała się rzecz bardzo dziwna. Spora część regału z hukiem otworzyła się i ukazała się dziura w ścianie. Młodzieniec nie namyślając się, wskoczył do środka. Regał zamknął się tuż za nim. W chwilę później do pokoju wpadł Taren.

- Gdzie jesteś, mam Cię wypierdku, już mi nie uciekniesz ! - krzyczał, rozglądając się po pokoju. Był pewien, że widział Arkana wbiegającego tu przed chwilą. Jedna go tu nie było. Osiłek wzdrygnął tylko ramionami i wyszedł. Chłopiec szczęśliwy, że udało mu się po raz kolejny uciec, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co się stało. Zdziwiony zaczął się rozglądać.

- Znalazłem tajemne przejście – krzyknął równie oniemiały, co zdziwiony. Co dziwne, nie było w środku całkiem ciemno, raczej panował półmrok, który pozwalał widzieć drogę. Młodzieniec nie namyślając się długo, ruszył przed siebie. I już po chwili trafił na grubą pajęczynę. Odskoczył przestraszony.

- Widać, dawno nikt tu nie chodził – pomyślał i roześmiał się z tego odkrycia.

Teraz, w trzy miesiące po tym odkryciu znał już sporą część zamku, w którym rezydował Zakon Rycerzy Błękitnego Gryfa. Arkan każde wolne popołudnie wykorzystywał na wycieczki. Okazało się, że tunele prowadziły wzdłuż całego zamku. Można było nimi dojść prawie wszędzie. W kilku salach znalazł podobne figurki, dzięki którym mógł niezauważony wkraść się do wielu pomieszczeń, do których jako młody adept nie miał możliwości wejść. Kiedy tylko miał czas, wymykał się swoim opiekunom i znikał w czeluściach zamku.

Miał już uszykowanych kilka łuczyw, dzięki którym mógł wejść nawet tam, gdzie panowały całkowite ciemności. Teraz doszedł do północnego skrzydła zamku, tam, gdzie nie miał wstępu nikt poza mistrzami zakonu. Jak do tej pory był tam tylko raz, kiedy to dwaj zakonnicy, którzy go znaleźli w lesie przyprowadzili go do mistrza Harena, który był przełożonym Domu Północnego zakonu.

Z dwóch rycerzy, którzy uratowali go w lesie, młodszym był Jan Torr, a starszym mistrz Aris Fron de Vierr, jeden z największych mistrzów zakonu, kuzyn wielkiego mistrza Archema de Mollay. Obaj zmierzali do północnych siedzib zakonu, na coroczną inspekcję.

I choć reprezentował wielkiego mistrza, nie brał ze sobą licznej świty. Nie było takiej potrzeby. Czasy były spokojne. Od czasu wojny z pewnym księciem, który ogłosił się imperatorem, a którego rycerze zakonu pokonali w bitwie pod Vallan, panował niczym niezmącony spokój. Wszyscy okoliczni władcy zdawali sobie sprawę z potęgi zakonu. Niektórzy patrzyli niechętnym wzrokiem na ich bogactwo i potęgę , ale nikt nie odważyłby się zaatakować ich, bo taka napaść zakończyłaby się bez wątpienia krucjatą całego zgromadzenia. A to oznaczałoby klęskę, bo żadna armia, ani żaden zamek nie oparłby się sile zakonników. Jeśli zaś chodzi o panującego w Estlandzie księcia Enchilad, to jego stosunki z wielkim mistrzem były od dawna bardzo dobre. Obaj szanowali się.

Następne częściArkan Część II Arkan III Arkan IV

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Kim 24.02.2018
    Hellu. Zobaczmy, coś tam naskrobał :>
    "Mimo tego chłopiec stał jeszcze długo, nasłuchując, czy aby ktoś nie usłyszał przenikliwego głosu. " - głosu? raczej dźwięku, skoro chodzi o zgrzyt zawiasów
    "Ale chyba nie, bo przez dziury w ścianie, w które wpatrywał się, nie było widać żadnego ruchu." - nie lepiej 'w które się wpatrywał (...)' ?
    "Tajemne tunele, tak przypadkowo odkryte mogły sprowadzić na niego gniew któregoś z mistrzów zakonu" - uu zakon, mistrzowie, tunele, nononooooo
    "Gdyby go tu znaleźli, zostałby na pewno ukarany, a karą byłoby wydalenie z zakonu, w którym przebywał dopiero pół roku, choć wydawało się, że jest tu zaledwie kilka dni." - przebywać w zakonie brzmi dziwnie. Przebywać można np. na wakacjach albo za granicą .Przebywanie raczej oznacza bycie gdzieś ciałem, tak fizycznie. Chodzi o spędzanie czasu w przebywaniu gdzieś. W zakonie to raczej można tylko zwyczajnie 'być'
    "Kiedy widział te straszne sceny, ogarniała go fala panicznego strachu na przemian ze straszną złością." - strachu/straszną śmierdzi powtórzeniem
    "Młodzieniec ujrzał nagle nieżywego wuja i ogarnęła go czarna rozpacz." - czarna rozpacz i chuj. Biedny młodzieniec :(
    "Wokół leżały ciała kupców i ich rodzin, porąbanych strasznie." - w sensie porąbane strasznie bo chodziło o ciała, chyba że to rodziny były strasznie porąbane? :P
    "Rycerz podniósł dziecko lewą ręką, a prawą przeciął go prawie na pół mieczem." - przeciął je, bo chodziło o dziecko
    "Powoli zaczęło do niego docierać, że chyba mu się udało i jest już bezpieczny." - wywaliłabym jeden zaimek osobowy, bo 2 niepotrzebne. Wiadomo o kogo chodzi. Bohater jest sam.
    "- Siedź spokojnie, nic Ci nie grozi - ton jego głosu był stanowczy, ale i ciepły. " - zwroty grzeczniościowe - sio
    "- Dość na dzisiaj podglądania zakonników – Arkan po cichu, delikatnie stąpając cofnął się." - chyba brakuje słowa...? nie miało być 'powiedział Arkan po cichu (..)' ?
    "- Gdzie jesteś, mam Cię wypierdku, już mi nie uciekniesz !" - ty już wiesz co....
    "- Znalazłem tajemne przejście – krzyknął równie zaskoczony, co zdziwiony." - trochę masło maślane z tym równie zaskoczony, co zdziwiony, jak dla mnie. Może jakieś 'wstrząśnięty' lub 'oniemiały' by tu lepiej pasowało?
    No i koniec.
    Historia bardzo mocno uderza w moje klimaty. Zakony rycerskie - bomba. Uwielbiam. Czekam na dalsze części, bo jak na razie mamy tylko wieść o historii Arkana (która jest bardzo git) i tajemniczych tunelach (które jeszcze pewno swoją rolę odegrają). No i trochę o szefostwie w zakonie. Też spoko.
    Czekam na wincyj.
    Pozdrowionka :)
  • Ozar 24.02.2018
    Dzięki wielkie. Błędy zaraz poprawię!.
  • Kim 24.02.2018
    Ozar na spokojnie ;)
  • MarBe 25.02.2018
    Czekam na kolejne odsłony ciekawej historii.
  • Ozar 25.02.2018
    Dziękuje za wizytę.
  • Yukina 27.02.2018
    Em... Może nie do końca w moim stylu, ale fajne ⌒.⌒
  • Ozar 27.02.2018
    Dziękuję za wizytę i komentarz. Jak widzę jesteś tu nowa, więc witam serdecznie!!! Ja głównie pisze historię, proza to moja druga kochanka hahahah!
  • Ozar 27.02.2018
    Ozar Zapraszam do przeczytania choćby ciekawostek historycznych, tak dla każdego coś miłego!
  • Ewoile 25.03.2018
    Zgodnie z obietnicą przybywam z komentarzem. Wyraziłeś na to zgodę, tak więc postaram się nie patyczkować i pisać szczerze. Poydem i prochitayem!

    "Ale chyba nie, bo przez dziury w ścianie [...] Komnata za ścianą wydawała się pusta." - powtórzenie "ściany"

    "Tajemne tunele, tak przypadkowo odkryte mogły sprowadzić..." - "tak przypadkowo odkryte" jest wtrąceniem, dlatego oddzielamy je z dwóch stron przecinkiem

    "Gdyby go tu znaleźli, zostałby na pewno ukarany, a karą byłoby wydalenie z zakonu, w którym był dopiero pół roku, choć wydawało się, że jest tu zaledwie kilka dni." - tu mi troszkę zgrzyta, mamy: 2 x kara + 2 x był. Może coś w ten deseń: "Gdyby go tu znaleźli, zostałby na pewno ukarany, wydalonoby go z zakonu, w którym był dopiero pół roku, choć wydawało się, że jest tu zaledwie kilka dni."
    "Kiedy tak stał i zamknął oczy, przed nim stanął obraz karawany kupców prowadzonej przez jego wuja Rata." - na pewno dałabym to od nawego akapitu. Oprócz tego pierwsza czynność jest trwająca, natomiast druga do razu dokonana, mi osobiście to się gryzie. Dałabym albo "Kiedy tak stał i zamykał oczy, stawał przed nim obraz karawany...", albo po prostu "Zamknął oczy i momentalnie stanął przed nim obraz karawany...". Postawiłabym na drugą opcję.

    "Zmierzali traktem na północ, kiedy zostali napadnięci..." - od tego zdania, aż do końca retrospekcji brzmi to w obecnej formie, jakby akcja rozgrywała się teraz, w tym momencie, a to przecież tylko wspomnienia. Na radziłabym dodać takie zdanko: "Pamiętał to po dziś dzień/pamiętał to dokładnie - zmierzali traktem na północ, kiedy zostali napadnięci." I już wiadomo, że to wspomnienie nie tylko z domysłów, ale wynika to z samego tekstu.

    "Rabusie o dziwo znakomicie posługiwali się bronią" - dlaczego o dziwo? To rabusie, napadanie, walka i zabijanie to ich robota, gdyby byli w tym kiepscy, padliby w pierwszej lepszej zasadzce.

    "przeraziły go tak bardzo, że jeszcze dziś przechodziły mu ciarki po plecach" - to nie błąd, ale ładniej brzmiałoby "do dziś", pod rozwagę :)

    "w swojej siedzibie w Walons, gdzie mieścił się jego sklep i magazyn spowodowało" - po "sklep" przecineczek, to koniec wtrącenia.

    "Rycerz podniósł dziecko lewą ręką" - rycerz nie równa się zbój, nawet jeśli posługuje się mieczem. A z wcześniejszych informacji nie wynika, żeby to grupa rycerstwa napadła na karawanę. No i rycerze raczej, jeśli już byliby tacy źli, zaatakowaliby otwarcie np. szarżą. Wydaje mi się, że chciałeś uniknąć powtórzenia zbója, jeśli tak, był na to prostrzy sposób, bo synonimów jest naprawdę wiele, ot, kilka przykładowych na poczekaniu: oprych, opryszek, drab, rzezimieszek, łotr, grasant, to tak przykładowo, można jeszcze użyć słów bardziej "neutralnych" typu: woj, oprawca, napastnik, przeciwnik, szubrawiec, degenerat itp itd, tego jest naprawdę dużo. Nie masz pomysłu? Wchodzisz na tą cudną stronkę i masz, nic prostrzego: https://synonim.net/

    "- Nie dam się zarżnąć jak świnia - pomyślał. " - ten zapis sugeruje, że słowa te zostały wypowiedziane, nie pomyślane. Jeśli już to bez pierwszego dywiza.

    "- Co robić? Co robić? - jego myśli biegały po głowie jak stado oszalałego bydła" - to samo co wyżej, plus "," przed "jak". Zapamiętaj, przed jak zawsze przecineczek. Ps sama się tego ostatnio nauczyłam :)

    "Delikatnie usiadł" - jak siada się delikatnie? ;)) Może powoli, niepewnie albo ostrożnie?

    "sarna [...] równie zdziwiona, jak chłopiec patrzyła zaciekawiona" - to była zdziwiona, czy zaciekawiona - za dużo tych emocji. A jak znam sarny, w prawdziwym życiu, o ile nie wyczułaby człowieka, spieprzyłaby gdzie pieprz rośnie, gdy tylko by go zobaczyła XD No, ale może w twoim świecie sarny są odważniejsze :)

    " że to tylko zwierze." - brak ogonka

    ". Zamknął oczy i zaczął płakać tak długo, aż mu zabrakło łez.
    * * *
    Nagły dźwięk wyrwał chłopca z ponurych rozmyślań. Ktoś w komnacie otworzył drzwi." - przerywnik nie jest potrzebny, w końu to wszystko było retrospekcją wciśniętą w akcję w komnacie. Zastosowany przez Ciebie podział tekstu wprowadza czytelnika błąd, a do samego opowiadana - chaos. Proponuję przerzucić cały początek (akcję właściwą) za retrospekcję, a w niej samej nie wspominać, że to była retrospekcja, tylko opisać to w całości, jak akcję właściwą, jakby miało to miejsce teraz. Po retrospekcji można wtedy dać przerywnik w postaci trzech gwiazdek i wtedy dać właśnie ten wycięty początek i dokleić go do tego, jak tam ktoś go wytrącił z rozmyślań. Wtedy w zdaniu "Nagły dźwięk wyrwał chłopca z ponurych rozmyślań." - można dać coś w stylu "Nagły dźwięk wyrwał chłopca z rozmyślań, sprawił, że wspomnienia tego tragicznego dnia rozpłynęły się niczym sen." Taki przykładzik.

    Od "Aris – na myśl o tym rycerzu..." do "Myśleli, że zwariował." ciężko się połapać, bardzo chaotycznie i niezrozumiale opisane i zapisane. Nie wiadomo czy to przeskok akcji, czy kolejna retrospekcja. Musisz nad tym pokminić. Osobiście uważam, że jest kompletnie zbęda, na wzmiance o tym, że Aris go uratował bym skończyła. Ale jak wolisz.

    "- Siedź spokojnie, nic Ci nie grozi" - w prozie nie piszemy zwrotów grzecznościowych, nie ma dużych liter, to się tyczy tylko listów i emaili

    "na I piętrze," - oj, ktoś po łapach dostanie zaraz! Co to za zapis? Proszę się wytłumaczyć! Nie no żartuję, ale pamiętaj, że wszelkie liczby zapisujemy w opowiadaniach słownie. Chyba, że napiszesz tak: Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem "sala 115". Albo: Wziął telefon i wpisał numer "111 222 333". Wtedy tak, ale w innym przypadku nope.

    "Ten podobny bardziej do niedźwiedzia niż człowieka chłopak nie lubił Arkana," - to dobre zdanie na pokazanie ci istoty wtrąceń. Porównaj je z tym zdaniem: "Ten, podobny bardziej do niedźwiedzia niż człowieka chłopak, nie lubił Arkana,". Głównym zdaniem jest "ten nie lubił Arkana", a opis jego wyglądu to tylko wtrącenie, które trzeba odzielić przecinkami :)

    "Pomocnik kucharza ryknął na całe gardło, że zabije Arkana i od tej pory starał się go dopaść. Biegnąc, młodzieniec wpadł do pierwszego z brzegu pokoju i nie zauważył stojącego tuż przy drzwiach kufra. Potknął się o niego i całym impetem wpadł na spory regał dębowy z książkami." - Twoim problemem jest to, że dajesz zdecydowanie za dużo retrospekcji, ja już mam ich dość, to trzecia albo czwarta, a to dopiero pierwszy rozdział! Jeśli już dajesz ich tak dużo, nie opisuj każdej tak szczegółowo, to myli i męczy. Np rozpisywanie się z zacytowaną retrospekcją jest kompletnie niepotrzebne, można wspomnieć, że miało miejsce takie zdarzenie, ale nie opisywać, go jak odrębnej historii. Nie ma to żadnego znaczenia. To z tą karawaną miało sens, bo to przeszłość bohatera, istotne wydarzenie, które zmieniło jego życie i będzie miało wpływ na akcję, ale to, że zrobił psikusa kucharzowi i rozwodzenie się nad jego ucieczką jest zbędne. I do takich krótkich, nieistotnych retrospekcji nie wrzucaj dialogów. Można zacytować, że bohater pamięta, że ktoś coś powiedział, ale dialog zarezerwuj dla akcji właściwej albo czegoś, jak z karawaną - to była cała rozbudowana scena, więc tam miało to sens.

    "Obaj zmierzali do północnych siedzib zakonu, na coroczną inspekcję.
    I choć reprezentował wielkiego mistrza, nie brał ze sobą licznej świty" - czemu akapit w tym miejscu i o kim mowa, tam masz "obaj", a niżej jakby kontynuwacja i to w liczbie osobistej. Nie wiadomo o kogo chodzi.

    " Obaj szanowali się." - jeśli to zdanie kończące i nic po nim nie ma proponowałabym zapis "obaj się szanowali".

    Ogólnie masz lekkie problemy z podziałem tekstu na akapity. W większości są użyte dobrze, ale w wielu momentach tekst aż prosi się o przeniesienie do nowej linijki, bo np. dotyczy już kogoś zupełnie innego, innej akcji, myśli/opisu nie związanego z poprzednim zdaniem. Zwracaj uwagę przy podziale tekstu czy dane zdanie odnosi się do tego, co jest opisane przed nim. Np. mamy myśli bohatera: "Chciałbym pójść sb na kawę - pomyślał. Samochód koloru niebieskiego zatrzymał się obok kawiarni." Tu ewidentnie jedno zdanie nie ma związku z drugim, więc fragment o aucie wypieprzamy niżej ;) To akurat taki banalny przykład, ale miał zobrazować o co mi właściwie za-ten-teges. Może jeszcze jeden przykład na podstawie Twojego tekstu. Oryginał:
    "- Co robić? Co robić? - jego myśli biegały po głowie jak stado oszalałego bydła. Nagle tuż obok wozu pojawił się jeździec. Nachylił się, ruszył mieczem Rata, po czym pewny, że ten nie żyje, odjechał. Arkan wreszcie przemógł strach. Zdecydował się. Postanowił uciec do lasu. Trakt, którym jechali, otaczał gęsty bór i chłopiec miał cichą nadzieję, że zdąży przebiec te kilka kroków i schować się między drzewami. Podniósł głowę i bardzo powoli rozejrzał się po okolicy. W pobliżu wozu nie było nikogo. Miał szczęście."
    Moja propozycja podziału:
    "Co robić? Co robić? - jego myśli biegały po głowie, jak stado oszalałego bydła.
    Nagle tuż obok wozu pojawił się jeździec. Nachylił się, ruszył mieczem Rata, po czym pewny, że ten nie żyje, odjechał.
    Arkan wreszcie przemógł strach. Zdecydował się. Postanowił uciec do lasu. Trakt, którym jechali, otaczał gęsty bór i chłopiec miał cichą nadzieję, że zdąży przebiec te kilka kroków i schować się między drzewami. Podniósł głowę i bardzo powoli rozejrzał się po okolicy. W pobliżu wozu nie było nikogo. Miał szczęście."
    Może teraz będzie bardziej zrozumiale ;)

    Masz tendencję do nadużywania słowa "miecz". Wszędzie tylko miecze i miecze, są też inne rodzaje broni, dla różnorodności proponowałabym wprowadzenie jakichś noży, obuchów, siekierek, łuków czy kusz. A gdy już mowa koniecznie o mieczu, warto posługiwać się słownictwem z nim związanym np. klinga, ostrze, rękojeść, co nadaje wiarygodności tekstowi, pokazuje, że autor coś tam się zna, no i neutralizuje powtórzenia :)

    Co jeszcze? Na pewno nie można odmówić Ci opisów - radzisz sobie z nimi całkiem nieźle, nie ma tak, że jest ich za mało, czasem nawet za dużo (jak w przypadku tych nieszczęsnych retrospekcji, po drugiej oczy krzyczały dość). Ale musisz jeszcze nad nimi popracować - często wkrada się do nich chaos, że nie wiadomo kto daną czynność wykonuje, czy to się dzieje teraz, czy w przeszłości, czy to kontynuacja wątku, czy nie. Poza tym jak dla mnie za mało było w tym emocji - wiarygodnych emocji. To, że napiszesz, że chłopiec był przerażony, smutny, zły nie ma znaczenia, tego czytelnik nie kupi, ty musisz to pokazać jego zachowaniem, gestami, mimiką twarzy.

    Mam wrażenie, że chcesz pokazać i przekazać zbyt wiele informacji na raz, przez co tworzy się taki misz-masz. Musiz trochę hamować piętą i systematyzować akcję. Jeśli masz z tym problem, pisz sobie plany wydarzeń. Ja z nich korzystam, czasem nawet robię "rozdziałowy plan wydarzeń", w którym dany punkt jest danym rozdziałem i potem piszę rozdział według tego, co jest w punkcie. Przez to akcja ma logiczny początek i koniec, wszystko jest przemyślane, ma ręce i nogi. Spróbuj, może to Twój klucz do sukcesu :)

    O powtórzeniach, zapisie myśli, retrospekcjach i akapitach już pisałam, czy było coś jeszcze? A, przecinki, ale z nich sama nie jestem orłem. Tylko dobrze, że by ci ktoś sprawdzał i poprawiał, jak mi np Skryty pod niektórymi rozdziałami Obławy. Polecam.

    Ogólnie jest całkiem, całkiem. Widać, że fantasy to coś co lubisz, być może nawet kochasz i że pisanie jest dla Ciebie ważne. Ćwicz się, trenuj, dużo pisz, przyjmuj porady, podglądaj jak piszą inni (wiadomo, Ci lepsi, żebyś ze poziomu przypadkiem nie zaniżył XD), no i czytaj. Nie tylko na opowi, ale i normalnych pisarzy. To dużo daje.
    Uff, ale się napisałam. Palce mi zdrętwiały. Mam nadzieję, że było warto :)
    Pozdrawiam, Ewoile~
  • Ozar 25.03.2018
    Ja pie...... kufa jestem Ci wdzięczny bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo za tak wnikliwy przegląd Arkana. Myślałem że juz Kim wy.łapa.ła wsio a tu aż tyle błędów. Masakra. Ale wsio poprawię. Jestem twoim wielbicielem na następne sto lat!!!!
  • Ewoile 26.03.2018
    Ozar, no, to w takim razie cieszę się bardzo, że robota i czas nie poszły na marne i że wyciągniesz z tego coś na przyszłość - to chyba najpiękniejsza cecha konstruktywnej krytyki. Ja znalazłam się na poziomie jakim jestem, prócz pracy, dzięki takiej krytyce właśnie. Tutejsze, opowijskie bitwy na prozę masę rzeczy mnie nauczyły, naprawdę. Jeśli będą organizować spróbuj swoich sił, dostaniesz coś podobnego, co ode mnie tylko może nawet szczegółowiej i po jakimś czasie sam zaczniesz się łapać na tym, że zwracasz uwagę na to, na co wcześniej w ogóle nie patrzyłeś ;)
    Haha, to trzymam za słowo. W ramach wdzięczności i podzięki możesz czytać i komentować moje pracki, chociaż i tak to robisz xd
    Do Majora zajrzę, ale nie mówię kiedy. Wlecę jak kartkówka. Znienacka.
  • Ozar 25.03.2018
    Mam prośbę kuknij na Majora Kuzniecowa i zobacz bez opisywania czy takie klimaty nie idą mi lepiej?
  • Pontàrú 27.09.2019
    Najpierw parę uwag:
    1. Bardzo często w tekście pojawiają się powtórzenia. Już chociażby na samym początku
    2. " na I piętrze". Sugeruję zapis słowny a nie liczbowy, gdyż taki jest częściej w tekstach spotykany. Liczbowo zapisuje się w zasadzie tylko daty lub ewentualnie liczebności (na przykład wojsk w postaci "100 tys."
    3. Czasami stosujesz dość dziwne inwersje. Bardzo często "go" ląduje na końcu zdania co nie do końca jest po prostu estetyczne. Tak samo "spory regał dębowy z książkami." Lepiej brzmi spory, dębowy regał z książkami.
    4. Czasami pojawiają się błędy edycyjne, jak ja to nazywam, to znaczy brak spacji po przecinku, rozpoczynanie zdania z małej litery lub spacja przed znakiem przystankowym.

    Opuszczając już uwagi. Udało ci się stworzyć fajny klimacik. Dobrze opisałeś historię głównego bohatera. Dzięki temu wiemy jak znalazł się w zakonie oraz jakie miał dzieciństwo. Nie wiemy natomiast jaki jest teraz, co zmusza czytelnika do zajrzenia do kolejnej części i stawia przed odwiedzającym Opowi wiele pytań. Ode mnie 4 za ten tekst bo niestety trochę tych błędów się pojawia. Widzę też, że to tekst niemalże z przed dwóch lat także jeśli masz to już gdzieś indziej poprawione to nie będę się aż tak czepiać.

    PS. Na maila powinieneś dostać pracę o którą pytałeś. Dziękuję, że zdecydowałeś się mi pomóc :)
  • Ozar 28.09.2019
    Pontaru Dzięki za wpadnięcie i komentarz. tak naprawdę to tekst z lat 1993-95, bo wtedy pisałem powieść fantasy. Arkan to jedna z postaci tej fantasy. Nim jednak wrzuciłem ją na opowi starałem się w miarę możliwości poprawić tekst, ale jak zwykle nie wszystko widzę i dlatego ciesze się jaki ktoś wykaże błędy, bo wtedy można je poprawić.Co do błędów do oczywiście poprawię. Jak już pisałem Arkan to moje ukochane dziecko i dlatego każdy komentarz jest dla mnie cenny. Chciałbym go pociągnąć dalej i pewnie tak zrobię.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania