Poprzednie częściArkan Część I

Arkan Część II

Arkan

Część II

Książę nie wtrącał się do spraw zakonu, a rycerze zakonni Archema pilnowali w księstwie porządku i prawa, a także strzegli wszystkich okolicznych granic. Patrole cały czas przemierzały przez drogi i trakty wszystkich okolicznych księstw.

Dzięki temu już od wielu lat w Estlandzie i okolicznych księstwach panował spokój, a sława rycerzy jako niepokonanych w boju tylko im to zadanie ułatwiała.

Taka sytuacja była na rękę wszystkim władcom, dzięki czemu nie było większych konfliktów, a te, które wybuchały, zostawały bardzo szybko i stanowczo likwidowane przez zakon. Jednak od kilku lat nie było większych zatargów między sąsiadami, to też życie rycerzy zakonnych było dość spokojne i monotonne.

Aby sprawdzić, czy ta nuda nie wpływa źle na braciszków, wielki mistrz wysyłał swoich wysłanników, aby sprawdzali czujność i zaangażowanie rycerzy zakonnych. Takim wysłannikiem był mistrz de Vierr, który pełnił w zakonie funkcję inkwizytora i jak co roku objeżdżał jedną siedzibę za drugą. Zazwyczaj odbywało się to bez większych problemów, dlatego, kiedy w lesie spotkał chłopca, nie mógł uwierzyć w napad. Lecz kiedy w trójkę dotarli na miejsce, ujrzeli resztki karawany i kilkanaście zmasakrowanych ciał. Wśród nich Arkan rozpoznał wuja i ciotkę. Nie było to dla niego miłe przeżycie. Młodzieniec rozpłakał się i długo nie mógł się opanować.

Wszystkich zabitych pochowali we wspólnej mogile, zasypując ją kamieniami, aby żaden drapieżnik jej nie odkopał. Kiedy już skończyli, usiedli przy ognisku. Nikt się nie odzywał. Stary mistrz nie mógł pojąć, kto dokonał tak ohydnej zbrodni. Był zszokowany tym, co zobaczył. Ale najbardziej uderzyła go, doświadczonego przecież żołnierza bestialstwo, z jakim zabito kupców. Niektóre ciała były wręcz porąbane na kawałki. Utkwiły mu także w pamięci słowa Arkana, który twierdził, że ci zbóje bardzo dobrze władali bronią. Coś tu nie pasowało. Zbóje zazwyczaj nie potrafią dobrze walczyć. Liczą raczej na swoją przewagę liczebną i zaskoczenie. A chłopiec twierdził, że walczyli bardzo dobrze i do tego te stroje i maski. To już całkowicie nie pasowało do zwykłego zbójeckiego napadu.

Z wozów zniknęły wszystkie towary, a także duża dębowa skrzynia, w której Rat trzymał złoto. De Vierr długo stał, przypatrując się pobojowisku, aż w końcu dał znak i ruszyli na północ. Zmierzali do siedziby zakonu w zamku Walons, gdzie rezydował przyjaciel mistrza Haar Haren. Kiedy dotarli, stary mistrz powitał bardzo ciepło i serdecznie obu braci, a nawet skinął głową w stronę chłopca. Aris Fron przedstawił Arkana jako sierotę, któremu zaraza zabrała rodzinę i który bardzo chce zostać rycerzem. Haren nie był tym zachwycony, ale nie chcąc obrazić starego przyjaciela, zgodził się przyjąć chłopca do służby. Nie padło ani słowo o napaści. Aris nakazał chłopcu, aby nikomu o tym nie mówił, co bardzo zdziwiło Arkana, ale przyrzekł i słowa dotrzymał. Wszystkim, którzy go pytali, mówił tylko o zarazie. tak zapadły mu w pamięć słowa inkwizytora:

- Nie mów o tym nikomu ani słowa, niech to zostanie naszą tajemnicą. Być może kiedyś ktoś zechce spytać o napad. Jeśli tak, to będzie znał hasło. Jak miał na imię twój wuj?

- Rat Panie — odparł zdziwiony Arkan.

- Wiem, że pamiętać będziesz to imię, bo to dla ciebie bolesne, ale nie chcę wymyślać czegoś, co za chwilę zapomnisz. Tylko człowiekowi, który wymieni to imię, opowiesz, co widziałeś chłopcze. Rozumiesz?

- Tak Panie! - cicho odparł jeszcze bardziej zdziwiony.

- Wiesz mi, tak będzie lepiej i dla mnie i dla Ciebie. Jedno Ci mogę obiecać, dowiem się prędzej, czy później kto dokonał tego napadu i wtedy poniesie zasłużoną karę — dodał bardzo ostro de Vierr.

- Wierzę Ci Panie i dziękuje za wszystko.

Tak został w zakonie, a to wiązało się z wieloma obowiązkami i ćwiczeniami, ale pozwalało Arkanowi powoli zapomnieć o strasznej przeszłości. Od tego czasu pracował, uczył się pisać, walczyć bronią, a także słuchał opowieści o wielkich czynach braciszków, które bardzo chętnie opowiadał mistrz Orester, staruszek zajmujący się zakonną biblioteką.

Był bardzo miły i mógł całymi godzinami snuć opowieści, o czynach rycerzy zakonu przez wszystkie lata swojej służby.

Takim dziwnym zrządzeniem losu młodzieniec został jednym z trzech młodych adeptów przygotowujących się do bycia rycerzami zakonnymi. Pozostali dwaj byli starsi i przebywali tu już od dwóch lat i jak twierdził opiekujący się nimi mistrz, już niedługo mieli zostać mianowani na pierwszy stopień zakonny.

* * *

Wieczorem Arkan oblał zawiasy oliwą, aby następnego dnia już tak głośno nie skrzypiały. Następnego dnia po południu chłopiec delikatnie dotknął klamki i pociągnął. Drzwi skrzypnęły, ale już dużo ciszej. Młodzieniec otwarł je i wszedł do ciemnego korytarza. Był w najstarszej części zamku. Tu nie mieli wstępu ani adepci, ani większość służby.

Były tu kaplice, gdzie modlili się mistrzowie. Czuć było, że powietrze jest tu ciężkie i duszące. Przez chwilę ciężko mu było oddychać, ale po kilku głębszych oddechach ruszył dalej. Od razu spostrzegł, że znajduje się w innej części zamku. Tu nie było już ścian zbudowanych z ociosanych kamieni, równych i starannie dobranych. Te ściany zbudowane były z wielkich nieobrobionych kamieni, w niektórych miejscach poprzecinane rysami pęknięć. Wiedział, że to co ogląda musiało być najstarszą częścią zamku, powstałą kiedy pierwsi bracia zawitali w te okolice.

Kiedy przeszedł kilka kroków zrobiło się całkiem ciemno i musiał zapalić łuczywo. Z tym słabym światłem ruszył dalej, aż trafił na schody, wiodące w dół. Szedł nimi bardzo długo, tak że wydawało mu się że się nigdy nie skoczą. Naraz zatrzymał się. W świetle łuczywa dostrzegł kratę. Grube na palec żelazne pręty zamykały przejście. Arkan podszedł bliżej i zaczął przyglądać się kracie. Wyglądała bardzo solidnie. Nie było żadnego zamka, ani kłódki, a jej żelazne pręty wchodziły w skałę.

- Krata!, Po co tu krata? - młodzieniec szepnął zdziwiony.

- No nic, trzeba wracać, jutro zobaczymy co z tym zrobić - odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.

Następnego dnia, jak zwykle udało mu się wejść do tuneli i trafić pod kratę. Tym razem obejrzał dokładnie zamocowanie żelaznych prętów. Potrząsnął nimi kilka razy. Obsypały się kawałki kamieni. Arkan złapał kratę tuż przy ścianie i szarpnął z całej siły raz, drugi, trzeci. Zamocowane wiele lat w skale obluzowały się. Lata trwania w wilgotnym kamieniu zrobiły swoje. Po kilku minutach był spocony, ale szczęśliwie udało mu się wyrwać prawą część kraty, wraz ze sporym kamieniem. Teraz tylko pozostało jeszcze trochę ją odgiąć i już będzie mógł się przecisnąć.

Po chwili udało się i droga stała otworem. Poczekał jeszcze chwilę, aż wrócił normalny oddech i ruszył w głąb ciemnego korytarza. Co chwila trafiał na gęste pajęczyny, które przypalał łuczywem. Nie lubił pająków, a te które tu mieszkały musiały być sporych rozmiarów.

Korytarz był bardzo długi i lekko opadał w dół. Naraz ujrzał blade światło. Wiedział, co to oznacza. Dotarł do jakieś komnaty. Odłożył łuczywo, które mogło go zdradzić i cicho podszedł do ściany. Przez małe dziurki niewiele mógł dostrzec. Jedno, co rzuciło mu się w oczy to czerwień ścian. Cała komnata pomalowana była na jaskrawo czerwony kolor. Czegoś takiego nie widział jeszcze w zamku. Na szczęście otwory służące jak sądził do wentylacji były w tym pomieszczeniu całkiem spore. Podszedł kilka kroków dalej. To co ujrzał zaparło mu dech w piersiach.

Przy ścianie stał wykonany z czarnego kamienia sarkofag, oświetlony światłami świec palących się obok. Było ich znacznie więcej, ale tylko kilka paliło się. Naraz poczuł falę zimna tak nienaturalnego, że aż przeszły go ciarki.

- Co to może być? Taki dziwne zimno przenikające ciało - wyszeptał cicho.

Arkan poczuł pierwszy raz od dawna przenikający go strach tak wielki, że prawie przestał oddychać.

- Gdzie ja jestem, to pewnie podziemia zamku – pomyślał i już chciał odejść z tego dziwnego miejsca, gdy nagle usłyszał jakiś hałas. Ktoś wszedł do komnaty. Chłopiec szybko odsunął się od ściany tak, aby nie zostać zauważonym, ale nie zbyt daleko, żeby jeszcze coś widzieć. Przez chwilę nie nie mógł dostrzec, kto wszedł, ale kiedy postać zbliżyła się do ściany za którą stał Arkan , oczy chłopca prawie wyszły z orbit, a ciało przebiegł dreszcz przerażenia. Kilka kroków od niego stał rycerz ubrany na czarno z srebrną maską na twarzy, taką samą jaką mieli ci, którzy napadli na karawanę.

- A więc to zakon! Nie! To niemożliwe! - w głowie młodzieńca setki myśli tworzyły wielki zamęt. Arkan był tak zszokowany, że dopiero po chwili dojrzał drugą postać. Był to olbrzymich rozmiarów mąż, a jego postura od razu wydała się znajoma chłopcu.

- To ten, ten który zabił Rata, jestem pewien, takiego olbrzyma nie da się zapomnieć – teraz już złość zaczęła wypierać strach. Te dwa uczucia tak zawładnęły młodzieńcem, że podszedł do samej ściany. I wtedy dostrzegł że rycerz ma przy boku wielki dwuręczny miecz z czerwonym kamieniem na końcu rękojeści. Tak ten miecz również pamiętał, bo tylko raz w życiu widział tak długie ostrze.

- Co robić? Co robić? Muszę komuś o tym powiedzieć! Tylko komu? - Arkan nie potrafił zebrać myśli.

- Aris... . Tak, jemu można było zaufać – przebiegło mu po głowie. Ale inkwizytor był daleko stąd i chłopiec tak naprawdę nawet nie wiedział gdzie go szukać. Stał tak oniemiały i patrzył.

Nagle drugi rycerz spojrzał na ścianę za która stał chłopiec, podniósł rękę i wskazał na nią wychudłym palcem mrucząc coś pod nosem. W tej samej chwili Arkan poczuł ogarniające go uczucie zimna i odrętwienia. Coś niczym stalowa obręcz zaczęło ściskać jego ciało. Nie mógł ruszyć ani rękami, ani nogami, a jego wzrok stawał się mętny. Czuł, że za chwilę upadnie zemdlony. Kiedy już miał paść na kamienną podłogę do komnaty ktoś wszedł. Rycerze odwrócili głowy.

W komnacie stanął bardzo niski człowiek w szerokim kapturze. Rycerze jak na komendę uklękli na jedno kolano.

- Witaj czcigodny mistrzu - cicho przywitał przybysza olbrzym w masce.

Przybysz podszedł do sarkofagu i odchylił kaptur. Młodzieniec ujrzał zmęczoną twarz o wielu zmarszczkach. Była bardzo wysuszona i przypominała stare pergaminy, które Arkan często przeglądał w bibliotece. Jednak tym co przeraziło młodzieńca były oczy przybysza. Były całkowicie czarne. Nie miały źrenic. Arkan czuł jak lodowate igły wbijają się w jego ciało. Na szczęście w tej samej chwili ściskające go okowy zelżały i mógł wreszcie głęboko odetchnąć. Chwiejnymi nogami cofnął się pod ścianę i zaczął normalnie oddychać. Powoli przychodził do siebie i w pierwszej chwili chciał rzucić się do ucieczki od tych strasznych ludzi i tego dziwnego miejsca. Miał jednak dziwne przeczucie, że mimo wszystko nie został odkryty. Ogromny paraliżujący strach walczył w nim z jeszcze większą ciekawością. Arkan zdawał sobie sprawę, że jeśli go znajdą to na pewno zabiją i to pewnie w bestialski sposób.

Naraz dobiegł go głośny syk i znów uderzyła go fala przenikliwego zimna. Usłyszał jakiś ruch i mimo ogromnego strachu postanowił cicho podejść do otworów w ścianie. To co zobaczył bardziej go zdziwiło, niż przestraszyło. Do komnaty weszła postać w czarnym płaszczu szczelnie zakrywającym całe ciało. Na głowie miała duży kaptur. Kiedy podeszła do sarkofagu Arkan usłyszał dziwny charczący głos.

- Co masz dla mnie — przybysz wyciągnął białą kościstą dłoń i położył na sarkofagu duży zielony kamień. Arkan nie widział go zbyt dokładnie, bo tę część sarkofagu zasłaniał olbrzym.

- Co to jest mistrzu? - zapytał rycerz w srebrnej masce.

- Zielone Oko z Walau, Ozar zdobył go dla mnie — głos starca był zadziwiająco mocny i stanowczy.

- Teraz jeszcze tylko Czarny Sztylet i Białe Oko – mówiąc to podniósł prawą rękę i palcem wskazującym wskazał na postać w płaszczu.

- Teraz pójdziesz do tej zielonej wiedźmy Melkany, mieszka sama w Starej Puszczy niedaleko ruin zamku w Bester. Wiesz, gdzie to jest?

- Tak panie – głos był ledwie słyszalny i miał dziwny akcent.

- Idź tam i zabierz jej Białe Oko

Postać w czarnym płaszczu ukłoniła się i odwróciła, zdejmując kaptur. Arkan z przerażeniem zobaczył całkowicie pozbawioną skóry białą czaszkę. To było dla niego już zbyt wiele i bezwiednie krzyknął ze strachu. Momentalnie wszystkie głowy skierowały się w stronę ściany, za którą stał. Młodzieniec rzucił się do ucieczki. Biegł i biegł, aż dotarł do kraty, a później do drzwi. Kiedy już znalazł się w swoim pokoju jeszcze długo trząsł się ze strachu.

Kiedy wreszcie trochę ochłonął zaczął zastanawiać się co robić, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Chciał już wybiec tak jak stał i ruszyć na poszukiwanie Arisa, kiedy pewna myśl przyszła mu do głowy. Jedynym mistrzem, którego lubił i szanował Arkan był staruszek Orester, najstarszy z rycerzy zakonnych. Ten mistrz gawędy zawsze był uśmiechnięty i traktował młodych adeptów bardzo dobrze. Jego opowieści były zawsze bardzo ciekawe, a pamięć miał zadziwiająco dobrą jak na swój wiek. Młodzieniec postanowił powiedzieć mu o swoim odkryciu i poprosić starego mistrza o radę i pomoc. Miał nadziej, że ten powie mu gdzie szukać Arisa. Kiedy już podjął decyzję uspokoił się trochę, pewny, to słuszna decyzja. Niestety musiał czekać aż do wieczora dnia następnego, gdyż choć był kilka razy w bibliotece, nie zastał tam Orestera. Wreszcie, idąc tam po raz kolejny usłyszał głos starego mistrza, który swym ciepłym głosem opowiadał jednemu z młodszych rycerzy jakąś ciekawą i zabawną historię, bo ten, co chwila wybuchał śmiechem.

Arkan wszedł cicho do biblioteki i usiadł z boku. Musiał poczekać, aż opowieść się skończy i rycerz wyjdzie. Nie łatwo mu było czekać, bo chciał jak najszybciej podzielić się swoimi odkryciem ze staruszkiem. Minęło jednak sporo czasu, gdy rycerz dziękując staremu mistrzowi wyszedł roześmiany. Chłopiec podszedł cicho do Orestera i szepnął.

- Mistrzu, muszę Ci powiedzieć coś bardzo ważnego! Proszę wysłuchaj mnie!

- Siadaj chłopcze i mów – odparł z uśmiechem staruszek. Jednak kiedy chłopiec zaczął swoją opowieść uśmiech zniknął z jego twarzy. Nic nie mówił, to też Arkan rzucając słowa z szybkością huraganu, bardzo szybko doszedł do odkrycia tuneli. Słysząc to Orester westchnął cicho.

- Znam je, kiedyś nimi chodziłem! - tu uśmiechnął się jakby coś sobie przypominając. Gdy chłopiec zaczął mówić o podziemiach, ludziach w maskach i sarkofagu, stary mistrz spoważniał, ale nie przerywał opowieści. Wreszcie Arkan skończył swoją opowieść i po chwili cicho zapytał.

- Mistrzu! Co mam robić?

Orester nie odpowiedział, zamknął oczy i tak siedział przez długą chwilę. Młodzieniec już myślał, że rycerz zasnął, ale naraz otworzył oczy i rzekł głosem, surowym i twardym, o co pewnie nikt by go nie podejrzewał.

- Oni myślą, że jestem stary i głupi, ale ja od dawna wiem, co robią ci przeklęci braciszkowie. Uprawiają czarną magię, odwrócili się od jedynego Pana.

- Wiedziałeś mistrzu!? - krzyknął Arkan z niedowierzaniem.

- Tak chłopcze, wiedziałem, że czczą stare bóstwa, ale teraz to już bardzo poważna sprawa. To, co widziałeś oznacza, że prawdopodobnie ożywili, albo wskrzesili jakiegoś czarnoksiężnika, albo demona. A ta istota z białą czaszką to Ozar, jeden z najgorszych i krwiożerczych istot, jakie kiedykolwiek chodziły po tej ziemi. To samo zło, stworzone przez dawnych czarodziei którzy przeszli na tamtą, złą stronę. Stworzony z czarnej magii przy pomocy potężnych zaklęć. A służy tylko tym którzy mają większą moc od niego, a wierz mi chłopcze niewielu takich było. Jednak teraz ktoś taki istnieje i to stanowi wielkie zagrożenie dla nas wszystkich – starzec pokiwał głową.

Następne częściArkan III Arkan IV

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Yukina 28.02.2018
    Druga część spodobała mi się tak jak pierwsza, czekam na kolejne ⌒.⌒
  • Ozar 28.02.2018
    Dziękuje za wizytę i komentarz.
  • MarBe 04.03.2018
    Czy już powinienem się bać?
  • Ozar 04.03.2018
    Hahahahaha nie. Dopiero następny odcinek napawa strachem.
  • Kim 07.03.2018
    Jestem, Ozarro.
    To jedziemy.
    1) "Książę nie wtrącał się do spraw zakonu, a rycerze zakonni Archema pilnowali w księstwie porządku i prawa, a także strzegli wszystkich okolicznych granic, a ich patrole cały czas przemierzały przez drogi i trakty wszystkich okolicznych księstw." - ciachnęłabym wpół tego kaszalota, bo żeś 3x 'a' zastosował. Zatem sugeruję jakoś tak na przykład: "(...) porządku i prawa. Strzegli także wszystkich (...)"
    2) "Taka sytuacja była na rękę wszystkim władcom, dzięki czemu nie było większych konfliktów, a te, które wybuchały, były bardzo szybko i stanowczo likwidowane przez zakon" - było/była/były powtórzena. No a zdanie dalej: "(...) życie rycerzy zakonnych było dość spokojne i monotonne."
    3) "Aby sprawdzić, czy ta nuda nie wpływa źle na braciszków, wielki mistrz wysyłał swoich wysłanników, aby sprawdzali czujność i zaangażowanie braci." - braciszków/braci, cóż... to nadal jest powtórzenie
    4) "Wszystkich zabitych pochowali we wspólnej mogile, zasypując mogiłę kamieniami, aby żaden drapieżnik jej nie odkopał" - mogile/mogiłę powtórzenie
    5) "- Wiem, że pamiętać będziesz to imię, bo choć to dla Ciebie bolesne, ale nie chcę wymyślać czegoś, co za chwilę zapomnisz." - zwrot grzecznościowy do dezintegracji (dalej też pojawia się kilka)
    6) "(...) a także słuchał opowieści o wielkich czynach braciszków, które bardzo chętnie opowiadał mistrz Orester, staruszek zajmujący się zakonną biblioteką. Był bardzo miły i mógł całymi godzinami snuć opowieści, o których czynach dokonali rycerze (...)" - czynach/czynach powtórzenie
    7) "Wieczorem Arkan oblał zawiasy oliwą, aby do następnego dnia naoliwiły się i już tak głośno nie skrzypiały." - oliwą/naoliwiły hmmm takie trochę maślane masło
    8) "- Krata???, Po co tu krata ? - młodzieniec szepnął zdziwiony." - raczej bym sie pokusiła o jeden znak zapytania ewentualnie takowy z wykrzyknikiem. I przecinek się tam wkradł tak dziwnie.
    9) "Korytarz był bardzo długi i i lekko opadał w dół." - jedno 'i' do usunięcia
    10) "- Co to może być? Taki dziwne zimno przenikające ciało- wyszeptał cicho." - brakuje spacji przy drugim myślniku
    11) "(...) Arkan , oczy chłopca prawie wyszły z orbit, a ciało przebiegł dreszcz przerażenia." - spacja po lewej od pierwszego przecinka do usunięcia
    12) "Chłopiec był tak zszokowany, że dopiero po chwili dojrzał drugą postać. Był to olbrzymich rozmiarów mąż, a jego postura od razu wydała się znajoma chłopcu." - chłopiec/chłopcu powtórzenie
    13) "Arkan nie potrafił zebrać myśli.
    - Aris... . Tak, jemu można było zaufać – ta myśl przebiegła mu po głowie." -myśli/myśl. Może po prostu 'przebiegło mu po głowie' ?
    14) "Nagle ten drugi rycerz spojrzał na ścianę za która stał chłopiec,(...)" - ten drugi brzmi trochę kolokwialnie, raczej 'ten' bym usunęła.
    15) "Naraz dobiegł go głośny syk i znów uderzyła go fala przenikliwego zimna." - go/go powtórzenie
    16) "Kiedy wreszcie trochę ochłonął zaczął zastanawiać się co robić. Ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. " - to raczej bym skleciła razem, w jedno zdanie, bo staramy się nie rozpoczynać zdań od 'ale'
    17) "Jedynym mistrzem, którego lubił i szanował Arkan był staruszek Orester, który był najstarszym z rycerzy zakonnych." - którego/ który i był/był. Może: "Jedynym mistrzem, którego lubił i szanował Arkan był staruszek Orester, najstarszy z rycerzy zakonnych".
    18) " Jego opowieści były zawsze bardzo ciekawe, a pamięć
    miał zadziwiająco dobrą jak na swój wiek. " - tu bez entera
    19) "Kiedy już podjął decyzję uspokoił się trochę, pewny, że podjął słuszną decyzję." - powtórzenie

    Uff, no dobra. Trochę tego jest, a i tak nie mam pewności, czy wypisałam wszystko.
    Fabuła mi się podoba, to się nie zmienia. Pojawia się sporo mrocznych postaci, w powietrzu wisi tajemnica. Czekam na ciąg dalszy.
    Musisz pilnować powtórzeń, bo jest ich sporo.
    Tyle ode mnie.
    Pozdrawiam.
  • Ozar 09.03.2018
    Kim jestem Ci ogromnie wdzięczny za tak dokładne sprawdzenie moich wypocin. Błędy poprawiłem. Jeśli mogę się jakoś zrewanżować to może masz jakiś temat z historii, albo polityki który Cię interesuje? Napisze specjalnie dla Ciebie, nawet jak nie będę go znał. Jeszcze raz wielkie dzięki za trud włożony w Arkana.
  • Kim 09.03.2018
    Hejo Ozarze! Trudne pytania zadajesz. Pomyślę i się odezwę. Powiedz lepiej kiedy nasmarujesz kolejną część Arkana? :)
  • Ozar 09.03.2018
    Kim Ona już jest od 23 lat. To fragmenty powieści fantasy, którą napisałem w latach 1993-95 a teraz staram się coś z tego zrobić.
  • Kim 09.03.2018
    Ozar wow! Fajnie, że ją odkopujesz. Ciężka robota. Też mam parę tekstów, które próbowałam odgruzować i... jak dla mnie to cięższa robota niż napisanie czegoś od zera. Masz całą historię już skończoną?
  • Ozar 09.03.2018
    Kim Mam, wersję z lat 90., ale niestety widać że to pisałem całkiem zielony. Teraz poprawiam, ale jak pokazałaś mi dalej są błędy.
  • Kim 09.03.2018
    Ozar no to w wolnej chwili popraw następny rozdział i wrzuć! Z chęcią zapoznam się z dalszymi losami Arkana.
  • Ozar 09.03.2018
    Kim Dzięki wielkie. Wrzucę jutro.
  • Ozar 09.03.2018
    Ozar Juz jest Arkan III dedykowany tobie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania