Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Bezpłatni Mordercy, czyli Rurką i Kijem: Rozdział II
Przez krótką wieczność wsłuchiwał się w sygnał przekierowywania połączeń. Ręce cały czas mu drżały. No dobrze, Rurka, weź się w garść - przemówił do siebie w myślach i akurat wtedy ktoś po drugiej stronie odebrał.
- Bezpłatni Mordercy spółka z o.o. Proszę podać hasło. - Włodzimierz usłyszał głos, który ewidentnie przepuszczono przez modulator, tak że brzmiał jak Darth Vader lekko ściśnięty za jądra.
- Kij…? - Spróbował użyć hasła zapisanego w książce, cokolwiek miało ono znaczyć. Na parę chwil zapanowała cisza.
- Oczywiście. Już łączę.
Rurka oblizał się nerwowo. Nie miał bladego pojęcia, co się dzieje, ale było zbyt późno, by się wycofać.
Minęła jeszcze jedna o wiele zbyt długa chwila, zanim w słuchawce rozbrzmiał kolejny zmodulowany głos. Ten z kolei przywodził na myśl Samuela L. Jacksona po połknięciu szczotki drucianej.
- Witam serdecznie szanownego pana Rurkę. Kopę lat! W czym mogę pomóc tym razem?
- Ja, no tego, jestem synem - wydusił z siebie Włodek po chwili milczenia. - Znalazłem numer w książce i nie wiem, zasadniczo, o co chodzi.
Druciany Jackson odetchnął głośno parę razy, pewnie zastanawiając się, co powiedzieć. Rurka z każdą chwilą denerwował się coraz bardziej - nawet procenty we krwi nie wpłynęły na niego uspokajająco.
- Ponieważ jest pan synem naszego stałego klienta - odezwał się wreszcie jego rozmówca - myślę, że mogę panu zaufać. Ta linia telefoniczna jest zaszyfrowana i nikt nie może podsłuchać naszej rozmowy, nawet Zakon Illuminatów, mimo że inwigilują zdecydowaną większość połączeń.
- Oni istnieją? - pisnął Rurka.
- Naturalnie. Przejdźmy jednak do sedna. W przestępczym półświatku jestem znany pod wieloma pseudonimami, lecz pańskiemu ojcu przedstawiłem się jako Kij. Wraz z gronem innych typów spod ciemnej gwiazdy prowadzę działalność, że tak powiem, kryminalno-charytatywną. Istniejemy w każdej polskiej miejscowości powiązanej z ruską mafią: Warszawa, Wołomin, Pruszków, Dziadowa Kłoda, co tylko pan chcesz.
- W Łodzi też…?
- W Łodzi przede wszystkim, szanowny panie. W Łodzi przede wszystkim.
- Proszę kontynuować - wykrztusił Włodzimierz. Kij nabrał powietrza do płuc i ponownie zaczął mówić.
- Większość świadczonych przez nas usług to pozbywanie się niewygodnych osób bez pobrania żadnych kosztów finansowych. Naszą jedyną zapłatą jest uśmiech na czyjejś twarzy, rozumie pan. Dobre nastroje społeczne to nasz priorytet. I w ogóle. Oczywiście nie obsługujemy, kogo popadnie! Jedynie zaufane osoby, o pozytywnym nastawieniu do postradzieckiej mafii - mówię właśnie o kimś takim, jak pański ojciec, panie…?
- W-w-włodzimierz.
- Panie Włodku. Jeśli będzie pan kiedykolwiek potrzebował kogoś do, hm, sprzątnięcia brudów… wie pan, co robić.
Rurkę dosłownie wbiło w fotel. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Mówi pan więc, że za darmo… - sapnął, ocierając pot z czoła.
- W istocie. Zero kosztów - zapewnił go Kij. To brzmiało niesłychanie kusząco, ale Rurka nadal walczył z poczuciem winy i…
Wdech. Wydech. To twoja prawdopodobnie jedyna szansa na utrzymanie Marianny przy sobie, Włodek. Nie spieprz tego - pouczył samego siebie. Ktoś w końcu musiał to zrobić.
- W t-t-takim razie... chciałbym złożyć zamówienie.
Komentarze (5)
Ps. Widzę, że stosujesz te odstępy. Dobrze, że masz swoje zdanie.
Ave
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania